Maxwell Killn. (Epilog)
Następnego ranka, podczas śniadania panowała napięta atmosfera. Ojciec był nie w humorze i chyba domyślałem się dlaczego. Będę musiał z nim o tym pogadać. A szkoda, miałem taki dobry nastrój, po tym jak Theo w końcu zdecydował się spędzić ze mną noc.
Poszedłem do jego gabinetu zaraz po śniadaniu. Oczywiście wszedłem bez pukania, jak to miałem w zwyczaju, on był już do tego przyzwyczajony.
- Jestem zajęty - powiedział od razu, chcąc mnie zbyć.
- Zajmę ci tylko chwilę. - Podszedłem bliżej, a on łaskawie podniósł na mnie wzrok znad dokumentacji.
- Przemyślałem sprawę - oświadczyłem, zaciskając ręka na tatuażu. - To był błąd. Miałeś rację, jak zawsze. Pójdę na tę uczelnie, którą ty wybrałeś, więc będę mógł później pracować u ciebie, prawda?
Wiem, że myślał o moim dobru, ale nigdy nie podobało mi się to, że chciał układać mi życie. Chciał, żebym w przyszłości przejął jego interes, więc już od dawna mówił mi na jaką uczelnie powinienem iść. Ja w akcie protestu, wybrałem sobie coś zupełnie innego, jeszcze dalej niż ta którą wybrał on.
Ale po wczorajszej nocy... zdałem sobie sprawę jak bardzo szczeniackie było moje zachowanie.
- Komu zawdzięczam tę nagłą zmianę? - Ojciec spojrzał na mnie zdziwiony.
- Theo - powiedziałem wprost.
- Ma na ciebie aż taki wpływ? - Uśmiechnął się zaciekawiony.
Oj tak, zdecydowanie będziesz musiał mu podziękować.
- Nawet nie wiesz jaki...
Ja i Theo oficjalnie spotykaliśmy się do końca szkoły, a potem musiałem wyjechać. Na początku starałem się utrzymywać kontakt jak najczęściej, ale zdałem sobie sprawę, że im bardziej o to walczyłem, tym gorzej nam szło. Ostatecznie zerwaliśmy.
Częściej niż z Theo kontaktowałem się z ojcem i moimi przyjaciółmi. Wiedziałem, że chłopak zajmuje się babciom, a Sunny wyjechała, ja tymczasem postanowiłem skupić się na nauce, bo uczelnia okazała się bardziej wymagająca niż sądziłem na początku. W międzyczasie musiałem jakoś stłumić moje uczucia do Theo, które wracały z każdym moim przyjazdem do domu. Nie kontaktowaliśmy się już zbyt często, starałem się nie myśleć o nim zbyt często, najskuteczniejszym sposobem okazało się znalezienie sobie dziewczyny, z którą znajomość zaczęła się tak szybko jak się skończyła. Gdy mimochodem wspomniałem o tym podczas mojej wizyty w domu, dowiedziałem się, że Theo również kogoś sobie znalazł. Może to i nawet lepiej. Jeśli jest szczęśliwy to wspaniale, nawet jeśli nie ma mnie z nim.
Do końca moich studiów został rok, więc postanowiłem poświęcić się stażowi i nie wracać do domu na wakacje. Pewnie nie pojawiłbym się tam do Świąt, gdyby nie śmierć babci.
Przyjazd wcale nie okazał się taki prosty, ale w końcu mi się udało, mimo że nie mogłem dotrzeć wcześniej niż na samą ceremonię. Nie chciałem jednak zwracać na siebie uwagi, więc zająłem miejsce z tyłu.
Żałowałem, że nie mogłem zjawić się wcześniej. Nie przypuszczałem nawet, że jest aż tak źle. Może wtedy wyrwałbym się wcześniej.
Wiedziałem, że po pogrzebie część osób pojedzie do rezydencji. Wypatrywałem w tłumie Theo, ale nigdzie go nie widziałem. W końcu zauważył mnie ojciec, rozmawialiśmy przez chwilę, po czym dowiedziałem się, że Theo chciał odwiedzić jeszcze grób wujka Gabriela i wróci taksówką lub autobusem. Od razu powiedziałem mu, że przyjechałem samochodem i sam go odwiozę.
Odnalazłem Theo przy grobie, ale dobrą chwilę wahałem się z podejściem. Wujek był dla niego naprawdę kimś ważnym, nawet sobie nie wyobrażałem jakie mogą być jego odczucie względem kogoś, kto próbował wyciągnąć go z ośrodka dla niewolników.
W końcu znalazłem w sobie dość odwagi by podejść.
- Nic ci nie jest? - zapytałem, widząc, że chłopak jest na skraju płaczu.
Theo skinął tylko głową na znak, że wszystko jest w porządku i szybko przetarł oczy.
Nie wiedziałem, co powinienem mu powiedzieć, by go jakoś pocieszyć. Powinienem w ogóle mówić cokolwiek?
- Ja też za nim tęsknię - stwierdziłem cicho, decydując się jednak odezwać. - Wujek lubił pomagać ludziom.
- Uratował mi życie - powiedział.
Tak, to prawda. Gdyby nie wujek, nigdy nie poznałbym Theo, który prawdopodobnie do dziś ''pracowałby'' w tamtym ośrodku.
Dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, nie zamieniając ze sobą ani słowa, aż w końcu chłopak pożegnał się ze mną i oświadczył, że idzie na przystanek. Nie ma mowy.
- Odwiozę cię - zaproponowałem mu.
- Przyjechałeś samochodem? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
No inaczej trudno byłoby mi zdążyć.
- Jakoś musiałem tu przyjechać. - Uśmiechnąłem się do niego.
Theo przez chwilę się nad czymś zastawiał. Może nie chciał ze mną jechać, w sumie bym się nie zdziwił, nasz kontakt ostatnio wyglądał dość marnie, żeby nie powiedzieć tragicznie. Ale mimo wszystko, tak będzie dużo szybciej.
- To co? Jedziesz ze mną? - dopytałem, gdy mi nie odpowiadał. - Bez sensu, żebyś wydawał kasę na transport publiczny.
- Mhm, jadę - zgodził się w końcu.
Wkrótce później ruszyliśmy w stronę parkingu. Szliśmy w milczeniu, nie wiedząc o czym mamy ze sobą rozmawiać. Choć po takim czasie tematów do rozmów chyba nie powinno nam zabraknąć, jakoś żaden z nas nie chciał się odezwać. Pewnie dlatego, że nie chcieliśmy, by rozmowa potoczyła się w złym kierunku.
Wychodząc z cmentarza, znowu naszły mnie wyrzuty sumienia, że nie przyjechałem, gdy jeszcze był czas.
- Żałuję, że nie mogłem być wcześniej i się z nią pożegnać - powiedziałem ponuro.
- Mhm, tak... Miałeś pracę, naukę. Zrozumiałaby to - powiedział, choć miałem wrażenie, że nie było to do końca szczere.
- To mnie nie tłumaczy - stwierdziłem.
Zaparkowałem całkiem blisko, więc na miejsce dotarliśmy całkiem szybko.
Wsiedliśmy w ciszy i przyznaję, że musiałem się powstrzymywać, żeby się nie zaśmiać, gdy zobaczyłem jak Theo na mnie patrzy. Miałem wtedy wrażenie, że to co do siebie czuliśmy wcale nie wygasło. Odpaliłem silnik i byłem już przygotowany do jazdy, ale nie miałem zamiaru dostać mandatu za niezapięte pasy mojego pasażera. Dałem chłopakowi delikatny sygnał do tego, co powinien zrobić, ale był chyba tak czymś zamyślony, że go nie zauważył.
- Pasy - upomniałem go po raz kolejny.
Theo wzdrygnął się, jakbym powiedział mu nie wiadomo co takiego. Zaniepokoiłem się, bo chłopak od razu pobladł.
- Co? - zapytałem, nie rozumiejąc, co się właśnie stało.
- Nie, nie, nic. Już zapinam - odparł szybko.
Zapiął pasy i z tego co zrozumiałem, nie chciał mi się tłumaczyć, więc nie zamierzałem naciskać. W drodze towarzyszyła nam cisza, trochę szkoda, bo naprawdę chciałbym z nim porozmawiać, skoro nie widzieliśmy się tyle czasu, ale bałem się, że Theo nie chce ze mną rozmawiać i uzna to za narzucanie się z mojej strony.
Na reszcie dojechaliśmy do domu. Zaparkowałem obok samochodu ojca, ale poza naszymi autami, na podjeździe stało ich jeszcze kilka. Chyba ani on, ani ja nie mieliśmy ochoty tam iść.
- Jesteśmy - oświadczył, choć nie miałem w sumie pojęcia po co.
- Jak tam twoja dziewczyna? - zapytał nagle Theo.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie spodziewałem się takiego pytania z jego strony, ale skoro go to interesowało, to chyba mogłem założył, że nadal mu zależało.
- Nie jesteśmy już razem. - Wzruszyłem tylko ramionami.
- Aha... - Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo wydawał się zaskoczony.
Na chwilę znowu zapanowało między nami milczenie, ale żaden z nas nadal nie wychodził. Ja jednak nie mogłem zostawić tak tego tematu.
- A co z twoim chłopakiem? - Skoro on pytał, to ja też musiałem się dowiedzieć.
Chłopak wyraźnie się tym zestresował.
- Nie jesteśmy razem, znaczy nigdy nie byliśmy... - zaczął się tłumaczyć. - To tylko kolega, ja... nawet nie chciałbym się z nim spotykać.
- Coś z nim nie tak? - zdziwiłem się.
- Nie, po prostu... - zamilkł, zanim zdążył mi wyjaśnić, a potem chyba zwyczajnie zmienił zdanie odnośnie tego, co chciał mi powiedzieć. - To nie to.
''To nie to''? Mógłbym powiedzieć to samo odnośnie moich związków z dziewczynami. Ten temat zaczął mnie powoli dobijać, więc uznałem, że powinniśmy to zakończyć.
- No tak - stwierdziłem, wysiadając z auta. - Chodźmy już.
Osobiście miałem nadzieję, że nasi goście szybko się rozejdą. Rozmowy z członkami naszej rodziny i znajomymi były okropnie męczące, najchętniej od razu wróciłbym do swojego pokoju albo pojechał do mieszkania. Ale trzeba było stwarzać pozory. Na wszelki wypadek starałem się pilnować Theo, tak w razie co.
Nie mogłem się doczekać, kiedy goście zdecydują się w końcu wyjść. Niestety gdy to się na reszcie stało było już późno. Chciałem porozmawiać z Theo, ale zauważyłem, że zdążył już pójść do siebie. Jakby tak na to nie patrzeć ten dzień był wyjątkowo męczący dla nas dwóch, więc postanowiłem mu nie przeszkadzać.
Zamierzałem się szybko położył. Przygotowałem się do snu, ale po głowie kołatało mi się zbyt dużo myśli by spać. Chciałem porozmawiać z Theo, ale jakoś nie było ku temu okazji, więc postanowiłem przełożyć to na ranek.
Nagle usłyszałem jakiś dźwięk na korytarzu. Powstrzymałem się przed spojrzeniem na zegarek, wolałem nawet nie wiedzieć, która jest godzina. Usiadłem na łóżku i nadstawiłem ucha, ale już nic więcej nie usłyszałem. Postanowiłem zaryzykować, podszedłem do drzwi i je otworzyłem.
Tak jak się spodziewałem, na korytarzy stał Theo. Chciałem coś powiedzieć, ale trochę rozproszyły mnie jego lekko otwarte usta, gdy lustrował mnie od góry do dołu.
- Ja właśnie... - zaczął cicho.
- Akurat chciałem do ciebie iść... - wszedłem mu w słowo.
I po co ja się przyznaję?...
- Też nie możesz spać? - zapytał, bo chyba nie chciał, by między nami znów zapanowała niezręczna cisza.
- Ta - mruknąłem, wkładając ręce do kieszeni.
Theo wskazał nieśmiało na wnętrze jego pokoju.
- Mogę...?
- Jasne. - Odsunąłem się szybko, wpuszczając go do środka.
Chłopak usiadł na moim łóżku, a ja usiadłem obok niego. Skoro Theo wybierał się do mnie, to chyba też miał mi coś do powiedzenia. Mimo to jak na razie uparcie milczał. No dobra, skoro nie on, to ja będę musiał być tym, który postawi sprawę jasno.
- Spotykałem się z tą dziewczyną, żeby o tobie zapomnieć - oznajmiłem szczerze. - A zerwałem z nią dlatego, że nie mogłem o tobie zapomnieć.
Powiedziałem, żebyśmy mieli jasność, ale chłopak chyba nie wiedział jak ma mi na to odpowiedzieć. Chciałem dać mu jakoś do zrozumienia, do czego zmierzam, więc położyłem dłoń obok jego dłoni. Jednak go nie dotknąłem, chciałem, żeby to od niego należała decyzja.
- Myślisz, że jeśli za rok wrócę do rezydencji to... - zamilkłem, bo nie wiedziałem jak dokładnie chciałbym dokończyć to zdanie. ''... znów możemy być razem?'', ''... dasz mi jeszcze jedną szansę?'', ''... tym razem nam się uda?''. Nic nie brzmiało wystarczająco dobrze.
Nagle poczułem, że Theo położył dłoń na mojej i złapał za moje palce.
- Myślę, że nadal będę tu na ciebie czekać - oznajmił.
Tej nocy Theo spał w moim pokoju. Udało nam się przegadać w nocy kilka spraw, a potem zaproponowałem, by nie wracał już do siebie. Byłem z nim naprawdę szczęśliwy.
Rano obudziło mnie skrzypienie otwieranych drzwi. Nie za bardzo jak miałem się ruszyć, bo Theo spał przytulony do mnie, a ja nie chciałem go obudzić. Spojrzałem na drzwi, w których stał... no oczywiście, mój ojciec. Chyba chciał coś powiedzieć, ale szybko przyłożyłem palec do ust na znak, że ma zachować ciszę.
Ojciec się wycofał, a ja delikatnie wysunąłem się z objęć chłopaka i wymknąłem z łóżka. Zszedłem na dół do jadalni, gdzie już czekał na mnie ojciec, pijąc kawę. Po drugiej stronie stołu również stał kubek z kawą, z czego wywnioskowałem, że czeka nas poważna rozmowa.
Że też musiał nas nakryć. Gdy mieszkaliśmy razem jakoś zawsze udawało nam się przed nim ukrywać.
- Jak długo to trwa? - zapytał, jeszcze zanim zdążyłem usiąść.
- Trudno powiedzieć... - oświadczyłem, bo sprawa naprawdę była skomplikowana.
Theo na początku naprawdę był dla mnie bardzo uciążliwy. Przez całe życie byłem jedynakiem, a tu nagle w moim domu pojawił jeszcze jeden chłopak, więc trochę ciężko było mi znaleźć moment, kiedy Theo przestał być ''dodatkowym'' elementem mojego życia, a zaczął być jednym z ważniejszych elementów.
- Skłamałbym mówiąc, że się nie domyślałem.
O mało się nie zakrztusiłem, kiedy to usłyszałem. Aż tak było to po nas widać?
- Naprawdę? - zapytałem, niedowierzając.
Mojego ojca chyba to całkiem rozbawiło. Już od dawna nie widziałem u niego uśmiechu, choć może to była kwestia tego, że tak rzadko się widywaliśmy.
- Zmieniłeś się, odkąd zjawił się Theo - odpowiedział, upijając łyk kawy.
Trudno się z tym nie zgodzić. Po prostu musiał zauważyć, że zacząłem zachowywać się inaczej, a skoro w naszym życiu pojawił się Theo, raczej ciężko byłoby się nie domyślić, że to on jest tego przyczyną.
Ale skoro wiedział, to była jeszcze jedna kwestia, która mnie teraz martwiła.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytałem, denerwując się trochę tym jaką odpowiedź mogę otrzymać. W najgorszym wypadku Theo będzie musiał jechać ze mną, choć szczerze wątpię, by uśmiechało mu się zostawienie wszystkiego co ma tu.
- Cóż... - westchnął, przedłużając moje oczekiwanie - będę potrzebować trochę czasu, żeby to sobie jeszcze raz poukładać, ale skoro jesteście szczęśliwi...
Popatrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, to niemożliwe, żeby poszło aż tak łatwo.
- Poza tym nie jesteście już dziećmi, nie mogę wam zakazać - dodał, przenosząc wzrok gdzieś ponad moim ramieniem.
Orientując się, że ktoś musi tam stać, szybko odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem Theo stojącego przy drzwiach. Nie miał już na sobie piżamy, w przeciwieństwie do mnie, był ubrany w codzienny strój w czarnym kolorze. Starałem się go nie obudzić wychodząc, ale pewnie przyszedł tu, gdy zobaczył, że mnie nie ma już w łóżku.
- Nie przeszkadzam? - zapytał zdezorientowany.
Był uroczy, choć wyglądał na zagubionego. Zastanawiałem się, ile usłyszał z naszej rozmowy. Chociaż w sumie teraz to już nie miało znaczenia, a przynajmniej za chwilę przestanie je mieć.
- Nie. Jesteś idealnie na czas. - Uśmiechnąłem się do niego i złapałem go za rękę, przyciągając nieco bliżej do siebie. - Wygląda na to, że oficjalnie mogę przestawić cię ojcu jako mojego chłopaka.
_ _ - _ _
No i ''Na Łańcuchu Swojego Pana'' dobiegło końca. Związek Theo i Maxa był trudny do napisania i na początku miał wyglądać zupełnie inaczej, ale fabuła łącznie z chłopakami poszła w swoją stronę. Teraz w sumie wydaje mi się, że mało tych rozdziałów, ale z drugiej strony, historia (moim zdaniem) zakończyła się w dobrym momencie i nie trzeba tu już niczego dopisywać na siłę.
Coś co raczej Was nie zdziwi to fakt, że po zakończeniu jednego panxniewolnik przechodzimy do drugiego, które dzieje się w tym samym uniwersum, tak więc zapraszam do ''Moja Własność''.
Bardzo dziękuję za to, że śledzicie tę historię oraz za to, że zostaliście z bohaterami do samego końca, mam nadzieję, że nowa książka również przypadnie Wam do gustu ;)
Jak zwykle zachęcam do wyrażania swojej opinii i komentowania.
Życzę miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top