I - Gorsze dni.

– Wiem, że pytam o to samo już któryś raz, prawdopodobnie bardzo ci się naprzykrzając, ale...dlaczego wszyscy nas tak nienawidzą? – w tym momencie Federico odwrócił się od okna pokoju hotelowego, w którym się znajdował i spojrzał na swego towarzysza – Czy w dzisiejszym świecie bycie dobrym jest niepożądane?

– Nie mogę ci na to odpowiedzieć, ponieważ sam tego nie rozumiem. Zachowują się tak, jakby ktoś kazał im wszystkim nas nienawidzić. – odpowiedział nieco mechanicznym głosem jego towarzysz.

Bowiem, mimo iż do grupy znajomych Federica, należało łącznie z nim samym, jedenaście osób, to dwunasty członek ekipy był robotem częściowo obdarzonym świadomością. Zardonic skonstruował go, oczywiście nie w stu procentach samodzielnie, aby mu pomagał, gdyż od pewnego momentu, jeszcze na długo przed wyruszeniem w podróż, miał tyle obowiązków, że sam sobie nie radził. Ten model został nazwany przez niego dumnie ADR-332 i od pewnego momentu stał się jego mechanicznym przyjacielem. Federico co prawda co jakiś czas stopniowo dobudowywał mu świadomość, ale nie miał w planach, aby ADR-332 kiedykolwiek zyskał pełną świadomość, gdyż po prostu się tego obawiał.


Jednak, chwilę po tej odpowiedzi, Zardonic westchnął, ponownie odwrócił się w kierunku okna i powiedział:

– A jeśli to prawda? Jeżeli jakiś zły do szpiku kości człowiek ich kontroluje aby nas zniszczyć? Wiem, to głupie, ale...jeżeli nasz koniec rzeczywiście jest bliski? Od jakiegoś czasu męczą mnie sny z tym związane. Sny...bardziej koszmary.

– Chyba nie wierzysz snom? Z tego co wiem, nigdy nie miałeś proroczych snów, więc nie ma powodów do zmartwień. – odpowiedział ADR-332.

– Ja wiem, ale te są inne, bardzo realne. Jakby nie były snami, tylko rzeczywistością. – w tym momencie, do jego oczu napłynęły łzy, po czym odwrócił się – A...A jeżeli to ja będę przyczyną? – szepnął

– Czego? Utraty ich wszystkich? Nie przesadzaj, przecież nie jesteś złym człowiekiem. Dlaczego mieliby cię opuścić.

– Mam wrażenie, że mają mnie dość. Wydaje mnie się, że utrudniam im życie.

– Ale dlaczego? Przecież sami za tobą poszli, więc musieli tego chcieć. Dałeś im wolny wybór i zdecydowali, że pójdą z tobą realizować twój cel.

– Niby tak, ale...w sumie sam nie wiem. Ostatnio za bardzo się tym wszystkim przejmuję. – po czym odwrócił się w kierunku okna, położył dłoń na zimnej szybie i zamknął oczy – Za bardzo...

W tym momencie, na jakiś czas nastała cisza. Jedyne, co dało się usłyszeć, to dochodzące co jakiś czas śmiechy z pokoju znajdującego się za prawą ścianą oraz głosy z telewizora dochodzące z pokoju mieszczącego się za lewą ścianą. Jednak, ciszę w pokoju, w którym mieszkał Zardonic, przerwał ADR-332:

– A poza tym, miło że wreszcie sam to zauważyłeś. Jednak, jeżeli chcesz poznać odpowiedź na pytanie, czy mają cię dość, zapytaj ich o to. Ja tam nie sądzę, aby twoje obawy były zgodne z rzeczywistością, bo gdyby tak było, już dawno by cię opuścili.

– Może masz rację? – odparł, odwracając się od okna – Może powinienem ich o to zapytać? Tylko...jutro. Nie chcę im dzisiaj psuć wieczoru.


***

Obecnie nastała godzina osiemnasta, więc pozostało jeszcze około czternastu godzin do momentu, w którym Federico wraz ze swymi znajomymi, pierwszy raz od tygodnia, zamierzał opuścić hotel. Czasami zatrzymywali się w jakimś hotelu na dłużej niż jedną noc, aby po prostu odpocząć. W końcu jedenastu z dwunastu członków grupy to stanowili ludzie, więc wiadomo, że mogli się męczyć taką podróżą. Jednak teraz, Zardonic pragnął spędzić ten wieczór samotnie, aby mieć możliwość spróbować w spokoju zapomnieć o problemach, które ostatnio nie dawały mu normalnie żyć. W tym celu uznał, że uda się do hotelowego ogrodu i tam, jako iż wiedział, że w chwili obecnej  w owym miejscu raczej nie miał co liczyć na zastanie nikogo z jego znajomych, zamierzał spróbować coś poczytać, aby w taki sposób odgonić myśli o jego i nie tylko jego problemach.


Znajdując w owym miejscu, zauważył że co prawda przebywało tam kilkoro ludzi, ale owi nie należeli do jego znajomych. Widząc to oraz wiedząc, że nie musiałby odpowiadać po raz tysięczny na te same pytania odnośnie tego, dlaczego ostatnimi czasy wydawał się taki zamyślony, po prostu zajął miejsce, w którym zwykle przez ten tydzień przesiadywał, czyli przy stoliku znajdującym się niedaleko wyjścia. Kiedy już siedział, otworzył lekturę w miejscu, w którym ostatnio skończył i próbował kontynuować czytanie.


Jednak, czytanie wyjątkowo mu nie szło. Nie mógł się skupić na zdaniach, które miał przed oczami, gdyż ciągle nawiedzały go sceny z jego koszmarów, w których tracił swoich dziesięciu przyjaciół. Nie potrafił sam odgonić tych myśli od siebie i może źle robił, nie mówiąc o nich nikomu ze swych ludzkich towarzyszy. Nie chciał ich niepokoić, ale jednocześnie czuł się nie fair wobec nich, bo oni zwierzali mu się ze swoich problemów, a on o swoich im praktycznie nie mówił. Poza tym, przez te wszystkie nawiedzające go wizje, z każdym przeczytanym słowem do jego oczu napływały łzy. Za bardzo lubił swych towarzyszy i obawiał się powtarzających się wizji ich utraty.


Jednak, jakiś czas nieudanych prób odgonienia od siebie pesymistycznych myśli później, Zardonic usłyszał dochodzące od strony hotelu powolne kroki. Dźwięk uderzania prawą stopą o ziemię brzmiał jednak dość metalicznie. Otóż hotel obecnie przemierzała Alice, jedyna Niemka wśród towarzyszy Zardonica. To, co wyróżniało ją w wyglądzie zewnętrznym to fakt, że miała metalową protezę nogi. Obecnie szła w kierunku swego przyjaciela.


Kiedy do niego podeszła, położyła dłoń na jego ramieniu i powiedziała:

– Federico...

Słysząc swoje imię, mężczyzna odwrócił się i, widząc swoją przyjaciółkę, rzekł przy okazji wstając:

– O, hej Alice. Co się stało?

Po tym pytaniu, chwyciła go za dłonie, nieco uniosła je i odpowiedziała:

– Martwimy się o ciebie.

Po tej w sumie nieoczekiwanej odpowiedzi, Federico nerwowo zaśmiał się i spytał:

– Dlaczego? Nie macie powodu, aby się o mnie martwić.

– Mamy. Już od jakiegoś czasu widzimy, że coś jest z tobą nie tak. Błagam, przestań to ukrywać, nie chcemy, abyś był nieszczęśliwy. Jeśli to coś poważnego, to postaramy się pomóc najlepiej jak umiemy. – odparła

– Tylko nie wiem, czy...

– Po prostu to powiedz. Nie trzymaj tego w sobie.

W tym momencie, wziął głęboki oddech i zaczął:

– Nim przejdę do sedna, mam bardzo ważne pytanie. Obiecaj, że odpowiesz na nie szczerze.

– Nie mam powodów, aby cię okłamywać. Pytaj. – rzekła

– Czy... – tutaj westchnął, na chwilę spuścił wzrok i, po kilku chwilach, spojrzał jej w oczy – Czy wy macie mnie dość?

Po tym pytaniu, którego Alice na pewno się nie spodziewała, na chwilę nastała cisza. Dziewczyna patrzyła na niego z zszokowaniem, gdyż nigdy nie przypuszczałaby, że takie pytanie mogłoby mu przejść przez myśl. Federico zaś obawiał się odpowiedzi. Miał pięćdziesiąt procent szans, że otrzyma odpowiedź twierdzącą i tyle samo szans na przeczącą. Aż w końcu jego rozmówczyni odpowiedziała:

– Co ci przyszło do głowy?! Oczywiście, że nie! Przecież jesteśmy przyjaciółmi, dlaczego mielibyśmy mieć cię dość?

– Bo...Bo ostatnio co noc śnią mnie się sny, a właściwie koszmary, w których dochodzi pomiędzy nami do wielkiej kłótni i nasza grupa się rozpada. Niby nie wierzę snom, poza tym już wiele kłótni przeżyliśmy i nadal razem się trzymamy, ale te koszmary są inne...bardziej realistyczne wręcz. Czasem nawet nie mogę ich przerwać, muszę poczekać do rozpadu naszego zespołu, aby móc się obudzić. Nie chcę tego, ale jednocześnie boję się o naszą przyszłość. – w tym momencie mocniej chwycił ją za dłonie – Rozumiesz...Boję się o was. – ostatnie zdanie wypowiedział zdławionym głosem – Nie chcę was stracić, jesteście moimi przyjaciółmi.

– Nie bój się, my cię nigdy nie opuścimy. Jesteś dla nas ważny, w końcu to dzięki tobie jesteśmy szczęśliwi. Jesteś naszym przyjacielem, bez ciebie nasze życie nie byłoby już takie samo.

Po czym przytuliła go, a on odwzajemnił gest. Wiedział już, że niepotrzebne się przejmował i, że jego przyjaciele nie mieli w planach na najbliższy tydzień opuszczenia go. Nie wyobrażał już sobie życia bez nich, wręcz za nimi mógłby wskoczyć w ogień. Traktował ich jak drugą rodzinę. Alice zaś, nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez któregoś z jej obecnych przyjaciół, a szczególnie bez Zardonica. W końcu to on niegdyś uratował jej życie oraz udowodnił dziewczynie, że jest warta więcej niż myślała. Stanowił dla niej kogoś bardzo ważnego i nie wyobrażała sobie życia bez niego oraz jej pozostałych dziesięciu przyjaciół.


Parę minut później, oboje puścili się. Kiedy to zrobili, Alice ujrzała, że z oczu Federica płynęły łzy. Widząc to, ponownie chwyciła go za dłonie i spytała:

– Hej...Co się stało? Ostatnio jesteś jakiś taki nie swój.

– Przepraszam... – tu lekko odwrócił wzrok – Wiem, nie powi-

– Nie przepraszaj. – przerwała mu – Jesteś człowiekiem, więc to normalne, że masz uczucia. A fakt, że jesteś facetem niczego nie zmienia. Chciałabym tylko wiedzieć, jak uczynić cię szczęśliwym.

– Obawiam się, że nic nie możesz zrobić. – zaczął, patrząc jej w oczy – Ja po prostu zbyt się o was martwię.

– Nie martw się, naprawdę. Tylko niepotrzebnie tracisz nerwy, a przeci-

– Alice, gdzie jesteś?! Szukam cię po całym hotelu! – usłyszeli dochodzący z wnętrza budynku głos Grigorija, jednego z ich znajomych.

– Już idę! Moment! – odkrzyknęła dziewczyna, po czym zwróciła się do Federica:

– W każdym razie, nie martw się. Nie masz o co.

Po czym uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił ten gest. Chwilę później, odwróciła się i, idąc w kierunku wnętrza hotelu, rzekła:

– Już idę, idę.

Federico zaś, postał jeszcze chwilę na zewnątrz, a następnie również wszedł do środka, gdyż doszedł do wniosku, że dzisiaj nie dałby rady dalej czytać, a poza tym na dworze zaczynało się robić zimno, więc za idiotyzm uważał tak tam stać i to jeszcze bez kurtki.


Tymczasem, gdy Alice doszła już do Grigorija, powiedziała:

– Już jestem. Co się stało?

– Mam sprawę, a jako iż widziałem, że rozmawiałaś z Federico to powinnaś wiedzieć. – odpowiedział, gdy zaczęli iść w kierunku ich pokoju.

– No mów, o co chodzi.

– Wiesz już może, co mu jest? Wiem, że może sam powinienem do niego pójść i go spytać, ale skoro natrafiła się okazja i spotkałem rozmawiającą z nim ciebie...

– Z tego, co się dowiedziałam, to on boi się, że wydarzy się między nami jakaś wielka kłótnia i się rozejdziemy.

– Skąd mu taki pomysł przyszedł do głowy?

– Z tego co mówił, to ostatnio co noc śnią mu się na ten temat koszmary i mimo iż nie wierzy snom, co sam wspomniał, to martwi się o nas. Rozumiesz, on tak ma jeżeli kogoś bardzo lubi lub jest z kimś w jakikolwiek inny sposób zżyty.

– Niby wiem, wszakże już nie raz pokazał, jak bardzo mu na nas zależy, ale przecież on wie, że w rzeczywistości nic nie zapowiada zakończenia naszej wieloletniej przyjaźni.

– Może ma ku temu jakiś osobisty powód, którego nie może lub nie chce mi wyjawić, nie wiem. Nie jestem jasnowidzem, a nie będę na niego naciskać, bo tylko go zniechęcę.

– Najważniejsze, że wiemy, co mu się stało. Jestem pewien, że gdy będzie miał możliwość lub ochotę, to wyjawi nam, dlaczego mimo iż wie, że nic nas nie rozdzieli, to nadal się tego obawia.

Jednak, w tym momencie, oboje doszli i weszli do zamieszkiwanego przez nich pokoju. Wiedząc, co działo się z Federico, mogli pozostać o niego w pewnym stopniu spokojni. Jednak, znajdując się w pokoju, postanowili wraz z jeszcze jedną dwójką ich znajomych, z którymi mieszkali, spędzić ich ostatni wieczór w tym hotelu normalnie.


W tym samym czasie, Zardonic również dotarł do jego pokoju. Będąc w nim, zauważył że obecnie nie znajdował się tam ADR-332, co znaczyło, że po prostu musiał lub chciał gdzieś wyjść. Stanowiło to normę, bo w końcu Federico mu tego nie zabraniał, bo uważał to za głupie. Jednak teraz, miał ochotę pójść spać, co z tego, że dopiero minęła godzina osiemnasta, ale nie mógł tego zrobić. Zostało to spowodowane tym, że zawsze przed snem, na noc, wyłączał ADR-332, gdyż bateria owej maszyny w czasie, kiedy pozostawał włączony, wyładowywała się, a jej samoistne naładowanie się następowało po wyłączeniu ADR-332. Dało się łatwo poznać, czy potrzebował wyłączenia po tym, że gdy stan naładowania jego baterii stawał się krytycznie niski, to jego głos oraz ruchy stawały się bardziej mechaniczne niż normalnie. ADR-332 należało wyłączać co noc, gdyż jego bateria starczała tylko na dwadzieścia cztery godziny od momentu pełnego naładowania.


W każdym razie, w oczekiwaniu na jego powrót, Zardonic postanowił spakować swoje rzeczy, których w chwili obecnej przy sobie nie miał specjalnie wiele, do swego plecaka. W końcu następnego dnia on i jego towarzysze mieli wyruszyć w dalszą wędrówkę. Spakowanie się nie zajęło mu dużo czasu, a gdy kończył, usłyszał otwierające się drzwi do pokoju i, po kilku sekundach, bardziej mechaniczny niż zwykle głos jego mechanicznego towarzysza:

– I co? Spytałeś ich o to, czy jednak zostawiłeś ten temat na jutro?

– Spytałem Alice, bo akurat ją spotkałem i zaczęła ten temat. – zaczął odpowiedź Federico, odwracając się – A wiesz dobrze, że ona jest nieustępliwa i nie darowałaby mi, gdybym nie powiedział jej, co mi się stało.

– I co ci odpowiedziała na pytanie, czy mają cię dość?

– Że nie mają mnie dość. Dzięki Bogu.

– Widzisz? Mówiłem, że niepotrzebnie się tym przejmujesz. – odparł, podchodząc nieco bliżej. Jednak widać było, że jego ruchy stały się tak bardzo mechaniczne, jakby trzymał się na jednym lub dwóch procentach naładowania baterii – A teraz, gdybyś zechciał być tak dobrym i mnie wyłączyć... – przy tym zdaniu, jego głos zaczął trzeszczeć oraz nieco urywać się.

– Właśnie chciałem to zaproponować, bo widać, że ledwo się trzymasz. W każdym razie, to stawaj w swoim conocnym miejscu i cię wyłączę. – rzekł Federico.

W tym momencie, ADR-332 ostatkiem energii podszedł do stolika nocnego, który stał koło łóżka, gdyż w tym miejscu co noc zostawał wyłączany, po czym tam stanął. Gdy to zrobił, Zardonic podszedł do niego i sięgnął do przełącznika, który odpowiadał za wyłączenie i włączenie go, a następnie przełączył go. Po zrobieniu tego, głowa ADR opadła, co oznaczało, że został wyłączony.


Kiedy zaś Federico już go wyłączył, sam postanowił pójść spać, jednak najpierw zamierzał pójść do łazienki umyć się i przebrać. Nie zajęło mu to długo, wszakże urodził się jako facet, dlatego już po około pięciu minutach gasił światło i kładł się do łóżka. Gdy już się położył, bardzo szybko zasnął.


Tej nocy, przyśnił mu się ten sam koszmar co zwykle, jednak po scenie, w której on i jego przyjaciele rozchodzili się w swoje strony, nastąpiła kolejna, w której dało się zobaczyć różne, szybko przewijające się obrazy, z których Zardonic zapamiętał tylko trzy. Na pierwszym widniał jakiś, nieznany mu, czarno-niebieski drapacz chmur, drugi przedstawiał jakąś podniszczoną, wiejską chatkę, której Federico również nie znał, a na trzecim obrazie dało się zauważyć jakiegoś bardzo młodego biznesmena, którego wyróżniały ciemnoczerwone włosy i bardzo jasnożółte oczy. Jego Zardonic także nie kojarzył.


I w tym momencie, po tym jeszcze dziwniejszym niż dotychczas śnie, Federico gwałtownie obudził się, szybko oddychając. Teraz, po tym koszmarze, zaczął obawiać się, że to może ten biznesmen miał w przyszłości stać się powodem rozejścia się jego towarzyszy. I mimo iż wiedział, że to nie mogło okazać się prawdą, chociażby z tak prostego faktu jaki stanowiło to, iż w naszym świecie należało do trudnych o spotkanie tak wyglądającego człowieka, to i tak się tego obawiał. No, ale on i jego przyjaciele nigdy nie narazili się żadnemu biznesmenowi, więc nie musiał się o nich bać, co nie?


Jednak teraz, wracając do bardziej przyziemnych spraw, Zardonic musiał się uspokoić. W końcu nie miał powodów do nerwów, to tylko zwykły i nic nieznaczący sen. Nie posiadał powodów do nerwów, nie? Nikt im nie zagrażał, a teraz najważniejszą czynność stanowiło to, aby się uspokoił.

„Spokojnie, Federico, spokojnie. Przecież sama Alice mówiła, że nic nam nie grozi. Dlaczego ja się tak o nich martwię? Przecież nie mam powodów, w końcu chyba nie wierzę snom, co nie? Echhh...Muszę się uspokoić, bo za kilka godzin znowu zostanę zasypany lawiną pytań o to, co mi jest." – pomyślał, starając się uspokoić – „W ogóle, to która jest godzina?" – dodał nadal w myślach, rozglądając się po ciemnym pokoju.

Chwilę potem, chwycił swój zegarek na rękę, który leżał na stoliku nocnym i sprawdził godzinę. W chwili obecnej zegarek wskazywał na piątą czterdzieści. Widząc to, Zardonic uznał, że nie miał po co dalej spać, skoro za osiemdziesiąt minut i tak musiałby wstawać. Dlatego od razu włączył światło, przygotował się do dnia, uruchomił ADR-332 i do godziny siódmej trzydzieści, o której zwykle wraz ze swymi przyjaciółmi opuszczał jakikolwiek hotel, zajął się czymś.


Kiedy owa godzina nastała, wziął swoje rzeczy i wraz ze swym mechanicznym towarzyszem opuścił pokój. Na korytarzu czekało na niego kilkoro jego przyjaciół, a pozostali już się schodzili. Kiedy po kilku chwilach przybyli już wszyscy, Federico rzekł:

– Już wszyscy jesteście? No to chodźmy.

Po czym ruszyli w kierunku recepcji. Aby się do niej dostać, należało zejść po schodach lub zjechać windą, a że w ich towarzystwie przebywały dwie osoby poruszające się na wózku inwalidzkim, to skorzystali z windy. Co prawda te osoby na wózkach inwalidzkich mogłyby same ową windą zjechać, ale oni wszyscy woleli trzymać się całą ich dwunastoosobową ekipą. W każdym razie, po znalezieniu się w recepcji, oddali klucze do pokojów recepcjonistce i wyszli z budynku.


Dzisiaj mieli udać się na dworzec kolejowy Praha hlavní nádraži*, gdyż z owego miejsca mieli pociągami udać się do kolejnego kraju, po którym teraz zamierzali się przemieszczać z chęcią niesienia pomocy innym. Zardonic chciał, aby udali się tam pieszo, gdyż dzięki temu mogliby pomóc większej liczbie osób, ale jego towarzysze uparli się na podróż pociągami, więc musiał dostosować się do decyzji większości, tak jak nakazywała demokracja. W każdym razie, w czasie podróży, atmosfera między nimi panowała taka jak zwykle, czyli dużo ze sobą rozmawiali. Dzisiaj nawet Federico wydawał się szczęśliwszy niż w poprzednich dniach, co już od jakiegoś czasu należało do rzeczy niecodziennych jak na niego.


I wszystko pozostawało w porządku do momentu, w którym po drugiej stronie pewnej ulicy, którą mieli przejść, ujrzeli czarno-niebieski drapacz chmur...    

_____________________________________________

*Praha hlavní nádraži – dworzec główny w Pradze czeskiej.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top