✨1 - Nowa szansa✨
Mogło by się wydawać że zbliża się następny taki sam dzień w mieście Los Santos. Nie dla wszystkich był on jednak taki jak zwykle. Grupa ludzi aktualnie opłakiwała stratę ważnej dla nich osoby dzięki której ich dzień zawsze był lepszy. Już nigdy nie będą słyszeć tego głosu tych złoto-bursztynowych oczu czy nawet tego ADHD którego wszyscy mieli dość. Teraz była cisza która była zagłuszana przez płacz i szlochy jednej z największych grup przestępczych "Zakszot" i policjanta. Dla miasta był to ogromny ból lecz to ten brązowo oki policjant stracił właśnie całe swoje szczęście, a cała grupa straciła swojego brata.
- Dlaczego to musiał być on? - wytarł rękawem oczy całe czerwone od ciągłego płaczu - Co takiego zrobił dla tego cholernego świata że tak musiało to się skończyć... Dlaczego mój braciszek ? - wpatrywał się pusto w napis na nagrobku mężczyzna o białych włosach ułożonych w "grzyba".
- Trzymasz się jakoś? - powiedział Davidek lekko łamiącym się głosem też od ciągłego płaczu.
- Powiedzmy - policjant starał się uśmiechnąć najlepiej jak umiał ale bardziej wyglądało to jagby się skrzywił na to pytanie.
- Nie to nie może się tak skończyć - nagle wstał mężczyzna z grzybem na głowie - Napewno da się go jakoś uratować! No poprostu musi! - krzyczał odwracając się do reszty jego "rodziny" bo po mimo że nie byli nią oni zachowywali się jak jedna wielka kochająca rodzina.
- Carbo.. - powiedział cichym głosem niski mężczyzna - Każdy by chciał żeby on żył i był tu teraz z nami, ale niektórych rzeczy nie da się naprawić...
Najpierw Carbonara był zły że usłyszał te słowa ze strony kuia. Dlaczego każdy się poddał i nikt nie próbuje mu pomóc? Nagle go oświeciło przypomniał sobie jeden szczegółowy fakt o którym przez smutek każdy zapomniał.
- Zaraz! Czy wy nie pamiętacie jednej ważnej rzeczy? - patrzył na wszystkich z nadzieją w oczach
- Jakiej ? - zapytał policjant o niskim głosie patrząc na niego z malutką iskierka w oczach że może jakoś da się to wszystko naprawić - Pamiętacie że dzięki krwi Erwina mógł tworzyć księgi które mogły kogoś ożywić albo uzdrowić? - mówił coraz bardziej szczęśliwszym głosem każdy dookoła też podniósł głowy spuszczone w dół i patrzyli na niego - Jako jedyny też miał kontakt z Marianem. Może on będzie mógł nam jakoś pomóc - ostatnie słowa wręcz wykrzyczał z ekscytacji w ich stronę.
Najpierw wszyscy byli cicho każdy analizował słowa wypowiedziane przez carbonare i się zastanawiali.
- Ale skąd mamy pewność że nas posłucha nie mamy z nim tej więzi jaką miał z pastorem - powiedział smucąc się Kui.
- No właśnie - podbiegł do niego i zaczął nim trząść - Kui myśl! Skoro mieli dobry kontakt nie uważasz że Marian będzie chciał aby Erwin żył i nam pomoże ? - patrzył na niższego czekając jagby na potwierdzenie zgodę.
- Okej okej spokój możemy zobaczyć co da się zrobić może nas wysłucha - mówił chińczyk uśmiechając się z łzami w oczach do Nicolo który odrazu wraz z całą rodziną pobiegli w stronę katakumb.
Schodząc do nich każdy normalny by wybiegł ze strachu bo wyglądało to jak z horroru jednak oni już byli przyzwyczajeni do tego zresztą tu chodziło o życie ich brata mogli by nawet wskoczyć w wulkan dla niego. Gdy zeszli zaczęli się rozglądać po sali nad czymś co da im jakąś wskazówkę jak można się porozumieć z Bogiem. Montana rozglądał się obserwując wszystko dookoła był już kiedyś w katakumbach ale za każdym razem wydawały się dla niego nowe. Szedł przed siebie rozglądając się co chwilę aż nie stanął na środku sali. Nagle światła zgasły po czym po sekundzie się zapaliły. Wszyscy odrazu się odwrócili w stronę Gregorego aby dowiedzieć się co się stało. Zanim zdążyli coś powiedzieć usłyszeli głos.
- Kim jesteś i jak śmiesz przywoływać mnie śmiertelniku ?
- Y.. bo..ja...bo my.. - policjant nie wiedział za bardzo co zrobić nigdy za bardzo nie wierzył w bogów i przestraszył się.
- Marianie! - odrazu krzyknął Nicolo - Marianie błagam prosimy zrobimy wszystko tylko proszę oddaj nam naszego Erwina - mówiąc zaczął płakać i odrazu padł na kolana wszyscy inni zrobili po nim to samo.
- Dlaczego miał bym wam go oddawać? Jest teraz tu gdzie jego miejsce. Jest ze mną - odpowiedział Marian
- Prosimy zrobimy wszystko.. - pierwszy raz od początku pogrzebu Erwina odezwał się ciemnoskóry z dredami na głowie.
Nastała cisza wszyscy zebrani czuli się jagby właśnie czekali na karę śmierci lub uniewinnienie. Wkoncu ta ciszę przerwał głos na który wszyscy czekali.
- No dobrze mogę zreinkarnować Erwina do swojego ciała, ale jest w tym jeden haczyk - oznajmił im Marian.
- Jaki! Przyjmiemy każdy! - odrazu krzyknęli wszyscy.
- Erwin będzie musiał dorastać na terenie zakonu jeżeli nie chcecie aby komuś stała się krzywda.
- Dorastać ? - zapytał Grzesiu nie rozumiejąc co właśnie usłyszał.
- Tak dorastać. Wy naprawdę myślicie że reinkarnacja będzie wyglądać tak że poprostu przywrócę jego dusze do jego ciała? Nie, jego dusza i ciało musi zostać cofnięta i naj normalniej w świecie odzyskacie Erwina na tym świecie ale będzie on dzieckiem. Żeby przeszedł pełna reinkarnację zajmie to jemu miesiąc więc musicie miesiąc go niańczyć i znosić to że codziennie będzie coraz starszy. - oznajmił im Marian.
Wszyscy uradowali się odrazu krzyknęli że się zgadzają że przyjmą wszystko tylko żeby on żył. Jak powiedział tak też miał zamiar zrobić. Wszyscy podeszli do grobu Erwina, byli szczęśliwi że znów go zobaczą. Pioruny zaczęły strzelać niedaleko grobu Pastora więc się odsunęli aby nie dostać nim przypadkiem. Całe niebo było zachmurzone panowała mroczna atmosfera gdzie nie gdzie oświetlona błyskiem piorunów. Gdy piorun strzelił w środek nagrobka powstał słup światła sięgająca do nieba. Wszyscy zasłonili oczy bo blask jaki powodowało te światło było nie do zniesienia. Pogoda zaczynała wracać do normalnej chmury burzowe zaczęły znikać a z pomiędzy nich zaczęły padać promienie słońca. Usłyszeli płacz małego dziecka odrazu otworzyli oczy i zobaczyli że na grobie ich brata stoi koszyk a w nim dziecko. Odrazu wybuchli płaczem ale tym razem ze szczęścia. Nicolo podbiegł z Davidkiem do koszyczka i wyjęli z niego małego Erwina. Przytulili go i płakali nie dowierzali że to naprawdę on. Ta cudowna chwilę jednak przerwał jeszcze większy płacz Erwina. Carbo bujał nim i uspokajał ale nic to nie dawało.
- Daj mi go Carbo ty nie umiesz - podeszła do niego blondynka i wzięła go na ręce. Kołysała Erwina uspokajając go ale efekt był taki sam wciąż płakał.
- No bo ty umiesz Heidi - zaśmiał się Carbo.
- Oj cicho siedzi! - zagroziła mu złoto włosa.
- Może ja go będę w stanie uspokoić? - podszedł do nich Grzesiu.
- Chcesz to próbuj - dziewczyna podała mu małego Erwina i zasłoniła uszy bo już ją bolały od ciągłego płaczu.
- Już cichutko erwinek jestem tu cii - kołysał i mówił łagodnie do dziecka. Erwin w mgnieniu oka przestał płakać i uspokoił się w objęciach policjanta. Uśmiechnął się do niego i pocałował delikatnie w czoło.
- Widać że to Erwin zawsze tylko ty jesteś w stanie go uspokoić - powiedział uśmiechając się Kui wszyscy inni potwierdzili to kiwając głową.
- Ale skoro Erwin jest teraz mały musimy mu kupić smoczek pieluchy i inne takie rzeczy - Heidi chwyciła Kuia za nadgarstek i zaczęła iść w stronę auta.
- Może pójdę z wami ? - powiedział policjant dalej kołysząc erwinem aby nie płakał.
- Ty lepiej zostań tu z erwinem coś czuję że chłopaki by sobie nie poradzili z nim sami.
- Jak to nie ? - spytał oburzony Dia. Podszedł do Grzesia i wziął pastora z jego rąk - Widzisz nie płacze - powiedział dumny. Po kilku sekundach jednak Erwin wyczuł że nie jest w objęciach Montany i zaczął odrazu płakać.
- Właśnie widzę - stwierdził śmiejąc się Gregory zabierając w między czasie Erwina z jego rąk na swoje. Tak jak poprzednio odrazu się uspokoił i zaczął przysypiać.
- To nie fer - wykrzyczał Dia - Dlaczego jak ty go bierzesz to nie płacze a jak wszyscy inni go biorą to płacze - powiedział oburzony z podniesionym głosem.
- Cicho ty idioto - walnął go w ramię David - nie widzisz że zasypia ? - popatrzyli się na Erwina który zasnął w objęciach Montany który trzymał go jak naj delikatniej tylko potrafił, w końcu nie chciał skrzywdzić swojej miłości.
Heidi z Kuiem wchodzili właśnie do zakrystii z torbami pełnych zabawek jedzenia dla bobasów i inne takie rzeczy, mieli już mówić że wrócili ale Carbo odrazu ich uciszył i wskazał na kanapę. Gdy obrócili się w stronę kanapy ujrzeli Grzesia śpiącego z erwinem w ramionach przykrytych kocem. Zrozumieli o co chodzi i weszli po cichu do środka zamykając drzwi za sobą, oczywiście nie obyło się bez zdjęć ze strony wszystkich tego słodkiego widoku.
Pov Montany
Gdy obudziłem się czułem jakiś ciepły materiał na sobie, oraz że trzymam kogoś na rękach. Otworzyłem oczy i widziałem że trzymam nikogo innego jak mój największy skarb Erwina. Niechcąc go obudzić rozejrzałem się i zobaczyłem Carbo, Vasqueza, Davidka, Kuia, Die i Laboranta leżących w boku pokoju na kocu przytulających się do siebie. Nigdy nie sądziłem że mógłbym zobaczyć taki widok rzeczywiście widać w nich jedną wielką kochająca się rodzinę. Szukałem wzrokiem jeszcze Heidi, bo przecież była z nami ale nigdzie jej nie było. Sięgnąłem ostrożnie do swojej kieszeni aby wyjąć telefon by zobaczyć która jest godzina. Starałem się nie obudzić Erwina lecz na moje nieszczęście musiałem go szturchnąć gdy sięgałem do kieszeni. Uśmiechnąłem się odrazu do niego, a mała łezka szczęścia spłynęła po moim policzku. Znów widziałem te piękne złote oczy w które mogłem się wpatrywać cały dzień i noc. Usiadłem dalej trzymając go i gładząc po policzku, tak cholernie chciałem znów posmakować tych uzależniających ust, albo chociaż usłyszeć jego piękny głos. Z tych zamyśleń jednak wyrwał mnie trzask drzwi automatycznie przybliżyłem Erwina do siebie aby w razie niebezpieczeństwa ochronić go odrazu jednak poluźniłem uścisk gdy ujrzałem blondynkę która trzymała torbę z jedzeniem dla nas i zapewne dla Erwina.
- Wstawać wy śpiochy! - krzyknęła w stronę chłopaków którzy odrazu się podnieśli z siebie nie rozumiejąc co się dzieje - Już jest 9 może łaskawie wstaniecie - przewróciła oczami i położyła torby na stoliku obok.
Podeszła do mnie i wzrokiem zapytała czy może go zabrać odemnie, przyznam nie uśmiechało mi się oddawać go komukolwiek innemu ale pozwoliłem. Zabrała go z moich rąk i posadziła na krzesełku nakładając przy okazji śliniak. Erwin miał dziś ewidentnie lepszy dzień bo nie płakał odrazu jak ktoś mnie zabierał od niego.
- Ktoś tu ma chyba dobry chumor - powiedziała dziewczyna uśmiechając się do dziecka - pewnie jesteś bardzo głodny wkoncu od wczoraj nic nie jadłeś, ale spokojnie twoja siostrzyczka wszystko dla ciebie ma - mówiąc to wyjęła z torby jakaś papkę. Skrzywiłem się na widok tego, zapomniałem że dzieci jedzą takie rzeczy.
- Jezu co ty mu dajesz ty chcesz go otruć?! - wykrzyczał Carbo podchodząc w stronę dziewczyny która popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem - Ty zdajesz sobie sprawę że dzieci nie jedzą takich rzeczy jak my nie potrafią jeszcze trawić takich rzeczy - powiedziała dając mu pstryczka w nos. Carbo popatrzył na ta maź po czym na Erwina i znów na Heidi.
- On tego nie zje jak nic - stwierdził grzyb.
- Zje, zje nie ma innego wyboru - powiedziała dziewczyna nakładając na łyżkę trochę tej kaszki dla dzieci - Leci samolocik otworzy buzię aa - mówiła dziewczyna w stronę Erwina który odsunął się odrazu od niej.
- Ale co ty mówisz - wyrwał jej z ręki łyżeczkę - tak się mówi - popatrzył na dziewczynę po czym na swojego braciszka - Erwin spadiniarz leci trzeba go szybko zabić zanim wróci do swojego cuboida - powiedział przysuwając łyżkę do jego ust.
- Chyba sobie żartujesz co ma - zanim zdążyła dokończyć pastor wziął do buzi grzecznie łyżkę uśmiechając się w stronę Carbo, dziewczyna patrzyła tylko na to że niedowierzaniem w oczach.
- A nie mówiłem że źle mówisz - zaśmiał się w stronę Heidi - No to jeszcze jeden spadiniarz braciszku.
Następnego dnia musiałem już wrócić na służbę. Wkoncu dostałem tylko jeden dzień wolnego bo wszyscy wiedzieli jak bardzo przeżywałem utratę swojej miłości. Szkoda że nikt oprócz nas nie wiedział że Erwin tak naprawdę cały czas żyje tylko jako dziecko.
- 105 status 1 - zgłosiłem na radiu i ruszyłem w stronę podziemnego parkingu po moja kochaną Corvette.
Pov Carbonary
- Dobra - powiedziałem chowając telefon do kieszeni - Na internecie piszą że dziecko potrzebuje dużo powietrza więc idziemy z nim na spacer - popatrzyłem na Davidka.
- A Marian nie mówił że nie może opuszczać terenu zakonu dopóki nie przejdzie pełnej reinkarnacji? - zapytał mnie Davidek.
- No ale co złego może się stać jak wyjdziemy tylko na chwilę no chodź nawet się nie skapnie - pociągnąłem Davida za nadgarstek i wyszedłem z erwinem na rękach. Położyłem go do wózka który kupił Kui i ruszyliśmy na spacer po ulicach Los Santos. Chodziliśmy już tak sobie z godzinę bardzo chcieliśmy pogadać z Erwinem w końcu to on zawsze dbał o to aby nigdy nie było ciszy ale nie przeszkadzało nam to wiedzieliśmy że niedługo znów będziemy mieli naszego Erwina z ADHD którego nikt nie jest w stanie opanować gdy się rozkręci. Usiedliśmy na ławce w parku bo trochę się już zmęczyliśmy ciągłym chodzeniem po ulicach.
- Erwin a widziałeś taka sztuczkę ? - powiedział David nachylając się nad wózkiem - jestem - zrobił chwilę przerwy - i nie ma mnie! - zasłonił oczy dla Erwina i szybko poszedł za wózek aby ten go nie mógł zobaczyć. Gdy otworzył oczy szukał Davidka oczami ale nigdzie go nie mógł znaleźć więc zaczął płakać.
- Ej ej Erwin już spokojnie tu jestem - odrazu podbiegł do niego i stanął nad nim - widzisz? Nic to jednak nie dało dalej płakał a z pogodą zaczęło się dziać coś dziwnego. Na bezchmurnym niebie nagle zaczęły gromadzić się chmury i zaczęło padać.
- Co jest - zapytałem odrazu wstając i patrząc w stronę Davida i Erwina - Uspokój go to chyba on to robi - bardziej powiedziałem niż zapytałem.
- Próbuje no - powiedział zestresowany i zaczął kołysać nim tak jak pamiętał że robił to Gregory - To nic nie daje niewiem co mam robić Carbo! - mówił spanikowany Davidek patrząc na mnie.
- Ja tym bardziej niewiem nie znam się na dzieciach - podniosłem ręce do góry - Ale wiem kto nam pomoże i to lepiej natychmiast bo coś czuję że może być tylko gorzej - mówiąc to zaczęło jeszcze bardziej padać więc pobiegliśmy pod altankę która była obok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top