"Robili to dalej"

(okładka raczej będzie zmieniona)

TW: Choroby psychiczne.

Nastoletnie życie Gregorego nigdy takowego nie przypominało. Kiedy rówieśnicy bali się o złą ocenę z techniki w szóstej klasie podstawówki, on powoli zapadał się pod ziemię. To wcale nie było tak, że miał ciężkich rodziców, czy popadł w złe towarzystwo. Jego życie było w skrajnie dobrym stanie. Mimo tego miał jakieś swoje problemy, takie jak inni ludzie, a to, że sobie z nimi nie radził było innym aspektem.

Mimo tego, udało mu się jakoś przejść do następnej klasy. I następnej..

W końcu był w drugiej klasie liceum i był w o niebo lepszej pozycji psychicznej w porównaniu do podstawówki. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało.

Tydzień temu psychiatra - do którego nadal chodził - przepisał mu nowe leki. Przez całe te siedem dni zdążył zauważyć wszystkie skutki uboczne i miał ich już po dziurki w nosie.

Jednym z nich było wczesne chodzenie spać, a raczej wczesne zmęczenie organizmu. I choć jeszcze kiedyś mógłby za to skakać z radości po pokoju (w końcu miał problemy by zasnąć), tak teraz czuł zirytowanie. Chciał mieć dobre wyniki, a dobranocka o osiemnastej wcale się z tym nie łączyła.

Drugim skutkiem ubocznym były coraz częściej pojawiające się myśli samobójcze. Śmieszne jest, że niektóre antydepresanty zamiast się ich pozbyć, to je nasilają.

Dlatego też od kilku dni miał ochotę krzyczeć i płakać. Nie słuchał się rodziców i kiedy Ci na niego marudzili, ale też starali mu się pomóc, ten jedynie ich wyzywał. Zamykał się na cały świat i jedyne o czym marzył, to o zniknięciu z tego świata.

Albo o tym, żeby zrobić coś, co uwolni go od tej męczącej rzeczywistości.

Można by rzec, że jego błagania zostały wysłuchane, bo chwilę później dostał propozycję telefoniczną od swojego chłopaka Erwina, by wybrać się razem na imprezę halloweenową.

To nie tak, że nie chciał tam iść. Chciał i to bardzo - w końcu była to idealna szansa by spędzić po dłuższym czasie rozłąki słodkie chwile z swoim chłopakiem. A drugim dobrym argumentem by tam pójść był oczywiście alkohol - jego nowym, krótkotrwałym postanowieniem było nachalnie się w trzy dupy.

Najchętniej zapiłby się na śmierć.

W końcu jednak po masie namów, udał się na imprezę. Zaczynała się o dwudziestej pierwszej, więc kiedy przyszedł zachowywał się jak prawdziwy potwór. Jak zombie, który nie kontaktuje z rzeczywistością. W sumie racja - niekontaktował. Powinien teraz smacznie spać, a rodzice płakać nad żyletką pozostawioną w łazience, co miał w zwyczaju codziennie robić.

Ale nie - on był tam na miejscu.

Dał radę. Przyszedł i to w zakrwawionym stroju lekarza - w końcu było halloween.

Spotkał się z Erwinem na miejscu i przeżył u jego boku następne godziny.

Nie ważne, że oboje czuli się w tym momencie zniszczeni psychicznie.

Nie ważne, że w myślach ich obu były prośby, by zniknąć z tego świata.

Nie ważne, że w pewnym momencie oboje gdzieś znikneli.

Nikogo to nie obchodziło, a nawet jeśli to każdy myślał, że po prostu uciekli gdzieś by przeżyć szybki numerek. Ich domysły potwierdziły się gdy mężczyźni wbiegli zdyszani do środka budynku przez drzwi wejściowe. Najwidoczniej ich miejscem zabaw było podwórko organizatora imprezy. Cóż - jego problem.

Tak czy siak, Ci szybko się ogarnęli, a zakrwawione przebrania mężczyzn stały się bardziej czystsze niż wcześniej - jakby je wyczyścili z jakiejś cieczy.

W sumie kogo to interesowało?

Tylko Erwina i Gregorego, bo bali się, że ludzie zauważą.

Ale nie zauważyli.

Zaczęli bawić się jak wszyscy inni uczestnicy zabawy, a kiedy nadszedł wolny kawałek, weszli na scenę. Nieprzyjemne zmęczenie poszło w niepamięć.

Wtulili się w siebie. Szatyn położył swe dłonie na biodrach młodszego, który nie był dłużny i swoje dłonie delikatnie splótł na karku chłopaka. Przyciągnął go bliżej, aż w końcu zetknęli się czołami. Uśmiechali się szeroko, mimo że nie było (teoretycznie) powodu do śmiechu.

Ale oni wiedzieli coś, czego inni nie byli świadomi.

Zrobili coś, czego inni nie daliby rady sobie nawet wyobrazić.

Nikt z nich by tego nie zrobił.

Gregory z Erwinem zaczęli śmiać się cicho, nadal wpatrując się sobie w oczy. To było cholernie nieodpowiedzialne i nieetyczne, ale dla nich było to coś jak uwolnienie.

Odcięcie się od rzeczywistości, czego tak bardzo wcześniej pragnęli.

Odcięcie się od konsekwencji, czego im od dłuższego czasu brakowało.

Ale nie na długo.

Kiedy zbliżali się do pocałunku, a czas zwolnił, atmosfera rozluźniła.. Po budynku rozniosło się kilka żeńskich i męskich krzyków.

"Martwe ciało, kurwa!" i "Dzwonię na policję!" ich rozbudziło. Kiedy inni panikowali, oni tylko stali i śmiali się.

Wiedzieli co zrobili i byli dumni

To nie choroba psychiczna - to miłość, którą chcieli sobie udowodnić.

To, że czuli teraz dziwna satysfakcję, nie stanowiło ich psychopatami. Byli normalni, pełni wzajemnej miłości. Prawda?

Co się dzieje? Gdzie to jest?!

Tu!

Japierdole. Zabierzcie stąd wszystkich, a wy zacznijcie szukać czy nie ma więcej trupów.

Widzisz te noże w oczach?! To jest jakieś chore!

Ty jesteś chory! Pomóż mi z tym ciałem!

Kurwa, gdzie Erwin?

A Gregory?

Pewnie poszli się znowu ruchać.

To nie czas na żarty, idioto!

To gdzie niby zniknęli? Przecież, kurwa, na pewno tego nie zrobili!

Moja kuzynka też tak mówiła.

A mój brat? Teraz siedzi we więzieniu.

TO NIE ONI!

...

Uciekali przez las, śmiejąc się w niebo głosy. Zwierzęta ich nie straszyły - to oni straszyli zwierzęta. Skakali, biegli, prawie się przewracając. Słyszeli gdzieś za sobą policyjne syreny jak i widzieli światło latarki, a mimo to śmiali się głośno i nawet nie przejmowali się zaistniałą sytuacją.

Zachciało im się krzyczeć.

Krzyczeli, śmiali się.

Szaleli.

Kiedy byli zakuwani, robili to dalej.

Kiedy byli w sądzie, robili to dalej.

Kiedy trafili do szpitala psychiatrycznego, robili to dalej.

Nie ważne co - robili to dalej.

Zabiliście mi córkę! Zabiliście mi siostrę! Zabiliście mi przyjaciółkę! Zabiliście mi wnuczkę!

Robili to dalej.

"Zabiliście mi moja miłość życia!"

"Gdyby Cię kochała, zabiła by nas dla waszej miłości, tak jak my zabiliśmy ją, dla naszej miłości. Nie czuła tego do Ciebie. To przez nią."

...

Robili to dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top