3

- Proszę. - Usłyszałam łagodny głos.

Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Blondyn podniósł głowę z nad papierów i rzucił mi swoje typowe głębokie spojrzenie. To aż zadziwiające, że czyjeś oczy mogą wyrażać sobą tyle emocji. Wiedziałam, że Erwinowi nie jest łatwo.

- Przyniosłam papiery, dotyczące kolejnej wyprawy. - Powiedziałam łagodnie i położyłam na jego biurku wypełnione dokumenty.

- Miały być dopiero na pojutrze, ale to dobrze, że tak przykładasz się do pracy. To wszystko? - Zapytał wyczekująco, tak jakby miał nadzieję, że rzucę mu się na szyję.

- Tak. - Odparłam i odwróciłam się, by wyjść.

- Poczekaj, [Twoje imię].

Zerknęłam na niego, widząc jak Erwin się podnosi. Kierował się w moim kierunku, a ja nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać. Zatrzymał się niebezpiecznie blisko mnie i chwycił jeden z niesfornych kosmyków moich włosów i zaciągnął mi go za ucho. Patrzyłam mu w oczy. Te nieskazitelnie błękitne oczy. Ciekawe czy ocean miał taki odcień?

- Mam listę twojego nowego oddziału i plan działania. Zapoznaj się z nimi. - Podał mi zwitek papierów.

W odpowiedzi skinęłam tylko lekko głową, nie odrywając od niego wzroku. Nie wiedziałam co planował, ale byłam przekonana, że nie zrobi mi niczego złego. W końcu to był Erwin.

- Ja już pójdę. - Wydukałam zakłopotana.

Już gotowa do wyjścia, przed samymi drzwiami poczułam ucisk na moim nadgarstku. Niepewnie przełknęłam ślinę.

- Jesteś dla mnie ważna, [Twoje imię]. Chciałbym żeby to było jasne. Nie oczekuję od ciebie żadnej odpowiedzi. Wiedz jednak, że jeśli coś będzie się działo zawsze będziesz miała moje wsparcie. - Powiedział pewnie, a jego oceaniczne oczy błyszczały.

Kobaltowe tęczówki.

Nie odpowiedziałam. Wyrwałam mu się i chciałam wyjść, gdy wpadłam na kogoś, a raczej na twardą klatę. Podniosłam swój wzrok i ujrzałam te piękne, jakże znudzone szare oczy. Zarumieniłam się i szybko ominęłam go. Najzwyczajniej w świecie uciekłam stamtąd.

Dlaczego akurat wtedy Levi musiał się tam pojawić? Czułam jak moja twarz zaczyna coraz bardziej płonąć. W ogóle co miało znaczyć to, że się rumienię? Przecież nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Pozostało mi tylko modlić się, że on tego nie zauważył. Dlaczego się tym przejmuję? Nie powinnam pozwalać sobie na słabość, a jednak wobec niego nie potrafiłam być silna. Jego obecność sprawiała, że zaczynałam czuć więcej, a co gorsza przywiązywać się. Mogłam się poddać temu, ale postanowiłam walczyć. Któreś z nas wkrótce zginie, a drugie będzie odczuwać jedynie niepotrzebny stres czy cierpienie. Co ja wygaduję? Przecież ja nic dla niego nie znaczę.

Odsunęłam od siebie wszelkie myśli, gdy uświadomiłam sobie że moje nogi poprowadziły mnie na dach zamku. Dawno tu nie byłam. Uwielbiałam to miejsce, a jednocześnie go nienawidziłam. To tutaj mogłam ukryć się przed całym światem, nikt tu nie przychodził. Jednakże to w tym miejscu spędzałam czas, gdy coś z czym nie mogłam sobie poradzić mnie przerastało. Przepłakałam na tej kamiennej posadce wiele nocy.

Spojrzałam lekko w górę, czując jak oślepia mnie światło słoneczne. Do treningu wszystkich kadetów pozostało dziesięć minut. Postanowiłam zobaczyć jak trójka poradzi sobie na pierwszym, wspólnym treningu. Szybko udałam się na dziedziniec, gdzie od razu zagadała mnie Hange.

- Ty już widziałaś ich w akcji, prawda? Musisz mi wszystko opowiedzieć! Nie, czekaj. Najpierw sama chcę zobaczyć! Chodźmy. - Podekscytowana brunetka pociągnęła mnie w stronę kadetów.

Od razu odnalazłyśmy oddział, którym zajmował się Flagon. Wypatrzyłam czarną czuprynę Levi'a, który przygotowywał się do rozpoczęcia treningu. Trzymał ostrza w nietypowy sposób, co nie uszło uwadze Flagonowi.

- Co ty, do cholery, wyprawiasz!? - odezwał się zirytowany pułkownik - Tych mieczy nie trzyma się w ten sposób. Chcesz umrzeć zaraz po wyjściu za mury?

Levi tylko spojrzał na niego z ukosa, a po chwili odezwał się.

- Uważaj, żebyś ty nie skończył nogami do przodu.

- Coś ty powiedział?! - Kobaltooki oddalał się, gdy przerwał mu Flagon.

- Wystarczy, że będę rozcinał im karki, prawda? - czarnowłosy stał chwilę w miejscu, po czym odwrócił się - Będę to robił po swojemu.

Po chwili już go nie było, gdyż z niewiarygodną prędkością wybił się z ziemi i używając sprzętu szybował między drzewami.

- Cholera, [Twoje imię]. To ty miałaś z nim indywidualny trening, nie wybiłaś mu z głowy tego błędu? Skurczybyk jest za pewny siebie, pewnie jeszcze nie trafił w żaden kark. - Powiedział rozwścieczony Flagon.

- Leć za nim i zobacz, co potrafi. W przeciwieństwie do ciebie, nie jest słabym ogniwem, a tym bardziej mięsem armatnim dla tytanów. - Stwierdziłam oschle, co jeszcze bardziej rozwścieczyło pułkownika.

Wszyscy obserwowaliśmy każdy ruch Levi'a. Jego prędkość była niesamowita, nikt wcześniej takiej nie osiągnął. Flagon powoli wychodził z siebie.

- Więc on przeszedł szkolenie? - Zapytała zdumiona Hange.

- Z tego, co wiem, to nie. - Usłyszałyśmy obok siebie zszokowanego Moblita, dopiero teraz go zauważyłam. Nie zdziwił mnie fakt, że tu jest. W końcu był cieniem Hange, jej asystentem.

- Wspaniale! Cudownie! - Spojrzałam na brunetkę, której mina jasno mówiła, że jest ona rozmarzona. Na jej policzkach pojawiły się wypieki, a oczy niewiarygodnie błyszczały, zupełnie jakby podziwiała jakiegoś tytana - Wszystko od poszukiwania tytanów aż do walki z nimi jest zależne od indywidualnych zdolności.

Hange popiszczała jeszcze chwilę i ruszyliśmy za Levi'em. Co prawda, trójka odbyła jeden trening ze mną, ale tytani wówczas nie byli podnoszeni przez zwiadowców, tylko zwyczajnie stali, więc nie było żadnego elementu zaskoczenia. Gdy Levi leciał nagle wyrosła przed nim atrapa tytana, co swoją drogą nieźle go zdziwiło. Wyglądał uroczo. Gdy wszyscy byli pewni, że nie uda mu się i przeleci obok "tytana", ten niespodziewanie wbił haki w drzewo nad nim i wyhamował, podlatując w górę. Po kilku sekundach znalazł się nad "tytanem", wbił się w jego kark i szybkim ruchem rozciął go. Wszyscy obserwowali w zdumieniu całe zajście.

- Co za niewiarygodna szybkość. - Wymsknęło się komuś.

- Więc to jest ta reforma, o której mówił Erwin? - Spytał sam siebie Flagon.

Wiedziałam, że widząc czarnowłosego w akcji, nie spodobało mu się z jak wielką łatwością przychodzi mu zabijanie atrap, nie wspominając o jego szybkości. W dodatku, że brązowowłosy od początku nie pałał do trójki szczególną sympatią, co udowodnił już na pierwszym spotkaniu dowódców oddziałów. Nie podobało mu się, że pochodzili z podziemi. Nieważne skąd byli, liczyły się umiejętności, którymi znacznie przewyższali pułkownika.

***

- To wszystko na dzisiaj! - Krzyknęłam i wskoczyłam na [Imię konia-Jean].

Czułam jak ciepły, łagodny wiatr rozwiewa moje włosy. Podniosłam głowę i lekko się uśmiechnęłam. Pogoda dziś dopisywała, a trening był przyjemny. Nawet nie spojrzałam na czarnowłosego. Co prawda wychodziłam z siebie, nie mogąc na niego chociaż zerknąć, ale musiałam być silna. Korpus zwiadowczy nie był miejscem odpowiednim dla zobowiązań i uczuć, dlatego jeszcze żyłam.

Odprowadziłam moją klacz do stajni. Wyszłam i pognałam do swojego pokoju, gdzie przebrałam się i skierowałam się na dach.

Delektowałam się widokiem zachodzącego słońca. Na niebie igrało ze sobą wiele odcieni kolorów, ale przeważała szarość pojawiających się chmur zza których przebijał się fiolet. Była to sceneria idealna, dzięki której można było zapomnieć o tym w jakim świecie żyjemy. Złudne poczucie bezpieczeństwa. Usiadłam pod ścianą i przymknęłam oczy. To tutaj łkałam i krzyczałam z frustracji po pierwszej wyprawie.

To była tylko przeszłość. Nawet nie moja, bo dawna ja nie żyje. Nie jestem tchórzem, nie jestem już słaba. Za murami nie ma farta, liczą się tylko umiejętności i to by nie spotkał cię pech.

Poczułam jak ktoś opada obok mnie. Nie chciałam otwierać oczu, nie chciałam wracać do tej szarej rzeczywistości. Jednak musiałam. Uchyliłam lekko oczy i zerknęłam w prawo, spotykając spojrzenie kobaltowych oczu. Jego najpiękniejszych oczu. Przypatrywał mi się, mając na twarzy wymalowaną obojętność. Nic nowego. Nie odzywałam się dłuższą chwilę i nie planowałam tego robić. Ta cisza między nami była na swój sposób przyjemna.

- Nie przyszłaś na kolację. - Zauważył.

- Całkiem wypadło mi to z głowy.

- Siedzisz tu, użalasz się nad sobą, a powinnaś być gdzie indziej.

- Czyli? - Zapytałam beznamiętnie.

- U Smitha. Co? Czyżby problemy w raju? - Zadrwił, marszcząc lekko brwi.

- Chyba wolałabym zamieszkać w paszczy tytana. - Stwierdziłam, zerkając na niego kątem oka. Jego źrenice zabłysnęły.

- Pogodzicie się.

- Hę? Nie byliśmy, nie jesteśmy i nigdy nie będziemy razem. Po pierwsze dlatego, że nic do niego nie czuję. Po drugie, bo mam swoje powody. Poza tym musiałabym oglądać jego krzaczaste brwi częściej niż obecnie. Podsumowując - nie, dzięki. - stwierdziłam lekko speszona. Czyli co? Teraz twierdził, że jestem z Erwinem? Tylko nie to.

- Tch.

- Co takiego? - Zapytałam, widząc irytację na jego twarzy.

- Ta cała Hange powiedziała, że ty i Erwin jesteście idealnym przykładem miłości, ale chyba coś się popsuło między wami, bo Erwin ją zbywał cały dzień.

- Wiem już kogo pożrą tytani na najbliższej wyprawie. - Skwitowałam krótko i przez chwilę, dosłownie chwilę, wydawało mi się, że kąciki jego ust podniosły się minimalnie.

- Jest irytująca. Zresztą jak każdy tutaj - rzucił mimowolnie. Auć, zabolało. Przynajmniej miałam potwierdzenie na tacy. Nic dla niego nie znaczę. - No oprócz ciebie.

Niech cię szlag, Levi.

- Nie zaprzeczę, ale przy bliższym poznaniu Hange okazuje się być naprawdę opanowaną i inteligentną, myślącą racjonalnie osobą. Wiem, że teraz brzmi to absurdalnie, ale kiedyś to zobaczysz. Reszta jest okropna.

Siedzieliśmy, wpatrując się w ciemniejące niebo. Nie chciałam tego, ale przy Levi'u czułam się bezpiecznie. Jego obecność była kojąca, odganiała widmo mojej przeszłości i cały ból jaki w sobie nosiłam. Tak bardzo pragnęłam, by ta noc trwała wiecznie. Musiałam przyznać, że chciałam już zawsze mieć go obok siebie. Nigdy się z nim nie rozstawać.

Jednak w tym świecie nic nie trwa wiecznie. Cudowne chwile są jedynie małą częścią naszego marnego życia, które może zostać nam odebrane w każdej chwili. Wszystko ma swój koniec.

Wiedziałam, że muszę uciekać od niego i uczuć, aczkolwiek było już za późno. Już teraz byłam gotowa rzucić wszystko, by go chronić.

***

Nazajutrz unikałam Levi'a. Na całe szczęście nie miałam z nim treningu tego dnia, co znacznie ułatwiało sprawę. Wiedziałam, że to nie w porządku, w końcu nie doszło między nami do niczego. Jednak musiałam wyrzucić go z pokoju, który zajmował w moim sercu. Musiałam przeżyć, by odzyskać wolność. Jednak by utrzymać się przy życiu, niezbędne było wyzbycie się słabości, uczuć. Całkowity ich brak. Gdy w grę wchodziły emocje bardzo łatwo można było skończyć jako przystawka tytana.

Siedziałam na stołówce przy stole razem z moją nową drużyną. Zawzięcie dyskutowali o czymś, a ja nie słuchałam ich. Myślami byłam gdzie indziej, przy kimś innym. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Nasz wzrok skrzyżował się, a ja szybko opuściłam głowę.

Te kobaltowe tęczówki będą przyczyną mojej śmierci.

- [Twoje imię], myślisz że nowa, udoskonalona przez Erwina formacja rzeczywiście sprawdzi się podczas wyprawy i pomoże uniknąć nam walki? - Zapytała kobieta. Przyjrzałam jej się. Miała krótko ostrzyżone blond włosy i błękitne oczy. Wyglądała na wyciszoną.

- Jestem tego pewna. Formacja szerokiego rozpoznania pomoże nam utrzymać przy życiu sporą część żołnierzy. Jednak ma swoje wady. - Odparłam pewnie.

- Na przykład? - Tym razem pytanie zadał mężczyzna. Miał brązowe włosy zaczesane do góry i piwne oczy. Ciemna karnacja zgrywała się z jego łagodnymi rysami twarzy.

- Formacja ta nie będzie działać podczas niesprzyjających warunków pogodowych.

- Co wtedy? - Zapytała blondynka.

- Nanaba, nie zarzucaj [Twoje imię] tymi pytaniami. - Odezwał się ponownie mężczyzna.

- Gelgar, ja tylko chcę się dowiedzieć czegoś przydatnego. - Odparła spokojnie.

- Skończcie to. Przecież to dość oczywiste. Będziemy bezbronni i nie skontaktujemy się ze sobą. - Tym razem głos podniósł Miche.

Kojarzyłam go, był uważany za bardzo silnego żołnierza. Może nawet najsilniejszego, ale to nie było najważniejsze. Mężczyzna potrafił wyczuć tytanów z dużej odległości, generalnie miał bardzo wyostrzony zmysł węchu. Często obwąchiwał ludzi. Miał blond włosy z przedzieloną na środku grzywką. Był idealnie ogolony. Wyglądał bardzo poważnie jak na swój młody wiek.

- Miche ma rację. - Przyznałam.

- Widzicie? Sama pani pułkownik się z nim zgadza. Teraz mu odbije. - Prychnął Gelgar.

Rozmawiali dalej, a ja wpatrywałam się w talerz pełny jedzenia. Bez namysłu chwyciłam go z całą zawartością i odniosłam do kucharek. Szybkim krokiem skierowałam się do wyjścia i pognałam do swojego pokoju. Bałam się konfrontacji z Levim. Z nerwów zaczęłam dokładnie sprzątać pokój. Chyba podświadomie nie chciałam podpaść czarnowłosemu. Próbowałam przegonić myśli o nim, jednak bezskutecznie.

Nawet gdy w moim pokoju błyszczało, nie potrafiłam o nim zapomnieć. Zirytowana opadłam na krzesło, a po chwili rozległo się pukanie.

- Proszę. - Powiedziałam.

Oby to nie był on.

Drzwi zaczęły powoli się otwierać, a do pokoju wszedł jakiś kadet. Odetchnęłam z ulgą.

- Erwin prosi panią pułkownik do siebie. - Przekazał informację i wyszedł.

Chyba jednak wolałabym by to był Levi.

***

Jak się okazało Erwin chciał wiedzieć czy już wszystko wiem i jakie są moje zarzuty dotyczące planu. Znajdowałam się już poza jego gabinetem, a blondyn nie wspomniał o ostatniej sytuacji. Chociaż jedno dobre. Szłam w kierunku swojego pokoju, gdy nagle zobaczyłam na końcu korytarza doskonale znaną mi sylwetkę. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku. Po chwili słyszałam szybkie kroki za mną, dlatego sama przyspieszyłam. Odetchnęłam z ulgą, gdy dotarłam do łazienki i szybko wparowałam tam.

Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i okręca wokół własnej osi, by za chwilę przyprzeć mnie do ściany. Miałam zamknięte oczy. Bałam się tej konfrontacji.

- Spójrz na mnie. - Do moich uszu dotarł władczy głos. Delikatnie otworzyłam oczy i spojrzałam w jego szare oczy - Dlaczego mnie unikasz?

- Ja... Wcale cię nie unikam. Nie wiem co sobie ubzdurałeś. Puścisz mnie? - Zapytałam, czując że to kłamstwo tak łatwo go nie zbyje.

- Kłamiesz - odparł bez namysłu. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Była to zdecydowanie niebezpieczna odległość. - Dlaczego, pytam.

Wpatrywałam się w niego, milcząc. Co ja miałam mu powiedzieć? Że boję się, że coś do niego poczuję? Wyśmiałby mnie. Nie wiem, dlaczego tak mu zależało bym zwracała na niego całą swoją uwagę, ale to nie było w porządku. W pewnym momencie zobaczyłam w jego oczach coś dziwnego. Jakby zapał, ogień. Opuścił lekko wzrok i obserwował moje usta. Odległość między naszymi twarzami niebezpiecznie się zmniejszała, więc szybko by ratować sytuację odwróciłam twarz w bok. Wykorzystując jego zmieszanie, szybko i sprawnie wyrwałam się. Podcięłam go i spojrzałam na niego obojętnie.

- Nigdy nie trać czujności, żołnierzu. - Odparłam nonszalancko, po czym opuściłam łazienkę i puściłam się biegiem do swojego pokoju.

Zakluczyłam drzwi i opadłam na łóżko. Czy on miał zamiar mnie pocałować? To pytanie, na które prawdopodobnie nie poznam odpowiedzi. Unikałam go niecały dzień, a to nie umknęło jego uwadze, mimo że starałam zachowywać się naturalnie. Do tego miałam z nim jutro trening. Po wcześniejszej sytuacji nie chcę sobie nawet tego wyobrażać. To musi skończyć się tragicznie. Oczywiście dla mnie.

***

Do treningu zostało pół godziny. W mojej głowie kłębiły się pomysły jak pozbyć się obowiązków. Zaczęłam nawet brać pod uwagę złożenie wizyty u Erwina, zatrzepotanie rzęsami i namówienie go, by dziś podszkolił ich ktoś inny. Niestety musiałam być odpowiedzialna i liczyć na to, że Levi jakimś cudem zapomni lub zignoruje moje zachowanie. Tyle dobre, że podczas wczorajszej sytuacji w łazience nie rumieniłam się.

Głośno westchnęłam i założyłam sprzęt do trójwymiarowego manewru. Zostało dwadzieścia minut i postanowiłam zająć się moją klaczą. Dokładnie ją wyczesałam i założyłam wyposażenie. Gdy skończyłam cała trójka weszła do stajni.

- Farlan, przestań przechwalać się swoimi umiejętnościami. Przecież wszyscy wiemy, że w jeździe konnej to ja jestem najlepsza. - Zaśmiała się pod nosem Isabel, a po chwili spoważniała, gdyż mnie dostrzegła.

Rudowłosa i brązowowłosy od razu zasalutowali, a Levi tylko przyglądał mi się. Wyszłam z pomieszczenia i zauważyłam, że pogoda zaczęła się psuć. Jednak nie stanowiło to problemu, gdyż miałam dziś dla trójki zadanie specjalne.

Gdy wszyscy byli gotowi ruszyliśmy w stronę lasu. Po dotarciu tam od razu przedstawiłam im dzisiejsze zadanie.

- Jak już zapewne wiecie Erwin Smith jest pomysłodawcą formacji szerokiego rozpoznania, aczkolwiek nikt nie przygotowuje żołnierzy na pewną możliwość, która zakłóca cały szyk. Mowa o gwałtownym deszczu, mgle, wszystkim co ogranicza widoczność. Dlatego dziś będziecie trenować na sprzęcie do trójwymiarowego manewru w nocy.

- Co? Skoro nikt tego nie trenuje to po co nam to? Przecież nic nie będziemy widzieć! - krzyknął zdenerwowany Farlan.

- I właśnie o to chodzi. Nie będę ukrywać faktu, że wasza trójka przewyższa zdolnościami nie jednego wyszkolonego zwiadowcę, dlatego sądzę że ta umiejętność zwiększy wasze szanse na przeżycie. Koniec gadania, najpierw sprawdzimy jak sobie radzicie z walką wręcz, a jak zacznie się ściemniać przejdziemy do lasu. - Szybko wyjaśniłam, ucinając temat. Farlan i Isabel z oniemienia otworzyli usta. Widziałam w ich oczach dumę, nie sądziłam, że nie wierzą w swoje możliwości. Levi natomiast obojętnie wpatrywał się we mnie. Chciałabym choć raz wiedzieć co mu chodzi po głowie.

***

Musiałam przyznać, że poradzili sobie całkiem nieźle. Co prawda Farlan kilka razy wpadł w drzewo, a Isabel w imitacje tytanów. Do Levi'a nie miałam się o co przyczepić, on chyba nie jest człowiekiem. Mimo ciemności działał tak samo jak w dzień. Poruszał się niebywale szybko, omijał przeszkody wykazując się przy tym niesamowitą zręcznością i zabił mnóstwo "tytanów". On nigdy nie pudłował. Ciekawiło mnie czy na wyprawie też pójdzie mu tak sprawnie. Wyszłam ze stajni i po oddaleniu się od niej usiadłam na trawie. Cała trójka poszła spożyć kolację, którą ówcześnie poleciłam im odłożyć, więc nie musiałam martwić się konfrontacją z Levim. Wstałam i zaczęłam szwendać się po zamku. Niby nic dziwnego nie miało prawa się wydarzyć, jednak zobaczyłam Isabel i Levi'a czujnie stojących przed drzwiami do gabinetu Smitha.

Od razu wiedziałam, że coś tu nie gra, więc szybko schowałam się za ścianą i nasłuchiwałam. Nie musiałam czekać długo. Po kilkudziesięciu sekundach usłyszałam ciche gwizdanie, a zaraz po nim Farlan wynurzył się z pokoju. Cała trójka pospiesznie pobiegła w przeciwną do mnie stronę, na co odetchnęłam z ulgą. Być może wzięli mnie za Erwina. Skradając się, podążyłam za nimi. Dotarłam na parter, do zbrojowni.

- Nigdy nie znajdziemy tego dokumentu. Chyba najlepiej będzie założyć, że nie ma go w jego gabinecie. - Odezwał się męski głos. To był Farlan.

- Więc gdzie? - Spytała cieniutkim głosem Isabel.

- Co robisz z rzeczami, które są dla ciebie cenne? - Odparł brązowowłosy.

- Noszę za opaską na brzuchu. - W tym momencie usłyszałam klepnięcie. Na całe szczęście zdusiłam śmiech, który cisnął mi się na usta, więc nikt mnie nie zauważył.

- Jakoś mi się nie widzi, że Erwin nosi opaskę wyszczuplającą, - stwierdził zrezygnowany Farlan - ale istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że trzyma ten dokument przy sobie. Dlatego też pomyślałem, że moglibyśmy wykorzystać wyprawę. Za murami Erwin i pozostali będą skupieni na tytanach. Wystarczy poczekać na odpowiednią okazję.

- Rozumiem, świetny pomysł! - Wykrzyczała podekscytowana Isabel.

- Zgadzasz się, Levi?

- Tak. - Odpowiedział beznamiętnym głosem czarnowłosy. Po chwili dodał - Jednak pójdę sam.

Dwójka wydała z siebie okrzyki zdziwienia. Musiałam przyznać, że mnie też to wprawiło w zakłopotanie.

- Wymyślcie jakąś wymówkę, by nie iść na wyprawę.

- Braciszku... Dlaczego?! - Pisnęła Isabel.

- Nawet jeszcze nie widzieliśmy tytanów na oczy. Będziemy pierwszy raz za murem. Możliwe, że już sam powrót w jednym kawałku będzie wymagał od nas wspięcia się na wyżyny. Jednak w pojedynkę jakimś cudem może mi się udać. - Odparł oschle Levi.

- No ale... - kontynuowała Isabel, jednak szybko zamilkła.

- Więc chcesz nam powiedzieć, że nie dalibyśmy rady? - Spytał zawiedziony Farlan.

- Tak, a przynajmniej tak czuję.

Nagle usłyszałam kroki, przez co podskoczyłam, ale zauważyłam, że nie są skierowane w moim kierunku.

- Niby skąd możesz to wiedzieć?! Nie dowiemy się, dopóki nie spróbujemy! Co z Tobą?! To nie w twoim stylu! - Wrzasnęła wściekła Isabel.

- Jeśli się nie zgadzacie, koniec tematu! - Tym razem to Levi podniósł głos - Poczekamy na inną okazję.

Usłyszałam zbliżające się kroki. Zaczęłam powoli się wycofywać, a gdy oddaliłam się na bezpieczną odległość, puściłam się biegiem. Za sobą usłyszałam głos Farlana.

- Levi!

- Zaczekaj, braciszku! - Dołączyła do niego rudowłosa.

Pędziłam przed siebie, słysząc za sobą nieustające kroki. Ktoś mnie gonił, najpewniej był to czarnowłosy. Musiałam szybko go zgubić, bo gdyby mnie złapał mogłabym pożegnać się z życiem. Szybko skierowałam się do wyjścia z zamku i biegłam przez dziedziniec. Gdy byłam już wystarczająco daleko, przystanęłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Chcieli pozbyć się Erwina. O co chodziło z tymi ważnymi dokumentami? Definitywnie musieli dla kogoś pracować. Tylko co chcieli tym osiągnąć?

Nagle poczułam jak coś, a raczej ktoś powala mnie na ziemię. Pisnęłam przerażona. Zamknęłam oczy, czekając aż ktoś poderżnie moje gardło, ale gdy to nie nastąpiło niepewnie otworzyłam oczy. Kilka centymetrów od mojej twarzy znajdowała się twarz Levi'a.

- Co słyszałaś? - Zapytał szorstkim głosem.

- Wszystko. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Kłamanie nie wchodziło w grę i tak od razu by mnie przejrzał i zapewne skończyłabym gorzej.

Zamknęłam oczy, do których napływały łzy, oczekując najgorszego. Aczkolwiek nic nie nastąpiło.

- Spójrz na mnie - powiedział już spokojniejszym głosem - Nie musisz się mnie bać.

Uniosłam powieki i z zaskoczeniem wpatrywałam się w jego niesamowite, kobaltowe tęczówki. Był przystojny, nawet bardzo. Wszystko w nim tak bardzo mnie przyciągało, lgnęłam do niego jak ćma do światła. Tak bardzo chciałam, żeby coś zrobił, ale on tylko spokojnie mi się przyglądał. Dlaczego? Przecież słyszałam ich rozmowę, mogłam ich zdradzić, więc dlaczego on nie chciał mi nic zrobić? Nawet mi nie groził. Tylko wpatrywał się we mnie tymi przenikliwymi oczami. Zjechałam wzrokiem na jego usta, tak bardzo chciałam żeby mnie pocałował. Zarumieniłam się na samą myśl i odwróciłam wzrok.

- Co z tym zrobisz? - Zapytał łagodnie.

- Pozostawię dla siebie. - Odparłam. Tak właśnie zamierzałam postąpić.

- Dlaczego? - Był wyraźnie skołowany.

- Zostawię to przeznaczeniu. - Uśmiechnęłam się niepewnie - Osobiście sądzę, że nie uda wam się. Ktoś straci życie i nie mówię tu o Erwinie. To bardzo ryzykowny i głupi ruch, nigdy nie wiadomo co wydarzy się za murami. Nie powiem o tym nikomu, bo i tak za wiele by to nie zmieniło. Nauczycie się na własnych błędach, o ile przeżyjecie.

Mężczyzna westchnął i spojrzał na mnie już obojętnym wzrokiem. Powoli podniósł się i rzucił mi ostatnie spojrzenie po czym odszedł. Wierzyłam w moje słowa. Ta sprawa nie skończy się za dobrze, czułam to. Miałam gdzieś co spotka Erwina, bo wiedziałam, że on już wie co planują. Obawiałam się tego, że jeśli im się nie powiedzie albo co gorsza uda to już nigdy więcej nie zobaczę Levi'a.

Tak bardzo nie chciałam go tracić. Potrzebowałam go. Te kobaltowe oczy były jedyną moją słabością, której już nawet nie próbowałam się oprzeć. Pokrzepiający był fakt, że ja także coś dla niego znaczyłam. Jeśli przeżyjemy i jakimś cudem nasze drogi się nie rozejdą, może stanę się dla niego kimś więcej. Kimś za kogo warto umrzeć. On był dla mnie kimś takim.


***

Opowiadanie jest wcześniej! Ktoś się cieszy?

Tak jak pisałam już w "Ogłoszeniach parafialnych" - dzień, w którym będzie wychodzić "Nic nie trwa wiecznie" to NIEDZIELA

3728 słów! Całkiem sporo. Jak wrażenia? Mam nadzieję, że udało mi się dobrze odwzorować wydarzenia z "Bez żalu".


Do następnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top