✨ My soft boi ✨
[kubir]
Kolejny live dobiegał końca, Tobiasz speedrunował ostatni seed, więc.. Miałem nadzieję, że znajdzie chwilę czasu dla mnie po skończonym streamku, Tylko i wyłącznie dla mnie, w końcu był jutro Sylwester, więc miałem cichą nadzieję, że jego słowa o braku planów są jak najbardziej prawdziwe. Czytałem właśnie ostatniego donate'a jaki wpłynął, po czym blondyn się wywalił na runie, westchnął ciężko i zaczął kończyć strumyka. Gdy już to zakończył, poprosiłem go by na chwilę wstąpił na kanał niżej, zgodził się, co mnie ucieszyło. Przeniosłem siebie na wcześniej wspomniany kanał i czekałem na chłopaka, ten po chwili wstąpił do rozmowy.
- Już jestem, coś się stało? - zapytał starszego z lekkim zmartwieniem w głosie.
- Chciałem zapytać czy... Naprawdę nic jutro nie robisz? - przez dłuższą chwilę nie otrzymałem odpowiedzi.
- Yyy, no tak, nic nie robię, a co? Masz jakiś pomysł? - dopytał, czułem lekką ekscytacje, istniała szansa, że będę mógł go spotkać, na żywo, a nie przez kamerkę internetową.
- Mógłbym wpaść? - zapytałem prosto z mostu.
- Wpaść, powiadasz? - przytaknąłem mu jedynie cichym "mhm", zależało mi na naszej relacji, naszej... Przyjaźni, choć to słowo było dla mnie ciężkie do pomyślenia, zależy mi na nim bardziej niż mu się może wydawać.. - W sumie to mógłbyś, będzie wolna chata, pogramy w horrorki. - słyszałem w jego głosie entuzjazm, który również mi się udzielił, automatycznie uśmiechnąłem się.
- W takim razie będę około ósmej. - odparłem wchodząc na stronę do bukowania biletów.
- Tak wcześnie? - mruknął, zapewne spojrzał na godzinę, - Powinieneś już iść spać. - rzucił, fakt, było lekko po północy, a ja miałem wstać przed szósta.
- Zaraaazzzz. - mruknąłem przeciągle kupując bilet na pociągiem, potwierdziłem zakup i dla pewności sprawdziłem czy na telefonie wszystko z tym w porządku, jak się po chwili okazało, wszystko grało i mogłem na spokojnie iść spać, można było powiedzieć, że byłem spakowany, bo.. Na długo u Tobiasza nie zostanę, tak bynajmniej myślałem.
- Już? Bo zamiast grać będziesz spał, a raczej tego bym nie chciał. - zaśmiał się. Jego śmiech... Co prawda chłopak naprawdę rzadko się śmieje, ale.. Gdy już to robi, moje serce znów zaczyna wypadać z płynnego rytmu, w końcu to Tobiasz... Ktoś dla mnie wyjątkowy, specjalny .. Ważny, który już dawno skradł mi serce, westchnąłem cicho, rozmarzyłem się za bardzo. I mimo, że wiem, że nic z tego nigdy nie będzie, to.. Mam tą głupią nadzieję, że jednak jest szansa na coś więcej, że jednak- Ziemia do Kuby! Jesteś tam? Czy zasnąłeś? - nie skończyłem swojej myśli.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - przyznałem cicho. - Mógłbyś powtórzyć?
- Mówiłem żebyś kładł się spać, bo nie wstaniesz. - odparł. Pójść spać? Fakt, trzeba by się choć przespać.
- Aaaa... No fakt, to.. Do później. – rzuciłem niezbyt chętnie, wolałbym z nim jeszcze posiedzieć.
- Dobranoc Kubirze. - usłyszałem jeszcze przed wyjściem z discorda. Boże.. Jak ten chłopak na mnie działa... To nie pojęte. Moje serce wybija się z ustalonego przez niego samego rytmu, tylko gdy w słyszy głos czy cokolwiek związane z Tobiaszem.. Opadłem na swój fotel odchylając głowę do tyłu.
- On nigdy nie spojrzy na mnie tak jak ja na niego..- Westchnąłem ukrywając twarz w dłoniach, ten fakt bolał, lecz nie mogłem go do niczego zmusić. Po chwili zamknąłem komputer oraz wstałem z fotela, musiałem się umyć, ale.. Tak bardzo nie chciało mi się iść do łazienki, więc jedynie zdjąłem z siebie bluzę, która wylądowała na krześle, opadłem na swoje wyrko, wtuliłem się w miękką poduszkę. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem, głównie przez emocje, które męczyły mnie, często nie dawały spać czy też skupić się, ale.. Jest jak jest nic z nimi zrobić nie mogę.
Z płytkiego snu wyrwały mnie wibracje mojego telefonu, sięgnąłem niezbyt chętnie po urządzenie, by je wyłączyć. Musiałem wstać i jakkolwiek się ogarnąć, okropnie nie chciałem wstawać, ale jednak, gdy przez myśl mi przemknęło, że mógłbym spóźnić się na pociąg, od razu nabrałem jakiejś głupiej energii na wszystko, no.. Może nie dosłownie. Podniosłem się z łóżka, by na samym wstępnie przeciągnąć się i przeczesać niesforne kosmyki włosów, kto by się przejmował włosami? Na pewno nie ja. Swoje pierwsze kroki skierowałem do swojej szafy skąd wyjąłem nieszczęsny golf, co prawda nie dawał po oczach swoim kolorem, bo jednak wyblakły pomarańcz był jakoś przyjemny dla oczu, bynajmniej dla mnie! Chciałem wziąć wygodniejszą bluzę, lecz prawie wszystkie moje bluzy były w praniu, o którym totalnie zapomniałem, więc.. Tą ostatnią bluzę chciałem wziąć na jutrzejszy dzień, wyjąłem jakieś czarne spodnie i świeżą bieliznę wraz z skarpetkami, pewnie będę musiał wziąć jeszcze jakąś kurtkę lub płaszcz. Powędrowałem z ubraniami do łazienki, co jak co, ale wypadło by się odświeżyć, nie zamierzałem zostawać długo pod ciepłą wodą, bo czas mnie gonił. Sprawnie umyłem się, zgoliłem lekki zarost i ubrałem się, przejrzałem się w lustrze.
- Wyglądam jak debil. - stwierdziłem wzdychając ciężko, nie mogłem nic innego założyć, bo nie miałem co. Popsikałem się lekko wodą kolońską. Zdecydowanie musiałem pominąć śniadanie by zdążyć na pociąg, najwyżej zjem coś na dworcu. Wróciłem do swojego pokoju, gdzie do plecaka spakowałem bluzę, o której było wcześniej mowa, bieliznę, skarpetki, jakieś spodnie, do tego dokumenty i laptop, bo jednak nie chciałbym żerować tylko i wyłącznie na komputerze Tobiasza. Wziąłem jeszcze ostatnią kartkę z strony postanowień na 2020 rok, został mi dzień na ich spełnienie.. Sięgnąłem po czarny płaszcz i chwilę przed szóstą dwadzieścia wyszedłem z mieszkania, rodziców oczywiście nie było, z resztą, kiedy oni są? Wyszedłem z bloku poprawiając przy okazji plecak na swoim barku, do odjazdu pociągu miałem jakieś trzydzieści minut, choć.. Może się spóźnić, jak to robią często pociągi w Polsce. Niby mógłbym tłuc się komunikacją miejską, ale mieszkam na tyle blisko dworca, że mi się to nie opłaca. Wyjąłem słuchawki z kieszeni płaszcza, o dziwo nie zapomniałem o nich, włączyłem pierwszą lepszą polubioną playlistę na spotify, jak się po dłuższej chwili okazało, była to.. Mega spokojna muzyka, mógłbym nawet nazwać je balladami o miłości, co.. W moim wypadku raczej nie jest zbyt dobrym pomysłem by ich słuchać. Westchnąłem jedynie cicho dając się nieść własnym nogom ku dworcu.
Dojście na dworzec zajęło mi nie więcej niż piętnaście minut, mógłbym przysiąść, że dworzec jest znacznie dalej, choć... To może tylko moje złudzenie. Wcisnąłem dłoń do kieszeni, gdzie poczułem wcześniej włożoną kartkę z zeszytu, wiedziałem co na niej było, nie musiałem na nią patrzeć, został tylko jeden podpunkt, zgniotłem ją nieco, to mi się nigdy mi nie uda..
Wstąpiłem do Żabki, która znajdowała się na dworcu, o dziwo, nie byłem jedynym klientem, głównie młodzi ludzie się tu kręcili, raczej nie zwracałem na nich uwagi, wziąłem co było mi potrzebne do przeżycia w pociągu i zapłaciłem za nie swoim telefonem, już po chwili ulotniłem się z sklepu. Zjechałem po ruchomych schodach, by czekać na swój pociąg.
Pod mieszkaniem Tobiaszem byłem parę minut po ósmej, nieco wahałem się przed naciśnięciem dzwonka, lecz.. Stanie przy jego drzwiach było by dziwne. Schowałem do kiszeni telefon i nacisnąłem ten nieszczęsny dzwonek. Po chwili stania otworzyły się drzwi, a w nich zobaczyłem go. Miał roztrzepane kosmyki włosów, zaspane oczy i delikatny uśmiech na twarzy, kto by się spodziewał, że moje serce zacznie bić jak chore?
- Dobrze cię widzieć. - stwierdził starszy podając mi dłoń.
- Ciebie również dobrze widzieć. - Uśmiechnąłem się chwytając za jego dłoń, chłopak niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie przytulając niemal od razu. Byłem w niemałym szoku, ale jakim przyjemnym szoku. - Nawet nie ma dziesiątej, a ty już jesteś pijany? -zażartowałem nieco. Zapach chłopaka doprowadzał mnie do większych palpitacji serca, oby tego nie zauważył...
- Chciałbyś. - stwierdził śmiejąc się cicho, odsunął się i zaprosił mnie gestem do środka, zdjąłem swoje buty i płaszcz, który powiesiłem na wieszaku. - Swoją drogą, nie sądziłem, że chodzisz w golfach. - zauważył.
- Ah... Zapomniałem zrobić pranie i.. Tak wyszło, że miałem jedną bluzę i parę golfów. - odparłem idąc za chłopakiem do jego pokoju. Od ostatniego razu nic się nie zmieniło, to samo biurko stało w tym samym miejscu, meblościanka i łóżko również, no... Może jednak dywan jest inny.
- Jasne, zjadłbyś coś? - zapytał. - plecak połóż gdziekolwiek. -
- Nie, dzięki, jadłem już. - odparłem kładąc plecak obok biurka chłopaka.
- Hmmm, a co takiego jadłeś? - Czy on się droczy? Na to by wychodziło, albo po prostu robi na złość, jedno z dwóch.
- A co? Martwisz się? -
- Możeeee~ - uśmiechnął się w swój specyficzny sposób, przewróciłem jedynie oczami na jego odpowiedź, taka luźna atmosfera... Tak jak zawsze przy naszych rozmowach... Coś pięknego.
Czas mijał przyjemnie, zwłaszcza, gdy on był przy mnie, czułem wtedy przyjemne motylki w brzuchu i lekkie wypieki na twarzy. Graliśmy w phasmophobie, trochę w vFnafa, ale i tak koniec końców skończyło się na graniu w hardcorze na KM. Na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech, czułem jak moje uczucia do niego wzmagają się, kiełkują niczym kwiaty róż - są piękne, ale jednak zadają ból. Z tyłu głowy miałem to, że jeżeli wyznam mu teraz moje uczucia to.. To zniszczę naszą przyjaźń, a tego cholernie nie chciałem.
Około dwudziestej trzeciej wyszliśmy z mieszkania, był piękny klimat, trochę mglisty i zapewne fajerwerków tak dobrze widać nie będzie. Rozmawialiśmy na różne tematy, śmialiśmy się z głupot jakie przyszły nam tylko do głowy, raczej poważnych tematów unikaliśmy, one teraz nie były ważne. Przechadzaliśmy się przez oświetlony park, chłopak zawzięcie tłumaczył mi swój pomysł na nowy odcinek, przyjemnie słuchało się jego głosu. Wcisnąłem dłonie do kieszeni płaszcza, spojrzałem na mgliste niebo, ile bym dał by teraz ujrzeć gwiazdy, gdy tylko poczułem kartkę w płaszczu od razu ją ścisnąłem, muszę się jej pozbyć.
- Nie słuchałeś. - oderwałem wzrok od nieba i spojrzałem na niego, uśmiechnąłem się jedynie przepraszająco.
- Przepraszam~ - mruknąłem uważnie obserwując jego twarz, on jedynie westchnął i również uśmiech pojawił się na jego twarzy. Ten wyraz twarzy u niego podoba mi się najbardziej...
- Mniejsza, potem ci jeszcze raz opowiem. - stwierdził spokojnie, przytaknąłem mu jedynie, nie ma co się kłócić. - wstąpimy do Żabki? Napił bym się czegoś. -
- Jasne, prowadź więc. - odparłem.
[tobiasz]
Towarzystwo młodszego działało na mnie uspokajająco, przy nim nie umiałem podnieść głosu, być złym na cokolwiek, byłem potulny jak baranek, w dodatku.. Dzisiaj wyglądał znacznie lepiej niż gdyby był w bluzie, trochę mi głupio, że to ja wyszedłem w kurtce i bluzie z głupim napisem. Założyłem dłonie za kark i uważnie patrzyłem na zamgloną drogę, mogło być tak przyjemnie, gdyby nie ta mgła.
- Do dupy z taką pogodą. - westchnął niższy, trudno było mi się z tym nie zgodzić.
- Fakt, psuje wszystko. - przytaknąłem jedynie, zapadła między nami przyjemna cisza, każdy raczej miał o czym myśleć, swoją drogą, Kubir mi czegoś nie mówił, czułem to, momentami jego zachowanie nie pasowało do niego, on był takim soft chłopakiem, który wydawał się nie umieć podnieść głosu na cokolwiek, nie umiał być zły, ale nie był przy tym cichy, a teraz? Teraz to nie wiem już sam, zbyt bardzo skupiam się na sobie i często nie widzę tego co muszę. Chłopak nieco mnie wyprzedził na światłach, chciałem dogonić go, lecz wtedy stało się coś.. Czego w życiu bym się nie spodziewał.
W mojego... Przyjaciela wjechało rozpędzone auto. To był moment, nawet nie chwila. Nie kontaktowałem z światem, nie wyłapałem momentu, gdy chłopak resztką sił szepta, bym się uśmiechnął, bo do twarzy mi z nim. To był moment, którego za wszelką chwilę chciałem usunąć z pamięci, nawet ten, gdy zabrała go karetka, a ja zostałem z jego płaszczem w dłoniach. Wiedziałem jedynie, że muszę się tam dostać, muszę być przy nim. Nie starałem się siebie uspokoić, to było zbyt trudne, nie ogarniałem tego co właśnie zobaczyłem, to mnie przerastało. Pozostałościami po zdrowym rozsądku zadzwoniłem do mamy Kuby, miałem jej numer ze względu na to, że gdyby mu coś się stało to mógłbym szybko ją poinformować, skubany przewidział to.
- Halo? - odezwał się kobiecy głos, prawie tak bardzo przyjemny dla ucha jak ten głos należący do mojego przyjaciela.
- Kuba... Kuba jest w szpitalu. - mruknąłem załamującym się głosem, reszty rozmowy nie pamiętam, wyłączyłem myślenie, chciałem by to wszystko okazało się snem, lub cholernie nie śmiesznym żartem.
Zupełnie nie pamiętałem tego jak znalazłem się w szpitalu, targało mną zbyt wiele emocji, zaczynając od strachu, kończąc na żalu i smutku. Jedyną informacją jaką otrzymałem od lekarza, to to, że jego stan jest poważny. Wiele pytań kryło się pod słowami lekarza, ale.. Nie dane mi było dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Nie myślałem racjonalnie, chciałem by Kubir znalazł się teraz przy mnie, obdarował cudownym uśmiechem i powiedział, że wszystko będzie dobrze, ale... Jedyne co miałem to jego płaszcz, który z niewiadomych mi przyczyn usilnie próbowałem przytulać, w pewnym momencie poczułem coś w kieszeni płaszczu, niepewnie sięgnąłem do niej. Była to zgnieciona kartka, nie wiem co mnie podkusiło do rozprostowania jej, ale.. To co tam przeczytałem doprowadziło mnie do łez. Jak to? Jak to " Powiedzieć Tobiaszowi o swoich uczuciach"? To... To on mnie kochał? Jak to możliwe? Pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach, a kartka została przygnieciona do mojej klatki. Jak mogłem być tak ślepy? Tak cholernie ślepy?
- Więc to było to co przede mną ukrywałeś...? - szepnąłem sam do siebie, nie umiałem inaczej zareagować na to, ta informacja jeszcze bardziej podłamała mnie, ta informacja nie docierała do mnie, tak samo jak to, że może umrzeć. Bałem się o stan ciemnowłosego, był dla mnie najlepszym przyjacielem, momentami motywacją oraz.. No właśnie.. Kim więcej? Czułem w tamtym momencie istną pustkę, jakby ktoś odebrał mi wspomnienia. Z Kubą znałem się ponad cztery lata, był młodszy ode mnie, nieco niższy i delikatniejszy, ale nie w takim stopniu, że był wrażliwy, po prostu wydawał się być niezwykle przyjazną osobą, której uśmiech nie schodzi z twarzy...
Co...
Co tak właściwie czułem do niego?
Pierwszy tydzień po dowiedzeniu się, że stan młodszego jest poważny i jest w śpiączce, był straszny. Praktycznie nie spałem, nie jadłem, godzinami wpatrywałem się w ścianę przypominając sobie to co przeżyłem z Kubirem. Jedynie ekipa Rapy wiedziała co się stało, wszyscy dla byliśmy przyjaciółmi, wzajemnie wspieraliśmy się i tak dalej, prosiłem również, aby w razie czego nie mówili co z młodszym, ani co jest ze mną. Tak było prościej. Musiałem odpocząć.. Pozbierać myśli i mieć czas porządnie zastanowić się nad sobą, odwiedzałem również chłopaka w szpitalu, ale moje wizyty kończyły się tym, że nie mogłem patrzeć na jego ciało podpięte do tych wszystkich aparatur. Zadawałem sobie pytanie.
Co będzie jeżeli on umrze?
Nie miałem żadnej trwałej myśli co do tego, ciągle wahałem się między tym, że popadnę w rozpacz, a tym, że nie wytrzymam i palne sobie w łeb. Wiedziałem, że.. Jeżeli stracę go to i stracę bardzo ważną część siebie, bo.. chyba sam pod koniec tygodnia rozłąki, doszedłem do wniosku, że nie umiem funkcjonować bez niego, to on zawsze był moim uzależnieniem od bycia spokojnym, był moją oazą spokoju. Myślę, że właśnie tak to było.
Drugiego tygodnia zacząłem bardziej okazywać to, że wróciłem z umarłych. Zacząłem pojawiać się na streamach u ekipy, co prawda wciąż mówiłem mało, ale byłem. W tym tygodniu również odważyłem się podejść bliżej niego, bliżej jego łóżka w szpitalu, wciąż czułem ból w klatce piersiowej, tylko, gdy przypominałem sobie nie moc jaką wtedy czułem, wtedy również pojawiły się pytania, co jeżeli bym go wtedy złapał za dłoń? Co jeżeli bym znalazł się bliżej niego? Co jeżeli byśmy w ogóle z domu nie wyszli? I.. Takie tam, głównie były to moje spekulacje, wymysły i teorie oraz obwinianie się o ten wypadek.
Była również istotna kwestia.
Zaczynałem rozumieć te uczucia.
W trzecim tygodniu pojawiły się pytania innych, innych streamerów
" Co z Kubirem?"
Ja wtedy odpowiadałem, że jest zajęty lub nie ma czasu, oni to szanowali, ale widownia niekoniecznie. Pojawiły się pierwsze teorie, domysły, niewygodne pytania, to nie dawało mi spać, coraz bardziej czułem ciężar odpowiedzialności za to co się stało, mogłem jakoś zareagować wtedy, prawda? Mogłem zrobić cokolwiek, ale ostatecznie nic nie zrobiłem.
W tym tygodniu również usiadłem przy jego łóżku, złapałem go za dłoń i przytuliłem do policzka, mówiłem jak bardzo mi go brakuje, co mi leży na duszy, że go przepraszam...
Ale on się nie budził.
Lekarze niby byli dobrej myśli, miał dobre rokowania, wszystko niby było dobrze, ale ja czułem, że było inaczej. Skoro było dobrze to czemu wciąż go nie było przy mnie?
To też wtedy dotarła do mnie istotna rzec.
Kuba był dla mnie wszystkim.
Czwarty tydzień był nieco bardziej spokojniejszy, bo głównie spałem po dwanaście godzin, coś tam jadłem, mój organizm wyraźnie miał dość tej małej ilości snu i jedzenia jaką dostawał przez ostatni czas. Udało mi się również porozmawiać z mamą Kubira, dowiedziałem się, że zwolniła się z pracy by być przy synu, ona również cierpiała, może nawet bardziej niż ja. Próbowałem ją podnieść na duchu, być jakimś wsparciem dla niej, choć ja sam ledwo funkcjonowałem.
Wtedy również stało się to czego nie oczekiwałem, dłoń chłopaka lekko drgnęła, gdy ją złapałem. To dało mi nadzieję, że z tego wyjdzie.
Niby pytania o chłopaka wciąż się pojawiały, gdziekolwiek bym się nie pojawił, ale usilnie je ignorowałem, nie muszą jeszcze wiedzieć.
Dowiedzą się w swoim czasie.
Nie spodziewałem się, że piąty tydzień będzie intensywny, przez to praktycznie nie mogłem odwiedzić Kuby, trochę było mi smutno z tego powodu, ale... Jednak pracować i funkcjonować jakoś trzeba było. Siedziałem na discordzie z ekipą, rozmawialiśmy, bardziej oni rozmawiali, ja musiałem ogarnąć istotną rzecz. Chciałem się przeprowadzić, wynieść w końcu od rodziców i żyć na swoim, szkołę miałem skończoną, pracowałem i tak dalej.
- Będziecie jutro na UHC? - zapytał najstarszy z nas, myślami musiałem wrócić do chłopaków siedzących ze mną na rozmowie.
- Pewnie. - odezwał się Buszz, od razu potem odezwał się najmłodszy, również zadeklarował, że będzie. - A ty, Tobiasz? -
- Powinienem być.. - westchnąłem cicho, chciałem odwiedzić Kubira, z racji, że dzisiaj praktycznie nie miałem czasu, chciałem znów dotknąć jego dłoni, poczuć, że on żyje i.. Kiedyś się obudzi, ale praca to praca.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, wyjdzie z tego. - odezwał się ponownie Mikols. - jeszcze kiedyś będziecie się z tego śmiać. - stwierdził.
- Być może tak. - mruknąłem cicho. Miętoliłem w dłoniach starą kartkę, którą miał w kieszeni płaszczu. Mogłem się tylko domyślać, że to raczej do skutku by nie doszło. Rozumiałem jego strach, też sam się bałem zaangażować uczucia w cokolwiek, tym bardziej bałem się miłości.. Choć teraz już sam nie wiem jak jest. - w ogóle.. - zacząłem, chciałem z ciekawości wiedzieć czy oni zdawali sobie sprawę z tego faktu. - ktoś wiedział o uczuciach Kubira do mnie?- zapytałem. Nastała cisza, długa cisza, przez chwilę bałem się, że coś powiedziałem nie tak i rozłączyli się.
- Tak, wiedzieliśmy o nich. - odparł Buszz. - Wbił na początku grudnia na discorda, gdy ciebie nie było, był pijany, mówił dość chaotycznie i.. Raczej uznaliśmy, że jak będzie gotowy na to, to ci to wyzna. - wytłumaczył na spokojnie. Kubir... I alkohol? To raczej widok legendarny. Westchnąłem ciężko ukrywając twarz w dłoniach.
- Jak mogłem tego nie widzieć. - jęknąłem bezsilnie.
- On dobrze to ukrywał, z resztą, on zawsze jest pogodny jak z nami czy tobą rozmawia. - stwierdził Napierak. Nie widziałem żadnych sygnałów, kompletnie nic, jakim ja debilem byłem.
Chyba wtedy też zrozumiałem, że sam zaczynam coś do niego czuć.
Nastała nieszczęsna niedziela, odpaliłem chwile przed dwudziestą live'a, nie miałem zbytniego humoru na jakieś rozgrzewki czy jakiś tryhard, więc jedynie czekałem aż to wszystko się rozpocznie. Znów mój chat był zaspamiony pytaniami o Kubę. Stwierdziłem, że w końcu muszę położyć kres temu wszystkiemu. Powiedziałem twardo, że wszystko wyjaśnię pomiędzy pierwszą, a drugą rundą w UHC.
Na moje nieszczęście, zginąłem przez team Ewrona i Rimeq, nic nowego w sumie, jestem brany za główny cel i tak dalej. Wyciszyłem się na discordzie, uprzednio informując, że muszę coś zrobić.
- Tak jak obiecałem. - zacząłem wzdychając cicho. - Co z Kubirem? To... Trudna sytuacja, nie tylko dla mnie, ale również dla całej ekipy Rapy, nie, nie odszedł od nas. Powiem wprost, zdarzył się wpadek, przez, który Kubir leży w szpitalu. - skończyłem, czekałem na reakcję chatu, przez dłuższy nie pojawiało się dużo wiadomości, jakby większość próbowała przetrawić tę informację. - Cóż.. Chciałem rozwiać wasze wątpliwości i sprostować sytuacje. - dodałem, po chwili chat zaczął spamić płaczącymi emotkami, raczej współczucie w tej sytuacji niczym nie pomoże, ale.. Kto wie. Wróciłem do mojego teammate'a, starałem się mu jakoś pomóc, ale będąc samemu niezbyt co miał ugrać, choć nie szło mu źle, prawie cały diax set, enchant, w dodatku był pod ziemią, blisko środka końca bariery. Gracze padali jeden za drugim, nikt raczej większej uwagi nie zwrócił na brak jednej osoby, co działało na jego korzyść. Koniec końców zaczął się deathmatch na arenie, zostały dwa teamy kontra mój teammate - Buszz. Wiedziałem, że chłopak przewyższa każdego kto pozostał na arenie, miał lepszą zbroje, skilla i był z Rapów.
W ostateczności zaczął się skybasing, młodszy na najwyższym dostępnym punkcie, a reszta niżej, wiedziałem, że ma plan, nie było by sobą, gdyby go nie miał, spuścił z góry kilka wiaderek lawy, co było dobrym zagraniem, bo przeciwnikom skończyły się bloki i musieli grać na czas. Wpierw padł jeden team, a dokładniej Blaszka z UHCSmurfem, potem z ostatniej pełnej drużyny padł Napierak, a ostatnim jego przeciwnikiem został InviaczeG, to był.. Mocny zawodnik, tak samo dobry jak Buszz, oboje dobrze grali w klocki i się bili, choć w tym wypadku tylko mój teammate miał przewagę. Zebrał lawę, by chwilę odczekać aż ona opadnie i móc spokojnie zrobić water'a, tak też się stało, Invi za bardzo skupił się na lawie, że nie zauważył chłopaka, który skacze na jego dach przeciw lawowy. Przeciwnik był dość obity, większość itemów jakich chciał podnieść spłonęła w lawie i został zmuszony do pozostania przy swoim krańcu, Buszz zaczął z siekierki, by zdjąć jego tarczę, którą blokowała, by uderzenia, potem wywiązała się walka, co prawda była ona niezbyt zacięta, bo Buszz wygrał, miał więcej healingu i szczęścia w grze, a ja w niego nie wierzyłem, zajebisty ze mnie przyjaciel. Pogratulowałem mu wygranej, jak to robią przykładni przyjaciele. Po chwili przenieśliśmy się na główny kanał, administratorzy pogratulowali Buszzowi gry, inni komentowali jego skill i wygraną, ja niezbyt chciałem się odzywać, wolałem siedzieć cicho i pić wodę z szklanki, jak dobrze, że zrezygnowałem z kamerki na live'ach, bo raczej nikt nie chciałby mnie widzieć w takim stanie. Odstawiłem szklane naczynie na blat, musiałem przeczytać donate'a, choć zdecydowanie wolałbym już zakończyć live'a, ale.. Czego nie robi się dla widzów? Wyciszyłem się całkowicie na discordzie, rozmawiałem chwilę w widzami, bardziej oni pisali, a ja odpowiadałem, w pewnym momencie podświetlił się mój telefon, nie miałem zwyczaju odbierać w środku transmisji, ale... Dzwoniła mama Kubira. Musiałem odebrać. Wyciszyłem mikrofon całkowicie i odebrałem.
- On... On się budzi..- W słuchawce odezwał się damski głos, był przepełniony radością i dziwną euforią, a ja jedynie czułem łzy napływające mi do oczu, na twarz wstąpił dawno niewidziany uśmiech oraz błogie uczucie spokoju. Moje serce również zabiło kilka razy mocniej, kurwa... To była rzecz, na którą czekałem od ponad miesiąca.
- To.. Dobrze, wspaniale.. - mruknąłem uśmiechając się sam do siebie. - Wiadomo coś więcej? - nie chciałem by mój głos się łamał, ale targało mną tyle emocji, dla mnie liczyła się tylko ta jedna istotna wiadomość.
- Zabrali go na badania, coś więcej będzie wiadome rano. - odparła, to szczęście.. Ta ulga w głosie, aż miło było mi tego słuchać.
- W takim razie wpadnę z samego rana. - zadeklarowałem, starsza jedynie przytaknęła jedynie i rozłączyła się. Ta informacja, była dla mnie niewyobrażalną ulgą, czułem jak cały stres ze mnie spływa i pojawia się spokój, upragniony spokój ducha oraz głupia świadomość, że teraz może być tylko lepiej. Otarłem łzy i odchrząknąłem nieco, musiałem brzmieć dobrze, ale uśmiech sam cisnął mi się na twarz, jak dobrze. Odmutowałem się live, a widząc chat w tym bym wrócił do żywych, również na dc.
- Już jestem. - rzuciłem jakoś tak weselej, trudno nie było mi się nie cieszyć, skoro dotarła
- Oho, chyba stało się TO, Napierak pakuj jednak te pluszaki. - rzucił Buszz. Co? O czym on mówi? Jakie pluszaki?
- Nie zapomnij tylko o tym by wstać wcześniej. - odgryzł się młodszy. Chyba nie tylko ja nie zbyt wiedziałem o co chodziło, choć raczej nie było w tym nic ważnego, bynajmniej nie teraz.
Po dłuższej chwili zaczęła się kolejna runda, przydzielono mi Thorka, co było dobrą sytuacją dla mnie. Już na początku podzieliliśmy się rolami i tym co chcemy zrobić...
Jak się okazało nasza taktyka była bardzo skuteczna, bo wygraliśmy tą rundę, lecz ona nie była ważna, ważnym za to było to, że Kubirowi już nie grozi nic poważniejszego i.. Świadomość tego, że znów zobaczę jego uśmiech, usłyszę jego głos, była znacznie lepsza niż wygrana w grze. Zaraz po drugiej grze skończyłem live'a, nie byłbym już w stanie prowadzić go, za dużo emocji. Przez wyjściem całkowicie z discorda, zostałem zaproszony na rozmowę ogólną, gdzie byli chłopaki z ekipy.
- Słuchaj Tobi, znajdzie się jutro u ciebie miejsce na kilka podróżnych dusz? - Zapytał Michał.
-Czekaj co.. - mruknąłem wplatając palce w swoje włosy. - Chcecie do mnie przyjechać? - zapytałem dla pewności, to.. Niezłą niespodziankę mi zrobili.
- Domyśliliśmy się po twoim głosie, że Kubie się polepszyło, więc już wcześniej ugadaliśmy, że miło by było go odwiedzić wspólnie. - Odparł. Tego to się nie spodziewałem..
- Ah... No tak, jego mama dzwoniła, że się obudził. - Mruknąłem.
- To dobrze, nawet nie wiesz jak wszyscy tęsknili za starym Tobiaszem. - Wtrącił najmłodszy.
- Miło mi to słyszeć, a co do przyjazdu.. To myślę, że miejsce się znajdzie. - uśmiechnąłem się, nieplanowany meetup Rapów, czy mogło być coś piękniejszego? Raczej nie..
Tak wyszło, że pół nocy zarwałem na rozmawianiu ze swoimi uczuciami, jakkolwiek głupio i dziwnie to nie brzmi, doszedłem do istotnych dla mnie spraw, które raczej mogą zmienić moje życie, a mianowicie - Zrozumiałem, że cholernie mi zależy na Kubie, nie tylko jak na przyjacielu, ale nawet coś więcej. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że właśnie ten chłopak jest tak bardzo ważny dla mnie, dopiero jego strata mi to uświadomiła.. Szkoda, że dopiero taki wypadek mi to uświadomił.
Tuż po jedenastej wszyscy z ekipy zebrali się przy szpitalu, uznaliśmy, że lepiej będzie go odwiedzić od razu po ich przyjeździe. Przyznam cicho, że miałem wtedy niezłego stracha, istniało tyle opcji, które mógłby się wydarzyć, co mógłbym mu powiedzieć, co mógłbym od niego usłyszeć i... Wszystkie były tak bardzo realne. Poczułem jak chłopaki lekko klepią mnie po barkach, no tak... Nic złego się nie stanie skoro oni są ze mną, uśmiechnąłem się lekko dając im znać, że powinniśmy wejść do środka.
I szliśmy, ja doskonale znałem drogę do jego sali, bywałem już w niej nie raz, ale chłopaki raczej niezbyt znali. Wtedy też przypomniałem sobie słowa Kuby przed tego jak go zabrała karetka, uśmiechnąłem się, szczerze i nie sztucznie, uśmiechnąłem się jak kiedyś, kiedy byłem szczęśliwy, teraz również miałem ku temu powód. Nacisnąłem lekko klamkę od sali, teraz albo nigdy i pchnąłem drzwi. Wtedy mój uśmiech nieco zmalał, gdyż on tam był, siedział na łóżku patrząc w okno, moje serce zabiło z utęsknieniem, tak długo.. Chłopak spojrzał na nas, zapewne przez to, że Buszz z Napierakiem zaczęli się przekomarzać.
- Chłopaki? Co wy tu robicie? - zapytał lekko rozkojarzony Kuba, jego głos.. Tak bardzo za nim tęskniłem.
- Odwiedzamy Cię. - odparł Michał. Nie byłem w stanie niczego powiedzieć w tamtym momencie, więc jedynie podszedłem do jego łóżka i usiadłem obok. Czułem jego wzrok na sobie.
- Wszystko dobrze, Tobiasz? - zapytał.
- To ja.. Powinienem Cię o to zapytać. - znów uśmiechnąłem się spoglądając na niego, reszta ogarnęła sobie krzesła i usiadła obok szpitalnego łóżka chłopaka. - Chyba... Również powinienem przeprosić Ciebie za brak reakcji wtedy. Gdyby nie ja, to by się to nie stało.. - Westchnąłem cicho, spuściłem głowę w dół patrząc na swoje dłonie.
- Tobi... Ale teraz jest teraz, nie przejmuj się, jestem cały, widzisz? - obdarował mnie najcudowniejszym uśmiechem jaki w życiu widziałem. Przytuliłem go, tak bardzo mi go brakowało. Chłopak oddał uścisk po czym zaczął lekko gładzić moje plecy. - Jest dobrze, wypuszczą mnie niedługo, wszystkie urazy się mniej więcej zagoiły, a teraz uśmiechnij się, proszę. - odsunął mnie nieco od siebie patrząc mi w oczy. Zdobyłem się na ten uśmiech, o który prosił.
- I wy jesteście przyjaciółmi, hmmm? - zapytał dla pewności Buszz, oni naprawdę sugerują, że moglibyśmy być razem? Ale... Ja nie jestem zbyt emocjonalny, a Kubir.. On chyba nie wie, że ja wiem o jego uczuciach do mnie...
- Bardziej wyglądają jak para. - dodał Mikols, coś czułem, że chłopaki próbują nas do czegoś przekonać.
- Zdecydowanie. - zgodził się najmłodszy.
- Cóż.. - mruknął wyraźnie zakłopotany Kuba, spojrzałem w jego oczy, chciałem się w nich utopić, ale.. To chyba nie czas na to.
- Jeżeli Kuba by chciał czegoś więcej to... Może śmiało podbijać. - mruknąłem nieśmiało w jego stronę.
- Coś sugerujesz? - zapytał unosząc nieco brwi do góry, niezbyt wiedziałem jak zabrać się za sensowną odpowiedź, a parę ciekawskich oczu mi w tym wcale nie pomagało. Westchnąłem cichutko dotykając ostrożnie dłoni młodszego. Nie planowany coming out?
- Może... Nie tyle co sugeruje, ale.. Chciałbym powiedzieć, ż..że podczas tego czasu bez ciebie zrozumiałem poniekąd swoje uczucia... Do ciebie. - uniosłem wzrok z powrotem na jego śliczne oczy. - Jesteś cholernie ważny dla mnie, zależy mi na tobie, jak jeszcze na nikim innym, większość moich myśli kręci się wokół ciebie.. - widziałem ten rumieniec na policzkach chłopaka i te łzy zbierające się w kącikach, przez moment czułem, że powiedziałem coś nie tak, ale.. Ciemnowłosy uśmiechnął się, tak... Cudownie, jak jeszcze nigdy.
- T..to było piękne. - szepnął wycierając łzy zebrane w swoich kącików oczu.- ja... Ja również czuję podobnie. - stwierdził, wiedziałem to, trudno było tego nie wiedzieć po tej kartce, no nie? Tylko głupi by się nie domyślił o co chodzi. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, sam po chwili przytuliłem młodszego do siebie. Czy mogło być coś wspanialszego?
- Dobra, dobra, pomiziacie się później, Wojtek będzie miał potem koszmary. - stwierdził stanowczo Michał zakrywając najmłodszemu oczy.
- Hej! - rzucił jedynie, na co wszyscy wspólnie się zaśmiali. Na to czekałem... Na takie spotkanie właśnie z nimi, z osobami, za które wskoczył bym w ogień.
Minął równo tydzień odkąd Kubir się wybudził, ja czułem się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. On był cały i zdrowy, tu, blisko przy mnie. Nieoficjalnie chodziliśmy ze sobą, jednak jak bywa w tym kraju, trzeba było się ostro ukrywać. Ująłem delikatnie policzek młodszego szukając tym jego uwagi, on obdarzył mnie tym zniewalającym uśmiechem i usiadł mi na kolanach obejmując moją szyję.
- Skoro już zwróciłeś moją uwagę, to dostanę za nią nagrodę? - zapytał, moja odpowiedz była prosta, bo została pokazana przez delikatny pocałunek złożony na jego miękkich wargach. - Akceptuję taką formę. - stwierdził wtulając nos w moje ramię, ja objąłem go jedynie w talii i westchnąłem cicho. Co ja zrobiłbym, gdybym nie miał go przy sobie?
- Kiedy wracasz do szkoły? -zapytałem,
- Po weekendzie. - odparł ziewając cicho.
- Więc, wykorzystajmy ten czas dobrze. - stwierdziłem z uśmiechem na twarzy
- - - - - - ~ - - - - - -
[ 5186 słów ]
Have nice day :>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top