10.

Następnego dnia, kiedy miałem lekcje z Roberthem, mężczyzna podał mi wyniki moich testów.

Nie znałem się na tym, ale raczej każdy, kto zobaczyłby praktycznie w całości poprzekreślane na czerwono strony, domyśliłby się, że wyniki nie są dobre. Napisałem trzy testy, z angielskiego, matematyki i nauk przyrodniczych. Na kartkach nie było ocen, widniały tam tylko wyniki zapisane w procentach. Z matematyki dostałem cztery procent, z angielskiego jedenaście, a z nauk przyrodniczych osiemnaście.

- Zaliczyłbym ten test? - zapytałem, choć odpowiedź była oczywista. Po tym wymownym milczeniu Robertha już wiedziałem, że nie. Nie musiał mi nawet odpowiadać.

- Testy nie były na zaliczenie. Miały nam tylko pomóc zorientować się na jakim jesteś poziomie - wyjaśnił.

Na niskim, wiem.

- Ale gdyby to było w normalnej szkole - dociekałem. - Z takimi wynikami, zaliczyłbym?

- Nie - odparł krótko.

Tak myślałem. Po prostu musiałem usłyszeć to na głos. Jestem beznadziejny, nie nadaje się do tego. Nie rozumiem, dlaczego Mikaelowi zależy na edukacji niewolnika. Przecież to za dużo do nadrabiania, już lepiej sobie odpuścić. Nic z tego nie będzie.

Przez resztę zajęć nauczyciel tłumaczył mi jakie popełniłem błędy na testach, po czym dał mi książki, z których będę miał się teraz uczyć.

Próbowałem coś z tego zapamiętać, naprawdę się starałem, ale nadal trudno było mi się w tym wszystkim połapać. Nie potrafię. Nie potrafię. Nie potrafię... Za dużo tego...

Po skończonych lekcjach, wyszedłem na dwór. Po raz pierwszy postanowiłem pójść do ogrodu. Jeszcze nigdy tam na byłem.

Za rezydencją znajdowało się duże podwórko, a tym co najbardziej przykuło moją uwagę było potężne drzewo stojące samotnie na środku, niczym centralny punkt trawnika. Na jednej z grubych gałęzi zawieszona była duża drewniana ława, na której spokojnie można byłoby się położyć. Nawet podobało mi się to miejsce...

Nagle usłyszałem szczekanie psa. Odwróciłem się w tamtą stronę, zwierzę biegło właśnie w moim kierunku.

Cudownie. Jeszcze nigdy nie zostałem poszczuty psem. Pora nadrobić te zaległość.

Wskoczyłem na huśtawkę, która natychmiast zaczęła się gwałtownie bujać do przodu i do tyłu. Pies zatrzymał się w bezpiecznej odległości, by nią nie dostać. Zwierzę strasznie ujadało, ani na chwilę nie chciało się uciszyć. Bałem się, że zaraz spróbuje wskoczyć. Miałem nadzieję, że ktoś prędzej czy później zainteresuje się tym hałasem i go stąd zabierze, bo jak na razie nie zapowiadało się bym szybko zszedł na dół.

Po jakichś kilku minutach rzeczywiście ktoś się pojawił. Szkoda tylko, że to był akurat on.

- Hej, skarbie - odezwał się Max. - Postanowiłeś pobawić się z psem?

Syn Mikaela prowadził właśnie czarny motor po wybrukowanej ścieżce wijącej się naokoło domu. Nie wyglądał na jakoś szczególnie chętnego do pomagania mi. Zapewne najchętniej wsiadłby na maszynę, odpalił ją i zostawił mnie na pastwę tej bestii. Chociaż nie, znając jego, to raczej zostałby popatrzeć.

- Mógłbyś łaskawie go stąd zabrać? - powiedziałem, próbując przekrzyczeć jazgotanie psa.

Max uśmiechnął się do mnie. Odstawił motor i podszedł do mnie z rękami schowanymi do kieszeni.

- Jak ładnie prosisz. - Spojrzał na mnie z tym swoim przebiegłym uśmieszkiem. - Zrób to jeszcze raz.

- Max! - krzyknąłem desperacko.

Mimo to zauważyłem, że w jego towarzystwie zwierzę trochę się uspokoiło. Chłopak kucnął na trawniku i podrapał psa za uchem.

- Krzyczeć będziesz może innym razem - zaśmiał się Max. - A teraz wyluzuj. Roger nie zrobi ci krzywdy. Chciał się tylko pobawić.

- No nie wiem - odparłem. - Widziałeś te jego zęby?

Chłopak podniósł się i machnął na mnie ręką, każąc mi zejść. Teraz pies przestał już szczekać, mimo to pokręciłem przecząco głową. Nie miałem najmniejszej ochoty, schodzić na dół do tej bestii. W sumie to tych dwóch bestii.

Mocną stroną Maxa zdecydowanie nie była cierpliwość. Syn Mikaela złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę, tak że omal nie spadłem na ziemię.

- Max... - powiedziałem błagalnie.

Pies znowu zaczął na mnie warczeć.

Do Maxa chyba w końcu dotarło, że to nic nie da. Mruknął coś do siebie niezadowolony, po czym wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Daj rękę.

Drugą cały czas głaskał psa, dopiero wtedy zauważyłem, że jego lewą rękę zdobi czarny tatuaż, łańcuch okrążający jego nadgarstek. Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie widziałem prawdziwego tatuażu.

Tak się na niego zapatrzyłem, że nie zauważyłem, kiedy znowu mnie złapał i przyciągnął do siebie.

- Max! - próbowałem zaprotestować, ale było już za późno, zostałem zmuszony do tego, żeby zeskoczyć na ziemię.

Pies znowu zawarczał, a ja szybko zamknąłem oczy i spróbowałem się zasłonić. Zaraz mnie ugryzie.

Starałem się przygotować, na nadchodzący ból. Max przybliżył moją dłoń do psiego pyska. Roger powąchał ją, po czym szturchnął nosem. Zdziwiłem się, ale nie poczułem rwącego bólu, kiedy zęby przebijają skórę. Nie ugryzł mnie.

Otworzyłem oczy, a pies tylko wpatrywał się we mnie, merdając ogonem.

- Mówiłem, że nic ci nie zrobi - zaśmiał się Max, drapiąc go za uchem. - Jest łagodny jak baranek.

Mimo jego zapewnień, wolałem jednak nie ryzykować. Nie mogłem wiedzieć, czy Max mnie nie okłamuje i nie miałem pojęcia, czy Roger faktycznie zaakceptował mnie na tyle, żeby mnie nie ugryźć. Ostrożnie i powoli wycofałem rękę, żeby go nie sprowokować do ataku.

- Jadę do miasta - oznajmił nagle max, odwracając się w moją stronę. - Nie chciałbyś zabrać się ze mną?

- Nie chciałbyś oddać mi klucza do pokoju? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Nie to nie - powiedział, wstając.

Otrzepał swoje kolana i nie mówiąc już nic więcej, wrócił do swojego motoru. Jednak zanim odszedł, poczochrał mnie po włosach. Zrobił to samo, co wtedy podczas naszego pierwszego wspólnego śniadania, gdy szedł do szkoły. Co jest? Co to niby ma znaczyć?

Pies pobiegł za nim, odetchnąłem z ulgą, że jego uwaga przestała już skupiać się na mnie. Zaczekałem, aż chłopak zniknie mi z pola widzenia, następnie wróciłem do rezydencji. Uznałem, że w najbliższym czasie nie wrócę na dwór. Wolałem raczej uniknąć spotkania z Rogerem. Jakoś źle mu z oczu patrzyło. Był dość duży i brązowo-czarny, nie znałem się na rasach, ale wiedziałem, że jego ugryzienie na pewno będzie boleć.

Gdy wszedłem do pokoju, czekała na mnie niezbyt przyjemna niespodzianka. Przy biurku stał brat Gabriela i właśnie przeglądał jakieś dokumenty.

- Mikael, co ty tu...? - urwałem, gdy tylko zobaczyłem, co to są za kartki, które przegląda.

To nie były żadne dokumenty, mężczyzna oglądał właśnie testy, których wyniki pokazywał mi dzisiaj Roberth. No to już po mnie...

- Roberth mówił, że oddał ci dzisiaj testy - powiedział.

- Tak, są...

- Nienajlepsze - dokończył, niezbyt zadowolony - żeby nie powiedzieć tragiczne.

Powinienem mu przytaknąć? Mam się z nim zgodzić? Obiecać, że następnym razem będzie lepiej? Nie byłem pewien, czy w ogóle mam mu jakoś na to odpowiedzieć, więc w końcu nie powiedziałem nic. Usiadłem tylko na łóżku.

Będzie teraz na mnie krzyczał? A może od razu mnie uderzy? Widziałem, że nie podobają mu się wyniki, które otrzymałem, zresztą chyba nikomu by się nie podobały. Poza tym sam Roberth mówił mi, że z tyloma punktami, co otrzymałem nie zaliczyłbym żadnego testu. W ośrodku nie było to aż tak ważne, chodziło im głównie o to, byśmy znali się na naszych ''podstawowych'' zadaniach.

W ośrodku starali się nie uszkodzić nas na tyle, by zostały nam jakiekolwiek ślady na stałe. Zwykle starali się ograniczać do siniaków. Zazwyczaj dostawaliśmy pasem. Byłem ciekaw, co może czekać mnie tutaj.

Jak na razie Mikael milczał. Pewnie zbierał siłę, żeby zacząć na mnie wrzeszczeć.

- Nie martw się. Następnym razem będzie lepiej - powiedział do mnie, nie przestając przyglądać się moim odpowiedziom. - Przynajmniej taką mam nadzieję.

Odłożył testy i odwrócił się w moją stronę.

- Coś się stało? - zapytał zdziwiony.

Nie odpowiedziałem. I tak nie wiedziałbym jak mam się mu wytłumaczyć. Po prostu nie znałem poprawnej odpowiedzi, nie miałem nic innego na swoją obronę. Jak się okazało, to czego kazali się nam uczyć w ośrodku było raczej marną wiedzą, niezbyt przydatną na testach. Ale dla Mikaela może to wcale nie być żadne wytłumaczenie, zawiodłem go i tyle.

Nagle poczułem, że materac po mojej lewej stronie się ugina.

- Martwisz się tymi wynikami? - zapytał, siadając obok mnie.

- Raczej karą...

- Karą? - zdziwił się.

Podniosłem na niego wzrok. Mikael wyglądał na szczerze zaskoczonego. Pewnie nie spodziewał się, że sam będę się go upominać o karę.

- Jesteś zły za te wyniki, prawda? - Byłem pewien, że był, i to bardzo.

- Co nie znaczy, że zamierzam cię za nie ukarać - stwierdził szybko. - Nie oczekiwałem, że będziesz miał ze wszystkiego po sto procent. Zdziwiłbym się gdybyś miał choćby trzydzieści.

Trzydzieści na sto, to chyba faktycznie nienajlepszy wynik, choć mi pewnie byłoby trudno uzyskać chociażby dwadzieścia procent...

Wzdrygnąłem się, gdy poczułem jego dłoń na swoim ramieniu. Od razu się skuliłem.

- Powoli, Theo, małymi krokami. - Poklepał mnie lekko w ramię. - Będzie dobrze, skup się na tym, by na następnym testach mieć więcej niż na tych teraz.

Nawet dwadzieścia procent będzie większym wynikiem niż to, co uzyskałem teraz...

Testy poszły mi koszmarnie, wiedziałem o tym. Mimo to Mikael nie krzyczał, nie wściekał się na mnie, nie bił. Nie chciał dać mi kary. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć, byłem niemalże pewien, że gdyby Max pokazał mu tak złe wyniki rozmowa przebiegałaby troszkę inaczej.

- Mogę mieć prośbę? - zapytałem, decydując się zaryzykować.

Mikael spojrzał na mnie lekko zaskoczony.

- Oczywiście - powiedział łagodnie. - Jest coś czego potrzebujesz?

- Klucza do pokoju - odpowiedziałem lekko skrępowany. - Zgubiłem ten, który tu był...

Być może mężczyzna właśnie zadawał sobie pytanie, gdzie ja łaziłem z tym kluczem, że go zgubiłem. Miałem nadzieję, że nie będzie zły, że jeden gdzieś mi przepadł, a ja miałem jeszcze czelność prosić go o drugi...

- Po co ci klucz? - zapytał po chwili namysłu. - Jesteś tu bezpieczny, nie musisz się zamykać.

No właśnie nie. Jest kompletnie odwrotnie. Muszę się zamykać, bo nie jestem tu bezpieczny, a zagrożenie grozi mi między innymi ze strony twojego syna.

Nie mogłem jednak mu tego powiedzieć.

- To znaczy, że nic z tego? - posmutniałem, domyślając się jak będzie brzmieć jego odpowiedź.

No tak, na co ja liczyłem? Ponieważ właśnie takiej odpowiedzi mogłem się spodziewać.

- Nie o to mi chodziło - powiedział od razu, po czym podniósł się z miejsca. - Jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej, to dam ci zapasowy klucz.

- Dziękuję - odpowiedziałem, mimowolnie się przy tym uśmiechając. - Obiecuję, że tego już nie zgubię.

Natychmiast zrobiło mi się głupio, że go okłamuje. Chociaż w zasadzie... skłamałem? Nie powiedziałem, że chodzi o coś innego niż Max. No a on nie dopytywał się szczegółowo dlaczego tak bardzo zależy mi na posiadaniu klucza. Nie zakał mi nawet wyjaśniać jak to się stało, że zgubiłem poprzedni. Skłamałem tylko mówiąc, że klucz został zgubiony...

Ja tylko... nie powiedziałem mu całej prawdy...

Ucieszyło mnie, że Mikael dał mi nowy klucz. Dzięki temu znowu mogłem się zamknąć w pokoju na noc i poczuć nieco bezpieczniej, odgradzając się od Maxa.

Tej nocy mogłem spać spokojnie. Nie bałem się, że Max wejdzie do środka, gdy będę spać i zrobi mi krzywdę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze mi się spało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top