17 - Side dish

:))))))))))))))))) Pamiętacie taki jeden ważny hasztag do tego ff? :)

~~~~~~~~~~~~




Jimin:

Nawet jeśli czasem Jeonggukie bywał dla mnie „very bad daddy", tak jak dzisiaj, to i tak uwielbiałem oddawać mu swoje ciało w taki sposób, jakiego ode mnie oczekiwał. Wszystko co ze mną robił, mi się podobało, choć w różnym stopniu. Dzisiejsze zabawki, które dla mnie przygotował, jasno mi powiedziały, że obrałem złą drogę jeśli chodzi o zasłużenie na karę.

Zapamiętać - nigdy więcej nie przyznawać się, że zadowalam się bez niego.

No ale przecież on to robił! Nawet mi wysłał nagranie! Dlaczego mi nie wolno? Trzeba będzie go za to ukarać! Ale wszystko w swoim czasie.

Po pierwszym „znęcaniu się" nad moimi pośladkami tą przeklętą laską, na którą ostatecznie się zgadzałem, choć nadal nie przepadałem, przyszedł czas na masę czułości dla mojej pupy. Oczywiście w postaci dwóch palców w mojej dziurce, które przyjemnie nadrabiały to, czego mi brakowało najbardziej. Nie zamierzałem hamować jęków, przez co stękałem w kołdrę, która nadal lekko tłumiła wszystkie dźwięki. Naprawdę mnie to nakręcało coraz bardziej. Miałem nadzieję, że Jeonggukie pozwoli mi dojść w ten sposób, ale niestety, o tym czy to zrobi, nie mogłem się przekonać, bo nagle usłyszałem, jak drzwi do mojego pokoju zaskrzypiały. Jak zawsze, gdy były otwierane. A to oznaczało niespodziewanego gościa.

Tae?

- Cześć sy...

Urwana wypowiedź mojego taty, wprawiła mnie w osłupienie. Już nie czułem, ani przyjemności, ani bólu, ani niczego związanego z zabawą przerwaną przed sekundą. Wszystko zastąpiła fala wstydu. Nawet nie fala. TSUNAMI.

Jeongguk natychmiast wyjął ze mnie palce, a ja spanikowany i zawstydzony, ściągnąłem byle jak pościel, aby zasłonić się przed moim ojcem, który stał właśnie w drzwiach. Jak zawsze ubrany w elegancki garnitur, z ułożonymi włosami. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego jako dentysta się tak stroił. Mój młodszy brat wysnuł podejrzenie, że to pewnie po to, by babki chciały przed nim buzie otwierać. Taki nasz rodzinny żart, o którym lepiej, by mama się nie dowiedziała.

- Cześć tato... - przywitałem się, nawet nie patrząc na niego.

Myślałem, że zawstydzony staruszek wycofa się z pokoju i powie tylko zza drzwi, że wpadnie później lub coś w tym rodzaju, ale niestety, stał nadal w tym samym miejscu, jakby wrósł w podłogę.

DLACZEGO NADAL TU JESTEŚ?! TWÓJ SYN JEST W TRAKCIE SEKSÓW, HALO!

- Chyba wpadłem nie w porę – powiedział w końcu tata, a ja miałem ochotę strzelić facepalma.

NAPRAWDĘ? NIE ZAUWAŻYLIŚMY.

Kątem oka widziałem, jak Jeonggukie powoli wpycha laskę pod łóżko, nie chcąc, aby mój tata zwrócił uwagę na tę zabawkę, a drugą ręką poprawia mi kołdrę, zasłaniając moją halkę.

Ja pierdzielę, już lepiej by mnie zobaczył nago, a nie w tej babskiej pseudo piżamie i kocich zakolanówkach! Cały świat może mnie w tym oglądać, ale do cholery nie rodzina!

Jeongguk zerwał się na równe nogi i jak gdyby nigdy nic ukłonił się, po czym wyciągnął rękę na powitanie.

- Jeon Jeongguk, bratnia dusza Jimina – przedstawił się, ale w tym samym momencie zauważył, że z jego palców kapie ślina oraz pokrywa ją... troszkę zawartości mojego wnętrza. Zamiast zabrać rękę, po prosu wytarł ją byle jak o swoje spodnie i znów przed siebie wyciągnął.

Pogrąża nas...

Skuliłem się jeszcze bardziej i zacząłem szczypać po rękach, błagając, aby to był tylko jakiś straszny sen, z którego zaraz się obudzę. Niestety, aż tyle szczęścia nie miałem...

Tata oczywiście olał wyciągniętą do niego rękę, jedynie lekko kiwając głową. Generalnie nie był jakimś przerażającym osobnikiem. Ludzie myślą, że dentyści to psychopaci, ale mój ojciec należał raczej do pogodnych ludzi i nie zamierzał nikomu wyrywać wszystkich zdrowych zębów. Ale patrząc na jego aktualną minę, to moja bratnia dusza właśnie znalazła się na liście osób, których będzie musiała odwiedzić Wróżka Zębuszka, by wręczyć wynagrodzenia za całą szczękę.

- Tak, widzę – mruknął niezadowolony mężczyzna, mierząc groźnym spojrzeniem swojego przyszłego zięcia. W sumie patrzył na niego tak, jak mama Jeongguka patrzyła na mnie w czasie naszego spotkania. Najwyraźniej nasz związek z niewiadomych powodów jest w ich oczach czymś złym. – Ojciec Jimina. Miło mi cię poznać – dodał tata, ale w jego tonie dało się wyczuć lekki sarkazm przy tym „miło".

NIE MOJA WINA, ŻE NIE MASZ WYCZUCIA CZASU I NIE UMIESZ PUKAĆ, OJCZE.

- Tato, czemu nie zadzwoniłeś? – jęknąłem, ukrywając twarz w dłoniach, bo ta cała sytuacja zaczynała mnie przerastać.

PO CHOLERĘ MAMY TELEFONY? I DZWONKI DO DRZWI?

- Myślałem, że coś ci się stało. Miałeś przyjechać na kontrolę – wypomniał mój tata, a ja znów chciałem sobie przybić piątkę z czołem. Zawsze byłem osobą, która gdy się z kimś umawia, dotrzymuje słowa. Jeśli tego nie robiłem, to znaczyło, że stało się coś naprawdę poważnego. Raz po szkole miałem pójść do gabinetu taty, aby zbadał mi zęby, ale po drodze zasłabłem, bo nic nie jadłem przez cały dzień. To było jeszcze w gimnazjum, gdy zacząłem o siebie dbać. Od tamtego wydarzenia rodzice bali się, że coś znowu mogło mi się stać.

Gdybym pamiętał o tej wizycie, na pewno by nie przyjechał!

- Ale widzę, że... dogłębnie poznajesz się ze swoją bratnią duszą – wymamrotał tata, wprawiając mnie w jeszcze większe zażenowanie. Zwykle w domu takie żartowanie ze mną i Jihyunem, przychodziło nam łatwo i naturalnie, ale... NIE W TAKIM MOMENCIE.

Jeonggukie zaśmiał się cicho, nie mogąc widocznie powstrzymać, przez co chciałem go kopnąć w kostkę.

I TY BRUTUSIE PRZECIWKO MNIE.

Mój tata widocznie nie wiedział co ze sobą zrobić, a ja trochę bałem się mu powiedzieć, by po prostu wyszedł. Jeszcze by zapytał, czy chcemy kontynuować!

- Cóż... chyba najlepiej będzie jeśli wyjdę – powiedział, w końcu wpadając na to, jak dla mnie, oczywiste rozwiązanie. – Przyprowadź go w końcu do nas, Minnie. I chcę cię jutro widzieć w gabinecie – dodał jeszcze, wycofując się z mojego pokoju, a gdy usłyszałem, jak trzaskają drzwi wyjściowe, padłem na podłogę i zakryłem się, próbując zasłonić przed całym światem. A Jeonggukie, który chyba nieźle się ubawił przez całą tę sytuację, roześmiał głośno.

- Tatuś w końcu poznał tatuśka – zauważył, mając z tego widocznie zbyt duży, jak dla mnie, ubaw. Już pominę fakt, że przez ten nasz kink, nazywanie mojego taty tatą, było trochę dziwne. Teraz widziałem w tej roli tylko mojego ukochanego!

Jak bardzo jesteś zboczony, Park Jimin?

Poczułem, jak kołdra się odchyla, przez co otworzyłem przymknięte oczy, aby móc wymienić spojrzenie z tym moim niegrzecznym chłopakiem, który bezczelnie się ze mnie śmiał.

- Może tym razem zamknę drzwi? – zaproponował, na co przekręciłem się tylko twarzą do podłogi.

- Ojciec widział, jak mi dogadzasz palcami – jęknąłem, nie mogąc się pogodzić z tą myślą. – Co za upokorzenie – mruknąłem załamany tym wszystkim.

To niestety znów doprowadziło Jeongguka do śmiechu. No w końcu to nie jego ojciec go zobaczył w tej sytuacji i to nie jemu stymulowano prostatę na oczach rodzica!

- Ale przynajmniej wie na sto procent, że dobrze się tobą zajmuję – zauważył, obejmując mnie w taki sposób, aby bez problemu podnieść i do siebie przytulić. – I zyskał dzięki temu ulgi dla swojego niegrzecznego syna – dodał, całując mnie w policzek, na co skrzywiłem się, nie chcąc słuchać póki co takich rzeczy.

- Mam dość na dzisiaj... Wywieszam czarną flagę – stwierdziłem, wtulając się w niego. Nie dość, że mi opadł, to jeszcze atmosfera była teraz taka, że ostatnie, czego bym w tej chwili chciał, to kontynuowanie naszej zabawy.

- Dobrze, babe – zgodził się mój ukochany, składając buziaka na moich kosmykach. Zaraz po tym podniósł się, ciągnąc za sobą, i przenieśliśmy się na łóżko, nadal nie odsuwając zbytnio od siebie. – Wolisz się poprzytulać, czy chcesz o tym porozmawiać? – zapytał młodszy.

- Chcę o tym zapomnieć – sprostowałem, unosząc odrobinę głowę, aby móc oddać się mojej ulubionej czynności, jaką było smakowanie jego ust.

Może choć to odciągnie mnie od tej żenującej sytuacji...



Jungkook:

Nie miałem po czym odpoczywać w niedzielę, dlatego tuż po powrocie od Jimina, zebrałem się na siłownię, gdzie spędziłem niecałe dwie godziny. Mój szef już kilka dni temu oznajmił mi, że mogę dzisiaj przyjść na festiwal i postać pod sceną, a skoro były to jakieś koncerty mniej znanych boysbandów, wiedziałem, że te dziewczyny mnie tam zamęczą. Już nie raz stałem na takich eventach i bardziej mnie te ich fanki umęczyły, niż denna i bezsensowna, popowa muzyka. Gdybym tylko mógł, stałbym tam w masce i w czapce z daszkiem na głowie, ale nie mogłem być zakryty, musząc wszystko obserwować, w tym te śliniące się na mnie dwunastolatki.

Jednak jak tylko opuściłem siłownię, chcąc skończyć coś zjeść, otrzymałem SMS-a od mojej bratniej duszy, która mi oznajmiła, że za pół godziny mam przyjść na kontrolę zębów do jego taty. Choć zaraz do tego dodał, że to zapewne przykrywka, bo po prostu chce ze mną pogadać.

Oh my...

Zatrzymałem się w drodze do samochodu, wpatrując chwilę w tę wiadomość i zaraz postanawiając jakoś tego uniknąć, zwłaszcza kiedy był to „przegląd zębów" tuż po przyłapaniu nas przez jego tatę na tych mniej grzecznych zabawach.

Starałem się coś wymyślić, ale miałem dziś tak dobry humor, że ostatecznie zdecydowałem się na niewinne żarciki.

„BĘDĘ MUSIAŁ UMYĆ ZĘBY. NO NIE, DO CZEGO WY MNIE ZMUSZACIE"

„Gdy zamieszkamy razem, będziesz ze mną chodził do łazienki i przypilnuję, byś mył zęby. I będziemy oszczędzać wodę, biorąc razem prysznic :)"

Albo nie rozumiem twojego poczucia humoru, Jiminnie, albo znów jesteś sztywniakiem-kujonkiem.

„No przecież żartuję. Dbam o siebie, tylko nie o swoje otoczenie :) I piszę się na ten wspólny prysznic!"

Poprosiłem go jeszcze tylko o adres i tak musząc coś na razie zjeść. Więc najpierw udałem się do domu, konsumując zawartość jednego z plastikowych opakowań od Jimina, które oczywiście nadal otrzymywałem. A dopiero po umyciu zębów i założeniu czapki, wsiadłem do samochodu i pojechałem pod odpowiedni budynek.

Nie powiem, trochę się stresowałem, ale głównie tym co mogę przy nim palnąć, później tego żałując. I tylko lecąca muzyka z włączonej płyty, trochę podnosiła mnie na duchu, utrzymując mój dobry humor, nawet gdy już wszedłem do budynku. Szybko znalazłem też właściwe piętro, na którego korytarzu zastałem mojego Jiminniego, siedzącego na krześle i bawiącego się telefonem.

Od razu z uśmiechem na twarzy i ciepłem rozlewającym się po moim ciele, ruszyłem w jego stronę, patrząc jak starszy reaguje podobnie na mój widok, odkładając na chwilę urządzenie.

- Umyłem. Szczoteczka płakała, kiedy szorowała – zażartowałem na wejściu, zaraz się pochylając, by dać mu krótkiego buziaka, oczywiście szybko zamienionego na coś dłuższego, przy czym przeniosłem mu rękę na kark, nie pozwalając przez kilkanaście sekund się ode mnie odsunąć. Jiminnie chyba również cieszył się na mój widok, bo położył dłonie na moich policzkach, chętnie oddając pocałunek. I dopiero kiedy się ładnie przywitaliśmy, oddaliłem się na kilka centymetrów, patrząc w jego oczy i posyłając uśmiech.

- Czuję – przyznał, komentując smak mojej jamy ustnej, która zapewne bardziej niż mną, smakowała pastą do zębów. – Tata na ciebie czeka. Tylko proszę cię, bądź grzeczny.

- Zawsze jestem – zauważyłem, mrugając do niego oczkiem i stwierdzając, że lepiej, abym zdjął czapkę z głowy, podkreślając tym szacunek do ojca Jimina, dlatego zaraz ten element mojego stroju, wylądował na głowie mojej bratniej duszy, dodając mu w ten sposób uroku.

Dałem mu jeszcze jednego, krótkiego buziaka i już skierowałem się do drzwi naprzeciwko rzędu krzeseł, powtarzając sobie tylko, abym niczego głupiego nie palnął.

Zapukałem, a słysząc zaproszenie, od razu wszedłem do środka, kłaniając się i drugi raz nie popełniając tego samego błędu z podawaniem mu ręki, bo nawet jeśli w mojej rodzinie się to przyjęło, jak widać niektóre rodziny pozostawały przy tradycjach.

- Dzień dobry, panie Park – powiedziałem najgrzeczniej jak potrafiłem, powstrzymując przy tym i uśmiech i głupi komentarz na widok mężczyzny w fartuchu i z lusterkiem w dłoni, który bardziej niż na dentystę, wyglądał mi na rzeźnika, mającego ochotę pokroić mnie za to, co zrobiłem wczoraj jego synowi.

Widział te pręgi? Wspomni o tym? Chyba w porę ukryłem laskę? I have no idea!

- Zapraszam na fotel, Jeongguk. – Mężczyzna nie brzmiał surowo, ale i nie brzmiał zbyt przyjaźnie, przez co obawiałem się jeszcze bardziej tej rozmowy, bo nie mogłem z niego nic wyczytać.

Poprawiłem na szybko włosy, lekko potargane przez zdjęcie czapki, i ruszyłem na wskazany fotel. A kiedy zająłem na nim miejsce, ojciec Jimina usiadł na stołku obok, prosząc mnie o otwarcie buzi. Bardziej niż na jakiejś potrzebie leczenia i znęcania się nade mną przy kanałowym bez znieczulenia, skupiłem się na prawdopodobnej, wcześniejszej rozmowie mojej bratniej duszy ze swoim tatą. Jiminnie też tutaj był... tylko o czym dokładnie prowadzili konwersację?

- A więc jesteś bratnią duszą mojego syna – zaczął, a ja chętnie przyglądałem się jego twarzy, będącej teraz dość blisko mojej, dzięki czemu liczyłem na wyczytanie z niej jakichś emocji, ale niestety tata mojego ukochanego, to twardy zawodnik i niczego nie dawał po sobie poznać, po prostu oglądając mi te zęby. No, przynajmniej udając, że ogląda, bo nie miał raczej czego, skoro o nie dbałem. – Jimin dużo nam o tobie opowiada, gdy moja żona do niego dzwoni. Trochę ci zeszło, by w końcu łaskawie się do niego odezwać – stwierdził, zaraz zabierając lusterko i odsuwając się, abym mógł udzielić mu odpowiedzi.

I po co były te podchody z „przeglądem zębów"?

- Musiałem ułożyć swoje życie, panie Park. Nie mogłem tak od razu się z nim związać – skłamałem, prosto w jego oczy, w co mężczyzna raczej uwierzył, bo jedynie przyjął to do wiadomości, przenosząc spojrzenie na okno, jakby nagle chciał powrócić do jakichś dawnych czasów. I chyba tak było.

- Pamiętam, jak Minnie biegał po domu z zawiązaną na małym palcu nitką, krzycząc, że mamy go zabrać do jego bratniej duszy. Opiekunka miała z nim nie lada kłopot, zawsze zaczepiał inne dzieci i pytał, czy mają jego nitkę – oznajmił, kręcąc głową, choć nie wiedziałem co chciał tym zdziałać. Wywołać we mnie wyrzuty sumienia? Kiedyś byłem tylko dzieckiem, a później nastolatkiem chcącym się bawić i niemyślącym o angażowaniu w tak poważny związek. Dlatego uczepiłem się czegoś innego, pomijając już ten uroczy pseudonim, który sprzedał mi starszy.

- Hyung musiał być naprawdę uroczym dzieckiem – stwierdziłem z szerokim uśmiechem, specjalnie nie pozwalając sobie na mówienie o jego synu swobodnie, jeśli na pewno wiedział, że jestem od niego młodszy. A skoro nie akceptował tych nowoczesnych gestów wprowadzanych do naszej kultury, musiałem uważać również na swoje słowa.

- Oj tak... - Westchnął, odrywając w końcu wzrok od okna i przenosząc go na mnie. – Będę z tobą szczery. Z początku nie byłem zadowolony, że jego bratnia dusza jest chłopakiem. Mimo wszystko liczyliśmy z żoną na piękną synową. A skoro... to mój syn robi tu za... nazwijmy to... delikatniejszą połówkę, to chyba przyda się porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną, prawda? – zapytał, trochę zaskakując mnie swoją bezpośredniością.

Będziemy rozmawiać o seksie? Czyli jednak... Widział laskę?!

Niestety te pytania musiały zejść na drugi plan, gdy mężczyzna złapał za wiertło, na którym w sekundzie wylądowały moje oczy.

- Gdyby był pan policjantem, znalazłbym dobrą wymówkę, żeby tu tylko nie przychodzić – zażartowałem, śmiejąc się krótko, aby rozluźnić nieco atmosferę, co oczywiście nijak nie zadziałało na starszego. Cringe! Dlatego od razu przeszedłem do zapewniania go o moich dobrych intencjach. – Dbam o Jiminnie hyunga, panie Park, i nie potrzebuję borowania – dodałem, nadal wpatrując się w trzymany przez mężczyznę element, którego nie potrzebowałem w swoim życiu.

- Zepsute. Muszę odłączyć – wyjaśnił, chyba specjalnie mi to robiąc, aby albo sprawdzić na ile jestem odważny, albo po prostu upajać się moimi reakcjami. To za tę laskę?! – Studiujesz, z tego co pamiętam. Który to rok kończysz? Pierwszy? – zapytał, co oczywiście od razu sprecyzowałem, mówiąc krótkie i szybkie: „Drugi", aby pozwolić mu kontynuować. – Minnie wspominał, że będziecie razem mieszkać. No cóż, zdałoby się, byście obaj skończyli edukację, nim się zdecydujecie na dzieci. Ale ślub możecie wziąć – oznajmił, wcale mnie tym nie zaskakując, a jedynie radując ponownym użyciem tego ślicznego pseudonimu.

Podkradnę go!

- Tak, oczywiście. Już nawet jesteśmy zaręczeni, panie Park – powiedziałem, zanim tak naprawdę pomyślałem, zaraz gryząc się w język i wyzywając w myślach.

Pewnie nie wie! Jimin mu nie powiedział! Może chciał to trzymać w tajemnicy... Cholera, mogłem z nim najpierw pogadać.

Mężczyzna, tak jak się domyślałem, zmrużył oczy, ale jego twarz nadal nie pozwalała mi niczego z siebie wyczytać.

- Minnie nic o tym nie mówił. Zresztą, nie widziałem pierścionka...

Pierścionek... Ugh! Mogłem nic nie mówić!

- Boo... To były nieoficjalne oświadczyny – stwierdziłem zmieszany, choć mimo wszystko nadal patrzyłem na starszego, który po moich słowach uniósł jedną brew, zaskoczony.

Głupie wytłumaczenie?! Teraz na lepsze nie wpadnę!

- Co masz przez to na myśli?

- Tylko... się hyunga zapytałem... Jeszcze bez pierścionka.

Jak głupi jesteś, Jeon Jeongguk?! Mogłeś z tym nie wylatywać!

Pan Park westchnął, a ja miałem ochotę powiedzieć, że to był żart, ale wtedy wkopałbym się jeszcze bardziej.

- To się nie liczy – stwierdził, przez co zacząłem się zastanawiać, czy u Parków to rodzinne.

Naprawdę muszę wydać grube hajsy, żeby zdobyć w pełni serce Jimina. Eh...

Zachowałem ten komentarz dla siebie, woląc wspomnieć o mojej sytuacji finansowej, aby mężczyzna choć trochę mnie zrozumiał.

- Nie jestem zbyt majętny, musiałbym za długo na to pracować, a chciałem już wiedzieć – wytłumaczyłem, opisując mu mniej więcej swoje myślenie.

- Nie w tym rzecz. Minnie pewnie i tak go nie chce. Tylko gdyby to były prawdziwe oświadczyny, to już by pewnie z moją żoną planował całą uroczystość... W sumie on zawsze był taki... delikatny.

Jego słowa trochę mnie zaskoczyły. No, musiałem przyznać, że to na pewno nie były oświadczyny w moim stylu, a tym bardziej w stylu Jimina. Mój ukochany na pewno liczył na coś romantycznego i wyjątkowego, tak jak zadbałem o to przy naszym pierwszym pocałunku lub pierwszym stosunku.

- Czyli muszę to powtórzyć i zrobić tym razem porządnie – powiedziałem do siebie, zastanawiając się nad moimi możliwościami i miejscami, które byłyby najodpowiedniejsze do powtórzenia tych oświadczyn.

Dobra, coś wymyślę! Tylko... może już z pierścionkiem?

Oderwałem się już od tego, powracając do naszej rozmowy, przez którą aż się uśmiechnąłem, właśnie na wspomnienie o kruchości mojego kotka.

- Jiminnie hyung jest delikatny, dlatego ma mnie, abym go chronił – zauważyłem, czując, że mogę go w ten sposób zadowolić, mówiąc przy tym całkowitą prawdę.

I nie myliłem się. Chyba...

- Myślę, że możemy zawrzeć rozejm.

- Rozejm? – powtórzyłem zdziwiony, już nie raz spotykając się z tym słowem, chociaż nie pamiętałem jego znaczenia.

- Chyba nie myślałeś, że tak po prostu cię zaakceptuję jako wybranka mojego syna.

Wybranka?

- Jako bratnią duszę – zauważyłem, dobrze wiedząc, że jego rodzice nie mogliby mnie nie zaakceptować, tak jak moi Jimina. – Przecież hyung nie przyprowadziłby do pana kogoś innego – dodałem, licząc, że wyjaśni mi swoje myślenie.

- Taka rola ojca. Kiedyś zrozumiesz.

Aaa, no ok.

Pokiwałem po prostu głową, nie chcąc się w to zagłębiać, bo widziałem w tym sposób na zakończenie tej wymiany zdań, dlatego zacząłem powoli schodzić z fotela.

- To dziękuję za rozmowę, panie Park? I ten „rozejm"? – powiedziałem, niepewny tego, czy dobrze interpretuję znaczenie użytego przez mężczyznę słowa.

- Przypilnuj Minniego, by ograniczył cukier – poprosił mnie tylko, kiwając ówcześnie głową na moje pytania, dzięki czemu mogłem się skierować do wyjścia z gabinetu, niestety widząc w tym dobry moment na rzucenie żarciku.

Spłonę za to w piekle!

- Same słone rzeczy, zrozumiałem. Zadbam o to – zapewniłem z uśmiechem, nawet nie czekając na reakcję starszego, a po prostu stamtąd uciekając. A skoro nie znałem zbyt dobrze ojca Jimina, wolałem nie ryzykować zostawaniem w tym budynku, dlatego złapałem nadal siedzącego chłopaka za rękę i ruszyłem z nim biegiem w stronę wyjścia. – Nie mogłem się powstrzymać – wyjaśniłem rozbawiony, śmiejąc się krótko i nadal ciągnąc za sobą lekko zdezorientowanego ukochanego.

- Ale o co chodzi?

- Kitten... co to „rozejm"? – zapytałem tuż przy wyjściu, nadal nie puszczając jego dłoni, a po prostu splatając nasze palce i popychając szklane drzwi, aby przepuścić go przodem. I oczywiście zignorowałem jego pytanie, bo moje, mimo wszystko, było teraz ważniejsze.

- To znaczy, że jesteś już uznany za część rodziny.

- Aaaa. To super! – Nic więcej nie musiał mi mówić, szczególnie gdy zaraz złapałem go za biodra i bez problemu uniosłem do góry, najpierw okręcając, a dopiero później stawiając i przytulając do siebie, aby tuż po tym dać buziaka. – Twój tata mówi, że powinieneś ograniczyć słodkie rzeczy i jeść więcej tych słonych, kochanie – odpowiedziałem w końcu, poniekąd na jego pytanie, licząc w ten sposób na przyjemne spędzenie następnej godziny, po której już będę musiał ruszyć na te koncerty. – Idziemy cię nakarmić? – zaproponowałem, wywołując tym jego śliczny śmiech.

- Bardzo chętnie – zapewnił, dlatego znów złapałem jego rękę i skierowałem nas do samochodu, mimo wszystko ciesząc się, że mnie tu zaciągnął, bo dzięki temu mogłem spędzić z nim trochę czasu. Do tego w tak przyjemny sposób!



Jimin:

Nie uważałem, bym z natury należał do imprezowiczów. Raczej preferowałem siedzenie w domu i spędzanie czasu w spokoju, razem z rodziną lub moim najlepszym przyjacielem. A od niedawna także z najjaśniejszą gwiazdą w moim życiu. Jeonggukie jednak potrzebował od czasu do czasu gdzieś wyjść, a ponieważ chciał mnie ze sobą zabierać, chętnie mu towarzyszyłem. Zresztą, imprezowanie okazało się całkiem fajne. Znaczy te ciemne i duszne pomieszczenia nadal mnie do siebie nie przekonywały, ale możliwość potańczenia, zwłaszcza w bardzo niegrzeczny sposób, doprowadzając mojego ukochanego do tego, by w końcu wylądować na tylnym siedzeniu auta, zawsze była kuszącą wizją.

Z racji tego, gdy moja bratnia dusza powiedziała, żebym się przygotował na wieczór, tuż po powrocie z pracy, musiałem się na szybko ogarnąć. Lekki makijaż na takie wyjścia zaczął być dla mnie normą, bo choć byłem pewny tego, że podobam się Jeonggukowi, to pragnąłem dodatkowo podkreślić moją urodę, aby sprawić mu jeszcze więcej przyjemności. Ułożyłem również włosy i założyłem jakiś odpowiedni zestaw do klubu, po czym udałem się do mieszkania Jeongguka, który razem z resztą swojej paczki, zaprawiał się do imprezowania. Choć starałem się unikać tych wszystkich używek, nie pochwalając tego co robią, dałem się namówić na trochę dymu, który Jeongguk przekazał mi tak samo jak ostatnio - z ust do ust, przy czym tym razem miało to miejsce wśród głośnego aplauzu naszej małej publiczności. Uczucie rozluźnienia, które zaczęło mi uderzać do głowy, przywołało trwały uśmiech na moich ustach, pozwalając na prawdziwą zabawę.

Będąc już w klubie, od razu zaciągnąłem młodszego na parkiet, zaczynając z nim moją niegrzeczną grę. Objąłem go za szyję, aby mi za daleko nie uciekł i poruszałem biodrami w rytm muzyki, ocierając przy tym swoim kroczem o jego. Na nasze podniecenie nie musiałem długo czekać, ale nie przerywałem tego, nadal go kusząc całym sobą. Gorące pocałunki również niczego nie ułatwiały, gdy chłopak przyciągnął mnie do siebie w celu podarowania tej pieszczoty. I kto wie, czy nie zaczęlibyśmy się kochać na środku parkietu, gdyby mój bardziej przyzwyczajony do lekkich odjazdów chłopak, nie zaciągnął mnie do baru, twierdząc, iż lepiej będzie, jeśli co nieco wypiję, a on w tym czasie skoczy do toalety.

Skubany. Jeśli myśli, że sam sobie zwali, to przysięgam, że zmuszę go do zrobienia mi loda w kabinie.

Usiadłem na stołku barowym, prosząc barmana o jakiegoś słodkiego drinka. Może i mało męski wybór, ale po co miałem się zmuszać do czegoś, czego nie lubię? Poza tym, dla kogo niby miałem grać kogoś, kim nie jestem? Jeonggukie mnie znał i akceptował, a jedynie jego zdanie było dla mnie znaczące na tyle, bym się do niego dostosowywał. Zazwyczaj.

Wyciągnąłem rurkę z otrzymanej szklanki i wypiłem kilka łyków, zaczynając obserwować ludzi. Przez cały wieczór czułem spojrzenia na karku i od wejścia widziałem piątkę chłopaków, którzy ciągle kręcili się w pobliżu. Nie miałem pojęcia kim są, ale jakoś tak łatwo zapadli mi w pamięć. Jeden z nich wyglądał, jakby uciekł z pokazu mody inspirowanej śmieciami, ubrany w żółty płaszcz przeciwdeszczowy. Drugi w swoim cudacznym fioletowym garniturze, z pomarańczowym krawatem i zieloną koszulą, starał się chyba przypominać Jokera z Batmana. Kolejny miał na umięśnioną klatę narzuconą skórzaną kamizelkę, a na głowie kapelusz kowboja, choć długie, proste włosy i czerwone ślady na policzkach, sugerowały bardziej Indianina. Czwarty chyba wyszedł z wojska i postanowił zmienić swój mundur w cekinowe paskudztwo, które było parodią ubrania konferansjera z cyrku. Ostatni zdawał się najnormalniejszy, choć czarny garnitur bez koszuli pod spodem, też niezbyt pasował do tej scenerii.

Kogo oni teraz wpuszczają do tych klubów.

Pokręciłem głową do swoich myśli i już miałem kontynuować picie, gdy nagle zostałem zaskoczony przez... tę właśnie piątkę.

- Cześć maleńki – zagadał ten kowbojo-indianin, bezczelnie obejmując mnie w pasie.

Moja reakcja była natychmiastowa. Odepchnąłem jego rękę, nie życząc sobie dotykania mnie przez kogokolwiek innego niż mój Jeonggukie.

- Żegnam panów świrów. Drzwi są za wami, możecie już zabrać swoje nieprzyjemne buźki i wyjść – odparłem niemiłym tonem, chcąc w ten sposób dać im do zrozumienia, że nie interesuje mnie ich towarzystwo.

- Wyszczekany, lubię takich – stwierdził zadowolony, ten namolny typ, znów próbując mnie dotknąć.

- Jakiś dziki i egzotyczny okaz nam się trafił – dodał ten pseudo Joker, przeczesując moje włosy.

- Wyglądasz na bardzo niedopieszczonego, maluchu. Jesteś tu sam?

- Nie wasza sprawa. I zabierzcie te łapy – warknąłem z obrzydzeniem.

- Chodź z nami, zapewnimy ci trochę dobrej zabawy – namawiali nadal ci dwaj, a wtedy ten zbiegły model odchrząknął, na co faceci natychmiast się odsunęli.

Marszcząc nos patrzyłem, jak przybliża się do mnie, ale gdy spróbował dotknąć mojego policzka, nie wytrzymałem i kopnąłem go w brzuch. Mężczyzna zatoczył się lekko, złapany przez facet z cyrku.

- Idziemy, panowie. Nasza zdobycz jeszcze nie jest gotowa.

Pozostała czwórka zaśmiała się nieprzyjemnie, a mi po karku aż przebiegł dreszcz. Obserwowałem, jak gubią się w tłumie, choć ciągle miałem to niemiłe wrażenie wpatrujących się we mnie oczu. Naprawdę niefajna sprawa.

Odwróciłem się w końcu w stronę baru, zamierzając dokończyć mojego drinka. Upiłem na raz tę resztkę, która mi została i natychmiast poczułem, że coś jest nie tak. Jednak moje myśli nie były w stanie skupić się na niczym. Rozlazły się we wszystkie strony, jak spłoszone mrówki. Poczułem, jak moja głowa robi się ciężka, więc oparłem ją na blacie, nie mogąc zrozumieć, w którym momencie tego wieczoru wsiadłem na karuzelę. Wszystko wokół mnie zmieniło się w bardzo szybko pędzące, rozmazane smugi. Zamknąłem więc oczy na chwilę, ale to nie pomagało.

Powietrza.

Wstałem ze stołka i spróbowałem ruszyć w stronę wyjścia. Nawet nie czułem, jak szuram nogami po podłodze. I prawdopodobnie upadłbym, gdyby nagle jakieś silne ręce mnie nie złapały.

- Jeonggukie – wyjęczałem, chcąc się upewnić, że to on, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, jedynie śmiech. Obcy i nieprzyjemny.

Poczułem, jak jestem gdzieś ciągnięty, ale nie do końca potrafiłem zidentyfikować, gdzie jest góra, a gdzie dół. W dodatku... Zacząłem czuć w bokserkach nieprzyjemny ból. Mój penis jakby został czymś naładowany, prosząc się o natychmiastowe dojście.

Jeonggukie... Co się dzieje...

- Damy mu więcej? – usłyszałem w końcu, gdy poczułem na twarzy powiew. Ale i to ledwo rejestrowałem, sam już nie wiedząc, czy to faktycznie wiatr, czy czyjś oddech.

- Oszalałeś, Pot? Chcemy się tylko zabawić, a nie go zabijać, debilu. A skoro smarkacz był chamski, to teraz powinien dostać nauczkę.

Nagle ktoś wrzucił mnie na coś miękkiego, ale nawet nie miałem siły się podnieść. Czułem tylko wielkie, obce ręce, które zaczęły dotykać całe moje ciało. Dużo rąk. Za dużo.

Jeonggukie, gdzie jesteś? Jesteś tutaj? To zabawa, prawda?

- Tatusiu – jęknąłem, czując, jak moje spodnie są ze mnie siłą ściągane, a nieprzyjemne dłonie dotykają mnie na każdym zakrzywieniu.

- Ri, nie baw się, zedrzyj to z niego – usłyszałem jeszcze, a potem już odpłynąłem.

Gdy się obudziłem, nie potrafiłem zrozumieć słów, które ktoś warczał mi do uszu. Próbowałem się na nich skupić, ale ten ton tak bardzo nie pasował do mojego Jeongguka.

- Będziemy cię pieprzyć, dopóki masz siłę.

- Dzisiaj jesteś naszą dziwką.

- Mam wielką ochotę cię zerżnąć.

Kim jesteście?

Nie docierało do mnie, dlaczego jednocześnie czuję, jakby mój Jeonggukie we mnie wchodził i pozwalał się zadowalać ustami. Próbowałem łapać powietrze, ale dławiłem się czymś wielkim w moich ustach.

Jeonggukie, nie podoba mi się ta zabawa, proszę przestań.

- Czarny – wyszeptałem, gdy zwymiotowałem naprawdę obrzydliwą ciecz, która z niewiadomych powodów wypełniła moje usta. – Czarny – powtórzyłem, ale to mi nic nie dało. Zaraz znowu poczułem, jak ktoś we mnie mocno wchodzi, nie dając możliwości ucieczki.

Jeonggukie, dlaczego nie przestaniesz? To boli...

Nic już nie rozumiałem. Nic też nie widziałem. Ciągle tylko słyszałem te straszne głosy i śmiech, który zdawał się przenikać przez moje kości.

Jeonggukie, zabierz mnie stąd. Proszę...

Po tej myśli znów poczułem rozjazd i nie mogłem już ogarnąć niczego, dopóki się nie obudziłem cały obolały, nie będąc w stanie ruszyć. Leżałem dobrych kilka minut, powoli próbując zmusić moje palce u nóg do poruszenia, aż w końcu mi się udało. To samo zacząłem robić z palcami u rąk i dopiero po takich zabiegach, powoli mogłem ruszyć całymi kończynami. Wtedy też zorientowałem się, że leżę na brudnej, betonowej podłodze, pełnej śmieci. W dodatku nago. Skuliłem się trochę, ale ból, jaki przy tym poczułem, zmusił mnie do natychmiastowego powrotu do poprzedniej pozycji. Bardzo niepewnie uniosłem głowę, aby móc choć trochę się rozejrzeć. Dostrzegłem rozrzucone ubrania, niestety dość daleko ode mnie. Musiałem się jednak do nich dostać, to mogła być moja jedyna szansa.

Powoli zacząłem czołgać się w stronę rzeczy, modląc o znalezienie wśród nich czegoś, co mnie uratuje. I udało się. Telefon. Natychmiast wybrałem numer do osoby, która jako jedyna mogła mnie uratować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top