Rowery

- Mamo, jesteś poważna? - jęknął Sherlock, chowając w smukłych dłoniach swoją bladą, dziecięcą twarz. W tej chwili stał w garażu i starał się nie patrzeć na kupiony przez rodziców nowy rower górski...
...w kolorze znanym powszechnie jako fioletowy, a dokładniej w odcieniu, który komputer opatrzył nazwą "dark orchid".
- To prezent, Sherlocku, mógłbyś chociaż udawać, że ci się podoba - skarcił brata Mycroft, z wyższością unosząc głowę i stając obok kobiety o blond włosach, która z gasnącym uśmiechem patrzyła na zrozpaczonego młodszego synka.
- Ale to coś ma taki dziewczyński kolor! - jęknął brunet, zabierając ręce z twarzy i krzyżując je na piersi.
- Fioletowy nie jest sklasyfikowany jako kolor odnoszący się do konkretnej płci, z resztą, z tego co mi wiadomo, nie uznajesz stereotypów, braciszku, a już szczególnie takich jak przydzielanie określonych kolorów do płci człowieka - starszy z chłopców uśmiechnął się kpiąco, na co młodszy tylko wywalił mu język.
- Ja chcę mojego Ognistego - skrzywił się siedmiolatek i tupnął nogą.
- Wrzuciłeś go pod traktor w ramach eksperymentu, jesteś już na tyle duży, że powinieneś sam dojść do wniosku, iż nie ma już ratunku dla twojego starego roweru - Mycroft nie szczędził bratu kąśliwych uwag, głównie pod adresem jego dopiero rozwijającej się inteligencji.

- Zamknij się, Fatcroft! - wrzasnął maluch, zaciskając dłonie w pięści.
- Sherlocku, nie wolno tak mówić! - skarciła syna pani Holmes.
* * *
Po długich namowach ze strony upartej matki, Sherlock w końcu zgodził się wsiąść na nowy rower, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie musiał jechać w kasku. Teoretycznie kobieta była dumna ze swojego sukcesu odnośnie namówienia syna do jazdy na rowerze i nie chciała tego psuć, ale w praktyce była tak nadopiekuńcza, że najchętniej nie wypuszczałaby swojego skarbu z domu bez ochraniaczy na każdą część ciała. W rezultacie maluch po długiej i głośnej kłótni z rodzicielką, do której po krótkim czasie postanowił dołączyć się także jego brat i ojciec, został przekupiony podwójnymi lodami waniliowymi i zgodził się pojechać w ochraniaczu na swój jakże cenny mózg.
Cała rodzina Holmesów wyjechała z domu na nowiutkich rowerach, jednak w przednim nastroju było tylko dwie czwarte tej niewielkiej familii. Można było się przecież domyślić, że Sherlockowi dobry humor nie będzie dopisywał, jeśli Mycroft będzie jechał obok niego i na polecenie matki nieustannie go pilnował, a z kolei ten drugi zadowolony nie będzie z faktu, że został zmuszony do uprawiania jakiegokolwiek sportu. Ulica za ulicą powoli dojeżdżali do miejsca docelowego, jakim był Bushy Park.
Gdy w końcu dotarli na miejsce, młodszy z braci nie posiadał się z zachwytu. Uznał, że ten park jest naprawdę niesamowitym miejscem. Tak więc, gdy już przypięli rowery do pobliskich stojaków, udali się na spacer po tym pięknym terenie.

Sherlock wlókł się z tyłu, po kryjomu podziwiając doprawdy niesamowite widoki, jakie są rzadkością w centrum Londynu. Gdzieś z przodu rodzice cierpliwie wysłuchiwali przechwałek brata o sukcesach w wiedzy o społeczeństwie i pierwszym miejscu w niedawno zorganizowanym szkolnym konkursie ekonomicznym. Brunet nie zamierzał tego wszystkiego wysłuchiwać, więc jeszcze bardziej zwiększył dystans, aż w końcu stracił resztę rodziny z oczu, z czego był niezmiernie zadowolony.
- Ej, ty! - usłyszał za sobą i machinalnie odwrócił się. Zobaczył, że w jego stronę nadbiega blondyn w koszulce w wojskowe plamy i czarnych bojówkach. Ewidentnie w jego wieku, jednak trochę niższy. Jednak, co tu dużo mówić, Sherlock był jak na siedmiolatka wręcz nieprzeciętnie wysoki. Chłopiec zatrzymał się obok Holmesa, który zmierzył go czujnym spojrzeniem.
Dobry sportowiec, na szyi stary nieśmiertelnik, obstawiam dziadka w wojsku. W kącikach ust resztki truskawkowego nadzienia z drożdżówki, ale nie jest gruby, czyli raczej słabość do dżemu, niż do słodyczy.
Nie zdążył wydedukować więcej, bo blondyn cofnął się o krok i postanowił się odezwać.
- Ten fioletowy rower przy bramie to naprawdę twój? - zapytał z miną wyrażającą uznanie, które ewidentnie starał się ukryć, oczywiście bezskutecznie.
- A co? - odpowiedział pytaniem na pytanie Sherlock, bo nie chciał przyznawać się do nowo nabytego sprzętu.
- A nic... - odparł tamten, ale widząc spojrzenie bruneta, postanowił wyznać, po co go zaczepił. - Niesamowity kolor, skąd wytrzasnąłeś taki rower?

Holmesa zatkało. Niesamowity kolor? Do tej pory uważał, że jest wyjątkowo niemęski, ale jeżeli dzięki niemu miał poznać więcej ludzi takich jak ten tutaj... no bo nie da się ukryć, że ten chłopak był naprawdę interesującą osobą jak na zwykłego człowieka, to nie będzie miał nic przeciwko niemu.

- Emm... robiony na zamówienie - stwierdził w końcu, nie do końca wiedząc, co powiedzieć.
- Uh, a już myślałem, że sobie taki kupię - skrzywił się blondyn, po czym wyciągnął rękę do bruneta. - John Watson, trzecia klasa podstawówki - momentalnie zmienił wyraz twarzy na uśmiechnięty.
- Sherlock Holmes, druga klasa - brunet uścisnął dłoń nowo poznanemu chłopcu i zdusił w sobie chęć wykrzywienia się z powodu pomyłki.
Holmes jeszcze przez długi czas siedział z Johnem pod drzewem, rozmawiając o wszystkim i niczym. Dowiedział się między innymi, że chłopak jest od niego nie rok, a dwa lata starszy. Poza tym w zasadzie nie da się określić dokładnie konkretnych tematów ich rozmów. Po około półtorej godziny obok bruneta stanął Mycroft.

- Sherlocku, do cholery jasnej, masz się tak nie oddalać! - syknął. - Co ci w ogóle strzeliło do głowy? Masz pojęcie, jak bardzo zamartwiają się teraz nasi rodzice?!
Blondyn siedział oniemiały, podczas gdy mały Holmes tylko prychnął.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie obchodzi mnie to. A teraz zejdź mi z oczu, Fatcroft. Jestem zajęty, jakbyś nie widział - fuknął siedmiolatek i odwrócił się z powrotem do swojego rozmówcy, jednak nic nie powiedział. Po dwóch minutach ciszy to John odważył się odezwać.
- Poszedł już - uśmiechnął się.
- I dobrze. Wracając do tematu, moim zdaniem reakcja mózgu na krew jest różna w zależności od tego, co spotkało człowieka w przeszłości...
~

931 słów. Nie wiem jak, bo to miał być zwykły, króciutki shot, a wyszło opowiadanie na prawie tysiąc słów XD
W każdym bądź razie, mam nadzieję, że temat wycieczki rowerowej przypadł Wam do gustu, a także że nie schrzaniłam dialogów bądź jakiegokolwiek innego elementu opowiadania c:

Powiem Wam jeszcze, że ostatnio oglądałam The Reichenbach Fall, i zauważyłam jeden taki szczegół, w momencie, w którym Sherlock i John uciekają policji. Czy ktoś z Was też widział to graffiti w tle, lewy górny róg? XD
Może ja jestem nie na czasie, ale widzę je pierwszy raz O.o

Czekam na opinie i do następnego! :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top