#9 Kim NamJoon [HIS POV]
Zazwyczaj nie lubię niespodzianek. Kiedy jednak przyjmują tak ponętną postać i można z nimi robić różne sprośne rzeczy, nie mam absolutnie nic przeciwko.
[Y/N] właśnie chwyta w usta mojego penisa, a leżymy razem na łóżku, które jeszcze pół godziny temu zajmowałem samotnie. Pieści mnie, jakby zamierzała zabrać mi swoją ulubioną część mojego ciała, a ja wiem, że chciałaby, bym doszedł w jej ustach. Jednak mój kutas wolałby coś innego. Muszę wrócić do tej ciasnej, ciepłej i mokrej cipki, by wbić się w nią głęboko, żeby [Y/N] doszła, wykrzykując moje imię. Odciągam ją od mojego członka i podnoszę, a potem przewracam ją tak, by uklękła. Dzięki Bogu mamy już za sobą tę niezręczną rozmowę o prezerwatywach i pigułkach antykoncepcyjnych. Ona jest czysta, ja jestem czysty. Teraz możemy wreszcie pieprzyć się bez barier. [Y/N] chwyta wezgłowie łóżka dla lepszego oparcia, a ja ściskam ją w pasie i wchodzę w nią od tyłu. Widok jej przepięknego tyłka sprawia, że jestem dwa razy twardszy.
Posuwam ją tak mocno, że w materacu pęka jakaś sprężyna. Nie przestaję, dopóki oboje nie opadamy z sił. Szczytujemy, wykrzykując nawzajem swoje imiona, a potem padamy na łóżko, dysząc.
Splątani, wreszcie odwracamy się ku sobie i całujemy się długo i powoli, smakując siebie nawzajem. Leżymy cicho, na jakiś czas zupełnie pozbawieni energii. [Y/N] oplata mnie ramionami, a ja całuję ją w czoło i ściskam jej idealną dupcię.
Ten anonimowy pokoik hotelowy, w którym umieścili mnie menadżerowie drużyny, zdecydowanie lepiej wygląda z [Y/N] w środku. Najwyraźniej wystarczyło kilka porozrzucanych tu i tam rzeczy (i to naprawdę porozrzucanych; jakimś cudem udało nam się zawiesić jej biustonosz na wentylatorze), bym poczuł się tu jak w domu. Drzemiemy jakiś czas, a kiedy się budzę, [Y/N] rysuje leniwe kółka na mojej klacie.
Nie potrzebowałbym do szczęścia nic więcej niż jej ciepłe ciało i jedzenie na wynos, ale myślę, że nam obojgu przydałoby się świeże powietrze. Jeszcze nawet nie zwiedziłem miasta, a spędzenie tego dnia z [Y/N] będzie miłą odmianą od stresu związanego z treningami w nowej drużynie. No i przyda mi się przerwa od ukrywania się przed przyjaciółmi.
Tutaj jesteśmy po prostu zwyczajną, anonimową parą. No dobra, seksowną ponad normę.
-Czyli co? Disney?- pytam.
Uśmiecha się do mnie filuternie; nigdy nie potrafię się jej oprzeć, gdy widzę ten uśmiech.
-A myślisz, że po co tu przyleciałam?
Odpowiadam, przyciągając ją do siebie i niosąc do łazienki. Naszej pierwszej wspólnej nocy przekonałem się, że kabiny prysznicowe również wyglądają o wiele lepiej z nagą [Y/N] w środku. Namydlam jej plecy, ale kiedy kończę, znowu się brudzimy. Tym razem ona pochyla się i łapie mnie za kostki, a ja wchodzę w nią od tyłu.
Chyba nie muszę dodawać, że ten prysznic trwał dwa razy dłużej, niż powinien. Jakoś jednak udaje nam się oderwać od siebie na dość długo, by się wytrzeć, ubrać i wyjść.
-Znowu ten grat.- mówi [Y/N], kiedy wsiadamy do porsche, które wynająłem na czas pobytu w Orlando.
-Nie tak przestronny jak SUV, wiem.- Puszczam do niej oko i zmieniam bieg. -Ale zawiezie nas tam, gdzie trzeba.
Dodaję gazu i jedziemy. [Y/N] opuszcza okno i wiatr bawi się jej włosami.
Nie wiem, czy to ta aura tajemnicy, czy może uczucie, że uciekamy przed trudnościami, których unikaliśmy w Atlancie, a może po prostu czarna skórzana kurtka [Y/N], ale w czasie jazdy przez centrum miasta czuję się, jakbym właśnie umknął przed wymiarem sprawiedliwości po dokonaniu zbrodni stulecia. A może chodzi tylko o to, że nie mogę przestać gapić się na [Y/N] i myśleć o tym, że ta wspaniała kobieta jest moja.
-Umieram z głodu.- odzywa się nagle, tuż przed osiągnięciem celu naszej podróży.
Mimowolnie wybucham śmiechem.
-[Y/N] Masters, jesteś ósmym cudem świata. Nie wydaje mi się, byś kiedykolwiek w mojej obecności nie miała ochoty albo na jedzenie, albo na seks.
-To czyni cię zajebistym szczęściarzem.- odpowiada, trącając mnie w ramię.
Nie będę się z tym kłócił. Znajduję dwa złote łuki, gdzie możemy zadbać o zaspokojenie jej potrzeb.
-A więc pogadajmy na poważnie.- oznajmia [Y/N] między kolejnymi kęsami big maca. Spoglądam na nią, czekając na początek tej poważnej rozmowy, coś w stylu: „Myślałam o tym całym niespotykaniu się z innymi i chyba jednak...". Zamiast tego słyszę: -Wymień swoje trzy ulubione kolejki górskie Disneya.
Nie muszę się zastanawiać.
-Kosmiczna Góra. Piraci z Karaibów. Góra Grzmotów.
-Blisko, ale źle. Kosmiczna Góra, Mały Świat i Nawiedzona Willa. Dokąd najpierw?- Włosy opadają jej na twarz, kiedy skręcam nagle w lewo, wyjeżdżając spod McDonalda.
-Wybierzmy spontanicznie.- odpowiadam w drodze do parku rozrywki Magic Kingdom.
Okazuje się, że naszym pierwszym przystankiem jest budka z churrosami, ponieważ sam burger to za mało, żeby zaspokoić moją dziewczynę. [Y/N] opowiada o magii kryjącej się w churrosach od Disneya przez całą drogę, zaczynając od chwili, gdy wsiedliśmy do samochodu, a kończąc dopiero po przekroczeniu perłowych bram. I wcale nie przesadza w zachwytach, o czym przekonuję się po pierwszym kęsie soczystego, słodko-cynamonowego ciasta.
-Ostrożnie.- uprzedza [Y/N]. -Bo jeszcze sprawisz, że będę zazdrosna o churrosy.
W odpowiedzi pochylam się, żeby zlizać mieniące się drobinki cukru z jej ust. To tymczasowo gasi jej zazdrość.
Udajemy się najpierw do Kosmicznej Góry (którą, jak się okazało, przemianowali na Hiperwszechświat Gwiezdnych Wojen). Nie narzekam, ale to trochę dziwne, żeby tak mieszać w klasyce. Mimo to [Y/N] doskonale się bawi, nucąc pod nosem główny motyw muzyczny z filmu, który grają bez przerwy przez całe piętnaście minut czekania w kolejce.
Dzieciak stojący przed nami krzyczy na swoich rodziców. Ci próbują go uciszyć, ale on nie przestaje się drzeć i pokazywać na figurkę Chewbakki. Nie dziwię mu się. Chewie wygląda naprawdę imponująco.
Na widok tej rodziny zaczynam rozmyślać o swoim poprzednim wypadzie tutaj. Byłem trochę starszy od tego chłopaka, miałem może osiem czy dziesięć lat. Mimo to nadal wiele pamiętam.
-Byłaś tutaj kiedyś? Z rodziną?- pytam [Y/N]. Gdy tylko te słowa wydostają się z moich ust, natychmiast ich żałuję.
Ja pierdolę, NamJoon, serio musiałeś zapytać akurat o to?
Powinienem pamiętać, że ze wszystkich ludzi akurat [Y/N] lepiej nie nakłaniać do wspominania dzieciństwa. Znam przecież reakcję SeokJin'a, a ona pewnie zareaguje podobnie. Cholera, przecież nawet dla mnie nie jest to miły temat do rozmów, bo mój ojciec też odszedł. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak to jest stracić oboje rodziców.
Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, [Y/N] się uśmiecha.
-Jako dzieciaki przyjeżdżaliśmy tutaj wielokrotnie. Ale przestaliśmy po ostatniej, epickiej wyprawie. SeokJin miał wtedy chyba dwanaście lat. Nażarł się waty cukrowej i zostawił ślad różowych rzygowin na całym Zamku Kopciuszka. Z kolei tata zwichnął sobie nogę w kostce, kiedy zsiadł z poruszającej się karuzeli. A mnie przyłapali na kradzieży pary uszu Myszki Minnie ze sklepiku.- Brzmi cudownie potwornie.
-Tak właśnie było.- [Y/N] przekrzywia głowę, żeby popatrzeć w głąb tunelu, w którym stoimy. Z początku po wejściu do niego prosto z rozświetlonej słońcem przestrzeni prawie nas oślepiło, lecz teraz oczy się już trochę przyzwyczaiły do półmroku i zaczynamy dostrzegać dekoracje ciągnące się wzdłuż ścian. A także wiszące nad nami kosmiczne statki z Gwiezdnych wojen. -Tęsknię za nimi.- dodaje po cichu na sam koniec.
Wyciągam rękę i ujmuję jej dłoń.
-Ja wciąż tęsknię za ojcem, a zmarł, gdy miałem dwanaście lat.
[Y/N] znowu milknie. Przechodzimy kilka kroków do przodu, ale otaczający nas ludzie jakby się rozeszli, pozostawiając nas samych w cichej refleksji.
-Jaki był?- pyta w końcu [Y/N] tak cicho, że ledwo ją zrozumiałem.
Przygryzam policzek. Od dawna nie rozmawiałem z nikim na temat ojca. Jednak czuję, że przy [Y/N] mogę się otworzyć. Ona to rozumie.
-Był moim pierwszym trenerem.- mówię. -Bardzo wymagającym. Powiedziałbym, że wręcz surowym. Ale zawsze sprawiedliwym. Sam kiedyś marzył o wielkiej lidze, dostał nawet stypendium od stanu Georgia za bejsbol. Jednak po pierwszym sezonie zrozumiał, że to się nie uda. Był dobrym graczem, lecz nie materiałem na gwiazdę. Do dzisiaj nie mogę pojąć, jakie to musiało być dla niego trudne, by próbować zrealizować swoje wielkie marzenie i szczerze przyznać przed samym sobą, że czas je zakończyć. Ludzie zawsze mówią, że trzeba za wszelką cenę gonić za marzeniami, ale nie wspominają o tym, jak znaleźć nowe, kiedy stare się oddali. A właśnie w tym mój ojciec był najlepszy.
-Dlatego zacząłeś grać?- [Y/N] ściska delikatnie moją dłoń.
Śmieję się, choć trochę smutno.
-Wiesz, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem? Pewnie tak. Jestem w tym dobry. Od początku wykazywałem naturalny talent, a tata nauczył mnie wszystkiego, co potrafił, kiedy byłem jeszcze bardzo młody. Więc... Tak, wydaje mi się, że przynajmniej po części to przez niego podążyłem tą ścieżką, goniąc marzenie, którego on nigdy nie dał rady spełnić. Zdawałem sobie sprawę, że jestem wystarczająco dobry, żeby to osiągnąć, dlatego gdybym nie dał z siebie wszystkiego, czułbym, że zaprzepaszczam coś, czego on bardzo pragnął.
[Y/N] przytula się do mnie, jej ciepłe ciało ogrzewa mnie w chłodnym wnętrzu góry. Znowu ruszamy przed siebie, tylko kilkoro ludzi dzieli nas teraz od wagoników.
-Sądząc po twojej opowieści, był bardzo fajnym tatą.- mówi [Y/N].
-Owszem, był.- Robimy kolejny krok przed siebie, a ja odgarniam jej włosy z czoła. -Wiesz, chociaż ukrywanie się przed SeokJin'em jest naprawdę wkurzające, cieszę się, że go masz. Rodzina jest ważna.
[Y/N] kiwa głową.
-Też się z tego cieszę. Nie dałabym sobie rady bez niego. Milczy przez dłuższą chwilę, a potem oznajmia:
-NamJoon... Wiem, że nie będzie łatwo, ale uważam, że powinniśmy mu o wszystkim powiedzieć.
-Zgadzam się.- odpowiadam, wkładając niesforny kosmyk za jej ucho. -Ale nie cieszy mnie ta perspektywa.
Delikatnie mówiąc. Jeśli mam być szczery, na samą myśl o tym przechodzą mnie zimne dreszcze. Nie wątpię, że SeokJin poczuje się zdradzony. Obawiam się też, że kiedy mu o sobie powiemy, zrujnujemy dwie relacje: moją i SeokJin'a oraz to, co łączy mnie z [Y/N]. Wygląda jednak na to, że nie możemy przed tym dłużej uciekać.
Na razie idziemy przed siebie, aż do bramek, za którymi możemy już zająć miejsce w wagoniku.
-Przednia ławka?- Prowadzę [Y/N] na przód wagonika i ze zdziwieniem zauważam, że na moment zamiera i spogląda na mnie nerwowo. -Albo nie, jeśli wolisz z tyłu.- proponuję. Kręci głową, a potem mówi stanowczo z determinacją w głosie:
-Przód.- nalega, praktycznie ciągnąc mnie w tamtym kierunku.
-Potraktuj to jak trening.- mówię jej, kiedy wspinamy się na ławkę. Moje nogi są niewygodnie ściśnięte, ponieważ, umówmy się, jestem wyższy niż dziewięćdziesiąt procent osób jeżdżących tymi wagonikami.
-Trening czego?- pyta mnie [Y/N], wsuwając włosy pod kołnierz i zaciągając mocniej pas. -Przygotowanie do wyznania SeokJin'owi prawdy. Kolejka górska czy niezadowolenie brata, co będzie bardziej przerażające?
-Zdecydowanie to drugie.- odpowiada, chociaż aż podskakuje, kiedy mężczyzna z obsługi daje znak, po którym ruszamy.
Przez całą drogę na szczyt pierwszego wzniesienia [Y/N] trzyma mnie mocno za rękę. To byłoby nawet urocze, gdyby nie wpijała w nią palców tak mocno; wydaje mi się, że zaraz wyskoczą mi knykcie. Cholera, a myślałem, że to ja mam silny chwyt. Dziewczyna powinna spróbować rzucania piłką, skoro ma tyle krzepy.
Docieramy do zjazdu i [Y/N] wrzeszczy jak nastolatka w horrorze klasy B.
Na koniec jestem pod wrażeniem, że nadal ma parę w płucach, a jej dłoń w dalszym ciągu ściska moją. Uwalniam palce, gdy zbliżamy się do wyjścia.
-Rany, [Y/N]. Ciekawe, jak sobie poradzisz przy kolejce dla dużych dziewczynek – rzucam z przekąsem i wyskakuję z wagonika, lecz nie dość szybko, by uniknąć kuksańca w bok.
-Protestuję.- Gramoli się z wagonika i bierze mnie pod rękę. -To z pewnością była kolejka dla dużych dziewczynek. Spójrz tylko na minimalny wzrost!- Pokazuje na stojący w oddali znak. Muszę przyznać, że jest niewiele niższy od niej.
-Zobacz, a tamta się w ogóle nie boi.- Mam na myśli dziesięciolatkę z mysimi uszami i warkoczykami, która właśnie wysiada z wagonika za nami.
-Ta kolejka w ogóle nie jest straszna.- mówi dziecko do matki, gdy doganiają nas przy wyjściu. [Y/N] wzdycha.
-No dobra, przyznaję, może trochę zbyt łatwo przestraszyć mnie zjeżdżaniem z gigantycznych wysokości w ciemnych pomieszczeniach. Ale obiecuję, że na Małym Świecie nic mi nie będzie.
-Pomarzyć zawsze można.- Klepię ją po głowie, za co dostaję kolejnego kuksańca.
Muszę przyznać, że następną kolejkę faktycznie znosi lepiej niż ja- kiedy docieramy do końca, mam już ochotę wrzeszczeć ze strachu. Ta muzyczka będzie mi siedzieć w głowie jeszcze przez miesiąc. Jestem tego pewny.
Kończymy dzień na Mokrej Górze i muszę przyznać, że zaczyna mi się podobać to, jak [Y/N] ściska moją dłoń za każdym razem, gdy jedziemy w dół. Obejmuję ją troskliwie ramieniem, kiedy docieramy do ostatniego wodospadu, a ona przysuwa się do mnie i wydaje zduszony jęk, gdy moczy nas woda.
Nie przeszkadza mi też ten jęk. Wykorzystuję okazję i w ciemnym tunelu pochylam się, by ją pocałować- a także zsuwam rękę na jej tyłek, żeby go szybko i mocno uszczypnąć. Tym razem, kiedy podskakuje i przygryza moją wargę w ramach kary, robi się jeszcze goręcej.
-Dobra, zmieniłem zdanie.- mówię jej, gdy wysiadamy. -To będzie moja nowa ulubiona kolejka.
[Y/N] szczerzy do mnie zęby.
-Moja też.
Postanawiamy, że jesteśmy zbyt głodni, żeby iść na pokaz fajerwerków do Królestwa, a poza tym mam ochotę na nieco bardziej dorosłe rozrywki. Kawałek drogi za parkiem znajdujemy bar z ostrygami, jeden z najstarszych i podobno najbardziej autentycznych barów w tej okolicy.
Zdecydowanie nie jest to wykwintna restauracja. Podjeżdżamy do zatłoczonego, ciemnego i obskurnego baru z długim kontuarem i kilkoma zajętymi boksami. Mężczyzna, który wygląda, jakby miał sto pięćdziesiąt lat, macha do nas, żebyśmy usiedli przy barze, i stawia przed nami dzbanek piwa.
-Co podać?- pyta, a jego plakietka oznajmia, że nazywa się Roy.
-Może zestaw dwunastu?- Zerkam ukradkiem na [Y/N], niepewny, czy ostrygi to jej klimaty ani czy ma jeszcze apetyt po tych churrosach. Ona udaje zdumienie.
-Ależ skąd.- Odwraca się do Roya. -Weźmiemy zestaw XL i talerz smażonych owoców morza.
Jednej rzeczy mężczyzna może być pewny- jeśli [Y/N] Masters jest w pobliżu, nie będzie głodny.
Nasz nowy przyjaciel Roy znika na minutę, a potem ładuje ostrygi do plastikowego koszyka i stawia je przed nami na barze.[Y/N] i ja patrzymy po sobie i wzruszamy ramionami, by zaraz sięgnąć po posiłek i postukać się w toaście muszelkami. Wysysamy słone, jedwabiste mięczaki i zamieramy na chwilę ze skorupami w rękach. Roy nie dał nam koszyka do wyrzucania resztek.
Mężczyzna zauważa nasze spojrzenia i uśmiecha się pod nosem.
-Wrzućcie je do koryta.
Zaglądamy za kontuar i faktycznie, znajduje się tam płytkie koryto pełne muszli.
-Jasny gwint, uwielbiam to miejsce.- [Y/N] z entuzjazmem chwyta kolejną ostrygę.
Muszę przyznać, że patrzenie, jak je, cholernie mnie podnieca. Może ostrygi faktycznie mają w sobie jakąś wyjątkową magię. Roy zabiera się do pracy, poruszając się w spokojnym rytmie. Kilkoro innych ludzi siedzi przy barze, każdy jest zajęty rozmową. Z głośników lecą znane utwory, ale niezbyt głośno. Wręcz żałuję, że jest tak cicho, bo nie możemy sobie na zbyt wiele pozwolić.
Wsuwam rękę pod skórzaną kurtkę [Y/N] i kładę ją tuż nad pośladkami, chcąc zawładnąć choć małą częścią jej ciała. [Y/N] prostuje się i sięga po kolejną ostrygę, potem przechyla ją nad ustami i pozwala, by zawartość spłynęła jej gładko na język.
Przystawiam bliżej krzesło i przesuwam dłonią po jej plecach w dół i niżej na pośladki. [Y/N] zbliża się do mnie jeszcze bardziej i uznaję to za zachętę, więc przekładam rękę do przodu i umieszczam na jej kroczu. Nawet przez materiał dżinsów czuję jej ciepło.
Roy stawia przed nami kolejny koszyk ostryg i chociaż szybko zabieram rękę, jego znaczące, sarkastyczne spojrzenie mówi mi, że doskonale wie, co mi chodzi po głowie.
Jednak muszę najpierw przebrnąć przez owoce morza, zanim zabiorę się do dania głównego, od którego nie mogę odwrócić wzroku.
Sięgamy po kolejną porcję, stukamy się muszlami, patrząc sobie w oczy i uśmiechając się tak samo szeroko, a potem jednocześnie połykamy ostrygi.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top