4.
Czułem się w tym samochodzie jak w jakiejś klatce, co poniekąd się zgadzało.
Nie czułem się tam komfortowo, przestrzeń w aucie wydawała mi się kurczyć i napierać na mnie ze wszystkich stron. Przez myśl przemknęło mi, że to może być objaw klaustrofobii. W naszym ośrodku był kiedyś chłopak, który chyba to miał... Wiem, że go gdzieś przenieśli, ale nie wiem, co potem się z nim stało.
Odetchnąłem głęboko, żeby się uspokoić. Muszę wziąć się w garść.
- Jesteś Theo, prawda?
Drgnąłem na to pytanie. Dwa lata temu Gabriel też mnie o to zapytał. Dopiero teraz dotarło do mnie jak podobne są ich głosy. Miałem wrażenie, że nie minęło wcale tak dużo czasu od kiedy w moim życiu pojawił się Gabriel.
- Tak, panie - powiedziałem wyćwiczoną formułkę, nie podnosząc głowy.
- I masz osiemnaście lat - bardziej stwierdził niż zapytał, ale uznałem, że oczekuje potwierdzenia.
- Tak, panie.
- To jesteś w wieku mojego syna - powiedział to takim tonem, jakby mówił do siebie.
W samochodzie znowu zapanowała cisza. Nie wiedziałem, czy przerywanie jej jest bezpieczne. Miałem do niego kilka pytań, ale nie byłem pewien, czy mogę je zadać. Mój nowy pan chyba zakończył już rozmowę, bo nie wyglądał, jakby chciał dalej prowadzić tę dyskusję. Zresztą te pytania, które mi zadał też nie wskazywały, że ma na to ochotę.
- Em... Ym... - nie wiedziałem jak zacząć.
Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja od razu pożałowałem tego, że w ogóle otworzyłem usta. Chyba jednak nie powinien był się odzywać.
- Jak chcesz coś powiedzieć, to mów - powiedział spokojnym tonem. - Śmiało.
- Ja... No... - mówiłem, nie podnosząc wzroku. - Przykro mi z powodu śmierci pana Gabriela.
Nie odpowiedział. Może dotknąłem drażliwego tematu. Powinienem jednak trzymać gębę na kłódkę. To oczywiste, że nie będzie chciał rozmawiać o śmierci swojego brata. Szczególnie z kimś takim jak ja. Co ja sobie myślałem?
Mężczyzna westchnął ciężko, odchylając głowę do tyłu. Wbił spojrzenie w widok za szybą.
- Gabi starał się pomagać takim jak ty - mówił, nie patrząc w moją stronę. - Ale miał też swoich wrogów. To smutne, ale miejmy nadzieję, że nie zginął na marne.
Nie wiem, dlaczego, ale na te słowa poczułem zbierające się w moich oczach łzy. Czyli to była moja wina, że Gabriel nie żyje. Zginął, bo chciał pomagać takim jak ja i komuś się to nie spodobało.
Z tą myślą i tymi wyrzutami sumienia zasnąłem. Droga była dłuższa niż myślałem na początku. Byłem ciekaw jak będzie wyglądać ten mój nowy ''dom''. Mój właściciel musiał być bogaty skoro było go stać na niewolnika, więc jego miejsca zamieszkania pewnie będzie odzwierciedlał stan jego majątku. W głowie miałem już mniej więcej jakieś wyobrażenie na ten temat, ale wolałem nie zastanawiać się nad tym zbyt długo.
Obudziłem się w momencie, gdy samochód zahamował. Rozejrzałem się szybko. Za oknem zobaczyłem świeżo skoszony wielki trawnik i równo przystrzyżony żywopłot. Z drugiej strony dostrzegłem fragment budynku, który pewnie był domem brata Gabriela.
- Jesteśmy na miejscu, Theo - oznajmił, odpinając mi pasy.
Uderzyło mnie to, że użył mojego imienia, to chyba był dobry znak. Cieszyłem się, że nie wymyślił jakieś innego, mniej przyjemnego określenia.
Wyszliśmy z samochodu i wtedy zobaczyłem rezydencje w całej jej okazałości. To był wielki budynek, co najmniej kilkupiętrowy, wykonany z ciemnego kamienia. Okna również były duże i gdyby nie zasłony znajdujące się w środku, mógłbym wręcz zobaczyć wnętrze rezydencji. Przed budynkiem, bo obu stronach wejściowych drzwi znajdowały się ogrody. Musiałem przyznać, że było tam nawet ładnie.
- Teraz tutaj będziesz mieszkać - powiedział, jakby próbował mnie o tym zapewnić.
- Wow... - wyrwało mi się.
Od razu ugryzłem się w język. Nie chciałem się odzywać i wolałbym też nie pokazywać mu, że cokolwiek tu robi na mnie wrażenie. To jednak było dość trudne, bo wszystko tutaj je robiło, ten wielki dom, ogród, nawet jazda samochodem. W sumie ciężko by było, żeby było inaczej po tych latach spędzonych w zamknięciu. Chociaż... teraz pewnie też będę trzymany w zamknięciu.
- Podoba ci się? - zapytał lekko podchwytliwym tonem.
Zamiast powiedzieć po prostu energicznie pokiwałem głową. To raczej powinno wystarczyć za odpowiedź.
Uśmiechnął się, gdy to zobaczył. Zaskoczyło mnie to. Kiedy się uśmiechał wyglądał... jak całkiem miły facet. Przyjrzałem mu się jeszcze raz, doszukując się podobieństwa do Gabriela. No i rzeczywiście z twarzy byli do siebie całkiem podobni, tyle że Mikael niewątpliwie był starszy. Miał też jaśniejsze włosy, krócej ścięte. Ale oczy miał takie jak Gabriel.
- Zapraszam do środka - powiedział, wskazując na drzwi wejściowe.
Skierowaliśmy się w tamtą stronę. Nie mogłem się nadziwić temu miejscu, rozglądałem się praktycznie cały czas. Czułem się, jakby zabrano mnie do innego świata.
- Zaprowadzę cię do łazienki - oznajmił, gdy weszliśmy do środka i zatrzymaliśmy się na korytarzu. - Będziesz mógł się wykąpać... i jakoś ogarnąć.
Przyglądał mi się z niechęcią, ale nie potrafiłem określić, czy dotyczyło to mojego ubrania, czy tego kim jestem. Moje ciuchy raczej nie były aż tak brudne. Może uznał, że to ja jestem brudny, w końcu nie wiedział w jakich warunkach nas tam trzymają...
Zaczęliśmy wspinać się po schodach, weszliśmy na górę. Korytarz, który przed sobą zobaczyłem był jasny, ciemne drzwi idealnie odcinały się na tle ścian. Wisiało tam kilka obrazów i stało parę szafek z ozdobami.
- Gosposia przygotowała dla ciebie ręcznik, szczoteczkę, jakieś ubrania i czego tam jeszcze będziesz potrzebował - oświadczył, otwierając drzwi, które prowadziły do łazienki. - Jak skończysz, zejdziesz schodami na dół i wejdziesz przez pierwsze drzwi po lewej stronie. Zapamiętasz?
Spojrzał na mnie wyczekująco, więc pokiwałem głową na znak, że rozumiem.
- Tak, panie - zapewniłem go.
Skrzywił się z dezaprobatą, gdy to usłyszał. A teraz niby o co mu chodziło? Nie miałem nic mówić? Chciał, żebym potwierdził tylko skinieniem głowy? Będę musiał poświęcić więcej czasu zasadom panującym w tym domu...
- Będziemy musieli porozmawiać o tym, co teraz z tobą będzie - stwierdził i wrócił drogą, którą mnie wcześniej tu przyprowadził.
Wszedłem do łazienki, postanawiając, że ''ogarnę się'' najszybciej jak to będzie możliwe. Widziałem, że nie podoba mu się sytuacja, w której się znalazł, więc nie zamierzałem wystawiać jego cierpliwości na próbę.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy zamknąć za sobą drzwi na klucz, czy to może zbyt duże nadużycie z mojej strony. Postanowiłem jednak skorzystać z okazji i wykorzystać tę odrobinę prywatności. Jeśli będzie należeć mi się za to kara, to będę się nią martwić później. Rozejrzałem się szybko, łazienka była całkiem spora, utrzymana w kolorach granatu, błękitu i bieli. Na pralce leżały dwa ręczniki, jakieś ubrania, szczoteczka i grzebień.
W sumie nawet ucieszyłem się, że dostałem nowe rzeczy. Wszystko czego dotychczas używałem, zostało w ośrodku.
Szybko wziąłem prysznic i ubrałem to, co leżało na pralce. Umyłem zęby i uczesałem włosy, a potem zszedłem schodami na dół i podszedłem do pierwszych drzwi. Zapukałem ostrożnie, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Delikatnie uchyliłem drzwi i wszedłem do środka.
- Już? - zapytał Mikael, siedzący przy stole.
Pomieszczenie okazało się być jadalnią, i to wielką. Wyglądała trochę, jakby podzielono ją na dwie części, z czego jedną stanowiło coś na kształt salonu. W części jadalnianej znajdował się ciemny brązowy stół, przy którym siedział Mikael. Przed sobą miał rozłożone dokumenty z teczki, którą dali mu w ośrodku. Najwyraźniej chciał jeszcze raz, przejrzeć wszystko na spokojnie.
- Tak, panie - powiedziałem szybko. - Przepraszam, że musiałeś czekać.
- Miałem czas, żeby przejrzeć dokumenty. Siadaj. - Wskazał mi miejsce obok siebie.
Natychmiast wykonałem rozkaz. Pewnie teraz będzie chciał omówić ze mną zasady jakie będą mnie obowiązywać.
- Dobrze. Po pierwsze - oparł dłonie na blacie stołu - musisz wiedzieć, że wcale nie chciałem cię kupować, to mój brat tego chciał.
To akurat wiedziałem. Już w ośrodku zdążył poinformować mnie i mojego opiekuna, że kupuje mnie na prośbę Gabriela. Jego ostatnią prośbę...
- Niestety kilka dni temu zdarzył się... wypadek... - wypowiedział to słowo tak, jakby miało ohydny gorzki smak. - Gdy rozmawialiśmy ostatni raz był zdenerwowany, chyba wiedział, że coś się święci. Kazał mi wtedy przysiąc, że jeśli coś mu się stanie, to ja cię kupię. Dwa dni później znaleziono jego ciało.
Chciałem się go zapytać, czy on też widział zwłoki. Czy widział martwe ciał Gabriela? Wiedział, że on na pewno nie żyje? Ale stchórzyłem. Bałem się usłyszeć odpowiedź twierdzącą.
- ''Kup Theo. Zapewnij mu normalne życie.'' To też zamierzam zrobić - zapewnił, chowając dokumenty z powrotem do teczki.
Nie wiedziałem, czy mam mu jakoś na to odpowiedzieć. Czy w ogóle mam coś powiedzieć? Może, że mi przykro, że narobiłem mu kłopotów...
- Poproszę znajomego, żeby zajął się wszystkimi formalnościami. Wyrobimy ci dokumenty, a w papierach wszystko będzie wyglądać tak, jakbym cię adoptował.
''Adoptował''?
- Możesz swobodnie poruszać się po całej rezydencji, ale prosiłbym cię, żebyś nie wchodził bez pytania do gabinetu. Nie mówiąc już o sypialniach, nie mieszkamy tu sami. Na parterze znajdują się pokoje gościnne, z których czasem korzysta służba, natomiast na piętrze jest mój pokój, mojego syna, a teraz także twój.
Mój pokój? Znaczy, że...
- Zatrudnię też prywatnego nauczyciela, bo podejrzewam, że w ośrodku nie otrzymaliście odpowiedniego wykształcenia.
Mało powiedziane...
- Za jakiś czas przepiszę cię do klasy mojego syna... - kontynuował swój wywód.
- A-ale... - próbowałem zaprotestować.
- Spokojnie. - Uniósł dłonie w uspokajającym geście. - Nadal będziesz otrzymywał prywatne lekcje w domu, a na zajęciach nie będziesz musiał się w ogóle udzielać. Wytłumaczymy to ciężką sytuacją w sierocińcu. To prywatna szkoła, nie ma takiej kwoty, która by tego nie załatwiła. Chciałbym po prostu, żebyś zaczął się przyzwyczajać do towarzystwa rówieśników.
Tego akurat nie potrafiłem przyjąć na spokojnie. Szkoła? On naprawdę zamierzał zapisać mnie do czegoś takiego? Moi rodzice nigdy się tym nie przejmowali, a w ośrodku uczono nas tylko podstaw, a bardziej skupiano się na rzeczach, które, ich zdaniem, miały nam się przydać. Teraz jak się okazuje jest to całkowicie nieprzydatne.
- Czy masz jakieś pytania? - zapytał na koniec.
Miałem mnóstwo pytań. On mówił to wszystko tak, jakby to było zupełnie normalne, jakby nie było w tym nic niezwykłego. A to nie było w żadnym razie normalne. To było dla mnie po prostu zbyt wiele...
- Nie, panie - powiedziałem. - Chyba nie...
- Byłbym zapomniał - stwierdził, kładąc dłoń na teczce z moimi dokumentami. Nie wiem dlaczego, ale zwróciłem uwagę na ten gest. - Nie musisz nazywać mnie panem. Owszem, kupiłem cię, ale nie zamierzam wykorzystywać dla własnej przyjemności. Nie masz być moją zabawką. Nie wymagam od ciebie bezwzględnego posłuszeństwa. Wolę, żebyś mnie szanował, a nie się bał.
- Więc jak mam się do ciebie zwracać? Sir? - zaryzykowałem.
Mężczyzna wyglądał tak, jakby się nad tym zastanawiał. Nawet trochę mnie to rozbawiło. Do tej pory wydawał mi się osobą, która ma wszystko dokładnie zaplanowane. Dokumenty, pokój dla mnie, szkoła, prywatny nauczyciel. Wszystko było już obmyślone z wyprzedzeniem. A nie wiedział jak chce, żebym do niego mówił?
- Możesz mówić mi po imieniu, czyli Mikael albo Mike - stwierdził w końcu. - Ewentualnie jeśli jesteś przyzwyczajony może być ''proszę pana'', ale nie musisz powtarzać tego na końcu każdego zdania. Zamierzam cię traktować, jakbyś był synem Gabriela, więc mów jak ci wygodniej.
- Dobrze, rozumiem... panie Mike - wypróbowałem.
W odpowiedzi skinął tylko głową, więc uznałem to za pozwolenie, by móc go tak nazywać.
Gdzieś w głębi domu rozległo się trzaśnięcie drzwiami, a potem kroki. Wzdrygnąłem się, ale udało mi się oprzeć pokusie, by odwrócić się tamtym kierunku.
- Nie musisz cały czas milczeć - odezwał się, a ja znowu zwróciłem się w jego stronę. - Jeśli chciałbyś coś powiedzieć, to normalnie możesz to zrobić. Nie musisz prosić o zgodę.
- Wróciłem - rozległo się parę metrów za mną.
Mikael spojrzał w kierunku, z którego dochodził głos. Machnął ręką na stojącą tam osobę.
- Podejdź do nas - polecił.
Po kolejnej serii szybkich kroków, obok mnie stanął młody chłopak. Był wysoki i miał ciemne rozczochrane włosy. Zdjął z ramion plecak i spojrzał na mnie z góry, co nie było trudne zważywszy na to, że ja nadal siedziałem przy stole.
- Theo, to jest mój syn Max - przedstawił nas Mikael.
- Hej - powiedział szybko chłopak.
Między nimi potrafiłem dostrzec większe podobieństwo niż między Mikaelem a Gabrielem. Patrząc na tego pierwszego i Maxa od razu było widać, że ma się do czynienia z ojcem i synem, te same rysy twarzy, te same ruchy i to samo władcze spojrzenie. Pod tym względem Max był młodszą wersją Mike'a.
- Jest niewolnikiem? - zapytał swojego ojca.
Zmroziło mnie to pytanie i to z jaką bezpośredniością je zadał. Po czym on niby to poznał? To było aż tak widać?
- Był - zaznaczył wymownie mężczyzna. Max wzruszył tylko ramionami i wydawało mi się, że usłyszałem od niego coś w stylu: ''Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem'', ale Mikael to zignorował i mówił dalej. - Liczę na to, że pomożesz mu się odnaleźć w nowym świecie. - Zaraz po tym zwrócił się do mnie. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, to możesz śmiało poprosić Maxa o pomoc.
- A mnie ktoś pytał o zdanie? - zapytał Max z wyrzutem.
Sam nie byłem pewien, czy miałem ochotę prosić go o pomoc. Poza tym on nie wyglądał, jakby miał ochotę mi jej udzielać. No tak, z jego perspektywy jestem pewnie tylko problemem.
- To nie była prośba - oświadczył stanowczo Mike. - Zaprowadź Theo do jego pokoju. Jest naprzeciwko twojego. Później oprowadź go po rezydencji i wyjaśnij wszystko co i jak.
W jego głosie było coś co mówiło, żeby z nim nie dyskutować. Max chyba też to zauważył, ale nie chciał pokazać, że robi to na nim wrażenie.
- Tak jest. - Zasalutował prześmiewczo, po czym zarzucił plecak na ramię i zwrócił się do mnie. - Chodź.
Jedno słowo, ale było w nim mnóstwo zimna. Nie wiem czemu, ale nie czułem się dobrze przy tym chłopaku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top