12.
Myślałem, że się przesłyszałem. Przecież Max nie mógł wiedzieć, że tu jestem. Jakim cudem? Nie, musiałem coś źle zrozumieć...
W pokoju zapanowała pełna napięcia cisza. Każda sekunda przedłużała mi się w nieskończoność. Nasłuchiwałem uważnie, tak jakby jakiś, choćby najmniejszy, dźwięk mógł zdradził mi co mam dalej robić. Jak na razie najmądrzejszym posunięciem wydawało mi się, żeby cały czas siedzieć cicho.
- No już, wyjdź - nalegał Max.
Czy on naprawdę wiedział, że tu jestem? Mówił do mnie?
Kolejną chwilę milczenia przerwało pełne rezygnacji westchnienie. Chłopak wstał w końcu z łóżka i stanął koło drzwi. Oparł się o nie plecami.
- Nie zmuszaj mnie, żebym cię stamtąd wyciągnął. - Dumnie skrzyżował ręce na piersi. - Uwierz mi, to nie będzie dla ciebie przyjemne.
Niestety obawiałem się, że mogło być dokładnie tak jak mówił. W końcu uznałem, że już dość tego teatrzyku. Przesunąłem się w prawo i wyczołgałem spod łóżka, akurat tak żeby mebel oddzielał mnie i Maxa. Oparłem się na łóżku i powoli podniosłem. Zachwiałem się, już myślałem, że się przewrócę, okropnie tam zdrętwiałem.
Max zlustrował dokładnie szczelinę pomiędzy podłogą a materacem, a potem zatrzymał swój wzrok na mnie.
- Niezła kryjówka - powiedział w końcu. Nie byłem przekonany czy to uznanie, które usłyszałem w jego głosie było prawdziwe, ale wolałem założyć, że sztuczne.
- Skąd wiedziałeś? - zapytałem go szybko, nim to on zdążył przejąć kontrolę nad tą rozmową.
Max wyglądał na urażonego moim pytaniem.
- Masz mnie za idiotę? - zapytał poirytowanym tonem. - Myślałeś, że nie zauważę?
Powstrzymałem się, by mu na to nie odpowiedzieć. Czy miałem go za idiotę? Nie, choć on mógł pomyśleć co innego. Idiotę byłoby zdecydowanie łatwiej przechytrzyć, idiota nie zabrałby moich kluczy i ogólnie to idioty bym się tak nie bał.
- Przyszedłem tylko po mój klucz i dziennik. - Uznałem, że lepiej będzie unikać odpowiadania na jego pytania.
- No to bardzo mi przykro, bo ich nie dostaniesz - stwierdził, wzruszając ramionami.
Powstrzymałem się, żeby nie krzyknąć. Dlaczego on taki jest? Czy naprawdę znęcanie się nas słabszymi sprawia mi aż taką przyjemność? Jeśli tak właśnie wygląda, ta cała ''wolność'', to ja chyba podziękuję. W ośrodku przynajmniej wiedziałem, co mnie czeka, poza tym tam też chcieli zmuszać mnie do seksu, ale przynajmniej nikt się z tym nie krył.
Wtedy wpadłem na pomysł. Dość ryzykowny... Ale nie byłem pewien, czy mam jakieś inne opcje.
Max krył się przed Mikaelem z czymś jeszcze niż tylko sytuacja ze mną.
Podniosłem na niego wzrok, chłopak patrzył na mnie z zaciekawieniem. No dobra... Teraz albo nigdy. Jeśli nie spróbuję, to nie dowiem się, czy to działa.
- Chyba... - próbowałem przełknąć gulę, która nagle pojawiła się w moim gardle. - Chyba nie chciałbyś, żeby twój ojciec dowiedział się o tobie i Sunny.
Na twarzy Maxa na sekundę pojawiło się zaskoczenie, potem coś czego nie potrafiłem rozpoznać. Złość? Może... Chociaż... Nie, chyba nie do końca. A później po prostu uśmiechnął się złośliwie.
- Grozisz mi? - zapytał. Ironią losu było to, że już prędzej to w jego głosie było słychać groźbę.
Przestraszyło mnie to. Mój plan nie był zbyt przemyślany. Nie przemyślałem go w ogóle. Działem raczej pod wpływem chwili, być może tylko bardziej pogorszyłem, już i tak swoją nie za ciekawą, sytuację.
Tak gorączkowo się nad tym zastanawiałem, że mojej uwadze umknęło jakoś to, że Max zaczął obchodzić łóżko dookoła.
- Nie, ja tylko... - starałem się powoli wycofać, gdy stanął już obok mnie.
Jak oparzony wskoczyłem na łóżko, przeszedłem przez nie i zeskoczyłem po jego drugiej stronie. Mimo to nadal czułem, że Max jest zbyt blisko mnie.
Spojrzał na ślad wgnieceń materiału, które zostawiłem na kołdrze i ubrania, które przyniosła tu Sunny, a które ja teraz niechcący skopałem na podłogę. Zaśmiał się lekko.
- A co, zazdrosny jesteś? - Powtórzył mój manewr, też przeszedł po łóżku i teraz znalazł się już na przeciwko mnie. Bardzo, bardzo blisko.
Zdecydowanie zbyt blisko.
Cofnąłem się, ale uderzyłem plecami o ścianę. Jego dłonie oparły się o nią po obu stronach mojej głowy. Próbowałem po omacku namierzyć klamkę, wtedy mógłbym uciec mu tak jak zrobiłem to ostatnio. Niestety tym razem klamka znajdowała się za daleko.
- To może zastąpisz mi Sunny przez jakiś czas, hm? A ja się wtedy zastanowię, czy nie oddać ci twoich rzeczy - zaproponował słodkim głosem.
Wiedziałem, że kłamał. Nie było nawet szans, żeby odpuścił mi tak łatwo.
- Nie jestem twoją prywatną dziwką - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Nie? - To pytanie zabrzmiało podle, usłyszałem w nim sztuczne zaskoczenie. Ale nie zdążyłem się tym nawet porządnie zirytować.
Max w jednej chwili złapał mnie za ramię i obrócił z taką siłą, że zachwiałem się kilka kroków i upadłem na łóżko. Na szczęście nim Max zdążył przygwoździć mnie do materaca, przeturlałem się na bok. Spadłem na ziemię, ale podniosłem się szybko i pognałem w kierunku drzwi. Otworzyłem je i właśnie wtedy na moim nadgarstku zacisnęła się jego ręka, uniemożliwiając mi ucieczkę.
To koniec.
Odwróciłem się w jego stronę. Byłem przerażony, a on wydawał się być zmęczony tą przedłużającą się gonitwą.
- Nie właź tu więcej bez pozwolenia - powiedział i mnie puścił.
''A ty, to co?'' Miałem na końcu języka, ale się powstrzymałem, uznając, że wydostanie się stąd jest w tej chwili znacznie ważniejsze.
Kiedy udało mi się już wyjść i zamknąć się w swoim pokoju, znowu zastawiłem drzwi krzesłem. Bez klucza zostało mi już tylko to.
Przyszedł czas kolacji. Gdy pojawiłem się w jadalni Mikael i Max byli już na miejscach, jak zwykle zresztą. Przywitałem się i usiadłem do stołu. Jedliśmy w milczeniu, poza życzeniem sobie ''smacznego'' nie odzywaliśmy się. Może Mikael też nie miał dzisiaj ochoty na żadne rozmowy. Ja i Max byliśmy raczej zatopieni we własnych myślach.
- Tato - odezwał się nagle chłopak, wyrywając nas wszystkich ze swoich rozmyślań. - Co byś zrobił, gdybym ci powiedział, że mam romans z jedną ze służących?
Myślałem, że się zakrztuszę zupą, którą właśnie jadłem. Nie, nie zrobił tego. Nie mógł. Spojrzałem na Mikaela, on zareagował nie lepiej. Kaszlnął kilka razy i napił się jeszcze wody. Następnie spojrzał poważnie na syna.
- Jak rozumiem, to czysto hipotetyczne pytanie.
- Jak najbardziej.
Jak najbardziej, nie.
Mikael splótł palce dłoni i oparł łokcie na blacie. Max oparł łokieć obok talerza i podpał podbródek dłonią, przyjmując znacznie mniej oficjalną postawę od swojego ojca. Ja uznałem, że lepiej się nie odzywać i śledziłem uważnie każdy ich ruch.
- Z którą? - zapytał.
- Sunny - odparł wprost. - Młoda blondynka, całkiem ładna. Dorabia sobie u nas na studia.
- Ile ona ma?
- Dwadzieścia dwa lata.
- Zabezpieczacie się?
- Tak.
- Więc nie jest w ciąży?
- Nie jest.
- Kochasz ją?
- To tylko seks.
Zakręciło mi się w głowie od tego ciągłego latania wzrokiem w te i we w te. Mimo to nadal chciałem śledzić rozwój wydarzeń.
Spojrzałem na Mikaela, żeby zobaczyć jak zareaguje na to oświadczenia. Ku mojemu zaskoczeniu, rozluźnił się na te słowa.
Nie rozumiałem. Ucieszyły go te słowa? Myślałem, że się wścieknie.
- Czysto hipotetycznie - zaznaczył, choć wszyscy wiedzieliśmy, że to kłamstwo - może być.
Opuścił wzrok i wrócił do jedzenia, przerwanego posiłku. Max poszedł w jego ślady.
- Dobrze wiedzieć. Spotykamy się, jak coś - powiedział jeszcze, żebyśmy mieli jasność.
- Gratulacje - powiedział tylko, już nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
Max spojrzał na mnie, a ja myślałem, że zaraz trafi mnie szlag. Zacisnąłem zęby. Wytrącił mi z rąk jedyną broń jaką miałem przeciwko niemu.
Pewnie i tak niczego bym nie powiedział Mikaelowi, bo nie chciałbym w żaden sposób zaszkodzić Sunny, ale akurat tego Max nie mógł być pewien, a ja potrzebowałem tego, by trzymać go na dystans. Teraz moja jedyna szansa przepadła.
Odszedłem od stołu wcześniej, mając nadzieję, że uda mi się zamknąć w pokoju. Niestety Max radził sobie nad wyraz dobrze w utrudnianiu mi życia i złapał mnie tuż przed drzwiami.
- Podobało ci się przedstawienie? - zapytał, zaciskając mocno palce na mojej ręce.
Złapał mnie w momencie, gdy już chwyciłem za klamkę, trzymał moją drugą rękę i stał tuż za mną. Nie odwróciłem się w jego stronę.
Może i zdążyłbym otworzyć drzwi i wejść do środka, ale co dalej? Nie mam klucza, a zablokowanie klamki krzesłem zajmie za dużo czasu, Max już dawno zdążyłby wejść do środka. Byłem zmuszony czekać na dalszy rozwój wypadków.
- Niezbyt - odparłem w końcu.
- Niby czemu? - Przysunął się bliżej i zadał to pytanie prosto do mojego ucha. - Wolałbyś sam mu powiedzieć?
Przeszły mnie ciarki. Od jego oddechu, aż jeżyły mi się włoski na karku. Może i byłoby to nawet przyjemne uczucie, gdyby nie ogarniało mnie w tym momencie przerażenie i panika.
- Zostaw mnie!
Wyrwałem mu się i obróciłem. Max pchnął mnie na ścianę, ale tym razem zamiast oprzeć dłonie na wysokości mojej głowy, żeby odciąć mi możliwość ucieczki, położył je ciężko na moich ramionach. Powstrzymałem odruch, by przełknąć ślinę ze zdenerwowania, teraz Max wydawał mi się jeszcze wyższy niż zazwyczaj. Zabolały mnie miejsca, o które się właśnie opierał.
- Nigdy więcej nie próbuj mnie szantażować - ostrzegł, patrząc mi prosto w oczy, po czym przechylił się tak, żeby jego usta znowu znalazły się przy moich uchu. - Bo może cię spotkać coś bardzo, bardzo złego.
- Co może być gorsze od ciebie? - odważyłem się zapytać.
To było głupie z mojej strony.
Uścisk na moich ramionach zelżał. Syknąłem, bo dopiero teraz poczułem jaki sprawiało mi to ból. Spojrzałem na Maxa, który lekko się cofnął, jak na razie jego mina nie wyrażała złości, robił to tylko jego głos. Chłopak uśmiechnął się złośliwie.
- Naprawdę mam ci pokazać? - zapytał podchwytliwie.
Drgnąłem, po czym spuściłem wzrok.
- N-nie...
Max puścił mnie i się cofnął. Ja nadal nie podnosiłem wzroku, nie zrobiłem tego nawet wtedy, gdy usłyszałem trzask drzwi i zostałem na korytarzu sam.
Świetnie, teraz Max będzie na mnie jeszcze bardziej cięty niż do tej pory. Po prostu pięknie... Próbowałem go zaszantażować, co mi odbiło? Nie jestem nim, to było pewne, że mi się to nie uda.
Osunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodze. Nie wracałem do swojego pokoju. Przysunąłem kolana do klatki piersiowej, objąłem je rękami i oparłem na nich głowę.
Co ja mam teraz zrobić? Nawet jeśli zamknę się w pokoju, to Max i tak może w każdej chwili wejść do środka, bo ma klucz. Może rzeczywiście lepiej byłoby mu ulec?... Jeśli to zrobię, to da mi już spokój? Wtedy w końcu odpuści? Straci zainteresowanie mną? A może będzie jeszcze gorzej, bo zobaczy, że ma ze mną łatwo?
Gdyby Gabriel tu był wszystko byłoby inaczej... Gdyby Gabriel... Gdyby nie ten ośrodek, to Gabriel nadal by żył, a mnie by tu nie było...
Siedziałem tak przez chwilę, aż w końcu poczułem wilgoć na moim rękawie. Powoli podniosłem głowę. Pociągnąłem nosem i otarłem policzki dłonią. Nie chciałem, żeby ktoś mnie teraz zobaczył, więc podniosłem się i wróciłem do pokoju.
Nie miałem nawet siły, by zastawiać drzwi krzesłem. Usiadłem na łóżku, jednak już po chwili musiałem wstać, żeby otworzyć drzwi szafy.
Umieszczone tam lustro, odbijało moją twarz, a ja nie miałem ochoty na siebie patrzeć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top