Rozdział 3

To jak? Gotowi na kolejny rozdział? Bo ostatnio odniosłam wrażenie, że coś nie bardzo XD

Rozdział 3

Severus Snape omiótł wzrokiem Wielką Salę i czuł, jak coś się w nim skręca. To był ten rok, kiedy w mury Hogwartu miał zawitać Harry Potter, jednak wszyscy nauczyciele wiedzieli już, że tak się nie stanie.

Kiedy Albus zorientował się, że Potter nie odebrał swojego listu ze szkoły, osobiście pofatygował się do domu Petunii, wyjaśnić sprawę. Tam jednak dowiedział się czegoś, czego najchętniej nie dowiedziałby się nigdy. Harry Potter zaginął kilka lat wcześniej. Oczywiście dyrektor wypytał wściekłą panią Dursley o szczegóły, ale zniesmaczona jego wizytą kobieta nie potrafiła mu wyjaśnić, jak to się dokładnie stało.

Po powrocie do Hogwartu Albus przekazał wieści nauczycielom i natychmiast skontaktował się z kilkoma zaufanymi ludźmi, którzy walczyli razem z nimi w czasie wojny.

– Ciotka chłopca twierdzi, że wieczorem był w ogrodzie za domem, a kiedy wyszła, żeby go zawołać, nie znalazła go tam – powiedział.

Severus jednak czuł, że siostra Lily nie powiedziała im całej prawdy. Miał wielką ochotę złożyć jej wizytę i przeczesać dokładnie jej umysł. Wiedział jednak, że to by nic nie dało, bo nikt nie wiedział, co się stało z czteroletnim wtedy dzieckiem. Wiedział, że ta kobieta pałała niechęcią do wszystkiego, co magiczne, ale jak mogła zostawić takie małe dziecko samo w ogrodzie? Nie pojmował tego.

Nie cierpiał dzieci, ale nawet on nie zachowałby się tak nieodpowiedzialnie. Przyrzekł Lily, że będzie chronił jej syna, jeśli coś by się jej stało. Powrócił myślami do ich ostatniego spotkania, na kilka miesięcy przed jej śmiercią. Na początku miała duże opory przed rozmową z nim i wcale tego nie ukrywała. Przyznała jednak, że w czasach szkolnych nie zachowała się do końca sprawiedliwie względem niego. Znaleźli więc spokojne miejsce, żeby wyjaśnić sobie kilka spraw.

Wyznał jej wtedy wszystko. Jak czuł się upokorzony w czasach szkolnych, wyjaśnił swoje powody przystąpienia do Śmierciożerców, a potem tę nieszczęsną przepowiednię, którą podsłuchał. Nie miała pojęcia, jak bardzo tego żałował i jak wiele by dał, żeby to wszystko cofnąć. To, że się przypadkiem spotkali, było zrządzeniem losu i najwyraźniej ostatnią szansą na oczyszczenie atmosfery pomiędzy nimi.

– Nie powinnam w ogóle wychodzić z domu – przyznała wprost. – Ale to była losowa sytuacja. Najwyraźniej tak miało być i mieliśmy się spotkać. Nie jestem już na ciebie zła. Od dawna nie jestem, ale nie mogłam poradzić sobie z decyzją, jaką podjąłeś wtedy.

– Zacząłem tego bardzo szybko żałować – przyznał szczerze.

– Namówił cię ten chłopak, z którym się wtedy spotykałeś? – domyśliła się. Severus nigdy nie ukrywał przed nią swoich preferencji, a ona też nigdy nikomu o nich nie powiedziała. Nawet wtedy, kiedy ich przyjaźń się rozpadła.

– I tak i nie, ale to już nieważne.

Nie mieli wiele czasu na rozmowę. Lily musiała wracać do domu, do swojego synka, bo zostawienie malutkiego dziecka pod opieką jego ojca i ojca chrzestnego, nie mogło się skończyć zbyt dobrze.

– Dwój facetów i dziecko? – prychnął Severus. – Jeszcze na dodatek jeden to Black? Oby nie uczyli dzieciaka tych wszystkich idiotycznych zaklęć, którymi raczyli mnie w szkole.

– Niech tylko spróbują, a nie usiądą na tyłkach przez miesiąc. Już ja o to zadbam – zapewniła go. – Nigdy nie pozwolę, żeby moje dziecko zachowywało się w ten sposób. Jamesa też już nieco wychowałam.

– Zmuszasz go do zmiany pieluch bez pomocy magii?

– To też – przyznała z lekko sadystycznym uśmiechem, a Severus nie mógł nie prychnąć. Wiele by dał, żeby zobaczyć to przedstawienie.

Przed pożegnaniem Lily poprosiła go, żeby uważał na jej dziecko, gdyby jednak coś im się stało. Możliwe, że przeczuwała atak Voldemorta na jej rodzinę, ale i tak doceniła, że Severus powiedział jej o wszystkim. Wzmocnili zabezpieczenia i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zdradził ich ktoś z najbliższego otoczenia. Teraz to jednak nie miało znaczenia, bo chłopiec zaginął. Poszukiwania trwały od kilku tygodni, ale na razie nie było widać żadnego efektu. Chłopiec zapadł się pod ziemię.

Oczywiście Petunia twierdziła, że zgłosiła sprawę zaginięcia dziecka na policję i w to akurat Severus był skłonny uwierzyć. To był ten typ, który nie zamierzał być oskarżony przez znienawidzony świat, że zrobił coś źle. Mistrz Elisirów na tyle znał siostrę Lily, że nie miała ochoty na żadne pytania ze strony czarodziejów i najchętniej wysłałaby ich wszystkich do diabła.

Obserwował ceremonię przydziału, ale bez większego zainteresowania, skoro wśród nowych uczniów nie było głównej atrakcji. Zgodnie z przewidywaniami Draco Malfoy trafił do Slytherinu, Ronald Weasley do Gryffindoru, jak cała jego rodzina. Dostrzegł też jakiegoś ślamazarnego chłopaka o nazwisku Longbottom, który jakimś cudem również trafił do domu lwów. Podobnie zresztą jak dziewczyna o zarozumiałym wyrazie twarzy i napuszonych włosach. Chyba nigdy tak do końca nie zrozumie, czym kieruje się Tiara Przydziału, wskazując uczniom domy.

Po krótkim przemówieniu Albusa rozpoczęła się uczta, ale Severus nie był specjalnie głodny. Nadal zastanawiał się, jak kilkulatek mógł zaginąć bez śladu. Naturalnie dzięki swoim koneksjom, dyrektor sprawdził dokumenty w ministerstwie. Nie było tam aktu zgonu, a to oznaczało, że chłopiec żyje. Pytaniem było, dlaczego nie odnalazła go zatem sowa, niosąca dla niego list? Obawiał się, że nieprędko poznają odpowiedź na to pytanie.

,,,

– To już dziś – powiedział Mirko, siedząc z Harrym na jednej z ławek przy drodze prowadzącej do zamku. Obaj patrzyli właśnie w górę i podziwiali widok świata, z którym właśnie dzielili wieczór, powoli przechodzący w noc. W tym świecie miało nastąpić podwójne zaćmienie księżyców. Raz na dziesięć lat dwa księżyce ustawiały się w jednej linii, a ich planeta miała je przysłonić. To był niezwykle magiczny czas i wybrano właśnie tę noc na oficjalną inaugurację wszystkich, którzy mieli otrzymać zbroje i rozpocząć naukę czytania mostów.

Harry skinął głową, czując ogromne podekscytowanie. Nareszcie dołączą do tych, którzy nosili zbroje, zapuszczali się w te niebezpieczniejsze światy, o których tyle słyszeli. Będą też mieli prawo poszukać w tych innych światach materiałów na swoje miecze.

Każdy miecz był inny. Wykute były podobnie, w długie i dość cienkie ostrza, ale nie było dwóch identycznych. Każdy z nich odzwierciedlał cechy swojego właściciela i współgrał z jego magią. Harry kiedyś zapytał ojca, z czego będzie jego miecz. Avi uśmiechnął się tylko wtedy do niego dobrodusznie i odpowiedział:

– Poczujesz to, kiedy spojrzysz na odpowiedni materiał. Narodzi się pomiędzy wami więź. To jeszcze nie będzie miecz, ale jego dusza już zacznie istnieć.

Chłopiec nie mógł się wtedy doczekać, kiedy znajdzie odpowiednie materiały i zacznie pracę nad mieczem. Używając odpowiednich zaklęć i artefaktów, każdy sam musiał go stworzyć. Musiał tak pokierować swoimi intencjami tworzenia, żeby więź stała się nierozerwalna. Takim mieczem Harry mógłby zabić każdego, ale nikt nie mógłby go wykorzystać przeciwko niemu.

Czekało na niego jeszcze tyle niezwykłych rzeczy i miał wrażenie, że do tej pory poznał tylko niewielki ich odłamek. Z miesiąca na miesiąc wiedział coraz więcej, widział coraz więcej, ale paradoksalnie coraz mniej dziwił się niektórym rzeczom. Z początku część z nich była dla niego wręcz groteskowa, ale z czasem zaczął dostrzegać w nich piękno. Tak było na przykład, kiedy po raz pierwszy Avi zabrał ich do Lasu Głów.

To było najbardziej upiorne miejsce ze wszystkich, które Harry miał okazję zobaczyć na własne oczy. Zwłaszcza że nazwa okazała się dosłowna.

Las nie znajdował się w innym świecie, ale był częścią Isi. Było to miejsce pełne bagien, pomiędzy którymi biegły wąskie ścieżki i rosły upiorne drzewa. Zawsze unosiła się tutaj mgła i było niesamowicie cicho. Jednak nie to sprawiało, że każda przeciętna istota mogłaby dostać zawału. W bagna zostały wbite dość grube pale, na których dosłownie leżały głowy tych, którzy kiedyś żyli. Z każdej z nich wyrastały powoli jakieś rośliny.

W pierwszym odruchu Harry wystraszył się, ale im dłużej się przyglądał, tym większy opanowywał go spokój. Sam nie był pewien dlaczego, ale tak właśnie było. Same głowy nie były brzydkie. Nie gniły ani nie wypadały im włosy. Wyglądały, jakby pogrążyły się w głębokim śnie, a drobne listki i gałązki, które wyrastały z nich, paradoksalnie były zielone.

– Czy one są żywe? – spytał, przyglądając się jednej z głów z bliższej odległości. Nie miał pojęcia, do kogo kiedyś należała, ale wyglądała, jakby zaznała wielkiej ulgi po śmierci. Widział, że była to kobieta o czarnych, długich włosach, które sięgały aż do bagna i pełnych ustach.

– To zależy, jak sprecyzujesz swoje pytanie – odparł Avi. – Ich ciała są martwe od lat, jednak ich dusze błąkają się za złe czyny, które wyrządzili za życia.

– Każdy zły człowiek tu trafia?

– Nie dziecko. Tylko ci, którym odebraliśmy życie. Nie myśl to tym jak o czymś złym. Nie jesteśmy ani dobrzy, ani źli, chociaż na razie pewnie ciężko ci to zrozumieć. Po prostu przyjmij to do wiadomości. Pomiędzy światami nie ma takiego rozgraniczenia, jakie istniało w twoim świecie.

– Czyli tutaj można robić wszystko? – spytał Mirko, przyglądając się ciekawie jednej z głów, która była pokryta dziwnymi tatuażami.

– Nigdy nie myśl, że wolno ci robić wszystko. Zanim coś zrobisz, zastanów się, czy w tym, co zamierzasz, jest jakiś sens – powiedział Avi. – Bezsensowne rzeczy są tylko stratą czasu, który możesz dobrze wykorzystać.

Chłopcy nie byli pewnie, czy dobrze zrozumieli jego słowa, ale Las Głów przestał ich przerażać, kiedy na własne oczy zobaczyli, że pomimo swojej groteski jest w jakiś dziwny sposób piękny. Harry nawet lubił do niego chodzić i przyglądać się, jak rosną delikatne rośliny. Jakiś czas później dowiedział się, że były delikatnie zbierane i wykorzystywane do różnych leków i rytuałów. Najciekawsze było to, że nie było dwóch roślin o identycznych właściwościach.

– To fascynujące – mówił, kiedy jeden z mistrzów, wyjaśniał im wszystko bardzo dokładnie. Mirko podzielał jego zdanie.

Zaczęli też prowadzić coś na kształt dziennika, w którym opisywali po kolei wszystkie światy, z którymi dzielili dzień lub noc. Po jakiś czasie zauważyli, że pojawiają się one cyklicznie. Niektóre raz na rok, niektóre raz na miesiąc, ale były też takie, które pojawiały się raz na kilka lat. Wytrwałość i upór się opłaciły, bo dzięki temu sporządzili powoli coś na wzór mapy. Nie wiedzieli, czy kiedyś im się to przyda, ale dzięki temu orientowali się, kiedy zachodzi jakie zjawisko.

Potem zaczęli obserwować mosty i doszli do wniosku, że ich otwarcie wymagało ogromnej wiedzy. Niektóre mosty pojawiały się nagle, ale wszystkie mogły zostać otwarte, jeśli wiedziało się, jak znaleźć na nie wejście. Zapisywali więc wszystko bardzo dokładnie i to potem pomogło im w nauce czytania znaków.

Harry uwielbiał mosty, z których mógł obserwować proces tworzenia się czegoś. Raz udało mu się zobaczyć wybuchającą gwiazdę, a potem na jej miejscu narodziła się nowa. Z pozostałości starej zaczęły się formować inne ciała niebieskie. Oczywiście nigdy nie wchodził na te mosty sam, bo gdyby przejście nagle się zamknęło, nie umiałby jeszcze ponownie go otworzyć i wrócić do Isi. Mógłby wylądować w zupełnie innym świecie i kompletnie się zgubić.

Niemniej jednak nauka czytania znaków szła im coraz lepiej, a po otrzymaniu zbroi, będą mogli nareszcie szkolić się pod czujnym okiem nie tylko swojego ojca, ale też innych. Harry już nie mógł się doczekać, kiedy zacznie odczytywać znaki w praktyce i przemierzać inne światy. To było coś, na co czekały tutaj wszystkie dzieciaki.

– Harry! Mirko! Chodźcie już! – zawołał Avi, a chłopcy natychmiast poderwali się z miejsc i podbiegli do niego. – Widzę, że jesteście bardzo podekscytowani.

– I troszkę zdenerwowani – powiedział Mirko. – A jeśli Mistrzowie Isi stwierdzą, że się nie nadajemy? – spytał.

Zielonooki chłopiec aż poczuł ciarki na plecach na samą myśl. Mistrzowie Isi byli najstarszymi mieszkańcami międzyświata i w jakimś stopniu sprawowali tu władzę. To oni zbudowali tu wszystko, zapoczątkowali tradycje i rytuały, ale to jeszcze nie oznaczało, że byli tu zawsze. Nawet oni w końcu czuli się zmęczeni życiem i odchodzili. Nie wiedział gdzie, ale słyszał o miejscu, w którym mogli zasnąć na zawsze, ale jednocześnie nadal służyć swoją wiedzą. To brzmiało dla niego bardzo dziwnie i interesująco zarazem. Miał nadzieję, że kiedyś zobaczy to miejsce i zrozumie, co inni mieli na myśli.

W towarzystwie ojca weszli do sali, w której czekała już reszta dzieci w ich wieku, gotowych na oficjalne uznanie ich, jako Przemierzających Światy. Na podłodze ułożono już poduszki, na których mieli za chwilę usiąść, a potem przejść rytuał wzmacniający. Podwójne zaćmienie księżyców miało być od tej nocy czymś szczególnym dla nich. Światło księżyca miało rozświetlać im drogę, stworzenia z nim związane miały czuć z nimi szczególną więź, a mrok stać się ich przyjacielem. Nikt jednak nie wiedział, jakie jeszcze cechy rozwiną w sobie. Każdy jednak wiedział, że od tego momentu zaczną się zmieniać zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Fizycznie ujawnią się ich najlepsze cechy, nawet te, o których jeszcze nawet nie myśleli, a ich dominujące cechy charakteru wyostrzą się. Harry nie zastanawiał się na razie, jak będzie wyglądał za kilka lat. Nie było to dla niego szczególnie istotne. Na razie cieszył się, że właśnie nadszedł czas na niego.

Kiedy jeden z Mistrzów Isi wszedł do sali, wszystkie dzieci zajęły swoje miejsca. Nie było ich wiele. Zaledwie kilkoro, ale wszystkie cudem zachowywały cierpliwość. W towarzystwie Mistrza przybył także Mistrz z Magicznej Kuźni, który nie tylko wykonywał zbroje, ale także szkolił swoich adeptów pod czujnym okiem. Harry i jego grupa już niedługo zaczną pracę nad swoimi mieczami w jego obecności. To on będzie nakierowywał ich w odpowiedni sposób.

Mistrz Isi odsłonił nagle wielki, zajmujące prawie całą ścianę okno i pomieszczenie wypełniło słabe światło. Księżyce już prawie ustawiły się w jednej linii.

– Witajcie moi drodzy – odezwał się. Harry nigdy nie powiedziałby, że jest on bardzo stary. Wyglądał może na jakieś czterdzieści lat, ale wyglądał naprawdę dostojnie z ciemnymi włosami, w których widać było zielone pasma. Zawsze zaczesywał je do tyłu, a spomiędzy nich widać było po bokach fantazyjne, krótkie rogi Harry'emu zawsze kojarzył się z dostojnym jeleniem, ale nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Na zbroję narzucił jeszcze ceremonialną szatę, wyszywaną w znaki, których część chłopiec rozpoznał bez trudu. – Oto nadszedł dzień, na który od dawna czekaliście. Od tej nocy będziecie mogli nazywać siebie Przemierzającymi Światy. Wasza podróż rozpoczęła się w momencie, gdy po raz pierwszy postawiliście stopę w Isi. Międzyświaty zawsze czekają na tych, których przeznaczeniem jest tutaj trafić. To na nas spoczywa obowiązek, aby zawsze pamiętać o wszystkim i dbać o to, żeby żadna wiedza nie została nigdy zapomniana. Czy jesteście gotowi na trudy nauki i zadania, których podejmiecie się od dziś?

– Jesteśmy – odpowiedzieli razem, a kiedy księżyce ustawiły się w jednej linii, wszyscy rozpoczęli rytualną pieśń, w trakcie której Mistrz z Kuźni o imieniu Ithil, ułożył przed każdym zbroję, która wchłaniała w siebie śpiewne zaklęcia i wzmacniała się równie mocno, co jej przyszły właściciel. Harry tak bardzo chciał już jej dotknąć, ale wiedział, że jeszcze nie mógł.

Czuł dziwne mrowienie w koniuszkach palców, które w miarę trwania rytuału, robiło się coraz bardziej odczuwalne. Zupełnie jakby ktoś wbijał mu w palce cienkie igiełki, ale to nie było nieprzyjemne uczucie. Może troszkę dziwne, ale miał wrażenie, jakby jego magia uwalniała z siebie swoje nici i owijała je wokół zbroi.

W końcu wszyscy zamilkli, a rytuał dobiegł końca. Harry otworzył oczy, nie pamiętając nawet, że je zamknął. Zbroja przed nim pokryta była błyszczącymi znakami, które powoli zaczynały zanikać. Zauważył, że ze zbrojami innych działo się dokładnie to samo.

– Wasza magia odcisnęła swoje piętno na zbrojach. Od tej pory należą do was. Nikt inny nigdy ich nie założy. Są wasze, by wam służyć, dopóki nie zdecydujecie, że wasz czas minął.

Harry zerknął na Mirko i chłopcy wyszczerzyli się do siebie, a potem po raz pierwszy poczuli, że naprawdę gdzieś należą. To było ich miejsce. Ich, by się uczyć, by żyć, by poznawać. Żaden z nich nie wiedział jeszcze, jakie jest jego przeznaczenie, ale byli gotowi, żeby zacząć szukać właściwej ścieżki, wśród ich niezliczonej ilości.

---

Skoro lubicie kombinować, to ok. Jak waszym zdaniem będzie wyglądał Harry, kiedy zacznie powoli wchodzić w wiek dorosły? XD Jakieś dzikie wyobrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top