5.

Max zaprowadził mnie tą samą drogą, którą wcześniej prowadził mnie Mikael. To chyba znaczyło, że moim pokojem miał być jeden z tych, które wcześniej mijałem w drodze do łazienki.

Tym razem starałem się rozglądać dużo uważniej niż ostatnio. Zwróciłem uwagę na obrazy wiszące na korytarzu. Były to głównie krajobrazy, ale znalazło się tam też parę rodzinnych fotografii.

Jak na razie widziałem tylko skrawek rezydencji, ale z tego co się orientowałem, była wielka. Nie wiem ile z tego, co usłyszałem od Mikaela było prawdą. Cały czas miałem w głowie: ''To zbyt piękne, żeby było prawdziwe.'' A także lekcje, które otrzymałem w ośrodku, muszę zachować czujność.

- Tam jest łazienka. - Wskazał drzwi na końcu korytarza. To akurat już wiedziałem, ale nie odezwałem się. - To mój pokój, a ten jest twój.

Pokazał na jeden z pokoi, a potem na ten po drugiej stronie korytarza. Na drzwiach do jego pokoju było wyryte ''M''.

- M jak Max? - zapytałem ostrożnie.

- Dokładnie. - Uśmiechnął się, po czym mrugnął do mnie. - Tobie też mogę wyciąć scyzorykiem jakiś wzór.

Nie wiedziałem, czy mówi serio, czy tylko żartuje, ale wolałem, żeby ''moje'' drzwi nie były w żaden sposób oznaczone.

- N-nie, nie trzeba - odparłem.

Chłopak zaśmiał się, widząc moją reakcję.

- No to zapraszam do środka - powiedział, otwierając przede mną drzwi.

Zaparło mi dech w piersiach. Pokój był większy niż pomieszczenie, które dzieliłem z kilkorgiem chłopaków w ośrodku, a to miało być całe moje. Był jasny, ściany były bladoniebieskie, podłogę wyłożono drewnianymi panelami. Naprzeciwko drzwi znajdowało się duże okno, dzięki któremu miałem widok na ogród. Znajdowało się tam też biurko, okrągły puchaty dywan, regał z książkami oraz szafa, która stała otwarta i pozwalała obejrzeć ubrania w środku.

- Niezły - skomentował Max.

Nie podzielałem jego zdania. Powiedzieć o tym pokoju, że ''nie jest zły'' to jak nic o nim nie powiedzieć. Jak dla mnie był idealny. Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałem swój własny pokój. W ośrodku za każdym razem dzieliłem go z innymi chłopakami, a w domu... w domu nikt nigdy się mną nie przejmował i zazwyczaj sypiałem po prostu na podłodze.

Max spojrzał na mnie, wyraźnie oczekując odpowiedzi, a szczerze mówić zapomniałem już, o co mnie pytał. Chciał wiedzieć, czy podoba mi się pokój?

- Bardzo - powiedziałem, otrząsając się z zamyślenia. - To naprawdę... Naprawdę mogę tu zamieszkać?

- Najwidoczniej - stwierdził, rozglądając się dookoła. Podszedł do szafy i zamknął ją. Jak się okazało drzwiczki były w rzeczywistości lustrem. Następnie usiadł na łóżku. - Nie spodziewałem się, że ojciec da ci taki duży pokój. I to tak blisko mojego. Ale to może i lepiej. Będę cię mieć pod ręką.

- Pod...? Pod ręką? - powtórzyłem zakłopotany.

Miałem nadzieję, że się przesłyszałem i że Max nie miał na myśli tego, o czym akurat pomyślałem.

Nie, nie, przecież nie może o to chodzić. Mikael powiedział, że chce zapewnić mi normalne życie, by spełnić życzenie Gabriela, Max chyba powinien to uszanować.

Spojrzałem na niego jeszcze raz, chłopak właśnie przyglądał mi się badawczo, śledząc uważnie każdy mój, nawet najmniejszy, ruch.

- Coś... Coś nie tak? - zapytałem, odczuwając coraz większe zdenerwowanie.

- Kiedy ojciec powiedział, że zamierza kupić niewolnika, to mu nie uwierzyłem. Ale on naprawdę to zrobił - zaśmiał się krótko. W tym odgłosie nie było ani krztyny wesołości. - Przecież on nie będzie mieć z ciebie żadnego pożytku.

''Pożytku''? Ścisnąłem materiałową bransoletkę z napisem: ''Gabriel Killn'', którą cały czas nosiłem na ręce.

- Twój ojciec powiedział, że nie mam być jego niewolnikiem - przypomniałem mu.

- Nie bądź głupi. - Tym razem jego śmiech zabrzmiał tak, jakbym właśnie powiedział coś zabawnego. - Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem.

Te słowa były gorsze niż gdyby mnie uderzył. Gabriel przez dwa lata wmawiał mi, że po moich osiemnastych urodzinach przestanę być niewolnikiem, uwierzyłem mu, a teraz okazuje się, że to wszystko...

- Ty naprawdę myślałeś, że możesz żyć ''normalnie''? - zaśmiał się, wstając.

Cofnąłem się, gdy Max zaczął iść w moją stronę.

Jeszcze raz ścisnąłem bransoletkę z ośrodka, próbując dodać sobie w ten sposób odwagi. Gabriel chciał, żebym miał normalne życie i nie obchodzi mnie co myśli na ten temat Max.

- Gabriel mi to obiecał - powiedziałem przejęty.

Chłopak zatrzymał się tuż przede mną. Za plecami miałem już drzwi, więc nie mogłem cofnąć się bardziej. Max nie był jak inni chłopacy z ośrodka, nie był też jak Gabriel ani jego brat. Co prawda nie miałem pojęcia jak chłopacy w tym wieku zachowują się poza ośrodkiem, ale on przywodził mi na myśl moich opiekunów.

- Gabriel nie żyje - powiedział, kładąc nacisk na jego imię.

Wiem o tym... Przecież doskonale o tym wiem. Mimo to i tak poczułem się słabo, słysząc te słowa z jego ust.

- Ale twój ojciec powiedział, że nie zrobi ze mnie niewolnika - upierałem się.

Max oparł dłoń tuż obok mnie, na wysokości mojej głowy. Przywarłem plecami do drzwi jeszcze bardziej. Choć byliśmy w tym samym wieku, był ode mnie wyższy prawie o głowę, no i na pewno nie pomagało to, że miałem ochotę skulić się przed nim ze strachu. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Opuściłem głowę, zaschło mi w gardle, wiedziałem, że jeśli teraz coś do mnie powie, to nie będę w stanie mu nic odpowiedzieć.

- Jaka szkoda. - Patrzył na mnie z góry. - Ja bym zrobił.

Jego ręka zsunęła się niżej, zamknąłem oczy, nie wiedząc na co powinienem się przygotować. Jednak on złapał tylko za klamkę i otworzył drzwi. Odetchnąłem z ulgą, gdy przekonałem się, że to one były jego celem a nie ja.

Odsunąłem się, a Max wskazał mi gestem ręki przejście tak, jakby namawiał mnie do tego, bym wyszedł.

- Miałem cię oprowadzić - przypomniał mi.

Rzeczywiście Mikael kazał mu pokazać mi rezydencję...

- Nie chcę, żebyś mnie oprowadzał - zaprotestowałem.

Z przyjemnością obejrzałbym dokładnie mój nowy ''dom''. To mogłoby mi poniekąd pomóc uniknąć w przyszłości kłopotów, które mogłyby wyniknąć z tego, że nie znam tego miejsca. Ale ja nie miałem już ochoty na żadne dzisiaj rewelacje.

Chłopak wzruszył tylko ramionami.

- Tym lepiej dla mnie. - Zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia i stanął po drugiej stronie. - Kolacja jest o dziewiętnastej, a śniadanie o siódmej. Potrafisz obsługiwać zegar? Poradzisz sobie?

- Poradzę - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- Jak sobie chcesz - stwierdził i wyszedł.

Kiedy drzwi się za nim zamknęły, poczułem, że mam nogi jak z waty. Usiadłem na łóżku, bo gdybym tego nie zrobił to na pewno, bym się przewrócił. Naprawdę byłem aż taki głupi sądząc, że ktoś taki jak ja zasługuje na normalne życie? Cała moja nadzieja posypała się jak domek z kart.

Podniosłem wzrok i spojrzałem na lustro, w którym odbijała się moja mizerna sylwetka, siedząca na łóżku.

Wyglądałem zabawnie w tej zbyt dużej granatowej bluzie i czarnych spodniach. Byłem tak chudy, że ubrania na mnie wisiały. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, w ośrodku wszyscy chłopacy wyglądali tak jak ja. Nie dostawaliśmy dużo jedzenia, więc coś takiego było u nas normalne.

Moje nierówno przystrzyżone włosy nadal były mokre. Wstałem i podszedłem do lustra, przyjrzałem się swoim zapadniętym policzkom. Podniosłem bluzę i białą koszulkę znajdującą się pod nią. Trochę wystawały mi żebra.

Opuściłem ubrania, nie chcąc już na to patrzeć. Nosiłem ciuchy, które nosili chłopacy będący wolni, ale zdawałem sobie sprawę, że nie wyglądam w tym tak dobrze i swobodnie jak prezentowałby się w tym Max. Na nim pewnie ubranie by tak nie wisiało...

- Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem - powtórzyłem powoli, patrząc w oczy swojego odbicia. - Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem...

Odsunąłem rękaw, pod którym znajdowała się materiałowa bransoletka. Mimo upływu czasu, a nawet tego, że była mokra, tusz, którym został wykonany napis nadal się nie zmywał.

Gabriel mi obiecał. Myślałem o tym cały czas, zaciskając na niej rękę.

Rozejrzałem się trochę po pokoju. Skoro Mikael stwierdził, że jest mój, uznałem, że mogę to zrobić. Swoją uwagę skupiłem na książkach, bo przywodziły wspomnienia tego jak spędzałem czas z Gabrielem. Było tam kilka książek przygodowych, jakieś atlasy przyrodnicze, parę na temat różnych ciekawostek, znalazła się też książka o różnych miastach i kulturach świata. Ucieszyło mnie to, bo mogłem dowiedzieć się, czegoś więcej o świecie. Mój świat nie ograniczał się już tylko do ośrodka.

Gdy nadszedł czas kolacji, już ostatecznie zadecydowałem, że nie będę wychodzić z pokoju. Wbrew podejrzeniom Maxa dobrze wiedziałem jak obsługuje się zegar.

Spojrzałem w stronę tego ustawionego na szafce przy łóżku. Dziewiętnasta dwadzieścia. Chyba już nikt nie przyjdzie. Właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Mówiłem, że nie przyjdę. - Zwróciłem się w tamtą stronę, będąc pewnym, że to Max.

- Kolacja. - Za drzwiami rozległ się kobiecy głos.

Zaskoczyło mnie to. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Wtedy moim oczom ukazała się młoda dziewczyna z tacą w rękach. Nie chciałem być niemiły, ale nie widziałem powodu, żeby robić sobie taki problem. Spokojnie, wytrzymałbym bez jedzenia do następnego dnia.

- Dzie-dziękuję - wyjąkałem zakłopotany.

Chciałem wziąć od niej tacę, ale ona po prostu przeszła obok mnie i postawiła tacę na biurku, jak się domyśliłem właśnie tam miałem zjeść.

- Powiedziano mi, że nie czujesz się najlepiej i że mam ci przynieść kolację do pokoju - poinformowała mnie kobieta.

Nie czuję się najlepiej? Całkiem wygodna wymówka.

- Max tak powiedział? - domyśliłem się.

- Zgadza się. - Odwrócił się w moją stronę.

Wiedziałem.

Podszedłem do biurka i przyjrzałem się dokładniej temu, co wchodziło w skład mojej kolacji. Znajdowała się tam miska zupy pomidorowej, pieczywo i kubek herbaty. Spodziewałem się raczej dostać mniej...

- Coś nie tak? Nie lubisz zupy? A może jesteś na coś uczulony? Na biały chleb? - zaniepokoiła się kobieta. - Przepraszam, powinnam była zapytać wcześniej.

Od razu poczułem się głupio. Nie chciałem sprawiać jej przykrości, po prostu nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś tak o mnie dba.

- Nie, nie. Nie jestem na nic uczulony... - próbowałem ją jakoś uspokoić. - Chyba nie...

Nie wiem, czy to w jakiś sposób sprawiło, że poczuła się lepiej, ale chyba zrozumiała o co mi chodzi. Patrzyła na mnie z wyrozumiałością, a nawet wydawało mi się, że ze współczuciem. Zastanawiałam się, czy wie kim jestem... Byłem?... Nawet sam nie jestem pewien.

- Jak rozumiem, jesteś tym nowym chłopakiem, który się wprowadził? - zapytała.

A więc tak to wytłumaczyli. Rzeczywiście, chyba takie wyjaśnienie było lepsze niż powiedzenie prawdy. A jeśli mnie ktoś o to zapyta, to jak mam odpowiadać? Powinienem mówić, że Mikael mnie adoptował? Że wychowałem się w sierocińcu?

- Tak... Jestem... - uznałem, że lepiej będzie nie wyprowadzać jej z błędu.

Kobieta pokiwała głową, po czym uśmiechnęła się uprzejmie i skierowała się w stronę drzwi.

- Mam nadzieję, że na śniadaniu się pojawisz - rzuciła jeszcze na odchodne.

- Zobaczymy - mruknęła cicho.

Ona jednak musiała to usłyszeć, bo zatrzymała się tuż przy drzwiach i odwróciła się z powrotem w moją stronę.

- Sądzę, że pan Mikael życzyłby sobie, żebyś jednak się pojawił - oświadczyła poważnym tonem.

- A jeśli mimo wszystko nie przyjdę? - drążyłem nadal. - Co wtedy będzie?

Będzie mi grozić kara?

- A dlaczego miałbyś nie przychodzić? - zapytała zdziwiona.

Trochę mnie to zaniepokoiło. Przestraszyłem się, że powie to mojemu nowemu właścicielowi, a takie coś mogłoby mu się nie spodobać, nie chciałbym sobie nagrabić tak krótko po moim przybyciu.

- Oczywiście żartuję - próbowałem się zaśmiać. - Przyjdę. Na pewno przyjdę.

- Cieszę się. - Uśmiechnęła się do mnie. - Smacznego.

Teraz wiedziałem już, że ten uśmiech jest sztuczny. Miałem wrażenie, że wiedziała, że ze mną jest coś nie tak, a ten uśmiech był zwykłą wymuszoną uprzejmością.

- Dziękuję - powiedziałem mimo swoich podejrzeń.

- Tylko pamiętaj, że nie musisz jeść wszystkiego. Jeśli nie dasz rady, to nie jedz.

- Dobrze, będę pamiętać - zapewniłem ją.

Następnie wyszła, a ja zostałem sam w pokoju, który tak naprawdę wcale nie należał do mnie.

Rzuciłem się na łóżko. Nie byłem głodny, wcale nie miałem też ochoty pojawiać się jutro rano na śniadaniu, ale na to akurat nie miałem już wpływu. Będę musiał iść. Nie chcę denerwować Mikaela. Gorzej, że mogę trafić wtedy na Maxa...

Na pewno na niego trafię.

Wiedziałem, że będę miał z nim problem, byłem tego pewien na sto procent. Max już teraz przypomniał mi, że nigdy nie przestanę być niewolnikiem. Aż się boję pomyśleć co będzie później...

Nie zjadłem praktycznie niczego. Jakiś czas później przyszła ta sama kobieta co wcześniej i zabrała prawie pełną tacę z powrotem.

- Może zostawię ci chociaż herbatę? - zaproponowała, jeszcze zanim odeszła.

- Nie trzeba. - Pokręciłem przecząco głową.

Tej nocy nie spałem dobrze. Nie wiem, czy to wina tego, że była to moja pierwsza noc w nowym miejscu, czy tego że byłem przyzwyczajony do tego by spać na twardej pryczy. A może po prostu napawała mnie strachem perspektywa ponownego spotkania z Maxem?

Spojrzałem na zegarek. Wskazówka pokazywała, że jest kilka minut po piątej rano, a ja byłem już rozbudzony i nie opłacało mi się już próbować zasnąć. W sumie nie ma się co dziwić zazwyczaj o tej godzinie budzili nas w ośrodku.

Nie wiedziałem, czy oprócz mnie jeszcze ktoś już nie śpi, więc starałem się zachowywać jak najciszej potrafiłem. Rozebrałem piżamę i ubrałem to, co dali mi poprzedniego dnia. Chciałem pójść do łazienki, ale żeby to zrobić musiałem wyjść na korytarz. Podszedłem do drzwi i przyłożyłem do nich ucho. Nie usłyszałem żadnego hałasu, na zewnątrz była cicho.

Uznając, że jest bezpiecznie, otworzyłem drzwi. Pokonałem odległość dzielącą mój pokój i łazienkę, ale nawet nie zdążyłem złapać za klamkę, a one się otworzyły. Jak się okazało ze środka wychodził właśnie Max. Po wilgotnych włosach domyśliłem się, że przed chwilą brał prysznic.

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale uznałem to jednak za zły pomysł. Więc po prostu odwróciłem się bez słowa i ruszyłem z powrotem w kierunku pokoju.

- Poczekaj. - Złapał mnie za ramię, zatrzymując.

Spanikowałem. Szarpnąłem się, zmuszając go do tego, by mnie puścił. Wróciłem do siebie i zamknąłem za sobą drzwi.

Usłyszałem, zbliżające się kroki i wtedy po raz pierwszy postanowiłem zrobić użytek z tego, że w drzwiach znajdował się klucz. Przekręciłem go i usłyszałem dźwięk przeskakującej zapadki.

Po chwili znów rozległy się kroki, a po nich trzask drzwi z naprzeciwka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top