II
Jimin:
Nie wiem ile godzin minęło od kiedy ci popieprzeni policjanci postanowili wsadzić mnie za kratki. Całe moje ciało było już dość przemarznięte od panującego w piwnicach komisariatu zimna, a koszulę jaką miałem na sobie postanowiłem wykorzystać już na samym początku jako ręcznik do starcia spływającej z mojej twarzy krwi. Dlatego przesiąknięty płynem ustrojowym materiał leżał teraz na drugim końcu mojej ciasnej celi. Wstałem z wilgotnej posadzki, podszedłem do metalowych krat i przewiesiłem przez nie ręce.
- EJ TY! - krzyknąłem do siedzącego i objadającego się pączkami policjanta - podejdź tutaj, szybko.
Mężczyzna popatrzył na mnie z litością, ale sekundę później oblizał swoje ubrudzone lukrem palce i stanął przede mną.
- Czego chcesz? Dostałem rozkazy odnośnie twojej osoby i mam zamiar się ich trzymać.
Czego chcę?
Odpowiedzi na każde męczące mnie od dwóch tygodni pytanie.
Chcę Yoongiego.
Nie chcesz go. Chcesz o nim zapomnieć.
Nie...
TAK.
I zapomnisz. Każde wspomnienie.
Jedno po drugim.
- Daj mi kartki i długopis - mężczyzna popatrzył na mnie zbity z tropu - muszę pozbyć się czegoś... kogoś z głowy.
Po kilku minutach siedziałem oparty o ścianę z plikiem kartek na kolanach. Naprzeciwko siebie ustawiłem kosz, który był celem dla każdej wyrwanej z notesu strony.
Pierwsza.
Impreza, na której Yoongi na mnie wpadł.
Zgniotłem ją w dłoni.
Cel.
Strzał.
Trafiłem.
Druga.
Nasz pierwszy seks.
I kolejny wspaniały rzut.
Pierwszy wspólny poranek i zawarcie umowy.
Wspólne spanie i przytulanie się w łóżku.
Zrozumienie swoich uczuć i wyznanie mu miłości.
Zdobywanie jego zaufania i radość, że Yoongi odwzajemnia moje uczucia.
Były jednak też te złe chwile.
Moja dłoń mocno wbijała trzymany długopis w kartkę, kiedy pisałem o Heechulu, który dobrał się do mojego Yoongiego. O tym jak potraktowałem blondyna kiedy się opiłem i naćpałem, i o tym jak powiedział mi, że sprzedawał swoje ciało kiedy mieszkał u mnie, bo nie chciał być problemem.
Najgorszym momentem była jednak rozmowa z moimi rodzicami, którzy kazali mi wyrzucić z domu moją miłość.
To wspomnienie również wpadło do kosza.
- KURWA! NIENAWIDZĘ WAS WSZYSTKICH! - zerwałem się z ziemi i cisnąłem notatnikiem o ścianę.
Następnie chwyciłem krzesło i zrobiłem z nim dokładnie to samo powodując ogromny huk, który rozszedł się po całym piętrze...jak nie budynku.
- NIENAWIDZĘ! PATOLOGICZNE POJEBY! - zacząłem uderzać pięściami w ścianę, na której po pewnym czasie zauważyłem czerwone od krwi ślady - nic nie rozumiecie, kurwa mać! Mogę tu zdechnąć! NIE MAM JUŻ NIKOGO NA KIM MI ZALEŻY, ANI NIKOGO KTO CHOĆBY TROCHĘ SIĘ O MNIE MARTWIŁ! NIKOGO.
- Jimin?
Moja pięść zatrzymała się kilka centymetrów przed ścianą, a ja zamarłem.
Musiałem się przesłyszeć.
Potrząsnąłem głową, a dłoń dokończyła swoją wędrówkę ponownie uderzając w ścianę.
- Jimin!
To nie może być on.
To nie jest on.
To tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
Moja miłość.
Moje cierpienie.
Mój upadek.
Odwróciłem się w stronę krat, za którymi stał drobny chłopak z blond włosami. Na jego twarzy widoczny był smutek i ból, ale nie dostrzegłem żeby zmienił się znacznie w ciągu tych dwóch tygodni.
To się dzieje w twojej głowie, Jimin. Nic dziwnego, że się nie zmienił.
Roześmiałem się głośno, podniosłem z ziemi krzesło i usiadłem na nim odchylając się do tyłu i nadal nie przerywając psychodelicznego śmiechu.
- Ty nie jesteś prawdziwy - powiedziałem ocierając łzy z kącików oczu - musiałem o czymś zapomnieć, o jakimś wspomnieniu...- kopnąłem leżący obok mnie kosz - za dużo ich z tobą było i teraz będziesz mnie męczył, tak? Idź stąd - chwyciłem się za głowę i uderzyłem w nią parę razy dłonią.
Spojrzałem na Yoongiego, który tak magicznie jak się pojawił tak jeszcze nie zniknął.
- NO ZNIKAJ, KURWA, WYŁAŹ Z MOJEJ GŁOWY! - poderwałem się do pionu i kopnąłem w krzesło, które uderzyło o ścianę, a sam zbliżyłem się do wyimaginowanej przez mój umysł postaci - nie ma cię. Odszedłeś. Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś to co udało nam się zbudować - mocno zaakcentowałem każde wypowiedziane słowo - więc zamknę oczy, policzę do trzech i wyparujesz.
Przymknąłem powieki.
1
2
3
Otwarłem oczy, jednak Yoongi nadal stał przede mną. Chłopak wyglądał na cholernie przestraszonego. Jego usta i oczy były szeroko otwarte, a ciało lekko drżało.
-Ji-Jiminnie ja... ja jestem tu - wyjąkał i po chwili zawahania wyciągnął dłoń w stronę krat.
Wpatrywałem się w nią zdziwiony, ale zrobiłem krok w jego stronę przechylając głowę na bok z zaciekawieniem.
- Dotknij mnie. Wtedy zobaczysz, że...że jestem prawdziwy - wyszeptał, a ja wykonałem kolejny krok.
A kiedy już miałem dotknąć jego dłoni swoją, zatrzymałem się.
- Chcecie ze mnie zrobić wariata? Nie pozwolę wam na to - zbliżyłem swoją twarz do krat i uśmiechnąłem się jak szaleniec - nie dam się nigdzie zamknąć.
Może jednak powinieneś.
Yoongi spanikowany wyciągnął obie dłonie przed siebie, a ja nie mogłem ruszyć się z miejsca, czekając na to co zrobi. Chwilę później przełożył je przez kraty, aby ująć nimi moją twarz.
Jego zimny dotyk spowodował, że lekko zadrżałem. Z szeroko otwartymi z przerażenia oczami wpatrywałem się w te załzawione blondyna, który okazał się nie być wytworem mojej wyobraźni. Z trudem powstrzymałem się przed wtuleniem policzka w jego dłoń, a jedynym na co było mnie stać było odsunięcie się od niego na taką odległość, żeby jego ręce straciły kontakt z moją skórą.
Powinienem się leczyć.
Zachowuję się jak szaleniec i pieprzę głupoty nie zastanawiając się nad tym co wypływa z moich ust.
Z jednej strony chciałem znowu zbliżyć się do Yoongiego, a najlepiej przytulić i połączyć swoje stęsknione usta z tymi jego, lecz z drugiej... patrząc na swój obecny stan, chciałem cofnąć czas i nigdy nie znaleźć się w areszcie, a tym samym uniknąć tego spotkania.
Zostawił mnie. Zranił... i nadal cierpię z tego powodu.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem szorstko.
- Biłeś się? - zapytał zmartwionym i drżącym głosem lekceważąc moje pytanie.
Czułem jakby jego wzrok wypalał dziurę w mojej twarzy, w którą się nachalnie wpatrywał.
- Bardziej nazwałbym to przepychanką - zaśmiałem się krótko, ale zaraz spoważniałem - to co? Masz zamiar powiedzieć mi dlaczego tutaj przyszedłeś, czy znikniesz bez słowa tak jak ostatnio?
Suga:
- Tak jak mówiłem, będę odwiedzał cię kiedy będzie mi się podobało, ale najbliższym czasie będę dość zapracowany. Więc na dniach albo będę przychodził częściej, by się odstresować, albo nie będę przychodził w ogóle – skierował się w stronę drzwi wyjściowych – ale to nie znaczy, że możesz się szlajać po mieście – warknął patrząc na mnie uważnie – zrozumiałeś?
- Tak.
Mężczyzna opuścił mój nowy dom zostawiając mnie w przedpokoju.
Po tych kilku dniach już zdążyłem się przyzwyczaić do mojego jasnego i przytulnego mieszkania. Niewielki korytarz prowadził do sypialni z jednym łóżkiem i telewizorem, zaś po drugiej stronie znajdowała się niewielka, jednak zadbana kuchnia. Nie było tu dużo miejsca, chociaż na pewno więcej niż w moim starym, w którym mieszkałem zanim poznałem Jimina.
Jimin.
Na samo wspomnienie o nim moje serce niemiłosiernie bolało. Boję się, że nigdy nie wybaczy mi tego, że odszedłem bez słowa.
Nie będzie musiał.
Już się prawdopodobnie nie spotkacie.
***
Siedziałem właśnie na łóżku i jadłem lunch gapiąc się bezmyślnie w telewizor. Dzisiejsza noc z panem Parkiem była ciężka, jednak wiedziałem, że dzięki temu mam co jeść w tym momencie.
Ojciec Jimina kupował do mieszkania wszystko co było mi niezbędne do życia. Jedzenie, środki czystości, a raz nawet przywiózł mi nową koszulkę i spodnie.
Nagle z zamyślenia wyrwały mnie słowa prezenterki telewizyjnej i otworzyłem pełne jedzenia usta.
- Syn szanowanego projektanta wnętrz, Park Yoojunga po raz kolejny zatrzymany za wdawanie się w bójki. Dwa dni temu młodzieniec ponownie wylądował za kratkami. Czy państwo Park mogą już zacząć się wstydzić? A teraz zapraszamy na prognozę pogody.
Zakrztusiłem się i z trudem przełknąłem resztki kanapki od razu zrywając się z łóżka. Ubrałem się pośpiesznie i niemal wybiegłem z mieszkania wcześniej jeszcze zamykając drzwi na klucz.
Dzielnica, w której mieszkał Jimin i jednocześnie w której znajdowało się więzienie była znacznie dalej niż moja obecna, jednak nie miałem z tym najmniejszego problemu. Po jakichś 10 minutach jazdy metrem znalazłem się w interesującej mnie części miasta.
Idąc chodnikiem rozglądałem się niepewnie na boki. Trochę się bałem, że spotkam tutaj jakiegoś swojego byłego klienta albo pana Parka.
Nie chcę wiedzieć co by się ze mną stało.
Na miejsce jednak udało mi się dotrzeć bezpiecznie. Grzecznie przywitałem się niskim ukłonem z organami pracującymi w budynku i zapytałem o Jimina. Nie chciano mnie do niego wpuścić, jednak gdy nakłamałem, że jestem członkiem jego rodziny jakoś udało mi się wejść.
Byłem już na betonowych schodkach gdy nagle usłyszałem trzask i wrzaski czarnowłosego, które sprawiły, że aż podskoczyłem.
- KURWA! NIENAWIDZĘ WAS WSZYSTKICH! PATOLOGICZNE POJEBY!
Stałem przerażony tuż przed jego celą i patrzyłem, jak z całej siły uderza pięścią w ścianę.
- Nic nie rozumiecie, kurwa mać! Mogę tu zdechnąć! NIE MAM JUŻ NIKOGO NA KIM MI ZALEŻY, ANI NIKOGO KTO CHOĆBY TROCHĘ SIĘ O MNIE MARTWIŁ! NIKOGO.
Ja... Ja się martwię....
- Jimin?
Na mój głos czarnowłosy zawahał się chwilę przed kolejnym ciosem, jednak udał, że mnie nie słyszy i oddał kolejne uderzenie w ścianę.
- Jimin! – zacząłem lekko panikować. Odwrócił się w moją stronę i po dokładnym zmierzeniu mnie wzrokiem wybuchnął przerażającym śmiechem.
- Ty nie jesteś prawdziwy. Musiałem o czymś zapomnieć, o jakimś wspomnieniu... Za dużo ich z tobą było i teraz będziesz mnie męczył, tak? Idź stąd.
Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Czyżby Jimin naprawdę sądził, że jestem wytworem jego wyobraźni?
- NO ZNIKAJ KURWA, WYŁAZ Z MOJEJ GŁOWY! Nie ma cię. Odszedłeś. Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś to co udało nam się zbudować . Więc zamknę oczy, policzę do trzech i wyparujesz.
Do moich oczu napłynęły łzy bezradności. Nie miałem pojęcia co robić. Jego słowa mnie cholernie zabolały, a moje ciało zaczęło się lekko trząść ze stresu.
-Ji-Jiminnie ja... ja jestem tu – postanowiłem mu udowodnić swoją prawdziwość - dotknij mnie. Wtedy zobaczysz, że...że jestem prawdziwy – wyszeptałem niepewnie.
Czarnowłosy nie dotknął mnie, jednak przybliżył się znacznie do krat mamrocząc coś o zamknięciu w klinice, dlatego korzystając z okazji wsadziłem szczupłe dłonie między pręty i chwyciłem ostrożnie jego opuchniętą twarz.
- Co ty tutaj robisz? – Jimin jakby ocknął się z transu, a jego ton był spokojny lecz zimny.
- Biłeś się? – nie mogłem ignorować śladów na jego zawsze idealnej twarzy.
- Bardziej nazwałbym to przepychanką. To co? Masz zamiar powiedzieć mi dlaczego tutaj przyszedłeś, czy znikniesz bez słowa tak jak ostatnio?
Szybko zabrałem swoje dłonie i skierowałem wzrok na podłogę.
- Ja... nie... - wziąłem głęboki oddech – Jimin ja... musiałem to zrobić... inaczej byłoby ze mną źle... - poczułem jak łzy ponownie zbierają się w moich oczach – kocham cię i musisz wiedzieć, że teraz jestem w miarę bezpieczny. Znaczy całkiem... Jestem całkiem bezpieczny.
Poprawiłem się szybko. Co prawda, jestem w miarę bezpieczny tak długo jak długo słucham się pana Parka. Nie mogę jednak powiedzieć o tym Jiminowi. Nie mogę i tyle.
- Możesz już wyjść. I nie lej się po mordzie więcej, bo nie mam ochoty cię już nigdy widzieć na oczy, gówniarzu – otyły policjant, którego nie zauważyłem wcześniej podszedł do celi, a ja nieznacznie się odsunąłem robiąc mu miejsce.
- Nic nie obiecuję, panie aspirancie. Miło tutaj macie – mruknął Jimin wychodząc.
Stanął naprzeciwko mnie patrząc mi głęboko w oczy. Nie dostrzegłem w nich jednak miłości, troski i zmartwienia, z którymi patrzył na mnie przez ostatni rok. Jego wzrok był obojętny.
- Czyli będąc ze mną groziło ci niebezpieczeństwo, tak? – zaśmiał się – zawiózłbym cię na koniec świata, by cię ochronić, jeśli tylko byś chciał. Ale ty wolałeś odejść, Yoongi.
„Zawiózłbym."
Wtedy.
Teraz to już raczej nieaktualne...
- Jimin, błagam, zaufaj mi. Musiałem to zrobić dla naszego dobra...
- Nieważne. Zrobiłeś co chciałeś – uciął obojętnym tonem i zamyślił się na chwilę – wracam do domu. Ten dzień był zbyt męczący, a jedyne o czym marzę to zimne piwo. Masz ochotę?
Otwarłem szerzej oczy na jego propozycję i czekałem, na jakiś wybuch szyderczego śmiechu lub coś w tym stylu, jednak Jimin wpatrywał się we mnie obojętnie czekając na odpowiedź.
„Będę cię odwiedzał, kiedy będzie mi się podobało."
„Lepiej, żebyś nie ruszał się z domu."
„To nie znaczy, że możesz się szlajać po mieście."
Ostry ton pana Parka pojawił się w moich myślach znikąd. Nie powinienem się sprzeciwiać jego rozkazom, ani tym bardziej ich olewać. Zbyt dużo mógłbym zaryzykować. Swoje mieszkanie, zdrowie, a nawet życie.
Czułem, że powinienem wracać grzecznie do domu i czekać na kolejną wizytę ojca Jimina, która zapewne odbędzie się w odstępie kilku dni, jak zawsze.
Czułem, że powinienem zacisnąć zęby i pomimo pragnień swojego serca – powinienem trzymać się zdrowego rozsądku.
Mówi się trudno.
Popatrzyłem w oczy Jimina i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Z chęcią do ciebie wpadnę.
<><><>
planujemy dodawać rozdzialiki co 3 dni, ale proszę, miejcie na uwadze fakt, że sesja się zbliża [*]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top