❝002❞

Minęły cztery doby podczas, których Laura oswajała się z nowym miejscem. Postanowiła zacząć małymi kroczkami. Od rzeczy, na które wcześniej nie miała czasu. Planowała rozwijać i doskonalić swoje pasje, a jedną z nich była fotografia, dlatego widząc za oknem słoneczko, udała się na spacer.

Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie, czując przyjemne ciepło na twarzy. Nadchodziło lato, a tym samym zbliżało się także zakończenie roku szkolnego. Jeszcze tylko dwa miesiące i będzie mogła beztrosko spać do popołudnia.

Oj tak. Zdecydowanie ta myśl była niczym przepyszny deserek.

Westchnęła, zakładając włosy za uszy i skierowała swoje kroki w stronę ogrodu Renaty, który o tej porze, wręcz raził swoimi barwami. Było w nim mnóstwo kwiatów, których nastolatka nazw nie znała. Jej wzrok zatrzymał się na białej róży, na której przysiadł motyl. Zachowując się, jak najciszej, podeszła bliżej. Sięgnęła pospiesznie po aparat i wyostrzyła obraz, przybliżając go nieco, aby owad był doskonale widoczny. Sapnęła, naciskając guzik, nim odleciał. Wyprostowała się i z uśmiechem obejrzała zrobione zdjęcie.

Piękne.

Uniosła głowę, szukając innych równie ładnych okazów, które mogłaby uchwycić. Jej wzrok padł na pobliski las. Upewniając się, że Tamara ani Renata jeszcze nie wróciły, podążyła polną ścieżkę nieświadoma tego, że właśnie pakuje się prosto w paszczę lwa.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Ciemny basior przecinał leśne chaszcze w poszukiwaniu jakiejś zwierzyny. Czuł głód i chciał go, jak najszybciej zaspokoić. Wiedział, że o tej porze roku fauna budziła się do życia, wychodząc ze swych nor spragniona pokarmu, dlaczego liczył, że znajdzie je bez trudu.

Odległe bicie serca, wyostrzyło jego apetyt. Zniżając pysk, wciągnął nowy zapach. Poderwał się zaskoczony, rozpoznając w nim człowieka, którego nie powinno tutaj być. Obawiał się, że to ci przeklęci myśliwi lub znów dzieciaki Henze'a urządziły sobie wycieczkę turystyczną.

Wilk wkurzył się, ponieważ miał obowiązek sprawdzić, kto wtargnął na jego teren nieproszony. Czuł rozgoryczenie, bo jedzenie musiał odłożyć na późniejszą chwilę. Zdeterminowany i równie rozgniewany ruszył za ciągnącą się dal fioletową smugą. Kimkolwiek był osobnik, za chwilę gorzko pożałuje, że się urodził. Pędził bardzo szybko, kiedy niespodziewanie zahamował, ryjąc w ziemi pazurami, gdy na drodze dostrzegł jakąś postać.

Schylił się, żeby nie zostać zdemaskowanym na podglądaniu. Nie widział jej twarzy, lecz długie, jasne włosy. Wciągnął powietrze, upewniając się, co do tropu. Kojąca woń lawendy z domieszką cytrusów. Tak. Nie mylił się. To ona popsuła mu polowanie. Musiał przyznać, że chociaż nie bywał często w mieście, to ją widział po raz pierwszy. Sam zapach był mu obcy, co dało mu do zrozumienia, że nie pochodziła stąd.

Mhm, przyjezdna. Ciekawe skąd?

Otrząsnął się szybko ze swojego rozkojarzenia. Miał zadanie: przepędzić intruza. Przemknął blisko niej, słysząc jej przyśpieszone tętno. Bała się, tego był pewien. Ignorując jej strach, zmienił swoją postać na ludzką, wychodząc dumnie z ukrycia.

Laura posuwała się na przód, chłonąc każdy najdrobniejszy bodziec. Spacerowała już po lasach, ale ten wydawał się jej tajemniczy, nieprzenikniony i proszący się o zbadanie. Zdawała sobie sprawę, że znajdowała się daleko od domu cioci, lecz nie chciała wracać. Ślepo brnęła dalej, aż nagle poczuła się obserwowana.

Dreszcz przebiegł jej po plecach. Myślała, że wariuje, ale widząc w oddali ciemną plamę, wstrzymała oddech. Serce zabiło mocniej, kiedy usłyszała dźwięk łamanej gałęzi. Zacisnęła oczy i przełknęła głośno ślinę.

Bała się, jak diabli.

Niepewnie otworzyła oczy. Dookoła panowała cisza, którą wypełnił śpiew ptaków. Odetchnęła z ulgą. Odwróciła się z zamiarem powrotu. Podskoczyła w miejscu, wydając z siebie cichy pisk, kiedy zobaczyła przed sobą dobrze zbudowanego mężczyznę, który kroczył właśnie w jej kierunku. Jego groźna mina i zmierzwione włosy mogły zwiastować tylko jedno - kłopoty.

- Hej! - krzyknął, na co ona zbladła i drgnęła.

Nie musiał używać swoich mocy, aby wyczuć od niej strach.

- Zgubiłaś się? - zapytał, stając niecały metr od niej i mierząc chłodnym wzrokiem.

Uniósł brwi, krzyżując ramiona na klatce i czekając na jej odpowiedź. Był zmuszony przyznać, że nastolatka była urodziwa. Niska i drobna postura czyniły ją nieszkodliwą, ale za to bardzo dziewczęcą.

- Ja-a... - głos jej zadrżał. - Przepraszam, nie wiedziałam, że to prywatny las - wyznała, spuszczając głowę.

Była bezbronna w obliczu dużo większego i zapewne starszego od siebie faceta. Zerknęła na niego nie pewnie. Ciemne włosy miał lekko roztrzepane jakby przebiegł, co najmniej kilka kilometrów. Pokryta kilkudniowym zarostem, zaciśnięta szczeka, sugerowała złość, której nie dostrzegła w jego oczach. One nadal były obojętne i zimne. Może tylko przez chwilę zobaczyła w nich błysk. Niebezpieczny, zwierzęcy i zalatujący w błękit błysk.

Brunet westchnął ciężko, nie mając ochoty na dalsze użeranie się z nią, ale i też nie chciał jej bardziej przestraszyć. Jeszcze biedulka, by na zawał zeszła, a sądząc po jej przyśpieszonym pulsie, była tego bliska.

- To nie mój las - zaprzeczył, prostując się. - I spokojnie, nic ci nie zrobię. Nie mam ochoty pójść do kicia za gwałt na nieletniej - prychnął złośliwe z wyczuwalną ironią. - Nie zbyt rozsądnie jest włóczyć tak samej, w dodatku po nieznanym ci lesie - mruknął karcąco

Voliet kiwnęła głową, czując momentalną ulgę. Cały lęk i stres powolutku z niej ulatywał. Przełknęła ślinę, patrząc na niego podejrzliwie. Nadal pozostawała ostrożna. Nie miała w końcu pewności, czy aby jej przypadkiem nie okłamał.

- Wracaj do domu, dzieciaku - powiedział stanowczo, na co blondynka uchyliła usta.

I nie patrząc na nią, obrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną do swojego domku, lecz coś pokusiło go, aby zerknąć jeszcze raz w tył. Jednakże zdążył zarejestrować tylko jasne pasma blond włosów znikających w gąszczu. Prychnął rozbawiony, kręcąc głową i wznowił swój marsz.

- W tym mieście nie jest zbyt bezpiecznie - dodał pod nosem, ledwo słyszalnie.

Odczuwał ogromną radość z przepędzenia dziewczyny, lecz przebłysk w jej oczach nadal nie dawał mu spokoju. Tym razem nie chodziło o zszargane nerwy. Czuł niepohamowaną fascynację. Był niemal pewny, że to nie było ich ostatnie spotkanie i nastolatka jeszcze zdąży wiele namieszać.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Ośrodek Oven X, gabinet przełożonej

Ciemnowłosa kobieta rozsiadła się wygodnie w fotelu, popijając wino. Delektowała się jego smakiem, który lekko szczypał jej gardło. Ignorowała to uczucie, relaksowała się. Niestety, jej spokój został zakłócony przez młodego analityka, który nagle wtargnął do jej gabinetu.

- Proszę pani, mam bardzo ważne informacje! - wydusił na szybko, łapiąc oddech. Biegł.

- A więc mów - mlasnęła z niesmakiem, odkładając kieliszek.

Chłopak nabrał powietrza, mówiąc:

- Wczoraj w godzinach popołudniowych zarejestrowano wzrost energii w północnej części miasta.

- I mówisz mi o tym dopiero teraz? - spytała oskarżycielsko.

Komputerowiec milczał ze spuszczoną głową, obawiając się reprymendy. Jego przełożona westchnęła ciężko. Nie chciała podnosić głosu, ale takie informacje mogłoby okazać się przełomowe w jej badaniach, lecz musiała też liczyć się z innym aspektem.

- Z resztą nie ważne, to pewnie Henze znów szkoli swoje mutki. Nie zaprzątajcie sobie tym głowy i wracajcie do pracy - machnęła lekceważąco dłonią, nie patrząc na niego.

Chciała ponownie zamoczyć usta w ciemnym płynie, gdyby nie słowa bruneta:

- Zbadaliśmy to. To nowy rodzaj energii o bardzo silnym natężeniu. Dokładniejsze badania wykazały, że to poziom czwarty mutacji, taki sam jak u Henze'a.

Kobieta otworzyła usta. Nie dowierzała. Była przekonana, że znała tylko jednego mutanta o zaawansowanych zdolnościach.

Czyżby się myliła?

Zacisnęła usta, spoglądając na chłopaka. Nie mogła pozwolić sobie na błąd, chciała mieć tego nadczłowieka, jeśli ich teorie okazałaby się prawdziwe.

- Zleć obserwacje w tym sektorze. Chcę wiedzieć wszystko o nowym obiekcie. Macie mnie informować na BIEŻĄCO, zrozumiano? - specjalnie podkreśliła słowo, żeby wytknąć mu jego niekompetencje.

Brunet kiwnął głową. Uznała to za zgodę.

- To wszystko, wracaj do pracy i nie spóźniaj się z takimi rzeczami więcej.

- Przyrzekam. - i wyszedł z gabinetu, gnając do laboratorium.

Brunetka spojrzała na las za oknem. Chwyciła kieliszek, obracając go w taki sposób, że ciecz w nim wirowała. Po chwili wzięła łyk, uśmiechając się przy tym złowieszczo. Nie mogła się doczekać, kiedy nareszcie pozna nową ofiarę.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Minęło siedem dni od feralnego spotkania w lesie. Słowa bruneta odbijały się echem w głowie nastolatki za każdym razem, kiedy wychodziła na dwór. Nie dało się ukryć, że zrobił na niej wrażenie. Przestraszyła się. Postanowiła już więcej tam nie chodzić. Nie chciała ponownie go spotkać, ponieważ nadal nie znała jego zamiarów.

Nie zaprzątała sobie, tym jednak głowy. Skupiła się na powrocie do szkoły, który wypadał właśnie dziś. Czuła ogromną tremę i niewyjaśniony lęk. Obawiała się spojrzeń innych i tego, że sobie nie poradzi. Nie chciała znów być sama, ale znając jej cichy charakter, była bliska tego, aby tak się stało.

Pakowała rzeczy do torby, upewniając się, że niczego nie zapomniała. Nie miała w planach pożyczania niczego od innych, zbyt się bała. Jej rozmyślania przerwało skrzypienie drzwi. Odwróciła się w ich kierunku, napotykając wzrokiem ciocię. Kobieta na jej widok ciepło się uśmiechnęła.

- Gotowa?

Dziewczyna jedynie pokiwała głową, biorąc do ręki torbę. Pokornie zeszła za brunetką na dół i wsiadła do samochodu. Renata miała zawieźć ją do szkoły, gdyż Tamara musiała jechać wcześniej do firmy. Z jazdą nie było problemu, gorzej z opuszczeniem pojazdu. Renata spojrzała na milczącą blondynkę, po czym powiedziała:

- To tutaj. Twoja mama powiedziała, że cię odbierze po lekcjach, więc czekaj w tym miejscu, gdzie stoi mój samochód. Powodzenia.

Laura westchnęła ciężko, szepcąc cicho:

- Um, dobra, dzięki.

I wysiadła z auta. Widząc piętrowy budynek, chciała szybko zawrócić, lecz ciocia odjechała. Nie było już mowy o żadnym odwrocie, trzeba było stawić czoła problemowi. Przymknęła oczy na moment oczy, biorąc głębszy oddech. Ruszyła powoli i niepewnie w kierunku żółtych murów szkoły. Wchodziła po schodach coraz bardziej zlękniona.

Modliła się, aby nikogo nie spotkać.

Widocznie los postanowił być łaskawy. Na szkolnym holu było cicho i pusto. Miała szczęście, że trwały lekcje Odetchnęła z ulgą. Nie musiała się odzywać. Błądziła wzrokiem, szukając sekretariatu, który w końcu znalazła.

Pół godziny później szła przez korytarz w poszukiwaniu sali z kartki, którą dała jej sekretarka. Jednak nim ją znalazła, rozległ się dzwonek, a ciało blondynki zamarło. Nie była przygotowana na konfrontacje. Jak najszybciej ruszyła w kierunku swojej szafki, w której wcześniej zostawiła część książek. Pośpiesznie ją otworzyła, zasłaniając sobie twarz.

Uczniowie mijali ją bez krzty zainteresowania. Mieli ważniejsze rzeczy niż jakaś nowa dziewczyna. Voliet poczuła ulgę, że mogła być anonimowa. Tłum zaczął się przerzedzać, zbliżały się zajęcia. Laura odczekała chwilę i zamknęła szafkę. Nie zdążyła zrobić kroku, a została szturchnięta. Poleciała z hukiem na metalową ścianę. Poczuła tępy ból w plecach, skrzywiła się, a tęczówki błysnęły bladym fioletem. Nie widziała sprawcy, ale usłyszała kobiecy głos:

- Uważaj.

Nim zdążyła znaleźć winną, korytarz opustoszał. Uświadomiła sobie, że zaczęły się lekcje, a ona jest spóźniona. Zerkając pośpiesznie na plan, niemal pobiegła w stronę sali. Łapiąc oddech, poprawiła nerwowo ubranie i włosy, po czym zapukała w drzwi. Usłyszawszy zgodę, otworzyła je nieśmiało. Zajrzała do klasy, która wykorzystała chwilę nieuwagi nauczyciela na plotkowanie lub spisywanie pracy domowej.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.

Przywitała się z nauczycielem matematyki. Ciemnowłosy staruszek uśmiechnął się do niej i powiedział:

- Dzień dobry. Nic się nie stało. Jesteś pewnie tą nową uczennicą, zgadza się?

Kiwnęła zgodnie głową, czując na sobie kilka ciekawskich spojrzeń. Mężczyzna, widząc jej zagubienie, odparł:

- Nie będę cię męczyć standardowymi pytaniami. Sama się przedstawisz, a teraz usiądź. Zaraz sprawdzę obecność.

Powtórnie skinęła. Rozejrzała się spłoszona po klasie. Było kilka wolnych miejsc, ale dziewczyna wybrała ostatnią ławkę. Nie chciała czuć na sobie ciężaru ich wzroku. Rozpakowała się i czekała na wyczytanie swojego nazwiska. Patrzyła na zeszyt, gdyż czuła ich palące spojrzenia. Nie miała zamiaru unosić głowy. Nagle matematyk powiedział personalia osoby, której się najmniej spodziewała.

- Katrina Firmans?

Voliet spojrzała w kierunku drobnej nastolatki, która odpowiedziała. Doznała szoku, kiedy uświadomiła sobie, kim była owa brunetka. Minęło pięć lat i gdyby nie pomoc nauczyciela, zapewne by jej nie poznała.

To była jej znajoma z dzieciństwa!

Z letargu wyrwał ją głos pana Mustafa:

- Laura Voliet?

Oczywiście wydusiła z siebie odpowiedź, lecz nie umknęło to uwadze Firmans. Odniosła wrażenie, jakby świat zwolnił, kiedy ciemnowłosa na nią spojrzała. Dostrzegła na jej twarzy szok, a później cień radości. Cieszyła się ze spotkania, ale trwała lekcja. Musiała zachowywać się jak przystało na uczennicę.

Blondynka skupiła się na matematyce, lecz zerkała w stronę brunetki, która robiła podobnie. Przeczuwała, że na przerwie nie będzie niezauważona, a tak bardzo chciała pozostać anonimową, wręcz niewidzialną. Koleje życia powtórnie zmieniły swój tor.

Tymczasem Katrina miała w głowie mętlik. Miała przebłyski wspomnień z lat młodości, kiedy budowały wspólnie zamki z piasku. Mimowolnie się uśmiechnęła. Spoglądając w tył, zobaczyła zupełnie inną dziewczynę. Sporo urosła. Rysy twarzy uległy zmianie, włosy nieco ściemniały, wcześniej były wręcz białe, teraz w kolorze blond. Jednak nadal była jej sąsiadką i towarzyszką zabaw. Cieszyła się, że znów będą razem.

Niespodziewanie jej telefon zawibrował. Dyskretnie go wyjęła z tylnej kieszeni i położyła na zeszycie, zasłaniając go piórnikiem. Kliknęła podświetloną wiadomość.

Scott: W mieście jest nowy mutant, ale nie znamy jego położenia. Przyjdź po szkole szybko do oazy. Musimy go znaleźć przed Cooper.

Zmarszczyła brwi, czytając tekst. Była świadoma powagi sytuacji, lecz zdziwił ją fakt, że Hanze nie wiedział, kim był nowy nadczłowiek. Zwykle od razu znali jego dane i szybko namierzali takiego osobnika, lecz teraz było nieco trudniej. Nie znając imienia ani jego lokalizacji kwestia znalezienia go robiła się skomplikowana.

Cat: Jak to nie wiecie, gdzie jest? Dogie zawsze wyczuwał dokładne miejsce, gdzie był mutant. Co się stało?

Rozejrzała się nerwowo po klasie. Na szczęście nikt nie zwracał na nią uwagi. Pisanie na telefonie podczas lekcji było normą w szkole średniej. Poczuła wibracje. Odblokowała błyskawicznie telefon.

Scott: Tym razem jest inaczej i mamy bardzo duży problem, ponieważ nie mamy sprzętu do jego znalezienia. Natomiast Oven już tak, musimy go szybko zlokalizować

Tekst rozwiał jej wątpliwości. Sprawa była poważna, a rozmowa z Laurą mogła poczekać.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Minął tydzień od spotkania blondynki, lecz Logan, co noc obserwował jej dom. Na początku chciał mieć pewność, że nie wejdzie do lasu. Jednak później miał inne powody do pilnowania siedemnastolatki. Mimo wszystko West nie był typem lubiącym niańczyć dzieci.

Dwa dni temu chciał zaprzestać strzeżenia jej domu, lecz kiedy doszły go słuchy o nowym mutancie, miał dziwne przeczucie, że chodziło właśnie o blondynkę. Wiedział, że się go bała, dlatego wolał zostać w ukryciu. Po tym, co usłyszał od swojego znajomego, który robił mu za kreta w ośrodku, nie spuszczał z niej oka. Nie chciał, aby kolejna niewinna istota musiała płacić za jego błędy młodości. I nawet, jeśli dziewczyna mu się naraziła, kiedy weszła mu w paradę, to czuł, że to właśnie ona. Osoba, która pomoże mu zostawić za sobą ten cały syf i zmazać błędy, jakie popełnił w przeszłości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top