Rozdział 7
Ile razy tańczyłam autem na lodzie ostatnio, to nawet już nie wiem. Masakra XDDD
Rozdział 7
– Skup się – usłyszał Harry od swojego osobistego mentora. – Jesteś silny i świetnie ci idzie, ale bardzo łatwo się rozpraszasz.
Harry westchnął. Zdawał sobie sprawę, że miał problemy ze skupieniem się na czymś konkretnym. Starał się to zmienić, ale na razie z marnym skutkiem.
Kiedy przywykli już do treningów w bańce czasu i trybie życia w Zamku Frakcji, Rebecca przedstawiła ich poprzedniej Frakcji Ciemności. Od tego momentu każdy na jakiś czas zyskał własnego mentora. Jego pochodził z Chin i miał na imię Jinhai, a Harry bardzo szybko się przekonał, że ten mężczyzna cenił sobie dyscyplinę i ciężką pracę. Z charakteru przypominał mu nieco Snape'a. Obaj cenili sobie rygor, ale pomimo tego chłopak polubił go i chętnie się od niego uczył.
W międzyczasie Harry zaprzyjaźnił się też z nastolatkami z innych frakcji. Niektórzy wydawali mu się wręcz szaleni, a już zwłaszcza ci z Frakcji Ognia. Uczyli się wszelkich zaklęć związanych ze swoim żywiołem i już kilka razy przez przypadek coś podpalili. Mentorzy jednak w ogóle nie zwracali na to uwagi. Wystarczyło, że ktoś z Frakcji Wody pstryknął palcami, a już było po problemie. Złoty Chłopiec patrzył na to ciekawie i nawet spytał Rebeccę, czemu oni nie uczą się takich zaklęć.
– To nie jest wasza domena – odpowiedziała. – Nie zdołałbyś zapanować nad żywiołem ognia w takim stopniu jak oni. Czujesz w sobie ciemność? Patrzysz na świat inaczej, kiedy twoje oczy się otwierają? – Chłopak skinął głową. – Oni czują dokładnie to samo względem magii ognia. Czują ją wewnątrz siebie, ale oni nigdy nie będą wiedzieć w ciemnościach ani nie będą tak zwinni, jak ty. Wszystko ma swoje plusy i minusy, a twoim zadaniem jest skupić się na plusach.
– W Hogwarcie jestem Gryfonem – przyznał Harry. – Jakoś tak się przyjęło, że Gryfoni są niby odważni i najpierw robią, a potem myślą.
– Wierzysz w to? – spytał Jinhai, patrząc na niego uważnie.
– Sam nie wiem. Wydaje mi się, że to strasznie naciągane.
– To dobre podejście. Nie można kogoś szufladkować tylko na podstawie tego, że trafiła do takiej, a nie innej grupy.
– Nikt nas nie oceni, że należymy do Frakcji Ciemności? – spytał ciekawie. – Niektórzy mogliby uznać, że jesteśmy źli, bo ciemność zwykle źle się kojarzy.
Mentor popatrzył na niego uważnie. Harry miał wrażenie, że mężczyzna próbuje zrozumieć jego sposób myślenia i nagle poczuł lekkie zawstydzenie.
– Wiesz, czemu ludzie tak naprawdę boją się ciemności? – spytał po chwili. Chłopak pokręcił głową. – Bo jej nie znają. Ciemność nie jest zła sama w sobie. Skrywa w sobie wiele rzeczy. Ludzie boją się nieznanego.
Harry zastanawiał się potem nad słowami swojego mentora i przyznał, że mężczyzna miał rację. On sam przez jakiś czas bał się swojej ciemnej komórki pod schodami, a potem w tej ciemności odnajdywał swój azyl. Nie pamiętał, kiedy to się zmieniło. Najwyraźniej był potem już tak przyzwyczajony, że jego ciemne lokum z dzieciństwa stało się dla niego swego rodzaju azylem.
W dzieciństwie nigdy nie pomyślałby, że kiedyś ta sytuacja sprawi, że jego życie tak bardzo się zmieni. Najpierw dowiedział się, że jest czarodziejem i to była dosłownie najbardziej magiczna chwila w jego życiu. Wprawdzie potyczki z Voldemortem chętnie by sobie darował, ale może i to miało jakiś ukryty dla niego cel? Potem na jego ciele pojawiło się tajemnicze znamię i po raz kolejny jego życie zrobiło zwrot. Zastanawiał się czasem, ile jeszcze taki życiowych zwrotów na niego czeka?
Jednym z nich na pewno była zmiana w jego relacji z Mistrzem Eliksirów. Na lekcjach mężczyzna nadal odnosił się do niego paskudnie, zachowując pozory, ale w czasie ich prywatnych spotkań ograniczał się do sarkastycznych uszczypliwości, do których Harry się przyzwyczaił. Ten stan trwał dopiero od kilku tygodni i naprawdę mu odpowiadał. Miał okazję zobaczyć tę stronę Snape'a, której nikt inny nie widział i to było po prostu fascynujące.
W Zamku Frakcji zerkał czasem na lidera ich grupy i przyglądał się jego treningowi. Już wiedział, że Snape sam narzuca sobie momentami mordercze tempo i Rebecca niejednokrotnie musiała go stopować, inaczej starszy czarodziej mógłby mieć problemy.
– Chcesz za dużo i za szybko – skarciła go. – Jesteś Przewodnikiem grupy, a to znaczy, że musisz mierzyć siły na zamiary. Nie rzucisz się przecież do walki, widząc, że nie ma szans na zwycięstwo. Tak samo jest z twoją magią. Jeśli ją nadwyrężysz, to leżysz.
– Panuję nad nią – powiedział jej wtedy Severus.
– To ty tak myślisz. Wiesz, jak to wygląda w rzeczywistości? – spytała. – Tylko znikomy procent czarodziejów tak naprawdę panuje w pełni nad swoją magią. Tylko członkowie frakcji potrafią odczytywać prawidłowo przepływ swojej mocy.
– Dlaczego nie uczą tego w szkołach? – spytał. Wydawało mu się czymś oczywistym, że każdy czarodziej i czarownica powinny być w pełni świadomi swojej magii.
Rebecca popatrzyła na niego bardzo uważnie i westchnęła.
– Dawno temu, kiedy rodzili się pierwsi czarodzieje, ich mentorzy uczyli ich tej trudnej sztuki. Z czasem jednak rodziło ich się coraz więcej i te nauki zaczęły zanikać. Nie potrafię ci podać jednej przyczyny takiego stanu rzeczy, ale wśród nich pozostała grupa, która nadal zgłębiała tę sztukę. To byli przodkowie założycieli frakcji.
Harry przysłuchiwał się temu przez jakiś czas. Magia była czymś naprawdę niezwykłym. Zdał sobie sprawę, że czarodzieje nie zdawali sobie sprawy, jak wielkie szczęście ich spotkało, że urodzili się z takim darem. Niektórzy wykorzystywali go do okropnych celów i kiedy o tym pomyślał, zaczynał odczuwać coś na kształt fizycznego bólu. Spytał nawet o to swojego mentora.
– Jesteś bardzo wrażliwy – powiedział Jinhai. – Czujesz przepływ swojej magii i magii innych. Boli cię, gdy zbyt mocno się w nią wczujesz, bo wtedy odbierasz i dobre i złe impulsy. Popracujemy nad panowaniem nad tym.
– A nie nad zablokowaniem tego? – spytał. Miał w pamięci te koszmarne lekcje oklumencji.
– Nie. Wbrew pozorom to bardzo przydatna umiejętność. Zwykle operują nią medycy, ale zdarza się, że inni też zostają nią obdarzeni. To dobrze, bo gdyby medyk z jakiegoś powodu nie mógł wyczuć czyjejś magii, ty możesz to zrobić za niego.
– Nie bardzo rozumiem – przyznał szczerze Harry, patrząc na swojego mentora. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
– To oczywiste, że jeszcze tego nie rozumiesz, ale postaram się wyjaśnić to w prosty sposób – zapewnił go z lekkim rozbawieniem. – Czujesz przepływ swojej magii, prawda? – Harry skinął głową. – A innych?
Chłopiec zastanowił się przez chwilę. Po chwili doszedł do wniosku, że faktycznie wyczuwa magię innych czy raczej jej przepływ. To było tak, jakby otaczało go tysiące nici, a każda z nich wydawała inny dźwięk. Nie potrafił zbyt dobrze tego opisać, ale o nasileniu dźwięków, wiedział, jak dużo magii ktoś zużywa. Wcześniej nie zwracał na to zbyt wielkiej uwagi, bo to były tylko drobne epizody. Zawsze uznawał, że coś mu się wydawało, ale od kiedy jego nowe zdolności zaczynały się budzić, wszystko się wyostrzyło.
Jinhai uśmiechnął się lekko.
– Dzieje się tak, ponieważ odkrywasz to, co do tej pory było ukryte w mroku nawet dla ciebie. Twoje zmysły się budzą, bo pracujesz nad swoją magią i pozwalasz jej swobodnie płynąć. Uczysz się jej.
– Zawsze myślałem, że to w szkole nauczę się kontrolować swoją magię – powiedział szczerze. – Tak zawsze wszyscy mówili.
– W szkole uczysz się zaklęć. Ile siły w nie włożyć, żeby zadziałały, prawidłowych ruchów, które mają ułatwić panowanie nad zaklęciem, ale to jeszcze nie jest kontrola. Ludzie często to mylą. Kontrola to coś, co wypływa prosto z ciebie. Jeśli jesteś spokojny, odruchowo poczujesz, ile magii włożyć w dane zaklęcie. To tak jakbyś dodawał przyprawy do potrawy, która gotuje. Zbyt dużo zepsuje smak, a zbyt mało sprawi, że danie będzie mdłe. Tylko odpowiednia ilość zapewni idealny smak. Z zaklęciami i magią jest podobnie.
Harry powoli zaczynał rozumieć, co jego mentor miał na myśli, ale to wcale nie znaczyło, że nauka będzie prostsza. Niemniej jednak znowu poczuł ekscytację. Może właśnie dlatego przez kolejne dwie noce nie spał zbyt dobrze. Nosiło go. Chciał pobiegać, wspinać się, pozwolić swoim zmysłom ciemności go prowadzić. Sprawić, że jego kocie oczy pokażą mu wszystkie tajemnice nocy.
– Nie wytrzymam – mruknął cicho i wstał. Jego koledzy spali w najlepsze. Ubrał się, a potem wyszedł z dormitorium i wieży. Doskonale wiedział, że ryzykuje szlaban i utratę sporej liczby punktów, ale nie potrafił się powstrzymać. Nawet nie chciał. Jego natura ciemności pchała go naprzód. To był jego czas. Ufał swojemu instynktowi i pozwolił, aby jego oczy przenikały ciemność nocy.
Poruszał się szybko i cicho. Nawet pani Norris go nie zauważyła. Kotka rozglądnęła się jednak wokół, jakby wyczuwała, że nie jest sama. Harry uśmiechnął się i wyminął ją bezszelestnie.
Wskoczył na jedną z balustrad przy ruchomych schodach i spojrzał w dół. Ktoś patrzący z boku uznałby go za szaleńca, ale on tylko się uśmiechnął. Jego instynkt mówił mu dokładnie, co miał zrobić. W odpowiednim momencie skończył na schody znajdujące się niżej, potem odbił się od jednej ze ścian i ponownie znalazł się na schodach. To było niesamowite uczucie. Zawsze był zwinny i szybki, ale od kiedy dołączył do tego jego magiczny instynkt, jego zdolności kształtowały się na nowych płaszczyznach.
Ani się obejrzał, a dotarł na sam dół. Pchnął główne drzwi i znalazł się na zewnątrz. Wiatr był tak zimny, że miał wrażenie, iż przenika do jego kości. Na ziemi leżała już cienka warstwa śniegu, ale nie chciał wracać do środka. Rozpędził się i zaczął się wspinać po jednym z murów. Był pewien, że mentorzy nie byliby zadowoleni, widząc, co robi, ale nie było ich tutaj.
Poczuł to, kiedy znalazł się na murze. Nie był sam. To był ktoś taki jak on. Poruszający się cicho jak kot. Gdyby nie jego zdolności, na pewno nie wychwyciłby tych subtelnych dźwięków, ani nie wyczuł magii intruza. Wiedział, kto to był.
Nawet nie drgnął, kiedy Snape znalazł się obok niego. Mężczyzna nie wydawał się specjalnie zaskoczony jego widokiem, bo tylko skinął mu lekko głową. Harry odwzajemnił gest, a potem zaczął wspinać się po murze. Wiedział, że starszy czarodziej podąża jego śladem i wcale nie zostaje w tyle. Uśmiechnął się, przyspieszając. Zaczynał odczuwać coś na kształt ekscytacji. Snape o nic nie pytał, nie wołał go, nie krzyczał. Po prostu również się wspinał, najwyraźniej pozwalając sobie na instynktowne zachowanie.
W końcu dotarli na najwyższe mury zamku i Harry przykucnął, patrząc na krajobraz wokół.
– Powinienem odebrać ci punkty i wlepić szlaban – odezwał się mężczyzna.
– Ale tego nie zrobisz – zauważył Harry.
– Nie. Nie zrobię.
Złoty Chłopiec zerknął na swojego towarzysza. To nadal było nieco dziwne. Prowadzenie kulturalnej rozmowy ze Snapem bez wyzwisk i sarkazmu sprawiało, że miał nieco mieszane uczucia. Zastanawiał się, ile jeszcze tajemnic skrywa ten mężczyzna. Poczuł dziwną ochotę, żeby je wszystkie odkryć, żeby poznać go lepiej i nawiązać nić porozumienia. Było w tym facecie coś, co go do niego przyciągało. To było tak abstrakcyjne, że aż chciało mu się śmiać. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się szczęśliwy i po prostu zaczął chichotać. Wiedział, że Snape musiał teraz patrzeć na niego, jak na kompletnego wariata, ale nie przejmował się tym. Może i był wariatem, skoro coś takiego go cieszyło?
Nagle zadarł głowę w górę i zawył jak wilk.
– Zdurniałeś? – spytał go Snape.
Harry znowu zaczął się śmiać. Nie odpowiedział, tylko podniósł się, rozpędził i zaczął skakać po murze. Jego magia mówiła mu, że jest bezpieczny, że nic mu się nie stanie i żeby jej zaufał. Ufał jej. Ufał swojej magii jak nikomu innemu, a to oznaczało, że ufa też samemu sobie.
Severus skoczył za nim. Widział go kątem oka i uśmiechnął się szeroko. Hogwart był ogromnym budynkiem i dzięki temu mieli wielką przestrzeń do testowania swoich nowych zdolności. Kiedy Harry dostrzegł uchylone na jednej z wież okno, wsunął się przez nie do środka, a mężczyzna podążył za nim. Nie pozwolił mu dalej uciekać, tylko złapał go i przyparł do ściany własnym ciałem. Chłopak znowu zaczął chichotać.
– Już kompletnie ci odbiło, ty durny chłopaku – syknął Mistrz Eliksirów.
– Zwariowałem, prawda? – spytał Harry, spoglądając na niego wesoło.
– Jak na mój gust wspiąłeś się właśnie na wyżyny idiotyzmu, a nie sądziłem, że jest to w ogóle możliwe.
– Najwyraźniej przesuwam granice możliwości, profesorze – zamruczał.
Snape wyglądał intrygująco z kocimi oczami. Zastanawiał się, czy używając ich, mężczyzna widzi w taki sam sposób jak Harry. Nie zapytał o to tylko dlatego, że nawet nie wiedziałby, jak to porównać. Skoro ludzie mogli widzieć z różną ostrością przez swoje wady, to może z kocimi oczami było podobnie? Poza tym nie było możliwości, żeby nagle spojrzał na świat oczami kogoś innego, więc to pytanie było zwyczajnie głupie. Nie znaczyło to jednak, że nie był rozbawiony.
Gryfon zamilkł w końcu i popatrzył na lidera swojej frakcji. Dopiero teraz dotarło do niego, w jakiej pozycji się znajdowali. Jego drobne ciało nadal było przyciskane do ściany przez dużo większe, a jedna z dłoni Harry'ego znajdowała się na ramieniu mężczyzny. Wyczuwał pod palcami twarde bicepsy i niemal jęknął, kiedy poczuł dreszcz, przebiegający wzdłuż jego kręgosłupa. Jego nastoletni umysł nagle podsunął mu obraz ich dwóch w łóżku i najlepiej bez ubrań.
– Nie wiem, o czym ty właśnie myślisz Potter, ale natychmiast przestań – usłyszał niski głos tuż przy swoim uchu. Odnosił wrażenie, że Snape właśnie znalazł nowy sposób na znęcanie się nad nim, a najlepsze było to, że nie miał nic przeciwko. Mógłby go ktoś teraz zwyzywać od masochistów i miałby to kompletnie gdzieś, jeśli tylko Snape torturowałby go dalej w ten sposób. Wyobraził sobie miny Rona i Hermiona, gdyby go teraz zobaczyli i znowu parsknął śmiechem.
– Uspokój się w końcu, głupi chłopaku – mruknął Snape, trzymając go mocno w pasie. Sam zdawał sobie sprawę z niedorzeczności tej sytuacji. On, szanowany Mistrz Eliksirów i profesor w Hogwarcie, urządzał sobie nocne wspinaczki po murach w towarzystwie nie kogo innego, tylko Złotego Chłopca Gryffindoru. Jakby tego było mało, trzymał go mocno i przyciskał do ściany. Aż dziwne, że bachor nie zaczął jeszcze wrzeszczeć, a zamiast tego chichotał głupkowato. Gdyby Minerwa go zobaczyła, jak nic oskalpowałaby go za to, że w taki sposób traktuje jedno z jej lwiątek. Ta kobieta nie zdawała sobie nawet sprawy, jak wielki prowokatorem był jeden z jej Gryfonów.
Severus wiedział, że koło tego chłopaka nigdy nie dało się przejść obojętnie, ale ostatnio było to jeszcze trudniejsze. Od kiedy spotykali się na gruncie nieco bardziej prywatnym, zaczął zmieniać o nim zdanie, a jego starannie pielęgnowana nienawiść, zaczęła zanikać.
– Przestań się wiercić – burknął do niego. – I na litość Merlina przestań mnie macać.
– Nie – odparł chłopak i dalej dotykał sobie bezczelnie jego ramienia. – Niezłe bicepsy, ale to chyba nie od treningów? Nie mieliśmy ich jeszcze aż tyle.
– Jesteś niemożliwym, małym imbecylem. Mówiłem ci to już kiedyś? – spytał i ku jego zirytowaniu, wspominany imbecyl znowu zaczął chichotać. Severus niemal jęknął. Ten chłopak był niemożliwy i obiecał sobie, że najdzie sposób, żeby go utemperować.
Od kiedy należeli do tej samej frakcji, przekonał się, że Potter wcale nie był taki głupi, jak to uważali niektórzy. Najwyraźniej los postanowił ciągle testować jego szczęście, a ponieważ jego poczucie sprawiedliwości nie pozwalało mu ignorować krzywdy osób, na których mu zależało, wiecznie pakował się w jakieś kłopoty. Będzie musiał się tym zająć, bo wątpił, żeby Rebecca znalazła na to jakiś sposób. Jeśli nie znało się Pottera, to nie miało się pojęcia, w jaki sposób on postępował. A Severus wiedział jedno. Chłopak często postępował głupio i nadeszła pora, żeby go tego oduczyć. Już on się o to postara i znajdzie metodę, nawet jeśli musiałby złamać szkolny regulamin.
---
Jaki mnie ostatnio zastój pisarski dopadł, to nie uwierzylibyście. Co chciałam pisać dalej, to przysypiałam nad klawiaturą.
A propo kotów, to znalazłam ostatnio coś takiegoXD Pośmiejcie się.
https://youtu.be/H8wt59nnmaE
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top