Rozdział 12
Wena nadal na krawędzi zdechnięcia. Nic jej nie chce pobudzić do większego działania. Istny dramat.
Rozdział 12
Harry spędził w towarzystwie Mistrza Eliksirów całkiem miły wieczór. Dyskutowali sobie w najlepsze o treningach w Zamku Frakcji, zdolnościach innych grup, czy o samej historii powstania tego małego społeczeństwa. Na ten temat nie było żadnych oficjalnych książek, ale Severus pożyczył od Rebecci kilka starych dzienników z zapiskami poprzednich Przewodników. Dowiedział się z nich całkiem sporo o misjach, w jakich brali udział, zaklęciach, jakie wtedy stosowali i kto był kim. To brzmiało tak pasjonująco, że Harry niemal usiadł Severusowi na kolanach, prosząc, żeby pożyczył mu chociaż jeden do przeczytania.
– Ktoś mógłby pomyśleć, że czytasz tylko książki o quidditchu – parsknął starszy czarodziej, ale pożyczył mu jeden z dzienników. – I gdzie się pchasz na mój fotel? Jeszcze pomyślę, że chciałbyś mi usiąść na kolanach – powiedział, mając nadzieję, że chłopak się speszy i odsunie.
Tymczasem Gryfon popatrzył, na niego, a potem bezczelnie pomacał jego kolana.
– Trochę kościste – zawyrokował. – Dodać do tego moje własne kościste cztery litery i mogłoby się to skończyć nieco boleśnie.
– POTTER! – warknął oburzony Mistrz Eliksirów. Harry jedynie zaczął się śmiać w najlepsze. – Robisz się coraz bardziej bezczelny.
– I tak wiem, że ci się to podoba, bo masz się z kim przerzucać sarkazmem i złośliwościami.
Opiekun Ślizgonów klął w myślach. Nie mógł zaprzeczyć, że Potter miał rację, ale nie miał zamiaru przyznać się do tego na głos. Miał swoją godność i opinię do podtrzymania. Wystarczające było, że bachor zrobił się cwany i pyskował mu w najlepsze. Najgorsze w tym jednak było to, że sam się do tego przyczynił. Gdyby nie zaproponował mu tych prywatnych zajęć, może Potter nadal by się go w jakiś sposób bał. Tymczasem nie dość, że odszczekiwał mu takim samym tonem, to jeszcze próbował z nim bezczelnie flirtować.
Severus miał już teraz zupełną pewność, że to był flirt, a nie próba zrobienia sobie głupich żartów. Potter sam mu się nieopatrznie przyznał, że podobają mu się starsi od niego mężczyźni, a nie rówieśnicy. Swoją drogą nie był tym aż tak zaskoczony, jak powinien być. Wiedział już, że chłopak nie miał łatwego życia i musiał szybko dorosnąć. Nic więc dziwnego, że uznał swoich kolegów za zwyczajnie nudnych i niedojrzałych, a biorąc pod uwagę wyczyny Weasleya i jego pożal się Boże związek, to na pewno nie był najlepszy wzorzec związku.
Osobiście był pewien, że Potter w jakiś sposób zwrócił na niego większą uwagę, bo był jedynym dostępnym i w miarę jeszcze młodym mężczyzną w jego najbliższym otoczeniu. Najwyraźniej nie przeszkadzało mu też, że bezczelnie prowokuje swojego profesora. Od kiedy dowiedzieli się, że należą do tej samej frakcji, chłopak wręcz się go uczepił. Sam nie wiedział, czy bardziej łechtało to jego ego, czy bardziej drażniło. Możliwe, że było to coś pomiędzy, ale nic nie mogło zmienić faktu, że Potter był dwadzieścia lat młodszy od niego. Wprawdzie pomiędzy czarodziejami to nie był jakiś problem, bo żyli dłużej niż mugole, ale relacja pomiędzy profesorem i uczniem to już inna sprawa.
Taki związek nie tylko byłby nieetyczny, ale też niezgodny ze szkolnym regulaminem. Gdyby coś pomiędzy nimi zaszło, Severus jak nic straciłby pracę, a potem musiałby się tłumaczyć nie tylko Dumbledore'owi, ale, co gorsza Czarnemu Panu. Wzdrygnął się na samą myśl.
Voldemort ostatnio nie był zbyt aktywny, a to oznaczało, że coś planuje. Oczywiście Severus został wezwany kilka razy przez ostatnie miesiące, ale głównie po to, żeby wypytać o plany dyrektora. Prawie nigdy nie pytał o Złotego Chłopca. Zupełnie jakby na chwilę o nim zapomniał, a to było jeszcze gorsze. Kiedy o coś pytał, Mistrz Eliksirów mógł wyciągnąć z tego jakieś wnioski, ale Czarny Pan uparcie milczał. Co jakiś czas słyszano o atakach Śmierciożerców, ale domyślał się, że mają one na celu jedynie odpowiednio przestraszyć czarodziejską społeczność. Albus był świadom ruchów Voldemorta, ale na razie niewiele mógł zrobić.
Z punktu widzenia Mistrza Eliksirów przynależność do frakcji mogła okazać się naprawdę cennym doświadczeniem. To, czego ich tam uczyli, było niedostępne dla innych czarodziejów. Mogli się uczyć również od siebie nawzajem. Każdy kraj reprezentował nieco inny typ magii, a rzadko mieli okazję do takich spotkań w życiu codziennym. Potter sam mu kiedyś przyznał, że nigdy nawet nie był za granicą.
Zerknął na zegar stojący na kominku. Było już po ciszy nocnej i doszedł do wniosku, że powinien odesłać w końcu chłopaka do wieży. Gryfon wstał bez słowa sprzeciwu i skierował się do drzwi.
– Zaczekaj – powiedział nagle stanowczo mężczyzna, podchodząc do niego.
– Będzie buziak na do widzenia? – spytał Harry z uśmiechem.
– Nie ty durny bachorze. Oddawaj – nakazał mu stanowczo.
– Co mam oddać? – spytał, udając niewiniątko, ale widząc minę Mistrza Eliksirów, mruknął coś pod nosem i oddał mu butelkę ognistej whisky, którą ukradkiem próbował wynieść pod bluzą.
– Jesteś za młody na alkohol.
– A Ślizgoni nigdy się nie upili – burknął, patrząc na mężczyznę.
– Co robią Ślizgoni, to nie jest twoja sprawa – zauważył Snape.
– Ale moją sprawą jest, co robi ich opiekun – odparł Harry i zanim mężczyzna zdążył zareagować, zwinnie przysunął się bliżej i pocałował go z zaskoczenia, a potem szybko uciekł, zostawiając za sobą zaskoczonego Snape'a. Był pewien, że na dniach znajdzie się jakiś pretekst, żeby wlepić mu szlaban, ale nie przejmował się tym. Po raz pierwszy pocałunek miał dla niego sens. Był szybki i nieco nieporadny, ale to właśnie było to. Czuł to iskrzenie i te osławione motylki w brzuchu. Miał ochotę piszczeć jak dziewczyna, ale nie mógł tego zrobić.
Przepełnione euforią ciało wydawało się lekkie i bardziej zwinne niż do tej pory. Do wieży Gryfonów wspiął się w rekordowym czasie. Cicho uchylił okno i wsunął się do środka, a potem je zamknął. Złapał rzeczy na zmianę i chciał przemknąć do łazienki, kiedy od strony łóżka Rona dało się słyszeć:
– Śpisz Harry?
Złoty Chłopiec zaklął w myślach, ale stał po drugiej stronie łóżka, więc przyjaciel na szczęście nie widział, że nadal ma na sobie dzienne ubrania.
– Nie – odparł cicho, żeby nie obudzić reszty kolegów.
– Możemy pogadać? – spytał rudzielec.
– Daj mi chwilę. Muszę skorzystać z łazienki.
– Jasne.
Harry szybko poszedł się ogarnąć. W łazience rzucił zaklęcie czasu. Było po północy. Naprawdę zasiedział się u Severusa, ale nie żałował tego. Wręcz przeciwnie! Bardzo chętnie zostałby u niego do rana, ale na to nie miał na razie szans. Nie po tym, co zrobił. Niby mógłby to zwalić na hormony albo powiedzieć, że działał pod wpływem chwili, ale to by znaczyło, że żałuje tego, co się stało. A nie żałował. W zasadzie bardzo chętnie by to powtórzył, ale w tych okolicznościach jak nic zarobiłby szlaban w trybie ekspresowym, nie mówiąc już o utracie punktów, z których musiałby się potem tłumaczyć Gryfonom.
Zauważył jednak coś, co sprawiło, że sytuacja może nie była aż tak beznadziejna, jak się mogło początkowo wydawać. Snape go nie przeklął, nie wrzeszczał na niego ani nawet go nie obraził, porównując ponownie do Jamesa Pottera. To był ulubiony przytyk mężczyzny, kiedy chciał zachować się okrutnie względem Harry'ego, ale Gryfon nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz taka sytuacja miała miejsce. Doszedł do wniosku, że obaj w jakiś sposób się zmienili i zmieniali nadal. Na pewno miała na to spory wpływ ich niecodzienna sytuacja, w której obaj się znaleźli.
Harry zerknął na swoje znamię w kształcie kociego oka i dotknął go palcami. To wcale nie było przekleństwo, jak twierdzili niektórzy. To był rodzaj daru od samej magii. To ona w jakiś dziwny sposób zadecydowała, że nadają się na jej strażników. Zastanawiał się, czy gdyby jego rodzice nadal żyli, to znamię również by się wtedy pojawiło. Na to pytanie nie znał odpowiedzi i chyba nie było sensu myśleć nad tym więcej. Nic nie mogło zwrócić im życia.
Ostatnio denerwowało go, że niektórzy próbowali grać na pamięci jego rodziców. Kompletnie nie mógł zrozumieć, jaki w tym widzieli sens. Ktoś mógłby mu zarzucić, że nie kochał swoich rodziców. Oczywiście, że ich kochał, ale nie w taki sposób, jak jego przyjaciele. Nie miał pojęcia, jakie to uczucie, bo nigdy nie poznał ludzi, dzięki którym pojawił się na tym świecie. To było po prostu dziwne wymagać od niego, żeby czuł jakieś silniejsze emocje względem kogoś, kto był dla niego obcy. Możliwe, że Hermiona zrozumiałaby jego tok myślenia, ale przez te ostatnie problemy pomiędzy nią i Ronem nie chciał nawet zaczynać tego tematu.
Zastanawiał się, co by było, gdyby zaczął ten temat ze Snapem. Rozmowa o Jamesie Potterze na pewno nie leżała w kręgu jego zainteresowań, ale może zrobiłby mały wyjątek. To, że Harry chciał dowiedzieć się czegoś o rodzicach, nie znaczyło jeszcze, że darzył ich jakimś wielkim uczuciem. To było zbyt nierealne.
Czasem miał ochotę wrzasnąć na niektórych, żeby się zwyczajnie zamknęli i nie rozmawiali o Potterach w taki sposób, jak to robili. Wolałby, żeby po prostu odpowiadali na jego pytania, zamiast zaczynać temat, który był dla niego drażniący. Westchnął cicho. Jego nastoletnie hormony buzowały w jego ciele. Może to właśnie dlatego nie mógł sobie ostatnio znaleźć miejsca i łatwo się denerwował? Nie pokazywał tego na zewnątrz, ale czasem miał ochotę komuś przywalić. Treningi ze Snapem i z jego frakcją dosłownie spadłby mu jak z nieba.
Po wyjściu z łazienki Harry rzucił zaklęcie prywatności, żeby nie obudzić kolegów.
– O co chodzi? – spytał Rona, siadając na swoim łóżku.
– Myślę, że zerwę z Lavender – przyznał rudzielec.
– No dobrze, ale czemu mi o tym mówisz akurat w nocy?
– Bo za dnia ciągle jest obok mnie i usłyszałaby.
Harry westchnął i ukrył na chwilę twarz w dłoniach.
– Jesteś niemożliwy, wiesz? – zapytał. – Naprawdę chcesz to zakończyć, czy po prostu robisz z siebie cierpiętnika?
– Naprawdę – zapewnił Ron. – To, co mi powiedziałeś w święta, dało mi do myślenia. Faktycznie nic mnie nie łączy z Lavender. My się tylko całujemy. Nawet nie mamy wspólnych tematów. Do rozmów.
– Odniosłem wrażenie, że ci to nie przeszkadza.
– Bo na początku tak było, ale z czasem zaczęło być nudno. Chyba chciałem też dopiec Ginny i Hermionie. Ginny ciągle się ze mnie śmiała, że nigdy się nie całowałem, więc skorzystałem z pierwszej okazji.
Złoty Chłopiec patrzył na przyjaciela przez kilka sekund w kompletnej ciszy.
– Wiesz, jak to zabrzmiało? – spytał.
– Tak, wiem – przyznał rudzielec. – To było głupie, ale wtedy myślałem, że wiesz... W końcu ktoś zwrócił na mnie uwagę, mogłem nabrać doświadczenia, czy coś w tym stylu. Bo wszyscy mówią zawsze, że pierwszy pocałunek jest wyjątkowy, ale szczerze mówiąc, mój taki nie był.
– Mój też nie – przypomniał mu Harry. – Ale drugi był inny.
– Drugi? Czy ja o czymś nie wiem?
– Nie wiesz o wielu rzeczach, ale każdy ma jakieś swoje małe sekrety – uśmiechnął się. – Pocałunek z Cho był przyjemny, ale nie nazwałbym go wybitnie udanym, czy wyjątkowym, ale też nie był bez sensu. Pomógł mi zrozumieć, czego szukam i chyba to znalazłem. Teraz czekam na ruch drugiej strony.
– I nie powiesz mi kto to?
Złoty Chłopiec pokręcił głową.
– Kiedyś ci powiem, ale nie teraz. Nie chcę zapeszyć. Sam jestem zaskoczony, w jaki sposób rozwinęła się cała sytuacja i nie chciałbym czegoś schrzanić – wyjaśnił.
– Ok. To mówisz, że teraz całowanko było fajne? – wyszczerzył się.
– Nie zmieniaj tematu. Mówiliśmy o tobie i Lavender. Kiedy zamierzasz jej powiedzieć?
– Jeszcze nie wiem. Na razie się boję.
– Mówiłem już, że jesteś niemożliwy? – spytał Harry.
Ron najwyraźniej zrozumiał w końcu, że związek nie polega jedynie na całowaniu się z drugą osobą. Potrzebna też była nić porozumienia, żeby wszystko się rozwijało. Zastanawiał się, czy on i Severus mieli szansę zbudować coś razem? Ciężko było mu odpowiedzieć na to pytanie. Harry był pewien, że mężczyzna zdawał sobie sprawę z jego zainteresowania. W końcu flirtowali nie pierwszy raz, była jeszcze ta sytuacja na wieży astronomicznej, a teraz ten pocałunek. Wprawdzie to Gryfon go zainicjował, ale to w zupełności wystarczyło, żeby dotarło do niego, że tego właśnie chce. Teraz piłeczka była po stronie opiekuna Ślizgonów, a jej ruchów nie mógł przewidzieć.
Snape był typem człowieka, którego Harry określiłby jako trudnego i bardzo skrytego. Trzeba było się naprawdę mocno wysilić, żeby go poznać chociaż trochę. Gryfon rozumiał, że jako szpieg w szeregach Voldemorta, mężczyzna nie mógł sobie pozwolić na zbliżenie się do większej liczby osób. Mogłoby to niepotrzebnie narazić innych. To był jeden z powodów, dlaczego traktował go tak okropnie przez ostatnie lata. Nie mógł pozwolić na to, że któreś z dzieci Śmierciożerców doniesie rodzicielom, że ich opiekun brata się z największym wrogiem Czarnego Pana.
Westchnął cicho, układając się wygodnie na łóżku, kiedy skończyli rozmowę z Ronem. Wrócił myślami do pocałunku i dotknął warg palcami. Brał pod uwagę opcję szlabanu przy byle jakiej okazji, ale gdzieś tam w nim tliła się iskierka nadziei, że może wydarzy się cud i nic takiego się nie stanie. Przez myśl przemknęło mu, że rudzielec nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jakim jest szczęściarzem. Może i jego związek opierał się tylko na całowaniu i teraz mu się znudził, ale miał opcję zerwania z Lavender. Wiedział, na czym stoi, podczas gdy Harry nie miał bladego pojęcia. Niby Snape nie wydawał się aż tak niechętny, ale z drugiej strony to był jego profesor.
Nagle poczuł się strasznie głupio. W tej całej euforii zupełnie zapomniał o tym, jaką pozycję zajmuje starszy czarodziej. Był nie tylko szpiegiem, ale też nauczycielem Harry'ego. Jego nadmierne zainteresowanie jego osobą, mogłoby go postawić w dość niekomfortowej sytuacji. Gdyby wyszło na jaw, że coś się między nimi dzieje, mężczyzna mógłby stracić pracę i swoją przykrywkę szpiega, a tego Harry nie chciał.
Westchnął cicho. Nagle cała radość, którą czuł w wyniku pocałunku, wyparowała. Będzie musiał przeprosić Severusa przy najbliższej okazji. Oczywiście nie zamierzał powiedzieć nic w stylu, że żałuje, że to była pomyłka, czy inne tego typu slogany. Zamierzał jedynie przeprosić, że postawił go w niezręcznej sytuacji, ale nic nie mógł poradzić na swoje uczucia. Obieca też pewnie, że postara się kontrolować. Już sobie wyobrażał, co wtedy usłyszy. Mistrz Eliksirów w życiu mu nie uwierzy, że najpierw myśli, a dopiero potem działa. Przez lata Harry udowodnił, że w jego przypadku było dokładnie odwrotnie. Niewiele mógł poradzić na to, że kłopoty go uwielbiały.
Wtulił twarz w poduszkę. Jego życie czasem naprawdę było do bani. Pół biedy, że był gejem, ale że podobał mu się jego profesor, to już było co innego. Hermiona na pewno powiedziałaby mu, że takie związki są wbrew regulaminowi szkoły, gdyby ją zapytał. Nie zamierzał jednak tego robić, skoro doskonale wiedział, co usłyszy. Może, kiedy skończy szkołę, pokona Voldemorta, a jego życie przestanie tak pędzić, zdobędzie się ponownie na odwagę, żeby poflirtować nieco ze Snapem i zaprosić go gdzieś? To była naprawdę miła perspektywa, która sprawiła, że uśmiechnął się lekko, a humor się nieco poprawił.
Nie wiedział, czy Snape miałby ochotę zadawać się z nim na tej płaszczyźnie, ale zawsze mógł zapytać. Nie miał nic do stracenia. Grożenie mu jakąś wredną klątwą, przestało już na niego działać dawno temu. Poza tym Snape grożący mu tym niskim, całkiem zmysłowym głosem na niego działał. Nie miałby nic przeciwko, żeby szeptał mu coś do uszka. Najlepiej w sypialni.
Uderzył głową w poduszkę. Musiał się opanować, bo wyobraźnia zaczynała go ostro ponosić. Z drugiej strony był nabuzowanym od hormonów nastolatkiem. Miał więc prawo myśleć o pewnych rzeczach. Mógł się założyć, że jego koledzy ciągle mieli głupie myśli, więc nie powinien się tym tak przejmować. Na razie musiał się zastanowić, jak porozmawiać ze Snapem i nie zarobić szlabanu.
---
I co powiecie? Bo ja nic XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top