17.
Głowa mi pękała. Pulsowała bólem, jakbym ją wsadził w imadło. Już nigdy więcej nie tknę alkoholu.
Przeciągnąłem się, było mi ciepło. Po chwili dotarło do mnie, że leżę w łóżku. Nie pamiętam, żebym się kładł. Z trudem otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę okna. Zbliżał się wieczór.
Zrzuciłem z siebie kołdrę i usiadłem.
Zakręciło mi się w głowie tak, że aż pociemniało mi w oczach. Przyłożyłem dłoń do ust, czując, że mam mdłości.
- Wyspałeś się, skarbie? - usłyszałem głos Maxa.
Uch... teraz zachciało mi się wymiotować jeszcze bardziej...
Byliśmy w moim pokoju. Chłopak siedział przy moim biurku, czytając jakąś książkę. Kiedy ją zamknął, poznałem po okładce, że to jedna z tych które zazwyczaj stoją u mnie na półce.
Nie wyglądał na zmartwionego moim stanem, zresztą zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.
Złapałem się za głowę, która nadal niemiłosiernie mnie bolała i spróbowałem sobie przypomnieć, co dokładnie się wydarzyło. Czyściliśmy porcelanę... Jak znalazłem się w łóżku?...
- Co mi zrobiłeś? - zapytałem głucho, chociaż teraz nie byłem już pewien, czy chcę znać odpowiedź.
Max wzruszył ramionami.
- To nie ja, to alkohol - stwierdził lekceważąco.
Alkohol, no tak. Przecież ja i Max razem piliśmy. Cholera wiedziałem, żeby tego nie pić. Zwłaszcza z nim.
Spojrzałem na swoje ubrania. Miałem na sobie dokładnie to samo w czym zabrałem się za czyszczenie porcelany. Co prawda bolała mnie głównie głowa i poza tym nie zarejestrowałem... innego rodzaju bólu, ale...
Zwróciłem się w stronę Maxa, a on popatrzył na mnie, jakby chciał spytać, o co chodzi. Może po prostu jest jeszcze za wcześnie, żeby zaczęło mnie boleć...
- Wy-wykorzystałeś mnie? - zapytałem dla pewności.
Max stłumił śmiech. Wstał i odłożył książkę na miejsce.
- Mógłbym - powiedział prosto z mostu i odwrócił się do mnie, zaczynając podchodził bliżej. - Ale nie.
Nie byłem pewien, czy mówi prawdę czy kłamie, ale w tej chwili nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Nagle uderzyło mnie to jak jest późno.
- Mikael - przypomniałem sobie i wstałem z łóżka.
Wtedy tak zakręciło mi się w głowie, że aż poleciałem do przodu. Upadłbym, gdyby Max mnie nie podtrzymał.
- Ostrożnie - powiedział.
Łatwo mu mówić. Po nim nic nie było widać, a ja czułem się, jakby uderzył we mnie tir. Dlaczego po nim nic nie było widać?
- Jeszcze go nie ma - stwierdził i pomógł mi usiąść na łóżku.
- Dzięki - powiedziałem, wbijając wzrok w podłogę.
Nadal nie byłem pewien tego, że nic się nie wydarzyło. To nie było w stylu Maxa, żeby nie wykorzystać okazji. Coś musiało się stać. Czy ja mu coś powiedziałem?
- Za to... - dodałem, zauważając, że Max w żaden sposób nie odpowiedział - że nic nie zrobiłeś...
- Mógłbym powiedzieć, że to żadna zabawa, kiedy się nie bronisz, ale pewnie nie wychwyciłbyś sarkazmu - zaśmiał się.
Racja... Gdybym usłyszał taką odpowiedź, pomyślałbym, że mówi poważnie.
- Potraktuj to jako przeprosiny za tę bójkę - stwierdził obojętnie.
Tylko za bójkę?
- Czyli już nie będziesz próbował...
Max spojrzał na mnie z taką miną, jakby miał ochotę się roześmiać, więc mogłem się domyślić jaka będzie odpowiedź. Czego innego ja się spodziewałem? Przez jedną, krótką, naprawdę króciutką chwilę, myślałem nawet, że moglibyśmy się dogadać.
- Tego ci nie obiecuję - odparł, gdyby nie chodziło o nic ważne. Z jego perspektywy może faktycznie tak właśnie było.
Czyli wszystko zostaje po staremu...
- Chcesz tabletkę przeciwbólową? - zapytał nagle Max.
Popatrzyłem na niego nieprzytomnie. Nie jestem pewien, czy zwykła tabletka wystarczy, żebym poczuł się lepiej. Miałem nieprzyjemne wrażenie, że to o wiele, wiele za mało. W dodatku cały czas czułem się tak, jakby żołądek podjeżdżał mi do gardła.
- Nie wiem... - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- To ja odłożę je tutaj. - Wyjął z kieszeni małe prostokątne pudełko i położył je na moim biurku.
Moją uwagę przykuła jednak inna rzecz, która się tam znajdowała.
Mój notes. To był mój notes. Ten sam, który wcześniej zabrał mi Max. Ten sam, przez który później musiałem ukrywać się pod jego łóżkiem.
- Czytałeś? - Przestraszony odwróciłem się w jego stronę.
Głupie pytanie, oczywiście, że tak. Max nie przepuściłby takiej okazji i teraz pewnie wie już o wszystkim co mnie spotkało.
- Nie - odpowiedział pomimo moich przypuszczeń. - To pamiętnik, czy coś?
- Tak jakby...
Kłamie. Na pewno przeczytał. Chciałbym, żeby było inaczej, ale on na pewno go przeczytał.
- Porcelana... - mruknąłem niewyraźnie, chcąc zająć swoje myśli czymś innym niż to, że Max czytał o mojej przeszłości i o tym, co o nim myślę.
- Już skończyłem - stwierdził nagle Max.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Skoń...? Co? - Zamrugałem zaskoczony. Chyba źle go usłyszałem.
Jednak chłopak nie udzielił mi odpowiedzi, oczywiście, jakżeby inaczej. Skierował się tylko w stronę drzwi, ale zatrzymał się tuż w progu i z powrotem odwrócił w moją stronę.
- A poza tym stwierdziłem, że danie ci alkoholu było złym pomysłem, więc... No... Nie będę ci już go proponować. - Wzruszył ramionami i wyszedł dodając jeszcze: - Widzimy się na kolacji.
- Co? - rzuciłem w pustą przestrzeń.
Co tu się właściwie wydarzyło? Max zachowywał się jakoś dziwnie, ale może tylko mi się wydawało... Może to przez alkohol? Na pewno nie minęło jeszcze tyle czasu, żebym całkowicie wytrzeźwiał, procenty nadal krążyły mi w żyłach. Nie potrafiłem jeszcze jasno ocenić sytuacji...
Czy ja mówiłem mu coś przez sen?
Objąłem głowę rękami i zacząłem się nad tym zastanawiać. Próbowałem przypomnieć sobie, co wydarzyło się, zanim znalazłem się w pokoju. Max na pewno nic mi nie zrobił? Ostatnie co pamiętam to fakt, że dolewał mi, choć nie chciałem. Czy ja wypiłem mimo to? A później... rozmawialiśmy? Tak, chyba rozmawialiśmy. Ale o czym?
No dalej, Theo, spróbuj sobie przypomnieć...
W końcu nadeszła pora kolacji. Siedzieliśmy w milczeniu, nie wiem jak Max, ale ja starałem się unikać kontaktu wzrokowego z nim i z jego ojcem. Mikael też się nie odzywał, nie powiedział też nic na temat szafki z porcelaną, więc nie wiedzieliśmy nawet, czy jego zdaniem zadanie zostało wykonane dobrze.
Nie wiedziałem nawet, czy Max faktycznie dokończył czyszczenie, czy tylko tak mi powiedział.
Oni nie mieli takiego problemu, ale ja nie mogłem nic przełknąć. Zaczęło mnie mdlić od kiedy tylko wszedłem do jadalni i poczułem zapach jedzenia. Skupiałem się tylko na tym, by po prostu powstrzymać odruch wymiotny.
Mężczyzna odłożył sztućce. Brzęk przerwał ciszę tak nagle, że aż się wzdrygnąłem.
- Maxwell - zaczął poważnie.
- Oho... - mruknął Max.
Mikael nie wyglądał na złego, ale biorąc pod uwagę, reakcję chłopaka, to chyba raczej był zimny gniew. Może tak właśnie to u niego wygląda. Teraz przestraszyłem się jeszcze bardziej. Jak dla mnie lodowata furia była gorsza niż zwykła wściekłość.
- Chcesz mi powiedzieć coś na temat brakującej butelki w barku? - zwrócił się do syna.
Chłopak zaśmiał się tylko na te słowa.
- Mogłem nalać wody i ją odstawić, ale uznałem to za prostackie - stwierdził.
Mikael patrzył na niego, nie na mnie, jakby w ogóle nie brał pod uwagę, że ja też mogę mieć z tym coś wspólnego. Natychmiast poczułem się winny, w końcu ja też brałem w tym udział.
Wbiłem wzrok w stół, przez to wszystko zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze.
Max wytrzymał spojrzenie ojca, nie wyglądało na to, żeby miał sobie cokolwiek do zarzucenia.
- No co? - Przewrócił oczami. - Musiałem uczcić to, że ta sierota niczego nie rozbiła.
Oczywiście miał na myśli mnie... Właśnie w tym momencie mój żołądek wykonał fikołka.
- Niedobrze mi... - ledwo zdołałem to powiedzieć, po czym zerwałem się z miejsca i pobiegłem do łazienki.
Tam zwróciłem całe śniadanie i alkohol, który dał mi do picia Max. Miałem nadzieję, że poczuję się lepiej kiedy zwymiotuję, tymczasem ja miałem wrażenie, że jest tylko gorzej.
- Lepiej?
Nawet nie podniosłem na nich wzroku, nie wiem, kiedy przyszli. Miałem ochotę umrzeć. Czułem się, jakby skutki picia uderzyły teraz we mnie ze zdwojoną siłą. Oczywiście, że nie było lepiej. Nawet jak zwymiotowałem, wciąż czułem się, jakby przejechał mnie walec. Wkrótce mój organizm znów postanowił odmówić mi posłuszeństwa i kolejna porcja wstrętnego alkoholu trafiła do kibla.
- Ile wypiliście? - zapytał z naganą Mikael.
- No to, co było w butelce - odparł Max najzwyczajniej w świecie. Klęczałem przy muszli tyłem do niego, ale mogłem się założyć, że wzruszył ramionami. - Była już napoczęta. Zresztą i tak większość wypiłem ja.
- Nie wyglądasz, jakbyś cokolwiek wypił - stwierdził jego ojciec.
Tak, Mikael, ja też nie mogę się temu nadziwić...
- Dzięki, praktyka czyni mistrza.
Boże, jaki on jest bezczelny...
Ale nie sprawia mu tyle kłopotów co ja. Nawet teraz jak oboje piliśmy, to Max świetnie się trzymał, a ja wyglądałem i czułem się jak siedem nieszczęść.
- Przepraszam... - jęknąłem.
Nie miałem, ani siły, ani odwagi, żeby obrócić się w ich stronę. Potrafiłem sobie tylko wyobrazić jak Mikael przyglądał mi się z dezaprobatą, żałując, że w ogóle znalazłem się w jego domu, a Max wręcz przeciwnie, pewnie uśmiechał się właśnie z założonymi rękami, zadowolony, że doprowadził mnie do takiego stanu, który mógł pokazać swojemu ojcu.
- Prze-przepraszam... - Było mi tak strasznie głupio, że Mikael widzi mnie w takim stanie.
Zerknąłem na nich, próbując odczytać coś z ich twarzy, ale łzy za bardzo zniekształcały mi obraz. Udało mi się zarejestrować, to jak ojciec z synem wymieniają szybko spojrzenia, ale nie byłem w stanie powiedzieć co one znaczą.
- Zajmiesz się nim? - zapytał Mikael.
- Jasne - odpowiedział po chwili Max.
Żołądek znowu podjechał mi do gardła.
- Odstaw go do pokoju - powiedział w pewnym momencie mężczyzna. Odwróciłem się w ich stronę, mówił do Max, ale patrzył na mnie. Spuściłem wzrok. - I weź miskę, w razie gdyby znowu wymiotował.
- Mhm - mruknął tylko w odpowiedzi.
Zaraz po tym Mikael wyszedł, pewnie nie mógł już na mnie patrzeć.
Chyba rzeczywiście powinienem wrócić do pokoju. Nie miałem ochoty na nic innego jak tylko położenie się spać i udawanie, że to wszystko wcale się nie wydarzyło.
Kiedy uznałem, że nie mam już czym wymiotować i chyba najgorsze mam już za sobą, spróbowałem się podnieść, ale szło mi to dość ciężko.
Max wszedł do łazienki i wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałem na niego podejrzliwie. Dlaczego on się tak zachowuje? Co mu się nagle stało? Podniosłem się sam, co prawda miałem wątpliwości, czy dam radę utrzymać się na nogach, ale nie miałem zamiaru pokazać, że jest mi słabo, a tym bardziej przyjmować pomocy od niego.
- Dasz radę iść? - zapytał z dziwną troską.
- T-tak... - zająknąłem się, mijając go.
Powłóczyłem nogami, ale jakoś udało mi się dotrzeć do pokoju. Max poszedł za mną. Nie miałem siły barykadować za sobą drzwi, więc gdyby Maxowi znowu wpadł do głowy jakiś ''genialny'' pomysł, to nawet bym się nie bronił. Po prostu się położyłem.
Max postawił przy moim łóżku niską plastikową miskę i przysuną sobie bliżej krzesło od biurka. Usiadł obok mnie, po czym wyciągnął telefon.
- Możesz już iść - mruknąłem, leżąc na plecach i zasłaniając sobie oczy ręką.
- Wiem - powiedział tylko.
Ale nie wyszedł, w ogóle nie ruszył się z miejsca. Obróciłem się na bok twarzą do niego, ale wciąż miałem zamknięte oczy. Nie usłyszałem dźwięku podnoszenia się z krzesła i oddalających się kroków.
- Nie idziesz? - zapytałem, nie otwierając oczu.
- Nie - usłyszałem odpowiedź.
Nie wiem nawet, kiedy zasnąłem, ale gdy otworzyłem oczy, Max cały czas tam był. Tyle że teraz zamiast przeglądać coś na telefonie, czytał książkę, prawdopodobnie tę samą co wcześniej. A niech bierze co chce, tylko nie mój notes.
Obudziło mnie skrzypienie drzwi, do środka wszedł Mikael. Ja i Max szybko skierowaliśmy na niego wzrok.
- Jestem dla was zbyt pobłażliwy - mruknął, stawiając na nocną szafkę kubek z herbatą. Następnie skrzyżował ręce i zaczął przyglądać się nam obu na zmianę. - Najpierw ta bójka, teraz alkohol... Jak rozumiem nadal żaden mi nie powie, o co wtedy poszło?
To pytanie skierował głównie do swojego syna, który w tej chwili wymownie przewracał oczami.
- Jak usłyszę: ''nie obchodzi mnie, który zaczął, przeproście się nawzajem'', chyba też się porzygam - stwierdził i utkwił wzrok z powrotem w książce.
- Nie jestem twoją wychowawczynią z podstawówki, Max - odparł z lekką irytacją w głosie.
Chciałoby mi się śmiać, gdybym nie czuł się tak źle.
Poza tym chyba Mikael nie był już taki wściekły, bo nie używał teraz pełnego imienia Maxa. Może złość mu przeszła. Mam taką nadzieję, naprawdę nie chcę mu się narażać...
- Chcę po prostu wiedzieć, co doprowadziło do tego, że wylądowaliście na podłodze z rozciętą wargą i rozbitym nosem.
Próba gwałtu.
- Przecież nic poważnego sobie nie zrobiliśmy - skomentował Max. - Już jest w porządku.
- Naprawdę?
Chciałem zapytać o to samo, ale Mikael mnie uprzedził. Mężczyzna spojrzał zdziwiony na swojego syna, a później oboje spojrzeli na mnie.
- Tak mi się wydaję... - stwierdził chłopak, ale teraz zabrzmiało to już mniej pewnie.
No i co ja teraz miałem zrobić? Zaprzeczyć? Mógłbym, ale co by to dało? Max znowu by się na mnie uwziął, a Mikael by drążył. Poza tym... teraz Max naprawdę zachował się w porządku. Upił mnie, ale nie skorzystał z okazji, którą sam sobie stworzył. Wątpiłem w to, żeby raz na zawsze porzucił plan zaliczenia mnie, ale za to że chwilowo odpuścił, chyba należało mu jakoś podziękować...
- Tak. - Zacisnąłem palce na kołdrze. - Już jest w porządku...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top