Rozdział Dwudziesty

Gapię się na doktor Greene, a mój świat się rozpada. Dziecko. Dziecko. Nie chcę dziecka... jeszcze nie teraz.

Kurwa. I w głębi duszy wiem, że JeongGuk się wkurzy. 

– Pani Jeon, jest pani bardzo blada. Napije się pani wody?

– Chętnie. – Mój głos ledwie słychać. W głowie trwa szaleńcza gonitwa myśli. W ciąży? Od kiedy?

– Rozumiem, że jest pani zaskoczona.

Kiwam bez słowa głową i biorę od niej szklankę.

Upijam trochę wody.

– Zaszokowana – szepczę.

– Mogłybyśmy zrobić badanie usg, żeby sprawdzić zaawansowanie ciąży. Sądząc po pani reakcji, podejrzewam, że do poczęcia doszło zaledwie kilka tygodni temu, to pewnie czwarty albo piąty tydzień. Rozumiem, że nie pojawiły się u pani żadne objawy?

Kręcę głową. Objawy? Nie sądzę.

– Myślałam... myślałam, że to niezawodna metoda antykoncepcji.

Doktor Greene unosi brew.

– Generalnie tak, kiedy się pamięta o zastrzyku – mówi spokojnie.

– Musiałam stracić poczucie czasu. – JeongGuk się wkurzy. Na pewno.

– Miała pani w ogóle krwawienie?

Marszczę brwi.

– Nie.

– To normalne dla depo. Zrobimy to usg, dobrze?

Mam czas.

Kiwam z oszołomieniem głową, a doktor Greene prowadzi mnie w stronę czarnej skórzanej kozetki. – Proszę ściągnąć spódnicę i bieliznę i przykryć się leżącym na kozetce kocem – mówi dziarsko.

Bieliznę? Spodziewałam się, że będzie przesuwać głowicą aparatu po moim brzuchu. Po co mam zdejmować majtki? Wzruszam z konsternacją ramionami, po czym szybko robię, co mi każe, i kładę się pod miękkim białym kocem.

– Świetnie. – Doktor Greene przysuwa ultrasonograf, wyglądający niesamowicie nowocześnie. Siada, ustawia monitor tak, że obie go widzimy, i stuka w klawiaturę. Monitor się uruchamia. – A teraz proszę zgiąć nogi w kolanach i rozchylić uda – mówi rzeczowo.

Patrzę na nią z rezerwą.

– To ulstrasonografia przezpochwowa. W przypadku tak wczesnej ciąży tylko taka umożliwia zobaczenie czegokolwiek. – Bierze do ręki długą białą sondę.

Och, ona chyba żartuje!

– Okej – burczę zażenowana i wykonuję jej polecenia. Greene nakłada na sondę prezerwatywę i nawilża ją bezbarwnym żelem. – Pani Jeon, proszę się rozluźnić.

Rozluźnić? Jestem w ciąży, jasny gwint! Jak mam się rozluźnić? Rumienię się i próbuję odnaleźć w myślach miejsce, w którym jestem szczęśliwa... które przeniosło się gdzieś w pobliże zaginionej wyspy Atlantydy.

Powoli i delikatnie wsuwa sondę.

Kurwa mać!

Na monitorze widzę jedynie odpowiednik białego szumu – tyle że w odcieniu sepii. Powoli doktor Green przesuwa sondą i nie jest to zbyt przyjemne.

– Proszę – mówi. Wciska jakiś guzik, zatrzymując obraz na monitorze, i pokazuje na maleńką fasolkę w tej burzy sepii.

To mała fasolka. W moim brzuchu skrywa się mała fasolka. Maleńka. Wow. Zapominam o skrępowaniu i wpatruję się oniemiała w monitor.

– Jest jeszcze za wcześnie, aby zobaczyć bicie serduszka, ale tak, jest pani z całą pewnością w ciąży. To czwarty lub piąty tydzień. – Marszczy brwi. – Wygląda na to, że zastrzyk szybko przestał działać. Cóż, czasem tak się zdarza.

Jestem zbyt ogłuszona, żeby coś powiedzieć. Ta mała fasolka to dziecko. Prawdziwe, najprawdziwsze dziecko. Dziecko JeongGuk'a. Moje. Jasny gwint. Dziecko!

– Mam to pani wydrukować?

Kiwam głową, nadal nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu, a doktor Greene wciska jakiś guzik. Następnie delikatnie wysuwa sondę i podaje mi papierowy ręcznik, żebym się mogła wytrzeć.

– Moje gratulacje, pani Jeon – mówi, gdy siadam. – Musimy ustalić termin kolejnej wizyty. Proponuję za cztery tygodnie. Wtedy będzie można określić dokładny wiek dziecka i ustalić datę porodu. Może się pani ubrać.

– Dobrze.

Ubieram się szybko. Mam fasolkę, małą fasolkę. Kiedy wychodzę zza parawanu, doktor już z powrotem siedzi za biurkiem.

– A tymczasem chciałabym, aby zaczęła pani przyjmować kwas foliowy i witaminy dla kobiet w ciąży. Tu jest broszurka o tym, co wolno, a czego nie.

Gdy wręcza mi pudełeczka z tabletkami i broszurkę, dalej coś mówi, ale ja nie słucham. Jestem w stanie szoku.

Powinnam być przecież szczęśliwa. Powinnam mieć lat trzydzieści... co najmniej. To się stało zbyt wcześnie – zdecydowanie zbyt wcześnie. Próbuję stłumić rosnące uczucie paniki.

Grzecznie żegnam się z doktor Greene i wychodzę. Jest chłodne jesienne popołudnie. Nagle robi mi się nieprzyjemnie zimno i ogarniają mnie złe przeczucia. JeongGuk się wkurzy – to wiem, ale nie mam pojęcia, jak bardzo. Prześladują mnie jego słowa: „Nie jestem jeszcze gotowy, aby się tobą dzielić". Otulam się ciaśniej marynarką.

Sawyer wyskakuje z auta i otwiera mi drzwi. Marszczy brwi, gdy dostrzega moją minę, ale ja ignoruję jego niepokój.

– Dokąd, pani Jeon? – pyta łagodnie.

– SIP.

Moszczę się na tylnej kanapie, zamykam oczy i opieram głowę o zagłówek. Powinnam być szczęśliwa. Wiem, że powinnam być szczęśliwa. Ale nie jestem. To za wcześnie. Stanowczo za wcześnie. A co z moją pracą?

Co z SIP? Co ze mną i JeongGuk'iem? 

Nie. Nie. Nie. Wszystko będzie dobrze. Kochał maleńką Mię – Carrick mi o tym mówił – i teraz też ją uwielbia. Może powinnam ostrzec Flynna... Może nie powinnam mówić JeongGuk'owi. Może... może powinnam to zakończyć. Niepokoi mnie kierunek, w jakim podążają moje myśli. Kładę odruchowo dłoń na brzuchu. Nie. Moja mała Fasolka. Do oczu napływają mi łzy. I co ja mam zrobić?

Do moich myśli wdziera się obraz małego chłopca z miedzianymi włosami i szarymi oczami, biegającego po łące koło nowego domu. Chichocze i piszczy z radości, gdy ja i JeongGuk go gonimy. JeongGuk podrzuca go wysoko, a potem sadza sobie na biodrze i razem wracamy do domu.

A potem widzę, jak JeongGuk odwraca się ode mnie ze wstrętem. Jestem gruba i nieporadna, dźwigam pod sercem nasze dziecko. Oddala się ode mnie w sali pełnej luster, a odgłos jego kroków odbija się echem od szklanych tafli ścian i podłogi. JeongGuk...

Wracam do rzeczywistości. Nie. Ależ on się wkurzy. Kiedy Sawyer zatrzymuje się pod SIP, wysiadam z auta i wchodzę do budynku.

– Rin, tak miło cię widzieć. Jak twój tata? – pyta Hannah, gdy tylko się zjawiam w redakcji.

Patrzę na nią chłodno.

– Już lepiej, dziękuję. Mogę cię prosić do gabinetu? – Jasne. – Zaskoczona wchodzi za mną. – Wszystko w porządku?

– Muszę wiedzieć, czy przesunęłaś albo odwołałaś wizyty u doktor Greene.

– Doktor Greene? Tak. Dwie albo trzy. Na ogół dlatego, że byłaś na innych spotkaniach albo nie miałaś czasu. Czemu pytasz?

Ponieważ teraz jestem, kurwa, w ciąży! – krzyczę na nią w myślach. Biorę głęboki, uspokajający oddech.

– Jeśli będziesz przenosić jakieś spotkania, możesz dopilnować, abym o tym wiedziała? Nie zawsze zaglądam do kalendarza.

– Oczywiście – mówi Hannah cicho. – Przepraszam.

Zrobiłam coś złego?

Kręcę głową i wzdycham głośno.

– Możesz mi zrobić herbatę? Potem zdasz mi relację z tego, co tu się działo podczas mojej nieobecności.

– Już pędzę. – Rozpogodzona wychodzi z gabinetu.

Patrzę za nią.

– Widzisz tę kobietę? – mówię cicho do fasolki. – Możliwe, że jesteś tu dzięki niej. – Klepię delikatnie brzuch, po czym czuję się jak kompletna idiotka, bo przecież mówię do fasolki. Mojej maleńkiej Fasolki. Kręcę głową zirytowana na siebie i Hannah... choć w głębi duszy wiem, że nie mogę winą obarczać jej. Z przygnębieniem uruchamiam komputer. Czeka na mnie mejl od JeongGuk'a.

_________________________________

Nadawca: JeongGuk Jeon

Temat: Tęsknię

Data: 13 września 2011, 13:58

Adresat: SooRin Jeon

Pani Jeon,

Dopiero od trzech godzin jestem w pracy, a już za Panią tęsknię.

Mam nadzieję, że Suga już się zaaklimatyzował w nowym miejscu. Po południu odwiedzi go moja mama i sprawdzi, co i jak.

Przyjadę po Ciebie około szóstej i możemy do niego zajrzeć w drodze do domu.

Może tak być?

Twój kochający mąż

JeongGuk Jeon Prezes,
Jeon Enterprises Holdings, Inc.

____________________

Wystukuję szybką odpowiedź.

____________________

Nadawca: SooRin Jeon

Temat: Tęsknię

Data: 13 września 2011, 14:10

Adresat: JeongGuk Jeon

Pewnie.

X

SooRin Jeon

Redaktor naczelna, SIP

__________________________

Nadawca: JeongGuk Jeon

Temat: Tęsknię

Data: 13 września 2011, 14:14

Adresat: SooRin Jeon

Wszystko w porządku?

JeongGuk Jeon Prezes,
Jeon Enterprises Holdings, Inc.

________________________________

Nie, JeongGuk. Strasznie się boję, że się wkurzysz. Nie wiem, co zrobić. Ale nie zamierzam pisać ci o tym w mailu.

___________________________

Nadawca: SooRin Jeon

Temat: Tęsknię

Data: 13 września 2011, 14:17

Adresat: JeongGuk Jeon

Tak. Mam jedynie dużo pracy.

Do zobaczenia o szóstej.

X

SooRin Jeon

Redaktor naczelna, SIP

____________________________

Kiedy mu powiem? Dziś wieczorem? Może po seksie? Może podczas seksu. Nie, to mogłoby być niebezpieczne dla nas obojga. Kiedy zaśnie? Chowam twarz w dłoniach. I co ja mam, u licha, zrobić?

***

– Cześć – mówi ostrożnie JeongGuk, gdy wsiadam do SUV-a.

– Cześć – mówię cicho.

– Co się stało?

Kręcę głową. Kim rusza, kierując się w stronę szpitala.

– Nic. – Może teraz? Mogłabym mu powiedzieć teraz, kiedy znajdujemy się w zamkniętej przestrzeni i jest z nami Kim.

– W pracy wszystko dobrze? – JeongGuk nie daje za wygraną.

– Tak. Dzięki.

– Ana, co się dzieje? – W jego głosie słychać większą stanowczość, a ja tchórzę.

– Po prostu tęskniłam za tobą. I martwię się Sugę.

JeongGuk wyraźnie się rozluźnia.

– Stan Sugi jest dobry. Rozmawiałem z mamą. Jest pod wrażeniem tempa, w jakim wraca do zdrowia. – Bierze mnie za rękę. – Rany, ale masz zimną dłoń. Jadłaś coś dzisiaj?

Czerwienię się.

– Rin – gani mnie z irytacją.

Cóż, nie jadłam, ponieważ wiem, że wkurzysz się na maksa, kiedy ci powiem, że jestem w ciąży.

– Zjem wieczorem. Naprawdę nie miałam czasu.

Kręci głową z frustracją.

– Chcesz, żebym do listy obowiązków ochrony dołożył karmienie mojej żony?

– Przepraszam. Zjem coś. To był naprawdę dziwaczny dzień. No wiesz, przewiezienie taty i w ogóle. Zaciska usta, ale nic nie mówi. Wyglądam przez szybę. „Powiedz mu!" – syczy moja podświadomość. Nie. Jestem tchórzem.

– Możliwe, że będę musiał lecieć na Tajwan – odzywa się JeongGuk. – Och. Kiedy?

– Pod koniec tygodnia. Może w przyszłym.

– Okej.

– Chcę, żebyś poleciała tam ze mną.

Przełykam ślinę.

– JeongGuk'ie, proszę. Mam swoją pracę. Tyle razy już to przerabialiśmy.

Wzdycha i robi nadąsaną minę.

– Tak sobie pomyślałem, że spytam – burczy z rozdrażnieniem.

– Długo cię nie będzie?

– Najwyżej kilka dni. Chciałbym, abyś mi w końcu powiedziała, co cię dręczy.

Skąd wie?

– Cóż, teraz, kiedy mój ukochany mąż wyjeżdża...

JeongGuk całuje moją dłoń.

– Szybko wrócę.

– To dobrze. – Uśmiecham się do niego blado.

Suga ma dziś znacznie lepszy humor. Wzrusza mnie jego milcząca wdzięczność wobec JeongGuk'a i na chwilę zapominam o tym, co mnie gryzie, gdy tak siedzę i słucham, jak rozmawiają o rybach i Marinersach. Ale szybko się męczy.

– Tatusiu, pozwolimy ci się przespać.

– Dzięki, Rin. Fajnie, że wpadliście. Była tu dzisiaj także twoja mama, JeongGuk. Dodała mi otuchy. I też kibicuje Marinersom.

– Ale za łowieniem ryb nie przepada – mówi cierpko JeongGuk, wstając z krzesła.

– Niewiele znam kobiet, które przepadają – uśmiecha się Suga.

– Do zobaczenia jutro, dobrze? – Całuję go. Moja podświadomość zasznurowuje usta. „Zakładając, że mąż cię nie zamknie, albo nie zrobi czegoś jeszcze gorszego".

– Chodź. – JeongGuk wyciąga rękę i razem opuszczamy szpital.

Dłubię w swoim talerzu. To kurczak w sosie pani Jones, ale nie jestem głodna. Mój żołądek ściska się ze zdenerwowania.

– Do diaska! Rinnie, powiesz mi w końcu, co się stało?

– JeongGuk odsuwa z irytacją swój talerz. – Proszę. Doprowadzasz mnie do szału.

Przełykam ślinę i próbuję opanować uczucie paniki.

Biorę głęboki, uspokajający oddech. Teraz albo nigdy.

– Jestem w ciąży.

Nieruchomieje, a z jego twarzy bardzo powoli odpływa cała krew.

– Co takiego? – szepcze pobladły.

– Jestem w ciąży.

Patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem.

– Ale jak?

Jak... jak? Cóż za niedorzeczne pytanie. Oblewam się rumieńcem i posyłam mu spojrzenie o treści „A jak ci się wydaje?".

Jego spojrzenie staje się lodowate.

– Zastrzyk? – warczy.

Cholera.

– Zapomniałaś o zastrzyku?

Patrzę na niego, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu. Kurwa, jest naprawdę wściekły.

– Chryste, SooRin! – Uderza pięścią w stół, a ja aż podskakuję, po czym wstaje nagle, prawie przewracając krzesło. – Masz jedną rzecz do zapamiętania, jedną rzecz! Cholera! Nie wierzę. Jak mogłaś być taka głupia?

Głupia! Głośno wciągam powietrze. Cholera. Chcę mu powiedzieć, że zastrzyk okazał się nieskuteczny, ale brak mi słów. Wbijam wzrok w dłonie.

– Przepraszam – szepczę.

– Przepraszasz?! Kurwa!

– Wiem, że to nie jest odpowiedni moment.

– Nie jest odpowiedni! – krzyczy. – Znamy się od pięciu, kurwa, minut. Chciałem ci pokazać świat, a teraz... Kurwa mać. Pieluchy, kupy i wymioty. – Zamyka oczy. Chyba próbuje się opanować, ale kiepsko mu to wychodzi. – Zapomniałaś? Powiedz mi. A może zrobiłaś to celowo? – Oczy mu płoną.

– Nie – szepczę. Nie mogę mu powiedzieć o Hannah, zwolniłby ją.

– Sądziłem, że to uzgodniliśmy! – woła.

– Wiem. Tak było. Przepraszam.

Ignoruje mnie.

– Dlatego właśnie tak bardzo lubię kontrolę. Żeby nie wyskoczyło nagle takie gówno i wszystkiego nie spierdoliło.

Nie... Mała Fasolka.

– JeongGuk, nie krzycz, proszę, na mnie. – Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.

– Tylko mi tu nie zaczynaj płakać – warczy. – Kurwa. – Przeczesuje palcami włosy. – Myślisz, że jestem gotowy na to, by zostać ojcem? – W jego głosie wściekłość miesza się z paniką.

I wszystko staje się jasne. Na jego twarzy maluje się strach i odraza – wściekłość bezradnego nastolatka. Och, Szary, tak bardzo mi przykro. Dla mnie to też jest szok.

– Wiem, że żadne z nas nie jest na to gotowe, ale uważam, że będziesz cudownym ojcem. – Łamie mi się głos. – Jakoś damy radę.

– A skąd to, kurwa, wiesz? – krzyczy, tym razem głośniej. – Powiedz mi skąd! – Oczy mu płoną, gdy przez twarz przemyka tak wiele emocji. Najbardziej oczywisty jest strach. – Och, pieprzyć to! – ryczy JeongGuk i unosi ręce w geście porażki.

Odwraca się na pięcie i rusza w stronę holu, zabierając po drodze marynarkę. Jego kroki odbijają się echem od drewnianej podłogi. Znika za podwójnymi drzwiami i zatrzaskuje je za sobą. Po raz kolejny podskakuję.

Zostaję sam na sam z ciszą – nieruchomą, milczącą pustką salonu. Wzdrygam się mimowolnie, gdy z odrętwieniem patrzę na zamknięte drzwi. Zostawił mnie. Cholera! Jego reakcja okazała się znacznie gorsza, niż sobie wyobrażałam. Odsuwam od siebie talerz, kładę ręce na stole, opieram o nie głowę i szlocham.

– Rin, skarbie. – Obok mnie stoi niepewnie pani Jones.

Prostuję się szybko, ocierając z twarzy łzy. 

– Słyszałam. Przykro mi – mówi łagodnie. – Chcesz może ziołową herbatę albo coś innego? 

– Poproszę kieliszek białego wina.

Pani Jones waha się przez chwilę i przypominam sobie o Fasolce. Teraz nie mogę pić alkoholu. Mogę? Muszę przestudiować broszurkę, którą dostałam od doktor Greene.

– Zaraz przyniosę.

– Właściwie to poproszę o herbatę. – Wycieram nos.

Uśmiecha się życzliwie.

– Już się robi.

Zabiera nasze talerze i udaje się do kuchni. Idę za nią i przysiadam na stołku, patrząc, jak parzy mi herbatę.

Stawia przede mną parujący kubek.

– Mogę ci podać coś jeszcze?

– Nie, herbata wystarczy, dziękuję.

– Jesteś pewna? Niewiele zjadłaś.

Podnoszę na nią wzrok.

– Nie jestem głodna.

– Rin, powinnaś jeść. Nie chodzi już tylko o ciebie. Pozwól, że coś ci naszykuję. Na co masz ochotę? – Patrzy na mnie z nadzieją, ale ja naprawdę nie jestem w stanie niczego przełknąć.

Mój mąż właśnie mnie zostawił, ponieważ jestem w ciąży, mój ojciec miał groźny wypadek samochodowy, a stuknięty HoSeok Jung rozpowiada, że napastowałam go seksualnie. Nagle zbiera mi się na śmiech. Widzisz, co ze mną zrobiłaś, mała Fasolko? Dotykam delikatnie brzucha.

Pani Jones uśmiecha się do mnie.

– Wiesz, który to tydzień? – pyta miękko.

– To początek. Czwarty albo piąty tydzień. – Skoro nie chcesz jeść, to przynajmniej powinnaś odpocząć.

Kiwam głową i z kubkiem herbaty udaję się do biblioteki. To moje schronienie. Wyjmuję z torebki BlackBerry i zastanawiam się, czy nie zadzwonić do JeongGuk'a. Wiem, że to dla niego szok – ale jego reakcja była naprawdę przesadzona. A czy kiedykolwiek jest inna? Moja podświadomość unosi brew. Wzdycham. Popieprzony na pięćdziesiąt sposobów.

– Tak, to właśnie twój tatuś, Fasolko. Miejmy nadzieję, że ochłonie i wróci... szybko.

Wyjmuję broszurkę i zabieram się za czytanie.

Nie potrafię się skoncentrować. JeongGuk nigdy tak mnie nie zostawił. Przez kilka ostatnich dni był dla mnie taki miły, troskliwy i kochający, a teraz... A jeśli już nie wróci? Cholera! Może powinnam zadzwonić do Flynna. Nie wiem, co zrobić. Pod wieloma względami JeongGuk jest taki delikatny i wiedziałam, że kiepsko zareaguje na wieść o ciąży. Przez weekend był taki słodki. Niczego nie kontrolował, a jednak świetnie sobie poradził. Ale dzisiejsza nowina... cóż, to już zbyt wiele.

Moje życie jest skomplikowane, odkąd go poznałam. To przez niego? Przez nasz związek? A jeśli się z tym nie pogodzi? Jeśli będzie chciał się rozwieść? Do gardła podchodzi mi żółć. Nie. Nie wolno mi tak myśleć. On wróci. Wróci. Wiem to. Wiem, że pomimo krzyków i ostrych słów kocha mnie... tak. I ciebie także pokocha, Fasolko.

Rozsiadam się wygodnie na fotelu i zapadam w drzemkę.

Budzę się zmarznięta i zdezorientowana. Drżąc, zerkam na zegarek: jedenasta. Ach tak... ty. Dotykam brzucha. Gdzie JeongGuk? Wrócił? Cała zesztywniała wstaję z fotela i ruszam na poszukiwanie męża.

Pięć minut później wiem już, że nie ma go w domu. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Powracają wspomnienia tamtego czekania, kiedy zaginął Charlie Tango.

Nie, nie, nie. Przestań tak myśleć. On pewnie pojechał do, gdzie? Do kogo mógłby się wybrać? Jimin'a? A może jest u Flynna. Mam taką nadzieję. Wracam do biblioteki po BlackBerry i wysyłam mu esemesa.

„Gdzie jesteś?"

Udaję się do łazienki i biorę kąpiel. Strasznie mi zimno.

Kiedy wychodzę z wanny, jego nadal nie ma. Wkładam jedną z satynowych koszul nocnych w stylu lat trzydziestych oraz podomkę i idę do salonu. Po drodze zaglądam do sypialni dla gości. Może to byłby pokój Fasolki. Zaskoczona tą myślą stoję w progu i zastanawiam się. Pomalujemy go na różowo czy niebiesko? Tę słodką myśl zakłóca fakt, że mój nieposłuszny mąż jest taki wkurzony. Biorę z łóżka kołdrę i idę do salonu, aby czuwać.

Coś mnie budzi. Jakiś dźwięk.

– Cholera!

To JeongGuk w holu. Słyszę, jak po podłodze przesuwa się stolik.

– Cholera! – powtarza zduszonym głosem.

Zrywam się z kanapy i sekundę później widzę, jak zataczając się, wchodzi przez podwójne drzwi. Jest pijany.

Swędzi mnie skóra głowy. Cholera, JeongGuk pijany?

Wiem, jak nie znosi pijaków. Biegnę w jego stronę.

– JeongGuk, wszystko w porządku?

Opiera się o gałkę drzwi do holu.

– Pani Jeon – mówi niewyraźnie.

Jasny gwint. Jest bardzo pijany. Nie wiem, co zrobić.

– Och... świetnie wyglądasz, SooRin.

– Gdzie byłeś?

Przykłada palec do swoich ust i uśmiecha się do mnie krzywo.

– Ćśś!

– Myślę, że powinieneś pójść do łóżka.

– Z tobą... – rży.

Marszczę brwi i obejmuję go w pasie, bo ledwie stoi, nie mówiąc o chodzeniu. Gdzie był? Jak się dostał do domu?

– Zaprowadzę cię do łóżka. Wesprzyj się na mnie. – Jesteś bardzo piękna, Rin. – Opiera się o mnie i wącha moje włosy, prawie nas oboje przewracają – JeongGuk, idziemy. Położę cię do łóżka.

– Okej – mówi, jakby próbował się skoncentrować.

Jakoś w końcu docieramy do sypialni.

– Łóżko – mówi, uśmiechając się szeroko.

– Tak, łóżko. – Popycham go w jego stronę, ale on mnie nie puszcza.

– Chodź do mnie – mówi.

– JeongGuk, uważam, że powinieneś iść spać.

– No i się zaczyna. Słyszałem o tym.

Marszczę brwi.

– Słyszałeś o czym?

– Małe dzieci, zero seksu.

– Jestem pewna, że to nieprawda. W przeciwnym razie wszyscy bylibyśmy jedynakami.

Patrzy na mnie.

– Zabawna jesteś.

– A ty pijany.

– Tak. – Uśmiecha się, ale po chwili na jego twarzy pojawia się udręka, na której widok robi mi się przeraźliwie zimno.

– No już, JeongGuk – mówię łagodnie. – Położymy cię spać. – Popycham go lekko, a on opada na materac. Uśmiecha się szeroko; po wcześniejszej udręce nie ma śladu.

– Chodź do mnie – mówi niewyraźnie.

– Najpierw cię rozbierzemy.

– Nareszcie mówisz z sensem.

Jasny gwint. Pijany JeongGuk jest uroczy i swawolny. Wolę jego niż JeongGuk'a wkurzonego jak diabli.

– Usiądź. Zdejmę ci marynarkę.

– Pokój wiruje.

Cholera... zaraz puści pawia?

– JeongGuk, siadaj!

Uśmiecha się kpiąco.

– Pani Jeon, ależ z pani generał...

– Tak. Rób, co ci każę, i usiądź. – Kładę dłonie na biodrach.

Znowu się uśmiecha, nie bez wysiłku opiera na łokciach, po czym niezdarnie siada. Nim zdąży z powrotem paść na materac, chwytam za jego krawat i szybko pozbawiam marynarki.

– Ładnie pachniesz.

– A od ciebie czuć alkohol.

– Tak... bour-bon. – Wymawia to słowo tak

starannie, że aż muszę zdusić chichot. Rzucam marynarkę na podłogę i zaczynam rozwiązywać krawat. On kładzie ręce na moich biodrach.

– Lubię czuć na tobie ten materiał, Rinstejszia – mówi niewyraźnie. – Zawsze powinnaś ubierać się w satynę albo jedwab. – Przesuwa dłońmi po moich biodrach, po czym przyciąga mnie do siebie i usta przyciska do mego brzucha. – A tutaj mamy intruza.

Wstrzymuję oddech. Jasny gwint. Mówi do Fasolki. 

– Nie będziesz mi dawał spać, no nie? – mówi do mojego brzucha.

O rety. JeongGuk podnosi na mnie wzrok. Szare oczy ma zachmurzone. Ściska mi się serce.

– Będziesz wolała jego niż mnie – mówi ze smutkiem.

– JeongGuk, nie wiesz, co mówisz. Nie bądź niemądry. A zresztą to może być ona.

Marszczy brwi.

– Ona... o Boże.

Opada na łóżko i zakrywa ręką oczy. Udało mi się poluźnić mu krawat. Ściągam jeden but i skarpetkę, potem drugi. Kiedy wstaję, już rozumiem, skąd ten brak oporu – JeongGuk śpi jak zabity. I nawet cicho pochrapuje.

Wpatruję się w niego. Jest tak cholernie piękny, nawet pijany i chrapiący. Pięknie wykrojone usta ma rozchylone, jedną rękę nad głową, twarz rozluźnioną. Wygląda młodo – no ale przecież jest młody; mój młody, zestresowany, pijany, nieszczęśliwy mąż. Na tę myśl ciężko mi się robi na sercu.

Cóż, przynajmniej wrócił do domu. Ciekawe, gdzie był. Chyba nie mam energii ani siły, aby go dalej rozbierać.

Leży na kołdrze. Wracam do salonu, zabieram kołdrę, którą się przykrywałam, i idę z nią do sypialni.

Twardo śpi. Siadam na łóżku obok niego, zdejmuję krawat i delikatnie odpinam górny guzik koszuli. Mamrocze coś niezrozumiałego, ale się nie budzi. Ostrożnie odpinam mu pasek i przeciągam przez szlufki. Nie bez problemu, ale się udaje. Koszula wysunęła mu się ze spodni, widać ścieżynkę. Nie mogę się oprzeć. Nachylam się i całuję je. On wypycha biodra w moją stronę, ale się nie budzi.

Siadam i ponownie mu się przyglądam. Och, Szary, Szary, Szary... i co ja mam z tobą zrobić? Dotykam jego włosów – są takie miękkie – i całuję skroń.

– Kocham cię, JeongGuk. Nawet kiedy jesteś pijany i szlajałeś się nie wiadomo gdzie, kocham cię. Zawsze będę cię kochać.

– Hmm – mruczy. Raz jeszcze całuję jego skroń, po czym wstaję z łóżka i przykrywam go drugą kołdrą. Mogę spać obok niego, w poprzek łóżka... Tak, tak właśnie zrobię.

Jednak najpierw sprzątnę jego ubranie. Kręcę głową i podnoszę z podłogi skarpetki i krawat. Przerzucam przez ramię marynarkę. Gdy to robię, na podłogę spada BlackBerry. Podnoszę go i niechcący odblokowuję. Otwiera się skrzynka odbiorcza. Widzę mojego esemesa, a nad nim jakiś inny.

Kurwa.

Cieszę się z naszego spotkania. Teraz rozumiem. Nie martw się. Będziesz cudownym ojcem.

To od niej. Pani Eleny Zdzirowatego Trolla Robinson.

Cholera. A więc to do niej pojechał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top