❝ 012❞

Laura przez ponad dwa tygodnie ciężko pracowała, aby wreszcie nauczyć się autokontroli. Codziennie po szkole przychodziła do Henze'a, oczywiście jej mama myślała, że siedzi wtedy u Cat lub przebywa na jakiś dodatkowych zajęciach, co po części było prawdą, jeśli lekcją można nazwać opanowywanie swoich mocy.

Początkowo trudno jej się było z tym wszystkim oswoić. Wątpiła i niejednokrotnie chciała zrezygnować, wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało. Wszelkie niepowodzenia w postaci stłuczonej szklanki, przebicie ściany, bądź zadrapanie Scotta dawały jej powód do rezygnacji.

W takich momentach przypominała sobie opowieść Roksany, dodawała sobie nią otuchy i próbowała dalej, wierząc, że kiedyś osiągnie swój cel.

Chciała walczyć, nie dla siebie, lecz dla mamy.

Trud w końcu zaowocował. Nauczyła się na zawołanie wysuwać swoje szpony.

W tym czasie również zaprzyjaźniła się z Jamesem White, który jej także pomagał. Dowiedziała się, że chłopak posiadał swojego rodzaju radar w mózgu, który odbierał fale, jakie nadały mutanty. W ten sposób je wyczuwał, a wtedy jego oczy błyszczały złotem.

Zaraz po nim dobry kontakt miała z Michałem Asbeyem, który okazał się sympatyczny. Posiadał specyficzną umiejętność, dzięki której przewidywał przyszłość. Jednak jego wizje nie były bardzo precyzyjne, lecz tylko przybliżone. Wystarczyła drobna zmiana, aby zmienić bieg historii.

Kolejny był Norbert Parks, którego poznała za pośrednictwem Cat. Była pełna podziwu, kiedy zobaczyła najprawdziwsze skrzydła. Masywne i śnieżnobiałe jak u orła. Wyglądem przypominał anioła, który swoją dobrocią obdarzał wszystkich w oazie.

Ponadto odkryła, że każdy z mutantów miał swoje drugie imię, które nawiązywało do posiadanych przez nich zdolności. Blondynce również chcieli wymyślić taki kryptonim, niestety nie było to łatwe zadanie. Tutaj z pomocą przyszła Fox, która miała do tego swojego rodzaju dryg. Niebiesko włosa nagłowiła się, ale praca się opłaciła.

Nazwała dziewczynę Skywols, ponieważ była cicha i spokojna, momentami zachmurzona jak niebo. Drugim powodem były jej szpony, które przypominały wilcze kły.

— Jak tam nauka?

Obróciła głowę w bok, widząc uśmiechniętą od ucha do ucha Cat.

— Chyba dobrze mi idzie, spójrz!

Dla potwierdzenia zacisnęła pięść, z której powoli wysunęły się szpony. Na początku czuła do nich obrzydzenie, ponieważ wyglądały jak ludzie kości, ale z czasem uświadomiła sobie, że były jej częścią, której jej nigdy nie miała.

Jej mocną stroną.

Ciemnowłosa zmierzyła je krytycznym wzrokiem, po czym skomentowała, udając zniesmaczenie:

— Ciekawe, ale nieco żygliwe.

Blondynka prychnęła rozbawiona, przewracając oczami.

— No, sory, ale to prawda. — broniła się, śmiejąc.

Jasnowłosa pokręciła zrezygnowana głową. Firmans chciała ją jeszcze o coś zapytać, ale ich sielankę przerwał inny głos:

— Laura, mogę cię prosić na chwilę?

Spojrzała w kierunku stojącego we framudze drzwiach bruneta. Kiwnęła zgodnie, wstając przy okazji, posyłając przyjaciółce przepraszające spojrzenie, lecz ta tylko machnęła lekceważąco ręką.

— Idź i tak miałam się zbierać do domu.

Blond włosa się zaśmiała, wychodząc na korytarz, po którym spacerowało znacznie mniej osób niż wcześniej. Cóż się dziwić, gdyż zajęcia dobiegły końca. Henze rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje, po czym zwrócił się do dziewczyny:

— I jak sobie radzisz?

Nieco zdziwiło ją to pytanie, ale uprzejmie odpowiedziała:

— Myślę, że całkiem dobrze, ale to chyba nie powód rozmowy, prawda?

Jej trafne spostrzeżenie wywołało zmieszanie na jego twarzy, która po chwili stężała. Oznaczało to, że temat, który chciał poruszyć, był dość poważny.

— Lepiej chodźmy do mojego gabinetu, to nie jest odpowiednie miejsce na takie rzeczy.

Przełknęła nerwowo ślinę, ruszając za Scottem na górę.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

West zachowując ostrożność, szedł w ustalone miejsce. Kilka minut temu dostał telefon od zaufanego człowieka, który pilnie nalegał na to spotkanie, twierdząc, że miał ważne informacje. Brunet domyślał się, że sprawa była poważna, ale nie miał pojęcia jak bardzo.

Podszedł do tylnych drzwi, pukając w nie dwa razy. Odczekał chwilę, nim został wpuszczony do środka. Nie śliniąc się nawet na przywitanie, przeszedł od razu do rzeczy:

— Mów, co wiesz. Mam mało czasu.

Wysoki szatyn spojrzał na niego, wypuszczając ciężko powietrze.

Wszystko się skomplikowało, Logan. Jestem spalony. — rzekł posępnie.

— O co chodzi? Masz kłopoty?

Ciemnowłosy zmarszczył brwi, kiedy on ponownie westchnął. Znał Clinta od dawna, ale pierwszy raz widział go tak przejętego.

— Wszyscy mamy. Cooper wie o tej dziewczynie.

Ciało wilkołaka się napięło.

— Próbowałem jakoś odwrócić ich uwagę, namieszać w raportach, ale przyłapali mnie. Przykro mi, ale mam związane ręce, a Cooper zna jej tożsamość.

West głośno przeklął. Wszystko się zawaliło. Nie spodziewał się, że Alice tak szybko dowie się o blondynce. Poczuł dziwne uczucie.

Strach?

Nie, on nie mógł się bać, ponieważ to on wzbudzał lęk, nie odwrotnie.

I tak miało zostać.

Musiał się opanować. Nie mógł winić swojego kolegi. Wziął głęboki oddech, mówiąc:

— Dzięki za cynk. Nie wychylaj się, ja to załatwię.

Rzucił z zamiarem wyjścia, ale zatrzymał go jego głos:

— Zależy ci na niej, prawda?

Widząc, jak Logan zaciska pięści, kontynuował:

— Wiem, że wiele straciłeś, ale powiem ci jedno: kimkolwiek ona dla ciebie jest, nie pozwól jej odejść, bo bez niej życie jest gówno warte, uwierz mi.

West zacisnął usta w wąską linię, a jego oczy niebezpiecznie błysnęły. Zerknął na Clinta, nim wyszedł, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Wypadł na dwór, błyskawicznie się przemieniając i biegnąc ile tchu przed siebie.

I chociaż zaprzeczał, to wiedział, że przyjaciel miał rację.

Dziewczyna nie była mu obojętna.

Zrozumiał to tego dnia, kiedy znalazł ją nieprzytomną w lesie, gdy spojrzał w jej fioletowe tęczówki wypełnione bólem. Coś w środku niego pękło. Obserwował, jak trenuje, upada i wstaje. Popełniała błędy, ale dalej walczyła.

Imponowała mu.

Zmienił postać, widząc zamglone plamki. Warknął zły na siebie, uderzając z całej siły w drzewo za to, że okazał słabość. Dyszał ciężko, patrząc na spływającą po skórze krew. Ignorował ból, czując niepohamowany gniew, któremu chciał dać upust.

Nagle wszystkie negatywne emocje wyparowały, kiedy spotkał się jej wzrokiem. Przyjemny zapach lawendy otulił jego nos, kojąc zszargane nerwy, zamarł.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Laura siedziała na balkonie, wpatrując się w las. Po tym, co powiedział jej Scott, poczuła strach. Nie miała pojęcia, dlaczego Alice Cooper chciała ją schwytać. Mimo tłumaczeń bruneta nie rozumiała, czym się jej naraziła, jeśli w ogóle to zrobiła. Domyślała się, że ma to związek z jej mutacją, która podobno była rzadka, ale nie to ją przerażało najbardziej. Bała się nie tylko o siebie, ale i o swoją mamę, która o niczym nie miała pojęcia. Martwiła się, że przez nią może coś się stać kobiecie. Nie chciała jej stracić.

Nie tak jak taty.

Westchnęła ciężko, czując się przytłoczona tyloma informacjami. Skupiła się, na poruszając na wietrze zielonych koronach, stopniowo się wyciszając. Po jej plecach przeszedł dreszcz, a czas jakby zwolnił, kiedy natknęła się na zimne jak tęczówki. Takie same, jak w dniu przyjazdu. Rozpoznała je bezbłędnie.

To on.

Facet z lasu.

Logan.

Patrzyli na siebie w skupieniu, wzajemnie wywiercając w sobie dziurę. Jedynym dźwiękiem przecinającym ciszę, był szumiący dookoła wiatr. Unoszące się w powietrzu zapachy pomieszały się, tworząc wybuchową mieszankę. Mogłoby się wydawać, że znają się od dawna, ale to tylko mylne przypuszczenie. I chociaż blondynka powinna się bać, to coś ją do niego przyciągało. Jego tajemniczość była dla niej zagadką, którą chciała rozwikłać.

Przełknęła ślinę, a jej serce zabiło mocniej. Obserwując uważnie bruneta stopniowo się podniosła. Dotknęła palcami barierki, kiedy nagły powiew wiatru przysłonił jej widoczność.

Ciemnowłosy otrząsnął się, nieświadomie używając mocy. Błysk spowodował, że postanowił odejść, lecz coś kazało mu odejść. Wycofał się powoli w gąszcz, ale obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby uchronić blondynkę przed Alice Cooper.

Zrobi to nawet, jeśli będzie musiał z nią walczyć.

W tym czasie Laura odgarnęła pojedyncze kosmyki z twarzy, dostrzegając na poszarzałym niebie lśnienie błyskawicy. Wzrokiem wróciła do miejsca, gdzie kilka sekund wcześniej ciemnooki trwał w bezruchu, zniknął.

Otworzyła usta zdziwiona, a do jej uszu dobiegł warkot silnika. Jej mam wróciła z pracy. Westchnęła, kierując się do środka, ale przedtem zerknęła jeszcze z nadzieją w las.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Siedziba Oven X

Alice Cooper przez ostatnie tygodnie zbierała szczegółowe informacje na temat nowej mutantki. Znając jej tożsamość, mogła nareszcie wcielić swój niecny plan w życie. Wiele godzin zajęło jej opracowywanie substancji, która zahamuje mutacje nukleotydów lub chromosomów, ale nie osiągnie zadowalającego efektu, dopóki nie zdobędzie DNA Scotta Henze'a.

Przyszła pora na jej ruch.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top