7.
Miałem koszmary.
Przez całą noc śniło mi się, że Mikael oddaje mnie z powrotem do ośrodka i jestem wystawiany na wynajem. A tam przychodzili do mnie mężczyźni, którzy nie byli Gabrielem. W niektórych snach ogarniała mnie ciemność, z której dochodził głos Maxa. "Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem." "Ty naprawdę myślałeś, że będziesz żyć normalnie?"
Budziłem się zlany potem, nie rozpoznając miejsca, w którym się znajduję. Dom Mikaela. Mój nowy pokój. A, tak, zostałem kupiony, nie jestem już w ośrodku. Leżałem tak przez chwilę, aż się uspokoiłem i znów zasnąłem. Parę razy zdarzało się, że zrywałem się z łóżka z krzykiem.
W końcu usiadłem na materacu, oddychając głęboko. Muszę się uspokoić. Muszę się uspokoić...
Po prostu... Po prostu potrzebuję trochę więcej czasu, żeby się przyzwyczaić. Koszmary to nic nowego, w ośrodku miałem je non stop.
Nagle ktoś szarpnął za klamkę moich drzwi. Były zamknięte, więc intruzowi nie udało mu się wejść do środka. Zapewne ktoś mnie usłyszał i teraz przyszedł mnie ochrzanić. W nocy w domu panowała cisza, więc moje krzyki musiały nieść się po całej rezydencji.
Podszedłem do drzwi i niewiele się zastanawiając, otworzyłem je. Moim oczom ukazał się Max, z rozczochranymi włosami, stojący na boso, w dresowych spodniach. Tylko w dresowych spodniach. W przeciwieństwie do niego moja piżama składała się jeszcze z koszulki.
- Drzesz się i nie dajesz mi spać - oznajmił oskarżycielsko.
Jego pokój był naprzeciwko mojego, więc jemu chyba najbardziej dawały się we znaki moje nocne krzyki. Miałem tylko nadzieję, że nie obudziłem przy okazji Mikaela. Co prawda nie wiedziałem, gdzie dokładnie znajduje się jego sypialnia, ale w tej chwili liczyłem na to, że dość daleko od mojej.
- Przepraszam. Miałem zły sen, już nie będę krzyczał - wyjaśniłem pośpiesznie i już miałem zamknąć drzwi, gdy nagle złapał za nie Max, by mi to uniemożliwić.
- Czekaj - zaprotestował i na powrót je otworzył. - Ty płaczesz?
Przejechałem dłonią po policzku. Rzeczywiście był mokry. Aż do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że poleciały mi łzy.
- Nie - zaprotestowałem szybko. - Nie wiem. Co cię to w ogóle obchodzi? Daj mi spokój.
Znowu spróbowałem zamknąć drzwi, ale on mi na to nie pozwolił. Kurde, mogłem ich nie otwierać. Nie miałem z nim szans, Max był o wiele silniejszy ode mnie.
- Stresujesz się wizytą u lekarza? - zapytał dziwnym tonem. Zabrzmiał tak, jakby go to obchodziło.
Ale ja wiedziałem, że to gra. Nie zamierzałem uwierzyć w to, że Max się o mnie martwi. Nie po tym, co już zdążył mi pokazać.
- Daj mi spokój. - Odepchnąłem jego dłoń, którą trzymał drzwi.
Nareszcie udało mi się je zamknąć. Szybko przekręciłem klucz, by Max nie mógł ich ponownie otworzyć.
- Dobra, jak wolisz - usłyszałem za drzwiami jego przytłumiony, zdenerwowany głos. - Ale nie chciałbym być w twojej skórze, jeśli znowu zaczniesz wrzeszczeć.
Ja też nie miałem ochoty już więcej krzyczeć. Nie chciałbym znowu go obudzić, może i trochę ze strachu. Nie chciałem, żeby miał mi to za złe, zwłaszcza jeśli ma iść jutro ze mną do lekarza.
Nadal nie potrafiłem sobie wyobrazić jak będzie przebiegać ta wizyta. W ośrodku... W ośrodku wszystko było inaczej niż tu. Mikael powiedział, że nie wierzy konowałom z ośrodka i że powinien mnie przebadać prawdziwy lekarz... Czy ktoś taki będzie się zachowywał inaczej niż nasz doktor z ośrodka?
Te myśli nie dawały mi spać, budziłem się co chwilę. Kiedy nareszcie zaczęła się zbliżać pora, w której Max miał ze mną jechać, ja byłem już od dawna gotowy.
- Zbieraj się - powiedział syn Mikaela, wchodząc do mojego pokoju.
Niepewnie podszedłem do drzwi. Gdy zobaczył, że bez problemu moglibyśmy wyjść już teraz, nie powiedział nic.
- Przybłędo - mruknąłem do siebie.
Max spojrzał na mnie zdziwiony.
- Że co proszę?
- To zamierzałeś dodać, prawda? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, podnosząc na niego wzrok.
Byłem pewien, że tak właśnie Max o mnie myślał. Przybłęda, która nagle pojawiła się w ich domu. Bezpański pies, którym trzeba się zająć, bo nie ma swojego miejsca i sam sobie nie poradzi. Niepotrzebny element, na którym nagle zaczęła się skupiać uwaga jego ojca.
- Nie - odparł wprost, czym musiałem przyznać, że mnie zaskoczył. - Ja użyłbym innego określenia. Chodź.
No jasne. Co ja sobie w ogóle myślałem? Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem, to jego słowa.
Wyszliśmy na zewnątrz, po czym wsiedliśmy do samochodu, gdzie zajęliśmy miejsca na tylnej kanapie. Z przodu siedział już kierowca, który najwyraźniej wiedział, gdzie ma jechać, bo ruszył, gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi.
Jechaliśmy tak w milczeniu. Nie wiedziałem, czy to daleko i nie zamierzałem pytać o to Maxa. On też wydał się nie być zainteresowany rozmową ze mną, siedział tylko ze wzrokiem utkwionym w ekranie komórki. Dokładnie tak jak robili to Gabriel i Mikael. Mnie pozostawało tylko patrzenie za okno.
- Stresujesz się? - Usłyszałem nagle pytanie Maxa.
Zaskoczyło mnie to jego nagle zainteresowanie. Po co udawał, że się martwi, przecież jego ojca tu nie było. Zamierzał udowodnić, że jednak dobrze wykona zadanie i mnie dopilnuje?
- Nie - odpowiedziałem. - Czemu pytasz?
- Bo tak wyglądasz - stwierdził.
Serio? Wyglądam, jakby coś mnie martwiło? Spojrzałem na swoją twarz, odbijającą się w szybie. Nie potrafiłem stwierdzić, co takiego zobaczył Max. Nie wyglądałem inaczej niż zwykle. Byłem blady, miałem ciemne wory pod oczami i nieobecny wzrok. Czyli tak jak zawsze.
To prawda, martwiłem się. Nie chciałem tej wizyty i bałem się lekarza, ale nie wiedziałem dlaczego Max to zauważył. Może po prostu założył, że się martwię, choć nic konkretnego na to nie wskazywało.
- Spokojnie, to tylko rutynowe badanie - powiedział, jakby chciał mnie pocieszyć. - Zrobi ci zastrzyk, pobierze ci krew i takie tam...
Niezbyt mnie to uspokoiło. Chociaż może wcale nie o to mu chodziło. Może pod tą sztuczną troską, jednak starał się mnie nastraszyć. Taa... To nawet by mi do niego pasowało.
- Ty też przechodzisz takie badania? - zaciekawiłem się.
Max wzruszył ramionami.
- Od czasu do czasu zdarzy się jakaś wizyta - powiedział jak gdyby nigdy nic.
Ja jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Ale może poza ośrodkiem faktycznie to było nic takiego. W ośrodku...
- U nas w ośrodku... też mieliśmy lekarza - powiedziałem, nie potrafiąc dłużej trzymać tego w sobie. - Chodziliśmy do niego raz w miesiącu... Bardzo tego nie lubiliśmy... Wizyty zawsze tak wyglądają?
- Nie siedzę ci w głowie - odparł, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. - Nie wiem, jak wyglądały wasze wizyty.
W sumie miał rację, nie powiedziałem mu, co dokładnie się wtedy działo. Nie wiem, dlaczego w ogóle poruszyłem ten temat, zrobiłem to pod wpływem chwili. Nie pomyślałem... Może... Może po prostu potrzebowałem, żeby komuś się wygadać. Tyle tylko, że Max nie był odpowiednią osobą, której mógłbym się zwierzyć.
Chłopak schował telefon do kieszeni.
- Wasz lekarz... zrobił ci coś, czego nie powinien? - zapytał, choć nie spojrzał w moją stronę.
- Nie uprawialiśmy seksu, jeśli o to pytasz...
- To raczej oczywiste - prychnął. - Miałeś zostać prawiczkiem, żeby mogli cię drożej sprzedać.
Nie uprawialiśmy seksu, to się zgadza. On nas tylko dotykał. Z tego co wiem, robił to prawie wszystkim chłopakom.
Zazwyczaj tylko nas dotykał. Nie rozumiałem, dlaczego niektórzy wracali od niego tacy nieobecni i zestresowani, dopóki mnie samego to nie spotkało. Najpierw mnie przebadał, a potem kazał się rozluźnić. Nie wiedziałem, czego ode mnie chciał. Jego dłonie błądziły po moim ciele, chwilę po tym jak mnie rozebrał. Później sam usiadł na kozetce, a mnie kazał zejść i klęknąć przed nim. Rozpiął swój rozporek...
- Więc? - pytał dalej Max.
Te wspomnienia zalały mnie w jednej chwili jak zimna fala, ale zmusiłem się, by nie zacząć płakać. Nie mogłem mu tego pokazać.
- Nie, wszystko w porządku - powiedziałem tylko.
Widziałem, że nie podobało mu się to jak go zbyłem, ale nie dopytywał. Poczułem ulgę, kiedy Max znowu wyjął telefon.
- Nie chcesz to nie mów - stwierdził. - Zapomnij, że pytałem.
W końcu dotarliśmy do szpitala. Nie spodziewałem się, że przyjedziemy w miejsce, w którym znajdowało się tyle ludzi. Nie podobało mi się to, oni na pewno nie wiedzieli o niewolnictwie. Nie mogli wiedzieć, kim jestem. To musiało znaczyć, że albo lekarz był we wszystko wtajemniczony, albo Max zabrał mnie do kogoś kto nie wiedział zupełnie nic o sytuacji, w której się znalazłem.
Rozejrzałem się, wszędzie byli jacyś ludzie. Sam na pewno szybko bym się zgubił, gdyby nie to, że Max znowu wziął mnie za rękę i poprowadził. Tym razem mi to nie przeszkadzało, choć kilka osób dziwnie się na nas spojrzało.
Usiedliśmy w poczekalni i czekaliśmy na swoją kolej. Siedziałem tak ze wzrokiem spuszczonym w dół, starając się na nikogo nie patrzeć i nie myśleć o tym jak te wizyty wyglądały w ośrodku.
To wszystko jest już za mną. Tu na pewno będzie inaczej. Musi być inaczej.
- Theo Killn - powiedział nagle lekarz, wychodzący z gabinetu.
Zdziwiony spojrzałem na Maxa.
- "Killn"? - powtórzyłem zdezorientowany.
- A myślałeś, że jakie masz teraz nazwisko? - zapytał, przewracając oczami.
Usilnie próbowałem przypomnieć sobie moje prawdziwe nazwisko, ale go nie pamiętałem. To było już tak dawno temu, że moją pamięć zatarła wspomnienia tego, co było przed ośrodkiem.
Podniosłem wzrok, lekarz odsunął się trochę, bym mógł wejść do gabinetu. Czekał na mnie, ale ja nie chciałem tam wchodzić. W akcie desperacji spojrzałem na Maxa, choć wiedziałem, że akurat on na pewno mi nie pomoże.
- Idź, ja zaczekam. - Machnął ręką w stronę drzwi.
- Nie wejdziesz ze mną? - zapytałem, zanim zdążyłem się nad tym zastanowić.
Max spojrzał na mnie zdziwiony. Zmarszczył brwi, najwyraźniej nie rozumiejąc, czego się tak obawiam.
- Chyba sam sobie poradzisz.
I tak, i nie. Z jednej strony wiedziałem, że powinienem iść sam, i jeszcze kilka godzin temu, gdyby zaproponował mi, że wejdzie ze mną, z pewnością bym odmówił. Jednak teraz, kiedy miałem już wchodzić do środka, nie chciałem robić tego sam. Nie chciałem być sam w jednym pomieszczeniu z jakimś obcym mężczyzną.
- Lekarz nic ci nie zrobi - powiedział, próbując jakoś mnie przekonać.
A ja nadal stałem w miejscu, nie potrafiąc się ruszyć. Lekarz już dawno zniknął wewnątrz gabinetu, nie czekając dłużej, aż przekroczę próg. Spojrzałem na otwarte drzwi, a potem na Maxa. No dalej, rusz się.
- Dobra - westchnął w końcu i się podniósł z miejsca. Rozejrzał się po korytarzu, wkładając dłonie do kieszeni spodni. - Ale później mi się za to odwdzięczysz.
Pchnął mnie do przodu i weszliśmy do gabinetu. Max zamknął za nami drzwi.
Ten gabinet był zupełnie inny niż miejsce, w którym przyjmował nas doktor z ośrodka. Tu było jakby... jaśniej. A na ścianach zamiast jakichś narzędzi, wisiały plakaty na temat zdrowego trybu życia. Zupełnie nie tak jak w ośrodku...
Max usiadł na krześle naprzeciwko biurka lekarza, a ja zająłem miejsce na kozetce.
Chłopak zdawał się nie interesować tym jak przebiegają badania, ale widziałem, że od czasu do czasu patrzy w moją stronę. Nie było tak źle, lekarz zadał mi kilka pytać i zabrał się za rutynowe badania. Niczego nie kombinował, choć nie wiedziałem, czy to dlatego, że nie chciał, czy dlatego, że nie byliśmy sami.
Na koniec pobrał mi krew i zrobił jakiś zastrzyk. To akurat trochę zabolało, ale było jeszcze do wytrzymania.
Max zaśmiał się, gdy zobaczył moją minę, kiedy lekarz obwieścił, że to już wszystko.
- Przecież mówiłem, że lekarz nic ci nie zrobi.
Mnie nadal trudno było w to uwierzyć.
- Mógłbyś również porozmawiać z naszym psychologiem - zaproponował w pewnym momencie mężczyzna.
- Psycholog? - powtórzyłem lekko zbity z tropu.
Jego propozycja znowu skłoniła mnie do zastanawiania się, ile tak naprawdę wie lekarz, do którego wysłał mnie Mikael. Przecież nie mógł wiedzieć, kim jestem. A mimo to zaproponował wizytę u psychologa, sądząc, że mi się to przyda... No chyba, że właśnie wiedział...
- Czy pan...? - zacząłem poddenerwowany.
- Zastanowimy się nad tym - wszedł mi w słowo Max.
Albo nie chciał, żebym powiedział coś głupiego, albo po prostu chciał już sobie iść. Nie byłem do końca pewien.
Niedługo później opuściliśmy szpital i siedzieliśmy już z powrotem w aucie w drodze powrotnej.
Odetchnąłem z ulgą, gdy mogłem opuścić to miejsce. Miałem nadzieję, że nie wrócę tu szybko.
- I co, nie było tak źle, prawda? - stwierdził Max, przerywając ciszę dotychczas panującą w samochodzie.
- Nie było - przyznałem, kiwając głową.
Tym razem wydawało mi się, że coś było inaczej niż kiedy jechaliśmy w tamtą stronę, ale ciągle nie mogłem sobie uświadomić co to takiego. Dopiero kiedy Max przysunął się do mnie zorientowałem się, że okienko, które odgradzało nas od kierowcy teraz było zasunięte i nic nie było przez nie widać.
- Tylko pamiętaj, że miałeś mi się odwdzięczyć w zamian za towarzystwo - przypomniał mi chłopak.
Pamiętam przecież. Max zażądał, bym odwdzięczył mu się za to, że wszedł do gabinetu razem ze mną. Mimo wszystko nie żałowałem, wolałem, żeby w razie czego był tam. Nawet jeśli zażądał po tym spłaty długu.
- No to czego żądasz w zamian? - wydawało mi się, że znam już odpowiedź.
- Ciebie - odparł krótko, uśmiechając się przy tym drapieżnie.
Spodziewałem się tego, ale skłamałbym mówiąc, że moje serce nie zabiło szybciej ze strachu na te słowa. Odwykłem od tego, choć Max od samego początku dawał mi do zrozumienia, że postrzega mnie tylko jako zabawkę.
Gabriel sprawił, że przestałem myśleć o sobie jak o niewolniku. Max sprawiał, że znowu zaczynałem.
- Powiem szczerze, że wolę dziewczyny. - Uśmiechnął się do mnie złowieszczo. - Ale dla ciebie zrobię wyjątek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top