18.
Naprawdę już nigdy nie będę pić. Myślałem, że czułem się źle w ośrodku, gdzie dostawaliśmy marne jedzenie i kary, ale teraz wiem, że potrafię czuć się jeszcze gorzej.
Następnym razem na pewno nie będę pić. Jeśli Max znowu będzie chciał mnie upić, będzie musiał siłą wlewać mi alkohol do gardła. Chociaż może lepiej nie podrzucać mu takiego pomysłu, bo jeszcze faktycznie, by to zrobił.
Usłyszałem pukanie do drzwi, co wykluczało wizytę Maxa. Niedługo po tym do środka wszedł Mikael.
- Jak się czujesz? - zapytał od razu.
- Lepiej... - starałem się, by zabrzmiał to przekonująco.
Siedziałem akurat przy biurku i robiłem zadanie, które dostałem od Robertha. Mike usiadł na łóżku. Czy on przyszedł sprawdzić jak ja się czuję? A może gadał wcześniej z Maxem? Nie, raczej nie, a nawet jeśli, to Max nic by mu nie powiedział, bo to wkopałoby też jego.
- Przepraszam... - uznałem, że muszę się w końcu odezwać.
Mężczyzna spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Za to, że piliście? - domyślił się. - No mam przynajmniej nadzieję, że następnym razem pomyślicie dwa razy, zanim sięgniecie po alkohol.
No przynajmniej ja, Maxowi to nie grozi. Tak czy inaczej, Mike nie ma się czym martwić, już nigdy nie sięgnę po alkohol. Nie mam najmniejszego zamiaru znowu się tak czuć.
Mdliło mnie na samo wspomnienie, ale nie to było najgorsze.
- Co się stało? - zapytał, zauważając chyba, że źle się czuję.
A co się nie stało? Tego wszystkiego było tyle, że nawet nie wiedziałbym od czego zacząć. Mimo wszystko lata spędzone w ośrodku nadal dawały o sobie znać. Nie tak łatwo było o tym zapomnieć i nawet jeśli poszczęściło mi się z kupnem, to zachowanie Maxa mi w tym wcale nie pomagało.
- Sprawiam ci za dużo kłopotów... - wyznałem skrępowany.
- Max też jest kłopotliwy - stwierdził otwarcie. - Nawet nie wiem, czy nie bardziej niż ty.
No w to akurat mogłem uwierzyć, ale mimo wszystko nadal pozostawał jeden zasadniczy szczegół...
- Ale to twój syn - powiedziałem cicho.
- Ty na papierze też nim jesteś - upomniał mnie.
- Tylko na papierze.
Mike zmarszczył brwi i przechylił lekko głowę, jakby się nad czymś zastanawiał. Wyglądało na to, że zaskoczyła go moja odpowiedź. Nie rozumiem, przecież to sama prawda.
- Czujesz się traktowany inaczej niż Max? - zapytał zmartwiony. - Jeśli dałem ci jakoś odczuć, że jesteś gorszy, to bardzo cię przepraszam.
- Nie... Nie o to chodzi. - Podniosłem się szybko z krzesła.
Źle mnie zrozumiał i teraz to zabrzmiało, jakbym się skarżył, a prawda jest taka, że trudno byłoby mi trafić lepiej. W normalnych warunkach albo dalej wynajmowaliby mnie w ośrodku, albo kupiłby mnie ktoś kto... Nawet nie chcę o tym myśleć.
Kiedy Mikael na mnie spojrzał wyglądał na jeszcze bardziej zmartwionego niż przez chwilą, pewnie przez moją nerwową reakcję.
- Ostatnio powiedziałeś, że wychowanie dwóch chłopaków to dla ciebie za dużo... - Spuściłem głowę. Nie chciałem wypowiadać dalszych słów na głos, bo bałem się w ogóle brać tę opcję pod uwagę. - Nie chcę wracać do ośrodka...
Zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy. Nie wiedziałem, jak mężczyzna zareaguje na moje słowa. A jeśli się na mnie wścieknie? Może się wkurzyć, że stawiam go w takiej sytuacji.
Usłyszałem skrzypienie łóżka, Mike wstał. Na początku myślałem, że wyjdzie bez słowa, jego syn pewnie tak właśnie by zrobił. Ale on podszedł i zatrzymał się tuż przede mną. Poczułem jego dłonie na swoich ramionach.
- Już nigdy tam nie wrócisz. Nigdy cię nie oddam - powiedział stanowczo. - Przestraszyła mnie ta wasza bójka, zdenerwowało mnie, że piliście, ale nie na tyle, żeby cię gdzieś odesłać.
Brzmiał nawet przekonująco. Jak dotąd Mikael nie dał mi żadnych podstaw, bym podejrzewał go o chęć zrobienia mi krzywdy.
Prędzej podejrzewałbym o to jego syna...
- Myślisz, że ja i Gabriel się nie kłóciliśmy - dodał, nadal próbując mnie pocieszyć. - Że nie mieliśmy takich braterskich...
- Sprzeczek? - podsunąłem.
- Raczej wojen - stwierdził.
- Tęsknię za Gabrielem... - Te słowa jakoś same opuściły moje usta. Okropnie mi go brakowało.
Mikael puścił mnie i pociągnął na bok, żebym usiadł na łóżku, mężczyzna zajął miejsce obok mnie. Przez chwilę milczeliśmy, może jednak źle zrobiłem, że wspomniałem jego zmarłego brata.
- Mnie też go brakuje - wyznał w końcu.
Być może źle to wszystko odebrałem, ale miałem wrażenie, że Mike próbuje mnie w ten sposób nakłonić do zwierzeń. Tylko po co do tego wracać? Przecież życia i tak mu to już nie zwrócił. Nie wiedziałem sensu w rozdrapywaniu starych ran. Właśnie dlatego na początku nie powiedziałem nic.
Ale nasze milczenie się przedłużało i nadal nikt z nas się nie odzywał. A może faktycznie lepiej będzie się wygadać...
- Nie potrafiłbym się postawić, gdyby nie on - wyznałem.
Sądziłem, że Mikael coś powie, ale on cierpliwie czekał, aż będę mówić dalej, nie chciał mi przerywać.
- W ośrodku wmawiali nam, że jesteśmy nikim... On przez ostatnie dwa lata powtarzał mi, że to nieprawda.
Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, ile zawdzięczam Gabrielowi. Gdyby nie on moje życie mogłoby się potoczyć naprawdę nieciekawie. Chociaż ''nieciekawie'' to naprawdę mało powiedziane...
- Dobry z ciebie dzieciak - powiedział, mierzwiąc mi włosy na głowie.
W pierwszym odruchu, uniosłem ręce do góry, chcąc odsunąć od siebie jego dłonie, ale zrezygnowałem. Nie bardzo wiedziałem, jak mam na to zareagować. On chyba też nie, bo miałem wrażenie, że zrobił to bardziej pod wpływem impulsu.
- Max też nie jest zły - dodał. - Jest po prostu...
Na usta cisnęło mi się kilka określeń, ale żadnego z nich nie powiedziałem na głos.
- Po prostu ciężko przeżył śmierć matki - dokończył wreszcie.
- To nie jest powód, żeby... - W ostatniej chwili ugryzłem się w język, by nie powiedzieć choćby o jedno słowo za dużo.
Ale oczywiście było już za późno. Mike usłyszał, co zacząłem mówić i teraz czekał, aż dokończę. Już żałowałem, że się odezwałem. Mogłem w ogóle nic nie mówić. Trzeba było tylko słychać i przytakiwać, albo po prostu kiwać głową. A najlepiej już od pierwszego dnia udawać niemowę.
- Żeby co? - dopytał się, nie wytrzymując.
- Po prostu czasem zachowuje się, jakby był ode mnie lepszy. Na pewno jest szczerze przekonany, że tak właśnie jest - wymyśliłem na szybko.
Byłem nawet całkiem zadowolony z tego, co powiedziałem, bo nie było to kłamstwo. Max naprawdę tak się zachowywał.
- Porozmawiam z nim o tym - powiedział, podnosząc się z łóżka.
O nie, Max będzie zły, że nagadałem na niego ojcu. Muszę mu powiedzieć, że wcale nie musi mu nic mówić.
- Nie chcę, żeby...
- A właśnie. - Tuż przed wyjściem coś mu się przypomniało i odwrócił się z powrotem w moją stronę. Mój protest był chyba na tyle cichy, że w ogóle mnie nie usłyszał. - Myślałem, że mógłbym od przyszłego tygodnia wysłać cię do szkoły, ale nie wiem, czy jesteś już...
- Mogę iść - powiedziałem, zanim zdążyłem się nad tym zastanowić.
Kwestia Maxa natychmiast rozmyła mi się, zastąpiona przez nowe zmartwienia. On chce mnie wysłać do szkoły. Przecież to będzie katastrofa. Nie ma szans, żebym sobie tam poradził.
Tylko że... Mikael naprawdę się stara, chcąc, żeby moje życie wyglądało tak jak to należące do normalnego nastolatka. Max chodził do szkoły, więc jego ojciec mnie też chciał tam wysłać. Ale po naszej rozmowie nie był już przekonany, czy to aby taki dobry pomysł.
- Naprawdę mogę pójść do szkoły. To żaden problem - przekonywałem go.
Sam nie wiem, czemu tak się na to uparłem, chyba po prostu nie chciałem go rozczarować. Ostatnie czego bym chciał to zawieść Mikaela, dlatego nawet jeśli moje chodzenie do szkoły miało być tragedią, to chciałem to zrobić.
- Muszę w końcu spróbować. Inaczej nie dowiem się, czy dam radę.
Ale szczerze wątpiłem w to, że sobie poradzę...
- No dobrze - zgodził się, choć niechętnie. - Będziesz w jednej klasie z Maxem, więc gdyby coś się działo poproś go o pomoc.
Oparłem się pokusie, by przewrócić oczami. Miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne. Kto wie czego zażądałby w zamian za pomoc... Chociaż... po głębszym namyśle, chyba jednak wiedziałem czego...
Mężczyzna nadal nie był chyba do końca przekonany, ale w końcu zaczął zbierać się do wyjścia.
- Czy Max... ma jakieś kłopoty? - zapytałem, zatrzymując go w drzwiach. - Przez ten alkohol, albo... przez cokolwiek innego?
- A co? - Odwrócił się w moją stronę. - Jest coś jeszcze, co chciałbyś mi powiedzieć?
- Tak się tylko pytam. - Wzruszyłem ramionami, udając obojętność.
Nie uwierzył mi, było to po nim widać. Mimo to skinął głową.
- Rozumiem. Dobrze, nie będę ci już przeszkadzać odpoczywaj - powiedział, wychodząc.
Kiedy wyszedł, wróciłem do robienia zadań. Teraz będę musiał uczyć się jeszcze więcej, skoro mam iść do normalnej szkoły. Jeśli mam być w tej samej klasie co Max, to na pewno nie będą mi wszystkiego tłumaczyć od podstaw. Zostanę rzucony w sam środek tego wszystkiego.
Nie wiem, jak długo jeszcze później siedziałem nad książkami, ale przerwało mi dopiero pukanie do drzwi.
Raczej wątpiłem, żeby to znowu był Mikael. Jak już to spodziewałem się Sunny. Podszedłem i otworzyłem je, ale moim oczom wcale nie ukazała się służąca. Za drzwiami stał Max.
Szybko ponownie zamknąłem drzwi. Oczywiście nie miałem klucza, a bałem się, że gdy tylko podejdę do biurka po krzesło, by zabarykadować drzwi, on od razu wejdzie do środka. Wolałem więc trzymać je, by ich nie otworzył. Pod względem siły i tak nie miałem z nim szans, ale przynajmniej stawię jakiś opór. Choćby najmniejszy.
Pukanie rozległo się jeszcze raz.
- Czego chcesz? - zapytałem, lekko poddenerwowanym głosem.
- Teraz? Wejść - odparł wprost.
Naparłem plecami mocniej na drzwi.
- Po co przyszedłeś? - Głos drżał mi coraz bardziej. Czułem jak na moim gardle zaciska się panika.
Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi. Miałem nawet nadzieję, że sobie poszedł, ale niestety, nie mogło być aż tak dobrze.
- Pomyślałem... - zawahał się - że skoro mamy chodzić razem do szkoły i będziesz teraz częściej wychodzić z domu... to tym bardziej przyda ci się telefon.
Telefon? Mój telefon był w tej chwili ostatnią rzeczą o jakiej myślałem. Tak szczerze, to przez to wszystko zdążyłem już o nim zapomnieć.
- Sam sobie poradzę - powiedziałem, starając się by mój głos zabrzmiał pewnie.
- Nie, nie poradzisz - stwierdził. - Bo wtedy już dawno byś się tym zajął.
Też racja...
- Odejdź! Nie potrzebuję twojej pomocy - położyłem nacisk na przedostatnie słowo.
- Czemu nie chcesz, żebym ci pomógł?
Jeszcze się pytasz? Zaparłem się mocniej nogami, mimo że nie czułem, żeby Max próbował dostać się do środka siłą. Ja i tak wolałem być ostrożny.
- Czy ty się mnie boisz? - dobiegło mnie pytanie z drugiej strony.
No dobra tego było już za dużo. Gwałtownie otworzyłem drzwi, zadarłem głowę do góry i spojrzałem mu prosto w twarz.
- Zastanówmy się - warknąłem. - ''Niewolnik jest tylko niewolnikiem.'' ''Będziesz musiał mi się za to odwdzięczyć.'' ''Wolę dziewczyny, ale dla ciebie zrobię wyjątek.'' Czyje to słowa? To nie jest powód, żeby się bać? Do jasnej cholery, Max, ty się na mnie rzuciłeś! Próbowałeś mnie zgwałcić! Myślisz, że po tym wszystkim, mam ochotę korzystać z twojej pomocy!? Wolałbym już nigdy nie korzystać z tego telefonu!
Sam nie mogłem uwierzyć, że to wszystko z siebie wyrzuciłem. Musiałem złapać głęboki oddech. Dopiero wtedy znów spojrzałem na Maxa. Nie wyglądał, jakby cokolwiek z tego co powiedziałem, zrobiło na nim wrażenie.
Skrzyżował ręce.
- Skończyłeś? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
No ręce opadają po prostu... Czy z tego co powiedziałem naprawdę nic do niego nie dotarło? Ani jedno słowo? On jest...
- Jesteś... - próbowałem znaleźć jakieś odpowiednie określenie, ale nie potrafiłem - taki sam jak zawsze.
Tylko tyle zdołałem wymyślić, ale jednocześnie to wydawało mi się najodpowiedniejsze.
- Mógłbyś przynieść tu ten telefon? - zapytał bezceremonialnie, zupełnie jakby nie słyszał tego, co powiedziałem.
Zaskoczyła mnie ta prośba, ale ją spełniłem. Podszedłem do szafki nocnej i zabrałem z niej swoją komórkę. Max nie ruszył się nawet o krok. Cały czas stał za progiem.
Niechętnie, ale muszę jednak przyznać, że trochę mnie tym udobruchał. W końcu mógł wtargnąć do mojego pokoju, zatrzasnąć za sobą drzwi, rzucić mnie na łóżko i...
- Mogę?
Jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Tak mnie tym zaskoczył, że omal nie upuściłem telefonu. Spojrzałem na niego, a on wskazał na urządzenie, które trzymałem w rękach. Poczułem, że moje policzki zaczynają piec. O czym ja w ogóle myślę? Podałem mu komórkę.
- Czy to całe ''pomaganie'' ma ci pomóc zaciągnąć mnie do łóżka? - zapytałem, przyglądając się temu, co robi z moim telefonem.
- Włączyłem go - oznajmił, jakby nie słyszał tego, co powiedziałem.
Wskazał mi przycisk z boku urządzenia. Wcisnął go. Raz, drugi. Ekran telefonu rozświetlił się, po czym zgasł.
- Ojciec kazał ci mi pomóc? - drążyłem dalej.
Nadal unikał odpowiadania na moje pytania. Słyszał mnie, to nie ulegało wątpliwości, ale nie słuchał. Po prostu mnie ignorował.
Popatrzył mi prosto w oczy. Z jego miny nie dało się wiele wyczytać, ale był... jakiś taki inny niż zwykle... Ale co było inne? Tego już nie potrafiłem stwierdzić.
- Mam ci wszystko tłumaczyć na korytarz, czy mogę wejść?
Wolałbym na korytarzu. Czułbym się wtedy bezpieczniej.
Mimo to odsunąłem się, by mógł przejść.
- Wejdź - westchnąłem.
Gdy wszedł do środka, zamknąłem za nim drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top