6.

Miałem nadzieję, że nie wkurzyłem Maxa tym, że uciekłem. Bo jeśli tak, to na pewno będzie się mścić... A tego wolałem uniknąć.

Podejrzewałem, że przywyknięcie do tego życia może nie być takie proste. Poza tym nie mogłem przewidzieć, że pojawi się przeszkoda w formie Maxa. Albo co gorsza, że nie będę mógł liczyć na pomoc Gabriela.

Kiedy wybiła siódma pojawiłem się w jadalni. Czułem, że muszę to zrobić, po tym jak nie przyszedłem wczoraj na kolację. Kiedy wszedłem do środka przy stole siedzieli już Mikael i Max.

- Widzę, że przyszedłeś - powiedział mężczyzna, uśmiechając się przy tym lekko. - Dzisiaj czujesz się już lepiej?

Spojrzałem ukradkiem na jego syna, który patrząc na mnie, najpierw wzruszył ramionami, a potem nieznacznie pokiwał głową. Co chyba znaczyło, że mam potwierdzić.

- Tak... Tak, lepiej.

- To dobrze - stwierdził Mikael. - Rozumiem, że to co się teraz dzieje, może być dla ciebie dużą zmianą, ale zapewniam, że się przyzwyczaisz.

Dużą zmianą? Ja raczej nazwałbym ją gigantyczną. Przecież to co się dzieje całkowicie wywróciło moje dotychczasowe życie do góry nogami.

- Tak... - wymamrotałem. - Tak, na pewno.

Ostrożnie oparłem ręce na krześle, na którym siedziałem wczoraj podczas rozmowy z Mikaelem. On również siedział dokładnie na tym samym miejscu co wtedy. Max natomiast zajął miejsce zaraz naprzeciwko mnie.

- Mogę usiąść? - zapytałem, kierując to pytanie do Mike'a.

Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony.

- No tak, powinienem był wcześniej o tym pomyśleć - stwierdził, jakby sam do siebie, po czym wskazał na krzesło. - Nie musisz pytać. Siadaj.

Skinąłem głową i zająłem miejsce. Stół był zastawiony jedzeniem. Kanapki, jajecznica, jajka na miękko, tosty i jakaś sałatka. Przede mną leżał pusty talerz i kubek z herbatą, więc jak się domyślałem sam mogłem zdecydować co chcę zjeść.

Spojrzałem na talerze Mike'a i jego syna, oni mieli już nałożone jedzenie i jedli bez skrępowania. Ja miałem z tym większe problemy. Mimo to zaryzykowałem. Nie chciałem nakładać sobie dużo, wziąłem po prostu tosta i zacząłem jeść.

Max uniknął patrzenia w moją stronę. Chyba był zły po tym jak nie chciałem z nim rozmawiać. Żeby tylko nie wyniknęły z tego żadne kłopoty.

- Dzisiaj przyjdzie do ciebie nauczyciel - powiedział nagle Mikael.

Tost, który trzymałem, omal nie wypadł mi z ręki.

- Już? - zapytałem, podnosząc na niego wzrok. - Tak szybko?

- Uważasz, że to za szybko?

Wbiłem spojrzenie w swój talerz. Nie tak powinienem był się do niego odzywać. To zabrzmiało tak, jakbym nie był wdzięczny za to wszystko, co dla mnie zrobił, a wręcz miał do niego jakieś pretensje. Powinienem mu za to podziękować, a przede wszystkim za to, że tak szybko się tym zajął.

- Em... Nie - zaprzeczyłem skruszony. - Przepraszam...

- Nic się nie stało - powiedział lekkim tonem, a przynajmniej tak to zabrzmiał. - Nie przejmuj się. To ważne, żebyś nauczył się wyrażać swoje zdanie.

Tyle że to nie takie proste... Poza tym jakie ja niby mogę mieć zdanie? I tak nikt nie będzie mnie słuchać. Nikogo nie obchodzi, co mam do powiedzenia.

Nagle rozległo się szuranie, gdy ktoś odsunął krzesło. Podniosłem wzrok, by zlokalizować miejsce hałasu. To był Max. Choć zostawił na talerzu jeszcze trochę niedojedzonego posiłku, podniósł się z zamiarem odejścia od stołu.

- To ja spadam - poinformował nas, obchodząc stół na około. Przechodząc obok mnie, poczochrał mi włosy. - Pa, skarbie.

Nawet nie zdążyłem w żaden sposób na to zareagować. A Max nie poczekał, po prostu wyszedł.

Nie wiem czemu, ale potem jakoś głupio było mi spojrzeć na Mikaela, czułem się, jakbym zrobił coś, czego nie powinienem robić. Zaryzykowałem spojrzenie na mężczyzną i tak jak się tego spodziewałem ojciec Maxa patrzył na mnie pytająco.

- Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć? - zapytał, doskonale wiedząc jaka jest odpowiedź.

Spuściłem wzrok i ponownie wbiłem spojrzenie w talerz.

- Nie...

I tak mi nie uwierzy. Cokolwiek bym nie powiedział i tak stanie po stronie swojego syna. Nikt nie będzie wierzył jakiejś przybłędzie. Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem...

- Bo jeśli coś...

- O której przychodzi nauczyciel? - przerwałem mu.

Natychmiast zrozumiałem, że to był błąd. Nie tylko nie powinienem mu przerywać, ale wręcz nie miałem prawa tego robić. Mikael pozwolił mi się odzywać bez wcześniejszego proszenia go o zgodę i nie kazał mi zwracać się do niego ''panie'', ale to nie zmienia faktu, że nie mogę się zachowywać w stosunku do niego tak niegrzecznie.

- Przepraszam, nie chciałem panu przerywać - powiedziałem, po czym poczułem konieczność, by się poprawić. - Znaczy przerywać, proszę pana. Panie Mike. Uch... Przepraszam...

Miałem wrażenie, że z każdym kolejnym słowem pogrążałem się tylko coraz bardziej...

- Przepraszam. To nerwy - próbowałem się wytłumaczyć. - Ja... Ja nie... To się już nie powtórzy...

- Theo.

Wzdrygnąłem się, mimo że Mike nawet nie podniósł głosu.

- Nic się nie dzieje. Nie jestem na ciebie zły - mówił spokojnie, ale ja i tak nie odważyłem się na niego spojrzeć. - Zresztą złoszczenie się na ciebie, nie miałoby sensu, niewiele możesz na to poradzić.

Nie ma sensu się na mnie złościć?

- Jestem tak beznadziejny, że nawet nie warto się na mnie wściekać - mruknąłem cicho.

Mike westchnął i potarł sobie twarz dłonią, jakby męczyła go ta rozmowa ze mną. Nie dziwiłem mu się, mnie też by to męczyło. A on będzie musiał mnie znosić przez jeszcze długi czas, być może dopiero teraz w pełni zdał sobie sprawę, w co się wpakował, zabierając mnie do siebie...

- Nie to miałem na myśli - zapewnił. - Jesteś trochę zagubiony.

''Zagubiony''? Tak też można powiedzieć, nie wiem tylko czy kiedykolwiek się w tym odnajdę. Myślę, że określenie ''zgubiony'' pasowałoby tu równie dobrze.

- Dobrze ci się spało? - zapytał, starając się zmienić temat.

- Tak... - skłamałem szybko.

Mikael przyjrzał mi się uważnie.

- A nie wyglądasz - stwierdził.

- To dlatego, że... że... - próbowałem na szybko coś wymyślić, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

- Nie mogłeś zmrużyć oka, prawda? - domyślił się. - Jeśli to wina niewygodnego łóżka, to możemy kupić ci jakieś nowe.

- Nie! - powiedziałem stanowczo. Przez przypadek uderzyłem ręką w stół, przez co zatrzęsły się talerze. - To moja wina, nie łóżka. Nie ma potrzeby kupować dla mnie kolejnej rzeczy.

Zdawałem sobie sprawę, że zabrzmiało to dziwnie desperacko, ale nie czułem się dobrze z tym, że Mike miałby mieć przeze mnie kolejne wydatki. Zapewne urządzenie dla mnie pokoju, kupienie ubrań i te wszystkie formalności i tak przyniosły ich niemało. Nie mówiąc już o samym zakupie mnie.

- Rozumiem - odezwał się nagle. - Wybacz, jeśli jestem natrętny.

Mikael chyba źle zrozumiał moje słowa, a przez to ja poczułem się jeszcze gorzej. Nie chciałem, żeby mnie przepraszał, bo to znaczyło, że to on się o coś obwiniał.

- Nie, to moja wina - zaprotestowałem. - Wszystko moja wina.

To moja wina. To ja zrobiłem coś nie tak. Nie wiem, co dokładnie, ale na pewno tak było. Mogłem być bardziej przekonujący, albo po prostu nie mówić nic. Nie powinienem dać mu poznać, że coś mi się tu nie podoba. Jak zwykle wszystko zepsułem.

Opiekunowie z ośrodka mieli rację. Nie nadajemy się do niczego poza...

- Theo, popatrz na mnie.

Nie chciałem podnosić wzroku. Mikael przez chwilę zabrzmiał jak Gabriel, a ja robiłem co w mojej mocy, byleby trzymać myśli z daleka od niego.

Gabriel nie żyje. Już nigdy się do mnie nie odezwie. Już nigdy nie usłyszę jego głosu. Już nigdy go nie zobaczę.

Nie potrafiłem dokładnie opisać uczucia, które mnie wtedy ogarnęło, ten smutek był głębszy niż się tego spodziewałem. Gabriel był dla mnie kimś więcej niż tylko przepustką do normalnego życia, brakowało mi go. Tęskniłem za nim.

- Wszystko jest w porządku - powiedział Mikael. - Nie zrobiłeś nic złego.

- Przepraszam...

To było jedyne co wypadało mi powiedzieć w takiej sytuacji.

- Nie musisz za wszystko przepraszać - dodał wciąż spokojnym tonem.

- Przepraszam... - odpowiedziałem ledwo słyszalnie.

Po śniadania miałem jeszcze trochę wolnego czasu, a potem przyszła po mnie jedna ze sprzątaczek i zaprowadziła do pokoju, w którym miałem przyjmować lekcje. Trochę zaniepokoiło mnie, że zostałem w pokoju sam. Może jednak Mike kłamał i wcale nie ma mnie tu nikt uczyć, tylko...

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, nie było w nim łóżka. Była za to kanapa.

Chociaż w sumie mój właściciel wydawał się całkiem miły. W przeciwieństwie do swojego syna. Mikael przy śniadaniu zachowywał się z wielką wyrozumiałością, zupełnie tak jakbym na to zasługiwał.

Usiadłem przy biurku i czekałem na dalszy rozwój wypadków. Dzięki temu, że na blacie stał zegar, wiedziałem, że czekałem prawie pół godziny, zanim do środka wszedł jakiś mężczyzna.

- Dzień dobry - powiedział, wchodząc i zamykając za sobą drzwi.

Szybko wstałem od stołu.

- Dzień... Dzień dobry...

Mężczyzna zaśmiał się delikatnie, widząc jak się zdenerwowałem.

- Przepraszam za spóźnienie. Korki, następnym razem wyjadę wcześniej - wytłumaczył się, kładąc swoją torbę na kanapie.

Czemu on mi się tłumaczy? To ja powinienem mu dziękować na kolanach, że w ogóle zdecydował się łaskawie poświęcić mi czas.

- Jestem Roberth. - Wyciągnął do mnie rękę na powitanie.

- Theo - przedstawiłem się, podając mu dłoń.

Roberth miał mocny uścisk. Zdecydowany. Ale nie ścisnął mojej ręki, tak by sprawić mi ból.

Widać było po nim pewność siebie. W sumie u każdego wolnego człowieka ją dostrzegałem. Ciekawe ile on o mnie wiedział? Sądził, że trudna sytuacja w sierocińcu wpłynęła na moje zachowanie i braki w nauce. Jeśli tak, to by znaczyło, że tylko Mikael i Max znali prawdę.

Po wymianie uprzejmości przeszliśmy do konkretów. Gdy na powrót zająłem miejsce przy biurku, mężczyzna położył przede mną kilka kartek spiętych ze sobą zszywkami. Przyjrzałem się pierwszej stronie, znajdował się na niej jakiś drukowany tekst.

- Chciałbym, żebyś napisał trzy testy, które pomogą nam ustalić na jakim jesteś poziomie - wyjaśnił mój nauczyciel.

Testy? Ale przecież... Przecież ja nic z tego nie napiszę. Nie dam rady. Równie dobrze mógłbym mu oddać puste kartki. Przecież moja wiedza jest na tysiąc razy niższym poziomie niż u normalnego nastolatka. Powinien to wiedzieć.

- Spokojnie - powiedział, zauważając moje zdenerwowanie. - To ma nam tylko pomóc, nie dostaniesz za to żadnej oceny.

A kary? Jestem pewien, że Mikael nie byłby zachwycony, wiedząc jaki wstyd mu przyniosę.

Byłem pewien, że pójdzie mi okropnie, ale napisałem te testy. Jeden z angielskiego, drugi z matematyki, a trzeci z nauk przyrodniczych. Prawdopodobnie we wszystkich zdobyłem okrągłe zero punktów. Byłem załamany poziomem swojej wiedzy.

Tego dnia napisałem tylko testy, a potem pozwolono mi wrócić do pokoju. Od razu padłem na łóżko, zastanawiając się nad tym, co napisałem. Wiedziałem, że moja wiedza jest raczej słaba, ale bez przesady. Z matematyki nie byłem w stanie praktycznie niczego policzyć. Kartki, które oddałem były praktycznie puste. W ośrodku nigdy nie przejmowano się naszym wykształceniem, poprzestano na samych postawach. Po co komu wykształcony niewolnik? Ważne, żeby nie odzywał się nieproszony, był uległy we wszystkim i dobrze obciągał.

Minęło trochę czasu, gdy drzwi do mojego pokoju znowu się otworzyły.

- Chodź na obiad - usłyszałem głos Maxa.

Obiad? Już? Spojrzałem na zegarek, stojący koło łóżka. Rzeczywiście był już czas obiadu. Tak długo siedziałem nad tymi testami?

- Nie chcę - odpowiedziałem krótko.

Mimo że zaczynałem być już trochę głodny, nadal nie widziałem powodu, by z nimi jeść. Głód i tak za chwilę mi przejdzie, nie muszę jeść z nimi trzy razy w ciągu dnia. Nawet nie chcę.

Max westchnął ciężko i przewrócił oczami, zirytowany.

- Skoro odmawiasz, zaciągnę cię tam na siłę - zagroził. - Jestem do tego zdolny.

No to na pewno.

Zrobił krok w moją stronę, a ja cofnąłem się do tyłu.

- Czemu?! - krzyknąłem, już nie wytrzymując. - Czego wy ode mnie chcecie? Dlaczego mam jeść z wami przy jednym stole?

Max pokonał szybko dzielące nas metry. Mocno zacisnął palce na moim nadgarstku. Walczyłem z tym, by nie skrzywić się z bólu, ale to okazało się być silniejsze ode mnie.

- Bo ojciec chce, żebyśmy jedli razem - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Jak rodzina.

''Rodzina''...

- Nie jesteśmy rodziną - powiedziałem pozbawionym emocji głosem.

Max parsknął śmiechem.

- Oczywiście, że nią nie jesteśmy - przyznał mi rację. - Ale chcesz, czy nie, ojciec traktuje cię jak coś, co zostało mu po Gabrielu.

Gabriel... Gabriel był zupełnie inny niż oni... Ale zażyczył sobie, żeby Mikael mnie kupił, jeśli on nie będzie w stanie. A jego brat dotrzymał słowa. Byłem więc chyba mu coś winien.

Max zauważył moją chwilę wahania i postanowił ją wykorzystać.

- Idziemy. - Szarpnął mną w swoim kierunku.

Nie chcąc się przewrócić, zrobiłem krok do przodu. Wtedy syn Mike'a zaczął iść ze mną w stronę jadalni. Uległem i pozwoliłem mu się poprowadzić.

Nadal mocno ściskał mój nadgarstek.

- Puść mnie - zaproponowałem słabo. - Sam pójdę.

Ale on tego nie zrobił. Puścił mnie dopiero przed samymi drzwiami do jadalni. Weszliśmy do środka, Max szybko zajął swoje miejsce, a ja podszedłem powoli do swojego.

- Cieszę się, że przyszedłeś - oświadczył Mikael.

Jeszcze nie rozmawialiśmy o tym, że wczoraj źle się czułem i nie przyszedłem zjeść z nimi, ale podejrzewałem, że nie kupił tej wymyślonej przez Maxa wymówki.

- Ja... Ja też... - odpowiedziałem powoli. Zabrzmiało to nieszczerze.

Zająłem swoje miejsce.

- Smacznego - powiedzieli jednocześnie Mike i jego syn.

- Smacznego... - odpowiedziałem trochę za późno.

Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. Miałem wrażenie, że ta cisza wwierca mi się w uszy. Chciałbym już to skończyć i jak najszybciej wrócić do pokoju...

- Jak było dzisiaj w szkole? - zapytał nagle Mike.

Zaskoczony podniosłem na niego wzrok. Oczywiście zadał to pytanie swojemu synowi. Nie mi.

- Jak zawsze. - Wzruszył ramionami. - Ale mieliśmy test z angielskiego. Myślę, że poszło mi w miarę dobrze.

- Mam nadzieję, że tak właśnie będzie - odpowiedział mu ojciec.

To co powiedział, potwierdziło moje przypuszczenia. Nie spodoba mu się, kiedy Roberth sprawdzi moje testy i powie mu o wynikach. Swojemu synowi pewnie nic nie zrobi, gdy ten dostanie złą ocenę z angielskiego, ale mi? Za trzy kiepsko napisane testy? Nie chcę nawet o tym myśleć...

- Theo, dobrze pracuje ci się z Roberthem? - nagle zwrócił się do mnie. - Pokój do nauki jest odpowiedni?

Chciałbym mu udzielić takiej odpowiedzi jakiej by oczekiwał... tylko że nie wiedziałem jak ona brzmi...

- Tak - powiedziałem powoli. - I tak.

- Powiesz coś więcej? - próbował pociągnąć mnie za język.

Co ja mam mu niby powiedzieć? Że pisałem testy? Wtedy będę musiał mu też powiedzieć jakie są moje przypuszczenia co do ich wyników. Nie chcę, żeby był na mnie zły. Co innego mógłbym mu powiedzieć?...

- Nie musisz, jeśli nie chcesz - powiedział po chwili, zauważając, że nie wiem co mówić dalej.

Delikatnie podniosłem wzrok. Ponad stołem napotkałem spojrzenie Maxa, więc szybko się odwróciłem.

Jakiś czas później przyszła kobieta, która wcześniej przyniosła mi jedzenie do pokoju. Zapytała, czy może już zacząć sprzątać po obiedzie. Mike i jego syn odpowiedzieli, że już skończyli. Ja zrobiłem tak samo.

- Nie zjesz więcej? - zapytał mnie mężczyzna.

- Nie powinien jeść za dużo - odezwała się kobieta, nim sam zdążyłem zabrać głos. - Na razie musi jeść małe porcje.

Poczułem ulgę, że nie musiałem sam tłumaczyć, że nie jestem głodny.

Mikael skinął głową, a ona zaczęła sprzątać ze stołu. Max chciał już odejść, ale jego ojciec powiedział, że chce jeszcze z nami porozmawiać. Z nami obydwoma.

- Jutro nie będziesz mieć lekcji z Roberthem - zwrócił się do mnie. - Masz umówioną wizytę u lekarza. Max z tobą pojedzie.

- Dlaczego nigdy nie pytasz mnie o zdanie? - zirytował się jego syn. Ewidentnie nie odpowiadało mu, że znowu ma mi pomagać. - A może ja mam już inne plany?

- W takim razie je odwołasz - stwierdził wprost.

Maxowi chyba nie podobała się jego odpowiedź. Na początku zacisnął mocno usta, ale potem wymusił u siebie uśmiech i wstał.

- Jasne - powiedział przesadnie przymilnym tonem. - Czy mogę zrobić coś jeszcze dla szanownego niewolnika?

- Max! - skarcił go ojciec. - Jak ty się zachowujesz?

- Tak jak mnie wychowałeś - odpowiedział i wyszedł.

Mikael nie wyglądał na zachwyconego zachowaniem syna. Oparł głowę na dłoni i ścisnął sobie nasadę nosa, wzdychając ciężko.

- Przepraszam za niego - mruknął, odwracając się w moją stronę.

Wzdrygnąłem się, gdy to usłyszałem. Nie ma za co przepraszać, jestem przyzwyczajony do takiego traktowania, a nawet gorszych.

- Nie ma takiej potrzeby.

Chciał chyba coś powiedzieć, ale wolałem już nie wchodzić z nim w dyskusję na temat zachowania jego syna, albo tego że to ja powinienem zachowywać się inaczej.

- Ja... byłem już badany w ośrodku - oświadczyłem szybko, by zmienić temat. - Nie mam żadnych chorób, więc chyba nie muszę...

- Nie ufam tym konowałom z ośrodka - przerwał mi. - Powinien zbadać cię prawdziwy lekarz.

To chyba kończyło dyskusję. Cokolwiek bym nie powiedział, nie przekonałbym go, by odwołał wizytę...

- To może chociaż... pójdę sam... - W momencie gdy wypowiedziałem te słowa już wiedziałem, że nic z tego nie będzie.

Mike spojrzał na mnie zdziwiony.

- Jesteś pewien, że dasz sobie radę?

Nie.

- Eee... tak? - spróbowałem zabrzmieć przekonująco.

Mike nie dał się przekonać. Pokręcił przecząco głową.

- Max musi jechać z tobą - zadecydował.

- Racja - zgodziłem się niechętnie.

Wiedziałem, że sam nie dałbym sobie rady. Ktoś musiał iść ze mną. Co prawda wolałbym, żeby zrobił to Mikael, ale wyglądało na to, że jestem zmuszony pójść z Maxem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top