Plan idealny

Toby

Nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok. Myślałem o Rairze. Pierwszy raz odkąd Lyra zginęła odczuwałem strach o drugą osobę. Po 15 minutach poddałem się. Wstałem z łóżka i cicho ruszyłem do kuchni.

***

Otworzyłem lodówkę i wyjąłem gofry zrobione przeze mnie dzień wcześniej. Polałem je bitą śmietaną i zacząłem zajadać się moim przysmakiem.

Kiedy ostatni kawałek ciasta zniknął wstawiłem talerz do zlewu i usiadłem z powrotem na krześle. Zaczęło mi się nudzić. Popatrzyłem na zegarek, czwarta rano.
- Na patrol nie pójdę bo dziś Masky i Hoodie byli już. Może wyczyszczę siekiery?- pomyślałem o mojej broni wciśniętej w kąt pokoju- Nie. Chyba po prostu przejdę się na spacer.

Poczłapałem do mojego pokoju. Chwyciłem mój codzienny zestaw ubrań i szybko się przebrałem.
- Jeszcze tylko siekiery, na wszelki wypadek - mruknąłem do siebie - tylko... Gdzie one są?
Nagle usłyszałem szmery. Do mojego pokoju wkroczyła dumnym krokiem Sakura ciągnąc razem z Grinny'm moją broń. Koty położyły mi dwie siekierki pod nogi i patrzyły prosto w oczy.
- No niech zgadnę, chcecie iść ze mną?
Sakura pokiwała głową na zgodę, a Grinny uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Przypiąłem moją broń do pasa i poszedłem w stronę wyjścia z domu.
Najciężej jak mogłem zamknąłem za sobą drzwi wejściowe i ruszyłem w głąb lasu, a za mną dwa koty.

Chodziłem już chyba 2 godziny i ciągle intensywnie myślałem. Układałem w głowie plan. Wiedziałem, że Slender nie zaakceptuje go ale zawsze warto chociaż raz na ten długi czas wysilić mózg.

Plan był rozłożony bardzo dokładnie, a mianowicie:
Ja i Domino zaczekamy w krzakach niedaleko domu Skrool'a. Jeff i Bloody Hope odwrócą uwagę Proxy Skrool'a i zwabią ich w pułapkę, która będzie polegała na wyprowadzeniu ich na polankę całkiem blisko miasta gdzie będą czekać :Masky, Hoodie, E.Jack i Candy.
Skroll nie jest głupi więc na pewno zostawi kilku Proxy ze sobą. Z jego "zapasowymi" Proxy rozprawi się L.Jack, Clockwork, Helen, Jane i Victor.
Największy problem stwarza Skroll i Lulu bo są najlepiej wyszkoleni ale Slenderman z łatwością by się nimi zajął.
W tym czasie ja i Domino uwolnimy wślizgniemy się do domu i uwolnimy Rairę za pomocą jego ostrych jak brzytwa kart.
Reszta past będzie ubezpieczała całą misję.- dokończyłem w głowie
~ Toby, to naprawdę dobry plan.- usłyszałem w głowie
- O...Operatorze?! Co tu robisz?!- o mało nie dostałem zawału. Zza jednego z drzew wyszedł Slenderman.
~Toby, obydwoje dobrze wiemy, że nie umiesz cicho chodzić, a po drugie ja nie śpię. Ale mniejsza z tym, chodźmy do mojego gabinetu.
- Ale po co?
~Dopracujemy twój plan.

***

- Już wszystko rozumiecie?- w salonie Slenderman objaśniał mój plan reszcie mieszkańców.
- Tak, ale kiedy mamy zamiar go wykonać?- zapytała Bloody Hope uciszając przy okazji Jeff'a- musimy się przygotować!
- Tak wiem. I dlatego teraz wszyscy, łącznie z tobą Toby, pójdziecie do swoich pokoi i się wyśpicie. Rano po śniadaniu naostrzycie bronie i się przygotujecie, a wieczorem rozpoczniemy misję. Rozumiecie?
Wszyscy kiwnęli głowami.
- Doskonale! A teraz dobranoc!
Slenderman zakończył swoją "przemowę" i teleportował się do swojego gabinetu.
- Choć Toby- podszedł do mnie Masky- musisz się wspaaaaaać.- powiedział ziewając
- Jeszcze chwilę tu zostanę.
- Bez dyskusji. Wiem, że tylko czekasz aby się wymknąć, idziesz TERAZ z nami.- brunet złapał i pociągną za kaptur.
- Ale. Ja. Chce. Jeszcze. Chwilę. Tu. Zostać.- powiedziałem zły.
- Toby!- powiedział już trochę głośniej i agresywniej.
- Nie!
Na całe szczęście już prawie nikogo nie było w salonie.
- Toby! Slenderman kazał...
- Masky!- przerwała nam Bloody Hope- ty i Hoodie idźcie już do pokoju, a Toby zaraz do was dołączy.
- Ale...- próbował dyskutować Masky.
- Do pokoju, Tim!
- No dobra
Tim mruknął coś do swojego brata i razem poszli do pokoju.
- Choć Toby.
Bloody Hope ruszyła do kuchni, a ja za nią.

-Siadaj.
Dziewczyna wyjęła z lodówki gofry i podgrzała w mikrofali.
Po chwili postawiła przede mną talerz gofrów i szklankę ciepłego mleka.
- Toby, rozumiem, że się martwisz ale musisz się uspokoić.- powiedziała uspokajającym głosem- musisz być w pełni sił aby ją uwolnić
- Wiem ale... Tak się boję, że ona...- ostatnie słowo ugrzęzło mi w gardle.
Wbiłem wzrok w podłogę.
- Jestem pewna, że ona żyje.

Chwilę pustym wzrokiem patrzyłem na mój przysmak.
- Bloody? Mogę zadać ci pytanie?
- No...dobra
- Ile masz lat?

Bloody Hope

Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dziewczyn nie pyta się o wiek.- powiedziałam tłumiąc śmiech.
- Wybacz- powiedział drapiąc się po karku lekko zarumieniony, po czym zaczął jeść.
- A dlaczego się pytasz?- zapytałam ze śmiechem patrząc jak Tobiasz pożera bezbronne gofry.
- Bo znowu czuję się jakbym miał starszą siostrę.- powiedział z uśmiechem.
Zaczekałam aż chłopak wypije mleko i odstawi naczynia do zlewu.
- Mam 18- odpowiedziałam po dłuższej chwili ciszy
- Ja 17, w kwietniu skończę 18- powiedział ziewając brunet
- Widzę, że mleko na ciebie działa.
- Wiedziałem! To było specjalnie!- krzyknął ze śmiechem
- Może...- przewróciłam z uśmiechem oczami
Nagle z korytarza wypadł Jeff.
- Bloody Hope! Dlaczego mnie zostawiłaś! Czułem się samotny! Mówiłaś, że zaraz wrócisz!- czarnowłosy przytulił dziewczynę
- Widzisz Toby! Jego nawet na chwilę nie można zostawić samego!- wykrzyknęła rozbawiona.
- Idźcie spać!- Slender wyglądał na nieźle wkurwionego. Teleportował się obok nas - Do pokoi!

Sprintem rzuciliśmy się do swoich pokoi.
- Dobranoc!- krzyknęliśmy we trójkę po czym każdy zamkną się w pokoju

Slenderman

- O Zalgo. Gdzie ja popełniłem błąd.
Zrobiłem sobie kawę i teleportowałem się do swojego gabinetu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top