10 - Everything is better with you

Pod uro JK? :P

12 tysięcy słów, więc 2 tysiące komentarzy? :) Byłoby nam miło (TAK, JESTEM ŁASA NA KOMENTARZE HAHA) :D

~~~~~~~~~~~~~~





Jimin:

Poranek po naszej zabawie, którą nazywałem sobie roboczo „połowa pierwszego razu", bo bądź co bądź seks to przecież nie był, więc i na miano „pierwszego razu" nie zasługiwał, kwalifikował się do najbardziej zawstydzającego momentu w moim życiu. Jeonggukie wyszedł dość wcześnie, oczywiście zabierając ze sobą trochę jedzenia, a ja zostałem sam z Tae. Miałem nadzieję się z nim nie spotkać przez cały dzień, no ale nie zdążyłem dopić herbaty, kiedy chłopak wszedł do kuchni. Obaj byliśmy czerwoni jak dwa pomidory, siedząc naprzeciwko siebie przy stole. W końcu się jednak przełamałem i zacząłem przepraszać, że musiał tego słuchać w nocy, ale Taehyung szybko tu uciął, błagając, byśmy nigdy więcej nie wracali do tego tematu. Jedyne co, to umówiliśmy się na zakup słuchawek, których używają robotnicy na budowach, by chronić słuch. Oczywiście również dla mnie, bo wolałem nie znaleźć się w sytuacji mojego przyjaciela, słuchając krzyków i jęków Joohyun. Szkoda, że nie pomyśleliśmy o tym szybciej...

Nie miałem okazji widzieć mojego ukochanego przez kolejne dwa dni, ale udało mi się to sobie odbić w sobotę, kiedy Jeonggukie zaprosił mnie na obiecaną grę w kosza. Nie przepadałem zbytnio za tym sportem, podobnie jak za każdym innym wymagającym gry zespołowej, bo w szkole nikt nigdy nie chciał mnie do drużyny przez mój niski wzrost. Dlatego pływanie było dla mnie lepszą alternatywą. No ale teraz będę mógł być w drużynie z najważniejszą dla mnie osobą. A to mi stanowczo wystarczało.

Ubrałem się w dresy i życzyłem powodzenia Tae, który na dzisiejszy dzień miał zaplanowaną randkę z Joohyun, po czym pobiegłem na stację metra, aby dostać się do dzielnicy Jeongguka.

Przemieszczając się pod ziemią, rozmyślałem o tym, co wydarzyło się w środę. Starałem się kontrolować myśli i nie pozwolić sobie na pojawienie się problemu w spodniach, co wcale nie było łatwe. Jednak nie rozmyślałem na temat naszej zabawy, a rozmowy, którą wtedy przeprowadziliśmy. Zastanawiało mnie, jak będzie wyglądać nasze życie łóżkowe. Naprawdę będzie tak brutalnie?

W sumie... Cudownie mi było, gdy tak mocno poruszał we mnie tą zabawką. Mam nadzieję, że spełnię jego oczekiwania.

Na takim rozważaniu minęła mi podróż w inną część Seulu, a gdy znalazłem się już przed drzwiami mieszkania Jeongguka, poprawiłem szybko włosy i nacisnąłem dzwonek. Otworzył mi naprawdę szybko, a nim zdążyłem coś powiedzieć, młodszy złączył nasze usta, wywołując uśmiech na mojej twarzy. Zaraz po tym wręczył mi małą paczkę.

- Mam nadzieję, że się ucieszysz, princess – powiedział tylko i zniknął już w głębi mieszkania.

Zdziwiony zabrałem się za rozpakowanie papierowego zawiniątka, a gdy ujrzałem zawartość, trochę się zdziwiłem. W moich rękach znajdowała się różowa wstążka z dzwoneczkami.

Obroża dla kotka?

Wyjąłem prezent i rozłożyłem, chcąc się temu przyjrzeć i wtedy wstążka ułożyła się w kształt oświecający mnie, że w ręce miałem nie obrożę, a... bieliznę.

Natychmiast osłoniłem ją papierem, czując jak moje policzki zapiekły z zawstydzenia.

Dobrze, że nikt tego nie widział!

Szybko schowałem podarek do plecaka, jednak pod nosem uśmiechnąłem się do siebie.

Lubisz takie rzeczy, Jeonggukie? Chyba kupię ich więcej.

Poszedłem w ślad za moim ukochanym, aby móc przywitać się z jego współlokatorami, którzy mieli dzisiaj wyjść z nami rozegrać mecz, i zatrzymałem się przy Jeonggukie'm, stojącym w drzwiach jednego z pokoi.

- Prezent się podobał? – szepnął mi do ucha z szatańskim uśmiechem, gdy tylko wymieniłem krótkie „cześć" z pozostałymi chłopakami.

- Już nie mogę się doczekać przymiarki – odparłem równie cicho, zbliżając się jeszcze bardziej do jego ucha. – I tego, jak mnie w tym zobaczysz.

Niestety nasza krótka wymiana zdań doleciała do uszu Mingyu, który skończył wiązać buty i przeszedł obok nas.

- Jaki prezent? Hyung pracę znalazł i zaczyna być szczodry? Już wiemy, kto dzisiaj stawia obiad – stwierdził zadowolony, robiąc unik przed pięścią Jeongguka, wycelowaną w jego brzuch.

- Niee, kupię ci to samo, Mingyu. Tylko musisz w tym paradować przez tydzień po mieszkaniu i godzinę po naszej ulicy – krzyknął za nim mój chłopak, przez co zawstydziłem się jeszcze bardziej.

Czy jego przyjaciele muszą wiedzieć...

Mina Mingyu sugerowała, że domyślił się o co może chodzić, przez co zrobił wielkie oczy i uciekł na klatkę schodową. W jego ślady ruszył Yugyeom, który wyglądał, jakby po oparciu o najbliższą ścianę, miał zasnąć. Poczekałem, by opuścił mieszkanie i wtedy zacząłem marudzenie.

- Kookieee... Specjalnie mnie zawstydzasz – wytknąłem mu, na co młodszy roześmiał się radośnie.

- Tak, specjalnie – potwierdził, a zaraz po tym złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do wyjścia. Po drodze zabrał jeszcze piłkę i w końcu ruszyliśmy całą czwórką na boisko. – W ogóle co to za pet name? – zapytał mój ukochany, ściskając lekko moją dłoń. – Kookie. Znowu powracasz do tej niedorzeczności ze „słodkim Jeon Jeonggukiem"? Mam grać bez koszulki?

- Ej, ja też mogę grać bez koszulki, a nadal jestem twoim kitten – zauważyłem, wytykając mu, że moje mięśnie nie są dla niego powodem, dla którego przestaje mnie tak nazywać.

- Nie rozumiem twojego sposobu myślenia – mruknął, marszcząc brwi. – Chyba za długo walczyłem z grzybem.

Ledwo skończył mówić, gdy nagle Mingyu wskoczył mu na plecy, drąc się na całą ulicę: „Kookie hyung, Kookie hyung".

- I chyba ktoś wyjął te grzyby z kosza i je zjadł?! – dodał, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciela, który wskazał na Yugyeoma, udając, że to nie jego sprawka, po czym oddalił się na bezpieczną odległość, by noga Jeongguka go nie dosięgła.

Swoją drogą pierwszy raz widziałem moją bratnią duszę w sportowym wydaniu i trzeba przyznać, że te spodnie z kroczem w kolanie, aż się prosiły o żarty na temat ilości centymetrów w jego bokserkach, które potrzebują aż tyle miejsca. Powstrzymałem się jednak przez wzgląd na Yugyeoma, który zmęczony i niezbyt zadowolony, patrzył na wciąż rozbrykanego przyjaciela.

- Mingyu, zamknij paszczę, bo much nałapiesz.

- Impreza? – zagadnąłem chłopaka przyjaźnie, nie chcąc, aby się niepotrzebnie denerwował.

- Hmm? – mruknął, przenosząc na mnie spojrzenie. – A nie, Wendy męczyła mnie zadaniem domowym z matematyki. Musiałem jej wyjaśnić tabliczkę mnożenia i trochę zeszło – zdradził, ziewając zaraz po tym potężnie.

Współczułem mu posiadania bratniej duszy na drugim końcu świata. Takie połączenia były dość rzadkie w poprzednich pokoleniach, ale w naszym okazały się występować dużo częściej. Niektórzy sugerują, że mogło mieć to związek z tym, że te osoby mogłyby nie posiadać bratniej duszy, gdyby nie ingerencja lekarzy, ale to tylko hipoteza. W końcu nie była to nowa rzecz.

- To urocze – stwierdziłem z uśmiechem.

Choć różnica wieku była nieciekawa, bo dziewczynka była naprawdę mała, wszyscy wiedzieli, że starsza połówka nie postrzega swojej bratniej duszy jako obiekt seksualny, gdy ta jest w tak młodym wieku. Ten błąd został już dawno usunięty, aby nie dochodziło do chociażby takich rzeczy, jak porwań dziecka rodzicom, czy ich zbyt wczesnego rozpoczęcia życia seksualnego.

- Tak. Ona ogólnie jest urocza – potwierdził Yugyeom, a na jego twarzy zagościł rozczulający uśmiech. W dodatku młodszy pokazał mi rękę, na której miał kolejny kolorowy obrazek. – Myślę, że będzie artystką. Będziemy mieć dom pełen jej obrazów.

Mingyu też podbiegł zaciekawiony i pokiwał na to głową.

- Z moim Jeonghanem tylko do... - zaczął, ale Jeongguk natychmiast mu przerwał.

- Stary, ty umiesz tabliczkę mnożenia? Pewnie z Internetu patrzyłeś, nie? – zapytał, rozbawiony tym tematem.

- Przez to, że jest młodsza, to sobie wszystko muszę przypomnieć – przyznał, robiąc przy tym minę męczennika. – Nawet podręczniki do podstawówki kupiłem ostatnio. Przecież ja jej będę musiał kiedyś tłumaczyć te popierdolone całki.

Całą trójką zaczęliśmy się śmiać, nie mogąc powstrzymać przez miny chłopaka.

- Już się na nauczyciela szkolisz, widzisz? Możesz sobie do CV wpisać, szczęściarzu – zauważył Jeonggukie, nadal rozbawiony.

W tak radosnej atmosferze, zbudowanej na nieszczęściu jednego z nas, dotarliśmy na boisko.

- Grałeś kiedyś, Jiminnie? Będę miał asa w drużynie, czy ciapę, jak Yu? – zapytał mój ukochany, ignorując posłane w jego stronę mordercze spojrzenie Mingyu.

- Liczy się w szkole, na W-F-ie? Zawsze byłem trochę za niski i nie bardzo chcieli mnie w drużynie – przyznałem, dzieląc się z nim moim dawnym problemem, przez który przez długi czas miałem kompleksy.

- Cuuuute! – zawołał, ku mojemu zdziwieniu i poczochrał moje włosy, śmiejąc się. – Teraz ja cię chcę w swojej drużynie – zadecydował, przyciągając do siebie, by złożyć buziaka na mojej zniszczonej fryzurze. – Wzrost to atut, ale też celność jest ważna – uświadomił mnie, ciągnąc już w stronę jednego z koszy, aby podać mi piłkę i sprawdzić moje umiejętności.

Na szczęście z tym nie miałem większego problemu. Udało mi się trafić nawet siedem na dziesięć prób, przez co poczułem się trochę dumny z tego, że jednak nie będę problemem dla Jeongguka.

- Dobrze mi idzie? – zapytałem, prosząc się o jakiś komplement w tym temacie. Zauważyłem, że bardzo lubię ich słuchać, zwłaszcza z jego ust. Czułem się wtedy dużo lepiej, a moja samoocena rosła, dodając tym samym pewności siebie.

- Mam asa w drużynie – zapewnił młodszy, odwracając się do przyjaciół na chwilę. – Przegracie, lamusy! – wrzasnął, po czym wziął ode mnie piłkę i rzucił nią raz do kosza, by następnie przekazać naszym przeciwnikom.

Wykorzystałem ten moment, aby móc się do niego przytulić.

- Mogę dostać buziaka za każde trafienie? – zapytałem, chcąc się zmotywować do czekającej nas gry.

- Tylko jeśli nie dasz się im przewrócić. Uważaj, bo Mingyu to łamaga – poprosił, na co chętnie przytaknąłem.

Chyba przekonam się do tych sportów zespołowych, pod warunkiem, że będę mógł grać z moim Jeonggukiem.



Jungkook:

Siedząc z moim kotkiem i czekając aż chłopaki przygotują się do meczu, zacząłem się zastanawiać, czy ten nietypowy prezent, który mu wręczyłem, na pewno przypadł mu do gustu. Wczoraj mama poprosiła, abym do niej przyszedł, a skoro nadal płaciła za mój czynsz, musiałem jej pomagać. Wiedziała o mojej pracy, a jednak otrzymałem spory plik pieniędzy, o którym miałem nie wspominać jej facetowi. Nie ingerowałem w jej związek z tym biznesmanem, ale trochę przesadzała. No ale przynajmniej dostałem kaskę, którą dobrze spożytkowałem, w większej części oddając Yoongiemu, a resztę przeznaczając na odwiedziny sexshopu.

Wykorzystywałem wolną chwilę na trzymanie w ramionach mojej drobnej bratniej duszy, mając dziś dla niego naprawdę miękkie serce, bo nie miałem ochoty go puszczać. To zapewne przez ten dres, w którym wyglądał uroczo. Ewentualnie czułem, że muszę go chronić podczas tej gry, bo Mingyu bywał naprawdę niebezpieczny. Co prawda grywaliśmy w takim składzie i drużynach niezbyt często, zazwyczaj tylko z Yu zbierając naszą paczkę i oddając się jakiemuś sportowi. A że byłem dobry w kosza, wymuszałem na nich akurat takie rozgrywki.

Chłopaki szybko skończyli rozgrzewkę, wołając nas do siebie, aby rozpocząć mecz. I w pierwszych minutach, dawali nam ogarnąć współpracę i wyczuć siebie nawzajem. Oczywiście mógłbym po prostu sam spróbować ich ograć, zapewne odnosząc w tym sukces, ale bardziej niż wygranej, pragnąłem uśmiechu mojej bratniej duszy.

Jiminnie miał lekkie problemy z przyjmowaniem i przez to nie raz Mingyu i Yu wykorzystali sytuację, aby przejąć piłkę. Jednak kiedy już zdołał ją zdobyć, trafił nawet kilka razy do kosza, tylko ze trzy pudłując. Ja natomiast skupiałem się na blokowaniu chłopaków i męczeniu Mingyu, który przy swojej ślamazarności i mojej sile, raz lub dwa, wylądował na tyłku.

Mecz zakończył się jednak wraz ze zderzeniem Gyu i Jimina, przez które moja bratnia dusza wylądowała na kolanach. A skoro graliśmy na twardym podłożu, niestety uszkodził jedno z nich, co widziałem po jego minie i natychmiastowym złapaniu za bolące miejsce.

W jednej chwili się przy nim znalazłem, kucając i podwijając nogawkę jego dresów. Miał dość spore otarcie, z którego już zaczynała lecieć krew.

- Wracamy do domu. Możecie jeszcze pograć, jak chcecie – oznajmiłem chłopakom, nie mając zamiaru pozwalać, aby Jiminnie męczył się z taką raną. Wiedziałem, że Yu i Gyu pójdą na inne boisko, dołączyć do kogoś, albo wezmą jakichś typków, siedzących w pobliżu i zaproszą ich na jeden meczyk, dlatego o to się akurat nie martwiłem.

Mingyu przepraszał nas za swoją nieuwagę i uszkodzenie Jimina, ale pokręciłem tylko głową na niego, nie dając też dojść do słowa mojej bratniej duszy, która zaraz znalazła się na moich rękach, prowadzona z powrotem do mieszkania.

- Piecze bardzo, princess? – zapytałem, gdy opuściliśmy już boisko, ruszając chodnikiem.

- Trochę. Ale dałbym radę grać dalej, to tylko otarcie... Mogę sam iść, Jeonggukie – zaczął marudzić, co oczywiście ignorowałem, pamiętając, że powinienem się nim opiekować, nawet kiedy twierdzi, że tego nie potrzebuje.

Przez całą drogę tego wysłuchiwałem, mijając też ludzi, którzy posyłali nam uśmiechy, chyba uznając mnie za kochanego chłopaka, niepozwalającego męczyć się swojej drugiej połówce z raną na nodze. A kiedy dotarliśmy i pokonałem schody, nie dając po sobie pokazać, że trochę mi z nim ciężko, przeniosłem go prosto na moje łóżko, głaszcząc po włosach i obiecując, że zaraz wrócę.

Niestety nie miałem żadnych plastrów, zazwyczaj po prostu obmywając ranę wodą i pozwalając jej się samej wygoić. Moich partnerów i partnerek w łóżku nigdy nie zraniłem aż do krwi, dlatego nie miałem na kim się tego nauczyć.

Zapukałem do Somi, mając nadzieję, że nigdzie nie wyszła. Na szczęście zaraz usłyszałem: „Proszę", po którym wszedłem do jej pokoju, od razu zawieszając wzrok na dziewczynie, siedzącej z laptopem na nogach.

- Noona, masz jakiś plaster albo... bandaż, czy coś takiego?

Dziewczyna zszokowana podniosła na mnie spojrzenie, jakbym właśnie jej oznajmił, że to jej kolej na kupowanie papieru, nawet jeśli robiła to już dwa razy pod rząd.

- Coś ty mu zrobił?

- Ja? Nic. To Mingyu. Graliśmy w kosza i go popchnął.

Somi analizowała chwilę moje słowa, zaraz jakby coś sobie uświadamiając i odkładając już trzymane na udach urządzenie.

- Nóż mi ostatnio zniknął z kuchni. Myślałam, że z czymś przesadziłeś – wyjaśniła, sięgając do jakiejś szafki, w której zaczęła grzebać w poszukiwaniu wspomnianych rzeczy.

- Naprawdę sądzisz, że jestem aż tak nieuważny i nieodpowiedzialny? Noona, od tego są specjalne noże, a nie te kuchenne – uświadomiłem ją, zaczynając żałować, że z czegokolwiek się jej zwierzyłem, bo teraz niepotrzebnie panikuje.

- Masz i masz – powiedziała, wręczając mi już długi plaster i jakąś małą buteleczkę.

Podziękowałem, mając nadzieję, że Jiminnie będzie wiedział co z tym zrobić, bo jak powróciłem do mojego pokoju, wręczyłem mu to po prostu, siadając na łóżku.

Chłopak od razu zabrał się za polewanie rany płynem z tej buteleczki, a kiedy podałem mu chusteczki i pozbył się całej wody, zakleił uszkodzone miejsce.

- Do wesela się zagoi – oznajmił z radosnym uśmiechem, który niestety dość szybko zamienił się na smutną minkę. Boli?! – Tylko że nie dostanę teraz buziaków – dodał, uspokajając mnie tym samym.

Nadal byłem dla niego soft, dlatego odłożyłem buteleczkę od Somi, przybliżając się do starszego.

- Dostaniesz cztery! – zapowiedziałem, nie mając zamiaru nie dotrzymać obietnicy, zwłaszcza gdy jego usta aż prosiły się o pocałunki.

Przysunąłem się bardziej do jego lekko zaskoczonej twarzy, kładąc dłoń na tym miękkim policzku, pragnąc mu podarować kolejny uroczy i słodki moment. Przechyliłem głowę, przybliżając swoje usta do jego pełnych i aksamitnych warg, by dać mu pierwszego buziaka, trwającego więcej niż sekundę, bo nie mogłem się przy tym nacieszyć jego bliskością, miękkością i urokiem. Przy następnym buziaku pogłaskałem go delikatnie kciukiem po policzku, czując jak mój nieco szorstki palec, przy styczności z tak gładkim ciałem, robi co w jego mocy, aby zaledwie muskać dotykaną skórę, nie chcąc jej podrażnić.

Ostatnie dwa dłuższe cmoknięcia, wywołały nie tylko gorąco w moim sercu, rozlewające się po całym ciele, a również szerokie uśmiechy na naszych twarzach. Nie chciałem się jeszcze od niego odsuwać, wpatrując w te brązowe, seksowne oczy, tak bardzo atrakcyjne podczas uśmiechu.

- Aż przestało piec – stwierdził, rozbawiając mnie tym.

- Jeon romantyk wszystko wyleczy – zażartowałem, zabierając w końcu rękę z jego policzka i jeszcze dając mu całusa w czoło.

Chciałem się walnąć obok niego na łóżko, ale nadal nie zdjąłem butów. Dlatego zaraz się tym zająłem, rzucając je byle gdzie i siadając przy mojej bratniej duszy. Uznałem to za dobry moment do pokazania mu kilku rzeczy, więc moja ręka sięgnęła po pudełko z szafki, podając je Jiminowi, aby mógł przejrzeć wszystkie gadżety do spankingu i sensory deprivation. Zaliczały się do nich głównie jakieś stopery, słuchawki i opaski, razem z pejczami, batami i szpicrutami. Resztę zabawek miałem w drugim pudełku, którego jeszcze nie chciałem mu pokazywać.

- Zabawy z nożami, ogniem i woskiem, przełożymy na później, muszę się zaopatrzyć w odpowiednie rzeczy. Na razie możesz coś wybrać na najbliższą wolną chwilę na tygodniu – oznajmiłem, bo już zaplanowaliśmy te nieco ostrzejsze zabawy, o których wiedziałem naprawdę dużo, ale skoro to moja bratnia dusza, musiałem dowiedzieć się jeszcze więcej. I tak planowałem wpaść do niego jutro i dać nam to, na co tak długo czekaliśmy, ale to miała być niespodzianka.

Jiminnie wyglądał początkowo na lekko zszokowanego, ale zaraz uśmiechnął się radośnie, tylko to oglądając, choć niczego nie dotykając.

- Chcę spróbować wszystkiego! – wykrzyknął szczęśliwy, kiedy obserwowałem uważnie jego twarz, chcąc zbadać, czy go to nie przeraża. Oczywiście postanowiłem to sprawdzić jeszcze w inny sposób.

Złapałem za szpicrutę, chowając na chwilę jej końcówkę w swojej dłoni, przyglądając się zaciekawionemu chłopakowi.

- Wyciągnij dłoń, Jiminnie – poprosiłem, na szczęście nie widząc żadnego wahania w jego działaniach, gdy natychmiast wykonał polecenie. Początkowo przejechałem tylko końcówką po jego dłoni, zaraz jednak uderzając lekko tę delikatną skórę, nadal przyglądając się jego twarzy. – I jak? Zero strachu? Jakiś dyskomfort?

- Trochę zapiekło. Ale tak przyjemnie – zapewnił, krzyżując ręce i umieszczając dłonie na swoich ramionach, aby potrzeć je uśmiechnięty. I jak się domyśliłem, przebiegły go dreszcze, co było naprawdę dobrym znakiem. – Nie mogę się doczekać naszej zabawy – dodał, na co posłałem mu uśmiech.

Siedzieliśmy tak jeszcze przez niecałe dwadzieścia minut, skupiając na oglądaniu przedmiotów z wyciągniętego przeze mnie pudełka. Jiminowi wszystko się podobało i nie miał żadnych przeciwskazań do użycia gadżetów, które już w środę zaakceptował. A stwierdziwszy, że jest w stanie jeszcze pograć, napisaliśmy do chłopaków, gdzie dokładnie są, by do nich dołączyć i oddać się przez kilka godzin mojej ulubionej rozrywce. Po wszystkim, przez namowy Mingyu, który nie chciał się zamknąć z tym „Kookie hyung", dopóki nie obiecałem im jedzenia, poszliśmy na obiad na mieście. A wieczorem, nie kazałem Jiminowi wracać do siebie, zatrzymując go na noc, by pierwszy raz przenocować z nim w moim łóżku, czując się z tym trochę dziwnie, ale z drugiej strony cudownie. W końcu to moja bratnia dusza, która zasługuje na takie traktowanie.



Jimin:

Ten dzień minął mi w miarę spokojnie. Nie wydarzyło się nic, co mogłoby być godne mojej uwagi. I chyba nawet lubiłem takie dni. Zwłaszcza, gdy na ich koniec miał się u mnie zjawić Jeonggukie.

Siedziałem na parapecie okna i patrzyłem na ruchliwą ulicę, zastanawiając się nad tym, jak wiele się zmieniło w tak krótkim czasie. Moja bratnia dusza dawała mi tyle szczęścia, ile nawet mi się nie śniło. Choć czekałem na nią od małego i znałem każdą rzecz związaną z naszym magicznym połączeniem, to moje wyobrażenia miały się nijak do rzeczywistości. Siła tamtego uczucia była zbyt słaba, aby móc ją porównywać do obecnej. I nawet jeśli niemałym zaskoczeniem była dla mnie płeć mojego ukochanego, to wiedziałem, że nie zamieniłbym go na nikogo innego. Nawet jeśli czasem przez niego cierpiałem, nawet jeśli czasem było mi smutno, bo myślałem, że może jestem dla niego tylko utrapieniem, to jednak wszelkie wątpliwości znikały, gdy znów mogłem się znaleźć w jego ramionach.

Obejmowałem rękami podciągnięte do ciała nogi i wyobrażałem sobie z lekkim uśmiechem, jak piękne będzie nasze życie. Chciałbym o tym porozmawiać z młodszym. Dowiedzieć się, jak on to wszystko widzi. Jak sobie wyobraża nasz ślub? Czy chciałby zamieszkać w mieście czy na wsi? Może w innym państwie lub żyć w podróży? Kiedy adoptujemy dziecko? Czy będzie ono tylko jedno czy wolałby więcej? Jak zamierzamy się utrzymywać?

Takie pytania krążyły po mojej głowie, co jakiś czas podsuwając mi razem z nimi moje odpowiedzi. Piękne wejście do lasu, pełne zieleni, w którym wiszą latarenki i tiulowe tkaniny, wokół masa kwiatów i my dwoje, w czasie kameralnej uroczystości. Nasz mały domek w Busan, z którego będzie widać morze. Chociaż to pewnie nie przejdzie, skoro Jeonggukie boi się wody. Nasza dwójka, spacerująca z dziećmi. Mała dziewczynka siedząca na barkach swojego młodszego taty, a w nosidełku na moim brzuch śpi mały szkrab i patrzymy, jak najstarszy syn biegnie przed nami razem z psem. Jakie życie byłoby piękne, gdyby to się spełniło...

Z moich przemyśleń wyrwało mnie nagłe poruszenie w pokoju obok. Tae najwyraźniej szybko zaczął się zbierać, jakby ktoś go gonił.

Zmarszczyłem czoło, nie rozumiejąc tego pośpiechu.

Coś się stało Joohyun?

Zdziwiony wychyliłem się z pokoju akurat w momencie, gdy mój przyjaciel przebiegł przez korytarz i niemal w biegu złapał buty, by opuścić nasze mieszkanie. Zaniepokojony wysłałem mu SMS-a z pytaniem, skoro nie zdążyłem go złapać, ale odpisał, że po prostu się za nią stęsknił i biegnie do niej. Wtedy nabrałem podejrzeń. Zwłaszcza, że po spojrzeniu na zegarek, zorientowałem się, iż niedługo zjawi się mój ukochany.

Będziemy sami w mieszkaniu. Może...

Podekscytowany zacząłem kręcić się po pokoju, poprawiając bez sensu i tak idealnie posprzątane i leżące na swoich miejscach rzeczy. Musiałem skupić się na czymkolwiek, aby tylko w jakiś sposób zająć swoją głowę.

Jeśli mam rację i on będzie chciał ze mną dzisiaj...

Aż pisnąłem z radości, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie wiem, czy Jeonggukie obraził się na dzwonek, czy jakiego czorta, ale zawsze wolał uderzać w drewno, aby ogłosić swoje przyjście. Przynajmniej było wiadomo, że to on stoi na korytarzu.

Zadowolony pobiegłem przed drzwi i szybko poprawiłem ręką włosy, po czym mu otworzyłem. Oczywiście nie myliłem się i znajdował się za nimi mój najcudowniejszy chłopak, ale... zbił mnie z pantałyku. Idealnie ułożona fryzura, skórzana kurtka, trochę ciasne spodnie i koszulka, którą miałem ochotę z niego zerwać. Ten outfit pasował mi raczej do wyjścia na miasto, by przetańczyć noc w dusznym lokalu, a nie na zwyczajne spotkanie ze mną.

Czyli jednak nie seks...

Jak to już w naszym zwyczaju było, po krótkim przywitaniu, została mi wręczona róża, za którą podziękowałem. Ale nim chłopak zdążył cokolwiek dodać, musiałem zaspokoić moją ciekawość i zapytałem:

- Idziemy na imprezę? Mam się przebrać?

Jeonggukie wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i objął mnie jedną ręką w pasie, przyciągając trochę bliżej. Mój ulubiony zapach, tak dobrze znany i pozytywnie kojarzony, uderzył w moje nozdrza, odganiając zaniepokojenie.

Pójdę z tobą gdziekolwiek. Nawet na koniec świata, jeśli tylko pozwolisz mi zostać blisko.

- Tatuś nie może się już ładnie ubrać dla swojego kotka? – spytał mój gość, a zaraz po tym złożył na moich ustach pocałunek, który chyba miał być tylko niewinnym całusem, a zmienił się w dłuższą pieszczotę.

Jak zawsze lekko otumaniony takim doznaniem, grzecznie czekałem, aby moja bratnia dusza zdjęła buty i razem ruszyliśmy do mojego pokoju.

Czułem, jak policzki mnie lekko zapiekły przez ten pocałunek, ale za bardzo potrzebowałem jego bliskości po tym niby krótkim czasie rozłąki, bym się przejmował moim zawstydzeniem. Dlatego po odłożeniu kwiatu na biurko, niczym mały kotek łasiłem się do niego, natychmiast oplatając dłońmi w pasie, nim zdążył zająć miejsce.

- Tęskniłem za tatusiem – wyjaśniłem, starając się brzmieć uroczo.

Te oczy w kolorze płynnego brązu, z domieszką złotych drobinek, patrzyły na mnie z uwagą, w której widziałem coś więcej niż zwykłe zainteresowanie. Taką prawdziwą miłość, której pragnąłem jak najwięcej. I miałem nadzieję, że moje oczy także odzwierciedlają tak wielkie uczucie, aby mógł być ich pewien.

Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham, Jeonggukie.

Przeniosłem dłonie na jego ramiona, a w tym samym momencie te jego wylądowały na moich biodrach i w stanowczym uścisku, zaczęły kierować do tyłu, przez co straciłem równowagę i wylądowałem plecami na łóżku. Musiało to być celowe, bo chłopak znalazł się szybko nade mną, posyłając mi trochę cwany, ale nadal piękny uśmiech.

- Nie widzieliśmy się kilka godzin – przypomniał mi, ale moją uwagę na moment przykuła jego ręka, która sięgnęła po coś do tylnej kieszeni, aby w następnej kolejności przenieść to coś na podłogę tak, abym nie mógł dopatrzeć cóż to takiego.

Moja ciekawość nie została przez niego przyjęta obojętnie, bo Jeongguk szybko chwycił mój podbródek, nakierowując mój wzrok na swoją twarz.

- To o kilka godzin za dużo – zauważyłem.

Niektórzy mieli marzenia, aby zamknąć swoje drugie połówki w złotej klatce i już nigdy nie wypuszczać, aby zawsze były blisko. Ja miałem ochotę wejść do tej klatki i pozwolić, aby mój ukochany ją wszędzie ze sobą nosił.

Gdybym był takim chibi Jiminnie'm... mieszkałbym sobie w kieszeni jego bluzy i... O CZYM TY MYŚLISZ. PRZECIEŻ TAK SIĘ NIE DA SEKSU UPRAWIAĆ. Ten stres...

Starałem się opanować, ale moja głowa szybko dokonała analizy i wszystko wskazywało na to, że to właśnie dzisiaj nadszedł ten dzień, w którym będę mógł po raz pierwszy złączyć się z moją bratnią duszą w jedno ciało. To brzmiało tak pięknie, ale jednocześnie budziło ekscytację, której nie potrafiłem hamować. On już tego doświadczył i wiedział, co to znaczy, ale ja nie. Poza tym z bratnimi duszami było inaczej. Nasz seks miał być wyjątkowy. Dawniej ludzie sprowadzali go do rangi obrzędu, starannie zaplanowanego, wszystko miało dużo bardziej uroczysty charakter. A choć obecnie się od tego odeszło, czułem, że magia tej chwili i tak będzie odczuwalna.

- Co przyniosłeś, tatusiu? – zapytałem w końcu.

- Telefon, klucze, porntfel i papierosy – odpowiedział natychmiast, śmiejąc się niewinnie, choć czułem, że trochę kłamie. Znaczy, pewnie faktycznie miał przy sobie te rzeczy, ale to raczej tylko połowa prawidłowej odpowiedzi.

Nie dane mi jednak było ani spróbować się domyślić, ani dopytać o inne przedmioty, bo chłopak pochylił się nade mną i znów mnie pocałował, choć tym razem nie tylko usta znalazły sobie idealne zajęcie. Dłoń mojej bratniej duszy wylądowała u dołu mojej koszulki, natychmiast się pod nią wsuwając. Jęknąłem cicho z przyjemności, prosto w jego usta, gdy poczułem, jak jego lekko chłodne palce, suną po rozgrzanej skórze na brzuchu. Ale jeszcze głośniejszy zrobiłem się w momencie, gdy te same palce, wylądowały na jednym z moich sutków.

- Jeonggukie... - wyjęczałem, czując, jak w moim ciele zaczyna rosnąć ogień pożądania.

Moje dłonie w sposób niekontrolowany wylądowały na ciele chłopaka, znikając pod koszulką, którą chciałem z niego zdjąć, jednak nasze wciąż złączone usta, odrywające się od siebie tylko na złapanie krótkiego oddechu między pocałunkami i przez moje jęki, trochę mi w tym przeszkadzały.

Na szczęście Jeonggukie współpracował i odsunął się na dłuższy moment, aby samemu poradzić sobie z przeszkadzającym mi ubraniem, które wylądowało na podłodze. Teraz miałem idealny dostęp do jego skóry, tak bardzo gładkiej i miłej w dotyku, oraz widoku, jakim mogły się cieszyć moje oczy. Gdzieś przez głowę przemknęło mi, że naprawdę dobrze zrobiłem ćwicząc przez ostatnie lata, bo gdybym nadal wyglądał tak, jak w gimnazjum, to nawet bym się do mojego ukochanego nie zbliżył przez masę kompleksów.

Jeongguk jednak nie wrócił do zawiśnięcia nade mną, a zamiast tego objął mnie w pasie i uniósł do góry, pomagając mi usiąść. Z radością wylądowałem w jego ramionach, rozkoszując się kilkoma cmoknięciami w szyję, między którymi usłyszałem pytanie.

- Jesteś gotowy, aby twój tatuś zabrał cię do naszego prywatnego nieba? – szepnął, a zaraz po tym jego usta zatrzymały się na fragmencie mojej szyi, zasysając się na nim i lekko przy tym gryząc. Zapiekło, ale ten mały ból tylko dodatkowo mnie podniecił. Już czułem, że przez naszą bliskość i fakt, dokąd to wszystko zmierza, jest mi coraz ciaśniej w spodniach.

- Tak – jęknąłem, prosząc w duchu, aby nie przerywał tych cudownych pieszczot. Minusem tego był fakt, iż tak duża dawka emocji potrzebowała ujścia i znalazła je w drapaniu pleców mojego chłopaka, które będą pewnie wyglądać jak po ataku gangu wściekłych kotów.

Jeonggukie zrzucił ze mnie koszulkę i przez kilka minut dzielnie tworzył kolejne dowody na to, do kogo należę. Nie przejmowałem się w ogóle tym, że będę je musiał osłonić, zwłaszcza w pracy, bo te malinki i ugryzienia na szyi, obojczykach i barkach, były dla mnie tak samo ważne, jakbym dostał odznaczenia wojskowe. Obiecałem sobie, że po wszystkim zrobię sobie zdjęcie, upamiętniające te wszystkie ozdoby.

Niestety wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć, choć akurat w tym przypadku, to czekało na mnie coś jeszcze lepszego. Jeonggukie wrócił do całowania moich ust, które zdążyły zrobić się trochę nabrzmiałe, powoli przenosząc mnie znów na plecy. Chętnie mu się poddawałem, całkowicie ufając temu, co planował, i z radością uniosłem pośladki, aby pomóc mu w pozbywaniu ze mnie spodni, co robił w międzyczasie.

- Nawet nie wiesz jak cudownie pachniesz, kitten. Sprawiasz, że moje zmysły szaleją... szczególnie przez ten seksowny głosik – zdradził młodszy, na co uśmiechnąłem się delikatnie.

Wiedziałem, co czuje. W końcu moje zmysły wyłapywały z jego ciała dokładnie to samo. Zapach domu i bezpieczeństwa, zmienił się w zapach seksu i pożądania. To była delikatnie dymowa, trochę dusząca, ale też szalenie słodka i mocna mieszanka, która sprawiała, że miałem ochotę rzucić się na niego i siłą wsadzić w siebie jego penisa, aby już go w sobie czuć. Jednak ta chwila nie miała być tą, której oddaję się we władanie zwierzęcym instynktom.

Czekałem, aż młodszy zsunie ze mnie dżinsy, aby zobaczyć jego minę. Radosny uśmiech udzielił się także mnie. Kiedy Tae wybiegł z mieszkania, poświęciłem minutę na zmienienie bokserek na majtki ze wstążeczkami i dzwonkami, które dostałem od mojego ukochanego. Było warto, skoro teraz cieszył się, jak małe dziecko, które dowiedziało się, że wszystkie prezenty pod choinką, są tylko i wyłącznie jego.

Choć poczułem lekkie zawstydzenie przez ten element garderoby, dzielnie trzymałem ręce z dala od twarzy, aby jej nie zasłaniać i czerpać radość z patrzenia na ukochanego, który w chwili obecnej przyglądał się mojemu kroczu, niczym koneser sztuki, dziełu wybitnego artysty.

- Podoba ci się, tatusiu? – zapytałem i specjalnie się przeciągnąłem, aby wyglądać trochę lepiej.

Chłopak przejechał dłońmi po moich udach i pochylił się nad moim kroczem, ku mojemu zdumieniu składając pocałunek na dumnie prężącym się przyrodzeniu, próbującym za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. Jak widać skutecznie.

Uśmiechnąłem się, gdy nosem szturchnął dzwoneczki, a następnie przeniósł spojrzenie na moją twarz.

- Nie zdejmujemy ich przez wszystkie rundy, Jiminnie – poinformował mnie spokojnie. – Przekręć się na brzuszek – dodał, rozsuwając swoje nogi, abym mógł pod nim bez problemu manewrować.

Jednak moją uwagę na kilka sekund przykuła ważna informacja.

- Wszystkie rundy? – powtórzyłem zdumiony.

Nie będziemy się dzisiaj kochać tylko raz? Chce mnie więcej? TAK!

Uśmiechnąłem się radośnie i zgodnie z poleceniem położyłem na brzuchu, ale dodałem do tego moje dwa wony, bo pokręciłem pośladkami, aby trochę sprowokować mojego ukochanego. Z sukcesem, gdyż poczułem na ciele lekkie uderzenie, a w dodatku ręka młodszego została już na mojej skórze, co tylko dodatkowo mnie podniecało.

Dotykaj mnie... Proszę.

- Chyba nie myślałeś babe, że nasz pierwszy raz ograniczy się do jednego orgazmu i jednej pozycji – oświecił mnie, bardzo ogólnie przedstawiając, co nas dzisiaj czeka.

Ile razy pozwoli mi dojść? Cztery? Pięć? Dam radę tyle? A jeśli mój penis nie będzie chciał wstać po którymś razie?

Moje lęki zostały rozgonione, gdy poczułem, jak mój tyłek jest unoszony trochę do góry. Utrzymałem go w tej pozycji, a ponieważ nie widziałem co robi Jeonggukie, mogłem tylko czekać na jego dalsze postępowanie.

Sznurek z mojej bielizny, który ledwo zasłaniał moją dziurkę, został delikatnie przesunięty na bok.

- Nie masz jutro żadnego kolosa albo prezentacji, prawda? Bo na pewno nie pozwolę ci się przemęczać – powiedział mój cudowny chłopak, wylewając trochę czegoś chłodnego na moje wejście.

Zamruczałem zadowolony, gdy palec młodszego zajął się rozprowadzaniem żelu (bo po konsystencji zgadywałem, że to to).

- Rozluźnij się, kitten, bo tatuś musi cię przygotować do swojego rozmiaru – poprosił i nagle wsadził kciuk w moją dziurkę.

Moje mięśnie niestety natychmiast się spięły, ale po kilku razach ze sztucznym członkiem, wiedziałem już, co zrobić, by się rozluźnić, dlatego nie potrzebowałem nawet minuty na to.

- Proszę, więcej... - jęknąłem, samemu zaczynając się nabijać, aby mu pokazać, iż naprawdę to za mało.

Na szczęście moja prośba została spełniona, bo krótki paluszek zniknął, a zamiast niego poczułem w sobie dwa, sporo dłuższe. Przyjemność z tego była niemała, a dodatkową frajdę sprawiała wolna dłoń chłopaka, masująca pośladki.

Przez kolejnych kilka minut słuchałem miłych dla ucha komplementów, ciesząc się z tego, że dla Jeongguka jestem tak ważną osobą, a w dodatku mój wygląd go pociąga. Może było to trochę próżne, ale miałem przecież lustro i widziałem, że nienajgorszy ze mnie „towar". A skoro to ciało zostało tak przygotowane dla ukochanego, powinien z niego korzystać.

- Grzeczny chłopiec – pochwalił mnie Jeonggukie, gdy cofnął rozciągające mnie palce. Już czułem, że smutno mi bez nich, lecz wizja znalezienia się we mnie czegoś znacznie większego, była bardzo obiecująca. – Przekręć się z powrotem na plecki, a tatuś pozbędzie się reszty ubrań – polecił, a materac uniósł się trochę, oznajmując, iż chłopak mnie na moment opuścił.

Zadowolony odwróciłem się znów, aby leżeć na plecach i tym samym móc widzieć mojego ukochanego, który zdjął bieliznę. Przyglądałem się bezwstydnie jego potworkowi, który przy poprzedniej zabawie, nie mógł mi wejść cały między usta.

Będę musiał poćwiczyć. Najlepiej na oryginale.

Z uśmiechem bawiłem się dzwoneczkiem, muskając przy okazji palcami mój penis, który domagał się uwagi. A gdy zobaczyłem, jak Jeonggukie wyjmuje z porntfela prezerwatywę, postanowiłem zareagować.

- Jeśli wolisz bez, tatusiu, to nie mam nic przeciwko – zapewniłem z uśmiechem, choć w środku darłem się, by wyrzucił, a najlepiej spalił wszystkie gumki. – Chciałbym cię czuć w sobie bez zbędnych rzeczy.

I to, jak twoja sperma ze mnie wycieka i rozlewa się po udach i pościeli... Ciekawe, czy moja też jest taka gorzka.

Chłopak wyraźnie się zawahał, ale po jakimś krótkim procesie myślowym, odrzucił trzymaną rzecz.

- Dobrze, baby boy, na pewno będzie ci dzięki temu przyjemniej – zgodził się, łapiąc za buteleczkę.

Czyli dobrze myślałem, że ma lubrykant. Niektórzy w Internecie sugerowali, że byle jaki krem wystarczy, ale Jeonggukie się widocznie przygotował.

A propos przygotowania - młodszy usiadł między moimi nogami, które chętnie rozsunąłem szerzej, aby już znalazł się bliżej. Wylał trochę czerwonawego żelu na swoją wielką męskość i rozprowadzał ją dokładnie, przyglądając mi jednocześnie.

- Podoba się mojemu kotkowi zabawka? – zapytał, a ja dopiero wtedy sobie uświadomiłem, że nadal bawię się dzwoneczkiem, co natychmiast zaniechałem. – Ślicznie ci w takich ozdobach. Już nie mogę się doczekać, aż założysz dla mnie obrożę.

- Chciałbym też uszka i ogon. Taki z korkiem – poinformowałem, wyciągając przed siebie rękę, aby opuszkami palców móc dotknąć twardych mięśni na brzuchu Jeongguka.

Cudowny ten ABS.

- Jeśli to się oczywiście tatusiowi podoba – dodałem szybko, aby dać mu do zrozumienia, że nawet jeśli coś mi się podoba, a jemu nie, to nie znaczy, że będę go zmuszał do oglądania mnie w przebraniach i gadżetach z moich fantazji. A było ich sporo...

- Uszka i ogon z korkiem. – Jeonggukie powtórzył moje słowa, kiwając przy tym głową, a następnie pochylił się trochę, abym miał lepszy dostęp do jego ciała, ciesząc się choć tym niewielkim dotykiem.

To nie potrwało długo, bo nasze przygotowania dobiegły końca i obaj byliśmy już gotowi na kolejny krok. Podekscytowany patrzyłem, jak chłopak kładzie dłonie na moich udach i rozkłada mi nogi jeszcze szerzej.

- Pamiętasz safeword, baby boy? Tak w razie czego – upewnił się, ale ja już byłem skoncentrowany tylko na główce jego penisa, dotykającej mojej dziurki.

- Pamiętam. Czarny. Wejdź już we mnie, tatusiu – błagałem, kładąc dłonie na pościeli, na której zacisnąłem pięści, szukając ujścia już szalejących emocji.

Jeśli to uczucie będzie jeszcze cudowniejsze od pierwszego pocałunku, to mam nadzieję, że nie zemdleję z rozkoszy.

- Tatuś postara się przejść jak najszybciej do przyjemności, baby boy – obiecał mi jeszcze Jeonggukie, a ja pokiwałem głową, powstrzymując się, aby nie krzyknąć, by zaczął we mnie wchodzić, bo inaczej sam go sobie w siebie włożę.

Początek był dziwny i musiałem przyznać sam przed sobą, że mocno się to różniło od małej, nieporadnej zabawki, którą miałem okazję się bawić. Zacisnąłem zęby, starając się znów rozluźnić, bo moje mięśnie kurczowo zablokowały mu dalszą drogę. Ale fakt był jeden - ból był tak wielki, że nawet pocałunek i dotyk na ciele nie były w stanie oderwać mnie od tego uczucia. I choć czułem się niesamowicie, bo nasze ciała w końcu stały się jednością, to przyjemność została zaćmiona.

Dlaczego to tak bardzo boli? Jeonggukie, proszę, przestań...



Jungkook:

Odwlekanie w czasie naszego pierwszego razu, było bezsensowne. Zwłaszcza, gdy już bardzo dobrze wiedziałem, że nie ucieknę do tych uczuć i nawet tego nie chcę. A prezent, który wczoraj wręczyłem Jiminowi, przez resztę soboty i połowę niedzieli, chodził mi po głowie. Liczyłem, że może to wygonienie Taehyunga z ich mieszkania, podpowie mojej bratniej duszy, jak zamierzam wykorzystać nasze wieczorne spotkanie. I nie zawiodłem się. A różowe stringi z kokardkami i trójkątnym otworem z przodu, aby jego penis nie miał żadnych kłopotów z uciskiem spowodowanym zbyt opiętym materiałem, działały na moje zmysły. Może trochę za bardzo. Szczególnie gdy widziałem te urocze trzy małe dzwoneczki przymocowane do górnej części trójkąta, składającego się z trzech cienkich pasków różowego materiału. Już sama świadomość, że mógł je dzisiaj założyć, nakręciła mnie podczas podróży metrem, a kiedy zobaczyłem je na żywo... nie mogłem pozwolić na zdjęcie ich aż do końca naszej zabawy.

Krótka gra wstępna, która wprowadziła nas w odpowiedni nastrój, sprawiła, że i tak było mi już ciężko się przed czymkolwiek powstrzymywać. Jeszcze nigdy nie miałem tak seksownego i atrakcyjnego uległego. Reszta moich partnerów nie mogła otrzymać miana dobrego kochanka po tym jak zobaczyłem go w tych majteczkach, gotowego i całego dla mnie. Jego dotyk, głos, wzrok, a szczególnie zapach, bawiły się moimi zmysłami, przypominając, że każde najmniejsze wchodzenie w interakcje z bratnią duszą, oddziałuje na nas bardziej. I choć musiałem to kontrolować, nie mogąc się poddać jego urokowi, by utrzymać odpowiedni charakter naszego pierwszego razu, podziwiałem go przy najmniejszej możliwej okazji. Gdy przyozdobiłem jego szyję mocno czerwonymi śladami, które na pewno utrzymają się na jego ciele dobry tydzień. Lub gdy pozbywałem się z niego ubrań, mając już okazję zobaczyć go nago, a jednak tym razem pamiętając, że w końcu dam nam to, na co obaj czekaliśmy.

Jiminnie był w tej chwili jeszcze piękniejszy niż zazwyczaj, pozwalając mi manewrować swoim ciałem, wykonując grzecznie wszystkie prośby i na nic nie narzekając. Choć na razie dawałem mu samą przyjemność, widząc, że nawet rozciąganie nie było dla niego aż tak męczące. Co było zapewne zasługą jego zabawki lub niegrzecznej rączki, która sama go rozciągnęła? Oczywiście musiałem jeszcze trochę popracować, aby przygotować go do prawdziwego penisa, a nie słabego plastikowego gadżetu. I lekko wahałem się nad jego propozycją o niezakładaniu prezerwatywy. Musiałem chwilę pomyśleć, czy na pewno zawsze zakładałem je przed uprawianiem seksu z nieznajomymi, ale zaraz w mojej głowie pojawiło się badanie, na które wysłała mnie mama przez jakąś chorobę ciotki i jej strach, że mogło to się przenieść na moje pokolenie. Co prawda minęło od tego kilka miesięcy, ale poza Eunhą w łóżku, nie miałem wtedy już żadnych partnerek lub partnerów. Jiminnie na pewno był czysty, skoro to jego pierwszy raz, więc zdecydowałem się na nieograniczanie nam przyjemności przez kawałek zbędnej nam gumki.

Rozsmarowując już naprawdę sporą ilość żelu na swoim penisie, czułem jak trzymana część ciała pulsuje w mojej dłoni, już nie mogąc się doczekać aż znajdzie się w Jiminie. Szczególnie gdy ten rozkładał przede mną szeroko nogi, przyglądając mojej osobie tymi seksownymi oczami, którym nie dałem się zwabić w pułapkę, nie pozwalając w nich zgubić.

Mimo wszystko dbałem o jego bezpieczeństwo, przypominając nasz safeword, nawet jeśli przy waniliowym seksie był on zbyteczny. Po prostu chciałem wyrobić w nim nawyk przypominania tego słowa przed każdym naszym seksem. Czy to należącego do delikatnego i romantycznego kochania się - któremu nie miałem nic przeciwko, choć musiałem mieć na to odpowiedni humor - zwykłego pieprzenia się - mającego na celu pozbycie się napięcia i odstresowanie - czy też do zabaw „na krawędzi", zaliczających się do edgeplayu, czyli tych najciekawszych, choć wymagających zaufania uległego do dominującego. Z Jiminem nie mieliśmy z tym problemu, skoro chłopak od razu poddał się całemu systemowi, ufając mi dopóki nie zauważył, że jestem w stanie go oszukać i okłamać, dopiero teraz to ograniczając, choć przy zbliżeniach raczej zarejestrował, że jestem z nim całkowicie szczery, tylko czasami żartując. A jeśli chodziło o mnie, jak mógłbym mu nie ufać, skoro go kochałem? Chyba od samego początku. Odkąd zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej żadna osoba nie przyprawiła mnie o palpitacje serca nosząc sklepowy uniform i nawet na mnie nie patrząc, a co dopiero cokolwiek mówiąc. Sam sobie gratulowałem, że w końcu się do tego przyznałem, obiecując, że Jiminnie też to niedługo usłyszy. Jak tylko przestanę kazać mu czekać i w końcu się w nim znajdę.

Nie miałem zamiaru oszczędzać zakupionego lubrykantu, wylewając go naprawdę sowicie, zarówno na wejście Jimina i do jego wnętrza, jak i na swojego penisa. A kiedy uznałem, że obaj jesteśmy gotowi, odłożyłem małą buteleczkę na szafkę, przysuwając się do starszego, aby wylądować między jego nogami. Mój kotek nie wyglądał na wystraszonego, w końcu zdążyliśmy choć trochę przyzwyczaić się do swojej nagości podczas środowej zabawy. Dlatego skupiłem się na pochyleniu nad jego ciałem, nadal jedną ręką podtrzymując swojego penisa, gdy drugą opierałem się o łóżko, aby jeszcze nie schodzić zbyt nisko. Tylko przez chwilę patrzyłem na starszego, a widząc, że uważnie mnie obserwuje, czekając aż się w nim znajdę, nie zwlekałem z przesunięciem sznurka od stringów końcówką swojej męskość, by zacząć już próbować w niego wchodzić.

Uczucie było tak cudowne i niebywałe, że przez chwilę straciłem kontrolę, mając już ochotę wejść w niego po same jądra. Jednak uświadomienie sobie, że w ten sposób bym go skrzywdził i sprawił, że jego pierwszy raz zapamiętałby jako najgorszy, powstrzymałem się przed wejściem głębiej niż dwa lub trzy centymetry.

Westchnąłem, w końcu uciekając prosto nad jego usta, aby znów posmakować mojego delikatnego płatka róży. Choć czułem, że chłopak lekko się pode mną wygina, jęcząc mi zaraz prosto w wargi. Zdążyłem zapamiętać odgłosy rozkoszy, którymi obdarowywał mnie w środę. I niestety ten jęk nie zaliczał się do nich, zwłaszcza gdy powieki chłopaka mocno się zacisnęły, a nasze złączenie ust niewiele nam dało, bo tylko przez chwilę próbował oddawać pocałunek. Nie przestawałem jednak, schodząc jedynie na jego szyję, chcąc aby się przyzwyczaił, a mnie minęła chęć mocniejszego wejścia w te gorące i mokre ścianki.

Nie mogę... Jeszcze nie teraz... Uspokój się, Jeon.

Mój język pieścił jego najwrażliwsze fragmenty szyi, po raz kolejny zasysając się na czerwonych punktach. Przez chwilę nie czułem, aby jego zaciśnięte dłonie na kołdrze, mocniej się spinały, dlatego uznałem to za znak, by wejść w niego głębiej.

To był jednak błąd, którego natychmiast pożałowałem, bo choć Jiminnie starał się nie zaciskać na moim penisie, jego głos, pełen bólu, ranił mnie bardziej.

- Przestań, to za dużo... - wyszeptał. – Boli...

Nie chciałem mu zapewniać takich cierpień, nieważne jak dobrze mi było i jak bardzo pragnąłem zacząć się w nim poruszać. To na jego potrzeby musiałem w tej chwili patrzeć. Zresztą, właśnie tego chciałem. By zobaczyć jak jego twarz wykrzywia się znów w przyjemności, a jęki wymieszane z moim imieniem, wypełniają jego pokój.

Oparłem się czołem o obojczyk starszego, natychmiast wysuwając się z niego prawie do samego końca, co z jednej strony przyniosło zawód, skoro do tej pory nie odmawiałem sobie pogłębiania tej przyjemności, a z drugiej ulgę, bo Jiminnie przestał spinać mięśnie, na pewno przestając cierpieć.

- Przepraszam, kitten, po prostu jesteś tak przyjemnie ciasny... robię to za szybko, wiem i przepraszam – wyszeptałem między braniem głębokich oddechów, owiewających jego śliczną, miodową skórę. Pozwoliłem sobie znów zaciągnąć jego zapachem, wiedząc, że chyba nigdy nie zdołam do niego przywyknąć, bo za każdym razem wywoływał we mnie tę samą falę gorąca i uczuć, których zdecydowanie brakowało wcześniej w moim życiu. Ale teraz to on był moim życiem, którego nie miałem zamiaru już stracić.

Oderwałem się powoli od jego skóry, nie zmieniając swojej pozycji między jego nogami, aby nie zadać mu więcej bólu. Przeniosłem wzrok na jego twarzyczkę, tym razem spokojną, i skrzyżowałem nasze spojrzenia, wyrażające te same uczucia, którymi w końcu chciałem się z nim podzielić.

Wyciągnąłem jedną dłoń do jego policzka, głaszcząc go delikatnie i jak zwykle bojąc się, że skrzywdzę mój delikatny płatek róży. Miał ładnie nabrzmiałe wargi, idealnie pasujące do naszego zbliżenia, a jego wpatrujące się we mnie oczy, trochę się szkliły, zapewne przez sprawiony mu ból. Mimo wszystko był to widok przyspieszający moje serce. Tak piękny człowiek należał tylko do mnie. Na zawsze. I chyba po raz pierwszy dziękowałem przeznaczeniu, że w ogóle postanowiło ingerować w nasze uczucia, wysyłając mnie do niego.

- Mój śliczny kotek. Tatuś cię kocha, Jiminnie – zapewniłem, nawet nie spodziewając się, że te słowa będą brzmieć tak szczerze i czysto w moich ustach.

Nie dałem mu czasu na odpowiedź, za bardzo pragnąć przypieczętować to pocałunkiem. Długim, mokrym i gorącym, na chwilę odrywającym go od tego, co za chwilę mieliśmy kontynuować. Nie mogłem się powstrzymać przed przygryzieniem tej pełnej wargi, sprawiając, że po wszystkim, Jiminnie schował obie między swoimi zębami, mrucząc cicho, choć jego wzrok nie wpatrywał się dłużej w moje oczy, uciekając gdzieś na bok.

- Wróć, proszę... Będę dzielny. Wytrzymam – zaczął mnie zapewniać, chcąc jeszcze coś po tym dodać, ale zawahał się na chwilę. – Ale wolniej, dobrze? – Wraz z zadaniem tego pytania, tym razem przygryzł tylko jedną wargę zębami, sprawiając, że zacząłem się wpatrywać w to rozpraszające zjawisko, rozważając w międzyczasie jego prośbę.

- Nie wejdę cały, obiecuję – powiedziałem, gdy już zdołałem przenieść wzrok znów na jego oczy. Wiedziałem, że długi penis jest atutem, ale tylko po przeżyciu już tego pierwszego, bolesnego razu.

Powoli zawędrowałem na jego szczękę, całując ją w kilku miejscach i zaczynając wsuwać się na te następne dwa centymetry. Było cholernie przyjemnie, szczególnie gdy tę minutę lub dwie, nie poruszałem się w ogóle. Jiminnie i tak utrzymywał moje podniecenie na odpowiednio wysokim poziomie, który nie opadał nawet gdy mój penis się w nim nie poruszał. Wystarczał mi jego zapach i smak, wraz z tymi wpatrującymi się we mnie oczami.

Tuż po wsunięciu i westchnięciu w jego skórę, równie powoli zacząłem się wycofywać, już tęskniąc za jego ciepłem. Choć po kolejnych dwóch sekundach zwykłego całowania wypieszczonej już szyi, wszedłem na tę samą głębokość, powtarzając poprzednie, powolne pchnięcie.

Jiminnie chyba się przyzwyczajał, bo przestał spinać, a gdy zerknąłem na jego twarz, nie widziałem tych samych zaciśniętych powiek, a po prostu zamknięte delikatnie oczy i rozchylone odrobinę usta. Wyglądał ślicznie w takim wydaniu i nie mogłem oderwać od niego wzroku, chcąc przyglądać się jak reaguje na każde pchnięcie.

Kolejne dwa lub trzy takie same wysunięcia i wsunięcia, sprawiły, że oddech starszego zaczął przyspieszać. Nie skupiałem się na razie na swojej przyjemności, wyłączając wszystkie działające na mnie bodźce, aby to Jiminnie zaczął odczuwać rozkosz. I nawet nie pogłębiałem tych pchnięć, obawiając się, że to znów będzie za szybko. Oczywiście dopóki mój ukochany sam nie postanowił dać mi znaku, że powoli zaczyna to być dla niego za mało.

- Tatusiu, czy... możesz głębiej... i szybciej? – wydyszał, rozchylając swoje usta jeszcze bardziej, sprawiając w ten sposób, że mój język zapragnął wtargnąć między te lekko szklące się wargi.

Jednak tylko czekałem na takie słowa i jego przyzwyczajenie do mojej wielkości. Skupiłem się na zapewnieniu mu odpowiedniego kąta, pod którym od razu zacząłem wypychać do przodu biodra, zagłębiając się w niego jeszcze bardziej.

Te pulsujące i gorące ścianki, były wszystkim czego w tej chwili pragnąłem. Chłopak był naprawdę ciasny, dlatego nadal kontrolowałem jak głęboko w niego wchodzę, nie poddając się w pełni wszystkim wyrywającym się ze mnie uczuciom, oczywiście w postaci jęków.

Jiminnie na szczęście nie narzekał na moje dodawanie kolejnego centymetra, co dwa lub trzy pchnięcia, nadal powolne, abym i ja nagle nie doszedł. Bo mimo wszystko z moją bratnią duszą było inaczej. Starszy wszystkim na mnie działał i wszystkim mnie podniecał, czasem nie musząc pokazywać mi swojego ciała, aby mój penis już grzecznie stał.

Dawałem mu się przyzwyczajać do mojej wielkości i długości, nie pozwalając swoim oczom patrzeć na jego twarz, bo wystarczały mi już te pozostałe bodźce, utrzymujące moje podniecenie na wysokim poziomie. Słuchałem naszych oddechów i swoich jęków, czasami sięgając do wejścia starszego, aby poprawić zsuwający się pasek od stringów. Choć to wcale nie pomagało mi w odrzucaniu tej wszechogarniającej mnie rozkoszy, bo gdy przypominałem sobie jego widok w tych majteczkach, moje usta aż powracały do pieszczenia jego ciała, przygryzając fragmenty skóry gdzieś przy obojczyku. I dopiero gdy usłyszałem i poczułem po reakcji ciała Jimina, że trafiłem w jego prostatę, nie chciałem się już hamować, specjalnie wykonując podobne pchnięcie do poprzedniego, choć mocniejsze i głębsze, dodatkowo wyrywające głośny jęk z mojego ukochanego.

Zamruczałem na taką reakcję, nie przerywając, a postanawiając zmodyfikować nieco naszą pozycję, aby było mu przyjemniej i wygodniej.

- Obejmij mnie, baby boy – powiedziałem między naszymi uniesieniami, nie przerywając oczywiście poruszania w jego wnętrzu, przez co nasze jęki cichły tylko podczas brania głębszych oddechów.

Jiminnie zaraz zarzucił na moje plecy swoje dłonie, zaciskające się do tej pory na kołdrze, a skoro nie miały już żadnego materiału, aby znaleźć na nim ujście swoich emocji, to moja skóra posłużyła za kołdrę, otrzymując pierwszą dawkę bólu, który tylko popychał mnie do szybszego poruszania w mojej bratniej duszy.

Wbijające się paznokcie, raniły moje plecy i czułem, że niekotrolujący się Jiminnie, wcale nie robi tego delikatnie. Z uśmiechem uniosłem jedną jego nogę do góry, chcąc pokazać mu, że one też mają mnie objąć. A kiedy starszy chętnie to uczynił, uzyskaliśmy kąt najodpowiedniejszy do głębokiego i mocnego wchodzenia między jego pośladki.

Chciałem go skomplementować, ale nasuwały mi się same wulgarne wyrażenia, których nie mogłem mu prezentować przy naszym pierwszym razie. Zamiast tego przyciągnąłem go do siebie bliżej, wtulając w swoje ciało i nadal nie przerywając sprawiania nam przyjemności.

- Jeszcze szybciej, tatusiu... proszę – wyjęczał tuż przy moim uchu, odchylając po tym nieco głowę, by zaraz znów powrócić na to samo miejsce przy mojej szyi, przez co poczułem jak po jego policzku zaczęły spływać łzy. – To takie... przyjemne... - zapewnił, a ja chętnie słuchałem tego przepełnionego rozkoszą, ale nadal delikatnego głosu.

Jiminnie z każdym pchnięciem był coraz bardziej na skraju orgazmu, szepcząc wielokrotnie „tatusiu" lub po prostu prosząc, abym nie przestawał. Uczyłem się najlepszego ułożenia, przy którym mój kotek czuł się najlepiej. A nie chcąc tego stracić, przemieściłem jedną dłoń na jego pośladek, a drugą nadal podtrzymywałem go gdzieś na plecach, postanawiając wykorzystać też jego wtulanie, by dotrzeć ustami do jego szyi. Ta strona nie była aż tak wymęczona i czerwona jak ta druga, dlatego rozpocząłem naznaczanie jej, kolejne lizanie i przygryzanie, coraz bardziej przyspieszając z poruszaniem w jego wnętrzu. Jiminnie w pełni przyzwyczaił się już do mojej wielkości, nadal zaciskając dłonie na moich plecach i raniąc je odrobinę. Oczywiście ciągle miało to na mnie taki sam wpływ, zapewniając nam jeszcze mocniejsze i głębsze pchnięcia, bo szybkość utrzymywałem tę samą.

- Jesteś taki gorący... i ciasny... Jiminnie – wyjęczałem w pewnym momencie w jego szyję, nie mogąc już tego w sobie trzymać. Nie byłem też w stanie pieścić jego skóry przy takiej prędkość, dlatego przyciągnąłem go bliżej siebie, zamykając oczy i słuchając odgłosów naszych ciał, jęków i wyrywających się od czasu do czasu „Jeonggukie" lub „tatusiu" z ust starszego.

Moim celem było doprowadzenie ukochanego jako pierwszego do orgazmu, a z moim doświadczeniem, powinno to być teoretycznie banalnym zadaniem. O ile Jimin nie byłby moją bratnią duszą.

Musiałem ostatecznie otworzyć oczy, bo wyobrażałem sobie jego ciało pode mną, jego twarz wykrzywioną w rozkoszy i jego myśli, w których błagał o doprowadzenie go do orgazmu. Choć wraz z rozchyleniem powiek, poczułem jak jego mięśnie lekko się spinają, a z ust wyrywa się stłumiony jęk, właśnie przez chowanie w moim barku. I w tym samym momencie, między naszymi ciałami pojawiła się ciepła ciecz, trochę chłodniejsza od naszej temperatury, będąca efektem dojścia mojego kotka. Nie chciałem go męczyć i nie musiałem, po wystarczyły dwa ostatnie, dość głębokie pchnięcia, bym i ja doszedł w jego wnętrzu, przez chwilę nie mogąc pojąc uczucia, które mnie ogarnęło. Trzymanie tak blisko swojej bratniej duszy, kochanie go i doprowadzanie do orgazmu, wraz z zapachem i dotykiem, było powyżej standardowej błogości. Naprawdę przeniosłem nas do nieba, zapewniając równie piękny moment, jak nasz pierwszy pocałunek.

Przyciągnąłem go bliżej siebie, puszczając pośladek i obejmując obiema rękoma. Ignorowałem dobrze znane mi efekty uboczne intensywnego orgazmu, woląc zająć się moim ukochanym, który na pewno jest teraz bardziej zmęczony ode mnie. Zazwyczaj miałem jeszcze dużo energii po pierwszym dojściu, mogąc bez problemu przejść do drugiej rundy, ale Jiminnie potrójnie pochłaniał moją wytrzymałość, do czego na pewno po prostu musiałem przywyknąć. A dla takich wrażeń i okazywania mu miłości, byłem w stanie to zrobić.

- Tatuś jest z ciebie dumny, kochanie. Świetnie sobie poradziłeś – wyszeptałem, gdy uznałem, że już trochę ochłonął i mogę go odrobinę od siebie odsunąć, aby dać leniwego całusa.

Nadal ciężko oddychaliśmy, a jego oczy jeszcze przez chwilę były zamknięte, oczywiście dopóki się nie uśmiechnął, czując moje wargi na tych swoich. Musiałem się znów przyjrzeć temu obrazkowi. Ślicznemu chłopakowi, lekko pokrytemu potem i widocznie usatysfakcjonowanemu i szczęśliwemu.

- Mój piękny, zarumieniony kotek – skomplementowałem go, znów dając kolejnego całusa, tym razem dłuższego, choć tak samo leniwego, przez nasze zmęczenie.

I dopiero gdy się od niego oderwałem, obejmując nieco szczelniej, powoli z niego wyszedłem, już tęskniąc za tym ciepłem, nawet jeśli byłem trochę wrażliwy na dotyk w tamtych okolicach.

Wykorzystując podtrzymywanie starszego, po prostu przewróciłem się na bok, kładąc na plecach i przekręcając ukochanego w swoją stronę. Chciałem, aby się we mnie wtulił, ale Jiminnie był najwyraźniej na to zbyt zmęczony, pragnąc jedynie przy mnie leżeć. Dlatego nie nalegałem na jego przysunięcie i tak ciesząc się z jego obecności.

- Odpocznij i zapraszam te jędrne pośladki na mnie. Tatuś chce zobaczyć jak jego chłopczyk dochodzi – zapowiedziałem, za bardzo żałując, że tak jak podczas naszej pierwszej zabawy, nie oglądałem jego twarzy, gdy dochodził. Wyglądał wtedy najśliczniej i chciałem znów móc to zobaczyć, a druga runda na pewno mi to zapewni.



Jimin:

W najpiękniejszych snach nie przypuszczałem, że zbliżenie z moim ukochanym będzie tak cudowne. Owszem, bolało i z początku nie mogłem do tego przywyknąć, jednak gdy tego bólu zabrakło, zrozumiałem, że go pragnę. To było jak idealne dopełnienie tego seksu. Odrobinę masochistyczne pragnienie bólu, pomogło mi zaakceptować pojawienie się w moim ciele czegoś tak dużego. A potem było już tylko lepiej. Uczucie przypominało to, gdy jedziesz na rollercoasterze - niby się boisz, ale jest niesamowicie. Tylko tutaj do tego wszystkiego dochodziła jeszcze miłość i gorące pożądanie. Nawet orgazm nie był jeszcze nigdy tak niesamowity. Zdarzało mi się doprowadzać do rozkoszy, ale nawet tamte wszystkie zsumowane razy, nie były warte tyle, co ten jeden.

Czułem się wykończony ilością przeżytych doznań i potrzebowałem chwili, aby zwinąć się w kulkę i złapać kilka oddechów. Nawet przytulenie się do Jeongguka, wydawało się zbyt wielkim wysiłkiem, jednak po niecałej minucie zaczęło mi brakować jego ciepła. Dlatego przysunąłem się bliżej i powoli uniosłem głowę, aby oprzeć ją o jego tors. Teraz było jeszcze lepiej.

Przez chwilę rozkoszowałem się zapachem Jeongguka, który zaczął się mieszać. Czułem trochę tej znajomej woni domu, ale też cięższą mieszankę, jaką od dziś będę kojarzył z seksem. Ta druga działała na moje nozdrza w taki sposób, że pomimo zmęczenia, chciałem jeszcze raz zasmakować tej przyjemności. Zresztą, przecież mieliśmy mieć przed sobą kilka rund, prawda?

Wyciągnąłem rękę i bez skrupułów położyłem dłoń na kroczu Jeongguka. Chwyciłem moją małą łapką jego penisa, którego zacząłem powoli stymulować, chcąc jeszcze w międzyczasie odpocząć.

Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc, jak nawet tak spokojna zabawa, szybko doprowadza mojego chłopaka do ponownego podniecenia. Jego męskość zrobiła się twarda, a ja zapragnąłem wziąć ją między wagi. Jednak wiedziałem, że nie tego ode mnie oczekiwał, więc w końcu podniosłem się, zaprzestając tych powolnych ruchów, i usiadłem okrakiem na Jeongguku. Od razu złapałem jego penis, by móc go nakierować na swoje wejście, a ponieważ byłem już rozciągnięty, bez problemu znalazł się w moim środku. Co prawda z początku ostrożnie go w siebie wsuwałem, opadając coraz niżej, ale gdy zrozumiałem, że jest w porządku, opadłem do samego końca. Syknąłem z bólu, zastanawiając się, czy mi czasem gardłem nie wyjdzie ta jego długość, ale jakoś dałem radę.

Kiedy już sobie poradziłem, spojrzałem na twarz Jeongguka, chcąc zobaczyć jego reakcję. Trochę się zawstydziłem na widok intensywnego spojrzenia, ale nie dałem się temu uczuciu.

On mnie pragnie. Naprawdę.

Moje myśli zostały potwierdzone przez dłonie młodszego, które spoczęły na moich biodrach.

- Grzeczny Jiminnie... You are doing so so well, baby boy – powiedział, głaszcząc moje boki kciukami. Nawet tak niewielka pieszczota, sprawiała, że mój penis znów zaczynał się unosić. – Jak się czujesz? Lubisz mieć w sobie swojego tatusia? Lubisz być mną wypełniony? – zapytał Jeongguk, na co przymknąłem oczy.

Uwielbiam. Jest idealnie. Chcę cię czuć jak najgłębiej. Chcę, byśmy robili to tak dziko jak zwierzęta. Chcę byś mnie teraz rzucił na brzuch, złapał za włosy i poruszał się z całej siły.

Jednak moje myśli nie szły w parze ze słowami, które bały się być tak wulgarne, zwłaszcza przy naszym pierwszym stosunku. Młodszy miał już za sobą pierwszy raz, ale ja nie, i wolałem to zapamiętać właśnie w takiej uroczej i delikatnej otoczce, jaką mi serwował. Co zresztą było bardzo kochane z jego strony. Ale jeszcze to zmienimy.

- Do... Dobrze. Bardzo lubię... - zapewniłem, opierając dłonie o twardy brzuch Jeongguka. Bardzo powoli zacząłem poruszać się w górę i w dół, aby móc wyczuć, jak mogę to robić, by się ze mnie nie wysunął. – Tatuś jest za duży... - poskarżyłem się, bo nadal miałem uczucie rozrywania mi pośladków. – Ale przez to czuję się... tak dobrze... i... taki pełny... - dodałem, przerywając co chwilę, aby móc złapać oddech, który przyspieszył przez podniecenie.

Moja bratnia dusza, z widocznym zadowoleniem, przyjęła te słowa i chętnie pomogła mi w odpowiednim poruszaniu się. Wiedziałem, że skoro to ja byłem teraz aktywną stroną, powinienem zadbać nie o własną przyjemność, a o jego. Dlatego starałem się, aby czerpał rozkosz nie tylko z moich trochę zaciśniętych pośladków, a również z wrażeń wizualnych i słuchowych. Nie hamowałem więc żadnej miny wyrażającej błogość, nie powstrzymywałem głośnych dźwięków cisnących się na usta. Powtarzałem jego imię, jednocześnie sięgając do swojego przyrodzenia, aby mógł zobaczyć, jak się zadowalam (nawet podwójnie) na jego oczach.

I choć nie miałem problemu z tym, by odwlekać swój orgazm, bo z tego co zdążyłem się zorientować, należałem raczej do długodystansowców, to tym razem nie chciałem tego robić. Przyjemność, jaką będę czerpać ze spełnienia na oczach mojego Jeongguka, była zbyt kuszącą wizją.

Przez falę orgazmu, przechodzącą przez moje ciało, poczułem jak tracę siłę, więc gdyby mój ukochany mnie nie złapał, wylądowałbym na nim bezsilnie. Jednak nie tylko ze mnie wystrzeliło nasienie, bo poczułem je również między moimi pośladkami.

Uśmiechnąłem się zmęczony, patrząc jak Jeonggukie z zafascynowaniem przygląda się temu, co się dzieje. A kiedy skończył, pozwolił mi się w siebie wtulić.

Ten drugi orgazm był równie intensywny jak pierwszy, przyniósł też równie piękne doznanie. Ale równocześnie pozbawił także resztki sił, przez co nawet uśmiech był teraz męczący. Choć po otrzymaniu buziaka we włosy, sam cisnął się na usta.

- Jesteś cudowny, babe. Wytrzymaj jeszcze jedną rundę i tatuś się tobą zaopiekuje – obiecał, głaszcząc moje plecy, na co jęknąłem.

- Jeszcze? – powtórzyłem.

I pomyśleć, że myślałem o czterech lub pięciu razach! Dwa to już było za dużo!

- Ale ty się poruszasz – poprosiłem, nie wyobrażając sobie, bym w tym stanie miał powtórzyć to skakanie po nim. – Nie wiedziałem, że to takie męczące. Jakbym przepłynął sto basenów – przyznałem, na co młodszy zaśmiał się cicho.

- Taką przyjemnością spalasz nawet więcej kalorii niż przy tych twoich basenach, Jiminnie – zauważył. W takim razie kupuję karnet na seks z tobą. – Chcę się tobą nacieszyć, nie pozwolę ci pójść spać już po dwóch orgazmach, baby boy – dodał jeszcze mój partner, przeczesując palcami lepiące mi się do głowy włosy. Nawet nie wiedziałem, kiedy zdążyłem się tak spocić.

Powoli przeniosłem się z jego ciała na materac, ale tym razem zostałem blisko niego, wtulając w chłopaka plecami. Głowę oparłem wygodnie na jego przedramieniu, które posłużyło mi za poduszkę.

- Nie wykorzystamy dzisiaj żadnej zabawki? – zapytałem, ciekaw jakie atrakcje jeszcze przygotował. – I nie oberwę? Moja lista przewinień na pewno jest na tyle długa, bym oberwał – zauważyłem, uśmiechając się do siebie.

- Już się nie możesz doczekać tych klapsów, huh? – zapytał, całując mnie tuż pod uchem. – Spokojnie, w piątek po pracy przyjdę z kolejnymi prezentami, na twój pierwszy raz nie mogłem przygotować nic z przedstawionych ci kinków. I tak, to już coś około dwóch tysięcy trzystu siedemdziesięciu pięciu, po tak seksownej minie podczas przeżywania orgazmu.

- Nie mogę się już doczekać piątku – zapewniłem, chętnie dając sobie jeszcze czas na odpoczynek. Co prawda dłoń Jeongguka rozpraszała mnie, zaczynając już badać moje ciało, czemu nie miałem nic przeciwko.

Dotykaj mnie, mój kochany. Jestem cały twój.



Jungkook:

W końcu otrzymałem to, czego tak bardzo pragnąłem. Ujrzenia mojego kotka przeżywającego orgazm. Dzięki włączonej lampce, widziałem prawie każdy detal, starając się zrobić zdjęcia swoimi oczami, choć wiedziałem, że w końcu dojdziemy do tego, bym zrobił to telefonem. O ile zacznę się odpowiednio kontrolować podczas seksu z nim.

Jiminnie okazał się świetnym uległym. Nie mogłem tego stwierdzić po pierwszej rundzie, ale przy drugiej, widząc jak pracuje swoim seksownym ciałem i pokazuje jak mu dobrze, kiedy mój penis ociera się o jego ścianki, znów zapomniałem o całym świecie, oddając mu wszystkie najlepsze tytuły, nawet jeśli to był dopiero seks waniliowy.

Byłem już zmęczony, choć w porównaniu z Jiminem, na pewno mniej. I gdy tak leżeliśmy obok siebie, nie mogłem przestać się uśmiechać przez widok wylewającej się z niego spermy, pomieszanej z pozostałościami lubrykantu. Wulgarny i seksowny kitten, posiadający w sobie moje „love juices", do tego w takiej ilości pozostającej jeszcze na jego udach i moim kroczu, był wystarczającym wspomnieniem, aby powoli z powrotem pobudzać mnie do działania.

Mówiłem, że cię dzisiaj wymęczę, Jiminnie. Szczególnie gdy nadal nie mam cię dosyć.

Posłałem mu półuśmiech, kończąc tym samym naszą rozmowę, bo widząc, że jest już raczej gotowy na ostatnią rundę, wolałem do niej przejść, niż pozwolić, aby mi przysnął.

Nie miałem ułożonego scenariusza całej zabawy. Wystarczyły mi po prostu jego sugestie i moje fantazje, abym przechodził od pozycji do pozycji. Bo i tym razem tak było. Jiminnie oznajmił, że nie ma siły się poruszać, więc na boku będzie nam najwygodniej. Choć najpierw umieściłem palce na jego lekko mokrym podbródku, by podnieść mu głowę do góry i dosięgnąć w ten sposób tych pełnych ust, mocno już wymęczonych, jednak nadal chętnych do oddawania pocałunków.

Delikatne masowanie jego miękkich i gorących warg, już po kilku muśnięciach przerodziło się we francuski pocałunek. Trochę używałem przy tym zębów, drażniąc od czasu do czasu jego dolną wargę i uśmiechając się przy tym na jego reakcje, które głównie były lekkim zaskoczeniem moimi działaniami. Na szczęście ode mnie nie uciekał, otrzymując w ten sposób nagrodę w postaci moich nieustraszonych rąk, które od razu zaczęły zwiedzać swoje ulubione rejony. Początkowo jeździłem tylko po jego penisie, bawiąc się też chwilę jądrami, ale szybko uniosłem mu nogę do góry, uginając w kolanie, by włożyć swoje długie palce w jego dziurkę. Masowałem go pod odpowiednim kątem, ciesząc się kolejnym tak bliskim spotkaniem z jego gorącymi ściankami, nadal pełnymi mojej spermy. I robiłem to na tyle sprawnie, pocierając jego prostatę, by chłopak zaczynał być powoli gotowy na ostatnią pozycję i rundę. Choć chciałem się z nim jeszcze podroczyć, nawet kiedy czułem jego twardy członek ocierający się o ten mój. Dlatego całowałem go jeszcze dobrą minutę, wiedząc, że przy następnej pozycji nie będę miał okazji dosięgnąć tych ust.

I kiedy już sam zaczynałem mieć ogromną ochotę, by moje palce zamieniły się z penisem miejscami, powoli opuściłem jego dziurkę, odrywając też od warg i posyłając mu uśmiech. Te brązowe oczy, lekko ukryte pod tym kątem i padającym na jego twarz cieniem, na chwilę skupiły na sobie moją uwagę. Dałem mu jeszcze delikatnego całusa w nos, przenosząc już obydwie dłonie na jego pas, by bez żadnego ostrzeżenia przewrócić na plecy, a następnie na bok, tyłem do siebie. Tak miała wyglądać nasza ostatnia pozycja i przez chwilę podziwiałem te kształtne brzoskwinki, z kokardką pośrodku górnego paska. Ślicznie wyglądał w takich ozdobach. Jak mój prawdziwy kotek, razem z tymi dzwoneczkami z przodu.

Nie widziałem sensu w polewaniu żelu, bo już obaj byliśmy cali mokrzy, pokryci spermą, lub tak jak Jiminnie - wypełnieni nią. Biała ciecz wylewała się już z chłopaka, robiąc teraz za naturalny lubrykant, co zauważyłem, gdy rozchyliłem jego pośladki, przesuwając też różowy paseczek i łapiąc za swojego penisa. Chwilę pocierałem samą końcówką jego wejście, drażniąc zarówno siebie, jak i starszego, bo obaj byliśmy dość wrażliwi w stykających się miejscach, i co ważniejsze - spragnieni swoich ciał. Jednak długo tak nie wytrzymałem, zaraz wsuwając się do ulegającego mi już wejścia, choć nadal odpowiednio ciasnego, co znów wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Natychmiast usłyszałem przyjemne dla moich uszu mruknięcie, wyrażające zadowolenie z ponownego posiadania mnie w sobie. Jiminnie zaczął nieco poprawiać swoją pozycję, wypinając się bardziej, aby ułatwić nam zabawę. Miałem go ochotę klepnąć w ten tyłeczek, ale jeszcze się przed tym powstrzymywałem, po prostu przysuwając jeszcze bliżej, przez co mój penis wsunął się w niego do samego końca, zarówno ze mnie, jak i z niego, wyrywając krótkie westchnienia przez tak przyjemne działanie. Wiedziałem, że ta runda będzie dość długa i leniwa, dlatego początkowo objąłem go w pasie, niby lądując dłonią na jego brzuchu. Choć miało to na celu odnalezienie jego ręki i przejechanie nią po tym pokrytym spermą ciele. A kiedy uzbieraliśmy odpowiednią ilość białej cieczy, umieściłem swoją dłoń na grzbiecie tej jego, ciesząc się, że jest tak malutka, by bez problemu mieścić w tej mojej i pozwalać sobą manewrować. Wykonywałem w międzyczasie powolne pchnięcia, na razie nie mogąc celować pod odpowiednim kątem, bo skupiłem się na przesuwaniu złapanej ręki na penisa starszego. To on miał go pocierać, oczywiście pod nadzorem mojej dłoni, sprawującej nad tym wszystkim władzę i ustalającej tempo. I dopiero gdy wykonywałem te dwie czynności, mogliśmy w pełni cieszyć się trzecią rundą. Nadal tak samo romantyczną, gorącą, mokrą i głęboką.

- It feels so good, Jiminnie – wyszeptałem tuż koło jego ucha, gdy po kilkunastu takich pchnięciach, moje oczy automatycznie zaczęły się przymykać, a nos nie mógł oderwać od szyi starszego, nadal tak cudownie pachnącej. – Jesteś taki mokry, baby boy – podzieliłem się z nim kolejnym faktem, którym nie mogłem się od początku nacieszyć, bo moja bratnia dusza była idealna. – Najchętniej nie skończyłbym na trzech rundach.

Język też nie chciał pozostać bierny, dlatego wysunął się nieco, zahaczając o płatek ucha starszego. Chętnie zassał się na nim, wyrywając cichy jęk z ust mojej miłości. A kiedy uznał, że to za mało, do zabawy dołączyły zęby.

Dłoń trzymająca tę starszego, nadal pracowała na jego mokrym penisie, wydającym nieco wulgarne odgłosy. Nasze oddechy utrzymywały to samo tempo, a moje biodra nie przestawały wypychać się do przodu. I do tego wszystko dołączyło jeszcze pieszczenie jego ucha, które wydawało się równie urocze jak jego nos, a co za tym szło - zasługiwało na trochę uwagi i miłości.

Robiłem wszystko, aby odpowiednio się nim zająć i dać jeszcze trochę przyjemności, nawet jeśli jego głos brzmiał na zmęczony, a ruchy dłoni poddawały się tym moim. Chłopak chyba chciał nam pomóc w osiągnięciu ostatniego orgazmu, bo uniósł nieco jedną nogę, kombinując z kątem, którego jeszcze nie próbowałem rozpracować. Jednak teraz, widząc, że tego pragnie, od razu zostawiłem nieco czerwone i pokryte moją śliną ucho, powracając do opierania nosa na jego ramieniu, by spróbować trafić w jego prostatę. I po dwóch poprzednich rundach, było to dziecinnie proste, zwłaszcza gdy posiadało się miano dobrego kochanka.

Jiminnie w końcu zajęczał mi nieco głośniej, utwierdzając mnie w tym, że otarłem się o odpowiednie miejsce. A widząc jego zmęczenie i zamykające się oczy, specjalnie tego nie przedłużałem, pozwalając i swoim powiekom opaść, by przyspieszyć i skupić tylko i wyłącznie na przeżywanym zbliżeniu z przeznaczoną mi miłością.

Chłopak przy moich szybkich pchnięciach i takim samym tempie poruszania jego dłonią, nasilił swoje seksowne jęki, znów wymieszane z głębokimi oddechami, powoli ginącymi w odgłosach rozkoszy, nie tylko naszych ust, a również uderzających o siebie ciał.

Starszy znów doszedł jako pierwszy, brudząc nasze dłonie, które nakierowałem na końcówkę jego penisa. Choć tym razem dogoniłem go naprawdę szybko, bo pachniał, smakował i brzmiał zbyt cudownie, abym w ogóle mógł to przedłużać.

Wyjęczałem jego imię w przytknięte do moich ust ramię, trochę je po tym przygryzając i puszczając już jego dłoń, by objąć w pasie i przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Nie chciałem i nie zamierzałem się jeszcze od niego odsuwać, zwłaszcza gdy wyglądał na tak wymęczonego przez nasz mały maraton, natychmiast zamykając oczy, by złapać oddech.

Przyglądałem się jego profilowi znad ramienia, niechętnie wysuwając się już z jego wnętrza, aby dać mu w pełni odpocząć. Jednak nie spodziewałem się, że to go nagle rozbudzi, bo chłopak przekręcił się zaraz po tym na plecy, patrząc na mnie nieco przymrużonymi przez światło oczami i wykorzystując ubrudzoną spermą dłoń, by podnieść ją do swoich ust i spróbować własnego nasienia.

Seksowne. Podoba mi się.

Patrzył przy tym prosto w moje oczy, jakby robił to co najmniej dziesiąty raz, a nie pierwszy w swoim życiu, za co otrzymał półuśmiech i buziaka prosto w bok głowy.

- Kotek jest jeszcze głodny? Powinienem się nim zająć? – zapytałem, choć dobrze znałem odpowiedź na to pytanie. Chciałem go jednak odrobinę postraszyć.

I wykorzystując swoją równie mokrą rękę, wsunąłem dwa palce, pokryte białą cieczą, między jego wargi, oczywiście grzecznie się dla mnie otwierające.

Kiedyś cię tak nakarmię, Jiminnie.

- Nie chcesz cieplejszego posiłku, princess? – dodałem, jak tylko jego języczek ściągnął większość spermy z moich długich palców.

Starszy chyba zdawał sobie sprawę z tego, że go tylko straszę, bo nie chciałbym, aby mi zasnął podczas stosunku. Trzy orgazmy to i tak za dużo jak na pierwszy raz. A widząc jak kręci głową i zaraz próbuje schować się w moich ramionach, miałem na to dowód.

- Nie mam siły, tatusiu... - Ten głosik i bezbronność małej, wtulającej się we mnie kulki, na tyle mnie rozczuliła, by porzucić to droczenie i od razu go przytulić.

- Wiem, kochanie – przyznałem z uśmiech, całując go w mokre włosy i gładząc ręką po obejmowanych plecach. – Podobało się mojemu kotkowi?

- Tak. Chociaż bolało. Ale potem zrozumiałem, że ten ból mnie bardziej podnieca – podzielił się ze mną dość istotnym faktem, który oczywiście mnie ucieszył, bo to oznaczało, że nie będzie miał problemu z naszymi zabawami. No, na pewno z większością.

- Mój dzielny chłopczyk – pochwaliłem go, znów dosięgając jego ust, by zapewnić jeszcze więcej czułości. Jednak nie mogłem tego przedłużać, skoro starszy mi przysypiał, a i moja energia w końcu się kiedyś kończyła. Dlatego dość szybko przerwałem nasz pocałunek, zsuwając się niżej, aby pozbyć majteczek Jimina, na tyle ostrożnie, by go dodatkowo nie podrażnić, bo wiedziałem, że jego ciało jest teraz naprawdę wrażliwe.

Odrzuciłem różowy materiał na podłogę, gdzieś obok szafki, zaraz powracając do grzecznie leżącego chłopaka. Jak zwykle nie miałem żadnego problemu z wzięciem go na ręce, chętnie przyglądając się tak wymęczonemu ukochanemu, który mimo wszystko starał się we mnie wtulać. Choć gdy już znaleźliśmy się pod prysznicem, usilnie próbował również się mną zajmować, przez co obrywał po dłoniach, nie musząc tego robić po doprowadzeniu go do trzech wykańczających orgazmów. Miałem lepszą wytrzymałość, dlatego powinien po prostu poddać się moim działaniom.

Po dokładnym umyciu i pozostawieniu na jego ciele tylko licznych czerwonych plam i śladów zębów, zarzuciłem ręcznik na jego plecy, pozwalając zająć się myciem zębów. Prysznic trochę go rozbudził, więc był w stanie to zrobić. W tym czasie szybko się wytarłem, aby zrobić wymianę, jak tylko mój ukochany skończy czyścić zęby. Dzielenie jednej szczoteczki może i było niehigieniczne, ale jakoś nam to nie przeszkadzało, kiedy u siebie nocowaliśmy.

Jiminnie sam zdołał się wytrzeć, choć ograniczył do górnych partii ciała, a ja zająłem się resztą. I dopiero kiedy obaj byliśmy w pełni ogarnięci, znów przetransportowałem mojego kotka do jego pokoju, stawiając na razie przy łóżku, aby złożyć brudną kołdrę i rzucić na podłogę. Poprosiłem starszego o koc, abyśmy to pod nim spali. I kiedy już wylądowaliśmy na łóżku, a moja ręka prawie sięgała do lampki, o czymś sobie przypomniałem.

Pisanie po ciele, zmiany koloru oczu, te zdrady... i jeszcze TO?

Usiadłem i pochyliłem się do przodu, aby dosięgnąć końcówki koca i odgarnąć go na bok, odsłaniając tym samym nasze stopy. Zarówno na tej mojej, jak i Jimina, znajdowało się coś przypominające tatuaż. Jakiegoś kwiatka, tuż przy kostce.

- Coś nie tak, Jeonggukie? – zapytał zmęczony, choć lekko zdziwiony, widząc moje działania.

- Co to za cudo? O czym jeszcze nie wiem? – powiedziałem, wskazując na swoją stopę i przenosząc wzrok na moją zmęczoną kicię, która zaraz usiadła, zerkając na pokazywany jej fragment ciała.

- Powiedziałeś, że mnie kochasz. Gdy dwie bratnie dusze wyznają sobie uczucia, pojawia się znamię, które mówi o naszej przyszłości. Zwiędła róża... Chyba będziesz mi przynosił kwiaty do końca życia – stwierdził z uśmiechem, tylko rzucając na to okiem i zaraz kładąc się z powrotem.

Tyle mi wystarczyło, abym po prostu pokiwał głową, przyjmując to do wiadomości i jeszcze tylko przez chwilę patrząc na faktycznie zwiędniętego kwiatka.

No fakt, szybko więdną. Ale zawsze będę przynosił świeże!

Przykryłem już kocem nasze nogi, sięgając do lampki i wyłączając ją, by zaraz po tym przytulić mojego przysypiającego kotka.

- Będę, bo moja śliczna księżniczka zasługuje na wszystko co piękne – zauważyłem z uśmiechem, całując go gdzieś koło ucha, bo nie mogłem utrafić w dobre miejsce. Moje oczy jeszcze nie przyzwyczaiły się do ciemności.

- Jeśli jutro nie dam rady wstać, to poproszę śniadanie do łóżka – odpowiedział zadowolony Jiminnie, wtulając się w mój tors.

- Tak jest, my lady – wyszeptałem, śmiejąc się cicho z tego polecenia, któremu nie miałem nic przeciwko, bo Jiminnie naprawdę zasłużył na usługiwanie. Nawet cały tydzień!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top