Rozdział 4

Czasem kusi zrobić przerwę od pisania, ale chyba jestem za bardzo uzależniona od tego.

Rozdział 4

– Tak myślałem, że tutaj cię znajdę.

Harry odwrócił głowę i uśmiechnął się lekko na widok Mirko. Kotołak zawsze wiedział, gdzie go szukać, chociaż nie było dla nikogo tajemnicą, że uwielbiał mosty, z których mógł obserwować procesy stwarzania.

– Znasz mnie od wielu lat – zauważył. – Miałeś czas poznać moje dziwne zwyczaje.

– Których większość nabyłeś tutaj – zaśmiał się, siadając obok niego i obserwując, jak liczne meteoryty uderzają w powierzchnię jakiejś młodej planety.

Zielonooki młodzieniec uśmiechnął się i ponownie spojrzał przed siebie. On i Mirko mieli już po szesnaście lat i bardzo się zmienili, od kiedy przeszli rytuał. Wyrósł i zmężniał nieco. Nadal nie był jakiś bardzo wysoki, ale nie był też jakimś mikrusem. Kotołak wprawdzie był pół głowy wyższy, ale nie przeszkadzało mu to. Obaj wzbudzali zainteresowanie w światach, w których się pojawiali.

Patrząc w lustro, Harry sam mógł powiedzieć, że niewiele zostało w nim z tamtego małego chłopca o niesfornych włosach. Te zmieniły się z czasem w kruczoczarne loki, które opadały mu do łopatek. Wszyscy zgodnie mówili, że bardzo mu pasują. Oczy zyskały ten niebezpieczny błysk tak charakterystyczny dla Przemierzających, który w mieszkańcach różnych światów wywoływał gęsią skórkę, a usta stały się pełniejsze i bardziej wyraziste o mocniejszym kolorze. Harry stał się naprawdę atrakcyjnym młodzieńcem, od którego biła siła i niebezpieczeństwo. Odwiedzając inne światy, potrafił wtopić się w tłum, ale nie mógł ukryć swojego wyglądu, który przyciągał wzrok innych.

Przemierzający Światy byli atrakcyjni pod wieloma względami, ale za tą atrakcyjnością szło też niebezpieczeństwo. Utrzymywali swoje pochodzenie w tajemnicy, co w magicznych społecznościach nie było nowością. Tam wszyscy mieli swoje sekrety i ciemne sprawki za uszami, które najchętniej ukryliby na wieki. W każdym świecie kiedyś o nich słyszano, ale nikt nie znał szczegółów. Krążyły jednak liczne historie, a dzieci straszyło się, że jak będą niegrzeczne, to Przemierzający zabiorą im głowy albo magię. Posiadali nawet taką umiejętność i kiedy Harry usłyszał o niej po raz pierwszy, był zaskoczony.

– Czyli możemy odebrać komuś jego magię? – spytał, patrząc na przybranego ojca.

– Tak. To jedna z naszych umiejętności. Możemy też wejść w wymiar duchów albo nagle być poza wymiarami. Dlatego przestrzeń nie jest dla nas żadnym ograniczeniem. Magia pozwala nam manipulować nią i naginać do naszych potrzeb.

– Czyli możemy przenikać przez ściany?

– To też.

Harry był tym więcej niż zafascynowany. Od czarodzieja z jego świata nauczył się wielu ciekawych rzeczy, które połączył z wiedzą nabytą w Isi. Uwielbiał to uczucie, kiedy czuł iskierki magii w swoich palcach i aż świerzbiło go, żeby rzucić jakieś zaklęcie. Ich nauka była kolejną rzeczą, którą uwielbiał. Poznawał wtedy swoje możliwości. Uczył się też magii swojej rasy. Zolin był naprawdę świetnym nauczycielem, który od stuleci zgłębiał tę gałąź, dyskretnie wyprawiając się do macierzystego świata.

– Nie jest ci smutno tam wracać, wiedząc, że kiedyś byłeś tam niechciany? – spytał go raz Harry.

– Nie – zapewnił go Zolin. – Na początku czujesz się dziwnie, ale potem dociera do ciebie, że nie opuściłeś swojego świata bez powodu. Przestałem się zastanawiać, dlaczego zostałem tam tak potraktowany, bo to niczego nie zmieni. Ludzi, którzy są za to odpowiedzialni, już dawno nie ma, ale ja istnieję nadal. Niczym nieograniczony i mogący zgłębiać tajemnice wszechświata, do których oni nigdy nie będą mieli dostępu. Traktuję to jako dar od losu i myślę, że też powinieneś myśleć o tym w ten sposób.

Harry musiał przyznać mu rację. Szkoda było tracić czasu na zastanawianie się, dlaczego ciotka Petunia pałała do niego taką nienawiścią. Taka wiedza nie miała żadnego znaczenia w obecnej sytuacji, bo tamte zdarzenia, były już dawno za nim. Oczywiście czasem wracał myślami do swojego świata i zastanawiał się, czy gdyby tam został, uczyłby się magii. Zolin twierdził, że prawdopodobnie tak, bo w ich świecie były odpowiednie szkoły, ale wiedza, którą uczniowie tam zdobywali, była ukierunkowana i nie tolerowano tam odstępstw.

– To głupie – stwierdził Harry, po rzuceniu dość silnego zaklęcia wody. – Po co tak się ograniczać? Nie rozumiem tego.

– Nie musisz rozumieć wszystkiego, co się wiąże z danym światem – uśmiechnął się Zolin. – Każdy świat ma swoje wady, zalety, prawa i osoby, które je łamią, bo nie potrafią żyć w ograniczeniach. Mamy ten przywilej, że nic nas nie ogranicza.

Młodzieniec starał się zatem żyć właśnie w ten sposób. Nie ograniczać się, ale jednocześnie zawsze zastanawiać, czy to, co w danej chwili wydawało mu się dobrym pomysłem, ma jednak jakiś sens. Dość często rezygnował z jakiegoś zamiaru po przeanalizowaniu go. Tak jak wtedy, kiedy zastanawiał się, czy pożyczenie od kogoś miecza jest jednak możliwe? Szybko jednak porzucił tę myśl, przypominając sobie, co mówiła o tym Yeshi. Miecz był świętością dla każdego Przemierzającego i nikt nie miał prawa brać go do ręki, jeśli nie był jego właścicielem. Magia w mieczu mogła zareagować bardzo brutalnie, jeśli wpadłby w obce ręce. Harry wolał nie testować na własnej skórze, czy była to prawda, czy tylko takie gadanie. Też nie byłby zachwycony, gdyby ktoś dotknął jego miecza.

Doskonale pamiętał moment, kiedy po raz pierwszy poczuł impuls, że oto właśnie znalazł jeden z materiałów do stworzenia własnego ostrza. To było kilka miesięcy po tym, jak otrzymał zbroję. On i Mirko towarzyszyli ojcu do jednego ze spokojniejszych światów, w którym Przemierzający wymieniali towary, które z kolei sprowadzili z innych. Już mieli wracać i Mirko, kierując się wskazówkami Aviego, miał otwierać most, kiedy Harry to poczuł.

– Zaczekajcie – powiedział, a jego towarzysze popatrzyli, pytająco na niego. – Czuję, że muszę tam iść – powiedział, wskazując na dziwny las, widoczny za miasteczkiem.

– To dość nietypowe miejsce – przyznał Avi. – Dlaczego chcesz tam iść?

– Nie wiem, ale coś mnie wzywa. Nie umiem tego lepiej wyjaśnić.

– W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak sprawdzić, o co chodzi – zdecydował, a potem razem z chłopcami skierował się do lasu.

Na pierwszy rzut oka drzewa przypominały Harry'emu te z jego świata. Podobne konary, podobne liście i nawet podobna kolorystyka. Jednak różniła je jedna rzecz. Kiedy się zbliżyli, najbliższe drzewa odsunęły się, a potem przemieściły.

– Chodzące drzewa? – Mirko nie krył zaskoczenia. – Super!

– Trzeba z nimi bardzo ostrożnie postępować – uprzedził ich Avi. – Jeśli poczują się zagrożone, mogą was przygnieść, a potem pochłonąć.

– Są magiczne? – spytał Harry.

– Dla tego świata są czymś normalnym, więc ciężko to określić.

Harry skinął głową, a potem weszli powoli między drzewa. Zauważył, że na razie poruszają się po czymś w rodzaju ścieżki, ale kiedy tylko robili krok między drzewa, te odsuwały się. Osobiście uważał to za bardzo ciekawe, ale nie miał czasu na analizy. Musiał się skupić, żeby nie stracić impulsu, który poczuł. Przez jakiś czas krążyli pomiędzy drzewami, aż w końcu Harry zatrzymał się. Przed nimi znajdowała się formacja głazów, które mieniły się w słońcu.

– To materiał na mój miecz – powiedział Harry. Avi i Mirko spokojnie czekali, aż chłopiec zbierze do torby odpowiednią ilość mniejszych fragmentów. Naprawdę się cieszył, że znalazł pierwszą część. Nie miał pojęcia, co to tak dokładnie jest, ale miał zamiar zapytać w Magicznej Kuźni. Po powrocie poszedł tam od razu i dowiedział się, że to bardzo rzadki rodzaj naturalnej stali, która ma zdolność wchłaniania cudzej magii.

– To niebezpieczny materiał – powiedział Mistrz Kuźni. – Jest tylko kilku Przemierzających, którzy poczuli z nim więź. Jest paradoksalnie bardzo trudny w obróbce, ale możesz stworzyć z niego fantastyczne ostrze.

Harry był bardzo podekscytowany, kiedy zaczynał kształtować swój miecz. W przeznaczonej do tego sali narysował na podłodze mały krąg, w który wpisał odpowiednie runy, aby skałki były łatwiejsze w obróbce. Potem ułożył w nim zebrany materiał i pod okiem jednego z mistrzów rozpoczął pracę.

Po każdej próbie czuł się po prostu wykończony, a na razie efekty były znikome. Już rozumiał, dlaczego miecze były tak cenne dla ich właścicieli. Nikt nie chciałby stracić czegoś, w czego zrobienie włożył tyle czasu i wysiłku. Mirko, dołączył do niego kilka tygodni później, kiedy poczuł więź z materiałem, który znalazł. Teraz dzielili czas pomiędzy nauką magii, wizytami w innych światach i tworzenie swoich najcenniejszych artefaktów. To wszystko naprawdę ich cieszyło i przykładali się do nauki. Obaj chcieli pokazać, że są godni miana Przemierzających Światy.

– To naprawdę nie jest łatwe – przyznał Mirko, kiedy po kilku miesiącach obaj padli po całym dniu wyczerpujących zadań. – Tyle czasu minęło, a ja nawet jeszcze nie widzę ostrza.

– Ja na razie mam długi, dziwny kształt, który nawet nie przypomina miecza – zauważył Harry. – Ojciec mówi, że musimy być cierpliwi, bo w pośpiechu nic nam nie wyjdzie.

– Wiem. Damy radę.

– Oczywiście, że tak – zapewnił z pewnością w głosie Harry. Jego zielone oczy lśniły z podekscytowania na samą myśl. I nie miało znaczenia, że formowanie mieczy zajęło im prawie trzy lata, ale byli zadowoleni z efektów.

Miecz Harry'ego miał cieńszą klingę niż standardowy miecz, ale był równie długi, z ozdobną rękojeścią, która przypominała w budowie ciało węża. Podobał mu się ten motyw i najwyraźniej zastosował go instynktownie, bo głowica wyglądała jak głowa węża o zielonych oczach. Z wielką radością uczył się nim posługiwać i odkrywał jego możliwości. To było niemal jak spotkanie z nowym przyjacielem i właśnie tak postrzegał swój artefakt, który od tego miał stanowić jego nieodłączną część.

– Cudowne uczucie – przyznał, kiedy po raz pierwszy ujął w dłoń efekt swojej pracy.

– O tak – potwierdził Mirko z uśmiechem, kiedy już sam mógł tego doświadczyć.

A potem wszystko toczyło się już swoim rytmem i pozwalano im wkraczać do coraz bardziej niebezpiecznych światów. Niektóre z nich mogły przerazić nawet doświadczoną w takich podróżach osobę. Doskonale pamiętał jeden, który dopiero się formował i to było dosłownie piekło. Młoda planeta, pokryta lawą, która wybuchała i falowała, tworząc śmiercionośne fale na powierzchni. To było straszne, ale jednocześnie piękne. To był ten rodzaj niebezpiecznego piękna, który urzekał Harry'ego i przenikał go do szpiku kości.

– O czym myślisz? – spytał nagle Mirko, przywołując go do rzeczywistości.

– Wspominam, jak długą drogę przeszliśmy, żeby znaleźć się w tym miejscu – odparł z uśmiechem. – Mam wrażenie, jakby tamto życie było tylko złym snem, ale wiem, że jednak istniało.

– Ojciec mówi, że nie warto się nad nim rozwodzić, chociaż przyznaję, że też czasem wracam do niego myślami.

– Chyba nie da się do tego nie wracać. Nawet Mistrzowie Isi czasem myślą o swojej dawnej przeszłości. Słyszałem, jak jeden z nich kiedyś o tym mówił.

– A mówiąc o mistrzach, to krążą plotki, że mistrz Sanon chce odejść.

– Tak. Też o tym słyszałem i nie wiem, co o tym myśleć – westchnął. Mistrz Sanon był jednym z najstarszych tutaj i od setek lat, a może nawet od tysiącleci, przekazywał kolejnym Przemierzającym swoją wiedzę. Wraz z jego odejściem skończy się jakaś era i wszyscy to czuli, ale nie mogli wpływać na jego decyzję. Jeśli Przemierzający pragnął zakończyć tę część swojego życia, to miał do tego pełne prawo.

– Zastanawiam się, czy kiedyś będę w takim punkcie, że będę chciał zrobić coś takiego?

– Po kilku tysiącach lat chyba każdy może mieć dość, ale my jeszcze przez długi czas nie będziemy w tym punkcie.

Harry wierzył, że właśnie tak będzie. Oni byli dopiero na początku swojej drogi, mieli wiele rzeczy do nauczenia się, ale to nie oznaczało, że czasem nie zastanawiali się, co będzie później. W przerwach pomiędzy lekcjami rozmawiali z rówieśnikami na różne tematy. Czasem wspominali swoje światy, ale nikt nie miał z nich szczęśliwych wspomnień. Wszyscy z jakiegoś powodu nie pasowali tam.

– Mnie próbowali utopić – powiedziała jedna z dziewczyn. – Nie wiem dlaczego. Nie wiem, co takiego zrobiłam, że zostałam tak potraktowana, ale cieszę się, że trafiłam tutaj.

– Mnie zmuszali do ciężkiej pracy. Wieczorem kładłem się cały obolały i głodny, ale nikogo to nie obchodziło – przyznał chłopak, który przywodził Harry'emu na myśl rajskiego ptaka, bo zamiast włosów miał kolorowe pióra. – Byłem dla nich odmieńcem, bo miałem kolorowe pióra.

– A co im to przeszkadzało? – spytał Harry szczerze zaskoczony.

– Jeśli masz kolorowe, to znaczy, że jesteś mieszańcem. Kimś gorszym – wyjaśnił. – Nadajesz się wtedy tylko do pracy.

– Ale to nie twoja wina, że jesteś taki.

– U nas to tak nie działa. Nikogo nie obchodzi, że to nie jest twoja wina. Dlatego cieszę się, że jestem tutaj razem z wami – uśmiechnął się szeroko, pokazując dwa rzędy dość ostrych zębów.

Inny z chłopców pochodził z miejsca, które było prawie w całości pokryte wodą. Jego rasa była idealnie przystosowana do takich warunków. Miał gładką skórę w odcieniu morskim, łuski zamiast włosów i błony pławne między palcami. On też uwielbiał patrzeć na wieloryby, które czasem pojawiały się na niebie. Taki widok bardzo go uspokajał.

Życie w Isi nie należało wcale do łatwych, ale na pewno było lepsze i dawało im wielkie możliwości. Poznawali granice swoich możliwości i uczyli się je przekraczać.

– Harry, Mirko – usłyszeli nagle. W ich stronę zmierzał Avi.

– Dzień dobry ojcze – powiedział Harry. – Czy coś się stało?

– Chodźcie ze mną. Mistrzowie Isi chcą was widzieć – polecił.

Chłopcy popatrzyli po sobie, nie wiedząc, o co chodzi, ale posłusznie poszli za ojcem. Jedną z niepisanych zasad międzyświatów był szacunek do przybranego ojca lub matki i nikt nigdy nie ważył się jej łamać. Byli tym, czego nie mieli wcześniej. Harry nie pamiętał swoich rodziców. Nawet nie miał pojęcia, czy był do nich podobny, bo ciotka i wuj nigdy mu o nich nie opowiadali. Dlatego to właśnie Avi był dla Harry'ego jedynym rodzicem, jakiego kiedykolwiek znał.

Wchodząc do jednego z pomieszczeń w zamku, Harry rozpoznał w nim salę, w której przeszli rytuał. Byli tam też ich rówieśnicy i wyglądało na to, że nikt nie wiedział, w jakim celu ich tu poproszono. Avi skinął im jedynie głową i wyszedł, zamykając za sobą dwuskrzydłowe drzwi.

– Usiądźcie proszę – powiedział jeden z Mistrzów Isi, a młodzi Przemierzający posłusznie usiedli na poduszkach na podłodze. – Wiem, że zastanawiacie się, dlaczego was tu wezwaliśmy. Zapewniam was, że nie stało się nic złego. Zbliża się dla was czas próby, którą musicie przejść.

Nastolatki popatrzyły po sobie pytająco. Słyszeli, że czasem młodzi Przemierzający musieli się z czymś zmierzyć na polecenie Mistrzów, ale zawsze wydawało im, że dotyczyło to starszych osób.

– Pozwólcie, że wam wyjaśnię. – Stary Mistrz uśmiechnął się do nich przyjaźnie. – Każdy z nas ma w głowie różne lęki, wątpliwości i pytania, które do tej pory nigdy nie poznały swoich odpowiedzi. To normalne. Nie jesteśmy bogami, żeby znać odpowiedzi na wszystko, chociaż przyznaję, że po tylu latach znam tych odpowiedzi całkiem sporo. – Młodzi adepci odwzajemnili jego uśmiech, ale nikt nie odważył się odezwać i przerwać mu. – Największą próbą dla Przemierzającego Światy jest konfrontacja z samym sobą i swoją przeszłością. Wiem, że zawsze mam mówimy, żeby jej nie rozpamiętywać, bo to strata czasu. I to jest prawda. Nie rozpamiętujcie czegoś, co może zakłócić waszą naukę, ale jesteście już w takim wieku, że wasza przeszłość prędzej czy później da o sobie znać. Od tego nie można uciec, nawet będąc pomiędzy wszystkimi światami, jakie istniały, istnieją i jeszcze powstaną. Przeszłość to część was, nawet jeśli jest dla was bardzo bolesna i napełnia was negatywny emocjami. Nie chodzi jednak o to, żeby je odrzucać, ale żeby zrobić dla nich miejsce i czerpać z nich doświadczenie. Ta próba jest po to, żebyście doszli do porozumienia z waszymi emocjami, które w was się kłębią.

Harry zaczynał rozumieć, co będzie musiał zrobić i nie był tym zachwycony. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to i tak byłoby nieuniknione. Musiał stawić czoła swojej przeszłości, o której może i starał się nie myśleć, ale nie mógł zaprzeczyć, że istniała. Musiał wejść na most do swojego świata i rozwiązać kilka zagadek. Mistrz Isi miał rację.

Podczas nauki myślenie o przeszłości i zastanawianie się „dlaczego", było więcej niż zbędne, ale dla kogoś wchodzącego w dorosłość, mogło mieć teraz fundamentalne znaczenie. Wziął głęboki oddech i ponownie skupił się na słowach Mistrza. Musiał zrobić ten krok w tył, żeby z impetem ruszyć potem naprzód.

---

Patrzę czasem na moje półki i stwierdzam, że nadal mam ich za mało w porównaniu do książek. Jakieś pomysły na rozwiązanie tej sytuacji? XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top