7 - Misleading assumption
Ciekawa jestem czy próbujecie rozszyfrować nazwy rozdziałów zanim weźmiecie się za czytanie :))) Robicie to? :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jimin:
Nie spałem całą noc po naszym pierwszym pocałunku. Ze szczęścia, ale także nadmiaru uczuć, przez które kręciłem się po łóżku jak szalony. Tak bardzo się to wszystko we mnie nagromadziło, że podzieliłem się z Jeonggukiem niegrzecznym zdjęciem, na którym pokazałem mu, jak moja dłoń zawędrowała pod bokserki. Musiałem tylko zasłonić sobie usta, aby mój przyjaciel za ścianą nie słyszał co robię. Oczywiście myśląc o moim ukochanym, który nie skomentował mojego zachowania.
Przez sobotę i niedzielę, Jeonggukie był raczej milczący, ale z racji weekendu, rozumiałem, że pewnie spotyka się ze znajomymi lub dorabia jako ochroniarz, więc nie ma za bardzo czasu, aby mi odpisywać. Ale gdy w poniedziałek nadal było cicho, zacząłem się niepokoić. Zamiast kolejnej wiadomości na ręce bez odpowiedzi, spróbowałem do niego zadzwonić. Jednak ku mojemu zdziwieniu, numer okazał się głuchy. Spróbowałem jeszcze kilka razy, ale za każdym słyszałem jednostajny dźwięk. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, moje przerażenie wzrosło. Oczywiście zaraz stworzyłem masę scenariuszy, w których mój ukochany został porwany lub pobity, jednak starałem się nie myśleć o takich rzeczach. Zamiast tego zapowiedziałem na ręce, że martwię się i odwiedzę go za godzinę. Prosił mnie, bym nie wpadał do jego mieszkania bez uprzedzenia, więc nie powinien mieć o to pretensji.
Niestety, będąc już na miejscu, musiałem się mocno rozczarować. Drzwi otworzył mi Yugyeom, który wyglądał, jakby mi... współczuł?
- Cześć? – przywitałem się niepewnie, starając sobie wmówić, że tylko mi się wydaje. – Przyszedłem do Jeongguka.
- Przepraszam, Jimin hyung. Nie mogę cię wpuścić.
- Co? – Zaskoczony patrzyłem na niego, nie rozumiejąc o co chodzi. – Dlaczego?
- Jeongguk powiedział, że nie chce się z tobą widzieć, a ja, jako jego przyjaciel, muszę uszanować jego decyzję.
Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo chłopak zamknął mi drzwi przed nosem.
Nie chce mnie widzieć? Dlaczego? Co się stało?
Zaskoczony tym wszystkim, jeszcze chwilę dobijałem się do drzwi, ale nikt mi nie otworzył.
Zmarnowany ruszyłem do wyjścia z budynku, w którym minąłem się ze współlokatorką Jeongguka.
- Odpuść sobie – powiedziała, gdy tylko otworzyłem usta, aby zapytać o ukochanego. – Nie jest wart zawracania sobie głowy.
Odprowadziłem wzrokiem Somi, jeszcze bardziej tym wszystkim zmieszany.
Rozumiem, gdybym był jednym z kochanków Jeongguka, wtedy faktycznie to nie miałoby sensu. Ale... Jestem jego bratnią duszą. Dlaczego mam sobie odpuścić?
Choć z początku uznałem to za głupi pomysł, ostatecznie moje nogi zaprowadziły mnie do restauracji mamy Jeongguka.
Może to ona coś mu powiedziała? Aż tak bardzo mnie nienawidzi, by zabronić mu mnie widywać?
Jednak moje podejrzenia nie były słuszne, bo kiedy delikatnie to zasugerowałem, zostałem mocno opierniczony i wyrzucony z restauracji. Przynajmniej wiedziałem, że jego mama nie miała z tym nic wspólnego...
Zaczęło mi brakować pomysłów, jak dotrzeć do ukochanego. Siedziałem w swoim pokoju, myśląc o tym, co jeszcze mógłbym zrobić, aby młodszy mi odpowiedział, kiedy nagle wiadomość od niego sama pojawiła się na mojej ręce.
Uradowany zacząłem czytać, jednak mina szybko mi zrzedła.
To był pierwszy i ostatni pocałunek. Po prostu ciesz się tym, co ci dałem. A teraz grzecznie o mnie zapomnij. Nigdy nie obiecywałem, że z tobą zostanę.
Patrzyłem na te słowa i patrzyłem, ale... nie wierzyłem w to, co widzę.
Grzecznie o mnie zapomnij.
Histeria w jaką wpadłem, jeszcze nigdy mi się nie zdarzyła. Była tak bardzo silna, jak uczucia, które towarzyszyły mi przy spotkaniu ukochanego oraz naszym pocałunku. Pierwszym i ostatnim.
Zwinąłem się w kulkę i szlochałem głośno, próbując zagłuszyć straszne myśli, które krzyczały jak bardzo okropny jestem, skoro Jeongguk miał mnie dość i wolał odejść.
Nawet nie wiem, kiedy pojawił się przy mnie mój przyjaciel. Coś chyba do mnie mówił, ale słyszałem tylko te wewnętrzne głosy.
- Jiminnie... Mochi... Dlaczego płaczesz? – Dopiero po dłuższej chwili jego słowa do mnie dotarły, ale przytulenie, którym mnie obdarzył, nie przynosiło ani odrobiny ulgi.
- On... mnie... nie... chce... - wyjęczałem, krztusząc się łzami, które nie mogły przestać ciec z moich oczu. W dodatku pojawił się problem z oddychaniem, przez który powoli brakowało mi tchu.
- Spokojnie, Jiminnie... Spokojnie. Nie płacz i oddychaj.
Mój rówieśnik gładził moje włosy, jednocześnie biorąc głębokie oddechy, pomagając mi w ten sposób złapać normalny rytm oddychania. Ale potrzebowałem naprawdę sporo czasu, by uspokoić się na tyle, aby poprowadzić z nim w miarę normalną rozmowę.
- Jeonggukie napisał, że mam o nim zapomnieć, bo nie będzie ze mną – powiedziałem w końcu i dodałem: - Jestem tak beznadziejny, że nawet moja bratnia dusza mnie nie chce...
- Napisał, że...? - zaczął zszokowany, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Przecież kiedy już spotkasz bratnią duszę... Nie da się od niej odejść.
Nie da się odejść. A jednak on odszedł! Jak bardzo muszę być okropny?!
- Tae, zabij mnie... - załkałem, znajdując tylko jedno wyjście z tej sytuacji. – Ja nie chcę bez niego żyć...
- Jiminnie! – krzyknął wystraszony, odsuwając mnie, aby położyć dłonie na mych policzkach. Choć przez zapłakane oczy ledwo widziałem jego twarz. – Jeongguk jest... Ciężkim przypadkiem... Na pewno zmieni zdanie, albo... sobie głupio żartuje...
- Powiem mu, by on mnie zabił – zadecydowałem, łapiąc za zostawiony na materacu długopis i już miałem do niego napisać, gdy coś sobie uświadomiłem. – Pomyśli, że go szantażuję. I będzie ze mną z przymusu – powiedziałem i w akcie rozpaczy cisnąłem rzecz przez cały pokój. Długopis uderzył o ścianę i upadł pod nią. Czułem się, jakbym właśnie rzucił moim sercem, a nie głupim urządzeniem do pisania.
Zwinąłem się w kulkę, uciekając od Tae w kąt łóżka.
- Nienawidzę się. On od początku mnie nie chciał. Gdybym umarł, znów mógłby pieprzyć wszystko co się rusza.
Poczułem, jak Taehyung przytula się do moich pleców.
Nie powinienem go martwić. Lepiej byłoby wyjść i rzucić się z mostu.
- Wiem, że chodzą ci teraz po głowie same czarne myśli, ale proszę cię, Jiminnie... nie możesz myśleć o śmierci – szepnął chłopak, który znał mnie na tyle dobrze, by wiedzieć do czego zmierzam w swoich scenariuszach. – Jesteś młody, a Jeongguk jest po prostu głupi...
Nic mu już na to nie odpowiedziałem, po prostu leżąc przy jego boku. Musiało minąć naprawdę dużo czasu, aby moje myślenie zaczęło być bardziej trzeźwe. Gwałtowne uczucia powoli odchodziły, a zastępowała je bardziej rozsądna logika.
- Taehyungie, powinienem o niego walczyć? – zapytałem w końcu cicho.
- Jesteś jedyną mądrą stroną w tym związku, moje mochi, więc oczywiście.
Usiadłem powoli i otarłem mokrą twarz. Potrzebowałem jeszcze kilku głębokich oddechów, aby móc się odezwać mocniejszym głosem.
- Jest moją bratnią duszą. Jeśli to sprawka tej wywłoki, to wyrwę jej te kudły – stwierdziłem, na co Taehyungie przytaknął.
Jeśli to wojna, nie mam zamiaru przegrać.
Jungkook:
Oszukiwanie się, że powróciłem do swojego dawnego życia, było stosunkowo łatwe. Łatwe jak na kłamcę i oszusta, mającego to chyba we krwi. Jedynym i najskuteczniejszym sposobem okazały się imprezy. Imprezy, alkohol i narkotyki. Czyli to, co uwielbiałem do tej pory. W weekend skutecznie oderwałem swój umysł od miesiąca przeżytego z moją bratnią duszą, udając się tam, gdzie zaproponował Yu. Nie mówiłem mu jeszcze niczego, dopiero po którymś kieliszku z kolei wspominając o Jiminie i tym, co postanowiłem. Mój przyjaciel oczywiście nie pochwalał tej decyzji, ale nie pozwoliłem mu poruszać więcej tego tematu. Chciałem się bawić i cieszyć tą pseudo wolnością, bo jednak nadal pamiętałem, że nie mogę lądować z nikim w łóżku. Mimo wszystko nie miałem zamiaru zadawać mu dodatkowego bólu. Już wystarczył ten psychiczny, o którym dowiedziałem się dopiero w poniedziałek, kiedy chłopak zauważył, że przestałem z nim rozmawiać. Wizyta w moim mieszkaniu nic mu nie dała, a jedyne słowa, które pojawiły się ode mnie na jego ręce, miały go na tyle zaboleć, by dał sobie spokój i odpuścił. Choć po tym wspólnym miesiącu i ujrzeniu jak mu zależy na całym systemie, nie sądziłem, aby jakkolwiek mi to pomogło. Oczywiście miałem nadzieję, że nie spotkamy się chociaż przez najbliższe kilka miesięcy. Ale Seul był mały, Jimin zakochany, a moje serce czasami samo rwało się do odwiedzania miejsc, w których mogłem go zastać.
Od poniedziałku, aż do piątku, przeplatałem swoje dni nauką na uczelni, imprezami i wypadami na miasto, kończącymi się kompletnym zachwianiem mojej świadomości. To naprawdę mi pomagało. W zapominaniu, wywoływaniu uśmiechu i przywracaniu namiastki tego, czym żyłem miesiąc temu. Nie mówiłem Yu z kim zdążyłem się bardziej zakumplować przez ten czas, bo na pewno bym wtedy oberwał. Od niego, od Mingyu i kilku innych znajomych. Ale Yoongi hyung, dla swoich najbliższych ziomków, miał rzeczy z wyższej półki, których chciałem spróbować chociaż raz. Co prawda straciłem na tym wszystkie swoje oszczędności i w sumie odpuściłem sobie czwartek i piątek na uczelni, ale te kilka godzin pełnego odlotu i zapomnienia, było warte swojej ceny.
„Wieczność", obiecana bratnim duszom, nie miała w tej chwili większego sensu, skoro przy pomocy kilku używek, oszukiwałem ten głupi system, nawet nie potrzebując już Jimina. No, nie potrzebując do czasu, gdy w sobotę rano, towar od Yoongiego przestał działać, a ja leżałem przy rzece Han, nie przejmując się padającymi na mnie kroplami, które nie mogły mnie powstrzymać od wpatrywania w zdjęcie wykonane tuż po naszym pocałunku.
- Chyba nie da się oszukać systemu, kitten? Na pewno próbowałbyś wybić mi to z głowy, gdybym powiedział to wtedy w samochodzie? Wszystkie moje obawy... i plany? – zapytałem, pozwalając swojemu kciukowi przejechać po tej uroczo zarumienionej twarzy ze zdjęcia. Nie wiem czy trzymały mnie jeszcze narkotyki, czy naprawdę oszalałem i powinienem sam na siebie wezwać jakichś lekarzy, ale gadanie ze zdjęciem przyniosło pewien rodzaj ulgi. A może to wypowiedzenie swoich myśli na głos, miało taką moc?
Zacząłem się zastanawiać, czy może jednak jakoś sobie z tym poradził, skoro od poniedziałku niczego do mnie nie napisał. Nawet przed naszym poznaniem był bardziej chętny i uparty, by ciągle utrzymywać ze mną „kontakt". A nie, przepraszam, postarał się o zaznaczenie, że jestem zajęty, zmieniając mi kolor oczu pod ultrafioletem. Tylko w jednym klubie były takie cuda. I tylko raz pozwoliłem, aby cokolwiek mi o nim przypominało podczas zabawy. Choć nie powiem, teraz wystarczył zwykły taniec z chłopakiem, abym wyobrażał sobie, że to Jimina trzymam w ramionach, obracam i pozwalam się wykazać na parkiecie. Tak, jak na naszym wspólnym wypadzie do klubu.
Moje wpatrywanie w telefon i rozmyślanie nad tym jak bardzo próbuję zjebać sobie życie, przerwał mi jakiś koleś, proszący o pieniądze. Ale widząc w jakim jestem stanie, szybko sobie odpuścił, idąc w swoją stronę. To skłoniło mnie do podniesienia tyłka i powrotu do mieszkania. Choć ledwo wziąłem prysznic i odpocząłem kilka godzin, a już obudziło mnie jakieś połączenie. Mama chciała, abym jej dzisiaj pomógł w restauracji. I nawet jeśli miałem nieźle podkrążone oczy i zapewne trochę rozszerzone źrenice, nie mogłem jej odmówić, bo trochę zaczynałem głodować.
Rodzicielkę nie zdziwił mój stan i na początku nijak go nie komentowała, pytając tylko, czy będę w stanie przenieść kilka rzeczy. Gorzej było dziś u mnie z myśleniem, dlatego bez problemu się tym zająłem. I dopiero gdy usiadłem, żeby odpocząć, mama również zajęła obok mnie miejsce.
- Był u mnie, Jeonggukie. Na pewno chcesz to tak zakończyć? – Spodziewałem się takiego pytania i spodziewałem się, że jej ręka wyląduje w moich włosach, przeczesując je powoli, aby dać mi pewnego rodzaju ukojenie.
- Już to zrobiłem. Teraz próbuję ogarnąć swoje życie – wyjaśniłem, nie mając zamiaru wdawać się w szczegóły.
- Widzę. Ale nie wiem, czy sam sobie z tym poradzisz. Może chcesz pojechać do ojca? On ma do tego inne podejście. Przejdę się do doktor Choi, załatwię ci zwolnienie, odpoczniesz w Busan. Hmm? – Jej zmartwiony głos i delikatne ręce, powoli mnie uspokajały, wyrywając spomiędzy moich ust westchnienie.
Oparłem podbródek na rękach, przymykając oczy i zastanawiając się, czy taka perspektywa byłaby w ogóle możliwa. Jednak zaraz przywołałem do swojego umysłu nowego faceta mamy, nagle stwierdzając, że nie powinienem w ogóle szukać u niej pomocy.
- Dam sobie radę. Nie mam siedmiu lat. – Zmieniłem całkowicie zdanie, nadal na nią nie zerkając, aby niczego nie zauważyła po moich oczach, bo efekty uboczne narkotyków, nadal się utrzymywały.
Mogłem chociaż okulary założyć.
- I zostaję w Seulu. Jeśli będzie mnie chciał, to zadzwoni, nie mam zamiaru nikomu wpieprzać się w jego życie. A skoro ty i ojciec układacie je na nowo, przestańcie przejmować się tym moim. – Ton mojego głosu i odtrącenie jej ręki, na pewno jeszcze bardziej podkreśliło mój stan. Nawet jeśli mama chciała mi pomóc, robiła to teraz w nieodpowiedni sposób. Bo w końcu nie miała dla mnie czasu przez tego nowego typka, wpieprzającego się w nie swoje sprawy, nawet kiedy ledwo zaczął się z nią spotykać. A teraz zamierzała odesłać mnie do ojca, bo tak było najłatwiej i najwygodniej?
Już nawet odechciało mi się prosić ją o jakiekolwiek pieniądze. Najwyżej zapożyczę się u Yoongiego, bo skoro się kumplowaliśmy, na pewno da mi coś na kreskę. A reszta... reszta nie jest aż tak ważna jak chwilowe zapomnienie i zabawa. Nawet on.
Jimin:
Wyleciałem z pracy. Znaczy teoretycznie sam odszedłem, no ale szef odetchnął z tego powodu z ulgą, biorąc pod uwagę moje zachowanie. Nie mogłem się w ogóle skupić na powierzanych mi zadaniach, a w ostatnich dniach zacząłem w ogóle olewać moje zmiany, zamykając się w pokoju i ignorując wszelkie połączenia z księgarni.
Tae próbował do mnie jakoś dotrzeć, jednak nie reagowałem za bardzo na jego prośby o rozmowy dotyczące mojego zachowania, prosząc jedynie, aby się nie martwił, bo nie zamierzam sobie nic zrobić. Tylko na uczelni pojawiałem się jak zawsze, lecz i tak zaledwie na tych obowiązkowych zajęciach, mając w nosie wykłady dla chętnych.
Rozumiałem niepokój najlepszego przyjaciela o tak nietypowe dla mnie zachowanie, ale myślę, że im mniej obecnie wiedział, tym lepiej spał. Zresztą, powinien się skupić na swojej bratniej duszy, która swoją drogą odwiedziła nasze mieszkanie, aby móc się ze mną zapoznać. Była naprawdę sympatyczna, jednak nie w głowie mi to teraz było, skoro mój ukochany postanowił mnie zostawić na pastwę losu.
Już pierwszego dnia, spodziewałem się palącego znaku jego zdrady, ale ku mojemu zaskoczeniu, nic takiego się nie pojawiło ani w poniedziałek, ani przez kolejne dwa tygodnie. Nie wiedziałem, czy to dobrze czy źle, bo taka „wiadomość" dawałaby mi jakiekolwiek informacje, a teraz byłem w kropce. Ale nie zamierzałem siedzieć w zamkniętym pokoju cały czas, opłakując moją beznadziejność. Zamiast tego, postanowiłem postawić wszystko na głowie. Poranny basen urozmaiciłem o ćwiczenia, które miały pomóc zbudować mi lepsze umięśnienie, a szafa została wzbogacona o nowe ubrania, nadające się na imprezy. Kupiłem nawet elektronicznego papierosa, ale wywaliłem go zaraz po pierwszym użyciu, podejrzewając, iż inaczej się uduszę od tego gryzącego w gardło cholerstwa. Ba, kupiłem nawet kosmetyki, którymi nauczyłem się malować, by poprawić swój wygląd. A gdy Tae chodził spać, ruszałem na miasto.
Samotne przemierzanie kolejnych klubów, nie było wcale bezpiecznym pomysłem. Zwłaszcza, że moja osoba szybko zaczęła przyciągać potencjalnych kandydatów i kandydatki, chętnych do zajęcia mi reszty nocy. Nie wiem, czy to przez opinające się na moim zadbanym ciele koszulki, czy przyciągające wzrok włosy, które urozmaicałem każdego wieczoru w odrobinę zmywalnych, fluorescencyjnych farb, a następnie zaczesywałem do góry, ale kolejne dziewczyny chętnie się przy mnie kręciły, ocierając, kiedy przechodziłem przez zatłoczony parkiet. Jednak takie akcje mnie nie interesowały. Miałem tylko jeden cel - znaleźć mojego ukochanego i pokazać mu, co traci woląc trzymać się z dala ode mnie.
Niestety, conocne poszukiwania, kończyły się fiaskiem. Z jednej strony to dość logiczne, bo prawdopodobieństwo znalezienia klubu, w którym mógłby się bawić Jeonggukie w wielkim Seulu, było naprawdę nikłe. Zresztą, ciągle czułem, jakby nić między naszymi sercami była mocno naprężona, przez co wiedziałem, iż jest poza moim zasięgiem. A mimo tego próbowałem, ciągle i ciągle, każdego kolejnego wieczoru, po prostu licząc na cud.
Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, a po trzech godzinach w kolejnym dusznym lokalu, miałem szczerze dość. Wyszedłem na chodnik, przeczesując włosy, które w klubowych lampach mieniły się różem. Robiłem to, chcąc by w ten sposób sam zwrócił na mnie uwagę. Nie pisałem do mojej bratniej duszy od czasu jego wiadomości, bojąc się, iż wszystko co chcę mu przekazać, będzie brzmiało jak błaganie o powrót. A ja nie chcę jego litości, lecz miłości, którą powinien mi dawać. Nie byliśmy losowo dobranymi ludźmi, którzy ot tak po prostu jednego dnia mogą być razem, a następnego się rozchodzą. Ten system od zarania dziejów pozwalał tworzyć szczęście i budować najpiękniejsze wartości. Jedna osoba nie może go zniszczyć, bo ma taką zachciankę. To nie jest sztucznie wykreowana idea, lecz coś, co mamy w genach.
Wyjąłem z kieszeni paczkę gum i wziąłem jedną, wkładając między swoje wargi. Ruszyłem powoli w stronę metra, mając w planach wstąpienie do jeszcze jednego miejsca, ale przed wejściem zrezygnowałem, widząc makabryczną kolejkę. Zresztą, nie podejrzewałem, aby się tutaj znajdował. Moje serce tego nie czuło. Dlatego ruszyłem na stację, chcąc wrócić do mieszkania.
Rezygnując z wykładów na uczelni, nie marnowałem czasu na leżenie w łóżku i płakanie. Zamiast tego siedziałem w bibliotece, przeglądając wszystkie dostępne książki, dotyczące naszej magicznej więzi, lecz nigdzie nie spotkałem się z przypadkiem, w którym ktoś byłby w stanie zerwać nitkę przeznaczenia. Owszem, pojawili się tacy, którzy tego próbowali, ale zazwyczaj była to sprawka osób nieposiadających swojej bratniej duszy. Dziewczyna zazdrosna o chłopaka, który był przeznaczony innej, rodzic nieakceptujący partnera swojego dziecka, brat żądny zebrania masy seksualnych partnerek wokół siebie. Jednak ta prawdziwa miłość zawsze zwyciężała.
Zacząłem moje poszukiwania z pewnego niepokojącego mnie względu. W naszym społeczeństwie wiedza o bratnich duszach była przekazywana tylko przez pryzmat wszystkich dobrodziejstw, jakie nas czekają po spotkaniu ukochanej osoby. A ze względu na eliminację błędu, jakim było urodzenie się bez nitki, nikt już nie mówił o tym, dlaczego tak się działo. Wysnułem więc teorię, że może dzieci osób, które poczęły je bez tej prawdziwej miłości, są w jakiś sposób „wybrakowane" i naprawdę mogą mieć siłę przeciwstawić się przeznaczeniu. Ale o takich przypadkach nie było wzmianek. Nie było żadnego logicznego powiązania z tym, dlaczego niektórzy nie posiadali bratnich dusz. Mało tego - dwóm osobom, połączonym niedoskonałą miłością, rodziły się dzieci z nitkami. Znaleziono na to lekarstwo, choć przyczyna nadal pozostaje owiana legendą. Najpopularniejsza teoria głosiła, że osoby bez nitki minęły się ze swoją bratnią duszą, która zdążyła umrzeć, nim one pojawiły się na świecie. Ta najmniej prawdopodobna - że te osoby były tak bezwartościowe, iż nie powinny przekazywać swoich genów dalej. Ale gdyby tak było, to ich dzieci nie miałyby bratnich dusz, więc to akurat można było włożyć między bajki.
Ku spokoju mojego serca odkryłem, iż Jeonggukie nie jest w żaden sposób „wybrakowany" z racji swojego pochodzenia, jednak nadal nie poznałem odpowiedzi dlaczego daje radę tak długo wytrzymywać beze mnie. Ja sam czułem się, jakbym już nigdy w życiu nie miał być szczęśliwy. Uśmiech nie gościł na moich wargach, a serce cierpiało, z każdym uderzeniem będąc coraz smutniejsze. Chyba tylko nadzieja na jego powrót powstrzymywała mnie jeszcze przed wykonaniem tego skoku do rzeki Han.
Zamyślony zatrzymałem się w końcu i podniosłem głowę. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nie miałem pojęcia w jaki sposób, ale moje nogi, zamiast do mieszkania, powiodły mnie w to samo miejsce, w którym tych kilkanaście dni temu parkował samochód Jeongguka, a ja siedziałem na jego kolanach, przeżywając moje własne stworzenie wszechświata. Teraz było tu równie ciemno, ale na pewno nie spokojnie, gdyż kawałek dalej stała pijana grupka chłopaków, szykująca się najwyraźniej do bójki. Oddaliłem się szybko od nich, nie chcąc się niepotrzebnie wplątać w kłopoty i tym razem bardziej kontrolowałem, dokąd zmierzam.
Niestety taka wyprawa sprawiła, iż do mieszkania wróciłem naprawdę późno. Umyłem się szybko i położyłem do łóżka, jednak dzisiaj, jak na złość, sen wcale nie chciał przyjść. Kręciłem się tylko z boku na bok, myśląc o tych słodkich ustach, które nie chciały mnie już więcej pocałować.
Jungkook:
Zadawanie się z Yoongim i jego zgrają, miało swoją cenę. Naprawdę wysoką, choć na szczęście tylko pieniężną. I w sumie od dwóch tygodni bardziej niż z moją stałą paczką, przesiadywałem najczęściej z Yoongim. Starszy polubił mnie nawet bardziej niż wcześniej i może dlatego dawał mi takie rabaty i czasami dzielił się towarem. To już nie były miękkie narkotyki, o które nawet nie musiałem się zbytnio starać, bo w klubach nawet przy barze można je było kupić. Ale przynajmniej zaoszczędzałem na jedzeniu, bo nie miałem po tym ochoty czegokolwiek konsumować.
Wpływ Mina na mnie był na tyle spory, bym nawet wylądował u jego znajomego pod igłą, robiąc sobie kilka kolczyków w obu uszach i na jednej brwi, gdy druga została wygolona w dwóch miejscach, zamieniając się w nieco przerywaną. I teraz wyglądałem jeszcze lepiej niż zwykle, czując się nawet bardziej wolny i niezależny. Bez utrapienia w postaci bratniej duszy.
Choć tymi wszystkimi zmianami i narkotykami, mogłem cieszyć się do czasu. Do czasu aż nie trafię znów na zdjęcie Jimina po naszym pierwszym pocałunku. Lub nie minę kwiaciarni, powracając myślami do każdego momentu, w którym wręczałem chłopakowi piękny bukiet czerwonych róż, wywołując tym najpiękniejszy uśmiech na świecie. Niestety większość miejsc, miała tendencję do przypominania mi o brązowowłosym chłopaku. Kwiaciarnie, księgarnie, restauracje, parkingi, rzeka Han, a nawet chodniki! Bo w końcu na początku naszej znajomości przenosiłem go na swoich plecach do jednej z restauracji jako głupie zadośćuczynienie za sprawiane rany.
Nie raz zastanawiałem się, czy nie odwiedzić dobrze znanej mi księgarni, w której go spotkałem. Choć prawdopodobieństwo, że chłopak rzuci się na mnie i nie pozwoli odejść, było zbyt wielkie, abym mógł sobie na to pozwolić. Dlatego od razu odrzucałem ten pomysł, nawet jeśli ciągle pojawiał się w mojej głowie.
Mój powrót do poprzedniego życia, niezbyt mi wychodził. Znów całkowicie je zmieniałem, do tego na gorsze. Z Jiminem byłem przynajmniej zawsze najedzony, niestety wiecznie napalony, ale za to tak bardzo szczęśliwy.
Przywoływałem uczucia, które towarzyszyły naszemu pierwszemu pocałunkowi. I po tych ponad dwóch tygodniach, zastanawiałem się co mnie skłoniło do odrzucenia jego miłości, którą przecież dawał mi od początku. Przecież to tego wszyscy szukają w bratnich duszach, a nawet jeśli ich nie mają, starają się odnaleźć te uczucia w innych ludziach, tak jak moja mama. Więc dlaczego ja, mający szansę mieć swoje szczęście przy sobie, na zawsze, tak łatwo je odrzuciłem? Przynależność nie mogła być jedynym czynnikiem, mającym na to aż tak duży wpływ. Nadal skłaniałem się ku teorii z moimi rodzicami, choć Jeonghyun nie miał problemu z komunikowaniem ze swoją bratnią duszą. Ale nasze charaktery też się znacznie różniły. I co najważniejsze - Jeonghyun był starszy, dojrzalszy i niestety inteligentniejszy. Tak, to ta głupota musiała mieć związek z moją decyzją.
Too early... zaczynam się obrażać, źle ze mną! Może się jeszcze prześpię?
Sam nie wiedziałem, czy opłaca mi się jeszcze zasypiać. Był wtorek i za kilka godzin miałem zajęcia, ale pisanie z Eunhą skutecznie odrywało mnie od myśli o odpoczynku. Dziewczyna w końcu zrozumiała jakiego rodzaju relację z nią buduję i po prostu grała moją dobrą przyjaciółkę, bo nadal widziałem, że jednak chciałaby czegoś więcej. Szczególnie gdy po wysłaniu jej zdjęcia z moimi nowymi ozdobami na twarzy, oznajmiła, że chętnie by mnie takiego ujeżdżała, najlepiej całą noc. Nawet sobie tego nie wyobrażałem, niestety w takich momentach znów powracając myślami do piątku i naszego pocałunku z Jiminem. Na pewno gdybym postanowił wtedy z nim zostać, doszłoby do czegoś więcej w moim samochodzie.
Wysłałem kolejną odpowiedź mojej byłej najlepszej uległej, gdy do mojego pokoju zajrzała znajoma mi głowa. Yu wyglądał na zaniepokojonego, ale i jakby rozdartego, zapewne wahając się, czy w ogóle powinien ze mną gadać.
Śmiało, przecież nadal się kumplujemy.
- Hej, Kook, masz chwilę?
Pytanie chłopaka oderwało mnie całkowicie od telefonu. Spodziewałem się czegoś głębszego, skoro zadał je w taki sposób i z taką miną, dlatego powoli zablokowałem urządzenie, nadal je jednak trzymając w dłoniach.
- Taa? Ale nic o studiach, bo moja głowa dzisiaj umiera – uprzedziłem go, niestety nadal odczuwając efekty wczorajszego picia z Namjoonem, znajomym Yoongiego, który nie bawił się w niewielkie porcje, szczególnie czymkolwiek popijane.
I jak ja dotrę na te zajęcia? Chyba jednak nie dotrę.
Yugyeom, zachęcony moimi słowami, wszedł dalej do pokoju, zamykając za sobą i zajmując miejsce na krześle przy moim biurku. Co prawda musiał z niego zdjąć kupkę ubrań, ale przynajmniej nie było pod nią żadnych robali.
Dłuższe przyglądanie się swojej ręce, na której miał namalowany obrazek, zapewne przez Wendy, naprowadziło mnie mniej więcej na temat naszej rozmowy.
Mówię, że nie mam do tego głowy!
- Nie powinienem ci w sumie tego mówić, bo to nie moja sprawa – zaczął w końcu, jeszcze bardziej utwierdzając mnie w moich domysłach. – Ale uważam, że jesteś największym dupkiem i egoistą, jakiego życie mogło postawić na mojej drodze – dodał, oczywiście od razu mnie w ten sposób uruchamiając. To, że on był zakochany na zabój, nie oznaczało, że ja też musiałem być. Do reszty słów byłem poniekąd przyzwyczajony, co prawda zazwyczaj słysząc je tylko po pijaku, ale nawet na trzeźwo nie robiły na mnie wrażenia. – Daj mi dokończyć – powiedział, unosząc rękę, gdy zobaczył jak moje wargi się zaciskają, a oczy mrużą, zwiastując, że zaraz jakoś mu się odgryzę. – Wczoraj w klubie widziałem twojego Jimina.
Oh. „Mojego Jimina"? W klubie? That's cute.
Mimo wszystko nie byłem naćpany, pijany lub ujarany, i takie słowa zacisnęły się na moim sercu, znów przypominając mi, że je mam. I mam jego... a raczej miałem i mogłem mieć.
Kurwa. Nie wkurwiaj mnie, Yu.
Nie chciałem jednak pokazywać mu tego co czuję, szczególnie, że już podjąłem decyzję i czułem się z nią wspaniale!
- W klubie? Samego? Widzisz? Świetnie się chłopak bawi – odpowiedziałem mu sarkastycznie, starając się podkreślić w ten sposób jak bardzo mam to gdzieś, choć mój umysł od razu podrzucał mi obrazy pijanego Jimina, zabieranego gdzieś przez jakiegoś typa i aż przez chwilę zacząłem ranić sobie dolną wargę, dając upust złości.
- Nie wiem, czy można to było nazwać świetną zabawą. Odepchnął od siebie jakąś dziewczynę, która złapała go za krocze i ogólnie wyglądał jakby kogoś szukał.
Kogoś szukał? Aaa, no właśnie.
- Pewnie z kimś był. Spodobały mu się imprezy – podsumowałem w ten sposób całą naszą rozmowę, niestety czując jak przez uświadomienie sobie, że to jednak nie po mnie tam przyszedł, a po prostu się pobawić, zapewne z Taehyungiem i jego bratnią duszą, moja ręka zaciska się na nadal trzymanym telefonie. – To tyle? – mruknąłem jeszcze, odblokowując znowu urządzenie, żeby pokazać w ten sposób Yu, że nie jestem już zainteresowany rozmową z nim, skoro pierdoli mi takie niepotrzebne rzeczy.
Chłopak nie opuścił od razu mojego pokoju. Przez chwilę jeszcze siedział na krześle i się we mnie wpatrywał, chyba szukając czegoś jeszcze, czym mógłby mnie dobić.
- Naprawdę mi ciebie szkoda, Kook. Myślisz tylko o sobie. Ty sobie odlecisz po kolejnej kresce, a on?
Ostatnie pytanie, jakie wypowiedział zanim wstał i wyszedł, pozostało w mojej głowie na dłużej, zamieniając się w wiele innych, równie bolesnych słów, próbujących do mnie dotrzeć. Choć nie sądziłem, aby cokolwiek było w stanie to zrobić. W końcu zaszedłem z tym za daleko i było już za późno. Za bardzo się od niego oddaliłem i choć ta cholerna nitka mnie do niego ciągnęła, nie potrafiłem się jej poddać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top