Oneshot
Biegłem przed siebie, nie dbając o równość własnego oddechu. Słyszałem za swoimi plecami strzały, a ja próbowałem ich bezsensownie unikać. Helikopter wojskowy należący do Francji ogłuszył wszystko co się wokół mnie działo. Biegłem, chcąc dotrzeć do pierwszego lepszego schronu i ewentualnie za dużą dawką szczęścia przetrwać trochę dłużej, niż następne 4 minuty.
Więc, nie poddawałem się. Pomimo uwierającego pasa i długiej broni, która cholernie chciała wydostać się z moich spoconych rąk, nie dawałem za wygraną.
Kolejne strzały i kolejne krzyki niewinnych przechodni.
W końcu, dotarłem do już zdewastowanego budynku z postrzeloną ręką, oraz nogą.
Kulejąc od irytującego bólu, zatrzasnąłem wszystkie drzwi, a okna zastawiłem meblami.
Opierając się o starą drewnianą komodę, starałem się złapać oddech i w końcu się uspokoić. Gdy jednak adrenalina zaczeła ze mnie schodzić, poczułem coraz to bardziej przeszywające mnie utrapienie, które spodowane zostało przez zadane obrażenia.
Westchnąłem zmęczony całym zachodem i przejechałem brudną dłonią o własne czoło, wycierając je tym samym od słonego potu.
Jednak, słysząc to coraz większy zamęt zza ściany, postanowiłem schować się gdzie indziej. Ruszyłem więc i widząc metalowe drzwi, otworzyłem je ponętnie. Stanowiły one dla mnie opór, jednak chwilę później udało mi się je pokonać. Gdy zauważyłem w jakim pomieszczeniu się znajduje, właczyłem światło i zszedłem po schodach.
Chciałem zacząć się bardziej bunkrować, jednak nieumożliwiła mi to niechciana osoba.
Żołnierz, który należał do wojska Francji.
Wyciągnąłem przerażony długą broń i zacząłem do niego celować. Ten, podniósł ręce do góry, oddychając niezmiernie szybko.
— Czego chcesz? — parsknął wyróżniającym się głosem, skanując mój wygląd — Zabić mnie prawda? — zapytał, a ja tylko podniosłem zdezorientowany brew.
— Raczej spodziewałbym się po Tobie, że to Ty będziesz tego chciał wobec mnie — prychnąłem.
— O czym Ty mówisz?
Przejechałem zirytowany palcem po własnej skroni i po raz kolejny posłałem mężczyznie drwiące spojrzenie. Zniżyłem celownik, odkładając broń na bok.
— O czym mówię? — zaśmiałem się ironicznie - Pracuje w wojsku należącym do Hiszpani kilka lat i przez te kilka lat nikt nas nie zaatakował, a teraz dowiaduję się nagle, że jest wojna — wysyczałem przez zaciśnięte zęby — Nie chce nikogo zabijać, nie takie me powołanie, a przez Ciebie i ten Twój niedorzeczny kraj jestem do tego zmuszony! — krzyknąłem, wyrzucając ręce w powietrze.
Mężczyzna westchnął podirytowany moim gadaniem, po czym sam zaczął paplać.
— Nasz kraj nigdy nie był skłonny do ataku kogokolwiek. To wy zaczęliście tą wojnę, zrzucając na nas rakiety jako pierwsi! — krzyknął — I oczywiście, zawsze moja wina, jakbym ja był zależny od tego czy odbędzie się jakakolwiek wojna czy nie! — westchnął, przecierając dłonią twarz skołowany moim zachowaniem
Chcąc zapytać chłopaka o kilka spraw, usłyszeliśmy głośne tupanie, a chwile później niemieckie nawoływanie, którego żaden z nas nie zrozumiał. Moje tętno podskoczyło, a ja natychmiast rzuciłem mężczyźnie dużo znaczące spojrzenie. Oboje wiedzieliśmy o co chodzi, wiec bez ociągania rzuciliśmy się na meble, by nimi zastawić drzwi. Słyszeliśmy coraz to głośniejsze wulgaryzmy w języku samego szatana, na co przeraziliśmy się cholernie. Pomimo sporu który przed chwilą między nami panował, razem podołaliśmy z zastawą kawałka metalu. Westchnąłem przewrażliwiony całą sytuacją.
— Jasne, niech jeszcze niemcy się wpierdolą na trzeciego — parsknąłem szeptem, podchodząc do mojego towarzysza. Posłał mi nienawistne spojrzenie — No co? — burknąłem, omijając go chwiejnym krokiem.
Przez buzującą w naszej krwi adrenalinę, zdołałem zapomnieć o własnych ranach. Jednak przez jej aktualny spadek, poczułem ponownie przeszywający mnie ból. Syknąłem gdy chcąc sie ruszyć, moja noga odmawiała mi posłuszeństwa. Chłopak widząc moje poczynania, pomógł mi i razem siedliśmy na zimnej podłodze bunkru, opierając się o szorstką ścianę.
Zdjął on kask, ukazując swoję aktualnie przyklepane siwe włosy, które natychmiastowo postawił w pionie. Pomógł mi w tym samym, odstawiając zielonkawy hełm koło naszych nóg. Poczułem chwile później przyjemne przeczesywanie moich ciemnych brązowych włosów, na co przymrużyłem oczy. Ocknąłem się z tego transu dopiero wtedy, kiedy usłyszałem głośne wybuchy, które działy się wprost nad naszymi głowami. Westchnąłem, zdając sobie sprawę jak blisko jestem od śmierci.
Przymknąłem raz jeszcze powieki, czując jak robie się czerwony, a moje gałki oczne zaczynają mnie piec. Słona łza otuliła mój policzek, więc szybko urażony tym faktem go wytarłem.
— Oboje tak samo nie chcemy tej wojny, prawda? — mruknąłem pod nosem głupio.
— Mhm — usłyszałem koło swojego ucha - Wiesz.. — westchnął — Gdy ten niemiec zaczął walić w drzwi, zrozumiałem jaka zaszła tu cholerna pomyłka..
— W jakim sensie? — zapytałem szeptem, nie rozumiejąc jego słów.
Wtem usłyszałem kolejny łomot dobiegający z nad naszych głów.
— Niemcy wcale nie dołączyli do wojny jako trzeci, tylko sami ją rozpoczęli — zmarszczyłem brwi — Chcieli poruszyć świat, żeby Francja i Hiszpania się znienawidzili. Ludzie i media - to wszystko po prostu to podsyciło.
Z każdą kolejnym słowem docierało do mnie, co miał tak na prawdę na myśli. Kraje, do których przy należeliśmy wcale nie były winne tej wojny. To Niemcy z okrutnością nas skłóciły, robiąc to zupełnie świadomie.
Zrobili to specjalnie. Żeby zapanować nad światem.
Przybliżyłem się i pomimo braku komfortu związanego z uszkodzonymi kończynami - wtuliłem się w mężczyznę. Nie tylko chcąc mu dodać wsparcia, a też dla naszego zdrowia psychicznego. Dla mojego zdrowia psychicznego.
Bo choć byliśmy żołnierzami i byliśmy przygotowani na takie sytuacje to nadal byliśmy ludźmi. Ludźmi, którzy mają uczucia i.. to jest takie przerażające..
Nie zauważyłem kiedy z moich oczu zaczęły lać się słone łzy, tak samo jak u mojego towarzysza. Po prostu zaczęliśmy płakać, godząc się z nadchodzącą nas śmiercią.
— Nnie chce umieraćć — wyszeptał łamiącym się głosem.
— Csiii... — uciszyłem go, na co oboje usłyszeliśmy trzask. Tupanie ciężkich butów. Do pomieszczenia został rzucony granat. Chwile kulał się po podłodzę, jakby czekał na naszą reakcję.
To koniec.
Krzyki niemieckie, odór słonego potu, łez i te cholernie dudniące wybuchy nad naszymi głowami.
Odsunąłem się od mężczyzny i posłałem mu ostatni, szczery uśmiech. Zasalutowałem, a ten widząc moje poczynania, także to uczynił.
Wybuch. Poczułem przeszywający mnie ból.
A następnie, była tylko pioruńska ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top