5 - Spark of uncertainty

Wszyscy śpią mam nadzieję, bo już późno :)))))) :P

~~~~~~~~~~~~





Jungkook:

Byłem już tak mocno wstawiony, że niezbyt panowałem nad swoim językiem. Zazwyczaj, gdy miałem z kimś wylądować w łóżku, wolałem same narkotyki, które ułatwiały doznania, a nie alkohol i fajki, odbierające świadomość. Szczególnie teraz, gdy musiałem pilnować Jimina. Choć beze mnie raczej radził sobie całkiem nieźle. A przynajmniej tak sądziłem.

Nie miało być dzisiaj Eunhy i to się liczyło. Zapewne dziewczyna widząc mojego gościa, starałaby się o niego dopytać, a w takim stanie zaraz bym jej wszystko wyśpiewał i z mojej relacji z nią nici. Nie żebym marzył o wylądowaniu z nią w łóżku, ale powrócenie do zwykłego kumplowania wymagało czasu. I gdyby nie należała do naszej paczki, oraz była tak nieziemsko piękna, miałbym ułatwione zadanie.

Mój pobyt w łazience przedłużył się przez kolejkę, bo dziewczyny uznały, że będą przychodzić też do męskiego. Moje myśli krążyły od Jimina, do jego ciała ocierającego się o mnie, aż po odwiezienie go z Mingyu do mieszkania i zostania z nim na noc. W końcu byłem skłonny oddać się całkowicie temu uczuciu, choć może to alkohol decydował o tym za mnie. Nie byłem pewien.

Po opuszczeniu łazienki, zostałem złapany przez jakąś dziewczynę. I już chciałem jej powiedzieć, że nie mogę z nią zatańczyć, bo chcę kupić drinka dla mojego gościa, gdy zarejestrowałem kto tak naprawdę przy mnie stoi.

Eunha?! MIAŁO JEJ NIE BYĆ?!

Nie słyszałem co do mnie mówi, przez głośną muzykę, a kiedy już chciała powtórzyć to bliżej mojego ucha, zaczynając mnie ciągnąć w stronę parkietu, poczułem jak jestem wyrywany z jej uścisku, w sumie nie mając nic przeciwko temu. W końcu i tak byłem nieźle wstawiony, nie wiedząc co bym jej odpowiedział na propozycję udania się do jej mieszkania, czy tam tańca? Chyba niestety bym na to przystał. Cokolwiek by to nie było.

Potrzebowałem dłuższej chwili, by zrozumieć kto mnie od niej zabrał. Dopiero delikatna struktura trzymającej mnie dłoni, która mocno zaciskała się na tej mojej, uświadomiła mi, że to Jiminnie. Choć nie wiem co mu złego zrobiłem.

Zaraz... Eunha! Pewnie już gadała z innymi dziewczynami...

- Rozmawiałeś z Eunhą? Coś ci powiedziała? – zapytałem, starając się przekrzyczeć muzykę w klubie. Choć gdy przekroczyliśmy wejście, a starszy wyciągnął mnie przed sam budynek, nie miałem już problemów z usłyszeniem zarówno jego, jak i samego siebie.

Chłopak puścił moją rękę dopiero po oddaleniu się od wszystkich ludzi. A kiedy się do mnie odwrócił, mogłem w końcu zobaczyć jak bardzo jest wściekły.

I seksowny! Cholera!

W mojej głowie aż zaczęły pojawiać się scenariusze, w których zły Jimin przywiązuje mnie do łóżka i robi co tylko chce z moim ciałem. Czasami pozwalałem na to moim uległym, chyba mając jakieś skłonności do switchów.

- Jesteś moją bratnią duszą. I nie zgadzam się, byś się spotykał z tą dziwką! – wykrzyczał na wstępie, wskazując palcem w stronę opuszczonego przez nas klubu, naprawdę zaskakując mnie takimi słowami. Bo jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby przeklinał, a co dopiero nazywał kogoś „dziwką". – Mogę grać tylko twojego przyjaciela, ale jeśli jeszcze raz zobaczę na swoim ciele jakiekolwiek rany, lub zobaczę ją w pobliżu ciebie, to wyrwę jej kudły! – stwierdził, unosząc się jeszcze bardziej, przez co ja musiałem pozostać spokojny, chociaż przez chwilę. Choć czułem, że podnosi mi powoli ciśnienie, a alkohol w moim organizmie wcale nie pomagał w opanowaniu się.

- Hej, Jimin, Jimin, calm down – poprosiłem, zbliżając się do niego, by położyć mu ręce na ramionach. – To moja znajoma, tak jak cała reszta. Nie odetnę się od niej, bo należy do mojej paczki. Zresztą, dlaczego tego ode mnie wymagasz? Nie wystarczy ci to, co powiedziałem we wtorek? Nie wkurwiaj mnie, Jimin. – Tuż po tych słowach, zabrałem ręce, czując, że gdyby powiedział o niej coś jeszcze, byłbym w stanie zaciągnąć go po prostu do domu i kazać w nim zostać, po wszystkim nie odzywając się do niego przez kilka dni. Aż za bardzo ingerował w moje życie i niezbyt mi się to podobało.

- Ufam ci, Jeongguk. Nawet jeśli piszesz z nią takie wiadomości. Ale nie ufam jej – oznajmił, wylatując mi ze stałą śpiewką, którą nieraz słyszałem od ludzi. Jednak to nie na „zaufaniu" się skupiłem.

- Wiadomości? – powtórzyłem to jedno słowo, starając się zrozumieć co może mieć na myśli.

Chyba nie pokazała mu...? No pewnie, że by pokazała, skoro chciała mu dogryźć za bycie moim „gościem". Dziewczyny raczej jej powiedziały jak się nim dzisiaj zajmowałem...

Uspokoiłem się, drapiąc przez chwilę po włosach i próbując walczyć z buzującym mi w głowie alkoholem, aby dobrze pojąć całą sytuację.

- To tylko rozmowy, nic więcej – zauważyłem, nie widząc w sumie nic złego w sextingu, skoro nie uznawałem Jimina za tego, za kogo on mnie uważał.

Nie mogłem tak rozmawiać. Musiałem się uspokoić. Dlatego nie zważając na niezadowolenie starszego podczas palenia przeze mnie fajek, wyciągnąłem jednego papierosa, odpalając go i od razu zaciągając się nim naprawdę długo, co pomogło mi w lekkim wyluzowaniu.

Nie chciałem, żebyśmy gadali przy ochroniarzach, którzy znajdowali się kilka metrów od nas, więc złapałem Jimina za rękę i przeszedłem z nim za budynek.

- Chcesz wrócić do domu? Poprosić Mingyu, żeby cię odwiózł? – zapytałem, gdy już oparłem się o ścianę, wciągając dalej dym, drażniący moje gardło.

- Albo wracamy razem, albo razem zostajemy – zarządziła moja bratnia dusza, krzyżując ręce na klatce piersiowej, jakby chcąc mi pokazać, że to on tu rządzi. Choć wcale tak nie było i dobrze o tym wiedział.

- No od tej strony, to cię jeszcze nie znałem – podzieliłem się z nim pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie, nie ukrywając przy tym swojego lekkiego wkurzenia jego postawą.

Przełożyłem tylko fajkę z ręki, między swoje usta, przymykając przy tym oko, aby dym nie podrażnił mi spojówki. I zanim Jimin zdążył zrozumieć co zamierzam zrobić, rozplątałem szybko jego ręce, łapiąc za tę, na której miał pieczątkę klubu, by zacząć ją zmazywać. Oczywiście nie pojawiła się ona u mnie, bo takie miejsca były przygotowane na przyjście tylko jednej bratniej duszy, nie chcąc tej drugiej zapewniać darmowego wstępu.

Chłopak zrozumiał co zamierzam zrobić, jak tylko rozmazałem niewielki fragment tego kółka, przez co wyrwał mi rękę, odsuwając się trochę, zapewne abym nie próbował kontynuować tej czynności.

- Nie chcesz mnie tu, to po prostu powiedz. – Mój umysł potrzebował dłuższej chwili, by zrozumieć jego słowa i ogarnąć jak mógł zrozumieć to działanie.

Eh, Jimin...

Wyjąłem tylko jeszcze na chwilę fajkę, aby ponownie się nią zaciągnąć i już wyrzucić gdzieś na bok, bo potrzebowałem obu rąk. Naśliniłem lekko palec, zaczynając ścierać swoją pieczątkę, aby zrozumiał, że kończę w ten sposób nasz dzisiejszy wypad na imprezę. Nasz, a nie jego. Bo nie przyszedłbym tutaj sam i również nie zamierzałem wychodzić stąd w pojedynkę.

- Wracamy do domu – oznajmiłem, gdy moja ręka była już czysta. Dłoń zaraz złapała tę Jimina, nie przejmując się już możliwością ujrzenia tego przez osoby trzecie. Zamiast tego, ruszyłem w stronę metra, mając gdzieś mój samochód. I tak Mingyu miał się nim zająć.

- Zostaniesz dzisiaj ze mną – zarządził znowu starszy, zapewne specjalnie mówiąc to tak, aby brzmiało jak rozkaz, czym znowu zaczął mnie wkurwiać.

- Bo? – mruknąłem przez zęby, sięgając po telefon, by choć trochę odciągnąć swój umysł od tego rządzenia się Jimina. Wysłałem szybko SMS-a do Yu, tłumacząc, że wracamy do domu, bo moja bratnia dusza przesadziła trochę z alkoholem. Wiedziałem, że może tego nie łyknąć, ale teraz niezbyt się tym przejmowałem.

- Bo się boję, że do niej wrócisz... - wytłumaczył brązowowłosy, nagle brzmiąc, jakby miał się zaraz rozpłakać, bo głos mu się pod koniec załamał. I... zrobił to. Przechodząc od wściekłości i chęci kontrolowania mnie, do rozklejenia i przyozdabiania swojej twarzy przezroczystymi kroplami.

No masz...

Nie wiedziałem co się nagle stało, dlatego popatrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, chowając po omacku telefon do kieszeni.

- Gorgeous... - zacząłem, nie mogąc się w tej chwili na niego gniewać. Nie kiedy mi tu ryczał. – Eunhy miało dzisiaj nie być... Na pewno do niej nie wrócę – zapewniłem, po prostu tego nie planując. Dodatkowo przełożyłem rękę tak, aby obejmowała go w pasie, sprawiając, że był jeszcze bliżej mojej osoby.

- Wolałbyś taką bratnią duszę, prawda? Przecież ona jest piękna... - wyjęczał, znowu wybuchając płaczem. I druga fala, była gorsza od tej pierwszej, bo chłopak starał się przy tym schować w moim ramieniu.

- Nie rozmawiamy o niej, Jiminnie. – Było jedynym, co mogłem mu na to odpowiedzieć. Bo uważałem Eunhę za piękną dziewczynę, ale nie miałem zamiaru przyznawać, że nigdy nie chciałbym, aby była moją bratnią duszą, bo wtedy Jimin by stwierdził, że go kocham, powinienem się do niego wprowadzić i pewnie wziąć z nim ślubem i tak dalej, i tak dalej.

Pogłaskałem go po prostu po biodrze, chcąc, aby się uspokoił. A dodatkowy pocałunek w głowę, chyba coś tam zdziałał, bo chłopak zaraz wciągnął kilkakrotnie powietrze i już się opanował, ścierając na szybko łzy z policzków.

Mogliśmy w końcu na spokojnie kontynuować kroczenie w stronę metra. I nie było siły, aby mnie przekonać do powrotu od razu do siebie. Nie kiedy zobaczyłem jak znowu przeze mnie płacze. Chyba powinienem zacząć się do tego przyzwyczajać.

W drodze do jego dzielnicy, trochę wytrzeźwiałem. Choć kiedy już znaleźliśmy się w jego pokoju, od razu podkreśliłem, że z nim nie zostanę. Tak jak poprzednio, po prostu go rozebrałem i położyłem, pojąc wodą i postanawiając posiedzieć i poczekać aż zaśnie.

Niestety jeszcze długo po jego zapadnięciu w sen, siedziałem i patrzyłem na tę spokojną twarz, która w końcu nie wykrzywiała się w złości lub smutku. I oczywiście nigdy nie mam zamiaru się przyznać do zrobienia mu krótkiej sesji zdjęciowej, po której dopiero stamtąd wyszedłem, każąc Taehyunowi za mną zamknąć.

Oczywiście nie wróciłem już na imprezę, woląc udać się do mojego mieszkania, w którym jeszcze długo rozmyślałem nad tą głupią sytuacją z klubu.

- Zazdrosny jest o mnie. To całkiem urocze.



Jimin:

W sobotę myślałem, że umrę. Kac, który mnie dopadł po imprezie, nie miał żadnej litości, przez co ruszenie się z łóżka było dla mnie katorgą. Opróżniłem prawie dwie butelki wody na raz, a przy śniadaniu, albo raczej obiedzie, bo to na ten posiłek się obudziłem, Taehyung patrzył na mnie z niepokojem. Pytał, co się wydarzyło, ale słysząc słowa o wyjściu z Jeonggukiem, nie dopytywał o więcej. Chętnie bym mu wszystko opowiedział, ale skoro nie pytał, to nie chciałem mu zawracać głowy moimi problemami. A pojawiło się ich sporo, w postaci masy dziewczyn. Zwłaszcza tej jednej.

Dopiero w niedzielę nadawałem się do życia i w miarę normalnie kontaktowałem, dzięki czemu mogłem zająć się nauką przed zbliżającym kolokwium z badań operacyjnych. Co prawda moje myśli uciekały do Jeongguka, który chyba też leczył wczoraj kaca. Na pewno czuł się jeszcze gorzej ode mnie, biorąc pod uwagę ile wypił, a także czym jeszcze się raczył.

Zebrałem notatki do segregatora i zacząłem rozważać, co dziś zrobić na obiad, gdy mój telefon dał o sobie znać. Wziąłem go więc do ręki i otworzyłem wiadomość od obcego numeru.

„Jesteś w domku?"

Ktoś się pomylił?

„Kto pisze?"

„Może w końcu bym do Ciebie wpadł, laleczko? Lubię oglądać jak śpisz"

Ku mojemu przerażeniu na ekranie wyświetliło się zdjęcie mojej spokojnie śpiącej osoby.

KTO TU BYŁ?!

Przerażony natychmiast złapałem za długopis i napisałem na ręce do Jeongguka, mając nadzieję, że odczyta to szybciej, niż gdybym wysłał mu SMS-a.


JEONGGUKIE, KTOŚ WŁAMAŁ SIĘ DO MOJEGO MIESZKANIA I ROBIŁ MI ZDJĘCIA, GDY SPAŁEM!!!!


Czekałem na jakąś reakcję, ale dobrych kilka minut milczał. Spanikowany zacząłem się zastanawiać, czy na pewno wszystko pamiętam po piątkowej imprezie. Miałem co prawda zaćmienia w pewnych momentach, ale pamiętałem, że młodszy mnie odprowadził. Ale... Na pewno on? Dreszcz przebiegł mi po plecach na myśl, że mógł to być ktoś zupełnie inny.

Kątem oka zauważyłem, jak pod moją wiadomością pojawiła się odpowiedź.


Jak „spałeś"? O co chodzi? Ktoś ci coś powiedział????


Nie zdążyłem nic wyjaśnić, bo w tym samym momencie telefon znów się odezwał.

„Laleczko, pogarszasz tylko swoją sytuację. Nie pisz do niego, bo nie będę taki grzeczny"

Natychmiast poderwałem głowę, rozglądając się po pokoju, aby dostrzec ukrytą kamerę. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, a nie miałem rzeczy, w których można ukryć taki sprzęt.

Spanikowany wybiegłem więc z sypialni, a nie mając lepszego pomysłu wpadłem do Tae, który czytał książkę na swoim łóżku.

- Taehyungieeee... - jęknąłem, pokazując mu SMS-y, prawie przy tym płacząc ze strachu.

Chłopak wziął ode mnie urządzenie i zrobił wielkie oczy, na widok wyświetlonej treści.

- Wzywamy policję, Jiminnie! – zawołał, łapiąc za swojego smartfona, jednak w tej samej chwili przyszła kolejna wiadomość.

„Powiedz swojemu koledze, żeby wyszedł na kilka godzin na miasto. Chcę się z Tobą pobawić, Jimin"

I nagle ktoś zaczął walić pięścią w drzwi. Przerażony aż podskoczyłem, a Tae upuścił telefon, na którym nie zdążył jeszcze wybrać numeru na komisariat.

Patrzyliśmy na siebie przerażeni, ale ostatecznie postanowiłem sprawdzić, kto nas niepokoi. W razie czego mamy jakieś ciężkie przedmioty, którymi ogłuszymy mojego prześladowcę i zwiążemy, nim przyjedzie policja.

Na palcach podszedłem do drzwi i zerknąłem przez wizjer. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Za drzwiami stał oczywiście mój ukochany!

Otworzyłem drzwi, trochę zły, a trochę uspokojony.

- Głupek! – oznajmiłem, na co on roześmiał się tylko.

- Hej, laleczko – powiedział, mówiąc niższym tonem, jakby chciał mnie wystraszyć.

Podniósł trzymaną reklamówkę, w której zadzwoniły butelki, a w drugiej dłoni miał karton z pizzą.

- Dla Taehyuna mam kupon, żeby nas zostawił na kilka godzin – dodał, szczerząc się radośnie.

- Jesteś niemożliwy. Wchodź – oświadczyłem, biorąc od niego przyniesione rzeczy, by mógł zdjąć buty. Wtedy też przybliżyłem się, aby dać mu buziaka w policzek.

Gdy Jeongguk wszedł w głąb mieszkania, zauważyłem, że Tae wychyla się ze swojego pokoju.

Idealnie.

- W końcu mogę was sobie przedstawić. Jeonggukie, to mój najlepszy przyjaciel - Taehyung. TaeTae, to właśnie moja bratnia dusza - Jeongguk – przedstawiłem sobie najważniejsze dla mnie osoby, licząc na to, że się polubią.

Mój ukochany bez oporu przywitał się sztamą z moim lekko zdezorientowanym rówieśnikiem, prawie go przez to wywalając.

- Mi-miło poznać – mruknął mój przyjaciel, przyglądając się niepewnie mojej bratniej duszy.

- Tae-hyung, aaa. – Jeongguk zabrzmiał tak, jakby dopiero załapał imię Tae. Zaraz po ty wręczył mu przyniesiony kupon. – Dwie godziny? Albo chociaż godzina? Z każdą wizytą stawka wzrośnie, nie martw się – powiedział, ustalając warunki naszego spotkania sam na sam.

Zarumieniłem się lekko przez to, zastanawiając co chce robić, skoro TaeTae musi wyjść. I chyba nie tylko mi przemknęło to przez głowę, bo mój rówieśnik ruszył szybko do drzwi wyjściowych.

- T-tak, jasne. Napisz Jiminnie kiedy... skończycie – poprosił, zarzucając na plecy kurtkę i niemal w biegu założył buty, opuszczając już mieszkanie.

- Zjedzmy najpierw, bo byłem w robocie i umieram z głodu! – poprosił mój gość, obejmując mnie w biodrze. Ja jednak patrzyłem na zamknięte drzwi wejściowe, trochę smutno.

- Przykro mi trochę, że Taehyungie musi jeszcze czekać na swoją bratnią duszę. Wydaje się ostatnio bardzo samotny... - powiedziałem na głos moje myśli, szczerze zmartwiony zachowaniem przyjaciela. Odkąd zdradziłem mu, że poznałem Jeongguka, zrobił się markotny. Wcześniej chyba jechaliśmy bardziej na jednym wózku, bo obaj nie mogliśmy się spotkać z ukochaną osobą, ale teraz... On został z tym sam...

Kookie nie skomentował tego w żaden sposób, zabierając mnie jedynie do pokoju, gdzie mogłem odłożyć pudełko i butelki z piwem na biurko. Wykorzystałem wolne ręce, aby otoczyć nimi szyję Jeongguka.

Jak mi ciebie brakowało...

- Kto ci pozwolił robić mi zdjęcia, gdy śpię? – zapytałem z uśmiechem, nie mając mu za złe tego żartu.

- To nie ja, to moje alter ego... - stwierdził, kładąc dłonie na moich biodrach, przysuwając mnie jeszcze bliżej. – Ma na imię Junhong i jest bardzo napalony na Park Jimina – dodał ciszej, całując mnie w szyję, przez co przymknąłem oczy rozmarzony. Nie powstrzymałem nawet cichego jęku, który wyrwał się z mojej piersi na tę przyjemność.

- Ale Park Jimin jest napalony na Jeon Jeongguka, a nie jego alter ego... - wyznałem, zaczynając marzyć o tym, abyśmy dzisiaj posunęli się nie tylko do pierwszego pocałunku.

- Jeon Jeongguk to aniołek i nigdy nie pozwoliłby zajść wam tak daleko po tygodniu znajomości – stwierdził, rozwiewając tym samym moje marzenia, choć jego dłonie na przekór słowom, zjechały na moje pośladki, zaciskając się tam.

Na tym jednak poprzestał, odsuwając się.

- Chodź, zjemy, Jiminnie – zadecydował, a skoro naprawdę był głodny, nie miałem zamiaru się o to sprzeczać.



Jungkook:

Coraz bardziej mnie korciło, aby nawet odpuścić sobie już ten nasz pierwszy pocałunek i od razu przejść do czegoś więcej. Specjalnie się tego wystrzegałem, przez co nasza relacja naprawdę skłaniała się bardziej ku przyjacielskiej, gdyby nie nasze „dirty talk" i trzymanie za ręce. A teraz, kiedy w końcu dotknąłem zakazanych stref, czyli jego okrągłego tyłka, musiałem się opanować, dlatego tak szybko od niego uciekłem, zajmując miejsce przy biurku i mając tylko nadzieję, że odpuści sobie dopytywanie o cokolwiek.

Sam nie wiedziałem co skłoniło mnie do odwiedzenia go chyba po raz enty! Ale przez wszystkie osiem godzin w pracy, ciągle zastanawiałem się pod jakim pretekstem do niego wpaść. A niewinny żarcik i zakupienie innej karty, by go trochę postraszyć, naprawdę się opłaciło. Jimin nie był na mnie zły, raczej za bardzo ciesząc się, że tak łatwo do niego wracam i powoli poddaję się tej relacji bratnich dusz.

Umierałem z głodu, od razu łapiąc za kawałek pizzy i wsuwając prawie połowę przy jednym kęsie. Starszemu również podałem kolejny kawałek, bo nie kupiłem tego dla siebie, a dla nas. I dopiero kiedy pogryzłem i połknąłem wszystko, co miałem w ustach, złapałem za piwo, jak zwykle zaczepiając je o zęba, aby je otworzyć. To był najszybszy, ale i cholernie niebezpieczny sposób, który Jiminnie zaraz postanowił mi wybić z głowy.

- Jeongguk... Szkoda zębów... - Westchnięcie, które zakończyło jego próbę ogarnięcia mnie, mogło równie dobrze być spowodowane ucieczką od rozpoczęcia sprawiania mu przyjemności. Ale co ja mogłem poradzić?

Jimin złapał za drugie piwo, otwierając je bez problemu o biurko. I cóż, widać było, że miał w tym wprawę.

Tatuś jest dumny!

Nie chciałem, aby moja princessa zajmowała miejsce na łóżku, dlatego zaprosiłem go na swoje kolana, gdzie chętnie usiadł, na pewno mogąc bez problemu wyczuć jak bardzo jestem twardy. A wyobrażenie o wzięciu go w takiej pozycji, na siedząco i od tyłu, nie pomagało mojemu uspokajaniu podniecenia.

- Przez ciebie będę musiał przepłynąć dodatkowe baseny... - poskarżył się, gryząc kawałek pizzy, a ja od razu zainteresowałem się tym tematem, wcześniej o tym nic nie słysząc, choć rozmawialiśmy naprawdę sporo.

- Pływasz?

- Codziennie rano. To bardzo odprężające.

Hmm...

- Stąd takie ciało? – wywnioskowałem, jedząc w międzyczasie moją ulubioną mięsną, za którą wydałem fortunę, ale było warto.

Moja ręka uwolniła się na razie od piwa, którego upiłem zaledwie kilka łyków, bo bardziej wolała przenieść się na podbrzusze starszego, troszeczkę je w ten sposób drażniąc.

Jiminnie jadł grzecznie swój kawałek, starając się siedzieć tak, abym chociaż widział jego piękny profil. Znów miał policzki wypełnione jedzeniem, przez co miałem ochotę zrobić mu zdjęcie w takim stanie. Wyglądał uroczo, a zarazem wulgarnie, co podpowiadał mi mój penis, który chciał wypełnić jego buźkę czymś innym.

Chłopak po prostu pokiwał głową w odpowiedzi, nie mogąc jeszcze przez chwilę nic powiedzieć, a ja zdążyłem w tym czasie dokończyć jeden kawałek i zaraz złapać za drugi.

- Gdy jeszcze myślałem, że jesteś dziewczyną... Starałem się dbać o siebie, by ci się podobać – wyznał, wywołując tym mój śmiech, bo nie wiedziałem, że dla jednej osoby można się aż tak starać?

- A teraz co? Starasz się ograniczać, bo jednak jestem facetem? – zapytałem, niestety musząc trochę odchylić głowę do tyłu, bo też miałem buzię pełną sporego kęsa pizzy.

- A teraz wiem, że powinienem starać się jeszcze bardziej – stwierdził, na chwilę przestając jeść, bo widocznie się zawstydził. – W końcu jesteś bardzo przystojny i na pewno chcesz mieć przy swoim boku bratnią duszę, która nie będzie zbytnio „odstawać".

Ojj, Park Jiminnie, szybko się uczysz. Im więcej komplementów, tym serce Jeona romantyka miętsze... Miętsze? Miękkie? Bardziej miękkie?! Dlatego nie lubię tego języka!

- Nie odstajesz, babe. Uważałem, że jesteś seksowny nawet przed pozbyciem się z ciebie ubrań. Ten uśmiech i oczy mi wystarczą – uświadomiłem go, dobrze pamiętając, że muszę starać się choć trochę go dowartościować, skoro unikałem go aż... Ile ja mam lat? Aaa, dwadzieścia jeden! No, dwadzieścia jeden lat.

Moja ręka, która do tej pory głaskała go po podbrzuszu, przeniosła się na jego policzek, muskając go palcem i wywołując w ten sposób uśmiech starszego.

Przez chwilę milczeliśmy. Jiminnie dokończył swój pierwszy kawałek i wziął się za drugi, upijając w międzyczasie trochę piwa. Ja również szybko dokończyłem swój drugi i tym razem zabrałem się za alkohol, wypijając na raz ponad połowę butelki, co nie było jakimś wielkim wyczynem przy ilości wódki, którą mogłem spożyć pod przymusem.

Piliśmy i jedliśmy, poruszając temat tablicy mojej bratniej duszy, na której dopisałbym kilka karteczek. Chłopak opowiedział mi też więcej o swoich znajomych ze studiów, przy czym zaczęliśmy nieco obgadywać tych od mojej strony, z piątkowej imprezy. Oczywiście dopóki nagle nie zamilkł, zawieszając wzrok na moich ustach. Nie byłem głupi i wiedziałem o czym myśli, choć nie miałem zamiaru dać po sobie poznać, że to widzę i specjalnie tego unikam.

Wziąłem kolejny łyk piwa, wpatrując się w jego oczy, licząc, że może sam przestanie myśleć o tym pocałunku. Ale niestety musiałem zacząć działać.

- Babe? Nie pijesz? – zapytałem, łapiąc za jego dłoń, trzymającą butelkę i przysuwając ją do jego ust.

- Hmm? Piję. Jeśli chcesz, to zjedz jeszcze – zaproponował, odrywając się w końcu od tej czynności i uciekając wzrokiem na bok, znów wstydząc się tego, co mi właśnie sprezentował.

Przecież wiem, kitten, nie musisz uznawać mnie aż za takiego idiotę.

Nie miałem zamiaru odmawiać, skoro sam zaproponował mi oddanie niewielkiej części swojego podziału pizzy. Nadal byłem trochę głodny, niestety za szybko spalając wszystkie kalorie podczas ćwiczeń.

- Coś ci się przypomniało? Możesz mówić. – Dalej udawałem głupa, nawet unosząc brwi, by podkreślić, że nie mam pojęcia co się właśnie stało.

- Po prostu... chciałbym posmakować czegoś... nowego.

Oh, a jednak mi się wygadasz? Na to też mam sposób.

Miałem ochotę uśmiechnąć się do siebie podstępnie, ale oczywiście się przed tym powstrzymałem, przenosząc zdezorientowany wzrok na piwo.

- Te kokosowe i tak dalej, są drogie... - zauważyłem, przynajmniej z tym go nie okłamując.

- Chodzi mi o... twoje usta. – Niestety starszy postanowił być ze mną szczery, zbierając w sobie na tyle odwagi, by przybliżyć się jeszcze bardziej do mnie i położyć dłoń na moim policzku.

Nie przesadzaj, Jiminnie, bo ucieknę i nie wrócę.

Moje oczy go ostrzegały, choć jego spojrzenie było utkwione w moich ustach, gdy ten delikatny palec dotknął mojej dolnej wargi, przejeżdżając po niej.

Too much...

Powoli podniosłem rękę i umieściłem ją na jego nadgarstku. Czułem jak moje serce przyspiesza przez takie działanie, z obawy lub zawodu, bo przecież ono walczyło o Jimina, gdy ja tak usilnie stawiałem się wszystkim uczuciom.

- Smakują jak pizza, nic nadzwyczajnego – mruknąłem, posyłając mu półuśmiech, który miał podkreślić ten żart, niestety całkowicie nieudany.

- Przepraszam... - Chłopak zaraz uciekł z odsuniętą przeze mnie dłonią, zmuszając mnie do szybkiej zmiany tematu, aby nie zaczęło być drętwo i niezręcznie.

- Pij, Jiminnie – poprosiłem z uśmiechem, znów próbując przysunąć mu butelkę do ust. I tym razem ładnie upił niewielkiego łyczka. – Bądź grzecznym chłopcem, bo inaczej będę musiał cię ukarać – dodałem, oczywiście nie kłamiąc. Choć nie mogłem za bardzo z tym szaleć na naszym prawie zerowym etapie związku. I nie wiedziałem, czy kiedykolwiek pozwolę nam wkroczyć na wyższy poziom. Może chciałem po prostu zobaczyć jak to jest być blisko swojej bratniej duszy, by tuż po tym ją zostawić? Byłbym w stanie to w ogóle zrobić?

- A w jaki sposób? – dopytał, ściągając moje myśli z powrotem do naszego „niewinnego" tematu.

- Koniec z pocałunkami na szyi... Albo Junhong zrobi coś gorszego od straszenia SMS-ami... Jeszcze nie wiem... W sumie jest tu dość nisko, dałby radę wejść przez okno i wykorzystać cię w nocy – oznajmiłem mu z szatańskim uśmieszkiem, który na pewno spodobał mu się równie mocno jak moje słowa.

Mały zboczeniec. Jeśli w ogóle zdecyduję się dać nam szansę, będę cię musiał dopieścić.

- Więc chyba zostawię mu otwarte okno – stwierdził, jak gdyby nigdy nic dopijając po tym swoje piwo i odstawiając butelkę. Dopiero pierwszą, gdy ja byłem przy dopijaniu drugiej i zabieraniu się za trzecią.

Chłopak dał mi zaledwie dokończyć jedno piwo i otworzyć długopisem drugie, gdy wtulił się w moje ramiona, obejmując mnie rękoma jak mały koala. Ale był ciepły, więc nie miałem nic przeciwko. Zresztą, lubiłem się z nim przytulać. Nawet bardzo.

- Przepraszam za moje zachowanie w klubie. Byłem trochę pijany – wytłumaczył się, od razu rozbawiając mnie poruszonym tematem, bo faktycznie - ma za co przepraszać.

- Kłótliwiec z ciebie, babe. W pewnym momencie spodziewałem się, że zaraz dostanę – zażartowałem, nawet dobrze nie pamiętając, czy w ogóle czułem coś takiego.

Objąłem go w międzyczasie ręką, gładząc powoli po dole pleców, gdy drugą wykorzystywałem oczywiście do wlewania w siebie trzeciego piwa.

- Tamta baba by oberwała, a nie ty – oznajmił zły kitten, podnosząc głowę do góry, by pokazać mi jak marszczy nosek, niezadowolony.

Każdy będzie używał na mnie tych sztuczek? Cholery jedne.

- Wiesz, że umieściłbym was w basenie z kiślem i dopiero tam pozwolił się bić? – podzieliłem się z nim swoją wizją takiej walki, wiedząc, że to by było naprawdę hot.

- Nie jestem babą. – Ten słodki i zdenerwowany głos, nie wpłynął na mnie tak, jak zamierzał Jimin. Raczej wywołał mój śmiech i potarmoszenie mu policzków, mówiąc przy tym: „Cute!", bo moje bae było naprawdę urocze.

- Ale jesteś moim bottomem, tyle wystarczy – uświadomiłem go, znów nie spodziewając się, że nagle robi mi wielkie oczy, jakby nie tego się spodziewał.

Co? Uszkodziłem mu skórę, albo zęba?

- Ja? Przecież... jestem starszy! – wykrzyknął, jakby to była główna cecha aktywa.

Jiminnie, Jiminnie... Co ty czytałeś i co ty oglądałeś? To ja, manly man, tutaj topuję.

- Skąd to zdziwienie? Podkreślam to od początku, Jiminnie – przypomniałem, mając w głowie wszystkie sytuacje, które raczej powinni wpłynąć na myślenie chłopaka. Przynoszenie kwiatów, odprowadzanie go do domu, prośby o nudeski, brak rumienienia się, doświadczenie w związkach i łóżku, sposób noszenia się, dawanie mu swoich ubrań, wysłuchiwanie go i intense gaze!

I on tego wszystkiego nie zauważył...

- No ale... A zresztą. Pasuje mi to – stwierdził, zmieniając nagle zdanie. A rumieniec na jego twarzy podpowiadał mi dlaczego.

Ktoś tu nie może się doczekać aż go dokładnie dopieszczęęęę.

Nie mogłem sobie odpuścić i przez następne minuty zawstydzałem go tym tematem, mówiąc o wszystkich jego cechach, umieszczających go na pozycji pasywa. I spędziliśmy tak miło dwie godziny, dopóki Taehyung nie powrócił. Nie chciałem też przesadzać z przesiadywaniem u mojej bratniej duszy, dlatego tuż po tym zebrałem się, czując coraz większy ciężar na sercu, gdy opuszczałem jego bok.



Jimin:

Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi pełnić rolę bottoma w związku, ale nie mogłem się oszukiwać - pasowało mi to. Nie żebym chciał unikać odpowiedzialności, bo dla mojej drugiej połówki obiecałem być opiekunem nie tylko z racji wieku, lecz miłości. Jednak skoro młodszy wolał być stroną aktywną, to jak najbardziej byłem za. Zwłaszcza, że nie wyobrażałem sobie, abym miał wejść w tak męskie ciało...

Chłopak sam wychodził dość często z inicjatywą kolejnych spotkań, jak na przykład dzisiaj, obiecując mi kolejną randkę. Szczęśliwy czekałem, aż się pojawi, zastanawiając, dokąd dzisiaj się udamy. Chłopak zapowiedział, że przybędzie samochodem, więc może jakiś piknik za miastem? Nie, jest jeszcze za zimno.

Gdy mój ukochany się w końcu zjawił, chętnie przyjąłem bukiet róż, które chyba stały się obowiązkowym elementem naszych spotkań. Ledwo wymieniłem kwiaty w wazonie, a już wyciągnął mnie przed budynek, gdzie czekał zaparkowany pojazd.

Chętnie zająłem miejsce pasażera, nie mogąc się doczekać tej randki (choć Jeonggukie ciągle powtarzał, że to nie randka).

- Co z moją czapką, Jiminnie? – zapytał młodszy, odpalając silnik samochodu, jednak nie ruszył jeszcze z miejsca, patrząc na mnie z uśmiechem. – Chciałbym ją odzyskać, skoro została użyta w takich ładnych celach.

Przypomniałem sobie zdjęcie, które mu wysłałem i mimo lekkiego rumieńca oraz zażenowania, starłem się nie przejmować. W końcu jest moją bratnią duszą, komu jak nie jemu chciałbym wysyłać takie nieprzyzwoite rzeczy?

- Chcę w zamian bluzę – ostrzegłem, chcąc dobić korzystnego dla mnie targu. – Inaczej nie oddam.

Westchnienie młodszego na szczęście miało charakter rozbawienia niż rezygnacji, więc wiedziałem, że zwycięstwo jest po mojej stronie.

- Okaaaay – zgodził się i ku mojemu zdumieniu uniósł ręce, aby ściągnąć z siebie ubranie, pod którym... nic nie miał!

- Ale nie teraz! – powstrzymałem go, łapiąc za dół jego bluzy, ciągnąc ją z powrotem na jego ciało. – Gdy wrócimy, Jeonggukie.

Moja bratnia dusza uśmiechnęła się niegrzecznie, kiwając głową, ale nim którykolwiek z nas zdążył się odezwać, zadzwonił jego telefon.

- Tak, mamo? Jestem trochę zajęty... - powiedział na wstępie, gdy odebrał połączenie. – A gdybym akurat spał? Albo był na uczelni? – zapytał po chwili przerwy, ponownie czekając na słowa po drugiej stronie słuchawki. – Dobrze, dobrze, przyjadę.

Patrzyłem na młodszego z ciekawością, podczas gdy on odrzucił telefon obok drążka skrzyni biegów.

- Wpadniemy jeszcze do mojej mamy, okay? – powiedział, powoli wycofując z miejsca parkingowego, aby włączyć się do ruchu.

- Jasne – zgodziłem się bez problemu. – Twoja mama wie, że się poznaliśmy?

- Nic z tych rzeczy. Dlatego zostaniesz w samochodzie, babe.

- Oh... Dobrze – zgodziłem się, choć trochę zdziwiłem. Moi rodzice mieli ze mną świetny kontakt i oczywiście zdążyłem już poinformować ich o skończonych poszukiwaniach. Oboje byli dumni, że mogłem w końcu cieszyć się moją wyjątkową osobą. Nawet, jeśli okazała się ona chłopcem. Choć mama trochę nad tym ubolewała, bo liczyła na wnuki. Cóż, będziemy musieli więc kiedyś jakieś szkraby adoptować.

Jeonggukie zaczął temat nowego albumu jednego z zespołów, których słuchał, dlatego chętnie go słuchałem, wtrącając swoje uwagi, gdyż moja księgarnia szykowała się na przyjęcie masy egzemplarzy i akcję promocyjną, więc byłem na bieżąco z takimi informacjami.

Nasz pierwszy przystanek okazał się być całkiem blisko mojego mieszkania, dlatego zdziwiłem się, że Jeonggukie zatrzymuje się przy krawężniku. Nim wysiadł przypomniał mi, abym został na miejscu. Niestety, moja ciekawość zwyciężyła.

Zresztą... Przecież nie musi mnie widzieć. Tylko wejdę i zobaczę, jak wygląda moja teściowa... To chyba nic złego?

Zamknąłem auto i ruszyłem szybko do wejścia, aby zajrzeć do środka. Szybko wypatrzyłem mój obiekt westchnień razem z... jakąś młodą dziewczyną?! No nie!

Lekko zdenerwowany, wszedłem do środka, chcąc się przedstawić, aby nie myślała nawet o podrywaniu go, ale Jeonggukie odwrócił się akurat w moją stronę, poprawiając roztrzepane przez kobietę włosy.

Przeniosłem wzrok na nią, ale nim zdążyłem się odezwać, uświadomiłem sobie mój błąd. To musiała być jego mama. Z bliska nadal wyglądała cudownie, ale dopiero teraz zauważyłem podobieństwo między nimi.

Jeonggukie mnie zabije...

Już miałem plan, aby udawać przypadkowego klienta, ale kobieta skupiła wzrok na mojej ręce i złapała za dłoń swojego syna, podwijając szybko rękaw jego bluzy. Mieliśmy na ręce godzinę naszego spotkania i małe serduszko. Wpadka.

- Spotkałeś... go? I nic mi nie powiedziałeś, Jeongguk? – zapytała zdenerwowana, a ja zatrzymałem się ze trzy metry od niej, wystraszony tym wrogim tonem.

Mój ukochany wspominał, że jego rodzice nie mieli bratnich dusz i nie byli już razem. I to chyba przez nią Jeonggukie miał wpojoną taką nienawiść do tego systemu...

- Coś podejrzewałam, ale nie sądziłam, że byłbyś zdolny ukrywać przede mną prawdę – dodała, lekko jadowitym tonem.

- To jest Jimin, mamo – przedstawił mnie, ale bałem się nawet ruszyć, bo patrzyła na mnie tak wrogo, jakbym zabił jej kota.

- Jimin. Świetnie. Możesz mi dziecko wytłumaczyć co ci przyszło do głowy, żeby farbować włosy na pomarańczowo? Rozumiem, że czarny to twój naturalny kolor, ale mogłeś pomyśleć o tym, że twoja bratnia dusza musi żyć z czarnymi oczami, wyglądając bardziej jak jakaś zjawa, niż człowiek – wywarczała, a ja zrozumiałem, że albo odpowiem jej tak, by była zadowolona, albo zginę.

- Ja... Ja przepraszam... - powiedziałem, kłaniając się jej kilkakrotnie. – Nie myślałem, że to może być problem... A ten pomarańcz... To była tylko... Przepraszam...

Nie chciałem wkopać Jeongguka, jeśli jego imprezowanie i ogólnie styl życia, były jakąś tajemnicą, więc powstrzymałem się przed przyznaniem do nałożenia na niego kary. Zresztą, Jeonggukie miał przepiękne te czarne oczy. Nie wyglądały jak u demona, a raczej jak burzowe niebo, równie niebezpieczne jak on sam. Widziałem je tylko raz, tuż przed farbowaniem na wybrany przez niego brąz, ale dobrze zapamiętałem.

Jeonggukie podszedł do mnie i objął, przytulając do swojego boku. Ta bliskość naprawdę wiele dla mnie teraz znaczyła.

- Nie najeżdżaj na niego, mamo.

Kobieta westchnęła, nadal niezadowolona.

- Jesteś młodszy, tak?

- Starszy – poprawił ją mój chłopak, nie pozwalając mi się odezwać.

- Jeszcze lepiej. To powinieneś być rozsądniejszy, Jimin. I opiekować się Jeonggukiem. Robisz to?

- Staram się. Naprawdę. Ale rozumiem, jakie ma podejście do tego systemu i nie chcę go do niczego zmuszać – wyjaśniłem szybko, domyślając się, jak ważna jest swoboda w tej rodzinie.

- Mamo, daj tę listę i pozwól już iść – poprosił Jeongguk, wyciągając do kobiety rękę, na której ta złożyła jakąś kartkę, nadal patrząc na mnie niezadowolona. – Zamówię wieczorem.

Moja bratnia dusza opuściła mnie na chwilę, aby pożegnać się z mamą buziakiem w policzek, po czym złapał moją dłoń, splatając nasze palce. Wyprowadził mnie na zewnątrz, a ja już czułem, że zaraz oberwę.

- Mówiłem, żebyś nie przychodził.

- Przepraszam... Chciałem tylko zobaczyć jak wygląda... i myślałem, że to jakaś twoja znajoma – wytłumaczyłem się szybko, w końcu naprawdę nie miałem złych zamiarów.

- „Bycie ciekawskim i niesłuchanie swojego tatusia" - pozycja trzecia na liście... Nie no, nie pamiętam poprzednich grzeszków – stwierdził i ku mojej uldze roześmiał się. – Przynajmniej już wiesz po kim jestem taki przystojny.

Oddałem mu kluczyki i wsiedliśmy do auta, którym mieliśmy jechać do miejsca naszej randki. Czułem się trochę przybity tym spotkaniem, ale starałem się znów uśmiechnąć.

- Powinienem mówić do ciebie „daddy"? – zaproponowałem, zauważając jego tendencję do robienia ze mnie swojego dziecka.

- Sounds good to me, babe – pochwalił, łapiąc moją dłoń. – Zabiorę cię dzisiaj do siebie – zdradził, na co moje serce zabiło szybciej. TAK! – Posprzątałem... W miarę. No, przynajmniej grzyb zniknął.

- I'm so happy, daddy – zapewniłem, podekscytowany tym kolejnym krokiem w naszym związku.

- Good boy, growing up so fast and making daddy proud – poinformował mnie, puszczając do mnie oczko, po czym odpalił już i pojechaliśmy w zupełnie inną część miasta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top