- 14 -
Voliet jęknęła, gdy w brutalny sposób postawiono ją do pionu i gdyby nie stalowy uścisk w pasie, zapewne by upadła. Nadal była lekko zamroczona po zderzeniu z podłogą, jednak jej organizm samoistnie rozpoczął autoregenerację. Zatroskana patrzyła, jak dwaj mężczyźni podchodzą z kajdankami do brunetki, która wskutek uderzenia straciła przytomność. Blondynka chciała do niej podbiec; krzyknąć, żeby ją zostawili; zrobić cokolwiek. Drgnęła w jej stronę, lecz stanowcze szarpnięcie utrzymało ją w miejscu.
— Rusz się jeszcze raz o choćby milimetr, a przysięgam, że cię zabiję!
Usłyszała ostry baryton przy uchu, na co wzdrygnęła się z sykiem wciągając powietrze. Oczy zaszły mgłą, a dreszcz przebiegł po kręgosłupie, gdy facet przyłożył jej chłodny metal do skroni i ze sztucznym uśmiechem zapytał:
— To jak będzie, dziecino?
Zacisnęła mocno oczy, chcąc się odciąć od tego paskudnego głosu. Pragnęła, wyparować przy okazji zabierając ze sobą Cat. Przełknęła nerwowo ślinę, gdy pistolet zjechał niżej, na szyję.
— Będziesz grzeczna, czy mam jednak użyć siły, hym?
Buchnął jej ciepłym oddechem prosto w kark, powodując gęsią skórkę. Jęknęła głucho, kiedy zacieśnił uścisk. Żółć podeszła jej do gardła, zrobiło jej się niedobrze, kiedy powiedział:
— Chyba że masz jakieś ciekawsze pomysły? — zjechał ręką na biodro, przez co ponownie przełknęła ślinę. — Odpowiedz albo...
Przerwał mu niespodziewany huk na korytarzu, na który otworzyła raptownie oczy. Spięła się na dźwięk wystrzałów z broni oraz ludzkich krzyków. Trzymający ją żołnierz zerknął na swoich kompanów, po czym rzucił jej ciało w kąt pokoju. Syknęła cicho ze łzami. Obiła sobie boleśnie bok. Spojrzała z przestrachem na ciemnowłosego, który przeładował pistolet i ruszył w kierunku drzwi, ale przedtem rzucił groźnie:
— Żadnych numerów, bo inaczej pogadamy.
Siedemnastolatka pociągnęła nosem, kiwając pokornie głową. Kiedy tylko wyszli, natychmiast podczołgała się do leżącej przyjaciółki. Delikatnie chwyciła jej twarz w swoje dłonie, kładąc na kolanach. Obejrzała ją dokładnie, ale prócz niewielkiego rozcięcia na czole nie miała poważniejszych obrażeń.
Z jej ust wyrwał się stłumiony pisk, gdy rozległ się głośny krzyk, a zaraz za nim kilkanaście huków. Strach całkowicie ją pochłonął, gdy hałasy przybrały na sile. Zacisnęła oczy i zatkała sobie uszy, nie mogąc znieść tego zgiełku, w którym tkwiła. Gdzieś w oddali rozbrzmiało groźne warknięcie, pod wpływem, którego uchyliła powieki. Pierwszym, który przyszedł jej do głowy, był Scott, jednak szybko odrzuciła tę myśl, gdyż wiedziała, że nie byłby on zdolny do takiego okrucieństwa, jakie słyszała za ścianą.
— Laura?
Wzdrygnęła się, czując dotyk na ramieniu. Odetchnęła z ulgą spoglądając w dół napotykając zbolały wzrok Firmans, która stopniowo wracała do rzeczywistości. Skrzywiła się, gdy okropny ból przeszył jej ciało na wskroś. Drącą ręką dotknęła głowy. Jej serce przyśpieszyło, gdy ujrzała ubarwione na czerwono palce. Uniosła lekko podbródek, marszcząc brwi.
— C-co się s-stało? — zapytała słabym, ledwo słyszalnym głosem.
Kaszlnęła, gdyż w przełyku ją boleśnie ścisnęło, kiedy przełknęła z trudem ślinę. Patrzyła z wyczekiwaniem na milczącą blondynkę, w której oczach znalazła odpowiedź. Kilka sekund później wróciła jej pamięć, a przytłumione odgłosy walki tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że był źle. Bardzo źle.
Z pomocą Voliet udało jej się podnieść. Na chwiejnych nogach wsłuchiwała się w panujący dookoła chaos, który ucichł. Obie spojrzały na siebie z niepokojem, wpatrując się w drewniane drzwi. Brunetka mocniej ścisnęła ramię blond włosej. Niemal podskoczyły, krzycząc, kiedy coś uderzyło z impetem w drewno, roztrzaskując je na kawałki. Jak się okazało było to ciało jakiegoś snajpera. Laura nabrało powietrza, niepewnie stawiając krok do przodu, lecz gwałtownie się cofnęła. Zrobiło jej się niedobrze na widok ciał walających się po ziemi.
Oddychała szybko, a cichy pomruk sprawił, że zamarła. Spoglądnęła na Cat, która była równie mocno przerażona, co ona. Jednak zdobyła się na odwagę i weszła w głąb pomieszczenia. Momentalnie zrobiła krok w tył, zasłaniając dłonią usta. Wszystko było zdemolowane, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach krwi pomieszanej z kurzem, ale nie to przeraziło ją najbardziej.
Na samym środku klęczał mężczyzna. Jego ubrania były poszarpane jakby, ktoś przejechał po nich pazurami. Z odsłoniętych fragmentów bladej skóry widniały liczne szramy, z których sączyła się szkarłatna ciecz. Jej plecy oblał zimny pot, kiedy dostrzegła jego palce zakończone wilczymi szponami.
Brunet wyczuł ich obecność, dlatego zmusił się do uniesienia głowy. Jego tęczówki błysnęły, kiedy napotkał jej przestraszony wzrok. W sercu zakuło.
Jasnowłosa zachłysnęła się powietrzem, hamując napływające łzy, kiedy ujrzała jego posiniaczoną twarz, którą bezbłędnie rozpoznała. Widziała rozcięcia na czole i szczęce oraz liczne zadrapania. Nie musiała patrzeć mu głęboko w oczy, bo i tak malował się w nich ból i swojego rodzaju determinacja. I chociaż się bała, to nie mogła go tak po prostu zostawić. Czuła, że była mu coś winna. W końcu gdyby nie on, żołnierze by je zabili. Wzięła głęboki oddech i odrzuciła sprzeczne emocje, chcąc do niego podejść, lecz uścisk na nadgarstku ją zatrzymał. Obróciła się do brunetki twarzą, na której widniała złość.
— Zwariowałaś?! Nie podchodź do niego, bo jeszcze ci coś zrobi!
— Nie widzisz, że potrzebuje pomocy? Jest ranny!
Firmans prychnęła na jej zmartwiony ton. Była nieufna w stosunku do mutanta.
— Laura on jest nieobliczalny! Patrz, co zrobił tym ludziom! — skrzywiła się z obrzydzeniem na widok krwi.
Blondynka ciężko westchnęła.
— Mam, gdzieś, co on nim mówisz, bo gdyby nie on ludzie Cooper by nas zabili lub zrobili coś znacznie gorszego. — wzdrygnęła się, przypominając sobie dotyk na biodrze. — Więc z łaski swojej po prostu mi pomóż go wynieść i uciekajmy stąd, zanim zjawią się następni.
Czarnowłosa chciała zaprzeczyć, ale musiała przyznać, że Voliet miała rację. Brunet nie musiał się dla nich narażać, a jednak to zrobił. I chociaż mu nie ufała, to postanowiła zaryzykować i posłuchać jasnowłosej. Przeklinając pod nosem, podeszła do mężczyzny zrezygnowana szepcąc:
— Będę tego żałować.
I pomogła jej podnieść ciało likantropa, na co on głucho jęknął z bólu.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Scott wybiegł na dwór, gdzie otoczyli go żołnierze. Zmierzył ich morderczym wzrokiem, kiedy nagle dostrzegł w oddali znajome sylwetki. Wyostrzył wzrok, widząc, jak dziewczyny wynoszą jakiegoś mężczyznę. Musiał coś zrobić, aby odwrócić od nich uwagę, tak, aby bezpiecznie uciekły.
Syknął, gdy niepodziewanie jedna z kul wbiła mu się w bark. Warknął na agentów, których było znacznie mniej, ponieważ ktoś wybił w pień połowę oddziału. Na ogół nie popierał przemocy, ale aktualnie miał ochotę podziękować za to West'owi. Z resztą da sobie radę. Chyba.
— Poddaj się albo moi ludzie cię zastrzelą!
Uniósł kącik ust, słysząc rozkaz, który zignorował błyskawicznie, zmieniając postać. Skoczył na łapy, podrywając z ziemi piach, który zasłonił im widoczność.
— Brać go! — krzyknął naczelny, przeładowując broń.
Basior zawarczał i unikając w miarę możliwości kul, wbiegł w las, a oni za nim.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
West otworzył leniwie oczy, czując się znacznie lepiej. Walka wyczerpała jego siły, ale dzięki zdolności uleczania stopniowo odzyskiwał energię. Był ogromnie wdzięczny nastolatką za pomoc. Szczerze mówiąc, był pewien, że go zostawią, jak zobaczą, co zrobił. Czuł ich strach oraz widział złość na twarzy brunetki. Nie miał im tego za złe. W końcu wierzyły w plotki, które miały w sobie ziarnko prawdy, dlatego zachowanie blondynki było dla niego miłą odmianą. I miał już pewność, że nie była stąd.
Wciągnął leśne powietrze, zatrzymując się i zmuszając do samodzielnego ruchu. Dziewczyny sapnęły z ulgą, ponieważ był dość ciężki. Potrząsnął głową, przywołując się do porządku, tym samym pobudzając zmysły. Do jego uszu dotarł odgłos kroków oraz ujadanie psów. Złapali trop, pomyślał, odwracając się w kierunku dziewczyn, mówiąc szybko:
— Musimy ruszać.
— Może by tak jakieś dziękuje za ratunek? — rzekła kąśliwie Cat.
— Później — mruknął, nie patrząc na nią.
— Prostak — syknęła, mordując go wzrokiem.
Mężczyzna zawarczał ostrzegawczo, łypiąc na nią, na co brunetka jedynie prychnęła, krzyżując ramiona. Chciała coś dodać, ale przerwała jej blondynka:
— Dość tej dziecinady, natychmiast się uspokójcie!
— Ale on....
Nie pozwoliła jej dokończyć:
— Przestań, Cat.
Jej tęczówki błysnęły na fioletowo, kiedy użyła stanowczego głosu. Nie chciała ranić swojej przyjaciółki, ale nie zamierzała też patrzeć, jak nawzajem skaczą sobie do gardeł.
Animals zacisnęła usta w wąską linię, odwracając głowę w bok. Brunet prychnął, posyłając jej zwycięskie spojrzenie, za co blond włosa gniewnie zmarszczyła brwi. On jedynie wzruszył ramiona, skupiając swoją uwagę na zbliżających się przybyszach. Zapadała cisza, którą przerwało siarczyste przekleństwo West'a. Cat prychnęła.
— Wyrażaj się — upomniała go.
Wilkołak zmroził ją wzrokiem, zaciskając szczękę.
— Co się stało? — spytała lekko zaniepokojona Laura.
— Mamy ogon, to się stało! — warknął, hamując złość, która paliła jego żyły.
Jego wypowiedź spowodowała, że jej serce przyśpieszyło, a zimny pot spłynął po plecach. Nim zdążyła o cokolwiek jeszcze zapytać, została gwałtownie pochwycona przez mutanta.
— W nogi!
Zerwali się do biegu w tym samym momencie, co pobliskie ptaki, które wbiły się do góry. Nie było czasu na myślenie. Krzaki boleśnie ocierały się o ich ciała, ale mimo wszystko się nie zatrzymali. Nie zwolnili choćby na chwilę, ponieważ wiedzieli, że jeśli któreś z nich tak postąpi, to będzie to równoznaczne ze śmiercią.
Powoli opadali z sił, lecz pościg nie ustępował. Pot lał się strumieniami po ich plecach, a w płucach rósł olbrzymi żar. W uszach szumiała krew, gdy w ustach zbierał się metaliczny posmak. Dziewczyny zaczęły słabnąć. Nie były przystosowane do tak wzmożonego wysiłku.
Brunet zatrzymał się, przeklinając pod nosem. Gorączkowo rozglądał się wokół, szukając jakiejkolwiek kryjówki. Tracił nadzieję, gdy nagle coś błysnęło w krzakach. Żwawym krokiem ruszył w tamtym kierunku, dostrzegając zarys metalowej klapy porośniętej mchem. Zerknął na nastolatki, po czym otworzył drzwi. Musiał w to włożyć więcej siły niż przypuszczał, ale trud się opłacił. Siedemnastolatki spojrzały po sobie z wahaniem, gdy brunet machnął do nich ręką, wołając:
— Chodźcie tutaj, szybko!
I jak gdyby nic wskoczył, lądując twardo na nogach, zaciskając szczękę.
— Widziałaś? Wariat po prostu wskoczył! — sapnęła zszokowana Cat w stronę zarumienionej towarzyszki.
Blondynka jedynie pokręciła ze zrezygnowaniem. Nie miała zamiaru reagować na jej komentarz, który był w pewnym stopniu adekwatny do czynu mutanta, lecz jej opinia nie miała po prostu sensu. Poza tym w oddali rozbrzmiały wystrzały z broni popędzane szczekaniem psów. Dreszcz przeszedł jej po kręgosłupie, a adrenalina skoczyła, gdy chwyciła ciemnowłosą za rękę, ciągnąc do dołu, zamykając za sobą klapę.
Kilka sekund później siedzieli w egipskich ciemnościach, ale było to lepsze niż rozstrzelanie. Wstrzymali oddech, kiedy dobiegło ich warczenie. Jeden z psów węszył przy wejściu. Musieli działać szybko, inaczej mogli pożegnać się z życiem. Z ust Westa uciekł groźny warkot, który nie tylko przestraszył dziewczyny, ale i wykurzył tropiciela, który uciekł, cicho skomląc. Odczekali chwilę, nasłuchując ewentualnego zagrożenia, po czym wypuścili z ulgą powietrze.
— Było blisko... — westchnęła, przymykając lekko powieki brunetka.
— Zdecydowanie za blisko. — skomentował ciemnowłosy, a jego oczy błysnęły, kiedy ruszył w poszukiwaniu jakiegoś źródła światła. — Musimy tu trochę posiedzieć, przynajmniej dopóki sytuacja na górze nie przycichnie, a wtedy....
— A wtedy, co? — blondynka weszła mu w zdanie. — Będziemy tak ciągle uciekać, aż ktoś nas znajdzie i zabije, a wtedy moja mama się o wszystkim dowie? Nie, dzięki.
— Tego nie powiedziałam. — zaprzeczył natychmiast, badając dłonią ścianę.
— Laura?
Usłyszała ciszy szept po swojej lewej, a chwilę później ktoś złapał ją za ramiona w tym samym momencie, w którym pomieszczenie spowiła jasność. Wszyscy zmrużyli oczy, przyzwyczajając się stopniowo do światła żarówki. Zerknęły w stronę zniszczonej futryny, o którą opierał się brunet.
— Znalazłem włącznik.
Firmans przewróciła oczami i ignorując jego wypowiedź wróciła spojrzeniem do blondwłosej, mówiąc uspokajająco:
— Tak się nie stanie, obiecuje.
Laura zrzuciła jej ręce, odsuwając się w tył. Miała dość tego, że ciągle słyszała obietnice bez pokrycia.
— Nie jestem już dzieckiem, Cat, żeby potrzebować pocieszenia i wierzyć, że wszystko się ułoży, więc nie obiecuj czegoś, czego nie dotrzymasz.
Mutantka westchnęła, marząc brwi i patrząc na nią ze zrozumieniem. Miała prawo się bać, kiedy z dnia na dzień jej idealny świat runął niczym domek z kart. I żadne słowa tego nie naprawię. Tutaj trzeba było trzeźwo myśleć i działać.
— Laura, ja...
— Nie!
Voliet przerwała jej gwałtownie, a w oczach stanęły łzy. Pociągnęła nosem, wyrzucając z siebie całą tłumioną gorycz:
— Nie prosiłam się o to, rozumiesz?! Nie chciałam mocy ani zostać mutantem! Jedyne, czego pragnę, to normalności!
— Laura, wiem, jak się czujesz.
Przyjaciółka próbowała ją przekonać, lecz z marnym skutkiem. Blondynka pokręciła głową, mówiąc płaczliwym głosem przez zęby:
— Nie kłam!
Obserwujący jej zachowanie wilkołak uznał jej krzyk za odpowiedni moment, aby włączyć się do rozmowy, nim wpadnie w panikę i zrobi coś głupiego.
— Uspokój się, dzieciaku. Nic nam na razie tutaj nie grozi.
— Nie nazywaj mnie tak! — syknęła oburzona. — Poza tym, dlaczego ostatnie tygodnie mnie śledziłeś? Bawiłeś się w pieprzonego stallker'a?! — podniosła głos, czym odpowiedział jej warknięciem.
— Miałem powód. — odparł, zaciskając pięści, puszczając koło uszu jej przekleństwo.
— Ach, tak! — zaśmiała się retorycznie. — A może ten atak to twoja sprawka i zabiłeś ich, bo ruszyło cię sumienie? — zarzuciła, mrużąc gniewnie oczy.
W West'cie, aż się zagotowało na te oskarżenia. I chociaż wystarczyło powiedzieć prawdę, nie miał zamiaru przyznawać się do własnych pobudek. Nie chciał ponownie okazywać słabości, więc wolał zgrywać brutala. Oderwał się, więc od futryny stając blisko niej, tak, że Cat musiała się odsunąć na bok. Nachylił się nad nią, na co się cofnęła, uderzając plecami o ścianę.
— Posłuchaj, dzieciaku. Jesteśmy tu, dlatego, bo ludzie Alice nas ścigają, więc nie wygaduj głupot, bo prawda jest taka, że gdyby nie ja, to dawno byście były martwe.
Przełknęła nerwowo ślinę, zadzierając głowę, a spojrzeć w jego tęczówki, które niebezpiecznie błysnęły. Pomimo strachu chciała bronić swoich racji, ale wiedziała, że przyjdzie jej za to zapłacić wysoką cenę.
— Też ci uratowałyśmy tyłek.
Brunet prychnął, krzyżując ramiona. Zaczynał odczuwać irytacje jej zachowaniem, a to mogło działać na jej niekorzyść.
— Nie musiałyście.
— Tak jak ty zabijać tych ludzi! — fuknęła zła, również składając ręce.
— Zrobiłem, co uważałem za słuszne, ale jak widać, to był błąd. — warknął, zaciskając szczękę. Poczuł mrowienie pod skórą, które oznaczało, że tracił cierpliwość.
— Jak śmiesz! — wrzasnęła, odpychając go od siebie.
Gniew i frustracja wypełniły jej ciało, kiedy mężczyzna się nawet nie poruszył. Zignorowała błysk w jego oczach, chcąc powtórzyć swój ruch, lecz słysząc ostrzegawcze warczenie, zadrżała i zrezygnowała.
— Nie rób tak więcej — ostrzegł przez zęby, robiąc krok w tył.
Nikt nie miał prawa go tak traktować, a już na pewno nie jakaś małoletnia gówniara. Laura przełknęła ślinę, patrząc w zimne jak lód ślepia. Zrozumiała jak wielką głupotę popełniła. Nigdy nie powinna igrać z nieznajomym facetem, który w dodatku jest równie niebezpieczny. Nie mogąc znieść nacisku jego spojrzenia, spuściła głowę, szepcąc cicho:
— Ja chcę po prostu wrócić do domu.
Logan przymknął powieki, oddychając głęboko. Wszystkie negatywne emocje opuściły jego ciało, kiedy usłyszał jej pociąganie nosem. Jego wzburzenie przerodziło się w swojego rodzaju współczucie. Zrobiło mu się żal tej dziewczyny, choć nie powinno.
— W porządku — rzekł spokojnie, na co niepewnie uniosła brodę. Widząc jej szkliste oczy, dodał. — Musisz być cierpliwa, ale obiecuje, że wrócisz do domu.
Nie chciał jej dawać złudnej nadziei, ale tego wymagały okoliczności. Prawda mogłaby ją jeszcze bardziej załamać, nie zniosłaby jej. Jednak dostrzegając iskierki radości w jej tęczówkach, poczuł się lepiej z myślą, że ją okłamuje.
Laura pokiwała delikatnie głową, uspokajając się nieco. Panikowała, ponieważ bała się, że już nigdy więcej nie zobaczy swojej rodzicielki, martwiła się o nią i miała ku temu powody. Westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę, że będzie musiała jeszcze na to długo poczekać. Zderzenie z prawdą było bolesne, ale musiała się pozbierać, żeby walczyć o przetrwanie. Musiała walczyć. Dla swojej mamy.
Kilka godzin później cała trójka znów biegła, ile sił w nogach próbując zmylić goniących ich strażników. Przecinając pośpiesznie gęstwiny, natrafili na urwisko.
— To koniec! — podniosła głos, przerażona Laura. — Zginiemy!
Obejrzeli się do tyłu w tym samym momencie, w którym za drzew zaczynali wyłaniać ludzie odziani w wojskowe mundury. Voliet instynktownie stanęła przed swoją przyjaciółką w celu jej ochrony. Firmans wychyliła się za jej pleców, kiedy dotarł do niej dźwięk przeładowywanej broni.
— Jesteśmy w pułapce. — przełknęła ślinę Cat, patrząc na nich z niepokojem.
West przeklął głośno, zasłaniając nastolatki. Rozglądał się dookoła, szukając drogi ucieczki, lecz na marne. Niespodziewany syk wyrwał się z jego ust, gdy jedna z kul uderzyła w jego ramię. Usłyszał stłumiony pisk. Warknął wściekłe, a jego oczy momentalnie stały się niebieskie.
Żołnierze ponownie oddali strzał, który przyjął na siebie Logan. Tym razem się wkurzył. Nabrał powietrza, skupiając się na swojej mocy. Dawno jej nie używał, ale tym razem gonił go czas. Czy chciał, czy nie, musiał ją z siebie wydobyć. Zdawał sobie sprawę, że po raz kolejny raz sporo ryzykuje, ale musiał wybrać. Przemiana i walka nie wchodziły w grę. Nie tylko by go osłabiły, ale i zostawiły dziewczyny bez ochrony.
Blondynka otworzyła zszokowana usta, kiedy zobaczyła, jak jego ciało oplatają błękitne iskry. Później były już tylko sekundy, kiedy weterani rozpoczęli ostrzał, a West ryknął, otwierając gwałtownie oczy. Potężne lśnienie zmiotło mężczyzn, którzy uderzyli w drzewa. Voliet spojrzała z niedowierzaniem na bruneta. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Teraz patrzyła w zimne jak lód tęczówki, w których zobaczyła przeplatające się emocje. Gniew. Ból. Zmęczenie. I strach? Ta ostatnia do niego nie pasowała. Uchyliła usta, lecz ciemnowłosy szybko odwrócił głowę, ruszając przed siebie.
Laura zerknęła na przyjaciółkę, która była równie zaskoczona, co ona. Po kilku chwilach poszły w ślady wilkołaka, który czekał na nie kilka metrów dalej. Cat patrząc na jego umięśnione plecy, poczuła dziwne ukłucie. Zrozumiała, że źle oceniła mutanta. Równając krok z jasnowłosą, szepnęła cicho:
— Może faktycznie jest w nim iskra dobra.
Widziała, jak Voliet nieznacznie unosi kącik ust, lecz nic się nie odezwała, jedynie kiwnęła. W duchu cieszyła się, że Animals przyznała jej rację. Liczyła tylko na to, że West tego nie popsuje i nie pokaże, że jednak jest aroganckim dupkiem.
Po niespełna dwóch godzinach uporczywej wędrówki wreszcie znaleźli się przed drewnianym domkiem. Może i on do największych nie należał, ale wydał się nadzwyczaj przytulny w przeciwieństwie do jego właściciela.
Dziewczyny weszły do środka z lekkim oporem. Nie chciały nocować u nieznajomego i to w dodatku znajdując się gdzieś na odludziu, aczkolwiek były wyczerpane i głodne, tą ciągłą gonitwą, a do domów nie mogły wrócić. Zbyt wielkie ryzyko. Sam fakt, że Logan zaproponował nocleg, był czymś szokującym, ale i pozytywnym zakończeniem tego ciężko dnia. A przed nimi jeszcze długa noc i kolejny dzień.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Henze okropnie dysząc z przemęczenia usiadł po ścianą. Miał wrażenie, że zaraz wypluje płuca. Ból i zmęczenie przesiąknęły go całego. Świeże rany paliły go żywym ogniem, gdy spływał po nich pot. Zacisnął szczękę, a w zębach strzelił mu piach. Udało mu się uciec tylko dlatego, że zgubił ludzi Cooper w lesie. Zamknął mocno powieki, kiedy przed oczami stanęły mu obrazy okaleczonych ciał mutantów, których nie uratował. Znów zawiódł, nie zdążył. Patrzył, jak cierpią, jak giną niewinne dzieci.
Warknął, czując narastającą w nim frustrację. W uszach dźwięczały mu ich krzyki, kiedy przypominał sobie bolesne wydarzenia. Poczucie winny ogarnęło go całkowicie. Zawiódł rodziców, przyjaciół, a na końcu samego siebie pozwalając Cooper zniszczyć to, co cenił najbardziej.
Warknął po raz kolejny, uderzając głową w tył. Zrobił to z taką siłą, że aż poleciał tynk. Ściskał dłonie tak mocno, że przebił sobie skórę paznokciami. Łzy bezradności zebrały się w kącikach, ale nie pozwolił im wypłynąć. Wydał z siebie zduszony krzyk, raptownie wstając. Czerwień zalała jego tęczówki, a kości strzeliły, gdy zbyt szybko zmienił postać. Zacharczał gorączkowo, wybiegając z pomieszczenia. I chociaż przegrał, to miał jeszcze szansę, by odkupić winy, ale najpierw musiał przekonać Alice Cooper, żeby odpuściła.
Gdzieś na skraju ziemi nieba pośród krain paru trosk
Tłumaczyłem Ci że czyha na nas zło
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top