Rozdział 5

-Ooo, jakie to piękne. Po prostu cieszymy się waszym szczęściem- usłyszeliśmy złowrogi głos i oderwaliśmy się od siebie. Lukas popchnął mnie lekko, dając znak, bym stanęła za nim. Spojrzałam nad jego ramieniem i ujrzałam dwóch mężczyzn, ubranych na czarno. Jeden z nich był brunetem, drugi blondynem. Mieli około 23 lat, a całym wyglądem przypominali gangsterów.
-Odejdźcie stąd. Nie powinno was tu być- rzekł Lukas.
-To tak witasz starych przyjaciół?- zapytał blondyn.
-Nie jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nie byliśmy. Nie jestem wam nic dłużny.
-To wiemy, ale sam przyznaj, trochę zwlekałeś z zapłatą- rzekł drugi.
-Spłaciłem dług. To się liczy. Zostawcie mnie w spokoju.
-Lukas? O co chodzi? Kim oni są?- zapytałam po cichu.
-Ty jesteś Grace, prawda?- zapytał brunet. –Taka śliczna dziewczynka nie powinna się zadawać z takim nieudacznikiem jak on- wskazał głową na Lukasa. –Chodź z nami- wyciągnął do mnie rękę, a mój towarzysz jeszcze bardziej schował mnie za siebie i powiedział:
-Odczep się od niej.
-Bo co mi zrobisz? Pobijesz? Zabijesz? Nie bądź śmieszny- obaj mężczyźni zaczęli się śmiać. –Jesteś słaby- rzekł, podchodząc do Lukasa. –Zostaw dziewczynę. My się lepiej nią zajmiemy. Pokażemy, czym jest dobra zabawa. Zobaczymy, czy pod tą sukienką jesteś równie piękna- zwrócił się w moją stronę, puszczając do mnie oczko.
W tym samym momencie, pięść mojego partnera trafiła go w nos. Rozległ się trzask, a mężczyzna zwinął się z bólu, powstrzymując płynącą krew.
-Zabiję cię- wycedził przez zaciśnięte zęby i rzucił się na Lukasa.
Obaj wylądowali na ziemi. Zaczęłam wołać o pomoc, mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy, pomimo głośnej muzyki. Chcąc pomóc swojemu towarzyszowi, który leżał pod brunetem okładany pięściami, ruszyłam w jego stronę. Zostałam jednak zatrzymana przez blondyna, który złapał mnie w pasie. Zaczęłam wierzgać nogami, próbując się wyrwać napastnikowi. Odchyliłam się i przywaliłam mu głową, jednocześnie wbijając szpilki w stopę. Udało mi się wyrwać z jego uścisku i czym prędzej rzuciłam się brunetowi na plecy, oplatając rękoma jego szyję. Niestety jednym ruchem zwalił mnie z siebie. Zostawił jednak Lukasa i podszedł do mnie. Zdążyłam się podnieść i po chwili czułam jak jego ręce zaciskają mi się na gardle. Nie mogłam oddychać. Kątem oka widziałam, jak mój ukochany się podnosi, a w dłoni trzyma ciężki kamień. Znajdujący się z boku blondyn, który otrząsnął się już po moim ciosie, również go zauważył i wyciągnął z kiszeni broń. Nieświadomy niczego chłopak rzucił się na bruneta, a ten odsunął się zręcznie, pociągając mnie za sobą.  Wszystko potoczyło się tak szybko. Widziałam jedynie jak mój ukochany rzuca się na mojego oprawcę, a ten odepchnął mnie tak, że znalazłam się w miejscu, w którym przed chwilą stał Lukas. Rozległ się strzał, a moją klatkę piersiową przeszył ogromny ból. Upadłam na ziemię, słysząc krzyk towarzysza.
-Grace!
-Spadamy- usłyszałam z boku i dwaj gangsterzy oddalili się czym prędzej.
-Grace!-poczułam dłonie Lukasa dotykające z czułością mojej twarzy.- Grace, błagam Cię, nie zamykaj oczu kochanie- rzekł,a w jego własnych pojawiły się łzy.
Przód mojej sukienki powoli przesiąkał krwią. Zaczęłam się lekko trząść. Było mi tak zimno. Jak przez mgłę widziałam zapłakaną twarz mojego ukochanego.
Obok mnie rozległy się krzyki gości ,roztrzęsione głosy wzywające karetkę. Zdawało mi się, że gdzieś z boku usłyszałam zapłakany głos Laury. Lecz dla mnie liczyła się tylko jedna osoba.
-Skarbie, proszę Cię, nie umieraj. Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze. Nie zostawiaj mnie- prosił. Czułam, jak uchodzi ze mnie życie. Czułam się taka słaba...
-Nie odchodź. Kocham Cię- usłyszałam.
-Ja Ciebie też- wyszeptałam, a potem zapadła całkowita ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top