Zapomnieli?
Toby
Jak co dzień obudził mnie pisk w uszach. Zwykle leże jeszcze 20 minut aby poukładać sobie plan na nadchodzący dzień, ale nie dziś. Natychmiast wstałem z łóżka niedbale rzucając kołdrę na podłogę za co najpewniej Operator by mnie ochrzanił, ale nie dziś! Podbiegłem do kalędarza upewniając się czy to na pewno ten dzień. Tak! 28 kwietnia czyli moje 18-ste urodziny!
Na pewno nikt nie zapomniał! Przecież to jeden z najlepszych dni w roku! Szybko założyłem jeansy i czarny T-shirt, a na szyi zawiesiłem chustkę i gogle. Wypadłem ze swojego pokoju i wpadłem do pokoju Rairy.
-Rai..ra?- błyskawicznie ściągnąłem kołdrę z jej łóżka, ale nikogo nie było
Ogólnie w całym pokoju było zaskakująco czysto co się jeszcze nie zdarzyło w jej przypadku. Odwróciłem się i wyszedłem z jej pokoju. Pewnie Slenderman obudził ją wcześniej i wysłał na patrol czy coś w tym stylu więc nie ma się co denerwować.
Zszedłem do salonu. Było wcześnie więc w salonie nikogo nie było. Westchnąłem przeciągle. -Spokojnie Toby, jest jeszcze wcześnie. Na pewno nikt nie zapomniał. Pieprzyłeś im o tym od Stycznia.- Uspokajałem się w myślach.
Przeszedłem przez salon i wszedłem do kuchni z lekko spuszczoną głową. Z nadzieją na gofry albo chociaż jakieś naleśniki otworzyłem lodówkę.
- Por, pomidor, jajka, mleko, sernik... Ale gofrów już nie łaska? - zamknąłem z rezygnacją lodówkę i usiadłem przy stole.
W tamtym roku gdy tylko wstałem przynieśli mi cały talerz ciepłych gofrów z bitą śmietaną, owocami i czekoladą, a w tym roku co? Por w lodówce. Chyba daruję sobie śniadanie. Akurat w mojej głowie usłyszałem głos Operatora.
- Toby? Coś się stało? Dlaczego nie chcesz zjeść śniadania? - dopytywał Operator.
- Nie- odparłem na głos - zaraz sobie coś zrobię - odparłem lekko przybitym głosem.
- Mam nadzieję, kiedy skończysz przygotuj się i przyjdź do mojego gabinetu. Pójdziesz dziś szybciej na misję.
- Tak Operatorze - odparłem dosłownie leżąc na stole - chociaż miałem nadzieję, że chociaż dziś mi darujesz - dodałem szeptem.
Nie, to nie możliwe, że nawet on zapomniał. Pewnie po prostu chce mnie szybciej wysłać abym później miał czas wolny. Na pewno. Wstałem i nie chętnie zrobiłem sobie płatki na mleku.
-Lepsze to niż nic - mruknąłem sam do siebie w pośpiechu zjadając płatki.
Kiedy skończyłem ''śniadanie'' zacząłem się zastanawiać gdzie są moje siekierki. Chodziłem po całym domu i zapewne wyglądałem jakbym był wyprany z życia niczym prześcieradło, ale w końcu znalazłem je. Leżały rzucone przy wyjściu zapewne po wczorajszej misji kiedy zapomniałem ich z tąd zabrać i przede wszystkim wyczyścić. Trudno. Podniosłem je i przytwierdziłem do paska po czym ruszyłem do gabinetu Operatora.
Slenderman
Siedziałem przy biurku i porządkowałem dokumenty. Po kilku minutach odkąd wezwałem Toby'ego stawił się u mnie w gabinecie. Gdy tylko spojrzałem na niego odrazu było widać, że coś jest nie tak.
- Toby? Czy ty się dobrze czujesz?
- Tak Operatorze -odparł cicho nawet na mnie nie patrząc.
Jego zwykle ciekawski i pełny energii wzrok czekoladowych oczu był zawieszony na moim biurku i tak jakby nie obecny. Gołym okiem widać było, że coś mu leży na duszy ale dusi to w sobie.
- Skoro tak mówisz - jedną z macek podałem mu kartkę z dokładnie rozpisaną misją.
Chłopak nawet nie zerkając na nią wzrokiem niedbale ją zgniutł i wepchną do kieszeni.
- I Toby chcę abyś wrócił jeszcze dziś -oznajmiłem chłopakowi a on tylko lekko kiwnął głową i wyszedł z mojego gabinetu.
Toby
Wyszedłem z rezydencji i wolno szedłem przez las. Nie wierzę, że nawet Slenderman zapomniał. Przecież wszyscy dobrze wiedzieli jak zależy mi na moich 18-stych urodzinach.
Tak długo nad tym rozmyślałem, że nawet nie zauważyłem starego budynku w praktycznie środku lasu. Używaliśmy go czasem jako noclegu podczas misji.
Jak na zawołanie zaburzało mi w brzuchu.
- No tak, nie zjadłem nic bardziej treściwego
Chwilę się wachałem bo Slenderman kazał mi wrócić jeszcze dziś ale pokusa była zbyt wielka. Wstąpiłem do środka.
Nie był to wielki budynek. Telewizor, kanapa, fotel, stolik kawowy i nie wielka kuchnia.
Podeszłem do o dziwo jeszcze działającej lodówki. Tak jak myślałem, są tu jeszcze moje gofry z ostatniej misji.
Szybko wyjąłem gofry i nałożyłem na talerz. Usiadłem na fotelu i mruknąłem sam do siebie zgaszonym głosem:
- Wszystkiego najlepszego.
Po skończonym posiłku wstałem i ruszyłem do wyjścia. Zamknąłem za sobą drzwi do budynku i szedłem wolno w stronę domu. Mój wzrok ciągle był skupiony na ziemi. Było mi naprawdę bardzo smutno.
Szedłem tak już dobre kilka godzin, było już ciemno. Nie szedłem do rezydencji, szedłem do mojego ulubionego miejsca czyli małego jeziorka dokładnie w środku lasu.
Kiedy byłem już na miejscu wdrapałem się na płaczącą wierzbę i usiadłem na jednej z gałęzi które zwisały dokładnie nad taflą wody. Jeziorko było czyste jak łza, a na dnie leżało wiele białych, zaokrąglonych kamieni. W tafli wody odbijał się księżyc i zsyłał na całe jeziorko srebrny blask.
Siedziałem tak i patrzyłem w wodę. W pewnym momencie zauważyłem, że nad taflą zaczynają latać małe, świecące punkciki. Świetliki.
Mimowolnie uśmiechnąłem się.
Nagle poczułem, że ktoś siedzi obok mnie. Gwałtownie się odwróciłem. Obok mnie siedział kot. Zwykły, czarny kot.
-Hej maluchu, zgubiłeś się? - zapytałem z uśmiechem i wziąłem go na kolana.
- Nawet nie wiesz ile ja cię szukałam - odparł zwierzak dziewczęcym głosem patrząc mi prosto w oczy. Zaraz... On miał jedno niebieskie i drugie zielone oko...
- Raira?! - zapytałem zaskoczony
- Tak szukałam cię do kilku godzin! Chodź szybko! Nagły wypadek! - biła mnie łapkami w brzuch.
- No dobrze dobrze już idę! - szybko zeskoczyłem z drzewa i pobiegłem w stronę rezydencji z Rairą na ramieniu.
Raira
Toby cholernie szybko biegł przed siebie. Ledwo dałam radę utrzymać się na jego ramieniu. Po dosłownie kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
Toby wbiegł zdyszany do domu. Wszędzie było ciemno.
- C-co jest? - zapytał lekko zdenerwowany Toby.
Nagle rozbłysło światło i wszyscy krzyknęli:
- Niespodzianka!
Toby
Kiedy tylko wszyscy wyskoczyli myślałem, że rozpłynę się ze szczęścia.
- Nie zapomnieliście! - krzyknąłem szczęśliwy
- Oczywiście, że nie Toby! - krzyknęła Bloody przytulając mnie - wszystkiego najlepszego!
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Dosłownie zatkało mnie ze szczęścia.
Nagle wszyscy znajdujący się w salonie przytulili mnie. Byłem taki szczęśliwy! Moje szczęście zwiększyło się kiedy Masky wprowadził do pokoju tort wyłożony dookoła goframi.
Raira
Było już grubo po pierwszej w nocy. Większość nachlana już w trzy dupy, a szczególnie solenizant grali w butelkę chociaż ledwo odróżniali kto jest kim.
Ustalam przy oknie i nagle uderzyła mnie fala gorąca. Za oknem patrzyły na mnie trzy pary czerwonych ślepi. Przetarłam oczy. Czerwone punkty zniknęły. Pewnie tylko się mi przewidziało.
Odwróciłam się i rozglądnęłam po salonie. Nie było jednej osoby, a konkretnie pewnego syna Lucyfera o imieniu Dylan.
Tak wiem, mamy już czerwiec ale... No... Urodziny Toby'ego muszą być!Co nie? X'D
*Słychać cykanie świerszcza*
Okej X'3 Do następnego
~Bayo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top