30. (Epilog)

Następny poranek był bardzo niezręczny, pomijając już to, że miałem problemy z siedzeniem, to przy śniadaniu panowała dziwnie napięta atmosfera, Mikael był wyraźnie nie w humorze. Miałem tylko nadzieję, że nie byliśmy wczoraj za głośno.

Wydaję mi się, że Mike nie wiedział o naszym związku, a przynajmniej nigdy niczego nam nie powiedział. Tak czy inaczej, z nieznanych mi powodów, później było już w porządku i mężczyzna miał wyraźnie lepszy nastrój.

Ja i Max spotykaliśmy się jeszcze do końca szkoły, a potem chłopak wyjechał na studia i odwiedzał nas tylko w czasie, gdy miał jakieś dłuższe przerwy od nauki. Na początku próbowaliśmy jakoś to utrzymać, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że chyba nie damy rady tego dłużej ciągnąć.

Zostałem z Mikaelem w ogromnym domu, a moje życie zaczęło się toczyć, głównie wokół nadrabiania zaległości razem z Roberthem i spacerów z Rogerem. Tylko od czasu do czasu przychodził też Tyler, bo mimo wyjazdu Maxa zdawał się nadal chcieć utrzymać ze mną znajomość. Chyba tylko z grzeczności. Rok później na studia wyjechała również Sunny. Pracując w rezydencji uzbierała sobie wystarczająco dużo, by móc w końcu na nie iść.

Po wyjeździe Maxa to ja zacząłem odwiedzać jego babcie. Na początku przychodziłem do niej raz w tygodniu, co stało się moją nową rutyną. Później odwiedzałem ją tam dwa razy w ciągu tygodnia. Opiekowałem się nią i zdałem sobie sprawę, że dobrze mi z tym, że jestem komuś potrzebny. Dużo z nią rozmawiałem i nie trudno było się zorientować jak źle jest czasami z jej pamięciom. Robiło mi się przykro za każdym razem, gdy pytała mnie kim jestem.

Długo się do tego zbierałem, chyba z dobre kilka tygodni, gdyby nadal mieszkał z nami Max albo chociaż Sunny, na pewno poszłoby mi to dużo szybciej. Chciałem porozmawiać z Mike'iem o jakimś szkoleniu albo o kursie, który pozwoli mi pracować w takich miejscach i pomagać ludziom.

O dziwo... Mike bardzo się ucieszył tym, że wykazałem zainteresowanie w tej kwestii. Że okazałem zainteresowanie w jakiejkolwiek kwestii. Zazwyczaj pozostawałem bierny i przystawałem na wszystko co mi proponowano, więc ucieszyło go, że w końcu wykazałem inicjatywę.

Z Maxem nie rozmawialiśmy codziennie, znaczy na początku tak, ale później przerzuciliśmy się na wysyłanie wiadomości. Wiadomości codziennie, potem co kilka dni, milczenie przez jakiś czas, po czym częściejsze wiadomości i znowu cisza. Aktualnie pisaliśmy ze sobą tylko od czasu do czasu.

Miesiące mijały, Max uczył się swoich rzeczy, a ja swoich. Uczyłem się z Roberthem i na kursie poza rezydencją, odwiedzałem babcie i dużo rozmawiałem z Mikaelem. Niestety stan staruszki pogarszał się coraz bardziej i tylko kwestią czasu stało się nieuniknione. I w końcu się stało.

Pogrzeb miał miejsce późną jesienią, niebo było zachmurzone tak, jakby w każdej chwili miało zacząć padać, ale mimo tego że przez chmury nie przebijał się ani jeden promień słońca, deszcz także nie spadł. Max nie mógł zjawić się wcześniej i dojechał dopiero na samą ceremonię, jednak nie chcąc zwracać na siebie uwagi w trakcie jej przebiegu, stanął z tyłu.

Nie widziałem się z nim chyba od czasu Wielkanocy, bo latem był na jakimś stażu, a przynajmniej tyle wiedziałem od Mikaela i szczątkowych SMS-ów od Maxa. Chłopak miał studiować tam jeszcze przez rok, a potem wrócić. Oczywiście jeśli nie zdecyduje się zostać tam po stażu na stałe...

Po pogrzebie mieliśmy jechać od razu do rezydencji, ale ja miałem jeszcze jedno miejsce, w które chciałem zajrzeć. Powiedziałem Mikaelowi, że najwyżej wrócę autobusem, albo zadzwonię po taksówkę, poczekałem aż ludzie się rozejdą, po czym dokupiłem kwiaty i poszedłem na grób Gabriela.

Minęły już ponad trzy lata, a mnie nadal ogarniała rozpacz jak w tamtej chwili, gdy w dniu moich osiemnastych urodzin w gabinecie naszego opiekuna zamiast Gabriela pojawił się Mikael i oznajmił, że mężczyzna, który miał mnie kupić nie żyje. Ośrodek zniszczył mi życie, a jedyny człowiek, który mógł cokolwiek zmienić, zniknął. A mimo to wyrwał mnie z tego mrocznego świata, każąc zająć się mną swojemu bratu. Wtedy trafiłem do jego rezydencji, a w tym nowym otoczeniu pojawiło się kolejne zagrożenie w postaci Maxa. Teraz były to już tylko wspomnienia jego złośliwości oraz poczucia zagrożenia jakie mi dawał, w przeciwieństwie do tego co czułem, gdy powiedziano mi o śmierci Gabriela, a moja nadzieja umarła razem z nim.

Gabriel podtrzymywał mnie na duchu przez dwa lata, zanim odszedł, a teraz ja zajmowałem się jego matką póki nie umarła i ona. Z Maxem na początku się nie dogadywałem, a gdy tylko zacząłem, dowiedziałem się, że on wyjeżdża. Niby miałem teraz więcej osób wokół mnie, a jednak czułem, że po kolei ich tracę. A co jeśli po studiach zdecyduje się jednak tam zostać?...

- Nic ci nie jest?

Jak na zawołanie Max pojawił się obok mnie, a w moich oczach momentalnie stanęły łzy.

Skinąłem tylko głową na znak tego, że wszystko jest w porządku i przetarłem oczy.

- Ja też za nim tęsknię - powiedział spokojnie, jakby się bał, że jego głos może mnie wystraszyć. - Wujek lubił pomagać ludziom.

- Uratował mi życie.

Postaliśmy tak w milczeniu jeszcze przez chwilę. Żaden z nas nie miał nic do powiedzenia temu drugiemu. Ostatnio w ogóle się ze sobą nie kontaktowaliśmy, więc nie wiem nawet o czym mógłbym z nim rozmawiać. Odmówiłem modlitwę i się pożegnałem, po czym oznajmiłem Maxowi, że pójdę już na przystanek.

- Odwiozę cię - zaproponował mi nagle.

- Przyjechałeś samochodem? - zdziwiłem się.

- Jakoś musiałem tu przyjechać. - Uśmiechnął się lekko.

Max zrobił prawo jazdy na samochód, bo uznał, że w ten sposób będzie mu wygodniej poruszać się między miastami. Od tamtej pory jego motor zaczął kurzyć się w garażu, aż w końcu go sprzedał. Ja raczej nie miałem wielu okazji, żeby z nim jechać.

- To co? Jedziesz ze mną? - ponaglił mnie, gdy długo nie odpowiadałem. - Bez sensu, żebyś wydawał kasę na transport publiczny.

Ta, poza tym tak będzie dużo szybciej.

- Mhm, jadę - zgodziłem się, choć to oznaczało, spędzenie z nim kolejnych kilka minut w niezręcznej atmosferze.

Kompletnie nie potrafiłem sobie przypomnieć jakim autem jeździł, więc idąc przez parking zdałem się na niego.

- Żałuję, że nie mogłem być wcześniej i się z nią pożegnać - odezwał się nagle. Zrozumiałem, że chodziło mu o babcię.

I tak by cię nie poznała.

- Mhm, tak... Miałeś pracę, naukę. Zrozumiałaby to. - Mimo wszystko prawda o jej stanie zdrowia nie chciała mi przejść przez gardło.

- To mnie nie tłumaczy - wyraźnie przygasł.

Max zaparkował blisko, więc całkiem szybko doszliśmy do auta. Mimo upływu lat, raczej rzadko siadałem z przodu, choć musiałem przyznać, że zerkając na Maxa wcale nie żałowałem, że siedzę tak blisko niego. Wyglądał na pewnego siebie, pasowało mu siedzenie za kierownicą.

Chłopak odpalił silnik, ale mimo że minęła już chwila, nadal nie ruszaliśmy.

- Pasy - upomniał mnie.

Wzdrygnąłem się. To jedno słowa przeniosło mnie myślami o kilka lat do tyłu, w dzień, w którym opuszczałem ośrodek w towarzystwie Mikaela.

- Co? - zaniepokoił się Max, widząc moją reakcję.

- Nie, nie, nic. Już zapinam - odparłem szybko.

Zwykle zapinałem pasy zaraz po wejściu, ale tym razem się zamyśliłem. Że też akurat teraz wspomnienia musiały do mnie wrócić. Dalej jechaliśmy już bez przeszkód. Miałem rację, wnętrze samochodu wypełniała niezręczna cisza, nie wiedzieliśmy o czym mamy ze sobą rozmawiać. Szukałem w myślach jakiegoś tematu by porozmawiać, ale co rusz uświadamiałem sobie, że to nie jest najlepszy wybór.

Nim się obejrzałem, dojechaliśmy do rezydencji. Najwyraźniej mieliśmy gości, bo poza samochodem Maxa i tego, którym zazwyczaj Mike jeździł z szoferem, na podjeździe znajdowało się jeszcze kilka aut.

- Jesteśmy - oświadczył ponuro chłopak, chociaż ani ja, ani on nie mieliśmy jakiejś specjalnej ochoty, żeby wychodzić.

- Jak tam twoja dziewczyna? - zapytałem po chwili.

Już od dłuższego czasu zbierałem się do tego, by go o to spytać, ale teraz wypaliłem z tym tak nagle, że nie wiedziałem, czy będzie chciał mi cokolwiek na ten temat powiedzieć.

- Nie jesteśmy już razem. - Wzruszył tylko ramionami.

- Ahaa... - mruknąłem, bo nie wiedział co innego mam powiedzieć.

W aucie znów zapanowało milczenie, ale nadal żaden z nas nie miał zamiaru opuszczać samochodu.

- A co z twoim chłopakiem? - Max odbił piłeczkę.

Nie miałem chłopaka. Tyler był tylko kolegą, z którym co jakiś czas się spotykałem, poza tym poznaliśmy się przez Maxa i to on był jego bliższym znajomym niż ja. Po prostu byłem wtedy zły, ja i Max rozstaliśmy się już jakiś czas wcześniej, ale kiedy dowiedziałem się o tym, że ma tam dziewczynę, bez zastanowienia powiedziałem, że ja mam tu chłopaka.

- Nie jesteśmy razem, znaczy nigdy nie byliśmy... To tylko kolega, ja... nawet nie chciałbym się z nim spotykać - próbowałem się wytłumaczyć.

- Coś z nim nie tak? - zainteresował się.

- Nie, po prostu...

Nie wiedziałem jak mam to wytłumaczyć. Na kursie i czasem wychodząc do miasta, zdarzało mi się kogoś spotkać i z nim porozmawiać, ale jakoś nigdy nie czułem, że mógłby być z tego związek. Nawet widząc się z Tylerem nigdy nie pomyślałem, że mogłoby być z tego coś więcej.

- To nie to - wyjaśniłem krótko.

- No tak - przytaknął krótko, po czym wysiadł z auta. - Chodźmy już.

Później w rezydencji zostałem zmuszony do rozmowy z kilkoma osobami, których nie znałem, na szczęście Mikael przygotował mnie na ewentualnie pytania, które mogły paść w moją stronę, więc nie było tak źle. Poza tym Max cały czas trzymał się w zasięgu mojego wzroku, jakby czekając na to, by w razie konieczności wkroczyć do akcji.

Gdy goście zaczęli się zbierać, uznałem to za dobrą okazję, by poinformować Mikaela, że wracam już do siebie. Tej nocy Max miał spać w rezydencji, w swoim starym pokoju. Nie mogłem spać, kręciłem się w łóżku, ale sen nie przychodził. Spojrzałem na zegarek, było późno, ale może...

Wyszedłem z łóżka, nim zdążyłem się rozmyślić i wyszedłem na korytarz. Chciałem porozmawiać z Maxem, zanim znowu wyjedzie i mnie zostawi. Było tyle pytań, które chciałem mu zadać. Chciałem wiedzieć na czym stoimy, ale nie miałem odwagi zapukać do drzwi naprzeciwko. Może rano z nim porozmawiam?... Tak, ranek to znacznie lepsza pora na takie rozmowy niż pierwsza w nocy.

Już miałem się cofnąć do siebie, gdy nagle drzwi do jego pokoju się otworzyły. Max zdecydowanie był zaskoczony moim widokiem, tymczasem ja nie mogłem się skupić, bo jego piżama składała się ze spodni i żadnej góry.

- Ja właśnie... - zacząłem, ale Max mi przerwał.

- Akurat chciałem do ciebie iść... - wymamrotał.

O pierwszej w nocy? Choć chyba nie powinienem tego komentować, skoro mnie chodziło po głowie to samo.

- Też nie możesz spać? - zapytałem tylko.

- Ta - mruknął, wkładając ręce do kieszeni.

- Mogę...? - Wskazałem na jego pokój.

- Jasne... - Odsunął się szybko, wpuszczając mnie do środka.

Usiadłem na jego łóżku, a Max usiadł obok mnie. Przyszedłem tutaj, by poznać odpowiedzi, ale sam nie potrafiłem zadać żadnego pytania. Chyba po prostu bałem się tego, co mogę od niego usłyszeć.

- Spotykałem się z tą dziewczyną, żeby o tobie zapomnieć - oświadczył, przerywając ciszę. - A zerwałem z nią dlatego, że nie mogłem o tobie zapomnieć.

Nic nie powiedziałem, czekałem tylko na to, co powie dalej. Jak na razie szło w dobrym kierunku. Skoro Max rzucił ją ze względu na mnie... To może była jeszcze dla nas jakaś szansa. Chłopak położył dłoń obok mojej, ale zachował dystans. Nie dotknął mnie.

- Myślisz, że jeśli za rok wrócę do rezydencji to... - urwał i nie powiedział już nic dalej. Domyśliłem się, że teraz była moja kolej.

Położyłem swoją dłoń na jego dłoni i złapałem jego palce.

- Myślę, że nadal będę tu na ciebie czekać.


_ _ - _ _

No i ''Na Łańcuchu Swojego Pana'' dobiegło końca. Związek Theo i Maxa był trudny do napisania i na początku miał wyglądać zupełnie inaczej, ale fabuła łącznie z chłopakami poszła w swoją stronę. Teraz w sumie wydaje mi się, że to dość krótkie, ale z drugiej strony, historia (moim zdaniem) zakończyła się w dobrym momencie i nie trzeba tu już niczego dopisywać na siłę.

Coś co raczej Was nie zdziwi to fakt, że po zakończeniu jednego panxniewolnik przechodzimy od razu do drugiego, tak więc zapraszam do ''Moja Własność''.

Bardzo dziękuję za to, że śledzicie tę historię oraz za to, że zostaliście z bohaterami do samego końca, mam nadzieję, że nowa książka również przypadnie Wam do gustu ;)

Jak zwykle zachęcam do wyrażania swojej opinii i komentowania.

Życzę miłego czytania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top