19.

Max był dziwny. Nie wiedziałem, co powinienem o nim myśleć. Mimo to wpuściłem go do pokoju, być może to był błąd. Jednak z drugiej strony już raz udało mi się przed nim obronić, więc może drugi raz też dałbym radę? No i zawsze mogę też zacząć krzyczeć. Może Mike znowu usłyszy...

Chłopak usiadł na łóżku i pokazał mi kilka podstawowych funkcji na moim telefonie. Następnie zadzwonił do mnie i pokazał mi jak mam odebrać, a później kazał zadzwonić do siebie. Powtórzyliśmy to kilka razy, dopóki Max upewnił się, że będę w stanie sam sobie poradzić.

- Całkiem szybko się uczysz. - Uśmiechnął się do mnie.

Ucieszyło mnie to. W ośrodku nie słyszeliśmy żadnych pochwał. Mimowolnie poczułem się doceniony, choć nie chciałem tego, by moje samopoczucie zależało od tego, co mówi mi Max.

Na chwilę zapanowała cisza. Nie odzywałem się, tylko ściskałem swój telefon w rękach i patrzyłem na to jak Max co chwila włącza i wyłącza swój.

W pewnym momencie odwrócił się w moją stronę. Chłopak patrzył na mnie, ale już nic więcej nie mówił. Kiedy pochylił się w moją stronę byłem pewien, że mnie pocałuje. Tym razem się nie odsunąłem.

- Dobra, to chyba tyle - powiedział, wstając. - Będę już zbierał.

Poczułem się dziwnie. Myślałem, że... No że Max coś zrobi.

- Tak. Jasne - mruknąłem, nie wiedząc co innego miałbym mu powiedzieć.

Rany, zachowuję się żałośnie. Przecież ja nawet go nie lubię. Nawet nie chciałbym, żeby mnie pocałował. Nie chcę od niego nic. Nie chciałem nawet, żeby tu wchodził i mi pomagał.

Już chciał wychodzić, ale nagle zatrzymał się koło biurka.

- Mogę zobaczyć? - zapytał, wskazując na blat.

No i się zaczyna. Nie można ani na chwilę tracić przy nim czujności.

- Nie! - Zerwałem się z łóżka. - Nie chcę, żebyś znowu mi go zabrał.

Podszedłem do biurka szybkim krokiem i wziąłem swój notes. Schowałem go za plecami. Zdawałem sobie sprawę ze swojego dziecinnego zachowania, ale nie chciałem, by Max w ogóle się do niego zbliżał. Nie chciałem znowu stracić tak ważnej dla siebie rzeczy.

Chłopak nie ruszył się z miejsca, ale spojrzał na mnie zdziwiony. Zmarszczył na chwilę brwi, a potem znów wskazał na blat.

- Chodził mi o twoje lekcje - wyjaśnił.

Otworzyłem usta, ale nie wiedziałem co mu na to odpowiedzieć, więc tylko pokiwałem głową. I tak na wszelki wypadek podszedłem do szafki nocnej i schowałem notes do szuflady. Wolałem nie ryzykować i nie zostawiać go na wierzchu.

Gdy wróciłem do biurka, Max sprawdzał moje zadania z angielskiego, które dzisiaj robiłem. Po chwili pokazał mi pracę i wskazał po kolei kilka podpunktów.

- Masz tu parę błędów - stwierdził.

Szybko wypunktował mi to, co zrobiłem źle i jak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź. Popatrzyłem zdziwiony na zadania, a potem na niego. Niby w co on teraz gra?

- Dlaczego jesteś miły? - zapytałem, nie mogąc się powstrzymać.

- Po prostu. - Odłożył kartkę z zadaniami i ruszył w kierunku drzwi, nie mówiąc już nic więcej.

Normalnie to bardzo chętnie wygoniłbym go z pokoju, ale nie w momencie, kiedy chcę, żeby mi odpowiedział. Podszedłem i chwyciłem go za nadgarstek, żeby się zatrzymał.

Nie poznawałem sam siebie.

- Max, czemu?

Chłopak zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.

- Może trudno ci uwierzyć, ale nie zawsze jestem wrednym sukinsynem. - Wyszarpał mi się.

- Tylko przeważnie - powiedziałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

Kurczę, przegiąłem. Max dopiero co zaczął być miły, a ja już to schrzaniłem. Teraz straci do mnie cierpliwość. Super... Choć jak tak o tym myślę, to i tak udało mi się ją ostatnio długo testować.

Chłopak zacisnął usta, było wydać, że nie podobało mu się to, co ode mnie usłyszał. Już myślałem, że coś mi odpyskuje, ale on powiedział tylko:

- Pa, skarbie. - A potem wyszedł.

Tak po prostu wyszedł. Co jest z nim nie tak? Dlaczego się tak zachowuje? Jest dziwny od kiedy dałem mu się upić. Tamtego dnia na pewno nic nie zaszło? Przecież nie zachowywałby się tak sam z siebie.

- Nie rozumiem go - powiedziałem sam do siebie, jakby to miało mi w czymś pomóc.

Następny tydzień zleciał mi w rekordowym czasie i nie wiadomo, kiedy nadszedł dzień, w którym miałem po raz pierwszy pójść do szkoły. Im bliżej było do wyjścia, tym bardziej nie chciałem tam iść. Poprzedniego wieczora dostałem wiadomość na telefon od Maxa, brzmiała: ''Wyśpij się przed jutrem. Dobranoc''. Oczywiście mu nie odpisałem. I oczywiście nie mogłem tej nocy spać. Podejrzewałem, że szkoła nie będzie wyglądać tak samo jak ośrodek, tylko że w ośrodku przynajmniej wiedziałem jak mam się zachować, więc bym nie odstawał.

Tego chyba obawiałem się najbardziej, że będę się wyróżniał. Przecież ja nic nie wiem o życiu.

Mike i Roberth próbowali mi mniej więcej wyjaśnić jak to wszystko będzie wyglądać, ale denerwowałem się tak bardzo, że nic do mnie nie docierało. Nie zszedłem nawet na śniadanie, bo bałem się, że będę później wymiotować.

- Stresujesz się? - usłyszałem głos za plecami, który wystraszył mnie jak nigdy w życiu. Szczególnie że nie usłyszałem, żeby ktoś wchodził do pokoju.

Aż podskoczyłem ze strachu. Nie skupiłem się na brzmieniu głosu. Odwróciłem się spodziewając, że zobaczę Maxa, ale za mną stał Mikael. Uspokoiłem się nieznacznie.

Nie było co kłamać.

- Okropnie - wyznałem.

- Mam coś dla ciebie - powiedział i wyciągnął w moją stronę otwartą dłoń, na której coś leżało.

- To sygnet? - zdziwiłem się.

Dlaczego on ciągle coś mi daje? Pokój. Prywatny nauczyciel. Telefon. Niedawno dostałem od niego plecak, podręczniki i wszystko inne, co jest mi potrzebne, żeby uczyć się w szkole. Jaki to miało sens? Przecież nic z tego nie miał.

Wziąłem mały przedmiot do ręki. Podejrzewałem, że nawet jeśli bym go założył, to zsunąłby mi się z palca. Wyglądał na całkiem solidny. Był biały i miał wygrawerowane ozdobną literę K z mnóstwem zawijasów.

- Należał do Gabriela.

O mało nie upuściłem sygnetu na te słowa. Jak to należał do Gabriela? Naprawdę trzymałem teraz w ręce coś, co należało do niego?

- Przekazujemy je w naszej rodzinie - wyjaśnił mi mężczyzna. - Nasz dziadek dostał takie dwa od swojego ojca i przekazał swojemu synowi, a nasz ojciec dał po jednym mi i Gabrielowi. Swój dałem Maxowi, a ten Gabriel zostawił mi przed... Po prostu chciałem, żebyś go miał.

Nie... Dlaczego Mike pomyślał, że powinienem mieć coś tak dla nich ważnego? Dlaczego chciał mi oddać taką ceną pamiątkę po nim?

Pokręciłem głową i wyciągnąłem dłoń z sygnetem z powrotem w jego stronę.

- Nie mogę... Nie należę do rodziny...

- Jak najbardziej należysz - stwierdził bez cienia wahania.

Nie należę... Jestem dla nich nikim.

Chciałem się odezwać, ale ledwo otworzyłem usta, a usłyszeliśmy krzyk dobiegający od strony drzwi wyjściowych.

- Ej, skarbie, idziesz?! - wrzasnął Max. - Bo się spóźnimy!

Zrobiło mi się głupio, kiedy to usłyszałem. Tym bardziej, że usłyszał to również Mikael. Co prawda już wcześniej słyszał jak Max tak mnie nazywa, ale wtedy gdy zrobił to po raz pierwszy Mike mógł uznać za żart, za to teraz... Chyba nie chcę wiedzieć, co on sobie pomyślał. Max chyba w ogóle nie myślał o tym, co może pomyśleć sobie jego ojciec.

- Już! - odkrzyknąłem, chcąc jakoś zatrzeć złe wrażenie.

Niestety potwierdziły się moje przypuszczenia, mężczyznę zainteresował ten fakt, że jego syn wymyślił mi tak... specyficzne przezwisko.

- Dlaczego Max mówi do ciebie ''skarbie''. - Mikael spojrzał na mnie marszcząc brwi. - Chciałem zapytać o to już wcześniej, ale jakoś...

Sam chciałbym wiedzieć. Chłopak nigdy mi tego nie wytłumaczył.

- Myślę, że Max po prostu nie chce mówić do mnie po imieniu - powiedziałem mimo to.

Bezwiednie zacisnąłem dłoń na sygnecie i ruszyłem w kierunku drzwi.

- Pójdę już, bo naprawdę się spóźnimy - powiedziałem szybko, bo nie chciałem, żeby Max znowu za mną krzyczał.

- Plecak - przypomniał mi Mikael, gdy byłem już przy drzwiach.

- A, tak, przepraszam. - Cofnąłem się, przeklinając swoje zapominalstwo. - Dziękuję.

Mike wyciągnął w moją stronę rękę z plecakiem. Gdy chciałem go chwycić, przypomniało mi się o sygnecie, który odcisnął okrąg we wnętrzu mojej dłoni. Zamierzałem zwrócić mu pamiątkę po bracie, ale on tylko pokręcił głową.

- Ucz się pilnie. - Podał mi plecak do wolnej ręki i delikatnie pchnął mnie w stronę drzwi.

- Postaram się - wymamrotałem, dodając w myślach: ''cię nie zawieść''.

Zszedłem szybko po schodach, w biegu złapałem kurtkę i wyszedłem. Maxa nie było już w rezydencji, czekał w samochodzie. Zająłem miejsce na tylnej kanapie obok niego, położyłem sobie plecak przy nogach i zapiąłem pasy.

Max nie miał zapiętych pasów i jak zwykle zajmował się telefonem.

- Na reszcie - mruknął, cały czas patrząc w komórkę. Zacząłem się zastanawiać, czy wziąłem swoją.

Kierowca ruszył, a ja zdałem sobie sprawę, że nadal trzymam sygnet Gabriela. To aż cud, że nie zgubiłem go po drodze.

- Co tak dług...? - Odwrócił się w moją stronę, ale zamilkł, gdy tylko zobaczył to, co trzymam w dłoni. Schował telefon do kieszeni. - O... Tylko go nie zgub.

- Ty... Ty też taki masz, prawda? - Też na niego spojrzałem.

Max bez słowa sięgnął za koszulkę, skąd wyjął identyczny do mojego sygnet, tyle że jego był przewieszony przez rzemyk i chłopak nosił go jak naszyjnik. Może jego też był za duży? Albo po prostu chciał go mieć przy sobie, ale nie chciał go pokazywać?

- Dostałem na osiemnaste urodziny - oznajmił i z powrotem go schował.

Spojrzałem jeszcze raz na błyskotkę znajdującą się w mojej ręce. Zamknąłem dłoń.

On należał do Gabriela... 

- Jego też mi zabierzesz? - zapytałem głucho.

Bałem się zadać mu to pytanie, ale musiałem znać na nie odpowiedź.

Max spojrzał na mnie ze złością. No dobra, może moje pytanie było trochę nie na miejscu, ale przecież nie powinien się zdziwić, że się nad tym zastanawiam. W końcu zabrał mi już raz mój notes, w którym miałem spisane bardzo osobiste przeżycia i nadal miał moje klucze.

- Pytasz serio? - westchnął i się ode mnie odwrócił.

A ty? Miałem ochotę go o to zapytać, ale zamiast tego powiedziałem tylko:

- Bardzo - odparłem, czując, że sam zaczynam się złościć tą sytuacją.

- Sam sobie odpowiedz. - Oparł głowę o szybę i utkwił spojrzenie w widoku na zewnątrz.

Czy to znaczyło ''tak''? Mikael na pewno powiedział Maxowi, co to za sygnet i na pewno domyślił się jaki jest dla mnie ważny. Zresztą jego reakcja, gdy go u mnie zobaczył nawet by to potwierdzała. Jeśli zamierzał mi go zabrać to był skończonym dupkiem.

Ale mogłem się założyć, że byłby do tego zdolny.

Nie zamierzałem do tego dopuścić. Jego mi nie zabierze. Nie pozwolę mu na to.

Max nie odzywał się do mnie przez całą drogę, nie spojrzał nawet na swój telefon. Cały czas patrzył przez okno i nie odrywał wzroku od szyby. W porządku, nie musiał się do mnie odzywać, nie przeszkadzało mi to.

Tylko że im bliżej byliśmy szkoły, tym bardziej zaczynałem się martwić. Bałem się, że jeśli mi nie pomoże to mogę tam sobie sam nie poradzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top