Rozdział 5

Dumny z siebie dzierżył mleko i bułki, które zdobył naprawdę cudem. Akurat trafił na niezapowiedzianą dostawę i był jednym z pierwszych w kolejce.
Był z siebie totalnie zadowolony, a to że podobał się chłopakowi jeszcze bardziej zwiększało tą radość.

- Jestem! - krzyknął od progu.
Zdjął buty i wszedł wgłąb chłodnego mieszkanka.
Dosłownie przez ułamek sekundy zobaczył jak Edward odkłada skrzypce. Przeszkodził mu.

- Jestem z Ciebie dumny. - powiedział. Do diabła, ten mały i z pozoru uroczy człowieczek używał sarkazmu tak często, że Zbigniew już nie wiedział co sarkazm co nie.
Wolał nie wnikać, tylko rozpakować zakupy na blat. Rozejrzał się po kuchni szukając lodówki.
Nie ma.
Edek chyba to zauważył, więc postanowił się wytłumaczyć - gdy w krzyżówce do wygrania była lodówka nie miałem obok Ciebie i nikt mi haseł nie podpowiadał. Ale teraz możesz tu przychodzić częściej to wygram może jakieś rzeczy. - odparł.

W jego ustach brzmiało to tak naturalnie, tak słodko. Zupełnie jak najpiękniejszy komplement.

- Żebym sobie nie pomyślał, że lubisz mnie tylko dla tego, że pomagam ci w krzyżówkach.

Chłopiec uśmiechnął się delikatnie, wzruszając ramionami - wcale nie powiedziałem, że Cię lubię. - dodał.

Straszny jest, naprawdę straszny.

- A-ale przed chwilą... - Zbigniew wcześniej był przekonany, że nie tak wygląda zakochanie.
Myślał, że pewnego dnia zobaczy przepiękną kobietę w wianku na głowie, spojrzą na siebie, spyta czy chce być jego muzą i... i no rzeczywiście jak o tym pomyśleć drugi raz, to jest to głupie i nierelistyczne.

- Wiesz, nie sądziłem że zakocham się w chłopaku. - wyznał Zbigniew.

- Ja nie sądziłem, że zakocham się w kimkolwiek. - przez chwilę mężczyzna wydawał się taki... kruchy i zagubiony. - i że ktoś się zakocha we mnie. - nie lubił tego kim jest, nie lubił swojego życia. Z pracy w wydawnictwie, która była lekka dla jego zdrowia, ale za to mało zarabiał, wracał do zimnej kamieniczki, w której niegdyś brzmiał śmiech jego siostry. Wszystko zostało tak jak ona zostawiła. Jej płaszcz i buty, drzwi dla żartów pomalowane na ten niecodzienny kolor, paprotka na parapecie i ściany osmolone dymem z papierosów.

Tylko, że Edward jakby się skurczył. Samotny, chory i przestraszony, że jego spotka to samo... siedział sam w tym domu. Bał się tej ciszy, która go otaczała. Nikt się nie odzywał i to było straszne.

Poczuł czyjąś delikatną dłoń na swoim policzku i dopiero teraz zorientował się, że z oczu wylatują mu łzy, a Zbigniew czule je ociera ze smutnym uśmiechem.
Pociągnął nosem, chcąc zwalić to wszystko na katar, ale wtedy Czuba przyciągnął go do uścisku.
Miał takie ciepłe, silne ramiona. Wtulił się w niego, czując jak mięknie.
Jakimś cudem przenieśli się na kanapę. Śpiewak tulił swojego skrzypka do torsu, nie pozwalając aby ten zanurzał się w czarnych myślach.

Gdy zobaczył jego łzy serce mu się połamało na kawałki i przysiągł sobie w duchu, że nigdy Edward nie będzie przez niego płakał, a jeśli z jakiegoś powodu będzie płakał to Czuba go zawsze pocieszy.

Dzień dobry, selerki moje! Miałam napływ weny i aktualnie jest to moja ulubiona historia, którą postaram się pisać często.

Jak się wam podoba rozdzialik?
Nieśmiała prośba, jeżeli byście mogli polecić to innym i aktywnie komentować... będę bardzo szczęśliwa! Lofki, kisski, bayo :3

x_forever_kpop_
TenZjebDenki
NINJANERD309
sok_z_kaktusa
Depresjomaniaczka
nyliachan
WielmoznyKindybolec
MagiczneZjebanie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top