Początek kłopotów

Toby

Operator przeteleportował nas do swojego gabinetu.
- Toby, poczekaj tu.
Slenderman szybkim krokiem wszedł do tej części "szpitalnej" jego gabinetu i zamknął za sobą drzwi.
Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Wstałem z fotela i chodziłem we wszystkie strony świata. Co raz odruchowo sprawdzałem czy mam swoje siekiery. Oczywiście były na swoim miejscu.

Rozglądałem się po całym gabinecie mając nadzieję, że znajdę jakiś obiekt który odwróci moją uwagę. Niestety. Całe pomieszczenie znałem na pamięć. Wiedziałem co gdzie leży, jakie książki gdzie trzeba układać no po prostu wszystko!

Po naprawdę długim czasie czekania Slenderman pozwolił mi wejść do Rairy.
Ekspresowo zerwałem się z fotela i wpadłem do salki. Raira miała na najgłębszych ranach bandaże oraz inne opatrunki. Aktualnie była zajęta wygodnym ułożeniem się na łóżku.
Opanowałem całą swoją energię i spokojnie podeszłem do dziewczyny chociaż w środku rozrywało mnie ze szczęścia.
- Może ci pomóc?- zapytałem siadając na krzesełku obok łóżka.
Demonica natychmiastowo się odwróciła, a w jej oczach pojawiły się iskierki szczęścia.
- Toby!- dosłownie rzuciła mi się na szyję.
- Wyglądasz znacznie lepiej.
Patrzyłem na jej odkryte części ciała, siniaki w bardzo szybkim tępie goiły się.
- Na szczęście szybko z tego wyjdzie - zaczął zadowolony Slenderman - jeśli przez noc dobrze wypocznie już jutro nie będzie miała żadnych blizn ani siniaków, a teraz zostawię was na chwilę samych. Muszę wysłać kilka osób aby sprawdzili czy w pobliżu nie ma Skroll'a.
Slenderman teleportną się do salonu tym samym zostawiając nas samych.

- Dziękuję, że po mnie przyszliście.- Raira przytuliła się do mnie jeszcze bardziej.
- Przecież byśmy cię nie zostawili.
Niespodziewanie do pokoju wpadły wszystkie zwierzaki z rezydencji. Na ich czele biegła Sakura i Grinny Cat. Koty wskoczyły na łóżko tuląc się do swojej opiekunki, a Seed Eater i Smile Dog zatrzymali się tuż przed łóżkiem.
- Nawet nie wiecie jak za wami wszystkimi tęskniłam!- Raira przytuliła każdego zwierzaka.
Przez dłuższą chwilę Raira głaskała zwierzaki po czym zadowolone z siebie opuściły pokój.

- Ale za tobą tęskniłam najbardziej.- czarnowłosa przytuliła mnie i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Nawet nie wiesz jak ja za tobą. Już nigdy do tego nie dopuszczę. Obiecuję.- chwilę trwaliśmy w uścisku po czym z powrotem usiadłem na krześle i z entuzjazmem zacząłem opowiadać dziewczynie o wydarzeniach w rezydencji pod jej nieobecność.

*W salonie*
Bloody Hope

Kiedy już wszyscy wrócili do salonu wparował Slender.
- Czy wszyscy wrócili?
- Tak.- odpowiedzieliśmy chórem
- Dobrze. A więc będę miał jeszcze jedno zadanie dla niektórych z was. A mianowicie dla: Masky'ego, Hoodie'go, Bloody Hope, Jeff'a, Liu, E.Jacka, Helena i Judge Angel. Chciałbym abyście po kolacji rozejrzeli się po okolicy i sprawdzili czy nigdzie nie ma Skroll'a czy innych nieproszonych gości. Rozumiecie?
Wybrane osoby krzyknęły "Tak" i ruszyły do kuchni.

Zajęłam miejsce obok Jeff'a i nałożyłam sobie na talerz sałatkę grecką.
- Będziesz jadła tylko sałatkę?- zapytał ze zdziwieniem Jeff.
- Doskonale ją rozumiem- wtrącił się Helen- ja też nie lubię objadać się na noc.- Powiedział przybijając ze mną żółwika.

- Ja tam wolę sernik.- Powiedział Tim
Tak zaczęła się kłótnia na temat "Co jest lepsze? Sernik czy sałatka?".
Po jakichś dwudziestu minutach Liu zakończył nasz spór.
- Może chodźmy już na ten patrol?! Im szybciej pójdziemy tym szybciej wrócimy!

Podzieliliśmy się na cztery grópy: ja z Jeff'em idziemy na północ, Masky i Hoodie na południe, E.Jack i Liu na wschód, a Helen i Judge Angel na zachód.

Kiedy ja i Jeff oddaliliśmy się wystarczająco daleko od chłopak zrobił coś czego się kompletnie nie spodziewałam. Z nienacka przygwoździł mnie do drzewa i odciął drogę ucieczki.
- Jeff...- czułam jak na twarzy robią mi się rumieńce.
- Ciii... Daj chwili trwać.- Jeff namiętnie mnie pocałował.
Oczywiście oddałam pocałunek. Po chwili zaczął całować mnie po szyi zapewne zostawiając nie jedną malinkę. Było mi tak dobrze. Zapomniałam o całym świecie. Liczył się tylko on i ja. Moje serce biło jak szalone kiedy chłopak schodził z pocałunkami coraz niżej. Jego ręce "magicznym sposobem" znalazły się pod moją bluzką i delikatnie wodziły po moich plecach. Myślałam, że nikt nam już nie przerwie gdy nagle usłyszałam strzał. Odkleiliśmy się od siebie i cicho wyjrzeliśmy zza krzaków. Na polanie leżał martwy wilk. Na jego klatce piersiowej była paskudna rana po strzale. Zauważyłam jakiś ruch. Obok dorosłego wilka siedział mały wilczek. Był biały jak śnieg i bardzo młody. Wyglądał na zaledwie półtorej miesiąca.

Nagle do ciała podszedł jakiś mężczyzna. Miał strzelbę.
- Myśliwy...- szepnęłam z przerażeniem- Jeff musimy pomóc temu maluchowi! On go zabije!- w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie martw się. Pomożemy mu. Poczekaj tu chwilę.
Killer wstał i cicho wyszedł zza krzaków. Wyjął swój nóż z kieszeni i rzucił nim prosto w głowę mężczyzny. Myśliwy padł nieżywy. Z jego głowy obwicie sączyła się krew. Mój chłopak tylko podszedł i wyjął swoją broń z jego głowy.
- Choć Bloody!
Dosłownie wyskoczyłam z krzaków i wolno podeszłam do małego wilczka.
- Hej mały- zaczęłam łagodnie mówić do wilczka- nic ci nie zrobię. Podejdź do mnie.
Zwierzak chwilę się wąchał ale ostatecznie podszedł do mnie i obwąchał mnie. Nie minęła chwila i dał się podnieść.
- Jeff, możemy go zatrzymać?- spojrzałam na chłopaka maślanymi oczami.
- No dobra. Ale jeśli tylko Slender się zgodzi. Ok?
- Dzięki! - rzuciłam się chłopakowi na szyję.
- Chodźmy dokończyć ten obchód i wracajmy do domu.

Ruszyliśmy. Cały las zdawał się być spokojny. Nigdzie nie było nawet śladu Skroll'a czy innego nieproszonego gościa.
- Wracajmy już.- powiedziałam przytulając mocniej wilka do siebie.
- Masz rację. Wracajmy już.
Wtuliłam się w Jeff'a i ruszyliśmy w stronę rezydencji.

Toby

Raira zasnęła. Przykryłem nastolatkę kołdrą i cicho wyszedłem z pokoju. Zdziwiłem się, że Slender nie siedzi przy swoim biurku. Zamknąłem drzwi od gabinetu, wszedłem do salonu i... Zamarłem. Na kanapie siedział Lucyfer. Szatan w najlepsze rozmawiał ze Slenderem. Obok władcy piekieł siedział chłopak. Miał na oko 17 lat. Był trochę wyższy odemnie. Miał czarno-czerwone włosy ułożone w artystycznym nieładzie, jego czerwone oczy błyszczały podstępnie, a na głowie miał niewielkie, diable rogi. Był lekko umięśniony. Ogólnie wyglądał na typowego Bad Boy'a.
Slenderman widząc mnie przerwał rozmowę z szatanem i przedstawił mnie:
- Lucyferze ty już znasz Toby'ego, ale twój syn chyba jeszcze nie. Toby to jest Dylan, syn Lucyfera.
- Hej -powiedziałem niedbale i zwróciłem się z powrotem do Slendermana- Operatorze, Raira już zasnęła. Mam zrobić coś jeszcze?
- Nie Toby. Idź już spać.

Z szacunkiem pochyliłem głowę i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
- A właśnie Raira. Myślę, że mój syn chętnie się z nią zapozna. - to zdanie wypowiedziane przez Lucyfera zmusiło mnie do podsłuchania rozmowy.
- No dobrze, ale niech nie robi sobie nadzieji, ona ma już chłopaka.- odparł trochę ostrzejszym tonem Slender

Dalszą część rozmowy już sobie odpuściłem. Ale wiem jedno...
Z tym synalkiem szatana będą kłopoty...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top