16 - Crisps play
Postreamowane, ładny wynik osiągnięty, to rozdział w nagrodę się należy :D
~~~~~~~~~~~~~~
Jungkook:
Nawet nie wiem kiedy z duszy towarzystwa, zamieniłem się w takiego samotnika. A raczej coś na miarę introwertyka, który ma Jimina i to mu wystarcza. Zaczął się dość stresujący okres dla wszystkich studentów, zwany sesją. A jednak moja mądra głowa jak zwykle zamiast wrócić po pracy do mieszkania, rozważała wszelkie rozrywki dla odstresowania. Zazwyczaj wybierałem wtedy imprezę, bez problemu znajdując chętnych, nawet z mojej grupy, która miała jutro prezentacje. I tak robił ją ktoś inny. Ja tylko miałem to ładnie przeczytać i dużo się uśmiechać, jako twarz naszej grupy. Byłem na tyle pewny siebie, by nie bać się wystąpień publicznych, wiedząc, że nawet kiedy się pomylę lub przejęzyczę, dziewczyny nadal nie będą mogły oderwać ode mnie wzroku, a faceci będą podziwiać za bycie cool. Dlatego zawsze zgadzałem się na prezentowanie wszystkiego, o ile nie musiałem się tego uczyć.
Lądując w sklepie, jakoś kilkanaście minut po dwudziestej drugiej, od razu napisałem do mojego najlepszego towarzystwa, czyli Jimina, zapraszając go nad rzekę Han, w pobliżu mojej dzielnicy. Wiedziałem, że trochę mu zajmie dotarcie tutaj, dlatego z niczym się nie spieszyłem, kupując jakieś przekąski, jedzenie, alkohol i fajki. Miałem ochotę skoczyć jeszcze po różę, ale wszystkie kwiaciarnie w pobliżu, były już zamknięte. I mogłem mu wręczyć co najwyżej piwo. Niestety.
Znalazłem dobrą lokację gdzieś pod mostem, aby żaden patrol policji nie zgarnął mnie za palenie czegoś więcej niż papierosa. A kiedy się wygodnie usadowiłem na trawie, wyciągnąłem lufkę i zioło zakupione niedawno u Yoongiego, napychając go do końcówki, by zaraz odpalić i już się zaciągnąć. Towar Mina zawsze zaskakiwał mnie swoją jakością, również teraz, tuż po pierwszym buchu, sprawiając, że odrobinę się wyluzowałem.
I nie wiem ile dokładnie siedziałem na tej trawie, obserwując rzekę Han i choć na chwilę całkowicie zapominając o wszystkich obowiązkach i problemach. Ale gdy zdążyłem wypełnić drugą lufkę, przybył do mnie zadowolony Jiminnie, ówcześnie otrzymując dokładne wskazówki jak do mnie dotrzeć. No, przynajmniej na początku był zadowolony, bo widząc mój stan, trochę ta jego radość przygasła. Choć nie rozumiałem dlaczego.
- Cześć, Jeonggukie – przywitał się, nadal starając utrzymać uśmiech na swojej ślicznej twarzy. Miał na sobie moje ulubione paski, przez które jeszcze bardziej pragnąłem trzymać go blisko siebie. A widząc, że chce zająć miejsce obok, od razu odsunąłem od siebie lufkę, robiąc mu miejsce między nogami.
- Chodź do mnie, kochanie – poprosiłem, na szczęście zaraz wpływając na Jimina swoimi słowami, bo moje ciepło, bezpieczeństwo i największa miłość, przeniosło się między moje nogi, pozwalając się objąć, choć oczywiście zaraz musząc podkreślić swoje niezadowolenie z mojego zapachu, marszcząc nosek.
- Ile tego wypaliłeś?
- Trochę. Też powinieneś się do tego przekonać, przykładny studencie – zauważyłem, a skoro humor mi dopisywał, zaśmiałem się, przekręcając czapkę do tyłu, aby daszek nie przeszkadzał mi w pocałowaniu starszego w szyję.
Tak jak zwykle próbowałem go namówić do złego, oferując trzymaną lufkę, z którą chyba jeszcze nie miał styczności, bo z chłopakami woleliśmy skręcać zioło i w ten sposób je palić.
I jak zwykle odsunął zaraz moją rękę, co już miałem zamiar skomentować, lekko rozczarowany, ale po chwili dodał:
- Zaciągnij się i pocałuj mnie.
Studencki? I'm down with that! Chociaż...
- Efekt będzie słabszy, ale jeśli mój przykładny studencik w końcu posmakuje dzięki temu prawdziwego życia... - zacząłem, zmieniając szybko swoje nastawienie, bo wolałem, aby spróbował, skoro był to „leczniczy" i niegroźny narkotyk, niż nadal się od tego wymigiwał.
Uśmiechnąłem się, patrząc przez chwilę na jego przystojny profil i czując, że próbuje ułożyć się w moich ramionach tak, aby było mu wygodnie. Odsunąłem trochę głowę do tyłu, aby zaciągnąć się dość długo i mocno, czując jak kilka drobinek wpada mi do ust, ale niezbyt się tym przejmowałem. Przetrzymałem to chwilę, zaraz łapiąc starszego za podbródek i złączając nasze wargi. A tuż po ich rozchyleniu, przekazałem mu w ten sposób wydychany dym. Nawet tak mógł się upalić, więc nie widziałem w tym problemu, po prostu smakując po wszystkim swoje usta, na których pozostał słodki posmak Jimina.
Wypuściłem resztę dymu nosem, nie przekazując mu oczywiście wszystkiego, aby mi nie oszalał przez towar Yoongiego, na który nie był jeszcze odporny. A ktoś musi mnie dociągnąć do domu, bo sam już nie byłem w stanie.
Chłopak próbował przetrzymać dym, tak jak zazwyczaj robiłem to ze znajomymi. Ale jak się spodziewałem, zaraz zaczął się krzywić i kaszleć, jakby spodziewał się czegoś słodkiego, a nie dość gorzkiej marihuany.
- Fuuuuj – wymruczał po wszystkim, choć jego słowa nie pasowały do szerokiego uśmiechu, który po chwili pojawił się na jego ustach. A wyluzowane ciało, opadające jeszcze bardziej w moje ramiona, trochę mnie zadowoliło.
No, o taki efekt chodzi. Może... zapalimy kiedyś przed naszym seksem? Skoro normalnie jest taki zajebisty... pewnie po marihuanie jest JESZCZE LEPSZY!
- Fuuj? – powtórzyłem ze śmiechem, jakoś nie widząc po jego twarzy, aby mi na to narzekał.
Moje mięśnie nie miały już siły i ochoty utrzymywać mnie w tej samej pozycji, dlatego opadłem do tyłu na trawę, próbując pociągnąć za sobą Jimina, choć ten przeszedł obok mnie, również się kładąc i patrząc w tym samym kierunku, czyli w niebo.
Włączył mi się jeden z tych najmniej szkodliwych trybów, choć nadal niepożądanych - nostalgia, przez który chyba kilka minut analizowałem tę czarną, zanieczyszczoną przestrzeń nad nami. Przypominałem sobie słowa mamy, kiedy w dzieciństwie chodziliśmy razem po plaży, obserwując busańskie niebo. Marzyłem wtedy o zostaniu astronautą-kowbojem... i w sumie moje marzenie się spełniło.
- W Busan mamy fajniejsze niebo, no nie? Przynajmniej widać czasami jakąś gwiazdę, a tutaj... mam tylko jedną – zauważyłem, nawiązując do moich myśli, jednak nic nie dodając o tej części z „kowbojem", bo w rodeo prędzej bawił się Jiminnie.
Westchnąłem, odrywając wzrok od nieba, by nie zagłębiać się w te tematy i zaciągnąć po raz ostatni moją lufką. Podniosłem się, wytrzepując z niej wszelkie pozostałości i aby nie zostawiać śladów, wrzuciłem ją do bocznej kieszonki plecaka. Już zaczynałem się robić głody, a nie chcąc wszystkiego po kolei wyciągać, złapałem za spód plecaka i wyrzuciłem moje zakupy na trawę, łapiąc najpierw za piwo, które wręczyłem Jiminowi, a później za chrupki, z którymi położyłem się z powrotem na trawie.
- Przygotowałem się – wyjaśniłem z uśmiechem, kładąc już otwartą paczkę na swojej klatce piersiowej i zaczynając w ten sposób jeść.
Starszy podziękował mi, otwierając wręczone mu piwo i zaraz upijając łyka. Przez chwilę po prostu zapychałem się chipsami, i tak nie mogąc zaspokoić głodu, a kiedy mój kotek trochę wypił, jako pierwszy się odezwał, chyba zostając przy wcześniej poruszonym temacie.
- Tęsknię za morzem w Busan – wyszeptał, nie mając już w głosie tych samych radosnych emocji co wcześniej. Ale w tym stanie tego nie rozumiałem.
- Za morzem w Busan – powtórzyłem, śmiejąc się z tej niedorzeczności, bo jak można lubić morze? Albo jakąkolwiek wodę?! – Tutaj mamy piękną rzekę Han. Rozbieraj się, Jiminnie, i wskakuj – zaproponowałem, znów wybuchając śmiechem i ponownie wkładając całą garść chipsów do ust. A skoro teraz wszystko tak dobrze mi smakowało, musiałem powtórzyć ten proces i dopiero po tym wpaść na coś... dziwnego. Właśnie przez zjadaną przekąskę.
Złapałem za paczkę, przekręcając się na bok i kładąc ją na trawie, aby móc patrzeć na chłopaka nadal podziwiającego „seulską czerń" na niebie. Było już ciemno, więc tylko lekko oddalone od nas lampy, oświetlały jego twarz, rzucając gdzieniegdzie cienie, które i tak nie odejmowały mu urody. Moja bratnia dusza była tak samo piękna gdy ją poznałem, tak samo piękna, gdy walczyliśmy o swój związek i tak samo piękna, gdy znów wszystko nam się układało. Może nawet przybyło mu tej urody, bo przez chwilę aż się zawiesiłem, wpatrując w ten śliczny, mały nosek, miękkie usta, zbadane przeze mnie niezliczoną ilość razy, a szczególnie obserwując jego oczy, które teraz zamykały w sobie światło, mieniąc się, jakby faktycznie były tam wszystkie gwiazdy z seulskiego nieba. I może tak było, skoro nie widzieliśmy nad nami ani jednej z nich? Ewentualnie byłem nieźle zjarany.
- Kitten? – zapytałem, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Słucham? – Chłopak jednak nie oderwał wzroku od nieba, co wykorzystałem na wyjęcie okrągłego chrupka i złapanie jego ręki.
- Zostaniesz moim mężem? – Wraz z tymi słowami, nie czekając na odpowiedź, wsunąłem mu mój „pierścionek" na palec, bo to była najwyższa pora. Obaj byliśmy sobie przeznaczeni i naprawdę się kochaliśmy, a skoro niedługo mieliśmy zamieszkać razem...
- To są oświadczyny?
- Tak – odpowiedziałem z uśmiechem, przyglądając się jak starszy patrzy na nasz pierścionek, a zaraz po tym ściąga go i... zjada!
- Nie – oznajmił, nie tyle mnie szokując, co odrobinę raniąc.
NIE?!
- Dlaczego?! Przecież cię kocham! – zauważyłem, przerzucając od razu chrupki za siebie, aby go objąć, chcąc spojrzeć mu w oczy i zrozumieć czemu odrzucił moje oświadczyny.
Znowu to on chce dominować w związku?
- Nie zgadzam się na taki pierścionek. Musisz się postarać, bo inaczej będę samotnie wychowywał nasze dziecko – stwierdził, głaszcząc się ręką po brzuchu i mniej więcej wyjaśniając mi o co chodzi.
No tak, kobiety! Nawet przy dziecku nie może dostać czegoś taniego.
Mruknąłem na to niezadowolony, nie spodziewając się, że Jiminnie też będzie liczył na coś drogiego.
- Mam okraść jubilera? Znowuuu? – zapytałem marudnie, starając się udawać, że coś takiego faktycznie miało miejsce. Nawet jeśli to był tylko zakład w gimnazjum i ledwo wybiłem szybę, po czym wszyscy uciekliśmy.
- Spokojnie – zaczął po moich pytaniach, przekładając dłonie z brzucha na moje policzki, które złapał, pociągając mnie do przodu i składając na ustach delikatny pocałunek. – Zarób na pierścionek zaręczynowy, a ja kupię obrączki – zaproponował, choć nawet taka perspektywa mnie nie zadowalała.
- Taki do dwustu tysięcy? – Próbowałem dopytać, uśmiechając się szeroko, jednak Jiminnie tego nie kupił. Niestety.
- Chyba raczej od – sprecyzował.
No mówię... kobiety.
- Kitten... Co się liczy przy zaręczynach? Miłość. Patrz, jesteśmy nad naszą rzeką. Razem... I kochamy się. Powiedz „tak". – Dalej starałem się go do tego zachęcić, przekręcając lekko głowę i w niego wpatrując, aby się zgodził.
- Przekonaj mnie. A poza tym, od kiedy to jest nasza rzeka? – powiedział, śmiejąc się przy tym szczerze.
Od kiedy cię nad nią pocałowałem!
Jednak zamiast podzielić się swoimi myślami, zbyt słodkimi jak na tę chwilę, zadałem mu pytanie:
- Mam oznaczyć terytorium?
- Nie trzeba.
Trzebaaa.
Posłałem mu niegrzeczny uśmieszek, zaraz odsuwając i odpychając od ziemi, aby wstać na równe nogi i ruszyć pędem w stronę rzeki.
W sumie jest tak zanieczyszczona, że to nie zrobi różnicy...
- Jeongguk! Mówię „tak", ale wracaj tu do mnie!
Choć słowa Jimina naprawdę łatwo mogły mnie od tego odciągnąć, zatrzymując w jednej chwili.
Odwróciłem się, uśmiechając jeszcze szerzej, by znów nas pozbawić dzielącej odległości, łapiąc go za biodra i stawiając do góry. Chłopak zdążył na szczęście odstawić piwo na ziemię, nie wylewając go przez moje manewry i teraz bez problemu mogąc obracać się razem ze mną wokół własnej osi, śmiejąc radośnie. Uwielbiałem z nim dzielić takie momenty, zwłaszcza gdy przy mojej bratniej duszy nie istniała reszta świata.
- Musimy to uczcić! – wykrzyknąłem, odsuwając go trochę, choć nadal obejmując w pasie, aby po prostu bez problemu dotrzeć do jego ust i na chwilę złączyć je z moimi wargami. Choć to były krótkie sekundy, bo miałem inny scenariusz na „uczczenie" naszych zaręczyn. A mianowicie - ruszyłem z nim w stronę rzeki, ciesząc się ze swojego planu.
Jiminnie, grzecznie siedzący na moich rękach, zaraz otworzył szeroko oczy, domyślając się co planuję. Zapewne po mojej minie i tym, do czego byłem zdolny.
- Jeongguk, przypominam ci, że boisz się wody!
- Dlatego tylko ty w niej wylądujesz – zauważyłem, docierając już do brzegu i chcąc pozbyć się zbędnego balastu w postaci mojej mocno trzymającej się bratniej duszy. I właśnie przez jego uścisk, nie byłem w stanie wrzucić go do wody, trochę się z nim szamocząc, ale ostatecznie lądując na trawie.
Chłopak zaczął śmiać się radośnie z zakończenia mojego nieudanego planu, chętnie rozkładając na moim torsie i patrząc na mnie z góry.
- Głupek.
- Ale już twój na zawsze, kitten – przyznałem z tak samo szczerym śmiechem, patrząc przez chwilę w te radosne oczy, by zaraz przenieść dłoń na jego głowę i przyciągnąć go do pocałunku. Tym razem długiego i namiętnego, przez który ostatecznie wylądowaliśmy w mieszkaniu Jiminniego, jak zwykle oddając się naszym ulubionym przyjemnościom.
Jimin:
Ostatnio zaczęło się mnie trzymać psocenie. Nie żebym był zaraz jakimś złym człowiekiem, który sprawia przykrość innym. Chodzi mi bardziej o takie małe dogryzanie mojej drugiej połówce. Po co? Oczywiście po to, by jak każdy niegrzeczny chłopiec, dostać karę. Bo kary od mojego tatusia były najlepsze na świecie! A poza tym czasem on też zasługiwał na małą zemstę za swoje zachowanie.
Wiedziałem doskonale, że mój ukochany ma dzisiaj jakąś prezentację, ale z tego co mi tłumaczył, wywnioskowałem, że nie była ona jakoś szczególnie istotna. Po prostu liczyła się jako dodatkowe punkty, aby podciągnąć ocenę. Chociaż w sumie dla niego była ważna, aby na pewno zaliczyć przedmiot. W każdym razie młodszy wspominał, że jego babka od ćwiczeń jest całkiem w porządku, więc liczyłem na jej poczucie humoru i to, że nie ukarze mojego ukochanego za moje drobne złośliwości. Bo uznałem jego występ za idealną okazję do małego odgryzienia się za te jego zaręczyny. Oczywiście nie chodziło mi o żaden pierścionek, bo to tylko symbol naszej miłości, do niczego mi niepotrzebny, skoro byłem pewien jego uczuć. Ale nie chcę, by robił to w taki sposób - zjarany i bawiący się chrupkami!
Z racji wpadnięcia na kolejny genialny pomysł, przypilnowałem godziny i gdy wyszedłem na chwilę z wykładu, pobiegłem do łazienki, aby tam wcielić mój szatański plan w życie. Stanąłem przed lustrem i upewniwszy się, że na pewno jest odpowiednia pora, zacząłem moim długopisem do rozmów z bratnią duszą, rysować na moich policzkach kocie wąsy. Robiłem to bardzo starannie, więc kiedy linie były proste, dodałem kropkę na nosie, a po krótkim zastanowieniu, dorzuciłem także małe serduszko między policzkiem a szczęką.
Zadowolony z mojego dzieła, uwieczniłem je na fotografii i cierpliwie patrzyłem na zegarek, odmierzając minutę, w czasie której mój ukochany pewnie zaczynał się wściekać przez dodatki na jego twarzy. W końcu co na mojej, to i na jego.
Odczekałem tych kilkadziesiąt sekund, po czym wziąłem chusteczkę i zacząłem spokojnie wycierać wszystko z pomocą wody. Kupowałem te droższe długopisy, więc wszystko bez problemu schodziło.
Nie czekałem na jakąkolwiek odpowiedź, tylko zabrałem torbę i poszedłem z powrotem na aulę, starając się nie przeszkadzać wykładowcy. Choć jego niechętne spojrzenie w moją stronę, mówiło mi naprawdę wiele. Nie martwiło mnie to zbytnio, uczyłem się za dobrze, by niebieskie włosy i wyjście na kilka minut, miało mi utrudniać zdanie.
Kolejne pół godziny siedziałem spokojnie z tyłu sali, notując pilnie to, co mówił ten dziadziuś. Taehyung siedzący obok, skrobał coś na ręce do swojej Joohyun.
Naprawdę urocza z nich para.
Po wykładzie ruszyłem z miejsca po schodach, aby dołączyć do naszej grupki znajomych, z którymi mieliśmy się udać na ćwiczenia z marketingu. Ale gdy mnie zobaczyli, wszyscy jednocześnie ryknęli śmiechem. Spojrzałem na Tae, nie wiedząc, o co chodzi, a wtedy jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Po tym poznałem, że Jeonggukie mi się na pewno odwdzięczył za rysunek. Spodziewałem się jakiegoś penisa na pół twarzy.
Wyciągnąłem telefon i włączyłem przednią kamerę, aby móc zobaczyć, co tak wszystkich bawi. Napis na jednym policzku głosił: „Jestem niegrzecznym chłopcem", a na drugim: „Mój tatuś mnie dzisiaj ukarze".
Uśmiechnąłem się do siebie, mentalnie przybijając sobie piąteczkę.
Plan wypalił.
Oczywiście moi znajomi komentowali to, drocząc się ze mną, jednak kompletnie mi to nie przeszkadzało. Byłem dumny z tego, że należę do Jeongguka i nie zamierzałem się wstydzić prawdy. Przecież paradowałem przed ludźmi w obroży! Jeśli trzeba będzie, to mogę nawet założyć sukienkę, jeśli dzięki temu mój Jeonggukie będzie zadowolony.
Ucieszony nacisnąłem na ekranie żółtą ikonkę z duszkiem. To ja namówiłem moją bratnią duszę, byśmy założyli Snapa, bo dzięki temu mogłem mu wysyłać krótkie nagrania z wiadomością oraz zdjęcia z podpisami.
Także i teraz nie omieszkałem przed wyrażeniem tego, co akurat przyszło mi do głowy, więc włączyłem nagrywanie i zlewając fakt bycia wśród znajomych, zacząłem wypychać policzek językiem, jednocześnie w bardzo sugerujący sposób poruszając ręką przy ustach.
Zabrałem palec z ekranu, kończąc nagrywanie i zajmując się dopisaniem: „To masz na myśli, tatusiu?". Oczywiście wszystko ze śmiechem moich znajomych w tle.
„Co takiego chcesz mieć w tej buźce, kochanie? Sprecyzuj proszę, to może twój tatuś zaraz się tym zajmie".
Już ty dobrze wiesz co.
Włączyłem nagrywanie i z ustawioną na siebie kamerą, stwierdziłem:
- Potworka mojego tatusia.
Wysyłając tę wiadomość, słuchałem jak reszta zaczyna opowiadać, jak to wygląda u nich w związkach. Chłopaki zwierzyli się, że chętnie by trochę ubarwili swoje życie łóżkowe, ale nie mają jakoś śmiałości zaproponować to swoim bratnim duszom, natomiast dziewczyny i Taehyungie zaczęli udawać, że ich tu nie ma.
Co za wstydzioszki. Ciekawe czy...
Szybko urwałem tę myśl, kręcąc głową z uśmiechem. Co jak co, ale wolałem nie dociekać, co się dzieje w łóżku między Tae a Joo. Choć wyglądało na to, że było naprawdę dobrze. Ostatnio rozmawiałem z moim przyjacielem na temat jego potencjalnego ślubu. Zapytał mnie, czy moim zdaniem nie powinien czekać z oświadczynami, czy jednak odkładać na pierścionek. Najwidoczniej wszyscy teraz myśleliśmy o tym samym.
Zachęciłem jednak Tae do poczynienia kroku naprzód. Skoro będą razem mieszkać z Joohyun, w dodatku ona jest starsza, ma pewną pracę, a nam do końca studiów już niewiele brakuje, to kto wie, czy nie warto, aby pomyśleli już nie tylko o ślubie, ale także o potomku. Teraz jednak miałem na głowie swoje i w dodatku bardziej przyziemne sprawy.
Nowy snap przyszedł od mojego ukochanego, pokazując mi jego dłoń, trzymającą pewnie krocze. Widać było, że siedzi w metrze. No cóż, widocznie nie tylko mi nie przeszkadzają inni ludzie. Podpis brzmiał: „Jego?"
Nagrałem kolejny filmik, w którym potwierdzałem jego domysły, po czym wysłałem mu jeszcze buziaka.
Dzisiejsza noc powinna być gorąca. Dostanę klapsy, prawda tatusiu?
„Przez te wąsy długo się nie zobaczycie, princess"
COOOOOOOOOOOOO.
Odesłałem zdjęcie smutnej minki, próbując w ten sposób wywalczyć trochę jego litości.
No jak to?! Chcę go w sobie! Najlepiej natychmiast! Zrobię ci wieczorem dobrze, zobaczysz, że... ja zobaczę w sumie.
„Miłego popołudnia na uczelni" – dodał jeszcze młodszy, wysyłając mi jak macha ręką z uśmiechem, który był widoczny tylko przez zmarszczki tworzące się wokół jego oczu podczas posyłania wesołego grymasu, bo jego twarz zakrywała czarna maska.
Niezadowolony takim potoczeniem się sprawy, byłem zmuszony poprosić dziewczyny, aby pomogły mi jakoś zamaskować te napisy na policzkach, których ten cwaniak najwidoczniej nie planował zmazać. A z takimi tekstami, bądź co bądź, wolałem się profesorom nie pokazywać.
Oddałem się więc w ich ręce, nie mogąc nadziwić jak wielkie kosmetyczki dziewczyny dźwigają w swoich torebkach. A nie, przepraszam. TORBACH. OGROMNYCH. Ja bym w nich całą swoją szafę upchał...
Odrobina podkładu, jakiś puder i mogłem się pokazać w sali.
Resztę dnia dostawałem kolejne zdjęcia, na których obserwowałem przebieg „randki" Jeongguka. Najwidoczniej postanowił nadać naszemu związkowi status „otwarty", albo przeprosił się z Panią Rąsią, która nawet dostała swoją porcję jedzenia.
Z uśmiechem patrzyłem nawet na tak absurdalne nagranie, jakim było danie buziaka mojej zastępczyni.
Wróciłem już do domu, gdy na Snapa zaczęły przychodzić już trochę mniej grzeczne zdjęcia, na których Jeonggukie pokazywał mojego ulubionego Penetratora. Podpis głosił: „Czas ZALICZYĆ moją randkę".
Usiadłem na łóżku, ciekaw, czy coś mi jeszcze pokaże i nie zawiodłem się. Chłopak już po chwili wysłał mi nagranie, jak ładnie sobie dogadza. A potem kolejne i kolejne. I tak dopóki nie doszedł, a po wszystkim dał buziaka Pani Rąsi.
„Zasłużyła na pocałunek".
Poczułem się trochę zazdrosny (TAK, O RĘKĘ). Ale nie tylko dlatego, że nie mogłem go teraz czuć w sobie, ale dlatego, że chciałem dojść, równie jak on.
Usiadłem więc na materacu, ściągając ówcześnie spodnie i bieliznę. Masturbujący się Jeongguk był wystarczającym powodem podniecenia się, dlatego złapałem za mojego sztywnego przyjaciela i zacząłem poruszać na nim ręką. Oczywiście nie omieszkałem tego udokumentować, aby natychmiast wysłać nagranie do mojego tatusia. I nie minęło nawet pół minuty, i już młodszy do mnie oddzwaniał.
Będzie sekstelefon! Będę dla ciebie jęczał przez słuchawkę, tatusiu! Myślę tylko o tobie, gdy to robię!
Sapnąłem w słuchawkę, ale nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, bo na wstępie usłyszałem warknięcie.
- Zabierz stamtąd rękę, natychmiast. Nie masz prawa dotykać się bez mojej zgody – powiedział wkurzony, przez co na chwilę zapomniałem, co miałem zrobić. Jedno było pewne - w sekundę cała ochota na sekstelefon mi przeszła. Ale nie zamierzałem przegrać walkowerem.
- Zmuś mnie, tatusiu – wysapałem, naprawdę marząc, aby był teraz obok i by to jego dłoń zajmowała się stymulowaniem mnie.
- Wolisz pyskować? Kiedy zamieszkamy już razem, przez tydzień będziesz mnie doprowadzał do orgazmu, samemu mogąc o nim tylko pomarzyć.
- Nie mogę się doczekać – zapewniłem i jęknąłem, czując jak przyjemność w moim ciele rośnie. – Tatusiu, zaraz dojdę – dodałem, mając nadzieję, że to go trochę nakręci.
- Nie. Wolno. Ci. – Zimny i nieprzyjemny ton sprawił, że moja ręka automatycznie się wycofała z krocza, choć naprawdę niewiele brakowało, abym się rozlał.
Dlaczego mi to robisz...
- Słyszysz? Przestań, Jimin.
- To boli... - jęknąłem, mówiąc nie tylko o penisie, który błagał o zakończenie zabawy, ale również o jego zachowaniu.
Myślałem, że cię podniecę, Jeonggukie. Dlaczego taki jesteś...
- I będzie boleć codziennie, princess. Już ja o to zadbam – zapewnił tylko, a zaraz po tym rozmowa została przerwana.
No i świetnie.
Nie zamierzałem drażnić mojego tatusia, nawet jeśli mnie nie widział. Potrzebowałem więc lodowatego prysznica, aby jakoś się wziąć w garść.
Ubrałem się po nim w luźne ciuchy i poszedłem szykować obiad, zastanawiając się, jak jeszcze mogę wkurzyć mojego tatusia. Ale tak, by naprawdę zabolało. Oczywiście mnie.
Jungkook:
Jeszcze w piątek, czyli ten sam dzień, w którym Jiminnie nabroił, nie mogłem się nim zająć, bo musiałem iść do roboty, a po niej jak zwykle byłem padnięty. Wolałem nie narażać naszej dwójki na niebezpieczeństwo, zwłaszcza mojej bratniej duszy, którą mógłbym zranić przez nieuwagę, zdenerwowanie niewyspaniem lub ogólny zły humor, towarzyszący mi przez resztę piątku. Jego nieusłuchanie raczej mnie nie denerwowało. Grałem złego, aby podkreślić nasze role i tę Jeona „tatusia". Zauważyłem, że Jiminnie lubi kary, a od naszego rape playu z soboty, nie mieliśmy okazji powtórzyć tych ostrzejszych zabaw. Jedynie kochaliśmy się z poniedziałku na wtorek, ale raczej chciałem mu wtedy przekazać więcej emocji związanych z naszą miłością niż pożądaniem. Dlatego ograniczyliśmy się do delikatniejszego seksu, choć nadal trochę kombinowałem z pozycjami, chcąc zobaczyć jak bardzo Jiminnie jest giętki.
Jednak kiedy wstałem w sobotę rano, tuż po jego zagraniu w piątek, z uśmiechem na ustach napisałem mu dzisiejsze instrukcje, w które wliczało się przygotowanie i założenie prezentu, którego miał nie otwierać aż do dzisiaj. Kupiłem mu coś... dla siebie. Bo skoro był ostatnio strasznie niegrzeczny, musiał teraz zadowolić nie tylko moje upodobania, a również zachcianki i nietypowe wymysły. A jednym z nich była prześwitująca halka, w jego „ulubionym" niebieskim kolorze, aby mu podkreślić, że nie widzę w nim kobiety, a mojego małego chłopca, którym musiałem się dzisiaj zaopiekować. Białe, kocie zakolanówki, również były w tym zestawie. I niczego poza tymi dwoma elementami nie otrzymał. Bo nie miałem zamiaru bawić się dzisiaj z jakąkolwiek bielizną.
Ja natomiast postawiłem na standardowy zestaw „tatusia". Choć zamiast czarnej koszuli, założyłem białą, specjalnie podwijając rękawy aż do łokci, by jak zwykle wyglądać atrakcyjniej i bardziej męsko. Zabrałem jeszcze dzisiejsze zabawki, stawiając na te, za którymi Jiminnie naprawdę nie przepadał - skoro to miała być kara - i już opuściłem swoje mieszkanie.
Czerwiec zaszczycał nas pierwszymi promieniami Słońca, dlatego na moim nosie musiały znaleźć się okulary. A skoro miałem teraz aż cztery źródła dochodu - pracę jako magazynier, pracę jako ochroniarz, mamę i tatę - w dodatku najczęściej jadając coś u Jimina, dzięki czemu nie musiałem wydawać aż tyle pieniędzy na jedzenie, coraz częściej decydowałem się na jeżdżenie samochodem. Choć i tak miałem wyrzuty sumienia robiąc to, skoro musiałem odkładać na pierścionek. I to jakiś porządny, bo moja princesska nie przyjmowała taniochy.
Pod mieszkanie starszego, dotarłem w niecałe trzydzieści minut, bo po drodze wstąpiłem do kwiaciarni, aby kupić mu różę, nawet jeśli byłem zły.
Jiminnie przywitał mnie dopiero po wpuszczeniu do mieszkania i zamknięciu za nami, bo tak jak prosiłem - nie miał na sobie bielizny. A w samej halce i zakolanówkami, kończącymi się główkami kotów, wyglądał tak uroczo, a zarazem podniecająco, że przez chwilę musiałem sobie przypomnieć o mojej roli.
Jestem bad daddy, nie soft daddy! Trzymaj się tego, Jeon.
Objąłem mojego kotka, nie pokazując po sobie żadnych emocji. I nawet jeśli na przywitanie dałem mu buziaka, przypatrując się jeszcze jak ładnie ta błękitka halka pasowała do jego niebieskich włosów i delikatnego tatuażu, klepnąłem go dodatkowo w pośladek, aby podkreślić, że nadal jestem „zły".
- Mój chłopczyk ostatnio dużo nabroił. Nie ograniczę się do jednej kary, kochanie – zapewniłem na wstępie, wręczając mu różę, by sięgnąć do kieszeni i wyjąć jego „ulubiony" pierścień na penisa. Mieliśmy już okazję się z nim pobawić. Jiminnie strasznie narzekał na ból, który mu to zapewniało, bo suche orgazmy na pewno nie były fajne. Ale nigdy nie użył przy tym naszego safewordu, co wiedziałem, że zapewne robi dla mnie.
Chłopak zmarszczył nosek na widok gumowego pierścienia, dopasowanego do jego grubości, i wiedziałem, że zaraz zacznie się marudzenie.
- Ale tatusiuuuuu. Naprawdę starałem się być grzeczny...
- Nie kłam, Jiminnie. Grzeczni chłopcy tego nie robią. Tak samo z niesłuchaniem swojego tatusia, dokuczaniem mu i pyskowaniem. Do pokoju i łóżko – rozkazałem, mówiąc wszystko twardo, choć na pewno nie chłodno. Po prostu jakoś musiałem podkreślić swoją udawaną złość. Teraz bardziej było to podniecenie, bo już marzyłem, aby stworzyć pierwszą pręgę na tyłeczku Jimina.
- Byłem zazdrosny – wytłumaczył się starszy, marszcząc brwi i zaciskając lekko usta, chcąc chyba wyglądać na naburmuszonego, co przy naszej grze wyglądało raczej jak uparte dziecko, które właśnie miało otrzymać karę za bycie niegrzecznym. Choć mimo wszystko ładnie skierował się do pokoju, a ja ruszyłem za nim. – Chciałem sprawić tatusiowi przyjemność takimi widokami – dodał, nadal mając takie samo nastawienie i kładąc na razie różę na biurko, by tak jak mu kazałem - zająć miejsce na łóżku.
No, chociaż teraz mnie słucha.
- Możesz sprawiać mi przyjemność swoim posłuszeństwem. Gdybyś nawet nie myślał o kontynuowaniu tej masturbacji, byłbym dzisiaj bardziej łaskawy – oznajmiłem, aby zrozumiał swój błąd i więcej go nie powtarzał, bo wczoraj naprawdę nie sądziłem, że mnie nie posłucha i będzie kontynuował swoją zabawę.
Zmarszczyłem brwi dla lepszego efektu, kucając przy szafce i kładąc przy niej torbę. I dopiero gdy poprawiłem rękawy koszuli i zdjąłem okulary, wsunięte na włosy, po przełożeniu ich na półkę, zabrałem się za wyciąganie dzisiejszych zabawek.
- Safeword, kochanie – powiedziałem w międzyczasie, nawet nie zerkając na Jimina, by mu podkreślać na każdym kroku, że dzisiaj jestem „bad daddy".
Chłopak jęknął głośno przez wyciągane rzeczy, moje słowa lub działania. Ewentualnie brak pochwał, które zatrzymałem dla siebie.
- Czarny... To nie fair... - odpowiedział po chwili, a ja miałem ochotę zaśmiać się przez jego dzisiejsze reakcje. Bo przecież wiedział, że tak będzie. I ładnie na to przystał. A teraz... tylko dodawał sobie kary za narzekanie.
- Dotykanie się bez zgody tatusia, też nie jest „fair" – zauważyłem, powtarzając to ostatnie słowo w podobny sposób do naburmuszonego Jimina, czyli dość uroczy, który chciał wywołać uśmiech na mojej twarzy.
Szybko też skończyłem wyjmowanie wszystkiego, kładąc laskę na podłodze, a na razie łapiąc za pierścień. Zbliżyłem się do siedzącego chłopaka, który przyglądał się zbliżającemu do niego tatusiowi. Ale nawet tym brązowym, ślicznym oczom, nie dałem się odciągnąć od dzisiejszej zabawy i kary, powoli przed nim klękając i rozkładając mu nóżki jednym szybkim ruchem.
Widok jego stojącego penisa, ukrytego za przezroczystą halką, przez chwilę sprawił, że miałem ochotę zamknąć na nim usta i oglądać jak mój chłopczyk błaga mnie o niezaprzestawanie.
Hmm... to w sumie też będzie całkiem dobra kara. Doprowadzę go w ten sposób do pierwszego, suchego orgazmu.
Jedna z moich dłoni przeniosła się na jego udo, tuż nad głową kotka z zakolanówki, by pomasować ciało chłopaka w tym miejscu. Nie różniliśmy się aż tak odcieniami skóry, ale moja żylasta dłoń, dobrze ukrwiona przez wykonywane ćwiczenia i pracę fizyczną, była dość szorstka w porównaniu do jego ciała. I sam nie wiedziałem, czy widział ten kontrast, który również dodawał mi władzy i odpowiednich cech do mojej roli tatusia. W końcu Jiminnie we wszystkim był delikatniejszy.
Nie posyłałem mu uśmiechu, pozostając tak samo poważny. I nie podnosząc już wzroku na jego twarz, wsunąłem drugą rękę pod halkę, aby tuż po tym, z pomocą tej pierwszej, założyć mu pierścień.
- Chcesz być dzisiaj grzecznym chłopcem, prawda? To ładnie się zachowuj i nie zawiedź mnie – powiedziałem podczas zakładania gumowej zabawki, bez problemu zaciskającej się na jego penisie, tuż przed jądrami, z czego starszy jak zwykle nie był zadowolony.
- Będę się starał, tatusiu – zapewnił pomimo swojego nastawienia, za co otrzymał niewielką nagrodę w postaci złapania moją dłonią jego męskości i przejechania po niej kilka razy. A widząc, że sprawiło mu to choć odrobinę przyjemności, dodałem jeszcze do tego krótki pocałunek prosto w usta, aby nie był aż tak niezadowolony.
Jednak oba działania nie zmieniły mojego nastawienia, bo gdy przeniosłem się do całkowitej pozycji stojącej, nie pochylając już nad nim, postanowiłem wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie, o którym powinien wiedzieć.
- Niegrzeczni chłopcy nie zasługują też na pochwały i komplementy – zauważyłem, choć to zdanie nie brzmiało jakbym je kierował do Jimina, bardziej zapewniając o tym siebie. Chyba za bardzo lubiłem go komplementować, aby teraz się tego pozbawiać. Ale wczorajsze zachowanie naprawdę zasługiwało tylko na karę.
Sięgałem w tym czasie po laskę, znów nie patrząc na starszego, któremu poświęcałem dziś mało uwagi, chcąc podwójnie podkreślić swoją złość.
- A dobrzy tatusiowie nie dają dziecku zabawek, których dzieci nie lubią. – Jak zwykle zamiast być potulnym i przeprosić, wolał zachowywać się niegrzecznie i mi pyskować, na co jako Jeon „tatuś", od razu musiałem zareagować.
- Dostawałbyś wszystko, co najlepsze i najprzyjemniejsze, gdybyś tylko był dobrym chłopcem – przypomniałem tak samo poważnym i nieco chłodnym tonem, zaciskając dłoń na trzymanej lasce i stając już przy Jiminie. Jednak znów nie zaszczyciłem go ani jednym spojrzeniem. – Klęknij przy łóżku, połóż się na nim i wypnij, Jiminnie. – Wydając to polecenie, przeszedłem do łagodnego tonu, aby zapewnić chłopaka o jego bezpieczeństwie podczas tej zabawy i nie straszyć go dodatkowo.
Czekałem chwilę aż mój kotek przeniesie się do pożądanej przeze mnie pozycji, przyglądając się mu dopiero gdy jego pośladki były wypięte w moją stronę, a dłonie już zaciskały się na pościeli.
- Siedem uderzeń i jeden bonus? – zapowiedziałem, tworząc z tego pytanie, choć nie liczyłem na odpowiedź, po prostu go o tym powiadamiając. W międzyczasie końcówką trzymanej laski przejechałem po jednym z pośladków, ukrytych pod halką, którą najpierw musiałem powoli podsunąć do góry, przyglądając się moim pięknym brzoskwinkom. – Liczymy razem, Jiminnie – dodałem równie łagodnie, by tuż po tym wymierzyć pierwsze, lekkie uderzenie. Nie raz badałem jak mocna jest ta zabawka, szczególnie na tych najdelikatniejszych fragmentach ciała, dlatego nie mogłem przesadzać i od razu przechodzić do mocnym uderzeń.
Zresztą, jak tylko policzyliśmy pierwsze wymierzenie kary, kucnąłem za nim, by pocałować powoli zmieniającą kolor skórę, na której powstawała ładna pręga. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, szczególnie gdy dołączyłem do tego lekkie masowanie. W końcu to wszystko miało być satysfakcją dla mnie, ale i przyjemnością i niewielkim bólem dla Jimina. Dlatego nie wolno mi było pomijać tej części kary. Choć ograniczyłem się jedynie do dotyku, nie prawiąc żadnych komplementów.
Kiedy znów powróciłem do pozycji stojącej i podniosłem powoli rękę, by trafić w kolejny fragment drugiego pośladka, uśmiechnąłem się, wymierzając uderzenie i rozkoszując odgłosem roznoszącym po pokoju. Jiminnie nadal jakoś się trzymał, ładnie ze mną licząc i na nic nie narzekając, więc znów otrzymał dawkę czułości i pocałunków na pośladkach, uśmierzających ból. A zaraz po tym powtórzyłem poprzednie działanie, ponownie powracając za jego ciało i podsuwając halkę wyżej, bo powoli zaczynała zakrywać jego tyłeczek.
Upajałem się każdym kolejnym uderzeniem, czasami pozwalając sobie na uśmiech i nie powstrzymując się przed przypomnieniem mu za co dostaje, bo ta świadomość też była ważna.
„Jiminnie nie może się sam dotykać".
„Jiminnie nie może pyskować tatusiowi".
„Jiminnie musi słuchać swojego tatusia, bo tatuś ma zawsze rację".
„Jiminnie nie może dokuczać swojemu tatusiowi i robić mu na złość, bo tatuś wyciągnie z tego konsekwencje".
Próbowałem go tego nauczyć i zmusić do zapamiętania, mówiąc kolejne zdania przed każdym uderzeniem, by tuż przy tym siódmym powtórzyć wszystko po kolei, każąc starszemu robić to ze mną. Do skutku. Aż ładnie to zapamiętał i nie miał problemów z powtórzeniem.
Ostatnie spotkanie laski z jego czerwonymi już pośladkami, było naprawdę mocne. Jiminnie lekko się na to wzdrygnął, a jego dłonie mocniej zacisnęły na pościeli, zgarniając ją do siebie i wywołując jego łzy, dlatego natychmiast odłożyłem laskę na podłogę, klękając za nim, by przejść do czułości i masowania.
- Czy mój chłopiec wszystko ładnie znosi? – zapytałem łagodnie, będąc przyzwyczajony do takich reakcji, które niekoniecznie musiały być spowodowane bólem. Choć w tym przypadku mogło tak być. Jednak dopóki nie usłyszałem naszego safewordu, niczego nie przerywałem.
- Radzę sobie, tatusiu – odpowiedział w ściskaną i przytulaną pościel, a głos nieco mu drżał, przez co wiedziałem, że na razie nie mogę przechodzić do bonusu. – Ale proszę, daj mi chwilkę – dodał, tak samo przyciszonym tonem, który trochę ginął w pościeli, ale dzięki ciszy panującej w pokoju, mogłem to bez problemu usłyszeć.
Przez te łzy i jego stan, postanowiłem jakoś mu to wynagrodzić, bo moje serce mimo wszystko było naprawdę miękkie, zwłaszcza gdy chodziło o Jimina i jego dobro lub przyjemność.
Włożyłem sobie dwa palce między usta, śliniąc je dokładnie, aby zapewnić odpowiednie nawilżenie, po czym rozchyliłem jeden pośladek drugą ręką, docierając w ten sposób do jego dziurki, w którą zaraz wsunąłem oba palce. Pragnąłem zapewnić mu trochę przyjemności, przy okazji i siebie zadowalając, bo czując to gorące wnętrze, aż przygryzałem wargę, wiedząc, że Jiminnie nie zobaczy mnie teraz i mogę pozwalać sobie na takie reakcje.
Mój śliczny kotek. Najśliczniejszy. Taki delikatny, posłuszny i oddany.
Uśmiechałem się do siebie, pocierając jego prostatę, której miejsce już doskonale znałem. Starszy zaciskał się ładnie na moich palcach, na pewno pragnąc czegoś więcej, choć na razie nie mogłem mu tego dać. Nie oszczędzał mi przy tym swoich cudownych jęków, niestety trochę ginących w pościeli, ale nadal tak samo miłych dla mojego ucha.
- Jesteś dzielnym chłopcem. Tatuś jest dumny, baby boy – powiedziałem, pochylając się nad jego pośladkami, by złożyć na czerwonych pręgach kilka pocałunków, nadal przy tym nie zaprzestając stymulowania jego wnętrza. W końcu musiał jeszcze wytrzymać bonus i chciałem go przed tym dobrze przygotować.
I oczywiście zaraz byśmy do tego przeszli, gdyby ktoś nam nie przerwał swoim przyjściem. A ze wszystkich osób, których się tutaj spodziewałem, na ojca Jimina w ogóle bym nie wpadł, wiedząc, że mam przyjebane...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top