8 - Wish I stayed

Długi rozdział i trochu późno, ale wiem, że są nocne marki, które to przeczytają, right? :)

~~~~~~~~~~~~




Jimin:

Następny tydzień, nie różnił się niczym od dwóch poprzednich. Nadal szukałem mojego ukochanego, próbując w jakikolwiek sposób zwrócić na siebie jego uwagę. Niestety na próżno. A szlajanie się po klubach bez celu, przestawało mi się podobać. Zwłaszcza, że tylko marnowałem pieniądze, których przez brak pracy, mogło mi niedługo zabraknąć.

Może to właśnie przez tę rozpacz, moje nogi skierowały się w stronę baru, zamawiając butelkę wódki, którą zacząłem opróżniać z gwinta. Nie chciałem jednak siedzieć w dusznym lokalu, a tym bardziej kręcić się między tańczącymi osobami, dlatego wyszedłem na zewnątrz, znajdując sobie miejsce na krawężniku.

Oparłem podbródek na dłoni i uśmiechnąłem się żałośnie do swojego lekko rozmytego odbicia w mętnej, brudnej kałuży. Wyglądałem idiotycznie, robiąc z siebie kolorowego pajaca.

To przez to, że jestem taki żałosny, Jeonggukie mnie nie chciał.

Zająłem się opróżnianiem trzymanej butelki, zastanawiając nad tym, dlaczego moje życie nie ma sensu. A mniej więcej po wypiciu połowy litra, dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna.

- Cześć! – przywitała mnie świergotliwym tonem.

Zmarszczyłem nos niezadowolony. Miałem przy sobie butelkę wódki i na pewno też nią śmierdziałem, ale od niej waliło alkoholem, jak od całej fabryki. W dodatku jej sztuczne rzęsy wyglądały, jakby dokleiła sobie na powiekach dwa wachlarze, a dekolt w bluzce, odsłaniał wszystko co mógł.

Kolejna panna na szybki numerek za kasę?

- Nie jestem zainteresowany – mruknąłem, odsuwając od niej.

- Każdy jest. Nie masz ochoty na odrobinę rozkoszy?

- A co ci da rozkosz, kiedy twoja druga połówka na tym cierpi? – zapytałem cicho, nawet na nią nie patrząc, bardziej zainteresowany moją butelką.

- W dupie mam moją drugą połówkę – stwierdziła i splunęła na ulicę. – Nie mam zamiaru z nią być.

- Dlaczego? – Ten temat już bardziej mnie zainteresował, dlatego przeniosłem wzrok na dziewczynę. – Przecież możesz być dzięki niej najszczęśliwsza.

- To ona pierwsza zaczęła oddawać się za pieniądze. Nie miałyśmy kasy nawet na to, by normalnie jeść. Wiesz, jakie to uczucie, zobaczyć swoją bratnią duszę w łóżku z siódemką starych i nawalonych facetów, którzy bawią się z nią, jak rzeczą, tylko po to, by mogła mi następnego dnia kupić coś ciepłego do jedzenia?

Moje usta rozchyliły się w zdumieniu. Mina dziewczyny pozostała wesoła, ale ton jej głosu załamał się w końcu, przez co z oczu ociekły jej łzy.

- Nie chcę bratniej duszy, która będzie dawać dupy na prawo i lewo. Wolę umrzeć z głodu, ale mieć ją tylko dla siebie.

Widząc, że wywołałem prawdziwą falę bólu i rozpaczy, przysunąłem się bliżej, aby objąć zapłakaną dziewczynę. Źle ją oceniłem, patrząc tylko na to, co prezentowała sobą zewnętrznie. Ile jeszcze par skrywało tak smutną historię? Dlaczego nie mogli być po prostu szczęśliwi?

- Porozmawiaj z nią. Może gdyby wiedziała, co o tym sądzisz, wszystko by się ułożyło. Poza tym nie powinna cię ranić kolejnymi wypaleniami...

- Już nawet ich nie czuję. – Moja rozmówczyni odsunęła się trochę i uniosła koszulkę, pokazując mi fragment skóry. Dosłownie zwęglony. Czytałem o tym, ale dopiero zobaczenie tego na żywo, mną wstrząsnęło. Coś takiego mogło czekać i mnie, gdyby Jeongguk nadal kontynuował swoje łóżkowe przygody.

- Skoro jesteś taki wierny swojej połówce, to co tu robisz z butelką? – zapytała w końcu nieznajoma.

- Moja bratnia dusza uznała, że mnie nie chce. Ale niestety powód takiej decyzji jest mi nieznany – mruknąłem, pociągając kolejny łyk ze szklanego otworu.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nawet poczęstowałem ją kilkoma łykami wódki, widząc, że chyba naprawdę jej potrzebuje.

- Ten cały system jest niedorzeczny – mruknęła w końcu, przytulając się do mojego ramienia.

- Moja bratnia dusza też tak uważa – przyznałem, patrząc na mijające nas samochody.

- I ma rację. Ten świat jest zbyt okrutny, by obiecać nam pusty happy end.

- Myślę, że nie masz...

- TY CHUJU, ZABIERAJ OD NIEJ ŁAPY!

Wystraszony, aż podskoczyłem, nie wiedząc, co się dzieje. Butelka z niedokończonym trunkiem, potoczyła się po asfalcie, a ja poczułem, jak ktoś mocnym szarpnięciem za kurtkę podnosi mnie do pionu.

- Sehun, zostaw go – jęknęła dziewczyna, podnosząc się szybko, ale została uderzona przez chłopaka.

- Zamknij się dziwko, nie z tobą rozmawiam. Zapłaciłem ci za loda i czekam, aż w końcu weźmiesz się do roboty! A ty, dupku...

Poczułem mocne kopnięcie w plecy, przez co krzyknąłem z bólu, a zaraz po tym mój policzek został równie brutalnie potraktowany jego pięścią. Cudem ominął nos, choć obawiałem się, że zaraz mogę wypluć zęby.

Przewróciłem się od siły uderzenia i poczułem kolejne kopnięcie, tym razem w brzuch, przez co zawartość mojego żołądka cofnęła się do ust i znalazła na chodniku.

Ledwo zarejestrowałem, że ktoś stanął w mojej obronie i pogonił tego wariata. Starałem się podnieść, wycierając rękawem koszulki, ubrudzone usta. Chyba sam się o to prosiłem, chodząc po tych wszystkich klubach.

- Musisz się pakować w kłopoty, Jimin?

Znajomy głos sprawił, że zamarłem. Poczułem ciężar skórzanej kurtki na moich ramionach, pachnącą moim ukochanym. Moim Jeonggukiem.

Odwróciłem się do chłopaka, który kucnął obok mnie i nim zdążył się ruszyć, złapałem go za ramiona, przytulając do niego mocno. Nie liczyło się, że moje ciało bolało przez zadane uderzenia, nie obchodziło mnie, że pewnie śmierdzę i nie powinienem go sobą męczyć. Zignorowałem nawet rozsądek, który powiedział, że to na pewno przypadek i młodszy wolałby jak najszybciej stąd uciec. Ale nie mógł. Nie mogłem mu pozwolić znów zniknąć. Właśnie dlatego go przecież szukałem.

Niestety Jeonggukie sam zaczął próbować się wyplątać z mojego uścisku, przypominając mi o swojej niechęci do mnie.

- Proszę, nie... - jęknąłem, łapiąc kurczowo za materiał na jego plecach. – Nawet jeśli znowu tylko mi się śnisz, proszę, nie odchodź – błagałem, bojąc się, że zaraz rzuci mną o chodnik i odbiegnie jak najdalej.

- Po co chodzisz do takich miejsc? Wyjaśnisz mi? – zapytał, stanowczo mnie odsuwając, mimo całej mojej walki. Na szczęście nie wstał, a jedynie patrzył na moją twarz. – Dawałeś sobie radę wcześniej, czemu teraz nie potrafisz?

- Bo teraz wiem, dla kogo żyję. I nie mogę już żyć inaczej. Proszę... - wyjęczałem, starając się powstrzymać łzy, a widząc, że młodszy próbuje się odsunąć jeszcze bardziej, zrobiłem to, co pierwsze przyszło mi do głowy. Złapałem go i siłą złączyłem nasze usta. Jednak o choćby chwili romantyzmu, nie było mowy.

- Jimin. Wymiotowałeś. I piłeś – przypomniał mi, natychmiast ode mnie uciekając. Na szczęście tylko na kilka centymetrów.

Powoli pomógł mi się podnieść, po czym wyjął z mojej kieszeni telefon. Nie wiedziałem po co, ale coś na nim klikał. Wyglądało mi to na jedno - wezwie taksówkę, zapakuje mnie do niej i znów odejdzie, udając, że tego spotkania w ogóle nie było.

- Jak możesz być tak bardzo na mnie obojętny? – załkałem, nie mogąc już powstrzymać smutku. – Kocham cię. Nie chcę żyć bez ciebie. Zabij mnie po prostu, jeśli masz odejść – błagałem, bo wypity alkohol rozwiązał mi język i nie hamował niektórych myśli.

- Nigdzie przecież nie idę – westchnął, chowając urządzenie, po czym złapał mnie pod kolanami oraz w pasie, podnosząc. – Wracamy do domu, princess – wyjaśnił, ruszając w stronę stacji metra.

Wtuliłem się w niego i skuliłem, czując niestety dość wyraźnie ból w plecach. Ale to nie było ważne. Jeonggukie był przy mnie. Znów wiedziałem, co znaczy normalnie oddychać.



Jungkook:

Nie miałem pojęcia, jak znalazłem się pod barem, pod którym zastałem Jimina. Wiedziałem, że w końcu wpadnie w kłopoty i życie chyba dało mi szansę, abym go od nich uratował. Trochę piekła mnie przez to ręka, bo chyba przywaliłem gościowi prosto w szczękę, ale najważniejsze dla mnie było to, że Jiminnie był w moich ramionach. Bezpieczny i prawie cały i zdrowy.

Dopiero kiedy dotarliśmy do metra, męcząc się po drodze z bramkami, i wszedłem do linii prowadzącej do dzielnicy mojej bratniej duszy, mogłem go posadzić na swoich kolanach, zauważając, że zasnął. Ale przyglądając się tej śpiącej i lekko uśmiechniętej twarzy, odetchnąłem z ulgą, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że tak bardzo miałem dosyć tej rozłąki. Zapewne przez narkotyki, skutecznie odrywające mnie od tego wspólnego miesiąca, który należał tak naprawdę do najpiękniejszego okresu w moim życiu.

Już nie zrobię nam takiej krzywdy, princess. Tym razem mówię prawdę. Chociaż raz.

Moje spokojne serce, będące tak blisko śpiącego Jimina, pozwoliło mi całą drogę po prostu się na niego patrzeć, głaskając co jakiś czas jego włosy i obejmując go wolną ręką. Nadal był tak samo śliczny, a może nawet bardziej, zapewne przez makijaż, podkreślający jego urodę.

Tęskniłem za nim tak bardzo, że nie wyobrażałem sobie powracania do mojego mieszkania, jak tylko ułożę go do łóżka. I niestety po dotarciu pod odpowiednie drzwi bloku, do którego bez problemu się dostałem, nadal posiadając kod, musiałem przebudzić Taehyunga, aby mi otworzył, bo kodu do mieszkania nie znałem.

Chłopak próbował zadawać mi pytania, ale kazałem mu być cicho i wracać do spania, bo Jimin musi odpocząć. Nie był raczej na tyle asertywny, aby sprzeczać się z silniejszym i większym, dlatego szybko sobie odpuścił, a ja przeniosłem moją bratnią duszę na jego łóżko.

Musiałem go najpierw trochę ogarnąć, znów będąc mu winny wszelkiej opieki, teraz już nie tylko za całe dwadzieścia jeden lat, a trzy bolesne tygodnie w gratisie.

Starałem się znaleźć w ich łazience jakieś płatki i to dziwne coś do demakijażu. Aż dziw, że Taehyung nie przyszedł, kiedy po raz kolejny zrzuciłem jakąś rzecz z półki. Ale przynajmniej mogłem pracować w spokoju.

Oczyściłem powoli całą twarz Jimina, który jęczał tylko przez sen, czasami mnie od siebie odganiając, ale raczej nie będąc tego świadomym. A w świetle lampki, którą oświeciłem, wyglądał jeszcze piękniej, niż w białym świetle metra. I niestety nie mogłem się powstrzymać od złożenia kilku pocałunków na jego twarzy, uśmiechając się lekko, gdy czułem jak moje serce na niego reaguje, wywołując zapomniane już przeze mnie ciepło.

Z pozbyciem się jego ubrań, było gorzej. Swoją kurtkę jeszcze jakoś wyciągnąłem spod jego ciała, ale przy spodniach i koszulce, obawiałem się, że zaraz go obudzę. Na szczęście był to chyba konkretny zgon, bo chłopak ze mną współpracował, ale nie otwierał oczu. Nie widziałem go jeszcze w takim stanie. Nawet pijanego go nie widziałem, dlatego nie mogłem się czasami powstrzymać od śmiechu, gdy marudził pod nosem na manewrowanie jego ciałem.

Tak jak sobie obiecałem, zostałem z nim, również rozbierając się do bokserek. Choć trzymanie jego półnagiego ciała tak blisko swojego, natychmiast sprawiło, że mój umysł się rozbudził, razem z bokserkami, przez co dość długo się męczyłem, starając wyrzucić ze swojego umysłu jego przyjemną w dotyku skórę i tak cudnie pachnącą. Jednak nawet się nie spostrzegłem, kiedy moje ciężkie powieki opadły, przenosząc mnie do dość męczącego snu, przez który wybudziłem się podczas spadania z mostu.

Pierwszym co zarejestrowałem po lekkim otworzeniu nadal piekących oczu, było ciało wtulające się w mój bok. Początkowo musiałem przywołać obrazy z poprzedniego wieczoru, mając tylko nadzieję, że nie skończyłem z kimś w łóżku. Ale znajomy, uspokajający zapach i dotyk, rozpoznałem zaraz po uświadomieniu sobie, że wczoraj spotkałem Jimina.

Chyba... powinienem już pójść? Zanim się obudzi...

Bardzo delikatnie próbowałem wysunąć się z jego objęć, ale chłopak podniósł nagle głowę do góry i przyciągnął mnie do siebie bardziej i patrząc tymi smutnymi oczami, przepełnionymi lękiem, któremu natychmiast uległem. Zresztą, był tak piękny o poranku, z potarganymi włosami i zaspaną twarzyczką, że nie miałem serca uciekać. Tylko ten czerwony ślad na jego policzku mnie martwił. W końcu to przez moją głupotę...

- Nie boli? – odezwałem się po dłuższej chwili wpatrywania w niego i dotknięciu miejsca obok czerwonego śladu. Mój głos nadal był lekko ochrypnięty, ale to nie przeszkadzało nam w komunikacji.

- Boli. Ale to nic. Serce bolało mnie bardziej, gdy cię przy mnie nie było – wyjaśnił, również patrząc prosto w moje oczy, które starały się go przeprosić.

Mnie również... nawet nie wiesz jak bardzo.

Niestety nie mogłem wypowiedzieć tych słów na głos, nadal czując, że pomimo powrotu do niego, musiałem trzymać jakiś dystans. Przynajmniej z tymi głębokimi uczuciami.

Przytuliłem go, obejmując swoimi rękami tak, aby całkowicie zamknąć choćby dzielące nas milimetry. A jego ciepło i zapach, który mogłem wdychać, gdy mój nos znajdował się przy tych miękkich, brązowych włosach, sprawiały, że nie chciałem już opuszczać mojej jedynej, najprawdziwszej rodziny.

- Naprawię to, kitten. Wszystko naprawię. Tym razem nie kłamię – zapewniłem go szeptem, pozwalając swoim dłoniom głaskać go powoli po nagich i rozgrzanych plecach.

- Ufam ci, Jeonggukie. Tak bardzo brakowało mi twojego zapachu. Przepraszam, że sprawiłem ci wczoraj problem. Ale tak długo cię szukałem...

- Nie szkodzi – uspokoiłem go, przez chwilę po prostu rozkoszując się jego bliskością i odzyskanym ciepłem, które chłonąłem, czując, że znów mogę zacząć normalnie funkcjonować.

Choć moje oczy szybko zainteresowały się powoli zanikającym różem we włosach starszego. To były zaledwie niewielkie przebłyski, ale z takiej odległości, mogłem je wyłapać.

Przeczesałem powoli jego włosy, przyglądając się jak trochę opornie przelatują przez moje palce, bo Jiminnie potrzebował prysznica, co oczywiście nie sprawiało, że nie miałem ochoty go dotykać.

- Co z nimi robiłeś? I dlaczego?

- To tylko spray, który znika po umyciu włosów. Nie chciałem pisać, bo nawet nie wiedziałem co... Więc próbowałem zwrócić twoją uwagę w inny sposób, byś się wkurzył i napisał, że mam przestać. I... teraz ten plan wydaje mi się głupi...

Wkurzył i napisał? Tak, to naprawdę głupi plan, ale na pewno lepszy od mojego.

Pokręciłem na nas głową, wdychając i znów powracając ręką na jego plecy, tym razem dotykając go samymi opuszkami palców, by wywoływać gęsią skórkę.

- Nie próbujmy więcej tworzyć popieprzonych planów, ok, kitten?

- Jeśli ucieczki liczą się jako popieprzone plany, to zgadzam się w stu procentach.

- Tak, zdecydowanie zaliczają się do popieprzonych planów – przyznałem mu rację, nieco rozbawiony tak bezpośrednim osądem.

Nie mogłem jednak pominąć drugiej zaskakującej mnie zmiany, z jednej strony dobrze wpływającej na ciało Jimina, ale też przypominającej mi, że niestety się trochę zaniedbałem. Co prawda moje mięśnie się utrzymywały, ale z siłą było gorzej, bo nie ćwiczyłem regularnie.

Starszy natomiast wyrobił sobie naprawdę ładnego ABS-a, dlatego odsunąłem go od siebie, aby przyjrzeć mu dokładniej, nie mogąc wyjść z podziwu nad sześcioma dobrze widocznymi i napiętymi mięśniami na jego brzuchu.

- A to dlaczego? – zapytałem, nie odrywając wzroku od tego sześciopaku, na którym chciały się już znaleźć moje usta.

Kuszące...

- Byś chciał wrócić i nie chciał już odejść...

Jednak jego komentarz mnie zasmucił. Znów uświadomiłem sobie, że to przez moją głupotę się tak męczył, przestając w siebie wierzyć.

- Bardzo namieszałem w twoim życiu, prawda kitten? – wyszeptałem, podnosząc spojrzenie na jego twarz, która na szczęście nie wyrażała smutku. Choć mimo wszystko przeczesałem jego włosy, zaraz znów przytulając do siebie to seksowne ciało.

- Nie... Zresztą, niech minie kilka dni i na pewno wszystko wróci do normy. Tylko muszę znaleźć nową pracę – oznajmił, chyba szczerząc się w mój tors, co czułem przez jeden z przyciskając się do mnie policzków. I już chciałem to skomentować, jakoś go o to dopytać, gdy dodał: - Jeonggukie... Czy my coś wczoraj...? – To pytanie i przyjrzenie się mojemu rozebranemu ciału, zmusiło mnie do niewinnego żartu.

Puściłem go, wkładając ręce pod głowę i posyłając mu jednoznaczny uśmieszek. Oczywiście nie miałem zamiaru wyjaśniać na razie, że tak po prostu sypiam i z przyzwyczajenia zawsze go rozbieram do samej bielizny, dlatego leżymy tu prawie nadzy.

Starszy rozchylił początkowo buzię, chyba starając się rozszyfrować posyłany mu uśmiech. Ale zaraz zaczął panikować, jak zwykle wyglądając przy tym cholernie uroczo.

- Nie pamiętam mojego pierwszego razu z tobą? – zapytał lekko przerażony, po chwili postanawiając się we mnie znowu wtulić. – Proszę, proszę, proszę, powiedz, że nic nie było...

Zaśmiałem się, nie mogąc być dla niego tak okrutny, nawet jeśli miałem już ochotę przejść do opowiadania mu jak wygląda jego twarz podczas orgazmu. Nie widziałem jej niestety, ale nie raz wyobrażałem, najczęściej podczas dochodzenia.

Przeniosłem znów ręce na jego plecy, głaskając je i uśmiechając się dalej do siebie.

- Spokojnie, pamiętałbyś. Nawet po zaliczeniu zgona. Kiedy panikujesz, jesteś uroczy. Nie mogłem się powstrzymać – podzieliłem się z nim moim ulubionym kinkiem, przez który na pewno gdyby był dziewczyną, podczas stosunku i tuż po dojściu, straszyłbym go, że prezerwatywa nam pękła, albo w ogóle jej nie założyłem, aby tylko zobaczyć tę minę i panikę.

Ojj, jeszcze znajdę coś podobnego.

Chłopak objął mnie w pasie, zniżając się trochę na moim torsie i niestety ocierając w ten sposób o moje krocze, przez co musiałem na dłuższą chwilę utkwić wzrok w suficie, szczególnie kiedy przed chwilą wyobrażałem sobie nasz stosunek.

Jednak klepnięcie w bok mojego pośladka, skutecznie mnie od tego oderwało, prawie wyrywając niezadowolone warknięcie.

- Bad daddy – powiedział przy tym Jiminnie, patrząc na mnie znad mojego brzucha i wydymając dolną wargę, co znów zabolało moje serce.

Trzymaj się, Jeongguk. Jesteś facetem, nie daj się takim zagraniom.

Złapałem szybko jego niegrzeczną rękę za nadgarstek, choć zamiast skrzywdzić, przysunąłem do swoich ust i lekko pocałowałem.

- Uważaj, babe, bo zaraz obróci się to przeciwko tobie – ostrzegłem, zanim moje dłonie nie wyrwały się do niego, podtrzymując, a ciało przerzuciło go na miejsce obok, lądując tuż nad nim. Uniosłem go jeszcze tylko na poduszkę, mogąc się w końcu przyjrzeć mojej bogini w pełnej okazałości. No, poza bielizną, ale na to też przyjdzie pora.

Kiedyś dostaniesz takie klapsy, kotku, że naprawdę nie siądziesz na tyłku przez kilka dni.

Pierwszy grzech - twoje oczy. Drugi - usta... A to tylko dwa spośród miliona innych.

Uśmiechnąłem się na to piękno i przyglądające mi oczy, pochylając odrobinę, aby dosięgnąć jego czoła i złożyć na nim pocałunek. Jednak na tym Jiminnie zakończył naszą sielankę, postanawiając zadać pytanie, które już po przebudzeniu powinienem usłyszeć.

- Dlaczego mnie zostawiłeś? Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry? Zrobiłem coś złego? Powiedz mi, a spróbuję to naprawić – powiedział, jeżdżąc w międzyczasie palcami od moich obojczyków, przez klatkę piersiową i brzuch, aż do samego podbrzusza, cholernie rozpraszając mnie w ten sposób, dlatego zaraz złapałem jego rękę.

- To ja muszę się ogarnąć, Jiminnie. Szczególnie po tych trzech tygodniach. Ty... nie zrobiłeś nic złego. Starałeś się być dla mnie wszystkim. I byłeś. I jesteś. To ja nie zasługuję, żeby być twoją bratnią duszą – wyznałem, chociaż raz będąc całkowicie szczery, ze sobą i z nim. Jednak miałem nadzieję, że to pozostanie naszą tajemnicą, bo nie chciałbym, aby moi znajomi wiedzieli, że Jeon Jeongguk uważa się za beznadziejnego człowieka, jeśli chodzi o związki.

Jiminnie zaraz wyciągnął do mnie ręce, przyciągając do siebie, ale tak, aby nadal patrzeć mi w oczy, w których na pewno czaiły się te niewielkie, różowawe, choć ledwo zauważalne, punkty z włosów Jimina.

- Nie zostawiaj mnie już. Tyle wystarczy – poprosił, na co przytaknąłem, posyłając mu niewielki półuśmiech. – Chyba powinienem pójść się umyć, prawda?

- Noo. A ja wrócić do siebie – uświadomiłem nas obu, przewracając się na miejsce obok i chyba po raz pierwszy tak bardzo nie chcąc tego robić.

- Zostań jeszcze. Przygotuję śniadanie – zaproponował mój kotek, dając mi buziaka w policzek, a ja nie mogłem oprzeć się temu jednemu słowu: „ŚNIADANIE".

I'm in!

Patrzyłem jeszcze chwilę jak Jiminnie wstaje, biorąc jakieś rzeczy z szafki, przez co moje oczy na dłużej zawiesiły się na jego apetycznym tyłku.

Może zdecyduję się jednak na śniadanie innego rodzaju?



Jimin:

Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko tak się potoczyło. Jeonggukie naprawdę tu był. Naprawdę mi wczoraj pomógł. Naprawdę wrócił.

Poszedłem do łazienki, aby się jakoś ogarnąć. Ale kiedy zobaczyłem swoje odbicie, załamałem się nad własnym wyglądem. Mój ukochany chyba zmył mi makijaż, choć widziałem, że niedokładnie, a w połączeniu z porannym kogutem i lekką opuchlizną na policzku, wyglądałem po prostu jak siedem nieszczęść.

Cudownie, że moja bratnia dusza zobaczyła mnie po takim czasie, właśnie w takim stanie. Esencja seksu i perfekcji...

Plecy trochę mi doskwierały, ale po szybkim prysznicu, nałożyłem na nie maść, podobnie jak na policzek. Brzuch aż tak nie bolał, za sprawą dobrze wyrobionych mięśni. Jednak opłacało się chodzić na siłownię.

Po tych krótkich zabiegach, mających na celu doprowadzić mnie do stanu używalności, poszedłem do kuchni, aby przygotować nam śniadanie. Nie wymyślałem nic skomplikowanego, więc gdy Jeonggukie przyszedł, czekały już na niego placki warzywne, ryż, kimchi i owsianka.

Usiedliśmy razem do stołu, aby zjeść, gdy usłyszałem, jak drzwi pokoju Tae się otworzyły. Skrzypiały dość charakterystycznie, przez co zawsze było wiadomo, kiedy wychodzi lub wchodzi do środka.

Już miałem się przywitać z moim przyjacielem, gdy ku mojemu zdumieniu, w drzwiach pojawiła się Joohyun. Mało tego, ubrana w koszulkę i bokserki TaeTae!

- Cześć – przywitała się z radosnym uśmiechem, kierując prosto do lodówki, z której wzięła butelkę z wodą.

Dopiero, gdy Jeonggukie szturchnął mnie lekko, uświadomiłem sobie, że warto odpowiedzieć na powitanie, co zaraz uczyniłem, biorąc przykład z mojego ukochanego, obczajającego dziewczynę, którą miał okazję spotkać pierwszy raz.

Poczekałem, aby nasza najwyraźniej nowa współlokatorka, opuściła pomieszczenie, po czym natychmiast wyjąłem telefon, mając zamiar napisać do przyjaciela.

„ZROBILIŚCIE TO?!"

- Chyba się jeszcze nie obudziłem – mruknąłem, widząc odpowiedź w postaci zażenowanej minki i krótkiego: „Tak".

- To jest laska Taehyunga? WOW – stwierdził Jeonggukie, kręcąc głową.

- Mój mały przyjaciel... dopiero się razem w piaskownicy bawiliśmy – jęknąłem, ale zaraz się poprawiłem. – A nie, przecież znamy się od gimnazjum. No ale i tak... - Westchnąłem, masując skronie.

I pomyśleć, że tyle na siebie czekali... Już dawno powinni się spotkać.

- No i jak widać są dalej od nas – zauważył trafnie mój ukochany, przez co przeniosłem na niego swoje spojrzenie.

Naprawdę? No co ty nie powiesz...

- Ja od początku nie miałem nic przeciwko pójściu o krok dalej, przecież wiesz – przypomniałem, pokazując mu przy tym język.

Oddałbym ci się nawet tu i teraz, na tym stole.

- Zaraz możemy pójść o krok dalej – stwierdził, jakby czytał w moich myślach.

Chłopak wstał, ciągnąc mnie za rękę do góry i złapał za boki. Miał dużo siły, więc bez problemu przeniósł mnie na blat.

SERIO TO TU ZARAZ ZROBIMY?!

- Ugh, no patrz, za wysoki, nie mógłbym cię tu kochać – stwierdził jednak z uśmiechem młodszy i dał mi jedynie całusa w nos, wracając już do stołu, aby dokończyć przerwane śniadanie.

- Głupek – mruknąłem, ale szczerze przy tym uśmiechnąłem. Jak ja dawno tego nie robiłem. – Po śniadaniu pójdziemy na zakupy i uzupełnimy twoją lodówkę, ok? – zaproponowałem, biorąc znów do rąk pałeczki.

- Moją lodówkę? Najpierw pozbędę się długu – powiedział, niepokojąc mnie tym samym.

- Jakiego długu? – zapytałem natychmiast.

- Uuu... takich pewnych osób – odparł wymijająco, lecz to mi nie wystarczyło.

- Ile potrzebujesz? – dopytywałem, przygryzając wargę.

Mam jakieś oszczędności. Powinienem być w stanie mu coś dać.

- Od ciebie? NIC. – Jeongguk uciął dyskusję, tonem nieznoszącym sprzeciwu, i wepchnął mi trochę owsianki do ust. – Muszę po prostu poszukać lepszej roboty.

- Przecież mogę ci pożyczyć – mruknąłem, przeżuwając wszystko i połykając. – Oddasz mi, kiedy będziesz miał, a nikt nie będzie cię ścigał. Jeśli ma mnie jakaś mafia porwać i cię szantażować, to wolę jednak spać spokojnie.

Moja uwaga go widocznie rozbawiła, bo zaśmiał się radośnie.

- Yoongi to nie mafia, tylko mój kumpel, więc nie będzie z tym problemu. Co najwyżej ja cię mogę porwać, przywiązać i wykorzystać.

Proszę, tu i teraz...

- Na taką opcję się zgadzam. To uzupełnię ci chociaż lodówkę, dobrze?

- Ale to nie dzisiaj. Muszę ogarnąć syf w pokoju, bo coś mi się tam chyba zalęgło – odparł szybko, a jego upór przed taką pomocą, mogłem skomentować jedynie westchnieniem.

Co mam w lodówce, czym mogę się z nim podzielić...?

- Gdybyś nie był taki uparty, to zaproponowałbym ci zamieszkanie ze mną – powiedziałem, szczerze mając nadzieję, iż taki scenariusz szybko się spełni.

- Hej, hej, koteeek. Najpierw oświadczyny i ślub – odpowiedział natychmiast, w dodatku bardzo poważnym tonem, przez co zarumieniłem się, starając odwrócić to w żart.

- Dobra, dobra. Jedz, bo stygnie – mruknąłem, ale młodszy wstał ze swojego miejsca i zatrzymał się za moim krzesłem, by móc mnie przytulić.

- A później adoptowanie małego Jeona – mruknął mi do ucha.

Wizja założenia z nim rodziny, wydawała mi się tak piękna i naprawdę realna, że zawstydzony zasłoniłem twarz dłońmi.

- Najpierw musimy ułożyć to, co tu i teraz – zauważyłem, chcąc by tym razem to on dał sobie spokój z tematem, gdyż moja wyobraźnia już ubierała mnie w ślubny garnitur i wybierała najpiękniejszą kołyskę dla dziecka.

- Szkoda, że nie znaleźli jeszcze sposobu, aby niektórzy chłopcy też zachodzili w ciążę – dodał, pochylając się tak, aby dłonią móc pomasować mój brzuch. – Wyglądałbyś jeszcze piękniej z naszym dzieckiem w brzuchu.

Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że moja twarz przypomina właśnie wielkiego pomidora.

- Jeonggukie, nie gadaj głupot – jęknąłem zawstydzony, a chłopak w końcu się roześmiał i wrócił do posiłku, nie męcząc mnie już szalonymi wizjami.

Po takich rewelacjach, odechciało mi się jeść, więc wstałem od stołu i zacząłem pakować młodszemu zapasy do torby. Nie były zbyt duże, gdyż obecnie, przez wydawanie na wejściówki do klubów, sam nie miałem zbyt wiele.

Będę musiał poprosić rodziców o małe wsparcie.

W międzyczasie zauważyłem, że mój ukochany zapisał mi nowy numer swojej komórki na ręce, którego natychmiast starałem się nauczyć na pamięć. A potem odprowadziłem go do drzwi, żegnając krótkim pocałunkiem w policzek.

I my mamy iść dalej, skoro nawet normalne pocałunki sobie odpuszczamy?

Po wyjściu Jeongguka, musiałem trochę odpocząć, bo wypity alkohol dawał o sobie znać w postaci bólu głowy. Zażyłem jakieś proszki, ale i tak najlepszą metodą było leżenie w łóżku, więc to w nim spędziłem resztę popołudnia.

Trochę nasłuchiwałem, co się dzieje w pokoju obok, ale albo ściany były na tyle grube, bym nie słyszał, co Tae robi ze swoją dziewczyną, albo naprawdę byli w tym momencie grzeczni.

Mój TaeTae... KIEDY ON TAK WYDOROŚLAŁ, BY UPRAWIAĆ SEKS? [KS: ON W OGÓLE WIEDZIAŁ, DO KTÓREJ DZIURKI WŁOŻYĆ?! KO: Przecież on tu jest mondry, nie obrażaj mi postaci! Jeongguka ofc możesz :)]

Załamany tym, dotknąłem brzucha, który wczoraj przyjął bolesne uderzenie. Nawet jak na moje mięśnie, siła tego kopnięcia była zbyt duża, abym pozostał na nie obojętny. Jedyne co dobre to to, że zwymiotowałem tym alkoholem i nie czułem się znów, jakbym umierał przez kaca.

„Szkoda, że nie znaleźli jeszcze sposobu, aby niektórzy chłopcy też zachodzili w ciążę. Wyglądałbyś jeszcze piękniej z naszym dzieckiem w brzuchu."

O mało nie spadłem z łóżka przez zażenowanie, jakie odczułem, przypominając sobie słowa Jeongguka z dzisiejszego poranka.

Co za niedorzeczność... Ja miałbym być w ciąży...

Chwilę później mała poduszka wylądowała pod moją koszulką. Stanąłem przed szafą, przyglądając się sobie w lustrze, w takiej odsłonie, po czym zawstydzony ukryłem twarz w dłoniach.

Co ja robię...

Wyjąłem zmaltretowaną poduszkę i... włożyłem ją sobie z powrotem.

Gdybym naprawdę mógł tak wyglądać... Cieszyłbyś się, Jeonggukie?

Pod wpływem głupiego pomysłu (a niby mieliśmy z nich zrezygnować), zrobiłem sobie zdjęcie w takim stanie, trzymając wolną dłoń na ukrytej pod materiałem poduszce, i wysłałem je do Jeongguka. Popatrzyłem chwilę na ekran i rzuciłem telefonem na łóżko, zaraz za nim lądując na materacu, by ukryć swoją zażenowaną twarz w pościeli. Nawet nie chciałem wiedzieć, co Jeonggukie odpisze na moje:

„Musisz się nami dobrze zaopiekować, tatusiu."



Jungkook:

Odkąd otrzymałem od Jimina wiadomość o naszym „dziecku", miałem kolejny powód, by naprawdę wziąć się za szukanie lepszej roboty. No, to był oczywiście żartobliwy pretekst, bo nie uważałem swoich słów za nic złego. Oczywiście, że wolałbym w przyszłości mieć własne dziecko, bo z takich dwóch tatusiów, wyszłaby najśliczniejsza dziewczynka lub najśliczniejszy chłopczyk na świecie. Chyba serio zaczynałem głupieć przez to spotkanie swojej bratniej duszy. Ale przecież tak miało być i nie mogłem się temu stawiać. Choć... to nie zmieniało faktu, że mój kotek byłby fucking adorable z podobnym brzuszkiem. I miałem na to dowód w postaci zdjęcia i jego zarumienionej osoby!

W sobotę, po powrocie od mojej bratniej duszy, przysiadłem do laptopa i poszukałem jakichś ofert pracy, pasujących do mnie. Facet mojej mamy uznał, że najlepiej by było, gdybym się usamodzielnił, a ona go w tym popierała, dlatego wsparcia mogłem teraz szukać tylko u ojca. Choć i tak nie chciałem. Jako magazynier mogłem więcej zarobić, tylko musiałem poprzepisywać się do innych grup na studiach. A z tym na pewno nie będzie problemu, skoro teraz jestem jeszcze bardziej seksowny. Wystarczy mi samo płacenie czynszu za mieszkanie przez rodziców. Więcej od nich nie potrzebowałem.

Rozpoczęcie chodzenia do pracy na drugie zmiany, kończące się dopiero koło dwudziestej drugiej, dawało mi niewiele wolnego czasu. Choć w przerwach i na uczelni, a tym bardziej podczas okienek, pisałem do Jimina, dwa razy przychodząc też do niego na noc. I dopiero w sobotę miałem cały dzień tylko dla niego. Chłopak dobrze o tym wiedział, dlatego już od czwartku zaczął męczyć mnie o wspólne wyjście, do tego z samego rana, właśnie w sobotę! Chyba chciał mnie wykończyć, co zmusiło mnie do bronienia przed tym. Szczególnie kiedy sprecyzował, gdzie chciałby mnie zabrać. Na basen! Myślałem na początku, że żartował, ale coraz to nowsze argumenty, przekonujące mnie do pójścia, utwierdziły mnie w fakcie, że to ja się głupio łudziłem. Najlepsza forma relaksu, czy też fajny odpoczynek, nie były mnie w stanie do tego przekonać. Oczywiście dopóki nie wyleciał z argumentem o jego prawie nagim ciele, które mogę bez problemu podziwiać. I chyba tylko dla jego uśmiechu, zadowolenia i mojej zguby, zgodziłem się na to. I w sobotę rano, po nocowaniu u mojego kotka, zebraliśmy się do toreb i ruszyliśmy na basen, który starszy odwiedzał chyba codziennie. Albo prawie codziennie, nie pamiętałem już.

Po drodze do odpowiedniego miejsca, starałem się zachować całkowity spokój, nie pozwalając, aby strach wziął nade mną górę, zwłaszcza przy Jiminie! Myślałem tylko o przyjemnych rzeczach, jak pośladki mojej bratniej duszy. I zapewne dzięki temu, jakoś przetrwałem całą drogę, ostatecznie lądując ze starszym przy kasie, z której odebraliśmy dwie wejściówki, w postaci tych takich kolorowych zegarków.

Zacisnąłem zęby i starałem się pozostać mężczyzną, po drodze do przebieralni zdejmując wszystkie kolczyki, aby ich przypadkiem nie zgubić. Jiminnie miał tu nawet jakichś kolegów, pewnie takich samych dziwnych ludzi, którzy lubili wstawać o szóstej i się męczyć na basenie, zamiast spać. Jednak nie było czasu na przedstawianie. Zresztą, pewnie nie znał ich aż tak dobrze.

Przebraliśmy się, oczywiście osobno, bo z tego stresu na pewno szukałbym jakiejś ucieczki, na przykład w postaci tyłeczka mojego kotka. A opuszczając już kabinę i zmierzając do szafki obok tej Jimina, pozwoliłem sobie na wzięcie głębszego oddechu i przymknięcie oczu, aby się uspokoić. Zauważył to chyba jeden z kolegów mojej bratniej duszy, bo kiedy ten wrócił, zamienił z nim słówko, sprawiając, że starszy zaraz się przy mnie znalazł, szepcząc tuż przy moim uchu:

- Wszystko w porządku, tatusiu?

Man up, Jeongguk! Szczególnie przy Jiminie!

- Yeah. Przyszedłem tu tylko popatrzeć na ciebie, przypominam – oznajmiłem, starając się grać standardowego Jeona romantyko-zboczeńca, który zaraz objął swoją ofiarę w pasie, ciesząc się ciepłem jej ciała.

Widok jego obcisłych kąpielówek, odwrócił chwilowo moją uwagę od strachu i skupił na jego wyrobionych pośladkach, które chciałem przygryźć i przyozdobić tak jak nieraz szyję. Ja stawiałem na wygodę, tak jak z bokserkami, dlatego miałem bardziej luźne kąpielówki, przypominające spodenki, a nie majtki.

Zaciągnąłem Jimina pod prysznice, aby nie zadawał mi więcej pytań, i skupiłem się na moczeniu swojego ciała, odwracając od starszego, aby mieć chwilę czasu na przygryzanie wargi i wpatrywanie w ścianę podczas spływania wody po moim ciele.

To się źle skończy. Pewnie tak jak kiedyś... I cholera... mogłem się nie zgadzać!

Jako pierwszy to skończyłem, odchodząc na bok i czekając na Jimina, a żeby jeszcze bardziej się rozluźnić przy obczajaniu jego mokrego ciała, rzuciłem:

- Basen to dobry sposób na laski noszące makijaż. Sprawdzasz, zanim się za jakąś zabierzesz.

- Dobrze, że przeszedłem tę selekcję – stwierdził, trochę mnie tym rozbawiając, bo cóż, sporo facetów też nosiło makijaż i choć sam nie sprawdzałem nikogo, bo po co, wiedziałem, że dużo kolesi to stosuje. Gdyby nasz świat był nieco inny, a mój charakter opierał się na potrzebie umawiania z innymi i dokładnego oceniania ich, na pewno wypróbowałbym tę metodę znalezienia osoby, która nie przerazi mnie po przebudzeniu o poranku. Ale tuż po przebudzeniu, Jimin na szczęście wyglądał jak mały, uroczy kotek. Teraz już bez niepotrzebnego śladu na policzku, co naprawdę mnie cieszyło.

Jeszcze tylko przez chwilę podziwiałem jego wyrobiony brzuch, widząc, że chłopak czuł się tutaj naprawdę swobodnie, lepiej niż po zdjęciu z niego koszulki i moich ustach na jego ciele. Ale to zapewne była kwestia przyzwyczajenia.

To jego ręka, złączająca nasze palce i ciągnąca mnie do wejścia na basen, wyrwała mnie z tych przemyśleń, przypominając o strachu. Zacisnąłem zęby, czując, że nawet nie mogę opanować moich szeroko otwartych oczu, przerażonych taką ilością wody. Starszy dodatkowo się nade mną nie litował i od razu skierował na najgłębszą i najzimniejszą sekcję całego basenu, przeznaczoną dla doświadczonych pływaków. A ja ani nie byłem doświadczony, ani przygotowany na spotkanie z jedną z moich fobii. I nie mogłem niestety nic powiedzieć o tym Jiminowi, bo wyszedłbym na tchórza.

Play it cool, Jeongguk! I nie daj niczego po sobie poznać!

Chłopak szybko puścił moją rękę, z uśmiechem ruszając w stronę głębokiej części basenu i ładnie do niej wskakując. Na chwilę skupiłem się na tej gracji, nawet lekko uśmiechając, ale kiedy Jiminnie zniknął pod wodą, chyba się z nią witając, czułem, że na razie nie jestem w stanie się ruszyć przez wyobrażenie o mojej osobie wskakującej do tego basenu.

Po co tu przyszedłem?! Cholera...



Jimin:

Oprócz ramion Jeongguka i mojego rodzinnego domu w Busan, jeszcze jedno miejsce sprawiało, że czułem się wspaniale. Morze. A ponieważ w Seulu nie miałem za bardzo okazji, aby w nim pływać, musiałem zadowolić się basenem. Zresztą, to całkiem dobra opcja, dostępna zawsze gdy mam czas.

Zabrałem tam moją bratnią duszę, wierząc, iż jest to naprawdę fantastyczna forma relaksu, dzięki której będzie mógł odprężyć się po ciężkim tygodniu pracy. Zaskoczyło mnie więc, że gdy wynurzyłem się z wody i odwróciłem w stronę Jeongguka, ten nadal stał w miejscu, w którym puściłem jego dłoń.

Podpłynąłem do brzegu, jak najbliżej niego, aby nie krzyczeć na całą halę.

- Nie wchodzisz? – zapytałem, na co on skrzyżował ręce na torsie, oddalając się w dodatku o kilka kroków.

- Powiedziałem, że przyszedłem cię tylko pooglądać. Poza tym dawno nie pływałem, nie będę tu wchodził – stwierdził i odwrócił się, kierując prosto na ławeczkę, na której dzieciaki uczące się pływać, co rano miały pogadankę z trenerem.

- Jeonggukie... - zamarudziłem, kładąc dłonie na brzegu, aby móc się na nich podciągnąć do góry i wyjść w ten sposób z wody. A idąc w stronę ukochanego, starałem się wyglądać seksownie, przeczesując przy tym mokre kosmyki. – No chodź, zrelaksujesz się trochę. Woda koi nerwy – powiedziałem, zatrzymując się przed nim.

Też chcę zobaczyć twoje mokre ciało, nooo!

- Chcesz oglądać mojego stojącego penisa przez kąpielówki? Nie rób tak, kitten. – Młodszy fuknął na mnie w odpowiedzi, uparcie pozostając na zajętym miejscu.

- Tutaj na pewno będzie go widać – stwierdziłem, kucając przed nim. Przyjrzałem się mu uważnie i trochę złagodniałem. – Coś jest nie tak. Masz strach w oczach. Co jest? – zapytałem poważny, trochę zmartwiony jego stanem.

Czyżby ktoś tu nie umiał pływać?

Chłopak odwrócił ode mnie twarz i roześmiał się, ale za bliski był mojemu sercu, abym nie rozpoznał wymuszonej radości w tym dźwięku.

- Nie wymyślaj głupot i wracaj do basenu. Nie mówiłem, że będę z tobą pływał. Zwłaszcza tutaj.

Czyli naprawdę nie potrafi pływać.

Podniosłem się i wyciągnąłem rękę do mojego ukochanego.

- Chodźmy na część rekreacyjną. Ufam ci, Jeonggukie. Czas, byś ty mi zaufał – powiedziałem pewnie, gotów przejąć na chwilę obowiązki osoby odpowiedzialnej za swoją drugą połówkę. Możliwość bycia dla niego prawdziwym hyungiem, zwłaszcza w sytuacji, w której czułem się tak pewnie swoich umiejętności, była naprawdę miłą odmianą.

Chłopak przez chwilę patrzył na mnie i już zacząłem wątpić w to, czy będzie w stanie zrobić coś, co dla mnie od początku było oczywiste. Nieważne ile razy mnie zawiódł lub skrzywdził przez swoje zachowanie, był moją bratnią duszą i wiedziałem, że jako osobie najbliższej mojemu sercu, mogę mu powierzyć nawet własne życie.

W końcu jednak chwycił moją dłoń, a wtedy moje serce urosło z radości. Zabrałem go na sekcję rekreacyjną, gdzie nawet najmniejsze dzieci mogły się bawić bezpiecznie w niewielkich głębokościach. Wszedłem do basenu ze sztuczną falą, która pojawiała się tylko raz na godzinę, a do najbliższej miało minąć jeszcze trochę czasu, uznając to za najlepsze miejsce na jego fobie.

Jednak nie dotarliśmy nawet do głębokości po kolana, gdy Jeongguk wybiegł stamtąd jak oparzony, potrącając po drodze jakiegoś czterolatka, który zleciał z materaca.

Przeprosiłem w biegu jego rodziców, doganiając ukochanego.

Całe szczęście, że nie upadł na tych mokrych kafelkach.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że boisz się wody... - jęknąłem, ciągnąc go do miejsca, które chyba nie powinno sprawić mu problemów, skoro to płytkie jacuzzi.

- Bo się jej nie boję?! – zaczął od razu, choć wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, by wiedzieć, że kłamie.

- Ciekawe – mruknąłem bardziej do siebie niż do niego. – Spokojnie, to jak w wannie – dodałem, wchodząc już do jacuzzi i siadając na podwyższeniu, pokazując mu, że jest bezpiecznie.

Z racji wczesnej pory, jeszcze żadna grupa seniorów nie zdążyła oblec tego miejsca.

Młodszy dołączył do mnie po długich wahaniach, a ja wykorzystałem okazję, aby się w niego wtulić. Uśmiechnąłem się pod nosem, rozkoszując tą bliskością.

- To żaden wstyd, Jeonggukie. Gdybyś powiedział, to bym cię tu siłą nie ciągnął – wypomniałem mu, mając nadzieję, że na drugi raz nie zrobi mi takiego numeru. Przecież przyznawanie się do słabości, to nic złego.

- Ale obiecałeś, że będę mógł patrzeć na twoje ciało do woli. Jak miałbym odmówić? – mruknął, obejmując mnie ramieniem.

- Mogliśmy równie dobrze leżeć w łóżku. Bez kąpielówek – zauważyłem, posyłając mu niegrzeczny uśmiech.

Znaczy, w moich planach na leżeniu się taka sytuacja nie kończyła...

Jimin, nie myśl o tym, bo ci znowu stanie!

Ale chyba nie tylko ja za daleko uciekłem myślami.

- Bez kąpielówek – powtórzył młodszy, wtórując mi zadowolonym uśmiechem. Gdyby się nie bał, to założę się, że skończyłoby się na seksie w basenie.

- Jakaś trauma? – zapytałem, chcąc poznać powód jego strachu.

- Jestem z Busan. Tam jest morze. A skoro jest morze i nieustraszony Jeongguk, to i jest podtopienie i szpital – wyjaśnił mi niezadowolony, a w mojej głowie natychmiast pojawiła się przerażająca wizja biednego, małego Jeonggukiego, który bezskutecznie walczy z falami.

Moje biedactwo. Nawet nic o tym nie wiedziałem. Ale chwila...

- Też jestem z Busan – powiedziałem, orientując się nagle w tym, co mi zdradził. – Przykro mi, że masz złe wspomnienia z morzem, które tak kocham. Ale pamiętaj, że jestem twoją bratnią duszą. Nie pozwolę ci się utopić. Będę cię ratował tak samo, jak ty ratujesz mnie – zapewniłem, całując go delikatnie w policzek.

- Może już wtedy w Busan mieliśmy się spotkać, ale coś nie wyszło? – stwierdził Kookie, kiwając głową. – Pewnie przeze mnie. Poza tym wolę bardziej lądowe rozrywki. Powinniśmy kiedyś zagrać w kosza. Zresztą, jesteś mi to winien po tym wypadzie na basen.

- Obiecuję – odparłem natychmiast, wyciągając do niego rękę. Wystawiłem mały palec, o który zahaczył swoim. W ten sposób złożyłem mu obietnicę, której zamierzałem dotrzymać, jak każdej innej. – Chcesz spróbować wejść do wody? – zapytałem, widząc, że zdążył się już trochę zrelaksować. – Cały czas będę przy tobie. Jestem doskonałym pływakiem. Poza tym, od poniedziałku zaczynam tu pracę jako ratownik – pochwaliłem się mu, nie mogąc już wytrzymać. Taka posada bardzo mi się podobała. Dawno już miałem za sobą kurs na to stanowisko, ale jakoś nie było okazji, aby się zatrudnić. Teraz złożyło się idealnie.

- O proszę. I się nie chwaliłeś? Nie, czekaj, zaraz, zaraz. Będziesz ratował kobiety, specjalnie udające, że toną, abyś je wymacał? Słyszałem o takich zagraniach. To najgorsza praca jaką mogłeś wybrać, Park Jimin – podsumował, mocno niezadowolony taką misją, co tylko mnie rozbawiło. – Idę się topić, masz mnie ratować... - zapowiedział, podnosząc się z miejsca. – W brodziku – dodał i natychmiast skierował się w stronę zgrai kilkulatków, bawiących się w najpłytszym basenie na obiekcie.

Roześmiany pobiegłem za nim, bawiąc się z moją bratnią duszą najpierw w tym brodziku, potem w trochę głębszym basenie, w którym woda nie sięgała nam wyżej niż do pasa, a na koniec zdążyłem jeszcze mu się pochwalić, jak szybko potrafię przepłynąć basen sportowy.

Po tak radośnie spędzonym czasie, wróciliśmy do mojego mieszkania, aby zjeść razem obiad, a potem niestety musieliśmy się rozstać. Mimo wszystko uznałem ten dzień za udany, a przeglądając zdjęcia na telefonie, które zdążyłem zrobić po wyjściu z basenu, nie mogłem przestać się szczerzyć do wesołej miny mojego Jeongguka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top