Chapter 16
*Naruto trzeba coś zrobić.*ziewnął Kurama.
*Nie ma takiej potrzeby, narazie chcę analizować jej ruchy.*powiedział w myślach, tak dla pewności, aby nikt niepożądany go nie usłyszał.
*I tylko tyle? Myślałem, że pójdziesz gdzieś na jakieś przeszpiegi, albo gdy pewnej nocy ona gdzieś wyjdzie będziesz ją śledzić.*po każdym wypowiedzianym przez siebie zdaniu przytakiwał sobie głową.
*Już nie wymyślaj Aniki.*Naruto pokręcił głową ze zrezygnowaniem i zaczął skakać po drzewach, rosnących wzdłuż ścieżki, która prowadziła w tylko jemu znane miejsce. Nikt od lat tedy nie przechodził, co było plusem dla blondwłosego, bo na końcu niej była ogromna przestrzeń.
Gdy nie miał pomysłu, ta to, co mógłby robić w jakiś dzień, wybierał się w to miejsce, kładł się na trawie i leżał tak, z zamkniętymi oczami. Czasem zdarzało mu się też przysnąć na godzinkę lub więcej.
*Kitty, a zdecydowałeś już,
czy przyjmiesz tą propozycje z Konoha?*zagadnął ogoniasty.
*Myślałem o tym trochę, ale jeszcze nie zdecydowałem. Nadodatek teraz, ta sprawa z Uchihą.*westchnął.
*Okey, Kitty! Nie czas na to. Masz wziąść się za porządny trening.
Rozgrzej się teraz, tak jak zawsze i bierzemy się do roboty.*pomachał lis ogonami.
*Masz rację.* przyznał blondyn i zaczął się rozciągać.
W między czasie Kurama obmyślał, jakiej bariery mógłby użyć Naruto, aby jego czakra była niewykrywalna dla innych, gdy będzie ćwiczyć tryb ogoniastej bestii.
*Naruto, udałoby ci się wykonać formacje czterech szkarłatnych płomieni? *podparł się łapą pod brode Kurama.
*Rudzielcu, a czy ja ci wyglądam jak czterej kage?*zapytał ironicznie.*Zapomniałeś, że taką technikę może zrobić ktoś na ich poziomie?*zapytał biegnąc.
*Kitty, masz tyle czakry ile potrzeba i... czy ty mnie nazwałeś rudzielcem smarku?!*wydarł się Kyuu, tak głośno, że Naruto zabębniło w mózgu.
*Dobra, dobra! Nie krzycz tak bo mi zaraz łepetyna pęknie.*złapał się za czoło blondyn.*Jakich pieczęci mam użyć?*zapytał robiąc cztery klony cienia.
*Musisz zrobić pieczęć węża i klasnąć.*ziewnął lis, tak jakby ta technika była najprostsza na świecie.
*Serio? Tylko tyle?*zrobił głupią minę, a rudy przytaknął.
Klony blondyna ustawiły się w prostokąt, tak by bariera objęła całą przestrzeń i wykonały wszystko tak jak polecił Kurama.
Jednak nic się nie stało.
Spojrzały po sobie i zaczęły robić wszystko od nowa.
Powtarzały to wiele razy, ale nie mogły się na tym skupić, przez co zirytowały się nieudanym próbami i w kłębie dymu zniknęły.
*Kitty... coś cię trapi?*zapytał Kyuu medytującego niebieskookiego.
*Tak jakby.*odpowiedział z zamkniętymi oczami.*Czy można podrobić wspomnienia?* zagadnął, a Kyuubi otworzył jedno oko.
*Myśliz, że Uchiha je
podmieniła?*Naruto pokiwał głową przecząco.
*Jak niby? Była nieprzytomna jak to sprawdzałem, bardziej mi tu pasuje możliwość zrobienia tego przez kogoś.*mruknął.
*Skąd taki wniosek? Przed stracenia przytomności sama mogła to zrobić, pfff! Mogła się przecież sama zranić.*odwrócił głowę od krat Kurama, a brew Naruto zadrgała.
-A z resztą!-powiedział już na
głos.-Mam to gdzieś, nikt tutaj nie przyjdzie, chyba, że ta Uchiha. A nawet i w to wątpię.-uśmiechnął się przebiegle i zrobił klona cienia, który kiwnął mu głową porozumiewawczo i zaczął wracać, a sam niebieskooki wstał z ziemi.
*Co wykombinowałeś dzieciaku?* zagadnął zaciekawiony lis.
-Wysłałem tego klona do domu.-wyciągnął ręce do góry rozprostowywując się.-Gdy Rie będzie robiła coś podejrzanego, sam
zrobi klona i go do mnie wyśle. Wiesz, nigdy nie wpadłem na pomysł, aby zrobić klona, który zrobiłby kolejnego klona. To przydatne.-strzyknął palcami i zrobił bunshina, aby kontrolował otoczenie. W końcu on, będzie trenował z Kuramą, musi się skupić tylko na tym.
Blondyn spowrotem usiadł na kamieniu, na ziemi i zaczął medytować. Gdy znalazł się w korytarzu swojego umysłu zaczął iść przed siebie i w końcu doszedł do klatki, w której siedział wyszczeżony Kyuu.
-Dzieciaku, jeżeli się uda to będę mógł powąchać świeże powietrze, którego od lat nie czułem w sierści!-klasnął łapami szczęśliwy, a Uzumaki uśmiechnął się.
-Dobra Kyuu, co mam zrobić?-zapytał po chwili.
-najpierw musisz oderwać pieczęć wykonaną przez twojego staruszka.-wskazał pazurem na kartkę.
-Tylko? Ten dzień wydaje mi się, aż za łatwy.-wymamrotał do siebie i "podleciał na wysokość pieczęci.-Na raz...-złapał za róg.-Dwa...-przeciągnął do połowy.-I trzy!-oderwał kartkę.
~~~^^~~~
Doberek!~
Pisałam ten rozdział jak jechałam autobusem i... Tak się wkurzałam jak trzęsło i źle wpisywałam litery, że nie mogę tego opisać xd
Cały czas albo myliłam "u" z "y", albo autokorekta mi się buntowała > . <
Ale, po wielu poprawkach napisałam to i uradowana dodałam rozdział😥
Po wielu przeciwnościach losu zrobiłam to!
*Ogarnij się.*
-Heh
(If you know, what I mean...)
Do zoba!❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top