Rozdział 4
Ranek zastał ich nieco szybciej niżby się spodziewali. Nie obudzili się wtuleni w siebie, jak to dotychczas miał Zbigniew z kobietami.
I nie rozstali się zaraz po śniadaniu, aby już nigdy się nie spotkać, jak to zwykle z kobietami Zbigniewa było.
Zresztą, przecież nic takiego nie robili.
Tylko leżenie, tylko leżenie - powtarzał w myślach, gdy Edward parzył herbatę. Dzisiaj chyba był w lepszym nastroju. I chyba... nawet mu wybaczył?
Co prawda było między nimi dziwnie, ale jakoś tak lżej i milej.
Czuba ładnie się do niego uśmiechnął, a ten zamiast rzucić wredny komentarz... odwzajemnił!
Zrobił im śniadanie i usiadł na przeciwko przy tym małym stoliku. Zbigniew zwrócił uwagę na to, że ściany miały dużo czarnych smóg od dymu.
- Palisz? - rzucił aby przerwać niezręczną ciszę.
- Gdy zacząłem mówili, że to zdrowe. Teraz mówią, że nie. Ale nie przestałem, czekam aż znów powiedzą, że zdrowe. Tak samo z ubraniami. Niedługo znów się zrobią modne - odparł tonem świadczącym o głębokim wywaleniu na cały wszechświat.
Jakże to ujęło serce artysty.
- Mi bardzo podobają się twoje ubrania. - skomplementował.
- Cały ci się podobam. - podniósł czarne oczy znad kawy, marszcząc brwii. Potem jak gdyby nigdy nic wrócił do picia.
Zbigniew prawie otworzył usta ze zdziwienia. Skąd ten szczupak to wie? Aż tak widać? Co z romantycznymi komponentami aby na koniec rzucić, że się w nim zauroczył a może nawet zakochał.
Edward zaprzepaścił mu wizję pięknej miłości pełnej romantycznego przepychu.
- Skąd wiesz?
- Co byś tutaj robił, gdyby było inaczej? - zaśmiał się czarnowłosy. Fakt, dość oczywiste. Zaczął rozwiązywać krzyżówkę. I zamilkł. Tak po prostu. Zbigniew naprawdę był w szoku.
- A...
- Musisz tak ciągle gadać? Co jest w jądrze atomu oprócz neuronów? - zapytał na potrzeby krzyżówki.
- Protony. - odrzekł śpiewak, biorąc do ust kanapkę. - A... ja tobie? Podobam ci się? Choć troszkę.
- Co byś tutaj robił, gdyby było inaczej? Albo lepiej; czy w ogóle byłbyś tutaj, gdyby było inaczej. Lekarz drzew? - zakreślił coś w gazecie.
- Dzięci...Hej, czyli podobam Ci się? Naprawdę? - aż wstał.
- Czy to nie oczywiste? - prychnął. Dokończył krzyżówkę i podał stronę z nią Zbysiowi - jak będziesz szedł do sklepu po mleko to od razu wsadź to do poczty. Można wygrać odkurzacz. - podekscytowany zamachał łapkami.
- Będę szedł do sklepu?
- oczywiście, że tak. Nie toleruję pasożytów. Zjadłeś mi chleb, masło, ser, herbatę i wodę. Za karę chociaż kup mleko. Wiem, że masz za co, dopiero co wygrałeś jakiś ważny konkurs. - wstał i dopiero teraz Czuba zobaczył z bliska, bez pryzmatu magii i idealizacji jak niski i chudy jest Edward. Wyraźnie utykał na jedną nogę, w korytarzu leżała laska. Miał też duże wory pod oczami i krzaczaste brwii.
Nic się nie zmieniło. Nadal był w nim zakochany i to jeszcze mocniej.
***
Wrócił z mlekiem i jeszcze bułkami, Edward zostawił dla niego drzwi otwarte. Zupełnie jakby Zbigniew tu mieszkał...
Uśmiechnął się pod nosem.
Czy właśnie dostał szansę i to całkiem konkretną?
Witam wszystkich, którzy to czytają!
Czyli pewnie nikogo lol.
Długo nie było nexta, bo nie miałam weny proste.
Jak się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top