11 - Bright light fading fast

Nie udało się dobić 2 tysięcy :< Bo mi seksów nie komentujecie! To dlatego! XD Proszę się przełamać i być odważnym! :)

W ogóle jak ktoś ma problem z powiadomieniami, może będę Wam dawać znać o rozdziałach na Twitterze? Idk, jeśli chcecie. Ewentualnie Facebook? Ale tam też różnie bywa z powiadomieniami.

~~~~~~~~~~




Jimin:

Dawno nie obudziłem się tak wyspany. Naprawdę. Jeonggukie wymęczył mnie do tego stopnia, że spałem przez całą noc, nie męczony żadnym snem, który potrafi przynieść więcej szkody niż pożytku.

Uchyliłem powoli powieki, a moim oczom ukazał się pokój, oświetlony promieniami słońca. Przekręciłem się powoli, krzywiąc przez odczuwany ból w dolnych partiach ciała i liczyłem na to, że znajdę się w ramionach ukochanego, którego teraz nie czułem, ale zostałem zaskoczony widokiem pustego miejsca obok. Trochę zagubiony uniosłem się, ale na szafce obok zagłówka ujrzałem telefon młodszego oraz jego klucze do domu. I wtedy sobie przypomniałem moje życzenie o śniadanie do łóżka.

Pewnie coś szykuje. Ale w lodówce nic nie było... Może poszedł na zakupy?

Uspokojony, podniosłem się powoli, ale aż pisnąłem, kiedy moje pośladki zetknęły się z materacem. Bolało jak cholera. Choć niestety pęcherz nie uznawał litości i zmusił mnie do wstania i pójścia do łazienki.

Gdy już załatwiłem swoją potrzebę, poszukałem w szafce pod zlewem moją maść, którą stosowałem na piekące rany po zabawach Jeongguka, i postanowiłem wykorzystać ją trochę inaczej. Miło chłodziła i trochę paraliżowała miejsce na ciele, więc naniosłem maść na piekącą dziurkę, a po przemyśleniu, także i całe pośladki.

Wyślę list z podziękowaniami dla twórcy tego cudownego leku na całe zło.

Wróciłem powoli do pokoju, postanawiając trochę ogarnąć to pobojowisko. Pościel wylądowała w pralce, a ja położyłem się, czekając na powrót mojego księcia z bajki. Odwróciłem głowę, aby ujrzeć moje odbicie w lustrze w drzwiach szafy. Cała skóra, od szyi po krocze była pokryta czerwonymi plamami i śladami po zębach, które zafundował mi mój ukochany. Z jednej strony wyglądało, jakby zaatakował mnie rój os, ale z drugiej, widziałem w tym coś seksownego. Gdyby ktoś mnie tak zobaczył, od razu by wiedział, że mam moją bratnią duszę, z którą jestem najszczęśliwszy.

Zapragnąłem uwiecznić ten wygląd i sięgnąłem nad głowę, aby wziąć telefon. Jednak zamiast swojego, w dłoń wpadł mi ten należący do Jeongguka.

W sumie...

W mojej głowie szybko narodził się szatański pomysł. Odblokowałem urządzenie i włączyłem aparat, siadając powoli na materacu. Uniosłem rękę do góry, aby móc sobie zrobić ładne zdjęcie, na którym będzie widać zarówno te wszystkie ślady, jak i mój palec, badający tę łąkę maków. Usatysfakcjonowany z fotografii, chciałem włączyć więcej opcji, aby ustawić ją na tapetę, ale w tym samym momencie telefon zagwizdał cicho, a na ekranie wyskoczyło powiadomienie o nowej wiadomości.

Od... ,,Baby doll"?

,,Jeonggukie~ Znowu mi to robisz! Dlaczego się nie spotkamy? Twoja laleczka tęskni za tobą~"

Moje zęby zacisnęły się mocno, a ciało natychmiast zaczęło gotować ze złości.

Co to ma znaczyć?! Co to za dziwka?!

Nie powinienem, ale włączyłem skrzynkę odbiorczą i zacząłem przeglądać rozmowę z tą żmiją, która przystawiała się do mojego ukochanego. Mogłem się założyć, że to ta sama, co wtedy w klubie. Ale jak ona miała na imię...

To nie było jednak teraz istotne, bo zacząłem czytać wiadomości, które wymieniała z moją bratnią duszą. I aż zachciało mi się płakać. Ta konwersacja ociekała dwuznacznymi treściami. Ba, nawet niektóre nie musiały być dwuznaczne, bo wprost pisali do siebie, co to by nie robili, gdyby nie ja.

„To wszystko przez ten system, laleczko. Jimin to osoba, z którą muszę być, przecież wiesz"

„Muszę". Nie „chcę".

To chyba zabolało mnie najbardziej. Zresztą, inne wiadomości również wprost pokazywały, że wolałby być wolny i móc bawić się do woli.

Odłożyłem telefon na szafkę, nie mogąc już na to patrzeć. Serce bolało mnie jak cholera.

Usiadłem na skraju materaca i popatrzyłem na łóżko, które wczorajszego wieczoru było świadkiem tak pięknego dla mnie wspomnienia, które teraz, za sprawą tych cholernych wiadomości, straciło swój czar.

Teoretycznie jestem twoją bratnią duszą. Ale czy tak naprawdę nie traktujesz mnie po prostu jak alternatywy dla mocniejszych doznań?

Objąłem się ramionami, nie mogąc odrzucić myśli, że mógłbym być zastąpiony tą szmatą, która sama się pchała do jego łóżka. Czy w jego oczach byłem mniej wart od niej?

Zacisnąłem zęby i podniosłem się z materaca, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wtedy mój wzrok przykuła bielizna, leżąca przy łóżku. Wiedziałem, że taka ozdóbka jest przeznaczona raczej dla kobiet. I to wzbudziło mój gniew.

Ona też mu się w takiej pokazywała?

Podniosłem te cholerne wstążeczki i złapałem za nożyczki, tnąc materiał na małe kawałki, które zostawiłem rozsypane na środku pokoju. Zaraz po tym znalazłem w szafie czystą koszulkę i bokserki, które włożyłem, nie chcąc nawet patrzeć na te różowe śmieci. Gdybym był w mieszkaniu Jeongguka, już bym wyszedł, nie chcąc go widzieć, ale niestety byłem u siebie i prawdopodobnie zaraz i tak go spotkam. Dlatego zdenerwowany zwinąłem się w kulkę w rogu łóżka, marząc o zniknięciu z tego świata. Może wtedy by tak nie bolało.

Nie minęło dużo czasu, a usłyszałem, jak drzwi wejściowe się otwierają. Jak to możliwe, że pomimo całej tej złości, rozczarowania i smutku, moje serce cieszy się, że do mnie wrócił?

Nasłuchiwałem kroków, które zmierzały prosto do tego pokoju. Do moich uszu docierał też odgłos ocierających się o siebie reklamówek, odstawionych po chwili na biurko. Jednak nawet się nie odwróciłem, aby zobaczyć moją bratnią duszę, która wolałaby pewnie wychodzić właśnie do tej suki.

- Wszystko w porządku, kochanie? – zapytał Jeongguk, kładąc się obok mnie, a jego ręka objęła moje ciało. Czułem aż za dobrze smród papierosów, który się od niego wydobywał.

Ją też tak nazywasz? I tak dotykasz? A przynajmniej dotykałeś?

- A w ogóle cię to interesuje? – mruknąłem zły, nakręcając się tylko bardziej.

- Skąd taki humor, Jiminnie? – dopytywał młodszy, odwracając mnie przodem do siebie. – Wyszedłem tylko do sklepu, nie zostawiłem cię, spokojnie. Myślałem, że kiedy wrócę, jeszcze będziesz spał. Chcesz coś zjeść?

Jak możesz grać takiego kochanego, podczas gdy wypisujesz takie rzeczy?!

Widząc, że chłopak próbuje się do mnie zbliżyć, aby złączyć nasze usta, stanowczo położyłem dłonie na jego torsie i nie pozwoliłem mu zmniejszyć ilości dzielących nas centymetrów.

- Po co udajesz, że się mną przejmujesz? Przecież musisz być ze mną tylko przez ten chory system – zauważyłem, odsuwając od niego i podniosłem się, aby móc opuścić łóżko.

Poczułem suchość w gardle, więc skierowałem swoje kroki w stronę kuchni, aby zrobić cokolwiek, byle dał mi spokój. Powoli jednak zacząłem pękać i nim dotarłem do lodówki, z moich oczu pociekło kilka łez.

- I skąd ci to nagle przyszło, kitten?

Niestety osoba, od której chciałem na chwilę uciec, dogoniła mnie dość szybko, blokując drogę.

- I dlaczego płaczesz? – dodał, wyciągając ręce, aby położyć je na moich policzkach.

Cofnąłem się o krok, nie chcąc jego czułości. Nie teraz, gdy tak bardzo mnie zranił.

- A czy to czasem nie twoje słowa? „Jestem z nim, bo muszę, laleczko" – powtórzyłem jedną z wiadomości, ocierając szybko słone krople na policzkach.

Chłopak od razu załapał o co chodzi. W jego oczach pojawiło się coś nieokreślonego. Nie złość, ale jakby... obojętność?

- Czytałeś moje SMS-y?

- Czytałem – potwierdziłem, nie mając zamiaru w żaden sposób się wykręcać. – I wiem, co sobie teraz pomyślisz. „Chce mnie kontrolować. Zabiera wolność". Więc nawet nie próbuję powiedzieć ci prawdy, bo i tak mi nie uwierzysz – stwierdziłem, mijając go, aby dotrzeć do lodówki, z której wyjąłem butelkę wody.

- Yeah, kinda. Ale bardziej martwię się jak na ciebie to wpłynęło. Niepotrzebnie tam zaglądałeś, Jiminnie – stwierdził, na co prawie prychnąłem. Wtedy też jego ręka znów powędrowała w moją stronę, co rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej.

- Nie dotykaj mnie! – wrzasnąłem, a nim pomyślałem, co robię, moja dłoń wylądowała mocno na jego policzku. Aż się cofnąłem, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiłem.

Uderzyłem mojego Jeonggukiego.

Przytłoczony tym faktem oraz tymi wszystkimi słowami, w końcu wybuchnąłem płaczem, kucając i kuląc się. Spodziewałem się krzyku, ale zamiast tego młodszy znalazł się przy mnie i położył dłoń na moim ramieniu.

- To moja znajoma, babe. Tylko moja znajoma. Im mówię różne głupoty – powiedział spokojnie, choć dało się wyczuć niezadowolenie w jego głosie. Zresztą, uzasadnione.

- Skąd mam to wiedzieć? – zaszlochałem, odsuwając dłonie od twarzy, aby móc na niego spojrzeć. – Unikałeś mnie przez tyle lat. Jak myślisz, co brzmi bardziej szczerze? To co mówisz mi czy jej? – zapytałem. Najbardziej na świecie pragnąłem teraz dowiedzieć się kto tak naprawdę jest okłamywany. I do cholery dlaczego?! – Nienawidzę jej! Nienawidzę tej suki, która ci się podoba! Jesteś moją bratnią duszą i to ja cię kocham!

- Możecie z tym przestać?! Oboje?! – wrzasnął nagle Jeongguk. – Ona jest moją znajomą, a ty bratnią duszą! Mam wam wypisać różnice w tych rolach, do kurwy nędzy?! Ona mnie nie kocha i ja jej też nie kocham! To był tylko seks, Jimin!

O nie, teraz to dopiero mnie nakręcił.

- To po co nadal z nią piszesz w ten sposób?! – wydarłem się równie głośno. – Jak byś się czuł, gdybym pisał do innego chłopaka, że chcę go w sobie poczuć?! Miło by ci było, gdybym napisał do mojej znajomej, że mam na nią ochotę?! Nie musisz kochać tej dupodajnej szmaty, ale do łóżka pewnie byś ją znowu zaciągnął! Gdybym ci nie powiedział o tej ranie, to ile jeszcze razy musiałbym sobie radzić z tym cholernym poparzeniem?!

Dłoń młodszego wylądowała z głośnym hukiem na drzwiczkach szafki tuż obok mojej głowy. Wzdrygnąłem się na to lekko, ale nadal patrzyłem w jego oczy, które pokazywały mi jego złość.

I dobrze! Co on kurwa myśli, że jest święty?!

- Ani. Razu – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Możesz kurwa przestać, Jimin?! To tylko SMS-y, a ty robisz z tego wielki problem!

Obaj mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem. Obaj byliśmy wściekli. I obaj wiedzieliśmy, że żaden nie ustąpi.

- Dobrze – powiedziałem w końcu, ocierając łzy, które już nie miały zamiaru płynąć. – Świetnie – dodałem, podnosząc się i zacisnąłem dłonie na wciąż trzymanej butelce wody.

Minąłem moją bratnią duszę i ruszyłem do pokoju, aby wciągnąć na siebie pierwsze spodnie, jakie trafiły mi w ręce po otwarciu szafy. Złapałem jeszcze moją torbę z rzeczami na basen i już zmierzałem ku wyjściu.

- Rób sobie co chcesz! – ryknąłem jeszcze, trzaskając drzwiami wyjściowymi z całej siły.

Niestety nie dotarłem do mojej oazy spokoju. Zresztą, i tak nie dałbym rady pływać, bo maść przestawała działać i ledwo byłem w stanie iść. Usiadłem więc w jakiejś kawiarni na miękkim fotelu i patrzyłem na zamówioną kawę, nie mogąc zrozumieć, dlaczego tak piękna noc, musiała się skończyć tak beznadziejnym porankiem.



Jungkook:

Postanowiłem jak najszybciej opuścić mieszkanie Jimina, nim ze złości zrobię coś głupiego. Jednak najpierw zająłem się tym, co obiecałem mu tuż przed naszym zaśnięciem. Dlatego trochę nerwowo i niezbyt delikatnie zacząłem przekładać zakupione rzeczy do lodówki, wyzywając pod nosem jego metody na kontrolowanie mnie i obrażanie moich przyjaciół. Bo nieważne co pisałem z Eunhą lub kimkolwiek innym. Mogłem wysyłać najgorsze głupoty, a Jimin nie miał prawa ich czytać. Szczególnie gdy nic to dla mnie nie znaczyło i dobrze wiedział, że Eunha jest tylko moją kumpelą, nikim więcej.

Zebrałem się zaraz po wrzuceniu ostatniej rzeczy i przywitaniu z Tae, który zdążył wrócić zapewne od Joohyun. Chłopak nie komentował mojego zdenerwowania i nieobecności Jimina, może już nawet wiedząc co się stało, bo starszy mógł mu przecież napisać o tym SMS-a.

Pojawiłem się na uczelni, choć jeszcze wczoraj tego nie planowałem. Ale to był dobry sposób na oderwanie myśli od tego, co zaszło o poranku. Yu próbował zapytać o mój nastrój, ale jak to zazwyczaj bywało, na razie nie chciałem mu niczego mówić. Nie dopóki sam dokładnie nie rozumiałem z czym Jimin ma problem. Jestem jego bratnią duszą i przecież nie mogę odejść, więc skąd te wahania i niepewności?

Po uczelni miałem chwilę czasu na siłownię, choć nie mogłem tam siedzieć za długo, aby mieć siłę na te sześć godzin pracy. Jednak wysyłając jedno ze zdjęć na konfie ze znajomymi, zauważyłem element, którego wcześniej nie posiadałem w galerii. Selkę Jimina, uśmiechającego się do aparatu i dotykającego malinowego sadu na szyi, o który wczoraj się postarałem. I musiałem przerwać na chwilę poszukiwanie zdjęcia dla znajomych, wpatrując się w tę szczęśliwą twarzyczkę, którą dzisiaj doprowadziłem do płaczu. Nie wiem jak dokładnie działały kłótnie z bratnimi duszami, ale miałem już tego dosyć, chcąc w tej chwili się do niego udać i przeprosić. Niestety zmierzałem już do pracy, przez co następne sześć godzin skupiałem się tylko na niej. A wracając do mieszkania, byłem tak zmęczony, że usypiałem w metrze, porzucając pomysł o udawaniu się do Jimina, który zresztą również się do mnie nie odzywał, zapewne nadal będąc zły i nie chcąc mnie oglądać.

Dopiero po odespaniu poprzedniej nocy i całego męczącego poniedziałku, z samego rana we wtorek, przysiadłem przed laptopem, włączając tłumacza na wyszukiwarce i wpisując „I'm sorry", aby uzyskać najlepsze tłumaczenia we wszystkich językach.


Žao mi je, cъжалявам, ek is jammer, më vjen keq, bağışlayın, barkatu, mне вельмі шкада, pasayloa ko, omlouvám se, ndine wachisoni, undskyld, mi bedaŭras, mul on kahju, ako ay humihingi ng paumanhin, pahoittelen, je m'excuse, ik ferkeide, pido desculpas, συγγνώμη, na tuba, e kala mai iaʻu, lo siento, kuv thov txim, het spijt me, maafkan saya, tá brón orm, fyrirgefðu, aku nyuwun pangapunten, ma binu, ho sento, kешіріңіз, mi dispiace, mwen dezole, bibûre, aš atsiprašau, et deet mir leed, me paenitet, man žēl, жал ми е, saya minta maaf, miala tsiny aho, jiddispjaċini, ka pouri ahau, намайг уучлаарай, es tut mir leid, unnskyld, przepraszam, eu sinto muito, прости, scuze, faamalie, извињавам се, ndine hurombo, prepáč, oprosti, waan ka xunahay, tšoarelo, samahani, hampura, duilich, förlåt, бубахшед, k̄hxthos̄, kṣamin̄cāli, afedersiniz, вибачте, kechirasiz, mae'n ddrwg gennym, sajnálom, lấy làm tiếc, scusate, uxolo, bàoqiàn, gomen'nasai.


Kiedy wszystkie możliwe „przepraszam", w językach, które byłem w stanie umieścić na swoich rękach, znalazły się na mojej skórze, nie wiedziałem czy coś dopisywać, czy Jiminnie może jeszcze śpi lub zignoruje moje bazgroły, szczególnie te na prawej ręce. Jednak chyba musiałem się rozczarować, żałując poświęconych minut i bolących pleców od siedzenia w jednej pozycji tak długo, bo chłopak niczego na to nie odpisał.

Wyłączyłem laptopa, postanawiając się rozprostować, układając już plan odwiedzenia mojej bratniej duszy po zajęciach, gdy moją uwagę przykuł pojawiający się powoli napis na mojej dłoni. I nie sądziłem, że zwykłe pytanie tak mnie kiedyś ucieszy!


Mogę przyjść?


OCZYWIŚCIE, KITTEN!


Nie byłem w ogóle ogarnięty, siedząc jeszcze w samych bokserkach, dlatego natychmiast złapałem za spodnie dresowe, koszulkę i bieliznę, lecąc do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nadal musiałem uważać na piękne kreski, które zostawił mój kotek na plecach, nie chcąc rozwalić zasklepiających się ran, abym nie musiał później szorować swojej koszulki.

I choć skończyłem z prysznicem, goleniem i jako taką pielęgnacją w piętnaście minut, wiedziałem, że Jiminnie nie przybędzie tutaj tak szybko, dlatego miałem jeszcze trochę czasu na zapalenie papierosa i ułożenie sobie wszystkiego w głowie. Dopiero dzwonek mnie od tego oderwał. I nawet nie męczyłem się z zamykaniem okna, lecąc od razu na korytarz i otwierając drzwi swojej bratniej duszy. Nie zwracałem uwagi na trzymane przez niego torby, patrząc tylko i wyłącznie na jego zawieszony gdzieś na podłodze wzrok.

- Cześć, Jeonggukie. – Tylko tyle pozwoliłem mu na razie powiedzieć, zamykając przestrzeń między nami i obejmując go w pasie, by wciągnąć do środka. Tuląc go do siebie, znów żałowałem jakiejkolwiek kłótni, mając mu ochotę obiecać wszystko co tylko chciał, aby tylko więcej się ze mną nie sprzeczał.

- Ja też przepraszam. – To znów Jiminnie się odezwał, bo ja na razie nie mogłem znaleźć odpowiednich słów, za bardzo się ciesząc z jego obecności.

Jeszcze chwilę upajałem się jego słodkim zapachem, zaraz przechodząc za chłopaka i znów umieszczając dłonie na jego biodrach, by poprowadzić go prosto do swojego pokoju. Zamknąłem za nami drzwi, odkładając przyniesione reklamówki, w których zauważyłem mój ulubiony i obowiązkowy zestaw naszych spotkań - jedzenie i piwo. Choć musiało niestety poczekać, bo gdy tylko postawiłem to na podłodze, powróciłem do stojącego przy mnie chłopaka, odwracając go bardziej w swoją stronę i umieszczając dłonie na jego szyi, tuż pod szczęką. Tylko chwilę patrzyłem w jego oczy, przekręcając lekko głowę i zaraz dosięgając tych miękkich ust. Chyba zarówno Jiminnie, jak i ja, nie spodziewaliśmy się, że ten pocałunek od razu przerodzi się w coś naprawdę namiętnego, skoro moje dłonie mówiły coś innego niż usta. Jednak wraz z pierwszym muśnięciem, ręce uciekły na jego ramiona, a język już domagał się wtargnięcia między te gorące wargi. Starszy uczepił się mojej koszulki, grzecznie rozchylając usta, widocznie samemu pragnąc czegoś więcej. Nie wiem czy szalały w nas te same emocje - tęsknota i pożądanie, które po kilku muśnięciach i przejściu do głębokiego pocałunku, wyrywającego z naszych ust pomruki, zmusiły mnie do przeniesienia jego ciała na łóżko. Oczywiście wylądowałem tuż nad nim, szybko powracając do przerwanej pieszczoty, włączając do tego dłonie, spragnione jego ciała. Choć badały tylko jego boki, pozwalając sobie zawędrować pod koszulkę starszego. I dopiero po kilku minutach tak głębokiego i namiętnego pocałunku, który przyspieszył nasze serca i oddechy, oderwałem się od niego, rozchylając powieki i wpatrując w jego oczy, wyrażające te same uczucia, które szalały obecnie moim sercem.

- Już wczoraj miałem ochotę przyjść do ciebie po robocie, ale wiedziałem, że jeszcze możesz być zły – odezwałem się w końcu, pochylając raz jeszcze, aby dać mu krótkiego całusa w lekko nabrzmiałe już wargi. – I hej, kitten, tęskniłem – przyznałem cicho, czując jak jego dłonie przenoszą się na mój kark, a palce zaczynają jeździć po nim delikatnie.

Jak mogłem się na ciebie gniewać, mój śliczny kotku?

- Też tęskniłem. Zawsze tęsknię – zapewnił, wywołując tym mój uśmiech, kiedy oczy przyglądały się najpiękniejszemu widokowi na świecie - mojej delikatnej róży, patrzącej na mnie ze spokojem i miłością. – Cieszę się, że zrozumiałeś swój błąd – dodał zaraz po tym, przez co od radości, przeszedłem do zaskoczenia i lekkiego niedowierzania.

A jednak mogłem się na ciebie gniewać.

- Błąd? Mój błąd? – powtórzyłem, specjalnie podkreślając użyty przez niego zaimek.

- Nie będziesz już z nikim pisał takich wiadomości, prawda?

Nie będę? A kiedy tak powiedziałem?

- To tylko zwykłe wiadomości, Jimin. Przecież nie masz przez nie żadnych ran – zauważyłem, całkowicie już poważniejąc, choć nadal wpatrywałem się w jego oczy, nad którymi zaczęła unosić się powoli jedna z brwi.

- Nie mam przez nie ran? – Tym razem to on powtórzył moje słowa, zaczynając się nagle podnosić do góry, przez co od razu się odsunąłem, aby nie zderzyć się z nim nosami. – Przez pocałunki też nie mam ran. I co, to znaczy, że całujesz się z innymi? – zapytał, gdy zajmowałem miejsce obok, natychmiast starając się przyswoić nowe informacje do wiadomości, na razie nie przejmując rozpoczynającą się kłótnią.

- Nie masz ran przez pocałunki?

Nie wiem, co Jimin zauważył w mojej minie i wyczytał z tonu, jakim to powiedziałem, ale wyglądał po tym na oburzonego i mocno niezadowolonego.

- Jesteś bezczelny – stwierdził i już spodziewałem się, że zarobię kolejny policzek, do czego byłem przyzwyczajony po tylu latach imprezowania i wyrywania chłopaków i dziewczyn. Jednak nic takiego nie nastąpiło. – W takim razie za co było to przepraszanie? – zapytał zamiast tego, znów zaskakując mnie swoimi słowami, dlatego postanowiłem odbić piłeczkę.

- A twoje?

- Za ruszanie twojego telefonu. Chyba nie myślisz, że za coś innego? Przecież to ty sprowokowałeś kłótnię – oznajmił, wstając z łóżka i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Dobrze wiedzieć!

- Ja sprowokowałem? Gdybyś nie ruszał mojego telefonu, w ogóle by jej nie było.

- Gdybyś nie wysyłał takich wiadomości, tym bardziej by jej nie było.

- Może powinienem zerwać kontakt ze wszystkimi moimi znajomymi, bo tak sobie życzy jaśnie pani? – zapytałem w końcu sarkastycznie, w tej chwili nie przejmując się czy to moja bratnia dusza, kolega, czy brat. Po prostu byłem zły, słysząc, że to moja wina, a Jimin jest tego wszystkiego ofiarą.

- Pani? – powtórzył to jedno słowo, przyczepiając się w tej chwili do mało ważniej rzeczy. Ale najwyraźniej szukał jeszcze więcej powodów do kłótni, szczególnie gdy przybliżył się nagle do łóżka i umieścił palce na moim podbródku, łapiąc go dość mocno. – Przypominam ci, szczeniaku, że jestem twoim hyungiem. I czas najwyższy, byś okazał mi trochę szacunku! – oznajmił prosto w moje wkurwione i mordujące go obecnie oczy. Zaciskałem przy tym pięści na pościeli i swoim udzie, już chcąc złapać za jego rękę i ją odtrącić, ale w tym samym momencie ktoś wszedł nam do pokoju, dlatego nasze spojrzenia powędrowały na otwierane drzwi.

- Ej, możecie się kłócić ciszej? – zapytał wchodzący tu Yu, jeszcze bardziej wpływając na moje zszargane już nerwy.

Już chciałem mu powiedzieć, żeby wracał do siebie, gdy Jimin wpadł na zupełnie inny pomysł.

- Idealnie. Yu, wyświadczysz mi przysługę?

Na razie nie ingerowałem w ich wymianę zdań, chcąc poczekać na rozwój sytuacji i zobaczyć co też moja bratnia dusza wymyśliła.

- Jaką? – odparł mój zdziwiony przyjaciel, raczej nie spodziewając się, że zostanie w to wciągnięty. A tym bardziej nie spodziewał się, że Jimin podejdzie do niego tuż po zadaniu przez chłopaka tego krótkiego pytania i podniesie się na palcach, by pocałować prosto w usta.

Nie dowierzałem w to, co zobaczyłem. Mój umysł rozpoczął układanie miliona scenariuszy, przy których dałbym Jiminowi nauczkę, najlepiej lądując w łóżku z przypadkową osobą. Jednak naprawdę szybko to zaprzestał, gdy poczułem jak złość i gniew, zamieniają się w odrazę, niesmak i wstręt, zapewne spowodowane tym widokiem.

Przesadziłeś, Jimin!

- Ja już pójdę... - usłyszałem tylko od Yu, nadal wpatrując się jednak w moją bratnią duszę, która odwróciła się w końcu w moją stronę.

- Nie boli? – zapytał tak samo sarkastycznie, jak ja wcześniej, choć żadne słowa nie mogły się równać z tym co zrobił.

Przesadziłeś.

Nie miałem zamiaru się już odzywać, po prostu wstając i idąc prosto do biurka, z którego zabrałem telefon, porntfel, klucze i fajki, a zaraz po tym ruszyłem do wyjścia, po drodze posyłając mu tylko wkurwione spojrzenie, które było odpowiedzią na jego „wspaniałe" pytanie.

Trzasnąłem zarówno drzwiami od pokoju, jak i tymi wejściowymi, gdy wskoczyłem w buty i znalazłem się na klatce schodowej. I chyba jeszcze nigdy nie opuściłem tego budynku w takim tempie, na zewnątrz od razu wybierając numer do Yoongiego, który wydawał się w tej chwili najlepszą możliwą opcją. Bo bolało jak cholera.



Jimin:

Życie bez bratniej duszy jest nawet ok, pod warunkiem, że jeszcze jej nie spotkałeś. Wtedy nie znasz uczuć, które szarpią twoim sercem, zarówno tych dobrych, jak i niestety złych. Właśnie przez to, rozłąka z tą jedyną osobą, już po pierwszym spotkaniu jest tak okropna. Choć chciałem być uparty i nie zamierzałem przeprosić jako pierwszy, to po godzinie od naszej drugiej kłótni, płakałem, tęskniąc do ramion mojego Jeongguka. Jednak bałem się, że jeśli ulegnę i pobiegnę do niego, nie zrozumie, jak takie jego znajomości mnie ranią. Chociaż musiałem przyznać, że przesadziłem, całując Yugyeoma, czego pożałowałem, kiedy tylko spojrzałem na minę młodszego. Działałem pod wpływem impulsu, bez przemyślenia i tylko niepotrzebnie go rozwścieczyłem... Zresztą, sam siebie się przez to brzydziłem, myjąc dokładnie usta po powrocie do domu, jakby to miało zmazać moją winę.

Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, walczyłem sam ze sobą, by do niego nie napisać, a gdy miałem już ulec pokusie, poczułem, jak mój żołądek się przewraca. Z początku jakoś wytrzymywałem, ale później cały wieczór klęczałem przed toaletą, zwracając wszystko, co zjadłem. Najwyraźniej mój ukochany mścił się na mnie, całując dzisiaj każdego, kto mu się nawinął. W pewnym momencie zacząłem czekać, aż będę musiał posmarować ranę, którą mi zrobi, ale szczęście w nieszczęściu, żadna się nie pojawiła. Choć i tak świadomość, iż może w tej chwili wymieniać ślinę z tą suką, doprowadzała mnie do szewskiej pasji.

Całą środę, wykończony tymi wszystkimi wymiotami, spędziłem w łóżku, nie licząc tylko wyjścia na obowiązkowe zajęcia. Nawet moi znajomi na uczelni, widzieli, że coś jest u mnie mocno nie tak, ale nikt o nic nie pytał. Woleli za to rozmawiać o tym, jaką wspaniałą niespodziankę szykują dla swoich bratnich dusz z okazji kolejnej rocznicy ich spotkania, jakie prezenty dostali od ukochanych na urodziny i o innych tego typu rzeczach. No cóż, byłem niestety wykluczony z takich rozmów, biorąc pod uwagę, jak mi się układało z moją drugą połówką...

W czwartek było już tylko gorzej, bo czułem, jak moja tęsknota rośnie i w końcu uległem, pisząc do Jeongguka z prośbą o spotkanie. Niestety nie doczekałem się nawet krótkiego „nie".

Swoją próbę ponowiłem więc w piątkowy poranek, po nieprzespanej, przepłakanej nocy, ale i na to nie dostałem odpowiedzi. Zacząłem się jednak niepokoić, dlatego kilka godzin później zapytałem, czy wszystko u niego w porządku, bo się martwię. Nie ograniczałem się tylko do pisania na ręce, ale posyłałem również SMS-y. Odzew był zerowy. Desperacko zacząłem nawet błagać o napisanie do mnie jednej kropki na ciele, bym wiedział, że nic mu się nie stało. Żadnej odpowiedzi.

Zrozpaczony nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Odganiałem od siebie wizję leżącego w szpitalu Jeongguka, wierząc, że jest na tyle rozsądny, by nie wplątać się w żadną niebezpieczną sytuację. No, a przynajmniej wyjdzie z niej cało...

Jednak moja rozpacz rosła równomiernie z tęsknotą i ta siła uczuć zaczynała mnie przygniatać. Wtedy wpadłem na cholernie zły pomysł i poszedłem do najbliższego sklepu, w którym kupiłem kilka butelek alkoholu. Usiadłem z moim zakupem przy stole w kuchni i z początku jeszcze znajdowałem argumenty, aby tego nie robić. Ale te mówiące, że moja bratnia dusza ma mnie w nosie, przeważyły, dlatego otworzyłem pierwszą butelkę.

Pół litra wypiłem kulturalnie, nalewając sobie do kieliszka. A potem miałem już w nosie wszelkie zasady i piłem z gwinta.

Akurat napocząłem drugą litrową butelkę, gdy w pomieszczeniu zjawił się Taehyungie. Nawet nie słyszałem, by wchodził. Oczywiście spędzał teraz każdą wolną chwilę z Joohyun, często nawet nie wracając na noc. Czułem, że gdy tylko nasza umowa najmu dobiegnie końca po zakończeniu roku akademickiego, nie przedłużymy jej, a mój przyjaciel zamieszka ze swoją dziewczyną. Będę musiał się wtedy zastanowić, co w takiej sytuacji zrobię. Jednak szumienie w głowie, nie pozwoliło mi się zabierać teraz za tak poważne tematy, dlatego patrzyłem tylko niechętnie, jak Tae próbuje zabrać moje nowe przyjaciółki - butelki - spoza mojego zasięgu, po czym usiłuje mnie podnieść.

- Zostaw mnie – mruknąłem, przytulając do siebie trzymaną flaszkę i próbowałem go od siebie odgonić.

- Jiminnie, już ci wystarczy. Chodź, położymy cię do łóżka i porozmawiamy, dobrze? – zaproponował, próbując odebrać mi trzymaną rzecz, dlatego odwróciłem się od niego, chroniąc mój mały skarb, niczym Gollum Jedyny Pierścień.

- Nie. Chcę się schlać i zapomnieć – mruknąłem, pociągając znów kilka łyków z gwinta.

Ledwo zamoczyłem usta, a ten hultaj odebrał mi przyjaciółkę.

- To ja z tobą – zadeklarował, pijąc po mnie z butelki, ale już po pierwszym łyku skrzywił się, jakby dotknął tarantuli, a następnie rozkaszlał.

Uniosłem brew, czekając na zwrot mojej własności, ale on uparcie znów się napił.

Mój głupiutki Tae...

- Ty nie masz o czym zapominać – zauważyłem, podnosząc się, aby wziąć następną butelkę. Świat trochę mi zawirował, więc całe szczęście, że krzesło nie uciekło spod moich pośladków. Swoją drogą to byłoby bardzo zabawne, gdyby meble same się ruszały, prawda? – Masz cudowną bratnią duszę, która cię kocha i nie sprawia problemów. A ja... mam Jeongguka – podsumowałem, unosząc w górę moją kolejną zdobycz. – Za zdrowie wszystkich, których bratnie dusze nie piszą z byłymi kochankami i nie ranią obecnych partnerów na każdym kroku!

Pociągnąłem spory łyk, ale na więcej nie mogłem sobie pozwolić, bo Taehyungie chwycił za moje ręce, ciągnąc je w dół.

Ehhhhh... i po moim piciu.

- Jiminnie, przestań, proszę. O co wam poszło? Co ci zrobił, moje mochi?

- Sam już nie wiem – przyznałem z westchnieniem, opierając głowę na stole, bo zaczynała się robić nieprzyjemnie ciężka. Poza tym, kto pozwolił się tej kuchni obracać? Co ja na karuzeli siedzę? – Niby mnie kocha, ale wolałby nie. Niby mówi, że mnie pożąda, a potem dokładnie to samo pisze do tej dziwki. Niby jest ze mną, ale zaraz dodaje, że z przymusu. Sam już nie wiem, co w jego ustach jest kłamstwem, a co prawdą – powiedziałem, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy.

No właśnie. Jaka jest prawda?

Usłyszałem, jak Tae przysuwa sobie krzesło obok mnie i zaraz poczułem jego ręce, otaczające moje ciało. Kiedyś tylko on mnie przytulał, gdy stało się coś złego lub coś mi się nie udało. Zawsze był moim wsparciem. Ale teraz... Wolałbym, aby to moja bratnia dusza była obok mnie. Nawet jeśli kochałem Tae jak brata, to jego ramiona nie mogły się równać z ciepłem, jakie zapewniał mi Jeonggukie.

- Żadna bratnia dusza nie mogłaby żartować sobie z takich rzeczy. Jeongguk cię kocha... i na pewno też pożąda – zapewnił mnie, mocniej do siebie przygarniając. – I chce z tobą być, ale najwidoczniej ma ciężki charakter, należący do tych niezbyt przyjemnych? – Jego zawahanie mnie trochę rozbawiło. Obaj wiedzieliśmy, jaki jest mój ukochany. Zdążyliśmy już się z tym dobrze zapoznać. Tae zresztą nigdy nie miał o nim dobrego zdania, co nieraz podkreślał, uważając, że zasługuję na kogoś lepszego. Ale to w końcu moja bratnia dusza. On jest tym najlepszym. – Powiedziałeś, że z kimś pisze? Byłą dziewczyną? – zapytał chłopak, wyrywając mnie z tych przemyśleń.

Kiwnąłem niechętnie głową, przesuwając policzkiem po blacie.

- Mówi, że to tylko znajoma, ale spotkałem ją w klubie. I wygląda na to, że wcale nie jest zachwycona odebraniem sobie kochanka – zdradziłem mu, przenosząc spojrzenie na butelkę, którą nadal trzymałem, choć stała teraz bezpiecznie na stole. – Chyba robię się pijany, bo zaczynam się zastanawiać, czy niebo nie robi sobie ze mnie pierdolonego żartu. Jakim cudem moja bratnia dusza jest tak różna ode mnie? – zapytałem, dzieląc się z Taehyungiem moimi niewesołymi wnioskami. Czy błąd w doborze bratniej duszy się kiedykolwiek zdarzył? A może ja nie miałem jej mieć i zostaliśmy połączeni przez tę szczepionkę, która zadziałała w zły sposób? – Kocham go. Całym sercem. Odkąd pamiętam. A on najwidoczniej marzy o pieprzeniu się po kątach z obcymi. Mogli mu dobrać tę sukę, to przynajmniej byłby zadowolony, bo pozwalałaby mu się ruchać na boku – wymruczałem, kuląc się trochę smutny.

Jeonggukie, dlaczego nie przyjdziesz mnie przytulić...

- Jiminnie, nie pij już – poprosił łagodnie mój przyjaciel, zabierając butelkę, którą tym razem pozwoliłem sobie odebrać. – Jesteście sobie przeznaczeni i los na pewno się nie pomylił, łącząc waszą dwójkę. Może jedna z nich nie zdążyła tego jeszcze w pełni zaakceptować? Albo nadal z tym niepotrzebnie walczy? Ale na pewno się tego nie dowiesz, zalewając smutki, Jiminnie. Chodź się położyć.

Pokręciłem głową, nie zgadzając się na wstanie w tej chwili, z jednego prostego powodu - za każdym razem, gdy otwierałem oczy, wszystko wokół mnie się kręciło.

- A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze, Tae? – zapytałem go, nie licząc na odpowiedź, której sam chciałem mu udzielić. – To, że nie mogę się nawet na niego porządnie wkurzyć. Bo myślę o tym, czy nic mu nie jest! – krzyknąłem, wylewając z siebie smutek pod postacią gorzkich łez. – W ogóle nie mam z nim kontaktu od tej kłótni! Nie wiem, czy mnie ignoruje, czy leży gdzieś pod mostem! – Przerażony taką wizją, nawet nie zwracając uwagi na te zawroty, podniosłem się z blatu, aby móc wtulić w Taehyunga. – Tak bardzo za nim tęsknię!

- Na pewno nic mu nie jest, moje mochi – zapewnił mój rówieśnik, gładząc delikatnie moje plecy. – Pisałeś do niego? Albo do jego znajomych? Jeśli się pokłóciliście, na pewno musi to przemyśleć. Choć ja nie wytrzymałbym ani jednego dnia rozłąki z Joohyun... - przyznał, na co zaszlochałem jeszcze głośniej, bo najwidoczniej Jeongguk nie potrzebował mnie wcale, skoro nasze rozstanie na tych kilka dni, było mu tak obojętne.

- Jeśli nic mu nie jest, to pewnie też się schlał i nie myśli nawet o mnie...

- Jeśli cokolwiek wypił, na pewno myśli. On cały czas o tobie myśli. I tylko o tobie. Ta jego była nie zajmuje tak ważnego miejsca jak ty, Jiminnie – zapewnił mnie przyjaciel, starając uspokoić.

Potrzebowałem spędzenia dłuższej chwili wtulony w Tae, aby się wypłakać i jakoś do siebie wrócić. Dopiero wtedy miałem siłę, aby się podnieść z zamiarem pójścia do łóżka. Taehyung asekurował mnie przy tej wędrówce, nie pozwalając zabrać po drodze butelki alkoholu, ale w sumie nawet nie chciałem już pić. Im więcej w siebie wlałem, tym bardziej cierpiałem, tęskniąc mocniej i mocniej za ukochanym. Płakałem jeszcze trochę w poduszkę, nadal uspokajany przez Tae, ale i tak dużo sił mi nie zostało. Padłem więc w końcu, prosząc jeszcze szeptem, aby Stwórca pozwolił mi i mojemu Jeonggukowi jakoś zażegnać ten konflikt.



Jungkook:

Pierwszym co zrobiłem po opuszczeniu we wtorek mieszkania, było umówienie się z Yoongim. Jednak piętnastominutowa wędrówka tam gdzie mnie nogi poniosą, słusznie zaprowadziła mnie do metra, a następnie do restauracji mamy. Nie mogłem sobie ot tak opuścić jednego dnia w robocie, dlatego poprosiłem, aby rodzicielka załatwiła mi zwolnienie. Widziała mój stan, choć o nic nie dopytywała, zapewne wyciągając z tego jakieś swoje wnioski.

I dopiero gdy poszedłem odebrać ten papierek, udałem się z nim do mojego szefa, załatwiając sobie wolne do końca tygodnia, bo nie sądziłem, aby wizyta u Yoongiego skończyła się na dniu dzisiejszym. Wiedziałem, że pakuję się w ten sposób w jeszcze większe długi, ale nie miałem innego wyjścia, skoro moja bratnia dusza tak bardzo bawiła się moimi uczuciami, pozostawiając uczucie niesmaku i wstrętu chyba do końca tego dnia.

Resztę wtorku spędziłem na piciu z Namjoonem i jego bratnią duszą - Jacksonem, który zazwyczaj się przy nim kręcił. Yoongi miał wrócić jakoś po północy do swojej meliny, dlatego piliśmy tylko w trójkę, starając się utrzymać dość wesoły nastrój. Oczywiście dopóki imprezowicz Jackson nie zaproponował skoczenia do jakiegoś klubu, w którym siedzieliśmy przez resztę nocy. I nie wiem dokładnie na co zdecydował się pijany i naćpany Jeongguk, bo kiedy obudziłem się w środę w melinie Yoongiego, czułem, że moja usta zaraz odpadną. Chyba miała to być zemsta na Jiminie, choć on i tak przecież się o tym nie dowie, więc nie było w tym sensu.

Dość szybko zdecydowałem się na odebranie sobie świadomości, szczególnie gdy przy śniadaniu przyniesionym nam przez Jacksona, nie zauważyłem ani jednej wiadomości od Jimina. Czy to na rękach, czy na telefonie. Tak zacząłem się jeszcze bardziej zadłużać u Mina, co kilka godzin przyjmując dawkę płynnego brązu, nawet jeśli chłopak mi to odradzał. Na razie niezbyt przejmowałem się skutkami ubocznymi narkotyku, chcąc zapomnieć i świetnie się bawić. I robiłem to aż do sobotniego poranka, od czwartku widząc kolejne wiadomości od Jimina, które ignorowałem. Pytał czy wszystko u mnie w porządku, bo niby się martwił. Prosił o wysłanie mu chociaż kropki, aby wiedział, że żyję, co pod wpływem narkotyków, naprawdę mnie bawiło. Widziałem też wiadomości o tym, że tęskni i kolejne prośby o spotkania, ale wszystko to ignorowałem.

Choć teraz, kiedy mnie puściło, miałem ochotę go za wszystko przeprosić, martwiąc się jak on to zniósł. Bo przecież nie miał tak silnej i wyniszczającej ucieczki jak ja. Dlatego musiałem się ogarnąć, biorąc w końcu normalny prysznic, goląc się, jedząc cokolwiek - choć to niewiele pomogło przy moim wychłodzonym przez narkotyki i alkoholu ciele - ubierając w grube dresy i po tych kilku dniach, pisząc do Jimina. Nie wiem dokładnie co przy tym czułem. Tęsknotę? Smutek? To samo ukłucie w sercu, które pojawiło się po wtorkowym incydencie z Yu? Ale pamiętałem, by żadnego z tych uczuć jeszcze nie pokazywać, zachowując się tak jak zwykle.


Taa, jeszcze żyję


Nie chcesz mnie już widzieć?


Pytanie, które pojawiło się po moim stwierdzeniu, nie było napisane tak samo starannie jak zazwyczaj. Wyglądało tak, jakby ręka Jimina lekko się trzęsła, a przez wyobrażenie jak może w tym momencie wyglądać moja bratnia dusza i co może czuć, musiałem wziąć głęboki oddech, aby po prostu nie założyć butów i do niego nie pojechać.


Nie dramatyzuj, tak jak to zrobiłeś w poniedziałek i wtorek. Po prostu... przyjdź, ok?


Już się zbieram


Jeszcze przez kilka minut przyglądałem się ostatnim trzem słowom, które napisał. Miałem ochotę od razu go przeprosić, szczególnie za to co robiłem przez ostatnie kilka dni, kiedy starszy się martwił. I właśnie w takich momentach nasza różnica wieku była naprawdę widoczna, bo jedynie co dopisałem to: „Nie pukaj i wchodź prosto do mojego pokoju. Jest otwarte".

Około czterdziestu minut musiałem na niego czekać, zarzucając w tym czasie czapkę z daszkiem na moją głowę, aby ukryć trochę swoje oczy i ogólny, fatalny wygląd. Wszyscy wiedzieli, że lubię te najmocniejsze używki, jednak nie chciałem martwić dodatkowo swojej bratniej duszy. Już pewnie wystarczająco się zamartwiał przez moją nieobecność i nieutrzymywanie z nim kontaktu.

Moje serce automatycznie przyspieszyło, gdy usłyszałem jak drzwi frontowe w końcu się otwierają. A gdy ktoś złapał za klamkę od drzwi prowadzących do mojego pokoju, wiedziałem już, że za chwilę go zobaczę. Niestety... równie smutnego i zmarnowanego jak ja.

Nienawidzę się z tobą kłócić. Nienawidzę cię takiego widzieć, Jiminnie.

Nie byłem pewien co zrobić, po prostu przyglądając się starszemu, stojącemu niepewnie w drzwiach. I choć wiedziałem, że gdybym się podniósł, przytulił go i pocałował, na pewno przywróciłbym jego uśmiech, ale nawet na to nie miałem teraz siły.

Chłopak przyglądał się mojej opatulonej osobie, ukrytej pod daszkiem i przypatrującej mu z tego niewielkiego cienia. Chyba również nie wiedział, czy powinien wykonywać w moją stronę kolejny krok.

- Co się stało, Jeonggukie? Jesteś chory? – odezwał się w końcu jako pierwszy, brzmiąc na zmartwionego, przez co znów miałem ochotę zacząć go przepraszać, zapewniając, że wszystko jest ze mną w porządku i dopytując co się z nim działo. Jednak zaraz do mojego umysłu powróciło wspomnienie z wtorkowego poranka i znów powróciłem do poprzedniego nastawienia.

- Nie. Ja nie choruję. Chodź tu i siadaj – powiedziałem, oczywiście spokojnie i łagodnie, pokazując przy tym miejsce obok siebie, które Jiminnie na szczęście zaraz zajął, wkładając dłonie między nogi i uciekając wzrokiem na podłogę.

Taka postawa w ogóle mi nie pomagała w myśleniu, bo już miałem ochotę go objąć i najlepiej nie poruszać żadnego tematu.

Dlaczego ten system musi być taki ciężki?

- Co powinienem według ciebie zrobić? Szczególnie po tym co zrobiłeś z moim kumplem? – zapytałem po chwili ciszy i wpatrywania w jego smutną twarz, która łamała mi serce. A jednak swoimi pytaniami wcale nie polepszałem naszego stanu.

- Wydrzeć się na mnie. I uderzyć mnie. I odpowiednio ukarać, według własnego uznania. Zasłużyłem – stwierdził, przy czym nie odrywał spojrzenia od podłogi, a jego głos lekko drżał.

Fuck. Fuck. That's so fucking hard!

- Już cię chyba ukarałem... nie wiem, nie pamiętam za dobrze wtorku... ani środy, czwartku i piątku. Nie będę cię teraz bił, ani na ciebie krzyczał – obiecałem, nawet sobie tego nie wyobrażając. Nie po takiej rozłące i nie poza „łóżkiem".

Natychmiast usiadłem po swoich słowach, nie wytrzymując już tego i zaraz się w niego wtulając. Potrzebowałem jego zapachu i ciepła, samemu niestety je tracąc, właśnie przez moją czterodniową ucieczkę do narkotyków i alkoholu.

- Jeonggukie... Naprawdę cię przepraszam – wyszeptał, widząc moje działania. I na szczęście nie otrącił mnie, a przyciągnął bliżej, przytulając na chwilę, dzięki czemu mogłem przymknąć oczy i utonąć w tym zapachu.

Nie rób mi już czegoś takiego, hyung.

Chłopak zaczął pocierać moje chłodne ramiona, a przez jego bliskość, troskę i słowa, czułem jak powoli przestaję uciekać od uczuć zrzucanych na drugi plan.

- Jeśli chciałeś, abym dowiedział się jak to boli, hyung... podziałało – wyznałem, chyba po raz pierwszy tak się przed nim otwierając, dlatego nie potrafiłem uniknąć użycia honoryfikacji. Dodatkowo poczułem jak spod moich zamkniętych powiek wypływają pojedyncze łzy, choć dopiero gdy wstrząsnął mną dość cichy i przytłumiony szloch, Jiminnie zrozumiał w jakim jestem stanie.

Nie płakałem zbyt często, jednak tak jak każdemu człowiekowi, zdarzało mi się okazywać swoje słabości, zazwyczaj gdy coś wydarzyło się w mojej rodzinie. Ale teraz to Jiminnie nią był, a ja nie potrafiłem go uszanować.

Starszy przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, przytulając mocno i pozwalając pozostać w swoich ramionach. Wiedziałem, że nie muszę się przy nim martwić o późniejszy wstyd, czy wypominanie tego momentu słabości, dlatego pozwoliłem mu się głaskać po plecach i całować po głowie. W końcu to w swoich ramionach byliśmy najbezpieczniejsi i najsilniejsi, potrzebując siebie nawzajem, aby żyć.

- Przepraszam, mój cutie. Nie płacz, proszę. Przysięgam, że to się więcej nie powtórzy – zapewnił, a ja jak zwykle wsłuchiwałem się w jego delikatny głos, który w tej chwili sprawiał, że się uspokajałem, mogąc po dłuższej chwili w końcu od niego odsunąć, ocierając ostatnie łzy i poprawiając poruszoną czapkę.

- Nie chcesz, żebym z nią pisał? – zapytałem, gdy moje ręce nadal zajmowały się manewrowaniem ciemnym daszkiem, ukrywając pod nim oczy. Wiedziałem, że musimy o tym porozmawiać i nie ma sensu od tego uciekać.

- Nie chcę, byś z nią pisał w ten sposób. Wiem, że nie powinienem cię ograniczać, więc nie zabronię ci utrzymywania z nią kontaktu, skoro jest ważna. Ale naprawdę nie chcę, byś mówił innym takie rzeczy – wyjaśnił, zwieszają głowę i w końcu rozjaśniając mi całą sprawę.

Mogłeś tak od razu, kochanie.

Wyciągnąłem dłoń po tę jego, splatając nasze palce i ciesząc się jego ciepłem, którego nadal potrzebowałem.

- Obiecuję, że nie będę – zapewniłem, całkowicie szczerze, wykorzystując przy tym złapanie jego ręki, by pociągnąć go za sobą i położyć nas na łóżku. Jednak zamiast wtulić go w siebie, tak jak zazwyczaj, znalazłem się tuż za nim, tworząc całkiem wygodną pozycję do przytulania, na łyżeczki. Jiminnie poddał się mojej woli, chętnie złączając ponownie nasze dłonie, gdy objąłem go ręką, przez co było mi naprawdę przyjemnie.

- Bardzo, bardzo tęskniłem – powiedział cicho, sprawiając, że znów przymknąłem powieki, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mi jego głosu. – Nie kłóćmy się więcej. Nie zniosę znowu takiej rozłąki.

- Cholernie dużo mnie one kosztują. I strachu i bólu i tęsknoty i pieniędzy, więc jestem za – wyszeptałem w jego kark, wtulając się bardziej w jego plecy i pozwalając jak zwykle zaciągnąć tym cudownym zapachem. – Powinniśmy w końcu zamieszkać razem, Jiminnie, nie sądzisz? Chciałbym zawsze mieć do kogo wracać – dodałem, nawet nie spodziewając się, że z moich ust wypłyną takie słowa. Najwyraźniej było to pragnienie mojego serca, o którym nie wiedziałem aż do teraz?

Jiminnie w odpowiedzi pogłaskał moją dłoń swoim kciukiem, wywołując tym mój niewielki uśmiech.

- Myślę, że to naprawdę cudowny pomysł. Kocham cię, Jeonggukie – zapewnił, zaczynając się nagle do mnie odwracać, dlatego moja ręka szybko naciągnęła ten daszek jeszcze bardziej na moje oczy. Choć nie spodziewałem się, że jego zmiana pozycji, zamieni się w złączenie naszych ust. Trochę niepewne i delikatne, co wykorzystałem na odpowiedzenie na wyznanie mojej bratniej duszy.

- Ja ciebie też. – Wraz z tymi słowami, objąłem go obiema rękoma, zamykając oczy, by oddać się nieco dłuższej pieszczocie. Za bardzo tęskniłem za tymi miękkimi wargami, aby pozwolić mu uciec po zaledwie jednym muśnięciu. Szczególnie gdy dobrze znane mi gorąco, zaczęło roznosić się po całym moim ciele, a nasze subtelne muskanie warg, przerodziło się w coś bardziej namiętnego, za sprawą mojego języka. I pomimo oddania się francuskiemu pocałunkowi, ta pieszczota pozostała tak samo niewinna jak początkowe muśnięcia, bo niczego poza miłością, nie chciałem mu w ten sposób okazać, pragnąc zapewnić, że już nigdy nie chcę go tak zranić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top