Podróż (part 2)
Podczas gdy mama Sherlocka i Mycrofta usilnie próbowała odpalić silnik samochodu, pan Holmes nie tyle spał, co po prostu chrapał w najlepsze, z powodzeniem ignorując małego bruneta, który ku rozpaczy swojego brata i zdenerwowanej matki, z nudów zaczął wyśpiewywać pirackie szanty na cały głos. Po piątej minucie słuchania Sherlockowego zawodzenia o abordażch i sztormach, Mycroft po prostu odciął się od wszystkich i wszystkiego i udał się do swojego pałacu pamięci, odnajdując pokój o hebanowych drzwiach opatrzonych złotą tabliczką z grawerunkiem "Gregory".
Tymczasem silnik samochodu zakasłał, wypluł z siebie kłąb dymu i maszyna ruszyła nagle z niesamowitą prędkością. Pani Holmes ledwo panowała nad autem pędzącym dwieście na godzinę, a hamulec jak na złość nie reagował. Kobieta z niemałym trudem wyrabiała się na zakrętach ekspresówki. A to nie był jeszcze koniec kłopotów.
Samochód minął stację paliw. Zadowolony z rozwoju sytuacji Sherlock zaczął śpiewać dla odmiany nie szanty, a głupie przeróbki kolęd świątecznych obrażających policję. Można śmiało powiedzieć, że małolat "wykrakał", bo po chwili za rozpędzonym autem, uruchomiwszy syreny, ruszył radiowóz policyjny. Brunet jednak zignorował zarówno obecność pojazdu policyjnego, jak i fakt, że okna samochodu nagle otworzyły się na oścież. Mały Holmes brzmiał jak za głośne zepsute radio, przez co policjanci pomyśleli zapewne, że autem jedzie banda gangsterów.
Nagle matka chłopców do reszty straciła panowanie nad wozem, który z impetem wjechał w barierkę, przełamując ją na pół, po czym zjechał niżej i zatrzymał się w rowie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a chwilę później kobiecie udało się wyłączyć silnik, ale w tym samym momencie na górze zatrzymał się radiowóz policyjny. Cała rodzina wysiadła z auta. Oczywiście śpiącego pana Holmesa założycielka rodziny wraz ze swym starszym synem musiała wynieść z auta i ułożyć pod pobliskim drzewem, bo za cholerę nie mogli go dobudzić.
Z pojazdu wyłoniło się dwóch fukncjonariuszy w skrajnie różnym wieku. Młodszy z nich podbiegł do pani Holmes i położył jej rękę na ramieniu.
- Proszę pani, czy dane nam będzie dowiedzieć się, co to miało być? - zapytał miękko. Słysząc ten głos, Mycroft momentalnie odwrócił się, a na jego twarzy po raz pierwszy od dość dawna pojawiły się różne emocje: zdziwienie, szok, strach, a następnie radość i to dziwne uczucie zwane miłością.
- Gregory! - krzyknął i podbiegł do zmartwionej matki i zszokowanego chłopaka. Sherlock stojący do tej pory obok śpiącego ojca skrzywił się momentalnie, widząc, jak młody policjant puszcza jego matkę, by objąć Mycrofta w pasie i przyciągnąć do szybkiego pocałunku. - Co tu robisz? - zapytał odsuwając się od niego z wyraźnym rumieńcem na twarzy.
- Zapomniałeś? Jestem na stażu - uśmiechnął się szeroko.
- Nie sądziłem, że przydzielą cię do drogówki - starszy Holmes skrzywił się nieco. - Chciałeś przecież rozpocząć karierę w dziale detektywistycznym, prawda?
- Taaak... - Greg przewrócił oczami. - Ale potem dowiedziałem się, że muszę zaliczyć wszystko, żeby dostać pracę w Scotland Yardzie - dodał z nutą goryczy w głosie.
Stojący za blondynem starszy policjant chrząknął znacząco, powodując, że chłopcy odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- To dowiemy się, co się stało? - zapytał, z naciskiem na każe słowo.
- Zepsute hamulce, podejrzewam pękniętą linkę hamulcową - rzucił z tyłu mały Sherlock.
- Co proszę? - mężczyzna zmarszczył brwi, patrząc na swojego siedemnastoletniego pomocnika, który tylko uśmiechnął się przebiegle.
- Mówię, że puściły nam hamulce - powtórzył dziewięciolatek, głośniej i dobitniej niż poprzednio. - Czego nie rozumiesz? - prychnął, bezskutecznie szarpiąc ojca za ramię.
- Skąd on... To wie? - funkcjonariusz cofnął się o krok.
- Nie bój się, Alex, to tylko taka mała, chodząca kupka czystego geniuszu - Gregory rzucił Mycroftowi porozumiewawczy półuśmiech, który tamten odwzajemnił.
~
Dzisiaj krócej niż ostatnio, ale mam nadzieję, że nie nudniej 😊
Chyba powinnam przechrzcić swój tryb dodawania rozdziałów na "dobranocki" .-.
A teraz przepraszam, ale muszę to z siebie wydusić:
DZIEWIĘTNASTEGO BYŁAM NA WESELU BRATA MAMY I JEDEN Z GOŚCI GDY TYLKO ODROBINĘ POCHYLIŁ LUB PRZEKRĘCIŁ GŁOWĘ WYGLĄDAŁ KROPKA W KROPKĘ JAK CUMBERBATCH!!
(tylko z przodu z twarzy nie bardzo go przypominał, ale to nic) 💖💖💖
I tym oto akcentem, kończymy! 😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top