1 - Having fun
JK jest jak zwykle mój, a Jiminnie KS (KakiSzczur). Reszty postaci nie zdradzam <wink>
ENJOY! :D
OST DO MURE:
https://open.spotify.com/playlist/0F93OCNoCy9LWIvCAZVewA?si=002b4a00c2734ae7
~~~~~~~~~~
Jungkook:
System, który rządził naszym światem, od najmłodszego w ogóle mnie nie przekonywał. Jak każdy mały chłopiec wolałem się bawić i wygłupiać z innymi dziećmi, niż słuchać o bratnich duszach i ich „wspaniałości". Czasami miałem nadzieję, że może tak jak mamę i tatę, ominie mnie to cholerstwo i sam będę mógł wybrać z kim spędzę całe swoje życie. Jednak wiedziałem, że w naszym pokoleniu wyeliminowali ten błąd z systemu jakimiś szczepionkami, dlatego nie mam szansy uniknięcia dopasowania się do przeznaczonej mi osoby i oddania tylko jej. Na szczęście mogłem to odwlekać! Gdybym tylko mógł - w nieskończoność. Nie wiem po kim odziedziczyłem to kombinatorstwo, ale wychodziło mi to naprawdę dobrze. W szkole, jakichś pracach dorywczych, czy przy rodzicach, a nawet reszcie rodziny. A skoro potrafiłem ściągać i oszukiwać na sprawdzianach, moją „drugą połówkę" też jakoś starałem się ugrać, już na wstępie mu pisząc, aby o mnie zapomniał, bo nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Tak, byłem chamem i arogantem, i tak - powinienem go lepiej traktować, ale widząc jaką wolnością cieszą się moi rodzice, nie mogłem się przed tym powstrzymać. Co prawda ich związek nie przetrwał, a po rozwodzie, razem z mamą przeprowadziliśmy się z Busan do Seulu, by to tutaj mogła założyć restaurację i skupić się na jej prowadzeniu. Tata został w moim rodzinnym mieście, mając tam dobrą posadę nauczyciela angielskiego. Utrzymywałem z nim jako taki kontakt, ale przy moim trybie życia, było to ciężkie. Szczególnie gdy po liceum i wysłaniu kolegi na moją maturę, którą za mnie napisał, rozpocząłem studia. To nie tak, że miałem problem z przedmiotem wymaganym na moim kierunku. Angielski był banalny, skoro ojciec wpajał mi go od najmłodszych lat, ale matma i reszta tego gówna, nie szły mi zbyt dobrze. Można powiedzieć, że wręcz fatalnie. Dlatego jakim zdziwieniem nauczycielek było, gdy ich „rodzynek" napisał maturę prawie na osiemdziesiąt punktów. Nawet od rodziców coś za to dostałem, oczywiście w postaci ładnej sumki na imprezy i inne tego typu rozrywki, nigdy nie zwierzając się im z mojego przekrętu, za który zapewne niedostawałbym kieszonkowego przez rok. I nawet jeśli dzieliłem mieszkanie z trójką innych osób, to nie zmieniało faktu, że potrzebowałem kasy na moje używki... i imprezowanie! Lubiłem się dobrze bawić, a to nie ograniczało się jedynie do tańca, picia, obcowania z narkotykami i palenia, pasującego do wlewania w siebie procentów. Seks był moim głównym hobby, a lądowanie w łóżku codziennie z inną osobą, naprawdę mi odpowiadało. Nawet jeśli wymagało to dbania o swoją formę i utrzymywania dobrze widocznego ABS-a, aby wszystkie dziewczyny i wszyscy chłopcy, z którymi się bawiłem, chętnie wskakiwali mi do łóżka, czasami dwa lub nawet trzy razy, jeśli faktycznie się sprawdzili. Niestety - jeśli moje środki na imprezowanie się kończyły i powoli nawet nie miałem na siłownię, jak zwykle przybiegałem wtedy do mamusi. Choć to zawsze wiązało się z pomaganiem w restauracji, a to niekoniecznie mi odpowiadało.
Zaciśnij zęby, Jeongguk. Masz sześć tysięcy won do końca miesiąca, nie możesz się teraz wycofać, bo nie przeżyjesz.
Westchnąłem, wpatrując się w szyld restauracji mojej mamy, już wyobrażając sobie naszą konwersację, która albo skończy się wręczeniem mi pieniędzy, albo odesłaniem mnie do mieszkania... jej mieszkania. Co w moim wieku i przy moim wyglądzie, byłoby stratą czasu. Musiałem mieć własny pokój i wyrozumiałych lokatorów, a Mingyu, Yugyeom i Somi właśnie tacy byli.
Przekroczyłem próg restauracji, zaraz widząc jak od samego wejścia, kilka dziewczyn zwróciło się w moją stronę. Wiedziałem, że wpływała na to nie tylko skórzana kurtka i moja luźno nosząca się osoba, to odsłonięte czoło tak ich przyciągało, będąc od zawsze moim sukcesem na zdobycie wybranej dziewczyny lub chłopaka na jedną noc.
Posłałem tylko niewielki półuśmiech wpatrującym się we mnie nastolatkom, które zaraz zaczęły coś gadać do siebie podekscytowane. Zignorowałem to, zaraz witając się z jedną z dobrze znanych mi kelnerek i kierując się już na kuchnię. Mama pomimo swojego wieku i zamiłowania do gotowania, a co za tym szło - pracy fizycznej, nie przypominała mojej mamy, a bardziej starszą koleżankę. A z takimi genami nie sposób było uciec od mojego przeznaczenia, czyli roli „fuckboya".
Niestety wystarczyło jedno spojrzenie na moją osobę, aby zamiast uśmiechu na jej twarzy, pojawiło się niezadowolenie. A jak tylko zbliżyłem się do niej na zaledwie dwa metry, zanim otworzyłem usta, usłyszałem:
- Nie, Jeongguk. Kocham cię, ale dałam ci już wystarczająco dużo pieniędzy w tym miesiącu.
- Ale mamooo, miałem... wydatki – wyjęczałem, przyglądając się jak kobieta nie zaprzestaje pracy przy jakichś ciastkach, wypełniając je białym kremem, który zaraz jej podebrałem.
- Wydatki? Masz na myśli alkohol i imprezy? – Trafiła prawie w dziesiątkę, odkładając szprycę, by jak zwykle roztrzepać moje włosy, przywracając zwykłą grzywkę i pokręcić głową na skórzaną kurtkę. Choć złapania mojej ręki i powąchania jej, kompletnie się nie spodziewałem.
Kurwa.
- I papierosy – dodała, jeszcze bardziej przez to niezadowolona.
Fuck, fuck, fuck, mogłem o tym pomyśleć wcześniej! Dobra, trzeba wybrnąć.
- Mamooo, mam dwadzieścia jeden lat i stresujący kierunek. Mówiłem ci, że wszyscy u mnie palą. Ale tak poza tym... to zrobię wszystko, mamo! Mam ci z czymś pomóc? Pozamiatać? Pozmywać? I will do anything, naprawdę. – Moja desperacja sięgnęła zenitu i już nawet nie chciałem poprawiać popsutej przez moją mamę stylizacji mojej fryzury. Jak lubi tego grzyba, to mogę w nim przy niej chodzić, byleby była zadowolona i dała mi pieniądze!
Ciężkie westchnięcie i kontynuowanie wypełniania ciastek kremem, zwiastowało sukces, którym oczywiście nie chciałem cieszyć się zbyt wcześnie.
- Ile chcesz, Jeonggukie?
A JEDNAK SUKCES!
- Dwieście... tysięcy? – zapytałem niepewnie, posyłając jej jeden z tych uroczych uśmiechów, pokazywanych tylko w ekstremalnych przypadkach, właśnie takich jak ten. A z grzybem na głowie i zerknięciem oczu mojej mamy w stronę prezentowanego jej uroczego i pokornego synka, wiedziałem już, że wygrałem, bo na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Zdejmuj tę kurtkę, podwijaj rękawy i idź pomóż Yerin – zarządziła, a ja natychmiast wyrwałem się w jej stronę, dając jej całusa w policzek.
- Jesteś najlepsza, mamo! Wiesz, że cię kocham?
- Koniec słodzenia, idź do Yerin, zanim się rozmyślę – dodała, choć ten poważny ton nie dosięgnął jej radosnych oczu.
Nie musiała mi trzeci raz tego powtarzać, bo zaraz chętnie poleciałem do jednej z kucharek, wiedząc, że muszę poświęcić te dwie, albo trzy godziny, aby otrzymać tak dużą dopłatę do kieszonkowego. I przy okazji porządnie się najeść.
Szykuj się na imprezę, Yu, dzisiaj już na pewno idziemy!
Jimin:
Gdy miałem pięć lat, moi rodzice bardzo ciężko pracowali, nie mając czasu, aby zajmować się mną i moim młodszym bratem. Z racji tego zatrudnili dla nas opiekunkę, która zastępowała ich w obowiązkach rodzicielskich. Kiedy teraz o tym myślę, nie mam im tego za złe. Po prostu zależało im, abyśmy z Jihyunem mieli jak najłatwiejszy start w przyszłość. Wysyłali nas do prywatnych szkół, płacili za masę zajęć dodatkowych, na które chętnie uczestniczyłem, kupowali najnowsze gadżety i ubrania z wyższej półki. Jednak to nie oni, lecz nasza niania odkryła przede mną prawdę o naszym świecie, która zmieniła moje życie. Będąc brzdącem, z wypiekami na twarzy, słuchałem jej opowieści o magicznej więzi, która łączy dwie obce sobie osoby, czerwoną nitką przeznaczenia. Taka osoba, która miała nosić piękną nazwę „bratnia dusza", jest tą drugą połówką, z którą człowiek ma stworzyć idealną całość. Dopiero później dowiedziałem się, że ta piękna bajka to prawda. Już w podstawówce uczono nas o niesamowitej więzi między nami, a naszymi bratnimi duszami, które gdzieś tam błąkały się po świecie. Największym szokiem było dla mnie dowiedzenie się, że wystarczy wziąć do ręki długopis i napisać coś na swojej skórze, aby druga osoba mogła to odczytać, gdyż atrament widoczny był także na jej ciele. Powstrzymywano nas jednak przed tym, dopóki nie będziemy trochę starsi, gdyż osoby, które mają młodszą bratnią duszę, mogą przez przypadek nastraszyć swoich przyszłych ukochanych. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwałem dnia, który okaże się tym odpowiednim, choć ciągle nie miałem pojęcia kiedy to nastąpi.
Jakież więc było moje zdziwienie, gdy w trzeciej klasie podstawówki, cała moja ręka została pokryta koślawym pismem, sugerującym ściągę na sprawdzian z matematyki! Ucieszyłem się z dwóch rzeczy - po pierwsze, moja bratnia dusza nie była w dużo niższym ani wyższym wieku ode mnie, a po drugie - także była z Korei. Nie żebym miał coś przeciwko obcokrajowcom, ale wspólny kraj to zawsze większe prawdopodobieństwo szybkiego spotkania.
Poczekałem do wieczora, aby tamta osoba zdążyła zmazać swoją ściągę, po czym napisałem starannie moją pierwszą wiadomość, przedstawiając się i mówiąc, jak bardzo się cieszę, że w końcu mogę poznać moją bratnią duszę. Niestety odzew z drugiej strony był... delikatnie mówiąc nienajlepszy. Dziewczynka napisała mi tylko jedno zdanie, prosząc o zostawienie jej w spokoju. I przez długi czas nie odzywałem się, nie chcąc jej niepokoić, bo może jeszcze nie była gotowa na poznanie mnie. Dlatego kolejny raz spróbowałem w gimnazjum. Od tamtej pory regularnie pisałem do mojej ukochanej, która najczęściej mnie ignorowała, co nie przeszkadzało mi w życzeniu jej miłego dnia, czy opowiadaniu co dobrego mi się przytrafiło.
Gdy byłem już pełnoletni, odważyłem się na trochę śmielsze wiadomości, dzieląc się z nią takimi myślami jak: „Jestem ciekaw, jak smakują twoje usta" albo: „Mam przeczucie, że masz bardzo śliczną i drobną buzię". Zakładałem, że moja bratnia dusza to niewinna, nieśmiała i kochana dziewczynka, podobna trochę do mnie. Jednak musiałem zmienić zdanie niedługo przed moimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami. Od prawie trzech lat, niemal co noc cierpiałem, raniony przez moją ukochaną. Dosłownie, bo każda zdrada, której się dopuściła, wywoływała reakcję na moim ciele w postaci inicjałów osób, z którymi poszła do łóżka. Wyglądało to tak, jakby ktoś naznaczył moją skórę rozżarzonym prętem, a choć litery znikały po trzech dniach, to przez ten czas zdążyły pojawiać się następne. Maść na łagodzenie tego pieczenia była stałym elementem, który musiałem nanosić na skórę po wieczornym prysznicu, nie raz płacząc w poduszkę, że moja ukochana jest zdolna do zadawania mi takiego cierpienia. Pomimo tego nie zamierzałem jej robić tego samego, co ona mi. Mało tego - byłem cierpliwy i ani razu nie poprosiłem jej, aby zaprzestała tych praktyk. Za bardzo kochałem moją bratnią duszę, aby jej czegokolwiek zabraniać. I nawet po moich licznych próbach i propozycjach, nadal nie mogłem przekonać dziewczyny, aby zechciała się ze mną spotkać. Więc póki co pozostało mi zająć się swoim życiem.
Moi rodzice byli lekarzami - tata stomatolog, a mama pediatra. Aż szok, że ani ja, ani mój brat, nie poszliśmy w ich ślady. Znaczy Jihyun zajął się co prawda studiowaniem, aby zostać chirurgiem plastycznym, ale porzucił to po miesiącu, by móc zająć się fotografią. Póki co robił jakieś niewielkie sesje, głównie dla znajomych, ale nie ma co za dużo wymagać od chłopaka, który dopiero wkracza w dorosłość. Na szczęście nie zajął się leżeniem na kanapie i żerowaniem na rodzicach, lecz poszedł do pracy dorywczej, zajmując się dostarczaniem paczek jako kurier, a także kawy jako barista. Ja natomiast od początku nie chciałem kontynuować rodzinnej tradycji, gdyż na samą myśl o możliwości zobaczenia rany ciętej, robiło mi się słabo. Stąd też wolałem zająć się zarządzaniem, nie mając na siebie lepszego pomysłu. Chociaż szybko przekonałem się, że to kierunek w sam raz dla mnie. Pracowałem również w księgarni, będąc dzięki temu bliżej moich ukochanych książek.
Życie, tak jak zaplanowali dla mnie rodzice, układało się w miarę po mojej myśli. Gdy dostałem się na studia, wyjechałem z rodzinnego Busan, razem z moim najlepszym przyjacielem - Taehyungiem, który towarzyszył mi od gimnazjum. Chłopak poszedł nawet na ten sam kierunek co ja, choć wiedziałem, że dużo lepiej odnalazłby się na kierunku związanym z muzyką. Nie ingerowałem jednak w jego decyzję, ciesząc się mimo wszystko, że mam go blisko siebie.
Dzisiejsze popołudnie przyniosło deszcz, więc patrzyłem niechętnie na krajobraz za oknem wystawowym. Już niedługo miałem wracać do mojego i Tae mieszkania, ale patrząc na tę ponurą aurę, odechciewało mi się opuszczania przytulnej księgarni. Jednak mój przyjaciel jakby to wyczuł, wysyłając mi SMS-a, w którym proponował wspólne oglądanie maratonu Avengers, dlatego szybko przekonał mnie do opuszczenia miejsca pracy w wyznaczonej godzinie. Jednak nim to uczyniłem, sięgnąłem jeszcze po długopis i napisałem na ręce, tuż przy zgięciu łokcia: „Pogoda jest dzisiaj okropna. Chciałbym potrafić uśmiechem rozgonić te chmury, aby zawsze świeciło dla Ciebie słońce."
Trochę zawstydzony moją śmiałością, zakryłem wiadomość rękawem koszuli, wracając do wypakowywania kartonu pełnego książek z dzisiejszej dostawy. Bajki nieszczególnie mnie interesowały, ale trzeba było przyznać, że te nowe, opowiadające o przygodach elfa, miały naprawdę piękną okładkę, dlatego zajrzałem do środka i dobrych piętnaście minut poświęciłem na zagłębienie się w historię, przez co zostałem okrzyczany przez kierownika, który nie raz przyłapał mnie na czytaniu zamiast pracowaniu.
Wziąłem się więc do dalszego działania, aby móc to skończyć jak najszybciej i biec już do mieszkania, prosto do najlepszego przyjaciela.
Jungkook:
Po kilku godzinach w restauracji mamy i ładną sumką w portfelu, udałem się prosto na siłownię. Jeśli mieliśmy wybrać się dzisiaj na imprezę, o czym już powiadomiłem Yu, musiałem popracować nad formą. Mój przyjaciel nie nosił tego samego tytułu, dlatego nie odwiedzał siłowni aż tak często i przez to nie miałem kompana, z którym mógłbym pogadać przez te dwie godziny. Chociaż nie powiem, korzystałem nawet z takich wypadów, zagadując do kilku dziewczyn i chętnie też pozwalając się im zagadywać. A kiedy po kilku minutach podróży metrem, z którego korzystałem ze względu na zmniejszenie wydatków, znalazłem się w mieszkaniu, przywitał mnie bardzo ładny widok Somi w samym ręczniku. Chętnie porzuciłem zdejmowanie butów i kurtki, by przystanąć na chwilę i popatrzeć na te piękne nogi, działające na moją wyobraźnię. Wiedziałem, że Somi była nietykalna i nigdy się do niej nie dostawiałem, co obiecaliśmy z resztą chłopaków jej bratniej duszy. Ale popatrzeć przecież nikt mi nie zabroni.
- Możesz pomarzyć, Jeon – powiedziała jak tylko mnie zobaczyła, zaraz też łapiąc za klamkę i zamykając drzwi od łazienki, które odcięły mnie od tych ładnych widoków.
- Robię to codziennie, noona. Szczególnie gdy jesteśmy sami w mieszkaniu – odpowiedziałem, pół żartem, pół serio, bo to na pewno nie było codziennie, ale raz na jakiś czas, gdy byłem w potrzebie, a moja stała partnerka seksualna była zajęta, chodziły mi takie myśli po głowie.
Nie męczyłem już Somi, widocznie szykującej się na jakąś randkę, bo na imprezę było za wcześnie. Zająłem się zdejmowaniem butów i kurtki, poprawiając w lusterku brązowe włosy, niepasujące do czarnych oczu, będących oczywiście zasługą mojej bratniej duszy. Nie wiem co miała na celu ta cecha systemu, bo odnaleźć mogliśmy się po samych rozmowach na ciałach. Jakąś karę? Przestrogę? Czy może bardziej głupotę tego całego konceptu? Najbardziej skłaniałem się ku tej głupocie oczywiście.
Przejście do mojego pokoju, w którym panował taki sam bałagan od dwóch lat, pozwoliło mi rzucić torbę byle gdzie na podłogę i od razu rzucić się na łóżko. Nie miałem tu zbyt wiele mebli i rzeczy. Biurko, łóżko, szafa i kilka półek, w zupełności mi wystarczały. Zwłaszcza gdy większość ubrań i tak leżała porozrzucana po podłodze, kilka talerzy zdobiło moje biurko, a kosz już dawno został przepełniony i leżało wokół niego pełno papierków i innych śmieci. Dopóki nie zaczynało tu śmierdzieć, nie miałem ochoty niczego ruszać. I tak najważniejsza była prezencja mojej osoby. A skoro naprawdę rzadko kogokolwiek tu zapraszałem, nie było to żadnym problemem. No, o ile Eunha nie postanowiła nagle do mnie wpaść. Ale kilka godzin zabaw z moją najlepszą uległą, było warte kilkudziesięciu minut sprzątania. Oczywiście nie łączyło nas nic poza seksem. Mieliśmy podobne charaktery, które na prawdziwy związek kompletnie się nie nadawały. Ale tej słodkiej buźce i seksownemu ciału, nigdy nie mogłem odmówić.
Nie chciałem przeszkadzać Yu, który spędzał teraz miło czas na „randce" z jakąś dziewczyną. Jego bratnia dusza była od niego młodsza aż o dziesięć lat, dlatego na razie nawet nie było mowy o jakichkolwiek spotkaniach. Mógł szaleć do woli, czego czasami cholernie mu zazdrościłem, bo chłopaczek mi przeznaczony, był strasznie uparty, nawet gdy po raz enty napisałem mu, by dał sobie spokój. Jednak nawet brak rozmowy z nim, nie zniechęcał go do opisywania mi swojego dnia - co szczerze nic mnie nie obchodziło - życzenia mi dobrego dnia, wypisywania próśb o ograniczenie ściągania, a nawet dziwnych wyznań w stylu: „Ciekawi mnie jak smakują twoje usta", albo jak tego dzisiejszego: „Pogoda jest dzisiaj okropna. Chciałbym potrafić uśmiechem rozgonić te chmury, aby zawsze świeciło dla Ciebie słońce". Lame!
Po rodzaju jakiego przy tym wszystkim używał, wiedziałem, że jest chłopakiem. I czasami miałem mu ochotę częściej porobić na złość, dalej udając nieśmiałą dziewczynę, która po prostu się wstydziła, że mu się nie spodoba i dlatego go odpychała. No, przynajmniej domyślałem się, że za taką mnie ma.
Zaśmiałem się do swoich myśli, zerkając jeszcze tylko na godzinę w telefonie, stwierdzając, że mogę się kimnąć z godzinkę. Jednak ledwo zamknąłem oczy, a zaraz wybudził mnie dzwoniący telefon, który oczywiście odebrałem, choć półprzytomny.
- Gangbuk, Suyu, nowy klub Syndrome. Yu kazał ci przekazać, więc przekazuję. Na razie. – Damski głos nie dał mi ani chwili na przetworzenie tych informacji. Ledwo zdążyłem załapać o co chodzi, a dziewczyna już się rozłączyła.
Nie miałem zbyt dobrej pamięci, dlatego od razu odłożyłem telefon i niewiele myśląc pochwyciłem marker, zapisując to na ręce, aby później przepisać. I dopiero po przyjrzeniu się nazwie klubu, zorientowałem się, że właśnie oznajmiłem mojej bratniej duszy gdzie mnie dzisiaj może spotkać.
- No kurwa. Yu, zabiję cię!
Tyle wystarczyło, by mnie w pełni rozbudzić. Rzuciłem się po chusteczkę, traktując ją śliną i zaczynając zmazywać ten adres, ale było już za późno. Jeśli ten chłopak tak mnie męczył, pewnie i tak zdążył to spisać.
Mimo wszystko dokończyłem zmazywanie, dopisując tuż po tym, by nawet nie rozważał udawania się tam. A dobrze mi znane, staranne pismo, które pojawiło się zaraz po mojej uwadze, oznajmiło, że i tak dzisiaj wieczorem pracuje i nie ma czasu. Byłem zmęczony, zaspany i głodny, dlatego kupiłem to, w sumie mając go gdzieś, skoro i tak wierzył, że jestem laską.
Skupiłem się na ogarnianiu, zauważając, że Mingyu wrócił już z uczelni, a Somi wybyła na miasto. A skoro naszej damy nie było, nie krępowałem się z chodzeniem po mieszkaniu nago, gadając w międzyczasie z naszym studentem filologii koreańskiej. Mingyu, w przeciwieństwie do mnie i Yu, studiujących angielski, uczył się całkiem dobrze, mając nawet stypendium naukowe, co oczywiście nie oznaczało całkowitego porzucenia imprezowania. Chłopak lubił rozrywkę, tak samo jak my. I na szczęście wybierał się z nami do tego nowego klubu. Kazałem mu się tylko zacząć szykować, samemu kontynuując dobieranie stroju. Akurat na ubraniach nie oszczędzałem, wiedząc, że muszę mieć wystarczająco dużo obcisłych spodni, bluzek z dekoltem i prześwitujących koszul, tych z wyższej półki, aby każda dziewczyna w klubie się za mną oglądała, razem z połową chłopaków. Choć rozdarte koszulki też robiły swoje. I właśnie na taką się dzisiaj zdecydowałem, mając świadomość, że i tak po kilku godzinach imprezy, zniknie ona z mojego ciała, razem z resztą ubrań, zarówno moich, jak i mojej kolejnej „ofiary".
Jimin:
Najlepsze wieczory to te, które są wolne. Mam wtedy czas, aby spędzić go z moim przyjacielem, najczęściej oglądając jakiś film. I tym razem tradycji stało się zadość. Siedzieliśmy razem na moim łóżku, chrupiąc zakupione wcześniej chipsy. Starałem się nie jeść za dużo niezdrowych przekąsek, ale raz na jakiś czas przecież nic się nie stanie.
Właśnie oglądaliśmy kolejną ciekawą walkę Avengersów, gdy coś przykuło moją uwagę. Na mojej ręce, bardzo szybko pojawiały się niechlujnie zapisane znaki, układające się w adres. Wskazujący jakieś miejsce w Seulu. Tym samym Seulu, w którym studiowałem od kilku lat.
ONA TU JEST!!!
Bez problemu zapamiętałem lokalizację, domyślając się, że nie podała mi celowo tego miejsca i pewnie za chwilę zniknie.
- TaeTae, widzisz to?! – zapytałem, odsuwając się trochę, aby móc mu pokazać, co się właśnie stało. Tak podekscytowany już dawno nie byłem. Chyba od roku, kiedy moja ulubiona autorka wydała nową książkę.
Zauważyłem niepokój w spojrzeniu przyjaciela, jednak nie przejąłem się tym szczególnie. Choć próbowałem to ukrywać, Taehyung nie był ślepy i widział, jak muszę dbać o ciągle piekącą skórę.
- Chcesz tam pójść, Jiminnie? I ją spotkać? – zapytał niepewnie, na co energicznie pokiwałem głową.
- Tak! To moja szansa! – zauważyłem, orientując się, że moja bratnia dusza dopisała coś jeszcze. Ostrzeżenie, bym nie ważył się tam przychodzić. – Nie... A jeśli zmieni plany? – zapytałem sam siebie, starając się coś wymyślić. – Muszę ją powstrzymać...
Złapałem za najbliższy długopis i po kilku sekundach zastanowienia uspokoiłem ją, że nie musi się mnie obawiać, bo pracuję dzisiaj na drugiej zmianie. A po odrzuceniu zbędnej już rzeczy, zeskoczyłem z łóżka, pędząc prosto do szafy.
- Ciuchy. Potrzebuję ciuchów – mruknąłem, zaczynając przekopywać garderobę w poszukiwaniu jakichś lepszych ubrań, w których na co dzień nie chodziłem, woląc koszule w kratę lub luźne koszulki. – TaeTae, idziesz ze mną? Prooooszę – zacząłem błagać, odwracając się do niego. Mimo wszystko trochę panikowałem przed tym spotkaniem i wsparcie kumpla byłoby wskazane.
Na szczęście Taehyung szybko znalazł się przy mnie i przytulił do siebie, podnosząc tym na duchu.
- Może jeśli się spotkacie, a twoja bratnia dusza zrozumie, kogo od siebie odpychała, w końcu przestanie cię ranić – zauważył cicho, przez co mój uśmiech trochę przygasł. – Wiesz, że z tobą pójdę, moje mochi – dodał, odsuwając się, aby móc pogładzić moje włosy.
- Nie mam jej tego za złe – powiedziałem cicho, choć nie raz już mu to tłumaczyłem. Jakiś czas temu zacząłem się obawiać, że moja bratnia dusza jest panią do towarzystwa, ale szybko odrzuciłem tę myśl. – To na pewno dobra dziewczyna. Pewnie po prostu się boi – zapewniłem, znów przywołując na twarz uśmiech radości. – Dzięki, TaeTae.
Przytuliłem jeszcze na chwilę przyjaciela i wróciłem do wybierania odpowiednich ubrań. Oczywiście mój rówieśnik pomógł mi, dając koszulkę, trochę opinającą się na moim torsie, aby wyeksponować mięśnie, nad którymi pracowałem, głównie na basenie. Jednak przed przebraniem się, musiałem jeszcze skoczyć pod prysznic, a gdy byłem gotowy, poszliśmy na najbliższą stację metra, skąd planowaliśmy dotrzeć do celu. Przez cały czas Taehyungie trzymał mnie za rękę, poklepując grzbiet dłoni co chwilę i powtarzał, bym się nie martwił. Choć moje serce bardziej szalało z podekscytowania niż zmartwienia.
Dojechanie na miejsce, zajęło nam trochę czasu, ale zdążyliśmy sprawdzić, co nas czeka pod wskazanym adresem. Jakoś szczególnie mnie nie dziwiło, że naszą końcową stacją jest klub. Moja bratnia dusza chyba naprawdę uwielbiała imprezować. Szkoda tylko, że każdy taki wypad kończyła...
Nie, Jimin, nie myśl o tym. Ona po prostu lubi się bawić.
Ustawiliśmy się z Tae grzecznie w kolejce, ale bramkarz szybko przywołał nas gestem do siebie i pozwolił wejść. Zapłaciliśmy i znaleźliśmy się w środku, gdzie muzyka dudniła tak głośno, że ledwo słyszałem własne myśli.
Musi gdzieś tu być.
Zerknąłem na rękę, na której nadal widniał niezmazany do końca adres i zacząłem rozglądać się, aby móc namierzyć osobę, która miała identycznie ubrudzoną kończynę. Patrzyłem na dziewczyny, starając się rozpoznać w którejś z nich tę jedyną, gdy moją uwagę przyciągnęła większa grupa, stojąca niedaleko przy ścianie. Była tam cała masa młodych pań, które patrzyły na jakiegoś chłopaka, ale ja skupiłem się na ich rękach.
Ta nie, ta nie, ta też nie... Ta nie, ta... Zaraz.
Aż przebiegł mnie dreszcz, gdy poszukiwane przeze mnie zabrudzenie ukazało się na ręce, która wylądowała właśnie na biodrze jednej z dziewczyn. Wystarczyło spojrzeć na twarz, by moje serce go rozpoznało. Go, nie ją.
Cofnąłem się zaszokowany, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, niechcący wpadając tym samym na stojącego za mną przyjaciela. Rówieśnik złapał mnie pewnie i pomógł utrzymać się w pionie, a ja patrzyłem, jak moja bratnia dusza rusza na parkiet.
- Coś się stało, Jiminnie? Zobaczyłeś ją? – Ledwo słyszałem podniesiony głos Tae, który przebijał się przez muzykę.
- Chodźmy stąd. Proszę. – Tylko tyle byłem w stanie z siebie wyrzucić, będąc jeszcze w zbyt głębokim szoku.
Taehyung w milczeniu spełnił moją prośbę, zabierając mnie już do wyjścia. Jeszcze długi czas nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Czułem, jak moje ciało kuli się w objęciach przyjaciela, który ciągle starał się mnie pocieszyć, nie wiedząc nawet, dlaczego musi to robić.
- Moja bratnia dusza to chłopak – powiedziałem nagle cicho do niego.
- Chłopak? Jesteś pewien?
- Tak... tak... bardzo... bardzo przystojny – dodałem.
- Miał czarne oczy? I adres na ręce? – dopytywał, jakby nie mógł uwierzyć, że po tylu latach naprawdę go spotkałem. Zresztą, sam teraz zacząłem się zastanawiać, czy to nie sen.
- Widziałem napis – potwierdziłem. – I gdy spojrzałem... To musi być on.
- Chcesz... Chcesz do niego coś napisać? Powiedzieć mu... że wiesz? – zapytał Tae, a ja odsunąłem się trochę.
Czy chcę by wiedział? Dlaczego mnie oszukiwał? I dlaczego... A miałem go za nieśmiałego. Gdy tymczasem...
Poczułem, jak gromadzi się we mnie trochę złości, palącej gardło. Starałem się jakoś usprawiedliwiać zachowanie mojej bratniej duszy, ale teraz, gdy dowiedziałem się, że to po prostu chcący się zabawić chłopak, moje wyobrażenie, a także podejście do drugiej połówki, nabrało trochę innego charakteru.
- Nie – zadecydowałem, przepychając się do drzwi, gdyż byliśmy już przed naszą stacją. – Musimy iść do sklepu.
Już ja ci dam popalić za te wszystkie rany.
Jungkook:
Imprezowanie, zakończone dobrym seksem z Eunhą, która pojawiła się wczoraj w specjalnie za krótkiej spódniczce, aby zaciągnąć mnie do siebie, naprawdę poprawiło mi humor. Oczywiście zaraz po tym, zebrałem się od śpiącej dziewczyny i wróciłem metrem do swojego mieszkania, nigdy nie widząc sensu w spędzaniu z nimi czasu zaraz po seksie lub tuż nad ranem. Eunha miała tylko jeden tak piękny i przyciągający mnie do siebie atut - ciało, resztą nie mogąc się poszczycić. Ale przecież tylko ze względu na to ją wybrałem. Do tancerek zawsze miałem słabość, w końcu były dobrze rozciągnięte i zazwyczaj chętne na eksperymenty.
Wczoraj poszaleliśmy trochę bardziej niż zazwyczaj. Nie chciałem od razu wydawać wszystkiego, co dostałem od mamy, dlatego Yu załatwił mi tylko dwa kryształki, po których naprawdę świetnie się bawiliśmy. Efekt utrzymywał się dość długo i dopiero teraz zaczynało wszystko puszczać. Taki rodzaj oderwania od rzeczywistości, był chyba najprzyjemniejszy, na równi z seksem.
Po przejrzeniu telefonu i odpisaniu na kilka wiadomości, starałem się zapamiętać tę od mamy, która chciała, abym wpadł do niej później i coś załatwił. I tak leżałem jeszcze do jakiejś czternastej, nie widząc sensu w szybszym opuszczeniu łóżka, skoro zrobiłem sobie dzień wolny na uczelni.
A kiedy już postanowiłem się zwlec, ruszyłem w samych bokserkach do łazienki, witając moich współlokatorów tak cudownymi widokami, do których byli zresztą przyzwyczajeni. Czasami tylko Yu je wykorzystywał, Mingyu pozostawał niewzruszony, a Somi zapewne jak każda dziewczyna marzyła o dotknięciu mojego ciała, ale oczywiście nie chciała się do tego przyznać, choć dzisiaj i tak była już w pracy.
Pierwszym co zarejestrowałem w lusterku, były pamiątki od Eunhy na moim ramieniu i torsie. Co prawda w okolicach krocza było ich więcej, ale tamtym malinkom postanowiłem się nie przyglądać, szczególnie gdy moją uwagę przykuło inne, dość przerażające mnie zjawisko. Pamiętałem z dzisiejszej nocy, że moja partnerka wspominała coś o pomarańczowych oczach, ale po LSD mieliśmy różne jazdy i wziąłem to za jedną z nich! Choć ogień płonący obecnie w moich tęczówkach, utwierdził mnie w tym, że jednak moja bratnia dusza to największy idiota.
- No co za chuj! – warknąłem do siebie, rozszerzając swoje powieki i przyglądając się w lustrze każdej tęczówce, aby upewnić, że ten kolor na pewno jest spowodowany chamstwem tego chłopaka. – Już chyba wiem po co jest to zmienianie oczu pod kolor włosów „drugich połówek"... aby mnie WKURWIĆ – dodałem takim samym tonem, zostawiając już te oczy i opierając się o umywalkę, by pomyśleć jak mogę się za to odpłacić. Czułem jak moje ręce zaciskając się na krawędziach śliskiej powierzchni, a zęby robią to równo z nimi. W końcu nie wytrzymałem i ruszyłem prosto do swojego pokoju, łapiąc za pierwszy lepszy długopis, który niestety nie był przeznaczony do rozmów z bratnią duszą. Takie oczywiście istniały i były łatwo zmazywalne, aby nie latać co chwila do łazienki i pozbywać się kolejnych fragmentów rozmów.
CO TO ZA MIŁA NIESPODZIANKA, „KOCHANIE"
Na pewno nie większa, niż twoja dla mnie
Zrobiłam ci coś? Chyba dawałam za dużo spokoju, co? Mam sobie zrobić jakiś ładny, czerwony kolorek na głowie? A może biały?!
Już nie musisz udawać dziewczyny. Widziałem cię wczoraj
Stąd ta twoja dziecinna zemsta? Mam kolejny powód, żeby się z tobą nigdy nie spotkać. Głupie dziecko, do tego wykorzystujące pomyłki innych. Miałeś tam nie przychodzić. Ale skoro już wiesz, że nie jestem dziewczyną, to może dasz sobie spokój. I ZMIEŃ TEN KOLOR KURWA
Nie przeszkadza mi, że jesteś chłopakiem. Przeszkadza mi twoje zachowanie. Ale mimo wszystko cię kocham. Jeśli chcesz, bym zmienił kolor włosów, to mnie znajdź.
Nie jestem gejem, więc los nas źle dopasował. Znajdź sobie kogoś, przefarbuj się i zapomnij, że kiedykolwiek zechce cię spotkać
Powodzenia w szukaniu.
Głupi dzieciak podniósł mi na tyle ciśnienie, abym zajął się na sam koniec narysowaniem ładnej rączki, która pokazywała środkowy palec. Nie zastanawiałem się w ogóle nad tym, co do niego pisałem. Zazwyczaj nie byłem aż tak niemiły dla ludzi, no ale skoro ten chłopak postanowił grać mi na nerwach, stwierdziłem, że kłamstwo i słowa, które najbardziej go zranią, były przy tym najlepsze. Szczególnie gdy wczoraj tak perfidnie mnie oszukał. Ale przecież domyślałem się, że tak będzie.
Musiałem jakoś odreagować, dlatego przez następną godzinę zajmowałem się robieniem pompek i podciąganiem na drążku, przymocowanym w drzwiach. Wyzywałem w międzyczasie tego ognistego idiotę, robiącego ze mnie jakąś wiewiórkę, przez co przyciągnąłem do siebie lekko skacowanego Yu. Chłopak oczywiście zaczął się ze mnie nabijać, za co oberwał moimi bokserkami, kiedy już skończyłem ćwiczenia i zrzuciłem z siebie jedyną część mojej piżamy, aby udać się pod prysznic. Gorąca woda trochę mnie rozluźniła i uspokoiła moje nerwy. I choć Yu podpowiadał mi, abym poszedł kupić soczewki, nie chciałem marnować pieniędzy, wiedząc, że w okularach przeciwsłonecznych będę wyglądał jeszcze lepiej.
Do mamy zebrałem się około osiemnastej. I niestety nie umknął jej uwadze ten nowy kolor moich oczu. A skoro sama była przeciwna narzuconemu systemowi, moja bratnia dusza zdobywała u niej same minusy. Głównie za ciągłe męczenie mnie i posiadanie czarnych włosów, przez które miałem demoniczne oczy. Teraz aż dostałem porządny obiad i dwie reklamówki jedzenia za tę beznadziejną „niespodziankę", którą mi sprezentował ten uparty chłopak. Dodatkowo mama zezwoliła mi pojechać jej samochodem do meblowego, bo musiałem przenieść kilka cięższych rzeczy. A moja osoba, przebywająca w tak drogim aucie, prezentowała się jeszcze lepiej, jak jakiś CEO, albo prezydent, tylko milion razy przystojniejszy.
Po przewiezieniu wszystkiego do mieszkania mamy, dostałem jeszcze jedno polecenie - odebrania jej jakiejś książki, którą zamówiła. Otrzymałem adres najbliższej księgarni, sprzedającej przy okazji jakieś płyty i elektronikę, a kiedy już tam dotarłem, początkowo na dłużej utknąłem w alejce z zagraniczną muzyką, którą jako jedyną aż tak uwielbiałem. Trochę zacząłem męczyć kręcącego się tam pomocnika, niestety dopiero się uczącego. Dlatego po trzech pytaniach, trochę zażenowany chłopak odesłał mnie do innej alejki, w której miał się znajdować bardziej obeznany pomocnik. I znajdował się. Był tam. Płomiennowłosy chłopak, przez którego uderzyła mnie fala gorąca. Cholernie przyjemnego gorąca. Czułem jak moje serce pod wpływem jego widoku zaczyna mocno przyspieszać, a oczy nie są w stanie oderwać od jego ciała. Był niższy ode mnie. I nawet pomimo takiego koloru włosów, wydawał się tak bardzo uroczy, że moja warga nie wiadomo kiedy została lekko nawilżona językiem, a następnie przygryziona. Jakaś siła nie pozwalała mi się teraz wycofać, szczególnie gdy znów dotarłem do jego oczu, brązowych, takich jak moje włosy. Pięknych, cudownych. Miał mały nosek, dodający mu jeszcze więcej uroku, a usta, którym zacząłem się tuż po tym przyglądać, aż prosiły się o pocałunki. Dużo, dużo pocałunków. Długich i namiętnych, odbierających nam oddech.
Nagle zapragnąłem po prostu do niego podejść i przyprzeć do jednej z półek, by zaraz po tym złączyć nasze usta i już nigdy go nie wypuszczać ze swoich ramion, ale... przełamałem ten „czar", robiąc krok do tyłu, nawet jeśli po mojej głowie krążyły same myśli popychające mnie w jego stronę. Obiecałem sobie, że nigdy nie poddam się temu systemowi, a nagłe spotkanie mojej bratniej duszy na pewno tego nie zmieni!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top