7

Na dole notka i ważne pytanko. Przepraszam, że tyle to trwało......

...

Minął miesiąc, a ja i Moses byliśmy sobie bliżsi niż ktokolwiek inny w Korpusie Zwiadowczym. Potrafił mnie pocieszyć, rozbawić i wkurzyć, co ciekawe najczęściej w tym samym momencie. To także tyczyło się mnie, byliśmy dla siebie taką "bezpieczną przystanią". Jedni nazywają to miłością, drudzy przyjaźnią. Jednak nasza dwójka doskonale odnalazła i dopasowała siebie w tym okrutnym świecie. Chcieliśmy żyć dla nas samych i spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem. Baliśmy się tego, co przyniesie nam jutrzejszy dzień, ale byliśmy gotowi na śmierć, na wszystko. 

- Ej, [Twoje imię]. Myślisz, że ten wszechświat chciał żebyśmy się poznali? - Zapytał pewnej nocy Moses.

- Trudne pytanie, jednak żyjemy w tym wszechświecie, a nie innym. Myślę, że nic nie jest przypadkiem. Spotkaliśmy się nie bez przyczyny. Dogadujemy się, czujemy się w swoim towarzystwie spełnieni. To nie był przypadek. - Wyznałam, wtulając się w jego ramię.

Gwiazdy tej nocy emanowały niecodziennym blaskiem. Trudno było ich nie dostrzec. Świeciły tak mocnym światłem, niemalże oślepiały. Cudowny widok. Nie spodziewałam się, że brązowowłosy tak szybko zajmie ważne miejsce w moim sercu. Był bardzo potrzebną mi osobą, nawet nie zdawałam sobie jak bardzo łaknę bliskości drugiej osoby. Moses otworzył mi oczy na kilka ważnych kwestii. Czułam coś do niego, jednak to nie było to, co czułam przy Levi'u. To tak jakby porównać słodką zieloną herbatę do gorzkiej czarnej.

Zgadza się. Mimo wszystko nie zapomniałam o kobaltookim. Gdzieś z tyłu głowy zajmował moje myśli. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że biegał sobie z Petrą. Miała szesnaście lat. Była głupią dziewuchą, która prędzej czy później zginie. Zwykłą kadetką. Nie posiadała twardego poglądu na świat zewnętrzny, gdyby nie to, że przydzieliłam ją do oddziału specjalnego, już dawno wąchałaby kwiatki od spodu. Przeżyła tylko dzięki szczęściu, ale kto wie może z czasem rozwinie swoje umiejętności i wszystkich nas zadziwi.

Miałam przy sobie jednak Moses'a, który potrafił odpędzić pochmurne myśli ode mnie. Przy nim czułam się silna. Levi był tym światełkiem w tunelu, który potrafił mnie okiełznać, a Moses może i był tylko namiastką tego światła, ale nie darzyłam go wybitnie  namiętnym uczuciem. Jakaś część mnie chciała go pokochać, jednak nie było to takie proste na jakie początkowo wyglądało.

- Powinniśmy cieszyć się tym, co mamy [Twoje imię]. Cieszę się, że udało nam się złapać kontakt i że tak się rozumiemy. Kocham cię.

Zamurowało mnie. Moses często to powtarzał. Jednak dopiero teraz dotarło do mnie jak wielkim uczuciem pała do mnie. Podniosłam się lekko na łokciach i posłałam mu delikatny uśmiech. Może powinnam odpowiedzieć, ale będę mieć ku temu jeszcze nie jedną okazję.

***
- [Twoje imię]! Wszędzie Cię szukałem, musimy porozmawiać - Powiedział blondyn, uważnie rozglądając się na boki - Nie tutaj.

Miche pociągnął mnie za sobą. Nie wiedziałam dokąd zmierzaliśmy. Pałętaliśmy się po korytarzach siedziby Zwiadowców, aż w końcu wyszliśmy na dziedziniec. Blondyn jednak wciąż podążał przed siebie, nie odzywając się. Skierowaliśmy się w stronę lasu i po pięciu minutach zatrzymaliśmy się.

- No w końcu - powiedział, pociągając nosem - Tutaj nikogo nie ma. Shadis planuje zrezygnować.

- Co takiego?

- Też mnie to zdziwiło, aczkolwiek tylu żołnierzy poległo, a on obwinia o to samego siebie. Nie wiem jak długo pociągnie. Chce żeby Erwin zajął jego stanowisko.

- Nie za szybko? - Gwałtownie wciągnęłam powietrze, słysząc ostatnie zdanie.

- Też tak myślę, Erwin jest zdolny, ale potrzebuje jeszcze czasu, chociaż roku. Jego zapach mówi mi, że nie jest gotowy. - Odparł Miche.

- Takie rzeczy też wyczuwasz? - Skrzywiłam się lekko, nie dowierzając.

- Tak, myślisz że jak Cię niby znalazłem?

- To każdy ma swój zapach?! - Wykrzyknęłam zszokowana.

- Zgadza się, Twój zdradza Twój brak strachu i niezwykłe umiejętności. Jednak nie jest tak intensywny, jak ten który się do nas zbliża. - Stwierdził Miche.

Jak na zawołanie zza krzaków wyłoniła się drobna postać. Pewien czarnowłosy pedant.

- Oi. Co wy wyprawiacie? - Warknął zirytowany Levi.

- Rozmawiamy. - Odpowiedział szorstko Miche.

- Wszyscy myślą, że poszliście na potajemną schadzkę, Nanaba rwie sobie włosy z głowy. - Rzucił spokojniej kobaltooki.

- Naprawdę? Nanaba... - Miche przełknął ślinę - Przecież to absurd. Wszyscy wiedzą, że [Twoje imię] i Moblito kleją się do siebie.

Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, a obaj mężczyźni spoglądali na mnie zdezorientowani jak na jakąś wariatkę.

- Moblito ma swoje oczy tylko na Hange - powiedziałam, ocierając łezkę - Chyba miałeś na myśli Moses'a. Jednak jesteś w błędzie. To tylko przyjaźń.

Levi spojrzał na mnie przenikliwie i prychnął. 

- Tak to nie wygląda. - Odparł w końcu.

- Przynajmniej nie rzucamy się na siebie jak dzikie zwierzęta. - Zaśmiałam się złośliwie.

- Dobra, wracając do tematu - wtrącił się Miche, widząc jak na twarzy Levi'a pojawiają się zmarszczki - Levi, dobrze że tu jesteś, Ciebie też to dotyczy. Musimy powstrzymać Shadisa przed szybką rezygnacją i przede wszystkim przygotować Erwina do tego, by objął stanowisko generała.

- Shadis chce zrezygnować? - Zapytał lekko zdziwiony Levi - Masz rację, Erwin jest niedoświadczony, ale chcąc nie chcąc poradziłby sobie nawet teraz. 

Musiałam przyznać, jego słowa wprowadziły mnie w lekkie osłupienie. Nie wiedziałam, że dogadał się z Erwinem, a co dopiero że łączy ich jakaś zażyłość. Jednak w czasie, gdy ja bujałam w obłokach dość sporo zdążyło się zmienić. Zganiłam się w myślach za bycie nieuważną do takiego stopnia.

- [Twoje imię], masz jakiś pomysł? - Zapytał wyczekująco blondyn.

- Nie, ale wiem kto może nam pomóc. 

***

- CO MAM ZROBIĆ?! - Wykrzyknęła oburzona okularnica.

- Shadis Cię lubi, jeśli wygłosisz wielką mowę to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wytrzyma jeszcze rok. Pomyśl o całym Korpusie, nie może nas teraz zostawić. - Stwierdziłam błagalnie.

- Nikt nie zrobi tego tak dobrze jak Ty. - Wtrącił się Miche.

- To prawda - Hange poprawiła okulary, które zaczęły zsuwać się z jej nosa - Nikt nie zna go na wylot oprócz mnie, ale wątpię, że jeśli jest utwierdzony w swojej decyzji, to coś zdziałam.

- Warto spróbować, prawda? Przydaj się na coś czterooka. - Syknął z obojętnym wyrazem twarzy czarnowłosy.

- Dobrze już dobrze, uspokój się pedanciku. - Zaśmiała się ciemnowłosa.

Levi tylko prychnął i odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł.

- Na mnie też już pora. - Stwierdził Miche.

- Czterooka? Pedanciku? Co się dzieje? - Zapytałam, nie ukrywając swojego zdziwienia.

- Oi, gdybyś nie była tak zajęta migdaleniem się z Moses'em, może zauważyłabyś, że nasz Kapitan polubił to miejsce i zacieśnił więzy z wieloma osobami. Z kolei ty zignorowałaś wszystkich, nawet mnie. Nie jestem jednak zła. Opowiedz mi o nim wszystko! Nie chciałaś zbliżyć się do Levi'a, a Moses'owi pozwoliłaś wejść w butach do swojego życia. Musi być naprawdę wyjątkowy. Levi załamał się. - Podskakiwała rozentuzjazmowana brunetka.

- Tylko się przyjaźnimy... Raz się całowaliśmy, ale nie pozwoliłam, by to się powtórzyło. 

- CAŁOWALIŚCIE SIĘ? - Krzyknęła zszokowana Hange, aczkolwiek po chwili momentalnie zbladła.

- Erwin kazał Ci to przekazać. - Powiedział szorstko kobaltooki, rzucając dokumentami o stół. 

Zniknął tak szybko, jak się pojawił.

- Kochasz go. - Stwierdziła Hange, widząc rysujący się ból na mojej twarzy.

Odczekałam chwilę, mając nadzieję, że czarnowłosy był na tyle zirytowany, że już oddalił się na dobre. Zresztą i tak miał to najpewniej gdzieś.

- Nie chcę tego, nie chcę kochać Levi'a... - Westchnęłam - ale to silniejsze ode mnie. Tracę zmysły, unikam wszystkich. Dobrze, że znalazł kogoś kto go kocha i nie jest tak problematyczny jak ja. Wszystko tylko utrudniam, ale nie mogę sobie pozwolić na słabość, rozumiesz? Jeśli nie pozwolę, by do czegoś doszło to jego strata będzie boleć mniej. Moses pozwala mi zapomnieć o tym wszystkim, co dzieje się w mojej głowie. To uczucie zamiast słabnąć, wciąż rośnie. Mimo, że nigdy między nami do niczego nie doszło. 

- Gadasz głupoty - skwitowała okularnica - a jeśli on teraz zginie? Nie będziesz żałować, że nie wykorzystałaś czasu? To uczucie i tak nie zniknie, więc nie lepiej pójść na całość? 

- Petra...

- Przejmujesz się tym bachorem? On widzi tylko Ciebie, czuje to co ty, ale nie pozwalasz mu się zbliżyć. Nawet nie wiesz jak go tym ranisz. Głupia jesteś i tyle, to tak samo jakby się okazało, że mogę schwytać tytana i przeprowadzać na nim testy, a zrezygnowałabym, bo bałabym się, że odgryzie mi rękę. Przemyśl to, [Twoje imię]. - Skwitowała zdenerwowana Hange.

***

- Kolejny za nami! - Krzyknął ktoś.

Odwróciłam się szybko i złapałam kontakt wzrokowy z tytanem biegnącym w naszym kierunku. Zerwałam się i używając trójwymiarowego manewru zbliżyłam się do niego. Czułam jak każdy mięsień w moim ciele napina się, gdy zbliżałam się do ścięgien jego nóg. Przecinając je, ujrzałam jak monstrum upada na kolana. Naparłam w górę, starając się znaleźć na równi z jego karkiem. Gdy mi się udało, szybkim ruchem zbliżyłam się i pozbawiłam go czułej części karku.

- Nieźle. - Usłyszałam, lądując delikatnie na moim koniu. 

Uśmiechnęłam się lekko i galopowałam przed siebie. Wyprawy były dla mnie nieodłączną częścią życia, tą której bądź, co bądź wyczekiwałam. Napawały mnie odwagą i chęcią mordu, zemsty. Podczas nich nie liczyło się nic innego niż to, że chciałam powybijać wszystkich tytanów w pień. Miałam  wtedy siłę, której nie posiadał jeden, a nawet kilkudziesięciu żołnierzy. To samo tyczyło się Moses'a. Walcząc ramię w ramię byliśmy niepokonani. Tytanom znikał z twarzy ten głupi uśmieszek na sam nasz widok. Wiedzieli, że jesteśmy ich zabójcami. 

***

Każda wyprawa przebiegała tak samo, aczkolwiek w kilku aspektach inaczej. Ginęły inne osoby. Raporty piętrzyły się przede mną coraz bardziej, a ja dzielnie wypełniałam je jak najszybciej. Cieszyło mnie to, że zarówno ja, jak i moi bliscy byliśmy żywi. Od dawna nie zginął ktoś kto miałby dla mnie większe znaczenie. Mój oddział trzymał się w swoim dotychczasowym składzie. 

Zaczynała się zima, niestety wychodząc na zewnątrz nie dostrzegłam lecących z nieba płatków śniegu. Zima zawsze była moją ulubioną porą roku, gdy biel pokrywała cały zewnętrzny świat czułam się całkowicie wolna. Musiałam walczyć za wolny świat, tylko on miał znaczenie. Nie chciałam patrzeć na to jak naszym światem rządzą tytani.

Nagle usłyszałam jak ktoś wali do moich drzwi. 

- Proszę.

Tajemniczą postacią okazał się być Levi. Wtargnął do mojego pokoju i spoglądaliśmy na siebie w milczeniu.

- [Twoje imię], a więc Moses jest kimś kto zasłużył sobie by być blisko ciebie. Przecież to idiota, nawet tak dobrze nie walczy. Potrafi tylko rzucać nieudanymi żartami. Co takiego skłoniło cię do tego, by jemu dać szansę, a mnie tak totalnie zbyć? - Zapytał kobaltooki, niebezpiecznie zmniejszając dzielącą nas odległość.

- Levi... Przecież jesteś z Petrą, nie powinno cię obchodzić to co robię. W końcu nic między nami nie było. Nic nie znaczyło. - Oznajmiłam cicho, czując jak bardzo raniące są te słowa zarówno dla mnie, jak i dla niego. 

- No tak... - wyszeptał, zatrzymując się w miejscu - Skoro nic dla siebie nie znaczymy, to wytłumacz mi dlaczego uciekasz przede mną, przed swoimi uczuciami? Myślisz, że tego nie widzę? Odtrącasz mnie w każdy możliwy sposób, myślałem że chociaż łączy nas przyjaźń, ale przyjaciele tak nie postępują. 

Poczułam jak rytm mojego serca przyspiesza. Chciałam rzucić się na niego, przytulić go. Wpić się w jego usta. Każda cząsteczka mojego ciała żałośnie błagała o jego dotyk. Byłam jednak silna i powstrzymałam się. Jednak w mojej głowie rozbrzmiały wcześniejsze słowa Hange. Nie miała racji, musiałam się opanować.

- Jeśli będę blisko ciebie, zginę. Idź żyć swoim życiem, zapomnij o mnie. Petra wydaje się miłą osobą, dogadujecie się, nie niszcz tego. - Oznajmiłam beznamiętnie.

- Odpuszczę. - Powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona - Nie będę ci więcej zawracał głowy, ale wiedz że jeśli coś było między nami w tym momencie właśnie dobiegło końca. 

Trzasnął drzwiami, zostawiając mnie zupełnie samą w osłupieniu. To koniec. Poczułam ciepłą cieczy spływającą po mojej twarzy, łzy. Mimo okrutnego bólu, który odczuwałam całym swoim ciałem, wysiliłam się na mały uśmiech. Tak będzie lepiej.

***

ROK 845

***

- Nigdy nie widziałem śniegu. To rzadkość, prawda? - Spytał Levi, stojącą obok niego Hange.

- Ostatnio padał kilka lat temu, [Twoje imię], który to był rok? - Zapytała brunetka, szturchając mnie lekko.

- Jeśli mnie pamięć nie myli to ostatnio padał w 841 roku. - Wyszeptałam, łapiąc w dłoń płatki śniegu - Jest piękny.

- To prawda. - Wyznał czarnowłosy, przyglądając się niecodziennemu zjawisku.

- [Twoje imię]. Musimy porozmawiać. - Usłyszałam za sobą donośny głos. Odwróciłam się na pięcie i spostrzegłam wysokiego blondyna.

- Chodźmy. - Skinęłam głową i podążyłam za mężczyzną.

Dotarliśmy do jego gabinetu i otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszą. Zamknął je i wyprostował się, spoglądając na mnie.

- Jak dobrze wiesz, szykujemy się na bardzo poważną wyprawę. Levi, Hange i Mike wraz z oddziałami zostaną odsunięci od tej ekspedycji, gdyż cechuje się ona nieco innym zamiarem niż dotychczasowe misje. Aczkolwiek chciałbym żebyś ty wzięła w niej udział. Zauważamy, że aktywność tytanów wokół murów zaczęła niebezpiecznie wzrastać, wygląda to tak jakby coś się szykowało. Nie mamy jednak żadnych konkluzji czego możemy się spodziewać. Chcemy pojechać to zbadać i sądzę, że jesteś jedną z niewielu osób, która jest zdolna przeżyć w niecodziennych warunkach.

- Zgadzam się.

- To nie takie proste, [Twoje imię]. Wyprawa ta odbędzie się za trzy miesiące. Musimy ustalić co się dzieje, a także nie możemy pozwolić sobie na stratę ludzi. Potrzebujemy najbardziej przeszkolonych i walecznych żołnierzy. Wszystko musi być dokładnie zaplanowane, to naprawdę niebezpieczna operacja. Nie chcę by coś ci się stało. - Powiedział przejęty Erwin.

- Potrzebujesz przeszkolonych żołnierzy, a najbardziej doświadczonych odsuwasz. Trochę się to wyklucza. Aczkolwiek, zaufaj mi, poradzę sobie. Cieszę się, że angażujecie mnie wraz z generałem w tą wyprawę. - Oznajmiłam, uśmiechając się ciepło.

- Nie zgadzałem się na to, ale Shadis się uparł, że zabranie ciebie na tą wyprawę może okazać się kluczowe. Mimo, że Hange zna się na tytanach to jednak ty wyłapujesz dziwne zachowania i sytuacje. Niestety musiałem przyznać mu rację. To będzie ostatnia ekspedycja generała Shadisa. Odchodzi. Jednak przez ostatnie kilka miesięcy przygotował mnie na to, by objąć stanowisko Generała Korpusu Zwiadowczego - Stwierdził blondyn z wyrzutem.

- Nie martw się, nic mi nie będzie. Gratuluje. Jednak dlaczego Levi nie bierze udziału w ekspedycji? Jest najlepszym zwiadowcą w naszych szeregach. 

- Shadis nie chce stwarzać sytuacji, w której moglibyśmy go stracić. To nie tak, że żołnierze biorący udział w tej misji są gorsi, jednak właśnie on jest nadzieją ludzkości. Sama rozumiesz. -Powiedział niebieskooki.

- Coś o tym wiem. Nie podważam waszych decyzji. Przyłożę wszelkich starań, by ta ekspedycja zakończyła się powodzeniem bez większej ilości ofiar. - Stwierdziłam, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. 

Blondyn spojrzał na mnie i lekko się rozpromienił, nie będąc jednak szczególnie przekonanym co do prawdziwości moich słów. Po chwili opuściłam jego gabinet. Miałam lekkie obawy, czułam że coś złego się wydarzy.

***

Trzy miesiące później

***

Kierowałam się z powrotem na dziedziniec, gdzie chciałam zaczepić Moses'a. Planowaliśmy udać się do miasta, w którym mieliśmy nabyć parę rzeczy i spędzić miło kilka dni. 

Gdy dotarłam na miejsce, nerwowo rozglądałam się za brunetem, jednak bezskutecznie. Nigdzie nie mogłam go dostrzec. Postanowiłam przeszukać kilka innych miejsc. Minęło bite pół godziny zanim zobaczyłam Brauna.

- [Twoje imię], pali się czy co, że tak nerwowo kiwasz tą głową? - Zapytał żartobliwie brązowowłosy.

- Wszędzie cię szukałam, co z naszymi dniami wolnymi? Jedziemy do miasta? - Rzuciłam zniecierpliwiona.

- Oczywiście, myślałem że to już ustalone. Spędzimy tam niezapomniane chwile. - Stwierdził chłopak, puszczając mi przy tym oczko. 

- W twoich snach chyba. - Zachichotałam. 

- Nie narzekałbym. To co, pojutrze się zbieramy?

- Mi pasuje. Chcesz coś przekąsić? - Zapytałam, czując narastający we mnie głód.

- Jasne, przecież wiesz że zawsze jestem głodny. - Uśmiechnął się uroczo.

***

Przekroczyliśmy bramę i znaleźliśmy się w dystrakcie Shiganshina. Uwielbiałam to miasto, co prawda było najbardziej narażone na atak tytanów i ludzie mieszkający tutaj wcale nie byli szczególnie bogaci, aczkolwiek miało ono w sobie urok. Wszystko tutaj było takie ludzkie, prawdziwe, szczere. Mimo zagrożenia, od którego dzielił ich tylko jeden mur, żyli tak jakby wcale ono nie istniało. 

Ubrani byliśmy w zwykłe, codzienne ubrania, dzięki czemu nikt nas nie zaczepiał. Niestety chcąc nie chcąc nazajutrz musieliśmy wracać, gdyż czekała nas wyprawa, która niespodziewanie została przyspieszona. Widocznie populacja tytanów musiała osiągnąć punkt krytyczny. Szkoda, tylko, że osoby zdolne do ich zabicia w większości miały pozostać w kwaterze. Miałam czarne myśli.

- [Twoje imię], wszystko w porządku? Wyglądasz na zmartwioną. - Spytałam przejęty Moses. 

- Myślę o nadchodzącej wyprawie, mam złe przeczucie. - Wyznałam.

- Nie zadręczaj się tym teraz, będzie co będzie. W końcu takie ryzyko zawodowe. Chodź, chcę Ci coś pokazać. - Pociągnął mnie za sobą, w kierunku rzeki.

Usiedliśmy pod wielkim drzewem. Słońce znajdujące się wysoko nad horyzontem nieustannie grzało, dzięki czemu przebywanie na zewnątrz było niezwykle przyjemne. Musiałam przyznać, że to miejsce było cudowne. Oderwane od szarej rzeczywistości. Pozwoliłam troskom odejść na bok i rozkoszowałam się czasem wolnym.

- To było moje ulubione miejsce w dzieciństwie - powiedział Moses.

- Hę? Mieszkałeś w Shiganshinie? Nie wiedziałam.

- Tak... Piękne miejsce. [Twoje imię], przyprowadziłem Cię tu nie bez powodu... - Zaczął Moses.

- Chyba mi się nie oświadczysz, co? - Zaśmiałam się lekko.

- Nie... Na to jeszcze czas. Chciałbym - przerwał i wciągnął głęboko powietrze - byś poznała moją matkę.

Wzdrygnęłam się. Co on sobie myślał? Codziennie walczę ze sobą, by nie być z Levi'em, a on chce mnie poznać ze swoją matką? Przecież... Jeśli coś by mu się stało... Nie potrafiłabym spojrzeć jej w oczy, a jako dowódca oddziału to ja bym musiała dostarczyć jej wieści. 

- Nie mogę. Myślałam, że mnie rozumiesz, ale pomyliłam się - podniosłam się momentalnie - Na mnie już pora.

- Poczekaj, myślałem, że też tego chcesz, przepraszam. - Rzucił nagląco Moses.

- Przecież sam wiesz, że uciekam przed własnymi uczuciami i nie chcę się przywiązać do nikogo, ani wchodzić w zażyłe relacje. 

- Mnie wpuściłaś do swojego życia... 

- Bo myślałam, że mnie rozumiesz i nie będziesz wymagał ode mnie czegoś, czego nie mogę ci dać. Naprawdę mi przykro, do zobaczenia jutro. - Powiedziałam i zostawiłam go w osłupieniu.

***

Czy ktoś chciałby poczytać jakieś one-shoty? Bo przymierzam się do tego, jeśli tak to możecie pisać jakie paringi itd haha. Zamierzam też napisać inne opowiadania (dwa - jedno jeszcze nie wiem kto x Reader, a drugie będzie moje). Plus proszę o krytykę, bardzo ją lubię, a wybiłam się z rytmu nic nie pisząc.

2946 słowa!

BARDZO PRZEPRASZAM, MOŻECIE SKOPAĆ MI TYŁEK ZA TAK DŁUGI CZAS NIEOBECNOŚCI.

Trochę w moim życiu się wydarzyło, ale eh zawsze się tym tłumaczę XD

Po prostu trochę się bałam, że moje pisanie jest słabe, a w tej historii zawarłam za mało detali i za bardzo się pospieszyłam z akcją, ale czytając je teraz czuję, że to najlepiej ujęte opowiadanko jakie do tej pory napisałam, choć powinnam trochę bardziej skupić się na innych charakterach i je rozwinąć. Obiecuję w tym poprawę.

Zawsze mówię, że wracam na stałe, ale teraz faktycznie to robię. Pisanie sprawia mi niewyobrażalnie dużą przyjemność i chyba mi to nawet wychodzi. Kolejna część wyjdzie za kilka dni. A nowe opowiadania jeszcze nie wiem, bo myślę o tematyce mojego autorskiego opowiadania (czy tam książki). 

Btw co to ma być za jakieś płacenie za czytanie na wattpadzie, czy on oszalał? XD

Dziękuję za przeczytanie <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top