Nibylandia
— Jimin! — zawołał młoda kobieta, wchodząc do pokoiku syna. — Więc to tutaj się skryłeś, co?
Czarnowłosy chłopiec zachichotał głośno i pokiwał głową w górę i dół, a następnie wrócił do punktu wyjścia. Następnie podbiegł do kobiety i wtulił w jej brzuch.
Kobieta uśmiechnęła się i pogłaskała synka po głowie. Był jej jedynym synem i tym samym jej oczkiem w głowie. Kochała go najbardziej na świecie i za nic w świecie nie chciałaby, aby stała mu się jakakolwiek krzywda.
Po chwili chłopiec podniósł głowę i spojrzała na matkę swoimi cudownie ciemnymi oczkami, mówiąc:
— Mamo? — zrobił pauzę, a gdy zauważył iż kobieta patrzy na niego z ciekawością, kontynuował: Mógłbym pójść do Sugi? Proszę!
— No dobrze, tylko się ubiorę i idzie...
— Nie! Jestem już duży i sam mogę do niego pójść — zaprotestował gorączkowo.— Skoro do szkoły chodzę sam, to do YoonGi'ego też pójdę sam. Poza tym masz teraz dużo pracy, ponieważ babcia z dziadkiem mają przyjechać, prawda? — spojrzał na nią niewinnie i był już prawie pewien, że wygrał.
Pani Park zastanowiła się chwilę, rozważając czy puścić syna samego. Nie była pewna co do tego pomysłu, ale musiała przyznać mu rację. Rzeczywiście miała dzisiaj sporo na głowie. Nie mogła pozwolić sobie na takie towarzyskie spotkanie akurat dziś.
Zdecydowała.
— No dobrze, Jiminnie. Tylko masz na siebie uważać i nie wracać zbyt późno, jasne? — rzekła, posyłając dziesięciolatkowi spojrzenie pełnie troski.
— Tak jest! — zasalutował i pędem pobiegł założyć swoje buciki.
Dobiegając do drzwi wejściowych, zaczął pośpiesznie rozglądać się za butami. Wsunął swoje małe stopy, na których widniały skarpetki z Tygryskiem z Kubusia Puchatka, w buty na wiązanie a białą bluzę zarzucił niedbale na siebie. Nie zwracając uwagi na rozwiązane sznurówki i źle założoną bluzę, wybiegł z domu i pognał do przyjaciela.
*******
— Dzień dobry! Jest może YoonGi w domu? — zapytał z tak radosnym uśmiechem, którym pochwalić mogą się tylko te dziecko, które jeszcze nie zaznała przykrości płynących od świata.
W drzwiach stanęła niska brązowowłosa kobieta, która uśmiechnęła się na widok młodego Park'a. Bardzo lubiła tego chłopca, chyba jak każdy w okolicy.
— Oczywiście — oznajmiła.— Proszę, wejdź.— Wpuściła go do środka i wskazała na schody, na które parę sekund później, wbiegł Jimin.
Tak naprawdę nie musiała pokazywać mu drogi. Chłopiec był u nich tyle razy, że mógłby nazwać ten budynek swoim drugim domem.
Czarnowłosy wbiegł po schodach i stanął przy otwartych drzwiach, należących do pokoju przyjaciela. Zajrzał do środka i zauważył niewiele starszego od siebie chłopca, o włosach niemalże białych, który pochylał się nad swoim biurkiem.
YoonGi był od niego o dwa lata starszy, miał trzynaście lat. Dla Jimin'a było to coś wielkiego, uważał chłopaka za wzór do naśladowania i zawsze robił wszystko, o co go poprosił.
Podszedł do niego najciszej jak tylko potrafił i stanął w pewnej odlegości za plecami.
Spojrzał na kartkę i ołówek w dłoniach starszego. Jego oczą ukazał się zarys chłopca, który szybował na tle nocnego nieba. Gdzieś obok niego leciała inna mała postać. Dzwoneczek, domyślił się Jimin.
— Wow— mruknął, podchodząc bliżej.
Min YoonGi odwrócił się do młodszego i przytulił go na powitanie. Nie zdziwiła go obecność młodszego. Uśmiechnął się na widok dziesięciolatka. Starszy czuł się dzisiaj nieco lepiej. Pierwszy raz od prawie dwóch lat. Dzisiaj rano postanowił sobie jednak coś. Coś, co miało wszystko zmienić.
— Hej, Jimin! Cieszę się, że przyszedłeś!
— Też się cieszę. A wiesz, że sam do Ciebie przyszedłem?— Niezmiernie cieszył go ten fakt, więc nie było opcji, ażeby nie pochwalił się tym swojemu najlepszemu przyjacielowi.
Uśmiech na ustach jasnowłosego zmalał, a jego głowę zaczęła zaprzątać tylko jedna myśl.
"Sam?"
— Przyszedłeś... sam? Bez mamy ani taty? Bez nikogo?— zapytał, jakby przygnębiony.
— Tak — odrzekł dumnie. — Całkiem sam. Widzisz? Jestem już duży. Dorastam.
Uśmiech całkowicie znikł z twarzy Sugi. Odwrócił się na krześle w stronę biurka i spojrzał na ścianę, na wprost. Na szpilkach przyczepione były przeróżne zdjęcia i rysunki. Niektóre rysunki należały także do młodszego. Zdjęcia wyróżniały się jednak tym iż na każdym znajdowali się we dwoje. Nie było żadnego zdjęcia z rodzicami, kuzynostwem czy z innymi kolegami.
Tak naprawdę, nie było innych kolegów. Był tylko Jimin.
Te wszystkie wspólne momenty mignęły mu przed oczyma. Każda wspólnie spędzona chwila.
Następnie rzucił okiem na swój niedokończony rysunek, który leżał na biurku.
— YoonGi, wszystko w porządku?—
zapytał, zaskoczony zachowaniem przyjaciela, wyrywając go z zadumy.
— Tak, tak. Mam pytanie — spojrzał na chłopca. — Co widzisz tutaj?— Wskazał na rysunek.
Chłopiec popatrzył najpierw sceptycznie, ale po chwili jego twarz pojaśniała.
— Przecież to oczywiste!— zawołał. — Widzę dzieci i piękna krainę, do której zabrał ich Piotruś Pan, a dlaczego pytasz?
— Tak tylko pytam. — Uśmiechnął się słabo.
Wstał z krzesła, popatrzył na ścianę i podszedł zadumany w stronę okna.
— Nie pogramy w piłkę?— zapytał uroczo Jimin.
Chłopak jakby nie usłyszał pytania. Szarpnął za klamkę okna, otwierając je na oścież. Zrzucił przy tym figurki Pokemonów, które niegdyś kolekcjonował. Jiminnie miał niegdyś mu za złe, że zaprzestał tego. Mógł mieć największą kolekcje w całej okolicy. Nastolatek jednak nie przywiązywał do tego jakiejkolwiek uwagi.
Z kim miałby się tym dzielić? Albo chociaż rozmawiać o tym?
Wspomagając się o ramę okna i grzejnik, wszedł na wewnętrzny parapet, a następnie usiadł na tym zewnętrznym, spuszczając chude nogi, które teraz swobodnie zwisały.
Jimin wdrapał się na parapet i usiadł obok niego, mimo że drugi nic mu nie powiedział na ten temat.
Zrobił to, bo YoonGi tak zrobił. A YoonGi był przecież starszy i bardziej odpowiedzialny. I fajny. Przecież im jesteś starszy, tym fajniejszy się stajesz.
Nie pytał o powód, dlaczego starszemu nagle zachciało się przewietrzyć, jak to tłumaczyć sobie w tamtej chwili. Zdawał się nie zwracać uwagi na to, iż siedzi właśnie na parapecie. Mama zawsze zabraniała mu takich rzeczy, ale przecież Min jej o tym nie powie. Nachylił się lekko i zobaczył krzaki czerwonych róży, które pani Min uwielbiała. Pomyślał iż są wyjątkowo piękne.
Następnie spojrzał w górę i ujrzał niebo, które poróżowiało przez zachodzące słońce na horyzoncie. Zadarł głowę tak wysoko, że aż rozbolał go kark. Na chłopięcych twarzach tańczyły ostatnie promienie zachodzącego słońca. Jimin spojrzał z uśmiechem na Sugę i tracił go delikatnie łokciem. Chłopak nie zareagował na ten gest, tylko dopiero po chwili spojrzał na Park'a i uśmiechnął się delikatnie. Wzrok jednak wydawał się nieobecny, pusty. Młodszy nie zwrócił na to uwagi. A powinien.
— Pamiętasz? — Zapytał niemal szeptem. — Druga gwiazda na prawo, a potem aż do rana.*— Wstał powoli, a parapet zaskrzypiały cicho.
Pociągnął przyjaciela za ramię, ażeby uczynił to samo.
— YoonGi, co ty robisz? Dobrze się czujesz?— Chłopiec w pierwszej chwili spanikował, lecz poszedł w jego ślady i wstał.
Jasnowłosy nie odpowiedział. Uśmiechnął się i pchnął chłopca do przodu. Zdumiony dziesięciolatek nie zdołał nawet wydobyć z siebie krzyku, a już spotkał się z ukochanymi różami Pani Min.
— Pamiętaj, Jiminnie.— Rozłożył szeroko ramiona.—Druga gwiazda na prawo, a potem aż do rana.
Pochylił się do przodu i zaczął spadać. Wylądował obok przyjaciela, który leżał nieruchomo w kwiatach jego mamy. Brązowe oczy chłopca zaczęły zachodzić delikatną szarą mgiełką.
Leżeli obok siebie a twarze ich zwrócone były ku sobie. Ciernie boleśnie wbiły się w ich ciała. Jedna dostała się nawet do lewego oka Min'a.
Niedbale zarzucona bluza Jimina zaczynała zabarwiać się na czerwono.
YoonGi nie martwił się już, że Jiminnie zazna przeróżnych okropieństw, często wymierzonych w niego bezpodstawnie.
Natomiast Jimin już na zawsze pozostanie w przekonaniu, że im jesteś starszy, tym fajniejszy się stajesz.
◾◾◾◾◾◾◾◾◾◾◾◾◾
* Druga gwiazda na prawo, a potem aż do rana. — zdanie należy do Jamesa Matthew Barriego, autora „Piotrusia Pana".
To poprawiona wersja opowiadania^.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top