Niewypowiedziane myśli

Więc tak. Nie wiem co to jest. Napisałam to bo....tak? I wstawiam też, bo tak. Okej? Dziękuję


Czcionką pogrubioną są napisane myśli Mycrofta

Kursywą wypowiedzi Eurus

Podkreślone wypowiedzi Sherlocka

***

- Sala jest pusta.

- Nie jest pusta. Przecież masz broń. Mówiłam, że do następnej gry wystarczą dwie osoby. Z tej sali wyjdzie was dwóch. Czas dokonać wyboru. Kogo potrzebujesz bardziej, Johna czy Mycrofta? To runda eliminacyjna. Wybierasz jednego. Zabijasz drugiego. Musisz wybrać. Mycroft czy John?

Zaschło mi w gardle. Czy ona naprawdę nas do tego zmusi? Wiedziałem, że jest szalona, że jest psychopatką. Ale żeby kazać własnemu bratu zabić? Może mnie posłucha? Przekonajmy się.

- Eurus! Dosyć!

- Jeszcze nie. Chyba. Ale wkrótce. Pamiętajcie o samolocie.

A więc jednak. Jest. Nadszedł ten moment. Eurus okazała się silniejsza. Sprytniejsza. Jeśli czegoś nie zrobię zaraz wszystko się zawali, jak domek z kart, jak zamek z piasku...

- Więc?

- Co?

Bracie, powiem teraz największe kłamstwo. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Chciałbym żeby tak było. Zasłużyłem na to.

- Chcesz to przedyskutować? Przepraszam doktorze. Jest pan dobrym człowiekiem. Pożegnajcie się, i zabij go. Zabij go! Dobrze wiesz, że to my dwaj powinniśmy stąd wyjść żywi. Następne zadanie będzie wymagało tęgich umysłów. Nie przedłużaj jego agonii.

-A moje zdanie?

Mam nadzieję, że jest w tej chwili mniej warte od mojego. Niech pon nie zrozumie tego źle ale naprawdę tego chce. Mój brat załamie się bez pana. Kocha cię. Wiem o tym. Nie trzeba być geniuszem by to wiedzieć.

-Jesteśmy żołnierzami a oni giną za swój kraj. Żałuję, że dostąpi pan tego zaszczytu.

Umrę byś był przy nim. To sprawa warta śmierci. Mojej na pewno. Nie byłem dobrym starszym bratem a teraz chcę to naprawić.

-Cholera. On ma rację. Ma rację.

NIE! Niech pan nie słucha! Robię to dla pana. Nie mam racji. Nie mam żadnej pierdolonej racji! Niech pan włączy myślenie! Przepraszam. Okej! Przepraszam.

-Sprężaj się i nie wydłużaj dłużej jego cierpień. Zrób swoje Zabij go... . I pójdziemy dalej. O Boże, powinienem to przewidzieć. Żałosne. Zawsze byłeś powolnym kretynem i dlatego zawsze tobą gardziłem. Zhańbiłeś nas i całą rodzinę. Choć raz w życiu postąp właściwie. Zakończ niedolę tego nieszczęśnika i go zastrzel.

Nie powinien pan, doktorze Watson wierzyć w żadne moje słowo. Proszę tego nie robić. Zważywszy na to, że właśnie powiedziałem o sobie w trzeciej osobie. Przeklęta Eurus. Powinna zginąć w tamtym pożarze. Ale zginę ja, jeśli wykażesz się rozsądkiem, Sherlocku. Nie zabijesz przecież swojego najlepszego przyjaciela. Twojego... ukochanego. O, jeszcze jeden powód by ze mną skończyć. Zawsze bałem się powiedzieć inspektorowi o moim uczuciu do niego.

- Przestań!

Oczywiście. Gdy tylko mnie zabijesz. Czekam. Nie męcz mnie dłużej.

- Dlaczego?

Dlaczego jeszcze stoję tu żywy? Z bijącym wciąż sercem i krwią płynącą w nieuszkodzonych jeszcze żyłach? Dlaczego nadal to ciągniesz? Powinienem już leżeć tu z kulą w klatce piersiowej. Więc właśnie, dlaczego?

- Bo nawet jako Lady Bracknell byłeś bardziej przekonujący. Zignoruj jego słowa. Chciał mi ułatwić wybór i żebym zabił jego. Dlatego będzie to trudne.

Brawo! Domyśliłeś się. Więc pociągnij za spust. Tyle razy strzelałeś z pistoletu. Więc strzel jeszcze raz. Nie powinien to być dla ciebie problem. Co za różnica czy strzelisz w ścianę czy w moją pierś. Żadna. Nie dla ciebie. Ty nic nie stracisz. Dawaj Wiliamie. Strzelaj!

- Byłem niezły w tej roli.

Musisz przyznać. Starłem się.

- Nie.

Nie do pana należy osąd. Proszę się opiekować moim bratem. Jest jak dziecko błądzące w skomplikowanym świecie dorosłych. Wbrew pozorom bardzo emocjonalne dziecko.

- Nie pan decyduje. Tylko nie w twarz. Obiecałem mózg naukowcom.

I co powiesz? Zabawny do ostatniej chwili. Zaczynam czuć zdenerwowanie. Proszę, Sherlocku. Strzelaj!

- Więc gdzie?

Byle gdzie. Jeżeli tym sposobem uratujesz swojego przyjaciela, możesz potraktować mnie jako tarczę do strzelania. Jak poduszkę do igieł. Nie będę stawiał oporu.

- Chyba jednak mam serce. Cel to pewnie niewielki. Ale spróbujmy.

Tylko traf. Bohaterstwo i poświęcenie to jedno, ale nie mam ochoty umierać z powodu utraty krwi.

- Nie zgadzam się!

Jak już mówiłem, dobry z pana człowiek ale nie zasługuję na ten sprzeciw. Bo to wszystko moja wina. I nawet nie chciałbym żeby było inaczej. Bo może wtedy pistolet byłby wycelowany w pana. Zakończmy te gierki. Te pociągnięcie za spust, Sherlocku, już ci wybaczyłem. Jeśli będzie trzeba, przebłagam samego Boga by ci to wybaczył.

- To moja wina. Moriarty. Świąteczny prezent. 5 minut rozmowy z Jamesem Moriartym. 5 lat temu.

- O czym rozmawiali?

Oj, to ci się nie spodoba....

- 5 minut rozmowy... bez nadzoru. Żegnaj bracie. Bez kwiatów proszę.

Będą mało estetycznie wyglądać jak zwiędną na nagrobku. Choć jak dalej tak będziesz zwlekał to wątpię czy będą potrzebne.

- Jim był pewien, że to zrobisz. Tak się cieszył...

Już zdążyłem zapomnieć o twojej obecności SIOSTRO. Ale mówisz, że Moriarty to przewidział? Nie mam pewności czy to dobrze, czy źle.

- 5 minut. Wystarczyło 5 minut by uczynili nam to wszystko. Nic z tego

- Co robisz?

- Przed chwilą dzielny człowiek prosił by o nim pamiętać. Wspominam gubernatora. Dziesięć....

Nie wygłupiaj się Sherlock. To bardzo okrutny żart!

- Nie!

- dziewięć.... osiem....

Jeżeli to zrobisz to przysięgam, że osobiście Cię zamorduję!!!

- Nie możesz! Jeszcze nie wiesz o Rudobrodym!

Przestań choćby ze względu na to! Ze względu na doktora Watsona!

- ...pięć....

- przestań natychmiast!

Ten raz się z tobą zgodzę siostro. Sherlock..,. Przecież mówiłem Ci, że gdybyś umarł, pękłoby mi serce. Mówiłem prawdę...

-...cztery...trzy...dwa...

Nie....! Sherlock, Greg... o Boże nie!

***

Nie bijcie proszę. Następny będzie miał ręce i nogi obiecuję

:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top