❝ 007❞

Laura przyszła do bruneta po lekcjach, chociaż jej umysł kategorycznie krzyczał: nie! Mimo wszystko potrzebowała pomocy. Nie była w stanie sobie sama z tym poradzić, a nie mogła liczyć na mamę, ponieważ ta by jej po prostu nie uwierzyła.

Wzięła głębszy oddech i pokonała dzielącą ją odległość od wejścia. Zawahała się, ale ostatecznie pociągnęła za klamkę. Nawet dobrze nie przekroczyła progu, a uderzył w nią panujący tam harmider. Zdziwiła się na widok przepełnionego holu, po którym spacerowali młodzi ludzie, a może mutanci?

— Myślałam, że już tutaj nie wrócisz.

Podskoczyła i niemal pisnęła ze strachu, słysząc czyjś głos. Obróciła się w prawo, wypuszczając z ulgą powietrze, widząc znajomą twarz, którą zdobił uśmiech. Uniosła wyżej podbródek, mówiąc pewnie:

— Zawsze mogę jeszcze zawrócić.

Jego oczy błysnęły. Rozbawiła go.

— No, nie wiem. Zawsze mogę zakluczyć drzwi albo cię gdzieś zamknąć — rzekł poważnie, ukrywając rozbawienie.

Przełknęła ślinę, czując lekki niepokój. Nie zrobi tego, prawda? Mężczyzna zaśmiał się na widok jej zlęknionej miny. Machnął ręką, chcąc, żeby za nim poszła, ale ona ani drgnęła.

— Spokojnie, żartowałem.

Uniosła sceptycznie brew nie do końca przekonana. Brunet westchnął.

— No chodź, pokażę ci coś.

Nabrała powietrza, robiąc niepewny krok w przód. I kolejny, aż stanęła na szczycie schodów, idąc za sylwetką ciemnowłosego. Szła za nim, zachowując odpowiednią odległość, po ostatnim wydarzeniu czuła przed nim respekt. On to zauważył. Unosząc kącik ust, mruknął:

— Nie gryzę.

— No, nie wiem.

Powtórzyła jego wcześniejsze słowa, wywołując u niego cichy śmiech, na co się lekko rozpromieniła. Z zainteresowanie oglądał mijane obrazy, były piękne. Nagle się zatrzymali, będąc na końcu holu. Podeszła bliżej balustrady spoglądając w dół, gdzie znajdowała się jakaś ogromna sala. Widziała ludzi, którzy coś pisali w zeszytach, czytali książki, rysowali. Otworzyła usta zszokowana, patrząc na dziewczynę, która poruszała wodą za pomocą dłoni.

Niesamowite. - Pomyślała.

— Kim oni są?

Odważyła się go o to zapytać. Mężczyzna przez chwilę milczał, ale odpowiedział:

— A kogo widzisz?

To pytanie brzmiało podchwytliwie.

Sprawdzał ją.

Ponownie spojrzała w dół.

Kogo widziała?

Zwykłych nastolatków, lecz nie mogła ich tak nazwać z uwagi na to, że potrafili wprawiać w ruch choćby akwen.

— Em, ludzi z super mocami?

— To też, ale oni są kimś więcej.

Zmarszczyła brwi, skupiając na nim spojrzenie. On również to uczynił.

— Oni wszyscy — wskazała na nich dłonią. — tacy jak ty.

Widząc jej niezrozumienie, dodał:

— Są mutantami, Lauro.

Przełknęła nerwowo ślinę, a w jej głowie zawitał obraz kartki papieru.

Wynik pozytywny.

Przymknęła oczy, odrzucając od siebie to wspomnienie. Jednak szybko je otworzyła, przypominając sobie, że nie była sama. Chciała zapytać Scotta o powód przyjścia tutaj, ale on był już nieco dalej. Uchyliła usta, chcąc go zatrzymać, ale czarnowłosy ją uprzedził:

— Powinnaś się z nimi zaprzyjaźnić, wtedy łatwiej będzie ci się odnaleźć.

I została sama z masą niesfornych myśli.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Z ociąganiem weszła do ogromnej sali, w której przebywało już nieco mniej osób. Głównie byli to jej rówieśnicy, przynajmniej tak myślała. Jej uwagę zwrócił pewien osobnik, który siedział skulony w kącie, skrobiąc coś w swoim notesie. U jego stóp walały się różne zawiniątka. Podeszła bliżej.

Okazało się, że były to fotografie przedstawiające jakieś postacie, fragmenty roślin i zwierzęta. Była pod wrażeniem, w jaki sposób zostały uchwycone. Poczuła zainteresowanie wywiązujące się ze wspólnej pasji. Zrobiła krok do przodu, spoglądając mu przez ramię, obserwując, z jaką dokładnością wykonuje wszelkie ruchy ołówkiem.

— Ładnie, to tak się gapić?

Drgnęła na dźwięk jego głosu, spalając się ze wstydu. Została przyłapana na gorącym uczynku, robiąc krok w tył.

— Ja-a... — zająknęła się. — Przepraszam, nie powinnam. Pójdę już.

Spuściła głowę z zamiarem odejścia.

— Nic nie szkodzi. — odparł nonszalancko, zerkając na nią. — Zostań, jak chcesz. — rzucił, wracając do szkicowania.

Laura biła się przez chwilę z myślami, ale ostatecznie zajęła miejsce naprzeciw niego. Siadła na różowej pufie bawiąc się palcami. Czuła dyskomfort z powodu ciszy. Zerkała na niego ukradkiem, lecz on był pochłonięty pracą.

— Jesteś nowa?

Zagadnął niespodziewanie. Odruchowo kiwnęła, ale skapnęła się, że on tego nie widział.

— Tak.

Chłopak mruknął coś pod nosem, ale nic nie powiedział. Dziewczyna westchnęła, przyglądając się zdjęciom, były takie profesjonalne. Nastolatek oderwał się od rysowania, obserwując jej zachowanie.

— Podobają ci się?

Uniosła głowę, krzyżując się ze spojrzeniem ciemnych oczu, na których widok serce zabiło jej mocniej. Zaczesała nerwowo kosmyk włosów za ucho, mówiąc:

— Em, ja...

Poczuła się bardzo skrępowana, kiedy on się tak w nią wpatrywał. Przełknęła ślinę lekko spłoszona. Ciemnowłosy uśmiechnął się rozbawiony jej reakcją.

— Spokojnie, tylko pytam.

Przytaknęła lekko głową, ponownie patrząc w dół.

— Jestem Michał, a ty?

Spojrzała na niego zszokowana jego otwartością. Wyciągał w jej stronę dłoń, którą po chwili lekko ścisnęła.

— Laura.

Uśmiech Michała się powiększył, który i ona pokrótce odwzajemniła. I chociaż wcale go nie znała, to postanowiła poznać. Sprawiał wrażenie miłego i otwartego, godnego zaufania.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Nowo poznany chłopak okazał się bardzo sympatyczny. Dawno nie czuła się tak rozluźniona i szczęśliwa, kiedy słuchała jego żartów. Siedziała aktualnie na korytarzu. Czekała na swoją przyjaciółkę, która gdzieś zniknęła, tłumacząc się pilną sprawą. Ta. Jej myśli nadal zaprzątał tajemniczy obserwator, który ostatnio zniknął. Normalnie by się cieszyła, ale intrygował ją fakt, dlaczego właśnie teraz?

Wilk przestał ją nękać po tym jak dowiedziała się o wynikach badań. W duchu czuła niepokój; nie chciałaby była to cisza przed burzą.

— Idziesz?

Wzdrygnęła się wyrwana z letargu. Uniosła wzrok, napotykając swoją przyjaciółkę. Potrząsnęła głową, szepcąc pośpiesznie:

— Em, tak. Tak.

Miała zamiar wstać, kiedy do jej uszu dobiegły dźwięk tłuczonego szkła. Puls jej przyśpieszył, słysząc krzyki. Zerknęła na brunetkę, której mina stężała. Chwyciła ją za ramiona, mówiąc bardzo poważnie:

— Zaczekaj tutaj i się nie ruszaj.

Nim zdążyła jej odpowiedzieć, jej już nie było. Prawie podskoczyła, słysząc głośne warczenie, strach oblał jej ciało, jednak pokusa sprawdzenia była silniejsza.

Ciekawość wygrała.

Na drżących nogach z mocno bijącym sercem ruszyła w kierunku, w którym pobiegła Cat. Żółć podeszła jej do gardła, gdy dotarła do niewielkiego salonu. Niepewnie się wychyliła za ściany, zerkając w przód. Zamarła widząc Scotta, który wraz z jakąś dziewczyną próbował uspokoić jakąś osobę. Nie widziała jej, ponieważ stali do niej tyłem.

— Uspokój się nim komuś stanie się krzywda. — zaczął spokojnie ciemnowłosy.

Chciał podejść do mutantki, lecz ta skuliła się, warcząc ostrzegawczo.

— Zamknij się! — krzyknęła roztrzęsiona.

Miała dość wykonywania poleceń. Pragnęła wolności, lecz stojący jej na drodze brunet przeszkadzał w spełnieniu tego marzenia. Czuła adrenalinę krążącą w jej ciele. Czuła gniew, który wrzał jej w żyłach. Była na krawędzi wytrzymałości.

— Opanuj się, nim znów popełnisz błąd.

Warknęła wściekła. Zrobiła zamach, lecz mężczyzna się uchylił. Jęknęła z frustracji. Nagle wyczuła czyjąś obecność. Nie znała tego zapachu.

Był nowy.

Zmrużyła oczy, warcząc nieprzyjemnie.

— Mówię do ciebie! — Scott podniósł nieco głos.

Laura wstrzymała oddech, kiedy spotkała się z jej niebieskimi ślepiami, w których panowała istna furia. Zbladła widząc jej dłonie, które przypominały łapy olbrzymiego kota, a nie człowieka. Przełknęła ślinę, kiedy zobaczyła wystające na kilka centymetrów kły.

Co to za monstrum?

Przeraziła się nie na żarty.

Mutantka zignorowała jego słowa, dalej usiłując się uwolnić z tego przeklętego kręgu.

— Lili, proszę.

Drgnęła, słysząc znany głos swojej przyjaciółki. Zawiesiła na niej spojrzenie. Brunetka patrzyła na nią ze skruchą. Wierzyła, że przekona ją, aby nie robiła nic głupiego.

— Lili, ty nie jesteś taka.

Jej tęczówki na moment błysnęły normalnym kolorem, lecz złość zaćmiła zdrowe myślenie. Nie mogła przestać, nie potrafiła. Zacisnęła pięści, a usta opuścił warkot. Chaos w głowie ją przytłaczał. W uszach zaszumiało.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Brunet zasłonił swoją żonę, celując w nią bronią. Jednak ona obnażyła kły w szyderczym uśmiechu, chciała krwi. Kiedy facet zamierzał w nią strzelić, rzuciła się na niego. Krzyk kobiety rozszedł się po pokoju, gdy wgryzła się w jego szyję. Zabiła go, a potem ją.

Zabiła swoich rodziców.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Widziała twarze, czuła ból i posmak metalu w ustach, gdy bolesne wspomnienia rozdzierały jej duszę.

— Liliano, masz się natychmiast opanować!

Ryk Henze'a jedynie podsycił jej ogień. Zacisnęła powieki, warcząc wściekle. Nie mogła tego dłużej w sobie dusić. Straciła kontrolę. To był zalewnie moment, kiedy rzuciła się na ciemnowłosego. Niestety, on zrobił unik. Pech chciał, że za nim stała nastolatka.

— Nie!

Rozpaczliwy krzyk wypełnił salon, kiedy jej ostre pazury wbiły w bladą skórę, zaciskając na niej. Jej pisk sprawił, że się otrząsnęła. Puściła dziewczynę, która upadła na ziemię z głuchym jękiem przyciskając dłoń do krwawiącej rany.

Jasnowłosa zacisnęła mocno zęby z bólu, jaki rozdzierał jej ramię. Chciała wrzeszczeć w agonii. Nie mogła znieść tego pulsowania. Miała wrażenie, że ręka jej zaraz odpadnie. Obraz miała zamglony od łez.

— Laura, proszę, nie odpływaj!

Prośba Cat była w tamtym momencie niemożliwa do zrobienia. Zaczynała widzieć ciemne plamki, traciła siły.

— Lećcie szybko po Deatona!

Wszyscy stali osłupiali wprawiając w gniew likantropa.

— Na co czekacie? Już!

Krzyk Scotta wywołał na jej ciele gęsią skórkę. Przymknęła powieki, czując, że dłużej nie da rady. Poczuła, jak ktoś ją unosi, a później nie czuła już nic. Blondynka straciła przytomność.

— Coś ty zrobiła?

Szepty docierały do Liliany z opóźnieniem. Czuła się otępiała, dziwny lęk ogarnął jej ciało. Nie była w stanie wytrzymać ich spojrzeń. Widzieli w niej potwora, którym była. Oddychała spazmatycznie, a w uszach dudniło. Nie pamiętała, nawet kiedy wybiegła. Uciekła w las przerażona, tym, co uczyniła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top