Rozdział 9

Wiecie, co wam powiem? Że mi się koszmarnie nic nie chceXD Kto się leni ze mną?

Rozdział 9

– Gdzie ty idziesz? Za godzinę mamy pociąg – zawołała Hermiona, kiedy Harry powiedział, że musi coś załatwić przed wyjazdem.

– Za dziesięć minut jestem. Zapomniałem o czymś – powiedział. Szybko pobiegł do klasy, w której szkolił go Snape. Wcześniej wysłał do mężczyzny patronusa, że chciałby coś mu powiedzieć i żeby tam się spotkali. Nie miał pojęcia, czy przyjdzie, ale postanowił jednak zaczekać te kilka minut.

Prawie się uśmiechnął, kiedy po wejściu do pomieszczenia, zastał tam Snape'a. Na twarzy starszego czarodzieje widniała irytacja i Harry cudem powstrzymał się, żeby nie wywrócić oczami.

– No słucham – odezwał się Snape. – Co było tak ważnego, że musiałem tu przyjść? Nie powinieneś iść na pociąg?

– Kilka minut mnie nie zbawi – zapewnił, a potem podał mężczyźnie pakunek. – Proszę.

Severus popatrzył na niego uważnie.

– Co to jest? – spytał po chwili.

– Prezent. Nie widać? Chciałem podziękować za te wszystkie dodatkowe lekcje. To chyba nie jest nic dziwnego?

– W twoim przypadku masa rzeczy jest dziwna – stwierdził i ku zaskoczeniu chłopaka przyjął podarunek. – Dziękuję.

– Ja również. Na razie psorze! Proszę nie szaleć za bardzo przez święta! – powiedział jeszcze i uciekł, słysząc za sobą:

– POTTER! TY BEZCZELNY BACHORZE!

Całą podróż pociągiem chichotał, kiedy tylko przypomniał sobie oburzenie Snape'a. Mógł się założyć nawet o sto galeonów, że po powrocie do szkoły mężczyzna będzie szukał byle pretekstu, żeby się na nim zemścić, ale jakoś nie przerażało go to. Drażnienie tego faceta stało się dla Harry'ego całkiem fajną rozrywką, a od kiedy miał pewność, że nie spotka go nic gorszego od szlabanu, coraz bardziej puszczały mu hamulce. Wiedział, że nie może przegiąć, bo wtedy Snape zamieni jego szkolne życie w piekło, ale nic nie stało mu na przeszkodzie, żeby wybadać, jak daleko może się posunąć. To była bardzo ekscytująca wizja.

– Co cię tak śmieszy? – spytał Ron, patrząc na niego. To był cud, że Hermiona siedziała z nimi w przedziale. Oczywiście mieli jeszcze towarzystwo Neville'a, Ginny i Luny. Gdyby przyszło im siedzieć tylko we trójkę, zwariowałby i osiągnął nowy pułap szaleństwa.

– Przypomniało mi się coś zabawnego – powiedział tylko.

Hermiona skrzywiła się, kiedy jakiś czas później Lavender narysowała na drzwiach ich przedziału serce dla Rona i pomachała mu. Oczywiście po tym incydencie znowu nastała cisza, którą można by było kroić nożem. Taka była gęsta. Miał ochotę wyjść, trzasnąć drzwiami i nie wrócić. Trochę żałował, że nie został w Hogwarcie, ale mimo wszystko święta z Weasleyami były miłe. Traktowali go jak członka rodziny i czuł u nich to, czego nigdy nie doznał u Dursleyów. Od Snape'a wiedział, skąd u jego krewnych taka niechęć do magii, ale nic nie mógł na to poradzić. Przynajmniej znał prawdę i w jakiś sposób było mu lżej ze świadomością, że problem leżał nie tyle w jego osobie, ile w dawnych urazach ciotki Petunii. Nie miał wpływu na to, co czuła, ale trochę zaczął ją rozumieć.

Zastanawiał się, co zrobiłby na jej miejscu. Nie miał rodzeństwa, więc ciężko było mu to sobie wyobrazić, ale próbował. Gdyby sam nie był magiczny, ale miał magicznego brata, czy czułby zazdrość? Było to bardzo możliwe, ale też zależałoby zapewne od całej sytuacji. Przypomniał sobie moment, kiedy Hagrid powiedział mu, że jest czarodziejem. Ciotka Petunia była wściekła, ale z jej słów zrozumiał, że czuła się pomijana i żyła w cieniu siostry.

Im dłużej o tym myślał, tym miał mocniejsze przekonanie, że w jakiś sposób ciotka się bała. Może nie tyle o niego, ile że sytuacja się powtórzy. Jej siostra zginęła, bo była magiczna. To mógł być powód, dla którego trzymała wszystko w tajemnicy. Czy był na nią zły? Oczywiście, że tak, ale teraz, gdy już był starszy, zaczynał patrzeć na pewne rzeczy z jej punktu widzenia.

Została postawiona przed faktem dokonanym. Z tchórzliwego listu dowiedziała się, że jej siostra nie żyje, a ona musi zaopiekować się jej dzieckiem. Teraz się jej nie dziwił, że zachowywała się w taki sposób. Nikt z nią nie porozmawiał, nie powiedział, czego mogłaby się spodziewać. Może i była wredną jędzą, jak mówił o niej Snape, a do tego była zazdrosna aż do przesady, ale to nie był jeszcze powód, żeby zostawić magiczne dziecko u niemagicznych ludzi. Harry zastanawiał się, co Dumbledore miał w głowie, że postąpił w ten sposób. A gdyby ktoś go w nocy porwał? Albo zabił? Przez dziesięć lat nikt nie miałby o niczym pojęcia. Sprawa wydałaby się dopiero, gdyby nie zjawił się w Hogwarcie.

Gryfon zdał sobie sprawę, że największy żal miał do dyrektora. Nie za to, że zostawił go w domu ciotki, ale za to, że nie zaoferował jej żadnej pomocy. Po prostu zadecydował o życiu kilku osób, nie pytając ich o zdanie i uciekł. Nie chciał się nawet zastanawiać, czy zrobił to z wygodnictwa, czy z jakiegoś innego powodu. Ochrona ochroną, ale na jakiej podstawie Dumbledore zadecydował, że Harry miał dorastać w świecie mugoli, do którego nie należał? Kompletnie tego nie pojmował, ale zamierzał go o to kiedyś zapytać.

Odetchnął, kiedy znaleźli się w Norze. Ostatnio Voldemort poczynał sobie coraz śmielej, ale Harry był mimo wszystko wdzięczny za tą małą dozę normalności w czasie świąt. Jak zawsze dzielił pokój z Ronem i miał nadzieję, że nie będzie musiał wysłuchiwać o jego miłosnych podbojach. Czy raczej podboju, bo na razie Lavender była jedna i nie sądził, żeby dało się ją jakoś powielić. Aż poczuł zimny pot, kiedy pomyślał, że czarodzieje mogliby się w jakiś sposób duplikować.

Czas spędzony u Weasleyów zawsze dawał mu namiastkę prawdziwej rodziny. Wiedział, że nie jest z nimi spokrewniony, ale doceniał zaproszenie. Nie musiał wtedy nawet myśleć o tych wszystkich świętach u Dursleyów. Nigdy niczego od nich tak naprawdę nie dostał i jako dziecko zazdrościł Dudleyow tych wszystkich zabawek. Potem chyba się po prostu przyzwyczaił do całej sytuacji i przestał reagować. W jakiś sposób kompletnie się wtedy wyłączał. Tak było łatwiej, ale od kiedy chodził do Hogwartu, święta nabrały nowego wyrazu. W końcu on też dostawał prezenty i miał pieniądze, żeby innym też coś podarować.

– Ale wyżerka – powiedział Ron, kiedy po świątecznym obiedzie i prezentach szli do jego pokoju. ­– I połów. Oczywiście pomijając tę jedną rzecz...

Harry roześmiał się. Lavender przysłał Ronowi naszyjnik z zawieszką „Mój ukochany". Złoty Chłopiec nie wiedział, czy bardziej śmiał się wtedy z zaskoczonej miny kumpla, czy z samego naszyjnika. Stwierdził tylko, że jest bardzo stylowy i powinien pochwalić się nim braciom. Osobiście jednak był pewien, że Ron schowa ten prezent głęboko na dno swojego kufra.

– Lavender chyba myśli o tobie poważnie – przyznał, kiedy wieczorem szykowali się do snu. – Ale mam wrażenie, że ty o niej nie.

– Sam nie wiem – przyznał szczerze.

– Słuchaj Ron – westchnął Harry. – Mówiłem ci, że to nie jest moja sprawa i nie będę się wtrącał w twoje wybory, ale tu chyba muszę coś powiedzieć, skoro już nam wyszła chwila szczerości, to ten jeden raz powiem, co myślę. Nawet nie musisz na to odpowiadać – zapewnił go i popatrzył na przyjaciela. – Uważam, że jeśli związek opiera się jedynie na całowaniu, to on nie ma sensu. W pewnym momencie ci się znudzi, a wtedy pewnie zaczniecie się kłócić, skakać sobie do oczu, ona będzie ryczeć jak bóbr i ogólnie będzie niefajnie.

Ron patrzył na niego przez chwilę w kompletnej ciszy.

– Stary... Od kiedy ty jesteś takim ekspertem od związków? – zapytał w końcu. – Przecież z nikim się nie spotykasz od czasu tego niewypału z Cho.

– Nie muszę być ekspertem, bo chyba każdy widzi, jak to u was wygląda – przyznał szczerze Harry. – Fakt, mój związek z Cho był kompletnym niewypałem, ale pozwolił mi poukładać sobie w głowie kilka rzeczy. Nie ułożyło nam się, bo każde z nas oczekiwało czegoś innego. To wszystko.

– Ale mieliście wspólne zainteresowania – zauważył Ron, siadając na łóżku.

– Quidditch i bycie szukającym to jednak trochę za mało, żeby zbudować związek – przyznał. – A całowanie się to chyba też nie jest dobra podstawa, ale może się mylę i potem jednak znajdziecie wspólne tematy do rozmów. Na razie to jednak widzę, że się jej zachowanie cię irytuje.

– Trochę tak.

– Powiedziałeś jej o tym? – spytał Harry.

– Zwariowałeś? Obraziłaby się przecież!

Harry nie chciał nawet tego komentować. Wyglądało na to, że Ron zwyczajnie się bał zerwać z Lavender i miotał się przy tym koszmarnie. W pewnym sensie rozumiał go. On po prostu rozstał się z Cho, ale tutaj sytuacja była troszkę bardziej skomplikowana. Nie mógł jednak mówić Ronowi, co ten ma zrobić. To był jego związek i jego decyzje.

– Sugerujesz, że powinienem z nią zerwać? – spytał nagle Ron.

– Nie podejmę decyzji za ciebie. Co zrobisz, to już tylko ty wiesz – przyznał szczerze Harry.

– Ale ja właśnie nie wiem, co mam zrobić – jęknął rudzielec.

– Czasem mam ochotę ci nakopać. Zauważyłeś, że ile razy sytuacja robi się trudna dla ciebie personalnie, to podkulasz nogi i zwiewasz? Nie zaprzeczaj, bo tak właśnie jest. Nie mam ochoty cię umoralniać. Wystarczy mi to wkurzające milczenie pomiędzy tobą a Hermioną. Naprawdę moglibyście odpuścić już.

– To nie ja zacząłem – skwitował. – I wiesz, że próbowałem z nią rozmawiać. Teraz ona mogłaby się wykazać dobrą wolą.

– Będziecie się tak dalej przerzucać winą? Oboje jesteście moimi przyjaciółmi, a ja się czuję jak pomiędzy młotem a kowadłem. Albo pomiędzy dwoma młotami.

– Dobra. Zrobię to dla ciebie i spróbuję z nią jeszcze raz pogadać, ale jak to nic nie da, to więcej ręki do niej nie wyciągnę. Chce się czepiać, to niech się czepia.

– Dzięki. O nic więcej nie proszę – zapewnił Harry, wsuwając się pod koce.

Kiedy zgasili światło, jego myśli znowu powędrowały do Snape'a. Ten facet naprawdę go intrygował. I to coraz bardziej. Na swój sposób był przystojny. Prawie prychnął na głos, kiedy wyobraził sobie, jak mówi to Ronowi albo Hermionie. Oboje patrzyliby pewnie na niego jak na wariata, ale nic nie mógł na to poradzić. Miał okazję widzieć profesora bez tych nietoperzych szat. Ubrania frakcji były dopasowane do nich tak, żeby nie krępowały żadnych ruchów, a w ich grupie było to szczególnie ważne. Przekonał się o tym, kiedy ćwiczyli na ściankach wspinaczkowych. Harry nadal był najzwinniejszy w całej grupie i bardzo szybko pokonywał kolejne tory, ale nie dlatego, że chciał się pokazać. Jego to zwyczajnie zaczęło bawić. Nie patrzył na ćwiczenia, jak na coś koniecznego, ale odnalazł w tym przyjemność. Nigdy nie miał okazji ćwiczyć w ten sposób i podobało mu się to. Zresztą Villemo również tak myślała. Młode Tarcze szybko złapały ze sobą kontakt i w pewnym momencie nawet ścigały się podczas wspinaczki tylko po to, żeby potem skakać ze szczytu ścianki jak koty.

Widział, że Snape chciał zwrócić im uwagę, ale Rebecca powstrzymała go. Stwierdziła, że dla Harry'ego i Villemo to świetne ćwiczenie na koordynację, dzięki któremu nauczą się potem rzucać zaklęcia tarczy w każdych warunkach. Wiedziała też, że Mistrz Eliksirów go uczył. Powiedziała mu o tym wprost, a Gryfon przez przypadek usłyszał fragment ich rozmowy.

– Nie mogę pozwolić, żeby odstawał od reszty poziomem – powiedział Severus.

– I tylko o to chodzi? – spytała wtedy mentorka, uśmiechając się lekko.

Mężczyzna nie skomentował tego, ale Harry zauważył, że mocno zaciska szczękę. Aż dziwne było, że nie usłyszeli wtedy jakiegoś zgrzytu zębów. Snape nienawidził, kiedy coś mu się wytykało i próbował wtedy gromić wszystkich wzrokiem. Kiedyś powiedziałby, że było to straszne, ale teraz stało się w jakiś sposób zabawne. Mógł się założyć, że Mistrz Eliksirów pluł sobie w brodę, że pokazał mu tę łagodniejszą część siebie. Musiał się jednak pogodzić z faktem, że nie mógł tego cofnąć, a Harry uczył się wykorzystywać to na swoją korzyść. Snape nie mógł mu zarzucić, że nie był pojętnym uczniem.

Gdzieś koło północy obudził się, czując, że jego znamię lekko go swędzi. Zerknął na Rona, upewniając się, że ten śpi, a potem wstał po cichu i ubrał się.

– Hmmmm... Gdzie idziesz? – usłyszał zaspany głos, kiedy naciskał klamkę.

– Do toalety. Śpij – powiedział.

– Aha... Ok... – chrapnął rudzielec, odwracając się na drugi bok.

Harry odetchnął z ulgą, dopiero kiedy wyszedł z Nory. Szybko pobiegł za otaczające dom bariery, a potem poczuł znajome szarpnięcie i znalazł się w znajomym już pomieszczeniu, które należało do jego frakcji. Byli już tam Aram, Ilinca i Larus. Szybko przywitał się z nimi, a potem przebrał. Wyszczerzył się, kiedy chwilę później zjawiła się reszta i wspólnie zastanawiali się, czemu musieli się zjawić tutaj akurat w święta?

– Czemu Severus tak na ciebie ciągle zerka? – spytała go nagle Villemo. – Pokłóciliście się? Wróć. Nie wygląda na wkurzonego. Raczej na zaintrygowanego.

– Nic mu nie zrobiłem – zapewnił ją Harry, ale poczuł miłe połechtanie, że Snape na niego patrzył.

– Coś musiałeś zrobić.

– Powiedzmy, że postawiłem go przed faktem dokonanym, ale nie zrobiłem nic złego.

– Dałeś mu buziaka? – spytała.

Harry poczuł nagle, że twarz i uszy zaczynają go dziwnie piec od gorąca. Popatrzył na koleżankę z niedowierzaniem.

– Zwariowałaś? – syknął. – Co to za dziwna sugestia? To mój nauczyciel.

– W Hogwarcie tak, ale nie tutaj – zauważyła, obejmując go ramieniem. – Nikomu nie powiem, ale już jakiś czas temu zauważyłam, że wpadł ci w oko.

– Nikt mi nie wpadł w oko!

– Jasne. – Villemo wyszczerzyła się szeroko. – Możesz dalej próbować ściemniać, ale ja wiem swoje. Nasz lider ci się podoba. Nie wiedziałam, że gustujesz w starszych od siebie facetach.

Gryfon jęknął tylko, chowają twarz w dłoniach. Jeśli Villemo zauważyła, co się z nim dzieje, to istniała możliwość, że inni też mogą się czegoś domyślać. Na samą myśl oblał go zimny pot i tak samo szybko, jak się zaczerwienił, tak równie szybko zbladł.

– Uspokój się – mruknął Villemo, widząc to. – Zauważyłam tylko ja, bo spędzam z tobą sporo czasu. Widziałam, jak się na niego ciągle gapisz.

– Sam do niedawna nie zdawałem sobie z tego sprawy – powiedział w końcu. – W szkole spędzamy sam na sam kilka godzin tygodniowo. Wcześniej nie mogłem go znieść, ale teraz sytuacja się zmieniła i zastanawiam się, jak do tego doszło. Naprawdę mam nadzieję, że nic nie zauważył, bo inaczej zrobi mi z życia piekło.

– Dramatyzujesz.

– Uwierz mi, że nie. Ja już i tak stąpam po cienkim lodzie, bo go prowokuję. Nie chcę tego robić, ale to silniejsze ode mnie i ciągle sprawdzam, na ile mogę sobie pozwolić. Gdyby wiedział, o czym myślę, to już chyba wolałbym się zmierzyć ze Śmierciożercami, niż stanąć z nim twarzą w twarz. Potrafi być naprawdę wredny. Ile ja od niego dostałem szlabanów, to nie zliczę.

– A zasłużyłeś na nie? – drążyła temat, ewidentnie świetnie się przy tym bawiąc.

– Na połowę na pewno nie.

– A na resztę?

– Może trochę... – burknął niechętnie. Faktycznie biorąc pod uwagę, ile razy złamał szkolny regulamin, to i tak był traktowany w jakimś sensie ulgowo. Dumbledore nigdy nie pozwoliłby go wyrzucić ze szkoły, ale jak było ze Snapem, to pewności nie miał. W końcu na drugim roku wpakowali się z Ronem w takie kłopoty, że to był cud, że skończyło się tylko w taki sposób. Kiedy przylecieli do szkoły latającym samochodem i rozbili go o bijącą wierzbię, był pewien, że ich wyrzucą. Mógł sobie wyobrażać tylko, jaki wtedy Mistrz Eliksirów był wściekły, bo dość długo uprzykrzał im życie na lekcjach.

Teraz sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Obaj byli po tej samej stronie i mógł tylko zgadywać, co przyniesie im przyszłość. Tak samo, jak mógł się zastanawiać, co przygotowali dla nich mentorzy w tę ciemną noc.

---

Lubię czytać ficzki, w których Harry nie uczy się w Hogwarcie, a wy? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top