3. Wykonanie planu.
Tydzień do świąt.
Biały puch z każdym kolejnym nużącym się dniem, coraz to bardziej pokrywał wszystko wokół własnego istnienia. W tym także bezbronne ulice Amsterdamu. Dlatego też plan oblężenia więzienia stał się cięższy niż przedtem. Racja, nie był on awykonalny, a jednak lekkie obawy zaczęły przyćmiewać głowę siwowłosego.
Mimo tego, nie było już czasu na jego dopracowanie. Równo siedemnastego grudnia o jednej z późniejszych godzin, auta wyjechały z hangarów, a helikoptery bojowe wzniosły się w powietrze.
Czas zacząć tę zabawę.
xxx
Pięć dni do świąt.
Cisza.
Wydawać by się mogło, że nic się nie dzieje, a spokój na mieście tylko to potęgował. Wówczas przy otwartym oknie, słychać było tylko szum spowodowany przez wiatr i jeżdżące samochody. Każdy człowiek robił to, co zwykle - po prostu żył własnym życiem. Przecież, nikt nie miał teraz czasu by przejmować się losem innych, nie znanych im ludzi!
Erwin nawet nie miał w zwyczaju tego robić.. Więc czemu jednak tak bardzo martwił się o jego niedoszłego kochanka? Przecież to tylko nic nie znaczący chłopak, który nie miał prawa być ważnym szczegółem w życiu złotookiego. Więc czemu wszystko przy jego stracie stało się szare i jakby, bez emocji?
Te pytanie zadawał sobie w kółko, siedząc na parapecie, przy otwartym na oścież oknie. Było to co najmniej niebezpieczne, ale gdy jego umysł był non stop przyćmiony cholernym stresem, co mógł zrobić? Nagle po prostu zwracać uwagę na takie rzeczy? Nie ma szans - jedyne o czym teraz myślał, to o tym, czy misja się powiodła. Na tyle się tego bał, że powoli odchodził od zmysłów.
Lecz w pewnym momencie, emocje i uczucia wzięły górę. W tamtej chwili mało rzeczy miało jakiekolwiek znaczenie i po prostu powstał na równe nogi, schodząc z zimnego parapetu. Zaczął skakać jak oszalały, ciągnąc się drapieżnie za włosy. Bolało.
Podczas tego wszystkiego, szał zawładnął na tyle ciałem chłopaka, że ten nie poczuł jak ktoś delikatnie wtula się w jego plecy. Gdy zrozumiał, co się dzieje, odwrócił się twarzą do owej osoby.
— Gregory? — zadrżał, chwilę później upadając na kolana — Błagam! — wykrzyczał histerycznym głosem — Wybacz mi.. — załkał, przyglądając się non stop zmarnowanej twarzy brązowowłosego. Wszystko zaczęło mu się rozmazywać, a słone łzy leciały strumieniami po niewinnej twarzy mężczyzny. Nagle został on przyciągnięty i opadł delikatnie na podłogę. A na nim leżał nie kto inny niż Gregory.
— Wybaczyłem Ci już dawno i.. dziękuje za to, co zrobiłeś, żeby mnie stamtąd wydostać — wyszeptał, przybliżając się twarzą do złotookiego. Ten, działając pod wpływem emocji, delikatnie złączył ich usta, tworząc pełen miłości pocałunek. Był on natchniony bliskością i żaden z chłopców nie chciał go przerywać. Złotooki słyszał gdzieś w tle krzyki Carbonary, a zarazem jego wiwatowania, lecz nie przejmował się tym w żadnym stopniu. Zagłębił się zbyt mocno w uczuciu, do którego pragnął mieć dostęp przez następne kilkaset lat, by teraz tak po prostu je przerwać.
Ale.. czy to w ogóle miało prawo istnieć?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top